XLV. Cena wsparcia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gretel

– Nie chcę cię tu – syknęła wróżka, celując sztyletem w stronę Terry'iego.

– To nie podlega negocjacji. Z Pascalem się nie negocjuje.

Gretel warknęła głucho, wbijając czubek noża w szafkę. Ta jednak wzdrygnęła się, przez co ostrze spadło z brzdękiem na podłogę. Spłoszyło to kilka błonkoskrzydłych stworków, które wydłubywały z drewna korniki jak ludzie ziarna słonecznika z kwiatu.

Terry uciekł niemal do samych drzwi. Oczywiście, nie na widok grzebajów, jak nazywały się te stworzenia, bo nie był Widzącym. Gretel jednak przywykła do tego, że do przestraszenia śmiertelnika z reguły wystarczał brzdęk, nie mówiąc już o ożywionych meblach.

Gretel sięgnęła do szuflady drżącej szafki i wyjęła z niej książkę. Ostatnio Pascal ją tam chował, toteż uznała, że warto byłoby ją przejrzeć w wolnym czasie.

Terry nie był żadnym świadkiem. Pilnował jej by nie węszyła. Co to jednak oznaczało? Że musiała się zachowywać tak, jakby nie miała nic do ukrycia. Na przykład, jakby dostała przyzwolenie Pascala na przeczytanie czegoś z jego podręcznego księgozbioru.

– Nie chcę, byś mi tu dygotał, gdy będę pracować – powiedziała, przechodząc z książką do stolika pomiędzy regałami.

Biblioteczka nie była duża. Miała jednak tyle zakamarków, że roiło się w niej od drobnych, cieniolubnych i przeważnie kurzożernych istot. Komnata wręcz wibrowała od życia skrywającego się za Mgłą.

Dla Terry'ego to musiało być na tyle niepokojące, że czuł obecność czegoś, czego ani nie widział, ani nie słyszał, że powiedział cicho:

– A ja mam być, jakbyś padła z wyczerpania.

Gretel uśmiechnęła się. Chyba myślał, że podziemia kryjówki szulera zamieszkiwały istoty wysysające siły życiowe. Do tych było jednak bardzo, ale to bardzo daleko.

– A nie możesz myśleć za siebie? – spytała wróżka z lekką ironią. Widząc upór mężczyzny, westchnęła, odwracając się do niego plecami na krześle: – Nieważne.

Gretel przyszła wcześniej do kamienicy z Terrym, żeby rozejrzeć się za wisiorem pani Wiosny. Strumień jej nie okłamał – to ona wyciągnęła pochopne wnioski. Może gra toczyła się o jakiś pantofel, ale nadal mogła zdobyć to, czego chciała.

Ledwie jednak otworzyła książkę, która okazała się jedynie powieścią, do pokoju ktoś wszedł.

Gretel wydawało się, że z półmroku wyodrębniły się najpierw oczy, a dopiero potem reszta ciała.

– Ważne, ważne – odparł Pascal, zbliżając się do niej i Terry'ego. Ręką, w której nie trzymał czarodziejskiej busoli, strzepywał z marynarki resztki kosmicznego pyłu. – Ale przyznam, że usłyszeć z twoich ust takie słowa, to co najmniej osobliwe.

Wróżka zmarszczyła brwi, gdy szuler położył dłoń na otworzonej książce. Po tym zerknął na nią i znowu wrócił spojrzeniem do książki. Na chwilkę przygryzł wargę, jakby dekodował jakąś łamigłówkę, choć przed oczami miał jedynie stronę tytułową odwróconą do góry nogami. Ostatecznie nie zabrał książki Gretel.

Pascal zwolnił Terry'iego z posterunku. Mężczyzna chwilę się wahał, nim zupełnie usunął się z pola widzenia. Niewąptliwie podjąć właściwą decyzję pomogła mu podjąć szafka, która podskoczyła, gdy grzebaj wcisnął długi palec w jakieś bolące miejsce.

Szuler widząc, jak klamki na górnych szufladkach przekrzywiły się, imitując smutne spojrzenie, włożył busolkę do kieszeni, aby wypełnić ją gołębim piórkiem z kapelusza. Dopóki nie ruszył nim zamaszyście, a z szafki powyskakiwały wszystkie szkodniki, na niej nie pojawiła się nowa farba, a grzebaje zawołały radośnie, Gretel myślała, że to jedynie ozdoba – tło dla pawiego pióra.

Wróżka patrzyła zaskoczona na cały spektakl. To, że był realny, potwierdzało pobudzenie grzebaji, które gorączkowo łapały korniki pełzające po podłodze. Zazwyczaj widziała magię żywych istot w akcji. Artefakty były dla niej czymś egzotycznym, nowym... A może to właśnie była moc Pascala? Ukrywał swoje zdolności, wyjmując coraz to nowszy przedmiot, który tak naprawdę był bezużyteczny?

Tłumaczyłoby to, czemu talizman Galena po jego ingerencji pachniał... nim. Jego energią życiową.

– Nie wyżywaj się na moich przyjaciołach – powiedział Pascal, wracając spojrzeniem do Gretel, gdy już umieścił z powrotem piórko w kapeluszu.

– Nie wyżywam – odburknęła.

– A co niby robisz?

– Usilnie próbuję uzmysłowić mu, że nie jest tu mile widziany. Szczególnie, gdy próbuję cieszyć się zasobami biblioteki, do której mnie wpuścił.

– Uwierz mi, Terry jest miły, ale nie głupi. – Pascal oparł się o bok regału naprzeciwko Gretel. – Zrozumiał.

– Skoro ci go tak żal, to może na przyszłość nie rób z niego mojego strażnika.

Na twarz mężczyzny wpełzł powoli koci uśmieszek.

– A co dostanę w zamian?

– Niech się zastanowię – mruknęła Gretel, rozglądając się teatralnie po pokoju. – W zamian nie puszczę tego miejsca z dymem?

Odpowiedział jej śmiech, który mile podrażnił jakieś cząstki w niepamięci wróżki:

– Brzmi uczciwie.

Gretel poczuła dziwny ucisk w piersi na tą myśl. Zdarzało jej się przecież przypalać ludzi. Ale przecież tu chodziło o meble? Książki? Zawarte w nich myśli, może nawet cząstki duszy... Dlaczego było jej ich tak żal?

Wróżka wróciła spojrzeniem do szulera. Pascal wciąż uśmiechał się półgębkiem. Nie widziała powodu ku temu, toteż skutecznie wyrwało ją to z zamyślenia.

Zacisnęła dłonie na okładce książki, gdy pośpieszył się z wyjaśnieniami:

– Twoje oczy odzwierciedlają myśli. Rozumiem, czemu Mir lubi tak z tobą przebywać.

– Bo to takie „pokurczowe"? – spytała kąśliwie. Niczego innego jednak nie spodziewałaby się po arystokratycznej mniejszości czarodziejskiego świata.

Pascal pokręcił głową, a część włosów wymknęła mu się spod kapelusza.

– Raczej... odprężające. Nie musi się doszukiwać kontekstu dla twoich słów – powiedział łagodnie, jakby to nie była ucieszna wada, którą mógł w każdej chwili wykorzystać do własnych celów. – No i egzotyczne. W końcu nie często o tak ludzką ekspresję we Mgle.

– Tak jak o zamglańskiego arystokratę na Jawie.

– Schlebiasz mi, choć to ty jesteś unikatem co najmniej na miarę zgromadzonych przeze mnie skarbów – odparł Pascal, kładąc rękę na sercu.

Pochlebca i łgarz – pomyślała Gretel, choć nie mogła powstrzymać się od płytkiego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Była ciekawa, ile Mir o niej powiedział, nie mniej co też konkretnie zdradził.

O klątwie, jej współpracy z Kresenią, kłopotach z Johannem Pascal już wiedział. Ale... Czy mógł mieć podstawy przypuszczać, że będzie się rozglądać za wisiorem pani Wiosny w jego skarbcu?

Wróżka podniosła się z krzesła, poprawiając sukienkę w kolorze borówek. Jej najnowszy nabytek miał szklane guziki, które połyskiwały od trójkątnego, płytkiego dekoltu, po sam koniec spódnicy. Ta mile omiatała kostki nóg, na które włożyła skórzane, wygodne trzewiki. Pierwszy raz, odkąd pojawiła się na Jawie, czuła się tak lekko.

Zmiana stroju dodawała Gretel energii, co przeczyło prawom Jawy i Mgły. Sprawiała, że miała odwagę uśmiechnąć się do Pascala w sposób serdeczny i drapieżny zarazem, oprzeć rekę o biodro, nieco poniżej podkreślonej pasem wąskiej talii, a nawet powiedzieć z udawaną pretensją:

– A więc i przyszłam na herbatę. Tak jak prosiłeś. Musiałam na ciebie czekać – dodała, przy okazji wskazując książkę.

W oczach Pascala pojawiły się iskry magii.

– Przepraszam za spóźnienie – podjął grę, nie kryjąc, jaką frajdę mu to sprawiało. – Mir nieco potargał mi nerwy. Musiałem je uczesać – odparł, rzucając oczkiem w stronę wróżki. Wystawił rękę w jej stronę. – Uczynisz mi ten zaszczyt?

Gretel wiedziała, że powinna ją przyjąć, a nawet oblać rumieńcem. Takie było prawo niepisanego kodeksu dobrego obyczaju. Nie było jednak nikogo z ludzi Pascala, a jedynie kilka czarodziejskich przedmiotów.

Wróżka poprawiła sukienkę, podchodząc w stronę Pascala. Ten zabrał rękę, aby zerknąć na busolkę skrytą do tej pory w marynarce. Przedmiot przypominający zegarek nie miał jednak wskazówek, a jedynie tarcze, które obracały się niezależnie od siebie. Przypominał miniaturowy automat z gwiazdozbiorami, których używali uczeni w dawnym collegium.

Gretel czuła, że ten artefakt był powiązany z kryjówką Pascala. Nie chował go przez całą drogę do wieży, a jedynie wpatrywał w niego. Nie zdradzał po sobie żadnego niepokoju w związku z tym, że ostatecznie jego kamienicy nie przybyła kolejna kondygnacja, a jedynie znalazł się z Gretel w ratuszowej dzwonnicy.

Wróżka musiała przyznać, że budowla była imponująca. Kiedy przyjechała pierwszy raz do Nitr, widziała tylko otynkowany walec przylepiony do względnie zgrabnej reszty budynku. Przez większość swojego pobytu wieża była jednak skryta za rusztowaniem. Wnętrze dzwonnicy, wykładane polerowaną cegłówką i szarym kamieniem zdradzało jednak, że przynajmniej ten element budynku miał za sobą kilka wieków istnienia.

– To pozostałość po zamku możnowładcy z czasów Bakara. Niewykluczone, że samego Bakara.

– Nie pamiętasz?

Pascal wzruszył ramionami.

– To były tak dawne dzieje. Przywiązywałem wagę do innych spraw niż lokalizacja domostwa jakiegoś ludzkiego króla.

– A teraz gdzie nie pójdę, nie spojrzę, z kim nie porozmawiam, tylko Bakar – dokończyła za Pascala Gretel.

– A żebyś wiedziała. Gdybym wiedział, że tak się sprawy potoczą, poprosiłbym go o autograf.

Dotarli wreszcie na szczyt wieży, gdzie wszystko było zrobione już z drewna. Pascal pstryknął palcami, a pusty kąt sali zapełnił się dwoma krzesłami i stolikiem. Na ten z kolei spadł obrus, który sam się wygładził. Podobnie samodzielnie ustawił się imbryk, cukiernica i dwie filiżanki ze spodeczkami.

Niby to było bezużyteczne... Ale Gretel nie mogła zaprzeczyć, że było też zjawiskowe.

Usiedli na odpowiednich miejscach. Po tym, jak Pascal napełnił obie filiżanki herbatą, a potem dosypał do nich po łyżeczce cukru, przez chwilę patrzył na nocną panoramę Nitr.

Gretel zastanawiała się za to, czy to było dozwolone – chodzenie nocą po ratuszu. Zresztą – nocą, nikt nie mógł mu tego zabronić, bo nikogo nie było. Z dnia także, bo przecież był konserwatorem, który przybył na zaproszenie burmistrza. Popijanie herbaty w dziwnych miejscach oraz nocny tryb życia zaś idealnie wpisywały się w jego artystyczny wizerunek.

Gretel chciało się śmiać, że tępiono Widzących, gdy pozwalali magii w swojej całej okazałości kroczyć pośród śmiertelników.

– Jeśli myślisz, że filiżanką herbaty zdobędziesz moje zaufanie, to się mylisz – uprzedziła wróżka, przyglądając się podejrzliwie parującemu napojowi.

– A ktoś próbował, jeśli mogę spytać?

Milczenie Gretel mówiło samo za siebie. To, że Pascal usilnie unikał tematu Mira, tylko dowodziło tego, że coś było do rzeczy. Wskazywało na to także jego zachowanie. To jak, naśladował jego poczynania z ostatnich dwudziestu lat znajomości, poczynając od herbaty.

Pascal mówił jednak dalej:

– Najwyraźniej ten osobnik nie za bardzo się postarał. Osobiście uważam, że akurat herbata to napój wyjątkowy i nie tylko przez wzgląd na to, że łagodzi obyczaje.

Gretel przez chwilę trzymała napar w ustach, nie mogąc się nadziwić, że coś na Jawie miało smak.

– Zaskakująco aromatyczna, prawda? – powiedział. Zanim Gretel zdążyła zapytać, co też jej dosypał i czy to nie trucizna, zrobił to, co uwielbiał, a mianowicie przemądrzał: – Ma w sobie szczyptę magicznego cukru. Mgła strasznie przytępia zmysł smaku na Jawie. Tak udało mi się ją obejść.

– Czyli to roślina rosnąca na Jawie? – dopytała Gretel.

Pascal kiwnął głową.

– Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? Jeśli chcesz mnie zrzucić z wieży, to ostrzegam, że mam skrzydła – stwierdziła, upijając kolejny łyk herbaty.

– Mir uprzedzał, że jesteś prostolinijna – westchnął Pascal, łącząc palce przed sobą. – A także, że mierzysz wszystkich swoją miarą – dodał z uśmiechem.

Wróżka poczuła ssanie w żołądku.

– Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytania. Mam je powtórzyć? Znowu?

Pascal pociągnął łyk herbaty z filiżanki, żeby stłumić, niezbyt skutecznie, rozbawienie. Gretel jednak widziała, jak wokół niego iskrzą drobinki przypominające strzępki promieni słońca o świcie i zmierzchu.

– To nie będzie konieczne. – Wskazał palcem chrząstkę na szczycie ucha. Dokładnie miejsce, gdzie elfy i wyższe byty miały szpiczaste i to nie dlatego, że rosły tam gałązki, albo płetewki. – Może straciłem swoje szlachetne przymioty, ale nadal mam świetny słuch.

– Zatem utrudniasz wszystko umyślnie.

– Raczej próbuję narzucić rozmowie odpowiednie tempo. Śpieszysz się, jakbyś miała umrzeć od czekania.

– Dość już czekałam – stwierdziła wróżka stanowczo.

Co sobie wynagrodzę w dobrach materialnych – przypominała sobie, wizualizując w głowie niewyraźną scenę, w której zdobywa w posiadanie wisior pani Wiosny.

Pascal przytaknął na wywód Gretel.

– Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego dałem ci to otwarte zaproszenie. Zasługujesz poznać choć część prawdy.

– A dlaczego nie całą?

– Bo nie jest jeszcze odkryta – stwierdził Pascal, sięgając po imbryk. – Jeszcze filiżankę?

Wróżka spojrzała mężczyźnie w oczy. To z nim Mir się spotkał, gdy Johann bawił się jej kosztem. Gdy przypomniała sobie, że to z tego imbryka, z którego teraz nalewał jej herbatę, uwolnił strumień światła, który przegonił potwora, przeszedł ją dreszcz. Nie była pewna czy ekscytacji, że wyjaśniła się kolejna niewiadoma. Możliwe, że trochę z lęku przed tym, co się stanie, jeśli odmówi Pascalowi albo jak napije się jeszcze jednej filiżanki herbaty.

– Poproszę – mruknęła, wystawiając swoje naczynko. Pascal zaś ulżył swojemu imbrykowi, pozbawiając go kilku centymetrów pysznego płynu.

Gretel spojrzała na rozciągający się poniżej plac. W Nitr obchodzono jakieś święto narodowe. W przeciwieństwie do uroczystości religijnych pieśni nie śpiewał każdy. W nocy jednak nie było już tych tłumów, które obserwowały przemarsz strażników, gwardzistów i gościnnie obecnych żołnierzy z pobliskich koszar albo arystokratów chcących pochwalić się swoim uzbrojeniem. Powietrze nie drżało od gorąca, a ziemia od równych kroków.

Plac przy ratuszu przypominał dogasające ognisko. Prócz normalnych lamp go oświetlających, ciemności przeganiały maciupeńki latarnie i świeczki na posągach. Nazajutrz miały zniknąć. Póki co jednak... Przypominały podróbki gwiazd, ich nieudane wersje, które mityczny Gwiazdotkacz wyrabia w swojej pracowni.

Gretel nadal patrzyła na nocną panoramę miasta, gdy spytała cicho:

– A więc Mir zszargał ci nerwy?

– Potargał. Mamy różnicę zdań w kilku kwestiach – przyznał Pascal. – Jedną z nich jest twój dotychczasowy dorobek w służbie Kresenii. Inną twoja umowa z nią, która teoretycznie wciąż obowiązuje. Jeszcze inną kosiarz i jego dzikie harce w obu światach.

– Czyli wiesz wszystko.

– Nie. Kiedy się poznaliśmy z Mirem, zabroniłem mu opowiadania o swoich poczynaniach we Mgle i tamtejszej polityce. Dopiero dwa tygodnie temu zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc.

Gretel przymknęła oczy, wzdychając.

Otwartość Pascala mogła znaczyć dwie rzeczy. Pierwsza, bardzo się śpieszył i chciał pozbyć się zagrożenia, jakie wiązało się z nieokreśloną postawą Gretel. Po prostu za wszelką cenę chciał ugasić jej czujność. Inną możliwością, to bardziej prawdopodobną, była intryga, którą starał się ukryć. Rozpatrywał jakiś mroczny występek z udziałem Gretel i pragnął unieszkodliwić ją, wiążąc jakimś złudzeniem zobowiązania wobec niego.

Wróżka potrzebowała informacji, owszem. Nie ufała Pascalowi, nawet jeśli czuła do niego cień nieuzasadnionej sympatii. Jedynie przez wzgląd na Mira, którego imienia nigdy nie poruszało się na darmo, rozpatrywała go jako sojusznika. Bez niego byłby jedynie intrygującym zagrożeniem niczym barwny, jadowity wąż z odległej pustyni.

– Nie powiesz mi, co go do ciebie sprowadziło? – podpuściła go Gretel.

Pascal zdawał się nie dostrzec subtelnej ironii w tej uwadze, bo jednak odpowiedział:

– Akurat to ci powiem. Mir ostatnio jest strasznie zapracowany, biedaczek – powiedział żartobliwie. – Królowa Interia postanowiła przypomnieć światu o swojej despotii, wyręczając się swoim najbardziej oddanym sługą. A przynajmniej tym, którego poczynania najbardziej skupiają uwagę jej ludu.

Gretel zainteresowało to, że Pascal nie krył pogardy wobec władczyni Zimy. Dworzanie Lata, jak się domyślała, żyli w ciągłej niezgodzie z nią i jej ludem. Pascal wydawał się mieć jednak zatarg z samą Interią, na co mało który mógł sobie pozwolić i zachować życie.

Przynajmniej Gretel już miała punkt zaczepienia, jeśli chodzi o powód wygnania znajomego Mira. Pascal mógł zadrzeć z królową... Albo równie dobrze użyć złego sztućca w czasie kolacji na jej dworze, a ona uznać to za karygodne wykroczenie.

Co zaś się tyczyło upiora...

– Naprawdę jest taki oddany? – spytała z uniesioną brwią.

– A jak myślisz?

Szczerze? To w niczym nie przypomina to służby u Kresenii, więc nie mam pojęcia. Pascal nie był jednak osobą, z którą mogłaby się podzielić tą myślą. Im bardziej zaś Gretel przyjmowała do świadomości kolejne wspomnienia, dochodziła do wniosku, że jedynie Mir był godny zaufania. Takiego, jakiego można obdarzyć kogoś, kto bardziej niż interesami królestwa przejmuje się własnymi sprawami.

Pascal pstryknął palcami. Zastawa zniknęła jedynie na chwilkę. Znowu błyszczała czystością. Obok imbryka, znad którego dzióbka unosiła się para,

– Dobrze... Na przełamanie lodów opowiem nieco o sobie. Żeby nie było, że jestem nudny – powiedział Pascal, mrugając oczkiem.

Gretel na to spojrzała ku niebu. Czy naprawdę jej towarzysz był takim atencjuszem, że nie mógł nawet znieść chwili, w której to nie on albo związane z nim sprawy nie były tematem dialogu? Gdyby to była największa z jego wad, to byłaby nawet szczęśliwa. Jako że jednak tak nie było, jedynie ją irytowało to podejście.

Gretel skrzyżowała ręce na piersi, gdy zajęła wygodniejszą pozycję na krześle. Wiatr przetoczył się przez wieżę, jakby przypominając, że znajdowała się na świeżym powietrzu.

Pascal lubił noc. Wróżka widziała go za dnia, nocą, w podziemiach, na świeżym powietrzu. Najkorzystniej wyglądał jednak w tamtej chwili. Nie chodziło o krój stroju czy jego urodę. Mężczyzna zdawał się postawniejszy, a jego spojrzenie jaśniejsze, gdy znajdował się te kilkanaście metrów bliżej nieba.

– Przed laty wygnano mnie z Zamgły oraz narzucono klątwę zmierzchu i świtu w oparciu o cykl księżycowy. Oznacza to, że co dwadzieścia osiem lat, w konkretny nów roku, tracę pojęcie o dotychczasowym życiu – powiedział spokojnym, opanowanym tonem. Odpowiednim gestem dłoni zaakcentował następną wypowiedź. – W kolejnym zaś przypominam sobie wszystkie poprzednie cykle. Wspomnienia wracają do mnie w wizjach, które czasami nawiedzają mnie w snach, a czasami na jawie. To znaczy...

W najmniej odpowiednich momentach – skomentowała Gretel, zastanawiając się, czy Pascal nie zbadał jej klątwy na tyle, aby teraz udawać, że jest pod wpływem jakiejś zmyślonej. Musiała przyznać przed sobą samą, że to akurat było mało prawdopodobne. Jej zaufanie nie było aż tak znowu istotne, aby dumny Pascal zniżał się do udawania kogoś jej pokroju. Wróżka czuła jednak w kościach, że mężczyzna był z nią szczery.

– Jak długo zmagasz się z klątwą? – spytała rzeczowo, nie zdradzając po sobie nic a nic ze swoich rozterek. – Kto ją na ciebie narzucił?

Pascal westchnął. Roztarł zmarszczkę między brwiami, aby potem z cierpliwością świętego przybliżyć Gretel fragment dawnej historii:

– Przez tą krainę przetoczyło się wiele ludów i katastrof kładących kres ich cywilizacjom. Na ich zgliszczach rozwijały się kolejne będące potomkami ziemi i słońca, Emas, oraz wody, księżyca i gwiazd, Asteras. Władcy pór roku i wszelkie stworzenia natury wywodzą się od Emas. Część Asteras zapoczątkowało rody śmiertelników w tej części świata. Część zaś, po walkach z istotami pradawnymi, do których należał swojego czasu także Koszmar, musiało osiedlić się w tej ciasnej krainie.

– Jaki to ma związek z twoją klątwą? – wtrąciła Gretel, wiercąc się na krześle. Znowu nie mogła stłumić ciekawości, która kazała sączyć każde słowo opowieści Pascala. – Ktoś z Asteras ją stworzył?

– Za chwilkę do tego dojdę – uprzedził, poprawiając mankiety koszuli. – Lud Astralny, jak przemianowała ich historia, cieszył się szczególną sympatią śmiertelników. Można powiedzieć, że do czasów Bakara przeżywał złoty wiek. Pory roku spoglądały łakomie na to, choć same nie były zainteresowane współpracą z ludźmi.

Wróżka skinęła na to głową. Mogła to przewidzieć. Miała coraz mniejsze problemy z traktowaniem ludzi jak podrzędne istoty. Niemniej wciąż widziała w nich zwierzęta, które potrzebowały jeść, pić, spać. Szczególnie, gdy we Mgle osobowość, względnie ludzka cecha, charakteryzowała nawet pieczarki czy gryzonie.

Astralne ludy zaś, jak wspomniał kiedyś Pascal, miały być ogniwami pomiędzy współczesną Jawą a Mgłą. Łatwiej się dogadać z kimś podobnym, o zbliżonym sposobie myślenia niż szukać wspólnego języka z jakimś ożywionym drzewem albo wiedźmą-ludojadem.

– Po młodej śmierci Bakara nastały burzliwe czasy – ciągnął dalej Pascal, a jego głos tracił beztroskie nuty. Brzmiał dojrzalej, lecz nie starczo. Intonacja jego głosek stopniowo nabierała jakiegoś antycznego wydźwięku. – Korzystając z powstałego chaosu, władcy Lata, Jesieni i Zimy zmusili panią Wiosny, Emerię, żeby wspólnie z nią obalić astralne ludy, począwszy od ich władców.

Pascal zerknął na wróżkę. Przesunął palcem po brzegu filiżanki, nakreślając pełny krąg, nim powiedział:

– Po wojnie rodzina królewska liczyła sobie cztery dusze. Gwiazdotkacz, najstarszy, tworzył gwiazdy w zaciszu świata, a w rękach trzymał przeznaczenie narodów. Niebezpiecznie było go denerwować – wspominał. Gretel z trudem nie zerknęła na niebo, świadoma jak irracjonalna to była potrzeba. – Słońcotkaczka była niezwiązana ze swoim królestwem, ale też decydowała o życiu i śmierci dziesiątek istot wiodących dzienny tryb życia na całym kontynencie. – Tutaj nie musiał dodawać, że zaatakowanie jej byłoby co najmniej nieodpowiednie. – Świtotkacz i Zmierzchotkacz opiekowali się bezpośrednio ludem astralnym. Ich także bano się unicestwić, bo ich moce były otoczone większą tajemnicą. Co zaś za tym szło, konsekwencje popełnionej zbrodni były nie do przewidzenia. Dlatego ten pierwszy opiekuje się niedobitkami do dnia dzisiejszego. Z ukrycia. Zaś ten drugi częstuje cię herbatą. – Pascal uśmiechnął się, a z twarzy Gretel odpłynęła krew. – I przy okazji. Opowiadałem się przeciwko Mgle. Ty też.

Gretel na razie nie dopuszczała do świadomości, że miała kiedyś wyrazić swoją niechęć wobec Mgły. W jej głowie dudniła magia, którą napędzała ponura świadomość, z kim miała do czynienia. Teoretycznie powinna się spodziewać, że Mir nie przyjaźnił się z Pascalem, aby wymieniać się z nim recepturami na pyszne napary.

Wreszcie jednak dostała swoją odpowiedź. Jej obrońca nie był elfem, dawnym dworzaninem Interii czy czarnoksiężnikiem. Miał własny dwór i ucieleśniał sam zmierzch – własną granicę. Dlatego mógł walczyć z Johannem, który też lawirował pomiędzy światem Jawy i Mgły, dnia i nocy, życia i śmierci.

Gretel przełknęła ślinę. Kiedy zerknęła na swoje dłonie, ściskały materiał sukienki z całych sił. Pogłaskała go, próbując wygładzić powstałe zagięcia.

– Aż ciężko mi uwierzyć... – zaczęła, zaskakując samą siebie, jak cicho. – Że mogłaby cię dręczyć jakakolwiek klątwa, a szczególnie tak złożona.

Pascal kiwnął na to głową.

– Niewiele w tym świecie rzeczy ma ten przywilej, że się w nie wierzy, zanim się ich nie doświadczy samemu. Jeśli coś mogę zawdzięczać swojej klątwie, to chyba to, że mentalnie odmładza. No i... Można poznać naprawdę ciekawych ludzi – powiedział z lekkim uśmiechem. Wskazał Gretel filiżanką. – A potem spotkać ich znowu po wiekach.

Wróżka znowu przełknęła ślinę. Nie znalazła jednak żadnych słów na czubku języka. Jej intensywnie pracujący umysł nie ułożył stosownej odpowiedzi na dręczące ją pytanie, do czego ten archaiczny władca pił.

– Byłaś człowiekiem, kiedy cię poznałem po raz pierwszy – kontynuował swoją opowieść szuler, przechodząc do kolejnego rozdziału swojej opowieści. – To był też mój cykl nocny, czyli kiedy nic nie pamiętałem ze swojego magicznego pochodzenia. Byłem względnie ludzki, choć zdecydowanie bardziej wolałem wieść nocny tryb życia. Towarzyszyłem ci oraz Johannowi podczas wyprawy badawczej. Zrobiłaś na mnie wtedy piorunujące wrażenie. Panna H'Alato, specjalistka od kultury przedbakarskiej zawsze takie robiła.

– Czyli... To ja jestem Alato? – wysapała Gretel, znowu zaciskając ręce na spódnicy. – I byłam człowiekiem?

Wróżce zaschło w ustach, ale bała się, że jeśli sięgnie po filiżankę, to wypadnie jej z rąk.

Te wspomnienia... Cała masa wspomnień z uczelni, z badań Wiecznego Lasu, rozmów z jakimś badaczem podobnym do prześladującego ją potwora... To wszystko była ona. Jakaś dawna ona, która nie miała lekko, a nie była zgorzkniała tak jak wróżka w chwili swojego przebudzenia.

– Byłaś Widzącą – stwierdził Pascal już bez starodawnej maniery w głosie. Mieszał cukier z nową porcją herbaty, gdy mówił: – Z charyzmą, jaką się spotyka raz na dziesięciolecie. Kresenia sprawiła, że nie stałaś się Kroczącą jak należy.

Ta stara wiedźma... Zrobiła sobie z niej idealną sługę. Gretel przekonała się sama, jak trudno znaleźć kogoś odpowiedniego. Tymczasem zabiła ją, wskrzesiła i zrobiła słabą, aby mieć to, czym dysponowała w nadmiarze, a mogła się podzielić. Pozbawiła ją wspomnień, czyniąc otwartą na wszelkie oczekiwania i żądania wiedźmy. Narzuciła mgłę na jej wspomnienia o zbrodniach Jawy, żeby Gretel nie kwestionowała jej działań wiedziona wyrzutami sumienia. Może nawet zabezpieczyła się w ten sposób przed resztkami silnej woli, jakie mogłyby się ostać z Alato, aby to nie zemściło się na niej jak w opowieści o Strumieniu Prawdy.

Gretel mogła jedynie z pewną ulgą w sercu przyznać jedno względem śmiertelniczki, której wspomnienia były najliczniejsze i najbliższe jej sercu.

– Czyli jej nie zabiłam – powiedziała, jakby zadawała pytanie.

Pascal parsknął. Przypominał w tamtej chwili młodzieńca, z którym przemierzała Wieczny Las przed dwustu laty.

– Nie. Zginęłaś przez własną głupotę. – Mężczyzna zasłonił usta, jakby niechcący to powiedział. – Wybacz, chciałem powiedzieć głód wiedzy.

– Spokojnie. Pamiętam, jaką kretynką była.

Byłam.

– A więc rzeczywiście tam byłeś.

– Zgadza się. Wtedy też poznałem Mira na nowo. Powiedział mi o mnie, o klątwie. Od tamtej pory używam kilku artefaktów, żeby cykl dzienny i nocny nie robił mi różnicy, kiedy dzieje się coś ważnego. Podświadomie czuję, kiedy mój umysł staje się młodszy, lżejszy, a kiedy jestem sobą. Zawsze to jest jednak lepsze niż szukanie wymówek, czemu nie mogę po ludzku pracować w dzień – stwierdził z lekkim rozbawieniem.

Ciekawe, ile razy ci to wypominano przez wieki – pomyślała Gretel. Darowała sobie jednak ten komentarz.

Dostała prezent od losu. Wiedziała już, co się z nią działo. Otrzymała odpowiedź na pytanie, skąd kojarzy Pascala. Nawet przekonała się, czemu to on miał być lekiem na jej problem. Świętować to mogła jednak w swoim pokoju w bursie.

Nie była Alato, tak jak jej gospodarz młodziutkim Pascalem sprzed wieków. Nie mogła zapominać, że wiązały ich przede wszystkim interesy wróżki ze znajomościami oraz obalonego władcy z możliwościami.

– Ukrywasz nas – stwierdziła, poprawiając kosmyk włosów, który wiatr usilnie wtykał jej do oka. – Ale nie tylko dlatego, że Mir ci kazał?

– Prosił i tylko dlatego – przyznał lekko. Zbyt lekko, aby to było zupełną prawdą. – Mir bardzo w ciebie wierzy. Boi się jednak, że dopełnisz przepowiednię bez szczęśliwego zakończenia. Jako ofiara klątwy wspomnień twierdzę jednak, że tylko ze świadomością tego kim byłaś i jesteś, możesz kroczyć w istocie własną drogą.

– Drogą bez Kresenii.

Pascal pstryknął palcami, a zastawa zniknęła. Zaprosił Gretel, aby przeszli do kolumny. Gdy wróżka podążyła za nim, meble również zniknęły.

Panorama Nitr rozmyła się w łągodnym deszczyku, który zaczął kropić z drobnych chmur. Wilgoć sprawiała, że zrobiło się duszno.

– Powiedz mi. Poszłaś na umowę z Kresenią, nie wiedząc nic – powiedział Pascal mądrym tonem. – Czy teraz, kiedy wiesz, że twoja osoba została z ciebie wyparta przez jej klątwę, zrobiłabyś to samo?

Nie powiedział, że bez klątwy podjęłabym inną decyzję. Jedynie uwzględnił taką możliwość.

Gretel musiała przyznać, że pomimo swojej swobody Pascal bywał ostrożny w osądach. Słusznie... Nawet jeśli w tej chwili, gdyby miała okazję cofnąć się dwieście lat wstecz, nie złożyłaby Kresenii żadnej przysięgi, tylko wrzuciła kolcowyja do wieży, aby ją zeżarł.

– A chłopak? – dociekała Gretel. – Jaką ma tu rolę?

Pascal parsknął:

– Ty mi powiedz. Zakręciłaś się wokół niego, jakby miał coś cennego.

– Pewnie to z powodu klątwy Kresenii – odparła, wzruszając ramionami. – Wyczuwam „pożywność" ludzi. Widzący mają największą wartość dla niej.

Pascal uśmiechnął się kącikiem ust. Czyżby poznał się na tym, że nawet Gretel nie znała odpowiedzi na swoje pytanie?

Wróżka postanowiła czym prędzej zmienić temat. Już miała do przemyślenia więcej faktów, niż jakby przeczytała całą biblioteczkę kupca.

– Bardzo zależy mu na szkole muzycznej – burknęła.

– Wiem. – Przez twarz Pascala przemknął grymas, jakby żałował swojej prędkiej odpowiedzi. Trwało to jedynie ułamek sekundy, zanim gładko wyjaśnił: – Nie mogę go jednak puścić do Messyny, bo złamałbym umowę z Mirem.

Gretel kiwnęła głową. Jako H'Alato uwielbiała jeździć na spotkania uczonych do różnych miast w królestwie. Kiedy jej domownik został zjedzony przez psa sąsiada, bardzo ubolewała, że musiała zostać. Przynajmniej ten element teraz wywoływał u wróżki nieprzyjemny ucisk w piersi.

Skoro zaś lubiła Galena, wypadałoby, żeby jakoś zaingerowała, prawda? Tak podpowiadała jej intuicja.

– Możesz jednak coś zrobić. W ramach tej umowy, o której wspominałeś ostatnio.

Pascal skinął głową.

– Mogę nauczyć go grać na instrumencie. Poczaruję i stanie się wirtuozem w dwa tygodnie. Potem mogę wysłać go z listem polecającym do szkoły.

Gretel nadal czekała na swoją część zobowiązań.

– W zamian przestaniesz pomagać Kresenii, a wobec mnie nie powiesz nawet jednego kłamstwa.

– To...

– Tamta umowa była grzecznym uściskiem dłoni wobec Mira – wyjaśnił stanowczo, ale jak biznesmen. – Ty nie jesteś jego towarzyszką broni. Moją też nie chcesz być.

A nie pozwolę, żebyś popsuła mi szyki – mówiło jego spojrzenie, pierwszy raz poważne, odkąd go spotkała po raz pierwszy.

– Powiedziałeś, żebym przestała pomagać Kresenii...

– I nie okłamywała mnie.

– I to mogę ci zagwarantować – przyznała Gretel. Zachowała dla siebie, że jej ostatnie zadanie od niej ciężko było nazwać "pomaganiem" wedle jakiejkolwiek definicji. – Po starej znajomości jednak odpuścisz mi to niekłamanie. Nie oszukujmy się. Gdybym była szczera do bólu, zrobiłoby się nudno – odparła Gretel z kokieteryjnym uśmieszkiem.

Pascal uśmiechnął się na to. Nic jednak na to nie powiedział, płynnie zmieniając temat na swoje wspomnienia odnośnie panny H'Alato.

Gretel uznała to za przystanie na jej propozycję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro