Rozdział XIV cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jak to uciekł? Jak to, nie możesz go znaleźć? – krzyczy pełna goryczy. Jej głos zamienia się w złowieszczy syk. – Pozwoliłeś mu zabrać najważniejszy atrybut władzy animagów, Kostur Mocy i zniknąć. Teraz stajesz przede mną i prosisz o wybaczenie?

– Pani, nadal będę go szukał, jednak musisz o czymś wiedzieć. – Sługus wyraźnie boi się jej gniewu. Wie, do czego może się posunąć, jeśli sprawi jej zawód. – Dowiedziałem się, że rodzina królewska powraca do miasta elfów, po tę dziewczynę i pomyślałem, że powinnaś wiedzieć. Ona może być jednak ważna.

– Nie zawracaj mi głowy tą niemagiczną... – Zawiesza na chwilę głos, jakby się nad czymś zastanawiała. – Chociaż... Może to jednak ją widzę w przepowiedniach? Czarną kotkę skradającą się przez polanę do mojego wilka. Niech ten drugi dowie się o niej jak najwięcej, a ty ścigaj Davossiego.

– Oczywiście, Wasza Wysokość – odpowiada z wyraźną ulgą. Przeżył tę rozmowę, tylko dlatego, że jest taki użyteczny. On i jego brat.

– Jeżeli tym razem mnie zawiedziesz, sprawię, że oszalejesz, wypuścisz swego brata z mentalnego więzienia i sam zajmiesz jego miejsce.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

W królestwie elfów zima wyglądała zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam. Z nieba nie spadł nawet jeden płatek śniegu. Broczyłam w brei błota, która kiedyś nosiła znamiona trawy pokrywającej dolinę wewnątrz gór. Zamiast przyjemnego zapachu sadów owocowych towarzyszył mi swąd zgnilizny, pleśni i chorób. Wystarczyło kilka tygodni bezustannego deszczu, by ludzie podupadli na zdrowiu, za sprawą wilgoci, która wkradała się do domostw nawet na najwyższych kondygnacjach. Elfy były odporniejsze, ale po suchym lecie i upalnej jesieni, nie miały wystarczająco dużo zapasów pożywienia.

Sytuacja robiła się napięta.

Monotonna pogoda, przygnębiająca aura i tęsknota za rodziną sprawiły, że z każdym dniem wpadałam w coraz większą melancholię.

Od Pierwszego Dnia Zimy minęło wystarczająco dużo czasu. Gdyby zamierzali po mnie wrócić, już by tu byli.

Takie myśli towarzyszyły mi przez większość dnia, chyba że w pobliżu pojawiał się Higgidon. Otulał mnie nie tylko silnymi ramionami, ale przede wszystkim spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Śmiałam się tylko przy nim, czasem przy Amikalu. Nasza relacja oparta na fizycznym pociągu przerodziła się w coś głębszego. Coś, czemu moje serce przygniecione tęsknotą, nie potrafiło się poddać.

Uniosłam głowę i spojrzałam w szare chmury, a krople rzęsistego deszczu spłynęły mi po twarzy.

– Szukasz czegoś? – zapytał Higgidon spod kaptura nasuniętego na twarz.

– Słońca. Tęsknię za nim. Pierwsze krople deszczu były takie przyjemne, ale po tylu dniach, marzę, by ujrzeć chociaż jeden ciepły promień.

– Zimy w Zielonych Wodospadach wyglądały kiedyś zupełnie inaczej, ale od kilkunastu lat towarzyszy nam niesprzyjająca aura. Gleba nie jest w stanie wchłonąć takiej ilości wody i dolina przestaje być zdatna do uprawy.

– Dolina? To już nie jest dolina, tylko kopalnia błota – mruknęłam pod nosem. – Chciałabym stąd wyjść. Może i jestem na świeżym powietrzu, ale te wasze góry... Czuję się jak w klatce.

– Król nie miał innego wyjścia. Musiał zamknąć bramę miasta, by tunele nie zostały zalane – odparł Higgidon i wsunął dłonie pod płaszcz. Dygotał z zimna, ale uparł się, by mi towarzyszyć podczas spaceru. Wręcz nalegał, byśmy przestali się kryć za murami zamku. – Kiedy poziom wody w jeziorach opadnie, wyłoni się mech, a wtedy wybierzemy się na przejażdżkę.

– Uważaj, generale Higgidonie. Rycerze nie szepczą za naszymi plecami, tylko dlatego, że cię szanują... albo się boją – odparłam z rozbawieniem. – Może nie okazujesz uczuć publicznie, ale pokazujesz się w moim towarzystwie. Bywasz w tawernie w te same dni, co ja. Ostatnio nawet zatańczyłeś...

Mężczyzna zaszedł mi drogę i pochylił tak, by jego kaptur przysłonił moja twarz. Wsunął dłoń pod mój płaszcz i przyciągnął bliżej, stanowczo za blisko.

– Oszalałeś? Jest popołudnie! Ktoś może nas zobaczyć.

– Powiem, że zasłabłaś, złapałem cię w ramiona i eskortowałem do komnaty. Jako twój osobisty strażnik, muszę dbać o twe bezpieczeństwo.

– Osobisty strażnik? Wiedziałam... Słyszałam, jak damy dworu plotkowały. Nie wierzę, że król wyznaczył ci takie zadanie – odparłam. Higgidon uśmiechnął się zawadiacko, widząc moją sceptyczną minę. – To twoja sprawka?

– Ktoś szepnął komuś, że król w tajemnicy kazał mi pilnować krnąbrnego gościa, który lubi sprawiać kłopoty. Plotki przemierzają mury tego zamku szybciej niż wiatr – dodał ze wzruszeniem ramion. – Ja je tylko wykorzystałem.

– I jeszcze nie dotarły do uszu króla?

– Dworzanie wiedzą komu i co powiedzieć, tak by wieści nie dotarły do Vertilla. Nikt nie chce być powiązany z wyciekiem informacji o tajnej misji zleconej przez króla. A może o wszystkim wie, tylko czeka na nasz ruch? – odparł i delikatnie uniósł mój podbródek, by nasze oczy się spotkały. – Zresztą, może już czas podjąć decyzję?

– Decyzję?

– Widziałem, jak studiujesz mapy kontynentu, przeglądasz atlasy roślin i czytasz o ziołolecznictwie – odparł i przechylił głowę, jakby pod innym kątem łatwiej mu było wejrzeć w moją duszę. – Przygotowujesz się do wyjazdu, prawda?

Skrzywiłam się, przełknęłam ślinę, jęknęłam i mruknęłam, a elf tylko się uśmiechnął.

– Dlaczego mi nie mówiłaś, przecież znamy się już dość dobrze? – Spojrzał na mnie podejrzliwie. – Nie ufasz mi?

– Lubię spędzać z tobą czas, w ukrytych grotach, na treningach i na spacerach po sadach, ale... – zawiesiłam głos. Nie chciałam kłamać ani rozprawiać o swoich wątpliwościach. – Nikomu nie ufam.

– Dlatego nalegałem, by nasz związek pozostał w tajemnicy, przynajmniej do czasu aż się rozwinie – odparł z ledwie dostrzegalnym błyskiem smutku w oczach. – Jestem generałem, najcenniejszym wojownikiem w królestwie i poddanym Vertilla... Nie śmiej się. To nie próżność, tylko samoświadomość – dodał, gdy usłyszał moje parsknięcie. – Związek z tobą nie jest mile widziany, dlatego muszę być pewien, nim podążę do króla, by prosić go o zgodę.

– Zgodę na co? – odparłam. Elf uśmiechnął się szerzej na widok moich wielkich oczu.

– W pierwszej kolejności na wspólny wyjazd. Kiedy tylko wody opadną i mech stanie się przejezdny, poproszę króla o pozwolenie i pomogę ci odnaleźć rodzinę. Ze mną będziesz bezpieczna.

Zaniemówiłam. Umysł analizował informacje i łączył fakty w całość. Rozumiałam, w jakiej sytuacji znalazł się Higgidon. Powinien związać się z kobietą z dworu albo księżniczką z innego królestwa, a nie... przybłędą niewiadomego pochodzenia. Narażał dla mnie nie tylko swoją reputację, ale też karierę i zaufanie króla.

– Spędziłam wiele godzin w bibliotece na poszukiwaniu informacji o Świętym Miejscu, jednak nie istniał żaden wolumin, który traktowałby na ten temat. Królowa Tenessi opowiadała mi, że kilka tysięcy lat temu animagowie zniszczyli księgi na całym świecie, w których była, chociażby wzmianka o naszej rasie. Dlatego posiadacie tylko szczątkowe informacje i raptem kilka ksiąg, które bibliotekarze odtworzyli z pamięci. – Pokręciłam głową z rezygnacją. – Jedno stwierdziła z przekonaniem. Tylko animag może wejść do tej krainy bogów.

– Może nie wejdę, ale przynajmniej pomogę ci w podróży. Musisz minąć ziemię grudów, osady ludzkie i przebyć drogę przez pustynię – odparł z powagą w głosie. – Znam te ziemie. Wiem, jak na nich przetrwać i jak pozostać niezauważonym. Nie pozwolę, żebyś sama narażała się na takie niebezpieczeństwo.

Nie mogłam się oprzeć spojrzeniu tych błękitnych tęczówek, pokrytych białymi drobinkami. Przywodziły na myśl niebo przesłonięte śnieżną zamiecią i sprawiały, że serce biło mi mocniej. Ziarenko w sercu nie kiełkowało. Na chwilę pogrążyło się w letargu. Wspięłam się na palce i przybliżyłam, by musnąć usta Higgidona. Czułam aromat deszczu, który spływał mi po policzkach, wprost na nasze wargi, tworząc unikalny smak. Odpowiedział na mój pocałunek bez zastanowienia i odgarnął z twarzy przemoczone kosmyki włosów.

Przyciągnął mnie bliżej.

Zakręciło mi się w głowie.

Zbyt wiele doznań.

– No, no! – Na dźwięk głosu Amikala odskoczyłam od Higgidona, ale mężczyzna w ostatniej chwili złapał mnie za rękę i już nie puścił. – Cudowne popołudnie. W sam raz na spacer po wiśniowym sadzie. Widzę, że nie tylko my potrzebowaliśmy świeżego powietrza, prawda Wasza Wysokość? – Spojrzałam na księżniczkę, która stała za swoim gwardzistą z szeroko otwartymi oczami. – Nie zachowujcie się jak dzieci, od dawna was podejrzewałem i wiem, że wy wiecie, że ja wiem. Ogromnie się cieszę, że tak się to wszystko potoczyło. – Podszedł do swojego brata i poklepał go po ramieniu, co stanowiło chyba jedyny gest sympatii, jakiego kiedykolwiek się dopuścili. – Już myślałem, że się nie zdecydujesz. Jednak warto było cię podenerwować.

– To wychodzi ci perfekcyjnie. Zawsze – odparł Higgidon, po czym zwrócił się do elfki. – Księżniczko Meliandro, proszę, zachowaj tę informację dla siebie. Porozmawiamy z parą królewską w stosownym czasie.

– A co, boisz się, że zabronią ci tego związku, a ty jak zawsze pokornie wykonasz ich polecenie? – W drżącym tonie głosu księżniczki wyczułam złość i coś jeszcze. – Cieszę się, że darzycie się uczuciem. Od jak dawna, jeśli można wiedzieć?

– Odkąd doszłam do siebie po naszej podróży – odparłam.

– Odkąd ujrzałem Jagodę po raz pierwszy w Starym Lesie i eskortowałem do Zielonych Wodospadów – powiedział pewnym głosem. – Moje serce zaczęło bić w rytmie jej oddechu.

Meliandra zakryła dłonią usta, by wygłuszyć jęk, ale na jej twarzy malowało się jeszcze większe zaskoczenie niż na mojej. Amikal klasnął w dłonie z radością i podał ramię księżniczce, ale go nie przyjęła. Wyminęła elfa i odeszła z takim impetem, że błoto spod butów rozchlapywało się na boki.

Księżniczka nie zaszczyciła mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Nie widziałyśmy się od czasu kłótni, ale dopiero ten pokaz obojętności okraszony skrywaną wrogością, dał mi do myślenia.

– Nie podoba mi się, że dowiedziała się o nas w taki sposób. Jest wściekła... Król też wpadnie w szał – mruknęłam.

Kiedy odeszli, Higgi złapał mnie za talię i obrócił, bym spojrzała w jego stronę.

– Najpierw porozmawiam z królową i poproszę o radę, ale dopiero wtedy, kiedy będziesz gotowa. Widzę, że jesteś rozdarta. Chcesz zostać ze mną, a jednocześnie marzysz o odzyskaniu rodziny – odparł i znów zamknął mnie w swoich silnych ramionach. – Wiem, jak temu zaradzić. Pomogę ci odnaleźć bliskich.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Wracaliśmy do zamku skrajem sadów, pod osłoną deszczu i mgły, która nadal spowijała dolinę. W pewnym momencie z jednej z uliczek dobiegł znajomy głos Szalonego Proroka, nucącego kolejną dziwną piosenkę.

– Mały kotek śpi na łące, a dokoła smutna noc.

Dawne życie jest gasnące, nowe uratuje moc.

Śpij koteczku, śpij malutki. Jutro cię dopadną smutki...

Zatrzymałam się nakazując Higgidonowi, by zachował ciszę. Starałam się zapamiętać słowa piosenki. Za pierwszym razem myślałam, że jego przepowiednie to bzdurne kłamstwa. Niestety jego spostrzeżenia okazały się trafne, ale zrozumiałam to dopiero, podczas podróży do ludzkiego świata. Teraz ewidentnie nawiązywał do mojego snu, a to nie mógł być przypadek.

– Proroku, wyjdź. Chciałabym z tobą porozmawiać! – krzyknęłam. Nie mogłam zlokalizować źródła jego głosu, mimo iż wyostrzyłam zmysły.

– Nie wołaj go i nie szukaj z nim kontaktu – odparł Higgidon i stanowczo pociągnął mnie za ramię – Nie jest godny zaufania. Bije od niego dziwna aura.

– Podobno jest niegroźnym pijakiem. Wiesz o nim coś więcej? – zapytałam, nie kryjąc ciekawości, ale Higgidon pokręcił głową.

– Mam tylko złe przeczucia.

Przytaknęłam, choć wcale nie byłam przekonana, czy usłucham jego rady. Słowa piosenki i poprzednich przepowiedni dudniły echem w moim umyśle. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że za tym bełkotem kryje się coś więcej. Ciekawość zjadała mnie od środka, jak robak drążący tunele w spróchniałym drzewie. Tej nocy nie miałam co liczyć na rozmowę ze starcem, ale postanowiłam, że niedługo udam się do namiotu Proroka i poproszę o wyjaśnienia.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Kolejny dzień przebiegał dokładnie w ten sam sposób, co dziesiątki poprzednich. Trening stanowił fizyczne wyzwanie, ale dzięki zmęczeniu zapominałam o troskach. Higgidon zachowywał się oschle, choć mniej sadystycznie, co nie uszło uwadze rycerzy. Jedyną nowość stanowiły wymowne spojrzenia Amikala. Miałam wrażenie, że nasza tajemnica, była dla niego źródłem świetnej zabawy.

– Jagoda!

Krzyk Higgidona sprawił, że o mało nie spadłam z belki huśtającej się wysoko pod sklepieniem groty. Miałam nadzieję, że wreszcie uda mi się ukończyć czarny tor, ale generał przywołał mnie gestem. Czekał w towarzystwie swego brata, trzymając w dłoni rulon naznaczonym królewską pieczęcią. Wyglądał na zdenerwowanego i nie spuszczał oczu z Amikala, który szeptał coś z ożywieniem.

– Zaręczam, że to nie ona. Od wczorajszego wieczoru nie wyszła nawet z komnaty. I nie patrz tak na mnie, bo dobrze wiesz, że bym tego nie zrobił, ze względu na Jagodę – tłumaczył Amikal. – Ciebie mam poniżej lędźwi.

Stanęłam przed mistrzem zdezorientowana i w duchu napomniałam się, żeby nie wyjść z roli pilnej, krnąbrnej uczennicy.

– Mamy się stawić u króla. Doprowadź się do odpowiedniego wyglądu i czekaj, aż po ciebie przyjdę – odparł, bez cienia emocji na twarzy.

Zaskoczona tym nagłym wezwaniem, skinęłam głową. Pobiegłam prosto do swojej komnaty, przebrałam się i już po chwili usłyszałam pukanie. Higgidon wszedł, pospiesznie zamykając za sobą drzwi. W przeciwieństwie do mnie zdążył się już opanować.

– Król wie? Kto mu powiedział? Myślisz, że zabroni nam tego... Tego związku? – Wyrzucałam z siebie jedno pytanie za drugim. Higgi złapał mnie za ramiona w opiekuńczym geście.

– Weź głęboki wdech, moja piękna. Wiem tyle, co ty. Wszystko wyjaśnię królowi.

– Poprosisz go o zgodę na wyjazd?

– Najpierw sprawdzę, w jakim jest humorze i co ma do powiedzenia – powiedział i uważnie spojrzał mi w oczy. – Jesteś roztrzęsiona. Pozwól, że to ja będę z nim rozmawiać. Królowa darzy cię sympatią, na pewno będzie ci przychylna.

Przytaknęłam bez słowa. Higgidon uśmiechnął się, uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował. Gestem dłoni dał znak, bym ruszyła do wyjścia.

Para królewska oczekiwała nas w komnacie, przeznaczonej do prowadzenia negocjacji i oficjalnych rozmów z dyplomatami. To nie wróżyło nic dobrego. Na środku stał ogromny, drewniany stół, w którym została wyrzeźbiona mapa całego kontynentu, wraz z przylegającymi do niego wyspami. Vertill wpatrywał się w nią z rękami skrzyżowanymi za plecami i skinieniem głowy odpowiedział na nasze przywitanie.

– Witaj Jagodo, jak się czujesz? – Głos królowej był pełen ciepła i prawdziwej troski. Niedobrze.

– Dziękuję, Wasza Wysokość. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

– Słyszałam, że jesteś wyśmienitą wojowniczką. Czy zgodzisz się z tym stwierdzeniem, generale? – zapytała.

– To prawda, Wasza Wysokość. Od czasów Amikala nie miałem lepszego ucznia.

Król uniósł brwi i pokiwał głową z uznaniem.

– Jagodo, staramy się dbać o ciebie, najlepiej jak potrafimy, zgodnie z obietnicą złożoną twemu ojcu. – Aksamitny głos królowej zazwyczaj przynosił ukojenie, jednak wyraz jej oczu zdradzał, że była poruszona. – Stałaś się nam bliska, dlatego liczymy się z twoim zdaniem i chcemy być z tobą szczerzy. Do naszych uszu dotarły informacje, których nie mogliśmy jeszcze zweryfikować. Mimo to postanowiliśmy je z tobą omówić.

Czyli wszystko się wydało.

Wstrzymałam oddech i skinęłam głową. Higgi trwał obok mnie milczący. Słyszałam przyspieszony rytm serca i płytki oddech, mimo iż starał się zachować pozory obojętności. Król obszedł stół i stanął przed nami z rękami zaplecionymi za plecami. Zanim się odezwał, obrzucił nas uważnym spojrzenie.

– Zwiadowcy donieśli, że widziano twoją rodzinę niespełna cztery dni drogi stąd. Nie określili, czy zmierzają w naszym kierunku, ponieważ przeszkodził im oddział grudów, z którymi musieli się zmierzyć. Z trzech zwiadowców udało się przeżyć tylko jednemu. Jego rany były śmiertelne, nie mieliśmy wiele czasu na rozmowę. – Vertill jak zwykle bez ogródek wyjaśnił całą sytuację. – Generale Higgidonie, wybierz czterech najlepszych wojowników. Zbadajcie teren i przegońcie grudów z naszych ziem. – Król wyciągnął spod płaszcza złotą szkatułkę zdobioną fioletowymi, kwiatowymi ornamentami. Higgidon padł na kolano, pokłonił się i przyjął podarunek w obie dłonie. – Wybierz mądrze, generale.

– Nie zawiodę, Wasza Wysokość. – Mężczyzna skłonił się jeszcze niżej, nim został odprawiony z komnaty.

– Wasza Wysokość, za pozwoleniem. Chciałabym wyruszyć z generałem Higgidonem – zwróciłam się bezpośrednio do króla. – To moja rodzina...

– Odmawiam.

– Wasza Wysokość słyszał, że jestem dobrze wyszkolona...

– Jesteś pod moją opieką. Nie pozwolę ci się narażać.

– Ale...

– Nie zdołasz wyjść z królestwa, moja droga – wtrąciła się królowa. – Poziom wód w jeziorze opada. To kwestia kilku dni i znów będziemy mogli otworzyć bramę miasta. W tym momencie nikt nie jest w stanie przejść przez mech.

– To jak wyjdzie oddział generała Higgidona? – zapytałam.

Król opadł na tron z pomrukiem niezadowolenia i wbił we mnie spojrzenie, od którego mimowolnie skuliłam barki.

– Mamy swoje sekrety, moja droga. Niektóre informacje mogą być słyszane tylko przez spiczaste uszy. – Królowa położyła mi dłoń na ramieniu tak delikatnie, jakby była małym ptakiem przysiadającym na gałęzi. – Udaj się na spoczynek i postaraj się nie zamartwiać. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam przyszłość. Czuję, że bogowie mają wobec ciebie wielkie plany.

– Przyznaję, że wasi bogowie nie pozwalają mi się nudzić – odparłam z przekąsem. Królowa skwitowała moją uwagę subtelnym uśmiechem.

– W wolnej chwili, idź do biblioteki i poproś Elentila by dał ci zwoje dotyczące Pięciu Bogów. Myślę, że powinnaś je przeczytać, ponieważ to są również twoi bogowie, a nic o nich nie wiesz.

Skłoniłam się, nie kryjąc niezadowolenia, ale nic już więcej nie mówiłam. Król odprowadził mnie uważnym spojrzeniem do drzwi. Jakby mógł, wypchnąłby mnie siłą umysłu i zatrzasnął drzwi.

Higgidon rozmawiał przed komnatą z dwoma gwardzistami i nawet na mnie nie spojrzał, gdy szłamw stronę swojej komnaty. Zniknęłam za zakrętem, przeszłam jeszcze trzy tunele i przystanęłam. Dogonił mnie chwilę później.

– Dlaczego nie mogę iść z wami? – zapytałam bez ogródek.

Elf rozejrzał się po korytarzu i delikatnie uchylił wieko szkatułki. Na atłasowej poduszce leżało pięć złotych pierścieni z ciemnofioletowymi kryształami. Migotały purpurowym światłem, mimo iż w tunelu panował półmrok.

– W tych kamieniach płynie starożytna magia naszej rasy. Tylko elfy mogą z niej korzystać. Na świecie zostało niewiele takich artefaktów, dlatego król wydawał się taki poruszony, gdy je przekazywał. – Higgidon zamknął wieko i przyjrzał mi się uważnie. – Zachowaj to dla siebie. Elfy nie byłyby zadowolone, gdyby wiedziały, że Vertill zezwolił na wyjście ze stolicy za pomocą pierścieni.

– Zatem mogłeś mi ich nie pokazywać – odparłam, marszcząc brwi w zamyśleniu. – Królowa nie chciała mi nic powiedzieć.

– Drugie wyjście jest utajnione. Obowiązuje mnie przysięga, więc nie pytaj mnie o położenie. Obiecałem, że pomogę odnaleźć twoją rodzinę. Nie spodziewałem się, że tak szybko będę miał ku temu okazję – odparł i spojrzał na mnie z troską. – Nie zamartwiaj się. Na pewno cię uznają.

Próbował mnie pocieszyć, jednak obawiałam się najgorszego. Wolałam nie mówić tego na głos, żeby nie prowokować losu. Higgidon pocałował mnie przelotnie, uprzednio upewniwszy się, że nadal jesteśmy sami.

– Wszystko będzie dobrze. Nie zostaniesz sama, nawet jeśli przyszłość obierze nieznany kierunek. Poproszę Amikala, by dotrzymał ci towarzystwa.

– Nie potrzebuje niańki, ale może potowarzyszy mi podczas jutrzejszego treningu? Wyżyję się na nim, to humor mi się poprawi – dodałam z bladym uśmiechem. – Chyba posłucham rady królowej i pójdę do biblioteki. Czytanie potrafi pochłonąć na kilka godzin, a nie chcę teraz o niczym rozmyślać. 

***

Drodzy czytelnicy ♥️

Wiedziona Waszymi sugestiami, przygotowałam osobny rozdział pt. „Księga wyjaśnień", w którym znajdziecie objaśnienia niektórych zagadnień.

Z tego rozdziału znajdziecie tam informację o:

9. Magicznych kryształach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro