Rozdział XV cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gnałam korytarzami, wykorzystując nadprzyrodzoną szybkość animaga. Brakowało mi tchu, ale nie spowodował tego bieg, tylko nagromadzone emocje. Przelała się czara goryczy, którą zbierałam od kilku tygodni. Kropla po kropli. Rozczarowanie za rozczarowaniem. Panująca w stolicy atmosfera przytłaczała mnie od dawna, ale dopiero powrót rodziny sprawił, że się załamałam. Moje serce już pękło się na pół, zanim Higgidon wbił w nie sztylet. Jego zachowanie tylko upewniło mnie w przekonaniu, które kiełkowało od dłuższego czasu.

To nie jest miejsce dla mnie! Nie jestem jego częścią i nigdy nie będę!

Biegłam korytarzem w kierunku stajni, gdy nieokreślone przeczucie zaalarmowało moje zmysły. Minęłam zakręt z prędkością błyskawicy i spostrzegłam króla Vertilla. Powinnam się zatrzymać, ale nie zdążyłam zareagować, ponieważ uderzyłam o coś z łoskotem. O powietrze?

Usłyszałam charakterystyczne chrupnięcie i upadłam na podłogę z potwornym bólem twarzy. Poczułam ciepło na policzkach i charakterystyczny smak krwi wypływającej ze złamanego nosa. Uniosłam się na łokciach i zlustrowałam tunel zamglonym spojrzeniem. Przestrzeń między mną a królem Vertillem migotała, a stojący za nim Parros powoli opuszczał dłoń z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Tak wyglądało pierwsze spotkanie z mocą animagów. Nie uszło mojej uwadze, że moja rodzina przygląda się mi w napięciu, a nowi animagowie z czujnością i wyraźnym zaciekawieniem.

– Obawiam się, że to nie jest stosowny moment na audiencję – odparł Vertill, skrywając złość pod sarkastycznym tonem.

Surowe spojrzenie jego błękitnych oczu, tylko upewniło mnie w przekonaniu, że wpadłam w tarapaty. Nie sądziłam, że wieczerza potrwa tak długo i nie spodziewałam się, że właśnie teraz, akurat tym korytarzem będzie przechodziła para królewska, moja rodzina i obce osoby. Mimowolnie spojrzałam na bliskich, ale ich twarze nie wyrażały zbyt wielu emocji. Parros poprawił kamizelkę, wyszeptał do towarzyszy coś niezrozumiałego i gestem dłoni zaprosił do dalszej drogi.

– Moja droga, czy potrzebujesz pomocy? – Pełne troski pytanie królowej, zagłuszyło odgłosy trzech nadbiegających osób. Nie musiałam się obracać, by wyczuć obecność Amikala, Meliandry i jej przyszłego męża.

– Potrzebuję świeżego powietrza, Wasza Wysokość – odparłam.

Świat zakręcił się jak na karuzeli, gdy wstawałam z posadzki. Silne dłonie złapały mnie za ramiona i uchroniły przed kolejnym upadkiem. Zemdliło mnie, gdy tylko poczułam zapach Higgidona.

– Wasza Wysokość, racz wybaczyć. Zajmiemy się tą sytuacją – powiedział.

– Sobą się zajmij, a mnie zostaw w spokoju. – Przeniosłam wzrok ku rodzinie, ale żadne z nich nie uczyniło nawet najmniejszego gestu w moim kierunku. Jakbym była niewidzialną mrówką przemykającą po posadzce. – Nie mam tu czego szukać.

– Generale Higgidonie, zaprowadź ranną do uzdrowiciela – Vertill ujął pod ramię królową Tenessi i ruszył w dalszą drogę.

– Nie potrzebuję uzdrowiciela! – Wyszarpnęłam się z uścisku elfa.

Rozum podpowiadał, że powinnam siedzieć cicho, aby zachować anonimowość, ale dotyk zimnych dłoni elfa sprawił, że cała zesztywniałam.

– Król wyraził się jasno – wyszeptał. Ciepło jego oddechu spowodowało mrowienie na karku. Gdybym była kotem, zjeżyłaby mi się sierść na grzbiecie.

– Zatem słuchajmy króla. On wie co dla nas dobre i pokieruje naszym losem, niczym kuglarz – potakiwałam z ustami wygiętymi w sarkastycznym grymasie

– Do lochu można trafić na kilka różnych sposobów. – Amikal stanął między mną a Higgidonem i spojrzał na mnie wymownie. – Jeśli nie chcesz do niego zawitać za obrazę króla, to zamilcz.

– To żadna różnica! I tak czuję się jakbym żyła w klatce. Wy także w niej tkwicie. Trzy. Kolorowe. Papużki. – Moje usta ociekały ironią i krwią. W emocjach ochlapałam strój przyjaciela czerwonymi kroplami.

Moja uwaga sprawiła, że Vertill zatrzymał się wpół kroku. Powietrze w tunelu zastygło, jakby nawet ono bało się królewskiego gniewu. Mężczyzna zwrócił się ku mnie, jak wąż szykujący się do ataku i obrzucił morderczym spojrzeniem.

– Rozumiem, że dowiedziałaś się o Higgidonie i Meliandrze, jednak wiedz, że jest to sprawa między mną a moją córką. Nie powinnaś stawać w jej obronie, a już na pewno nie w ten sposób – stwierdził ostrym tonem. – Chwila odosobnienia dobrze ci zrobi, dziewczyno.

Czy on naprawdę chce mnie zamknąć w lochu, czy tylko w jakiejś komnacie?

Odjęło mi mowę, gdy usłyszałam tę groźbę. Spojrzałam w oczy Tenessi, jakbym szukała w nich zrozumienia i poparcia. Królowa przenosiła wzrok między całą naszą czwórką. Z każdym ruchem wyraz jej twarzy ulegał zmianie. Źrenice rozszerzyły się, jakby właśnie weszła w posiadanie tajemnej wiedzy. Miała po prostu więcej empatii i wyczucia, więc już po kilku uderzeniach serca domyśliła się, co było źródłem mojego wzburzenia.

– Oh, na Pięciu Bogów... – westchnęła i spojrzała na mnie ze współczuciem. – Moja droga, mogłaś do mnie przyjść.

– Nie sądziłam, że muszę. Zresztą to już nie ma żadnego znaczenia. – Rozmawiałam z królową, a na Vertilla nawet nie spojrzałam. Nie chciałam go prowokować. Znałam już jego mimikę na tyle, by się domyśleć, jak bardzo go rozwścieczyłam. – Za twym pozwoleniem, Wasza Wysokość, chciałabym się oddalić.

Ukłoniłam się pospiesznie i ruszyłam w kierunku wyjścia z zamku, jednak zatrzymało mnie uporczywe skrobanie. Miałam wrażenie, że wielki dzięcioł stukał mi w czaszkę i próbował wedrzeć się do wnętrza umysłu. Tym razem, to nie był jedynie dyskomfort, ale nagły kłujący ból. Przyłożyłam dłonie do uszu i krzyknęłam zaskoczona. Intuicyjnie spojrzałam na zbliżającego się do mnie brata, ale na jego twarzy odmalowała się troska i zaskoczenie.

To musi być on albo ten drugi władca umysłów – pomyślałam. – Próbują wejść do mojej głowy? Chcą przejąć nade mną kontrolę?

Panika wymieszała się z wściekłością. Chciałam biec jak najdalej, by pozbyć się tego uporczywego skrobania, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłam na kolana i skuliłam głowę. Dźwięki narastały i przygniatały mnie do posadzki. Poczułam na sobie łagodny dotyk ręki i usłyszałam głos Dimissi.

– Pozwól, że ci pomogę. Może znajdziemy jakieś spokojniejsze miejsce do rozmowy?

Od jej dłoni emanowało ciepło, czułam mrowienie i coś ulotnego. Zaczęło się niewinnie, przez sączące się uczucie pokrzepienia. Niewielkie strumyczki spokoju przeobraziły się w rwące rzeki, które intensywnie zalewały moje ciało. Miałam wrażenie, że ogromne fale uderzają o mury niewidzialnego zamku, na których pojawiają się pęknięcia. W moim umyśle rozbudziły się minimalne odruchy obronne. Chciałam zerwać kontakt z dłonią siostry, zamiast tego stałam jak sparaliżowana. Bezwiednie wchłaniałam w siebie tę nawałnicę spokoju. Napięcie narastało, jak naprężona do granic wytrzymałości cięciwa łuku. Mój umysł rozciągał się w nieskończoność. Szczęki zacisnęły się boleśnie, a ciało stężało, jakbym miała skurcz każdego mięśnia.

I wówczas coś pękło w mojej duszy.

Przestałam nad sobą panować i krzyknęłam, gdy w jednym momencie zalały mnie wszystkie możliwe uczucia.

Wydawało mi się, czy moja siostra też krzyknęła?

Gniew, radość, żal, smutek, irytacja, miłość, nienawiść. Wszystko się zmieszało. Próbowałam nad sobą zapanować. Walczyłam o kontrolę nad emocjami z Dimissi, która nie chciała puścić mojej ręki. To już nie był delikatny dotyk, ona niemal zgniatała moje ramię w żelaznym uścisku.

W jednym uderzeniu serca tryskałam szczęściem i chciałam w podskokach przemierzyć cały świat, a za moment byłam gotowa z nienawiści zabić wszystkich w zasięgu wzroku. Moje ciało na przemian rozluźniało się i tężało. Miałam wrażenie, że to nie tylko moje uczucia, ale także mojej siostry. Zlałyśmy się w jedną osobę i odbierałyśmy ten sam rodzaj emocji. Słyszałam ciężki oddech Dimissi, jakby nie mogła złapać powietrza. Pomyślałam, że zaraz eksploduję od nadmiaru wrażeń. To uporczywe stukanie wciąż rozbrzmiewało w mojej głowie.

– Wynocha! – krzyknęłam, jakbym chciała odpędzić od siebie te wszystkie uczucia i stukot.

Usłyszałam czyjś głos, ale nie zrozumiałam słów. Starsza kobieta siłą rozwarła palce Dimissi i uwolniła mnie spod jej wpływu. Położyła dłoń na mojej piersi, wtedy zalała mnie przyjemna fala ciepła, która z każdym oddechem zagłębiała się w moje ciało.

Wzburzone morze uczuć zastygło w bezruchu. Błogi stan ogarnął mnie od stóp do po głowę i wszystkie moje emocje zniknęły. Przez dłuższą chwilę trwałam w zupełnej pustce, jakbym nie była zdolna do odczuwania czegokolwiek. Słyszałam wszystko, co się działo dookoła, ale nie potrafiłam na to zareagować. Widziałam, że Dimissi leżała na ziemi i nie mogła zaczerpnąć tchu. Nawet ciepły odcień światła pochodni nie nadał kolorytu jej bladej twarzy. Merila położyła rękę na klatce piersiowej Dimissi i sprawiła, że zaczęła oddychać równo i spokojnie.

– Chciałam jej... pomóc, tak jak mnie... uczyłaś – zwróciła się do Merili, a następnie spojrzała na mnie załzawionymi oczami. – Przepraszam, nie chciałam zrobić ci krzywdy.

– Pomogłabyś, gdyby to nie był animag – wywnioskowała uzdrowicielka, cmoknęła z dezaprobatą i zlustrowała spojrzeniem moich rodziców. – Czekają nas jeszcze jakieś niespodzianki?

– Odpowiemy na każde pytanie, ale teraz muszę wiedzieć, czy moja córka dojdzie do siebie? – poprosiła Eizza. Splecione palce dłoni trzymała przy twarzy, spoglądała na uzdrowicielkę z dziwnym wyrazem twarzy.

– Nic jej nie będzie. Straciła wiele energii magicznej i musi je odnowić, ale za to zyskała cenną lekcję. Emanowanie w animaga jest wysoce ryzykowne i...

– Pytałam o Jagodę. – Mama pochyliła się ku mnie, chwyciła za ramiona i spojrzała mi w oczy. – Jagódko, słyszysz mnie?

Czemu ta kobieta mną potrząsa? Przecież to oczywiste, że ją słyszę. Nie jestem głucha.

Przytaknęłam, ale nie odtrąciłam jej rąk, było mi obojętne, co ze mną robiła.

– Wyczyściła ją – zawyrokował Tarrpas i potrząsnął głową z rezygnacją.

– O bogowie, nie! Ja nie chciałam! – Dimissi zalała się łzami. Parros wziął ją w ramiona i pomógł wstać z posadzki. Musiał ją podtrzymywać i uspokajać, ponieważ słaniała się na nogach i nieustannie zanosiła lamentem.

– Merilo zrób coś! – Eizza krzyknęła do starszej kobiety i spojrzała na nią błagalnie. Poczułam ciepło bijące od jej dłoni.

– Jak masz na imię, dziewczyno?

– Jagoda.

– Czy pamiętasz, co cię tak wzburzyło? – Zamknęła oczy i przechyliła głowę, jakby czegoś nasłuchiwała.

– Wzburzyło? – zapytałam. Nie rozumiałam, co do mnie mówi. Owszem pamiętałam, że wpadłam na magiczną barierę i rozmawiałam z królem. Pamiętam, że zaciskałam pięści.

– Czemu byłaś zła?

– Zła? – Poszukałam w umyśle tego słowa, owszem znałam je, ale nie wiedziałam, co oznacza. Nie czułam złości, nie czułam nic.

– Proszę zapytać o Higgidona, to na pewno sobie przypomni – burknął pod nosem Amikal, a ja spojrzałam na elfa i jego brata.

– Wszystko pamiętam. Higgidon i Meliandra zostali zaręczeni. Czego ode mnie chcecie? Przecież nie mam zaniku pamięci.

– Córeczko, pamiętasz nas? – Eizza wskazała na siebie i Tarpassa.

– Pamiętam, jesteście moimi rodzicami. – Patrzyłam na nich tępym wzrokiem, dalej nie rozumiejąc, czego ode mnie chcą. Kobieta, która nazywała mnie córką, zalała się łzami i przytuliła do swego męża.

Czemu łzy spływały jej po policzkach? Czemu król Tarpass ma taki krzywy wyraz twarzy?

– Co jej się stało? – zapytała Tenessi z drżącym głosem, którego do tej pory u nij nie słyszałam.

– Dimissi, wypróbowała na niej siłę swojej emanacji. Zapewne chciała ją uspokoić – wyjaśniła Merila. – Niestety dopiero rozpoczęłyśmy lekcje, dlatego nie zdążyłam jej powiedzieć, że lepiej nie wykorzystywać magii względem drugiego animaga. Pewnie zareagowałabym szybciej, gdybym wiedziała, kim jest ta dziewczyna. – Spojrzała wymownie na mojego ojca i zmrużyła oczy. – Jej emocje pochłonęły księżniczkę. Przejęły nad nią kontrolę. Ich doznania wzmocniły się wzajemnie do tego stopnia, że dusza tej dziewczyny tego nie wytrzymała i odrzuciła od siebie wszystkie uczucia. Nazywamy to wyczyszczeniem.

– Kiedy ten stan ustąpi? – zapytała ponownie Tenessi.

– Możliwe, że zaraz. Możliwe, że nigdy. Wtedy zostanie jedynie pustą skorupą.

– To wszystko moja wina – rozpaczała Eizza – To wszystko przeze mnie! Mogliśmy dać jej znać, że wrócimy. Widziałeś, w jakim jest stanie? To kłębek nerwów!

Tarrpas przytulał swoją żonę i omawiał z uzdrowicielką możliwe sposoby leczenia, lecz Merila tylko kręciła głową z rezygnacją. Amikal rzucał zabójcze spojrzenia w kierunku brata, jakby to on był sprawcą mojego stanu. Po pewnym czasie poczułam delikatne ukłucie. Jakby mała iskra strzelająca w stosie mokrego drewna. Tliła się i zanikała, nie mogąc rozpalić ogniska.

Mój umysł ruszył i zaczął analizować informacje, jakie do mnie docierały.

O czym mówiła ta stara uzdrowicielka? O jakiejś emanacji i wyczyszczeniu? – zastanawiałam się. – Ta kobieta, która teraz płacze, mówiła, że mnie pamięta, że do mnie wróciła? Wiadomo, że tak. W końcu mnie urodziła, to jak mogłaby zapomnieć.

Zamrugałam i poczułam, że emocje powoli wracają, jakbym po cienkiej nitce próbowała dojść do kłębka. Wsiąkały we mnie malutką wiązką, która stopniowo przybierała na sile.

– O proszę, jednak coś z niej jeszcze będzie – zawyrokowała Merila, trzymając mnie za rękę.

Strumień doznań napłynął z ogromną siłą. Poczułam w sobie obecność uzdrowicielki, która pomagała mi opanować tę rwącą rzekę emocji. Wszystko się we mnie odradzało, radość, złość, żal, smutek, tęsknota, miłość. W końcu odzyskałam spójność ciała i umysłu.

Merila oderwała dłoń i odsunęła się bez słowa. Wszyscy patrzyli na mnie z troską. Nadal czułam się skołowana, ale tym razem, gdy mama przytuliła mnie do siebie, odwzajemniłam uścisk.

– Dlaczego się tak zachowywaliście? – zapytałam, nie mogąc ukryć oskarżycielskiego tonu.

– Nie chcieliśmy zdradzać cię przed naszymi gośćmi. – Mama pogłaskała mnie po włosach w opiekuńczym geście i odwróciła się do pozostałej czwórki. – Wybaczcie nasze niedopowiedzenia. Wszystko wam wyjaśnimy.

– Dziewczę potrzebuje snu, spokoju i ciszy. Dojdzie do siebie – powiedziała Merila.

– Moi drodzy, zostawimy was, byście mogli spokojnie wszystko omówić w swoim gronie. Jagodo, najlepiej będzie, jeśli wrócisz do komnaty. Odpoczniesz, a później rodzice wszystko ci wyjaśnią – odparła królowa Tenessi.

Skinęłam głową. Wciąż chwiałam się na nogach, dlatego Higgidon złapał mnie pod ramię.

– Łapy precz – syknęłam i wściekle wyrwałam łokieć.

– Amikal, odprowadź Jagodę. Generał Higgidon i Meliandra mają nam chyba coś do wyjaśnienia – odrzekł Vertill.

Król ruszył przed siebie, prowadząc swoją żonę pod rękę. Księżniczka posłała mi zaniepokojone, przepraszające spojrzenie i podążyła za swymi rodzicami. Higgidon także dał za wygraną. Gdy Amikal prowadził mnie do komnaty, musiałam podtrzymywać się na jego ramieniu. Przyjaciel położył mnie na łóżku i nakrył pierzyną po samą szyję.

– Zostanę z tobą, tancereczko. Śpij spokojnie.

Przysunął krzesło do samego łoża, rozsiadł się wygodnie i zarzucił stopy na ramę łóżka.

– Dziękuję. Czy możesz najpierw dać znać mojemu rodzeństwu, że nic mi nie jest? Dimissi wyglądała na przerażoną.

– Już wiedzą. – Spojrzałam na niego zaskoczona, a on popukał się palcem w czoło. – Parros mnie odwiedził. Powiedział, że Dimissi śpi i ty także masz odpocząć. Przyjdą do ciebie później. – Zrobił krótką przerwę i zerknął na mnie smętnie. – Przepraszam cię. Powinienem się domyślić, że do tego dojdzie i że Higgidon nie postawi się królowi.

– Nie masz mnie za co przepraszać. Mam swój rozum i w głębi duszy przeczuwałam, że dzieje się coś niedobrego. Szkoda, że nie posłuchałam intuicji. Zresztą twoja tajemnica także wyszła na jaw. Co teraz będzie?

– Sam się zastanawiam – mruknął. – Przynajmniej już wiemy, że twoi bliscy cię nie odrzucili. To dobra wiadomość! – dodał weselszym głosem. – Już cię nie zagaduję. Idź spać. Nie chcę się narazić na gniew twego brata.

Przyłożyłam głowę do poduszki, jednak wciąż miałam wrażenie, jakby szalało we mnie tornado. Nie mogłam opanować myśli i kręciłam się z boku na bok, mimo że byłam zmęczona.

– Masz robaki? – Pytanie Amikala sprawiło, że zachichotałam. – Jeżeli nie, to przestań się kręcić.

Mężczyzna stukał palcami o podłokietnik krzesła i nucił uspokajającą melodię. Zaczarował mnie łagodnymi dźwiękami. Wsłuchałam się w rytm stukania, które Amikal dostosował do mojego oddechu. Z czasem zwolnił tempo, a moje serce się z nim zrównało, jakby było wierzchowcem prowadzonym za uzdę. Wreszcie mój umysł dał za wygraną.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Intensywny zapach miodowo–konwaliowych świec, drażnił mnie w nozdrza tak mocno, że obudziłam się z głośnym kichnięciem.

– Jagoda, ale mnie wystraszyłaś! – Siostra skoczyła ku mnie, jak tylko otworzyłam oczy i przytuliła się mocno.

– To tylko kichnięcie – mruknęłam zdezorientowana i wyswobodziłam się z uścisku. – Przestań, bo mnie udusisz.

– Tak bardzo cię przepraszam. Myślałam, że wiem, co robię. Chciałam pomóc...

– Pamiętam wszystko jak przez mgłę... Zgaś to dziadostwo – machnęłam ręką w kierunku wnęk, w których paliły się świece i odruchowo pomacałam nasadę nosa.

Kość na miejscu, bólu brak, nadwrażliwość na zapachy, jest – pomyślałam i dopiero wtedy spojrzałam na rodzeństwo przytomnym wzrokiem.

– Co się stało?

– Zacznijmy od tego, że mamy już nasze moce – Parros wyciągnął dłoń w kierunku świec i kilka razy obrócił nadgarstkiem. Płomienie zniknęły, ale jeden z kaganków upadł na podłogę z łoskotem. – Cały czas ćwiczę. Opanowanie magii na nowo zajęło nam więcej czasu, dlatego nie mogliśmy od razu tutaj wrócić. W stolicy elfów jest zbyt wiele bodźców. Animagów spotkaliśmy w Świętym Miejscu. Eskortowali młodych adeptów, którzy oczekiwali na drugą przemianę. Spotkaliśmy ich przy wyjściu z Groty Przemiany Merila od razu nas rozpoznała i zażądała wyjaśnień. Merila, to uzdrowicielka i...

– Wiem, kim są – przerwałam bratu.

– Tak, a skąd? – zdziwiła się Dimissi.

– Mam swoje sposoby. Mów dalej – poprosiłam Parrosa.

– Wróciliśmy tu, by świętować Pierwszy Dzień Wiosny, podczas którego nastąpi twoja przemiana. Nasi goście zapewnią nam bezpieczeństwo i pomogą w organizacji spotkania animagów w Świętym Miejscu.

– A dlaczego nie w stolicy?

– Davosi odradza tak szybki powrót, do czasu, gdy umocnimy swoją pozycję i zdobędziemy sojuszników. Musimy sprawdzić, jakie zmiany zaszły podczas naszej nieobecności. Nie wiemy, kto objął tron. Merila nie była w stolicy od osiemdziesięciu trzech lat, ale powiada, że wrota królestwa są pilnie strzeżone. Można wejść do Aivelothe, ale nie słyszała, by ktoś je opuszczał.

– Myślałam, że się do mnie nie przyznajecie. Dziwnie się zachowywaliście podczas przywitania z rodziną królewską. – Skinęłam głową w podzięce za puchar z wodą, który podała mi Dimissi.

– Chcieliśmy z tobą porozmawiać, przed spotkaniem z animagami, ale zniknęłaś. Wyszedłem z wieczerzy pod pretekstem sprowadzenia Meliandry i znalazłem to. – Skinął głową w kierunku tobołka podróżnego i sejmitarów, które zostawiłam przy drzwiach.

– Och... Król poradził, bym trzymała się na uboczu. Chciałam zejść wam z oczu do czasu wyjaśnienia sytuacji. Nie mogliście zostawić mi jakiejś wiadomości?

– Komu i gdzie? – zapytał. – Podobno już wiesz o przepowiedniach, jakie bogowie zesłali na naszą matkę w grocie. Bogowie zasugerowali, że wrócisz i poczekasz na nas w królestwie elfów, a my w tym czasie mamy się jak najszybciej uporać ze swoimi sprawami. Mieliśmy dotrzeć tutaj najpóźniej na Pierwszy Dzień Wiosny, ale z tego, co widzę, dobrze się stało, że przybyliśmy tu szybciej. – Brat pokręcił głową i westchnął znacząco. – Siostro, musisz się jeszcze wiele nauczyć o naszym świecie.

– Co masz na myśli? – westchnęłam, spodziewając się kolejnych informacji.

– Twój związek z Higgidonem, oczywiście – odparł, ku szczeremu zdziwieniu naszej siostry, której oczy wyglądały jak dwa księżyce w pełnym zaćmieniu. – Widziałem, że iskrzyło między wami od pierwszego spotkania. Podejrzewałem, że wdacie się w romans.

– To chyba wiedziałeś o tym na długo przede mną – mruknęłam z przekąsem. – Zresztą to nie ma żadnego znaczenia, skoro inna jest mu przeznaczona.

– To oczywiste. – Zobaczył, że otwieram usta, by coś powiedzieć i dał mi znak, bym nie przerywała. – Nie chodzi o to, że jesteś gorsza. Generał Higgidon jest jedną z najważniejszych osób w bliskim otoczeniu króla. On nie może nawet wyjechać ze stolicy, bez pozwolenia Vertilla. Nie może wziąć sobie za żonę pierwszej lepszej elfki, o animagu nawet nie wspominając. Jest elfem. Wspólne życie nie było wam pisane, nawet jeżeli nie doszłoby do ślubu z Meliandrą. Nie spłodzilibyście potomstwa. Myślisz, że nasz ojciec by na to pozwolił?

– Przecież by mi nie zabronił – żachnęłam się.

– Ależ oczywiście, że by zabronił, a ty musiałabyś wybierać między nami a Higgidonem. Co byś wtedy zrobiła? – zapytał brat, unosząc brwi znacząco. – Gdybym wiedział, że to zajdzie tak daleko, porozmawiałbym z tobą, choćby wtedy, gdy próbowałaś mnie wyswatać z Delią, ale los skierował nas na inne tory.

– Jeszcze tego nie wiesz, ale nasze życie różni się od tego, jakie znają elfy. – dodała Dimissi. Wyciągnęła ku mnie dłoń i cofnęła ją, jakby się bała, że znów zrobi mi krzywdę. – Zobaczysz, jakie możliwości daje nam posiadanie mocy i sama uznasz, że wasz związek by nie przetrwał. Animagowie podświadomie dobierają się w pary z osobami o podobnej sile magicznej. Nie bez przyczyny, unikają związków z osobami innych ras. Owszem, nie jest to zakazane, ale na pewno nie jest aprobowane, szczególnie w rodzinie królewskiej, a ty jesteś księżniczką.

– Moja moc nie będzie stanowiła problemu. I tak jej nie dostanę – mruknęłam pod nosem.

Rodzeństwo spojrzało na mnie sceptycznie, więc opowiedziałam im o śnie z kotem i przepowiedniach Szalonego Proroka. Chciałam się wreszcie pozbyć tych tajemnic. Parros zapewniał, że „nie ma powodu do obaw", ale jednocześnie pocierał dłonie, jakby chciał zmyć z nich kłamstwo, którym mnie uraczył.

Chwilę później dołączyli do nas rodzice. Opowiedzieli mi o problemach z opanowaniem mocy i przyznali, że nie osiągnęli nawet połowy swych możliwości sprzed lat. Tata przestał nerwowo pocierać palcami, a zamiast tego podpalił mi poduszkę, gdy popisywał się magią ognia. W jego oczach nie dostrzegłam już mgły pesymizmu, tylko wesołe ogniki, które rozbudziły we mnie dobry nastrój.

Tego dnia ponownie poczułam, się częścią rodziny. Wiedziałam, że tak długo, jak jesteśmy razem, sprostamy nadchodzącym wydarzeniom. 

***

Za nami dłuższy rozdział, ale nie chciałm go dzielić, ponieważ pod koniec wiele się wyjaśniło. 

Zbliżamy się do Pierwszego Dnia Wiosny. Czy Jagoda naprawdę spojrzy na świat kocimi oczami?

Drodzy czytelnicy ♥️

Wiedziona Waszymi sugestiami, przygotowałam osobny rozdział pt. „Księga wyjaśnień", w którym znajdziecie objaśnienia niektórych zagadnień.

Z tego rodziału znajdziecie tam informację o:

10. Emanacji

11. Wyczyszczeniu 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro