Rozdział VI cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Wasza Wysokość, przybył posłaniec z południa. Czy życzysz sobie, aby go przyprowadzić? – Poznaję ten głos, choć wydaje się taki zimny, beznamiętny.

– Oczywiście, moja droga Alestro. Spisałaś się – odpowiada władczyni.

Nawet będąc w półśnie, słyszę jak Alestra wypuszcza powietrze z płuc. Na pewno jej ulżyło, że się wykazała.

– Wasza Wysokość, pragnę złożyć ci hołd w imieniu króla Jantara, władcy Południowego Królestwa... jestem rad.

– Do rzeczy, pośle – ponagla go władczyni. – Jaka jest wasza decyzja?

– Król Jantar oferuje wam pełne poparcie, Wasza Wysokość. Kiedy tylko zbudzisz Virrala z...

– A jeśli nie zbudzę? – przerywa mu stanowczym głosem, pełnym napięcia i ekscytacji.

– Cóż... król Jantar, raczy zauważyć, że... – poseł się jąka i wcale się mu nie dziwię, ja też wiem, co zaraz nastąpi. – Twoje zasoby, pani są niewystarczające, a w obliczu...

Trzask pękających kości, poniósł się echem po komnacie. Poseł wydał ostatnie tchnienie, a jego bezwładne ciało plasnęło na kamienną posadzkę.

– Posprzątaj.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Nigdy w życiu nie widziałam tak ogromnej biblioteki. Po bokach od wejścia rozpoczynały się kolumny regałów, szczelnie wypełnionych książkami. Każdy z nich miał co najmniej osiem metrów wysokości i dziesięć szerokości. Gdzieniegdzie, ustawiono drabiny, które zapewne służyły do sięgania po tomy z najwyższych półek. Naprzeciw wejścia do sali znajdowały się drewniane schody, prowadzące na antresolę, z biurkami. Stoły oświetlały przedziwne świeczniki, rzucające na blaty jasne, białe światło, zupełnie odmienne od żółtego blasku świec z mojej komnaty. Przy jednym ze stanowisk siedziała Tenessi, tak pochłonięta lekturą, że nie zauważyła mnie, aż do momentu, gdy weszłam na antresolę i stanęłam za jej plecami.

– Królowo, chciałaś mnie widzieć?

– A tak, Jagodo. Cieszę się, że jesteś. Proszę, usiądź. – Wskazała ręką na drugie krzesło, które zostało dla mnie przygotowane. – Jak ci minął poranek?

– Bardzo dobrze, Wasza Wysokość. Zwiedziłam kawałek miasta.

– Wspaniale! – odparła odrobinę zaskoczona. – Szczerze powiedziawszy, bałam się, że zaszyjesz się w swojej komnacie.

– Absolutnie nie, Wasza Wysokość. Miasto jest zbyt zachwycające.

– Wezwałam cię tutaj, na prośbę Eizzy.  Wszyscy rozumieją, że jest ci ciężko odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zapewne nie wiesz nic o historii tego świata, a już na pewno niewiele o swojej rasie i rodzinie królewskiej. – Spojrzała na kilka pergaminów leżących na stoliku i wskazała na nie ręką. – Te teksty zawierają informacje o animagach. Niestety nie jest ich wiele, ponieważ lubicie trzymać wszystko w sekrecie. W większości są to pergaminy traktujące o bogach i historii animagów. Dla nas są to tematy oczywiste, jednak ciebie mogą zaciekawić.

– Dziękuję, pani – odparłam, nie kryjąc zaskoczenia.

– Muszę cię uprzedzić, że większość z tych tekstów została spisana przez naszych skrybów. Animagowie nie dzielą się informacjami i trzymają na uboczu. Kilka tysięcy lat temu twoja rasa przeprowadziła masowe czystki w bibliotekach całego świata. Wszelkie próby gromadzenia nowych pergaminów zostały – zawiesiła na chwilę głos i spojrzała na mnie znacząco. – udaremnione.

Skinęłam głową, dając znak, że domyślam się, o czym mówiła, chociaż w rzeczywistości, nie wiedziałam, do czego mogliby się posunąć.

– Tutaj mam jeden wyjątkowo cenny zwój. – Wskazała na skórzaną tubę, będącą opakowaniem dla ukrytych w niej pergaminów. – Traktuje on, o mocach. Zaledwie ogólniki, ale mogą okazać się szalenie przydatne. Mam prośbę, byś po przeczytaniu, natychmiast oddała go bibliotekarzowi. Stanowi dla mego męża ogromną wartość sentymentalną. To prezent od twojego ojca. Biorąc pod uwagę, to jak uważnie strzeżecie swych sekretów, jest to niezwykle hojny dar.

– Oczywiście królowo, przeczytam go w pierwszej kolejności. – Przyjęłam tubę i od razu odsłoniłam wieczko.

– Twoja matka wspominała mi, że lubisz czytać, tak więc, jak tylko uporasz się z tymi zwojami, przygotuję ci więcej lektur. Jeśli oczywiście będziesz miała ochotę zagłębić się w naszą historię.

– Królowo, jestem zaszczycona – odparłam bez cienia fałszu w głosie.

– Twoje maniery są coraz lepsze, Jagodo – powiedziała z uśmiechem. – Zostawię cię tutaj samą, ze zwojami – dodała. Wstała ze swojego miejsca, a ja od razu wyjęłam papiery ze skórzanej tuby.

– Dziękuję za pomoc, Wasza Wysokość – rzuciłam. Dopiero w ostatnim momencie przypomniałam sobie o ukłonie, który wykonałam pośpiesznie i niezgrabnie.

Kiedy zostałam sama, od razu zasiadłam do lektury pierwszego pergaminu. To była jakaś abstrakcja. Miałam wrażenie, że czytam opis filmu, albo kawałek książki fantasy, a nie pergamin traktujący o mocach, jakimi dysponowała moja rodzina.

Kamienne pociski, kule ognia, wysysanie duszy, leczenie chorób, lewitacja...

Prześledziłam wzrokiem opis, ale mój umysł nie przyswajał informacji. Złożyłam starannie zwój i sięgnęłam po grubą księgę opisującą historię animagów. Okazała się przytłaczająco nudna, połowę tekstu stanowiły przypisy w języku elfickim, który dla mnie wyglądał jak połączenie hieroglifów i chińskich znaków.

– Pani, zbliża się pora kolacji, na którą zostałaś zaproszona. Mam ci towarzyszyć. – Usłyszałam głos Valii, która weszła na antresolę z zaskakującą dyskrecją.

Westchnęłam z niezadowoleniem, gdyż nawet nie zdążyłam się porządnie rozsiąść, a już musiałam skończyć czytać. Wzięłam ze stołu skórzany futerał ze zwojami i zeszłam z antresoli, by oddać go bibliotekarzowi. Wszystkie elfy, jakie do tej pory widziałam, były smukłe i wysokie, jednak ten mężczyzna zdecydowanie wyróżniał się na ich tle. Uśmiechnął się do mnie promiennie i wyciągnął dłoń po drogocenne pergaminy.

– Witaj pani, nazywam się Elentil. – Ukłonił się, trzymając w dłoniach ogromną księgę. – Królowa już mnie o wszystkim poinformowała. Te zwoje wezmę, natomiast wszystkie inne zostaną przy twoim biurku. Mają na ciebie czekać, byś mogła je czytać, kiedy będziesz miała na to ochotę.

– Dziękuję, mam nadzieję, że jutro uda mi się tu wrócić.

Pożegnałam się z pyzatym elfem, a następnie wróciłam do komnaty, by przyszykować się do wieczerzy. Kiedy się wyszykowałam, usłyszałam skrobanie do drzwi. Wstałam z chęcią otworzenia, jednak zatrzymałam się w pół kroku, gdy Valia wydała pomruk niezadowolenia. W pierwszym momencie nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– Ach tak! – Przypomniałam sobie, że moja służąca nie lubi, jak wchodzę w jej kompetencje. – Czy mogłabyś sprawdzić, co się dzieje?

– Wedle życzenia, pani. – Skłoniła się i otworzyła drzwi, wpuszczając do środka mojego psa.

– O... Zaza nie! – Nie zdążyłam dokończyć zdania i suczka wskoczyła już na łóżko. Nie zgorszyłoby mnie to, gdyby nie fakt, że była umorusana i najwyraźniej postanowiła, że wyskubie zębami błoto ze swoich brudnych łap, akurat w mojej pościeli.

– Dziękuję. Czeka mnie noc w błotnej maseczce – mruknęłam.

Spojrzałam na Valię, która stała niewzruszona. Myślałam, że również będzie zbulwersowana, tym bardziej że to ona pewnie będzie musiała wymienić mi pościel, ale nie okazywała żadnych emocji.

Odkąd tylko przekroczyłam progi tego zamku, przekonałam się, że elfy to jedna z najpiękniejszych niespodzianek tej podróży. Te istoty na pierwszy rzut oka wydawały się spokojne, wręcz delikatne, a przy tym biła od nich ogromna siła. Spojrzałam na Valię, która oczekiwała na mnie przy otwartych drzwiach, gotowa by poprowadzić mnie na kolację. Nawet dziewczyna, która pełniła funkcję służącej, miała w sobie tyle wdzięku i dostojności, że równie dobrze, mogłyśmy zamienić się miejscami. Poddałam się przewodniczce i chwilę później znalazłam się w sali jadalnej. 

***

Drodzy czytelnicy ♥️

Wiedziona Waszymi sugestiami, przygotowałam osobny rozdział pt. „Księga wyjaśnień", w którym znajdziecie objaśnienia niektórych zagadnień.

Z tego rozdziału znajdziecie tam informacje o:

6. Czystce Ksiąg

7. Wysysaniu dusz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro