Rozdział XXIV cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie pozwolę ci zniszczyć życia Meliandry.

Obróciłam się na pięcie i wyszłam z groty, podpierając się o ściany. Higgidon nawet nie próbował mnie zatrzymać. Chciał, aby wszystko wyszło na jaw i nie zależało mu już na utrzymaniu roli kochanego narzeczonego, którą odgrywał przez ostatnich kilka miesięcy, a nawet lat. Pobiegłam do komnaty księżniczki, a następnie do łaźni, jednak nikt nie widział Meliandry od przedpołudnia. Udałam się na salę szkoleniową, ale tam także jej nie zastałam. Postanowiłam, że sprawdzę tawernę. Podejrzewałam, że mogła się udać do Delii.

Maszerowałam przez miasto szybkim krokiem. Mijałam właśnie sklep z tkaninami, gdy zza rogu wyskoczyła na mnie ciemna postać i zastąpiła mi drogę.

- A dokąd tak pędzisz? - wysyczał Szalony Prorok, przytrzymując mnie swoją laską. - Złożyłaś mi obietnicę, której nie możesz złamać.

- Jaką obietnicę? - zapytałam zdezorientowana. Próbowałam go wyminąć, ale zatarasował mi drogę.

- Nie udawaj głupiej! Przysięgałaś, że nic jej nie powiesz! - krzyknął. - To zmieni całe jej życie, a do tego nie mogę dopuścić. Jej los został już zapisany w gwiazdach i teraz nikt nie może go odmienić.

- Mówisz o Meliandrze? Skąd... skąd wiesz, co się stało? - zapytałam zszokowana. Strąciłam kij z piersi i odsunęłam się od podejrzanego starca.

- Wiem wszystko, co muszę wiedzieć. Widzę losy i ścieżki istot. Widzę, jaką drogą kroczysz. - Dostąpił do mnie kilka kroków. Mogłabym przysiąc, że poczułam dziwną aurę. Moc, pierwotną, nieuchwytną, inną niż moja magia. Czarny dym sączył się spod kaptura, jakby chciał dosięgnąć mojej twarzy. - Nie zbaczaj. Nie ingeruj.

- Ona musi wiedzieć - odparłam zdecydowanym tonem i zamachałam ręką, by odgonić mgłę, ale ciągle mnie otaczała.

- Zatem życie, za życie - powiedział nie swoim, choć znajomym głosem. Wiedziona instynktem i dziwnymi przeczuciami, zerwałam Prorokowi kaptur z głowy i zobaczyłam Elentila. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami i otwierał usta, jakby próbował zaczerpnąć powietrza. Zrobił się bladozielony. Charczał, jakby próbował coś powiedzieć. - Jego... życie jest w... twoich rękach.

- Co? - jęknęłam zdezorientowana.

- Zabiję go... jeśli jej powiesz - odparł. Widziałam Elentila, słyszałam jego głos, ale byłam pewna, że to nie on skrywał się pod kapturem. - Zabiję każdego, kto spróbuje zmienić... losy świata. Twoją matkę - odparł głosem mojej mamy. - Twoją siostrę - dodał, imitując Dimissi.

- Przestań! Zostaw Elentila i moich bliskich w spokoju! - krzyknęłam z przerażeniem. - On nie jest niczemu winien! Proszę!

Starzec, w postaci bibliotekarza, padł na ziemię i złapał się za gardło. Nie mógł zaczerpnąć tchu. Jego twarz przybrała kolor wyblakłego pergaminu, oczy nabiegły krwią, pucułowate policzki napuchły jak balon, który w każdej chwili mógł pęknąć. Wierzgał nogami, orał obcasami w zakurzonym bruku.

- Dobrze, zgadzam się! Nic nie powiem! - krzyknęłam przerażona.

Elf łapczywie wciągnął powietrz do płuc, a jego oblicze złagodniało. Uśmiechnął się niczym upiór i nasunął kaptur na twarz. Wstał, jak gdyby nigdy nic, podpierając się na swej lasce i poczłapał w stronę targu z ostatnimi słowami:

- Lepiej się pospiesz, zanim ten tłuścioch się udusi.

Rzuciłam się do szaleńczego biegu przez zatłoczone ulice miasta, odpychając wystraszonych przechodniów. Wiedziałam, że prorok nie zostawił mi wiele czasu. Kiedy dotarłam do zamku, użyłam mocy i wzleciałam na jeden z tarasów czwartego piętra, Wpadłam do komnaty jakiegoś szlachcica, którego na szczęście nie było w środku. Drzwi okazały się zamknięte, więc użyłam magii, by wyrwać je z futryny.

Do biblioteki wbiegłam w ostatnim momencie. Bibliotekarz leżał przy jednym z bocznych regałów. Młody elf, uczeń, pochylał się nad elfem i lamentował, żeby ktoś wezwał pomoc. Przyklęknęłam przy Elentilu, wysłałam magię do jego ciała i odkryłam, że jeszcze nie wszystko stracone. Serce biło, a płuca, choć nieruchome, nadal wydawały się zdolne do pracy. Tym razem moc mnie nie zawiodła, choć potrzebowałam kilku chwil, by obudzić organy do życia. Elf odzyskał przytomność i rozejrzał się po bibliotece rozbieganym wzrokiem.

- Co się stało? - wydyszał, z trudem łapiąc powietrze.

- Przynieś z kuchni wodę, garść świeżej mięty i liść laurowy - poleciłam chłopcu, a ten wybiegł z komnaty, najszybciej jak potrafił.

- Co chcesz zrobić z liściem laurowym? - zapytał zdezorientowany elf.

- Tak naprawdę, to nic. Chciałam, by twój uczeń zostawił nas samych, a podróż do kuchni zajmie mu wystarczająco dużo czasu. - Pomogłam Elentilowi wstać i usiąść na jednym z krzeseł. - Pamiętasz, co się stało?

- Układałem książki, wnet nie mogłem złapać tchu. Najwyraźniej straciłem przytomność. Jak dobrze, że znalazłaś się w pobliżu.

- Dobrze? Obawiam się, że to moja wina, Elentilu. To Szalony Prorok spowodował twoje duszności, by zmusić mnie do współpracy - oznajmiłam, a na twarzy pucułowatego elfa zagościły zaskoczenie i strach. - Nie martw się, już nic ci nie grozi.

- O bogowie, Szalony Prorok? Księżniczko Lavirro, wpadłem na ważny trop, o którym miałem ci powiedzieć, ale te ostatnie wydarzenia... Nie chciałem zawracać ci głowy, jednak teraz musisz iść ze mną. - Poprowadził mnie do swojego prywatnego gabinetu. Na biurku panował idealny porządek, papiery leżały poukładane w zgrabne stosy, a pióra były gotowe do użytku. Bibliotekarz podszedł do jednego z regałów i wyciągnął z niego zwój, a następnie mi go podał.

- Poznajesz tę twarz?

Rozwinęłam papier i przyjrzałam się portretowi dostojnego elfa. Blondyna z falowanymi włosami i błękitnymi oczami, tego samego, którego ujrzałam, gdy prorok stracił przytomność w swoim namiocie.

- To on, Elentilu, znalazłeś go! - wykrzyknęłam podekscytowana.

- Zatem jest gorzej, niż myślałem - westchnął i opadł na krzesło, które zaskrzypiało złowieszczo. - To ojciec Tenessi, ten sam, który zaginął trzysta lat temu.

- To on jest Prorokiem?!

- Usiądź, a wszystko ci wyjaśnię - powiedział i wskazał krzesło naprzeciw siebie. - Kiedy opisałaś mi tego elfa, zagościło we mnie przekonanie, że wiem, kogo szukać. Wcześniej wspominałem, że pojawił się w naszym mieście tylko raz, trzydzieści lat temu, ale znalazłem coś więcej. Zapis ballady, śpiewanej na cześć młodego króla Vertilla, z której wynika, że Prorok przebywał wtedy w mieście. To dziwne, ale przejrzałem kroniki i jestem niemal pewien, że ówczesny skryba musiał coś zataić. Widać zmienione strony i świeższy atrament. Połączyłem fakty i dotarło do mnie, że zniknięcie generała Malindara pokryło się z pojawieniem Szalonego Proroka. Szukałem w księgach wzmianek o tej istocie z zadymioną twarzą i udało mi się odnaleźć stary zapis. Tylko proszę, delikatnie. - Bibliotekarz podał mi zniszczony i poplamiony zwój., Otworzyłam go delikatnie, ale moim oczom ukazały się nieznane symbole.

- Nie znam staroelfickiego. Jakbyś mógł mi to przetłumaczyć...

- Zwój został spisany ponad trzy tysiące lat temu i traktuje o istocie zwanej Mglistym. Postać ta nie jest ani człowiekiem, ani elfem. Autor nie zna jej pochodzenia, jednakże napotkał ją na swej drodze i spisał to wydarzenie. Twierdzi, że ten osobnik potrafi przepowiedzieć przyszłość, a nawet, że jest swego rodzaju strażnikiem losu. Podobno może się dowiedzieć, jaką ścieżkę bogowie wybrali dla danej osoby, bez względu na rasę. Niekiedy wtrąca się w czyjeś życie nieproszony, ale czasem daje się namówić na współpracę, jednak rzadko robi to za darmo. Zazwyczaj żąda przysługi albo zabiera nieszczęśnikowi cielesną powłokę. Mglisty jest nieśmiertelny, tylko dlatego, że odbiera innym energię witalną, wysysając ją z tego, który zostaje jego, jak to autor tekstu nazwał, nosicielem. Podobno nigdy nikogo nie zmusza do poświęcenia. Ten, kto zawrze z nim pakt, musi oddać się w jego władanie dobrowolnie. I tutaj zwój się urywa.

- Uważasz, że ten Mglisty zawarł pakt z ojcem Tenessi i zabrał od niego ciało i energię życiową? - zapytałam. - Przecież trzeba jak najszybciej powiedzieć o tym królowej.

- Sam nie wiem... - zaczął mówić niepewnie. - A co, jeżeli zemści się na nas za zdemaskowanie jego postaci? I kto zataił te informacje przed przyszłymi pokoleniami?

- Skoro jest wszystkowiedzący, to na pewno wie, jakie mamy zamiary, a przecież nam niczego nie zabronił, prawda? Dotrzymałam złożonej obietnicy i nic więcej nie jestem mu dłużna. - Starałam się przybrać ton pełen odwagi, ale tak naprawdę wcale nie byłam pewna swoich słów.

Zadarłam z jakimś prehistorycznym stworem, który odbiera życie w zamian za przepowiednię. Cóż, ode mnie zażądał niewiele. Mogło być dużo gorzej.

- Poproszę cię o te dwa zwoje - odparłam, wyciągając rękę w stronę Elentila. - I zapraszam przed oblicze królowej.

Bibliotekarz spojrzał na mnie z przerażeniem i niechętnie wstał z miejsca. Oddał mi woluminy i podążył za mną na niezapowiedzianą audiencję. Zapytałam kilku chłopców na posyłki, czy nie widzieli Tenessi i dowiedziałam się, że właśnie trwają obrady w Kryształowej Komnacie. Przed drzwiami zastałam strażników, którzy na nasz widok stanęli na baczność i położyli dłonie na rękojeściach miecza, tak jak to jest od nich wymagane.

- Królowa nas oczekuje - odparłam pewnym tonem, nie zważając na konsekwencje kłamstwa.

- Nie dostaliśmy takich rozkazów.

- Umiesz czytać w myślach?

- Nie... - odparł zaskoczony gwardzista.

- A ja tak, dostałam wezwanie, by stawić się jak najszybciej. Otwieraj - powiedziałam do niego, a ostrość tonu i świadomość moich zdolności przekonały go do zejścia nam z drogi.

- Lavirro... - Vertill uniósł brwi w zadziwieniu. - Przerywasz ważne obrady i na dodatek wciągasz w to poczciwego Elentila.

- Wybacz, Wasza Wysokość - odparłam z dystyngowanym ukłonem. Mój towarzysz o mało nie uderzył czołem o posadzkę, gdy kłaniał się Vertillowi. - Muszę pilnie porozmawiać z królową.

- Doprawdy? - Król rozpostarł się w fotelu i spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. - Jeżeli moja małżonka wyrazi ochotę, to nie widzę przeciwwskazań.

- Jak cię znam, jest to sprawa niecierpiąca zwłoki - odparła z rozbawieniem królowa i wstała z krzesła, dając nam znak, byśmy podążyli za nią do bocznych drzwi.

Weszliśmy do małego pomieszczenia, w którym nigdy nie byłam. Na ścianach wisiała mapa kontynentu, a na samym środku stał ogromny stół z trójwymiarową makietą całego świata. Umieszczono na niej miniatury odpowiadające wszystkim większym miastom, a w tym Aivelothe. Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć, gdzie leży rodzinna miejscowość moich pobratymców. Nie miałam jednak czasu na dokładne zgłębienie tej makiety.

- Pani, musisz mi wybaczyć, jednak odkryliśmy coś związanego z twoją przeszłością i twym ojcem. Cenny zwój zapisany przez bibliotekarza z Heldomer - relacjonowałam gorączkowo. - Wiemy, kim jest Szalony Prorok i jak zginął generał Melindar.

- Ja także o tym wiem - odparła spokojnie Tenessi. - I znam ten tekst.

- Wasza Wysokość, ale jak to możliwe? - Elentil otworzył oczy szerzej niż usta. Byłam równie mocno wstrząśnięta.

- Moi drodzy, to stare dzieje, nie widzę powodu, by do nich wracać - odparła królowa wymijająco.

- A co, jeżeli komuś stanie się krzywda? Jeżeli zażąda czyjejś ofiary w zamian za przepowiednie? - zapytałam.

- Prorok, czy też jak już sami zapewne wiecie, Mglisty nie robi nic, co nie zostałoby zapisane w gwiazdach. Wie, kiedy, z kim i o czym rozmawiać, by naprowadzić na koleiny losu. Jego wskazówki są niezrozumiałe nawet dla niego samego, dlatego nie spodziewajcie się, że powie wprost, co was czeka za rogiem - wytłumaczyła. Starała się przybrać spokojny ton głosu, ale zdradzało ją nerwowe ściskanie palców dłoni. - Mój ojciec zawarł z nim pakt i poniósł konsekwencje.

- Wasza wysokość, chcesz powiedzieć, że generał się poświęcił? - dopytywał się bibliotekarz.

- Tak i zrobił to dobrowolnie. - Tym razem w jej głosie słychać było nutę smutku. - Chciał mnie chronić i nakierować los na inną ścieżkę. To wymagało odpowiedniej ceny. Pogodziłam się z tym setki lat temu, ale wolałabym już do tego nie wracać.

- Jak się o tym dowiedziałaś? - Nie potrafiłam dać za wygraną, dlatego nie zważałam na surową minę królowej i dopytywałam o szczegóły.

- Na świecie są tylko dwie osoby znające prawdę o zaginięciu mojego ojca. Ja i król - odparła z westchnieniem Tenessi i spojrzała na mnie wymownie. - Tak wiem, że nie spoczniesz, dopóki nie zaspokoisz swojej ciekawości, ale jeżeli chcecie się ode mnie dowiedzieć o tamtych zdarzeniach, musicie przysiąc, iż nie wyjawicie nikomu mego sekretu.

- Przysięgamy - odpowiedzieliśmy zgodnie.

- Obym nie żałowała tej decyzji. Zacznijmy od tego, że opowiem Lavirrze, skąd pochodzę i jak znalazłam się w królestwie...

- Akurat to wiem, Wasza Wysokość - odparłam, wprawiając Tenessi w osłupienie. - Też mam swoje sposoby zdobywania wiedzy.

- Zatem mogę przejść do sedna. Mglisty powiedział ojcu, iż Rada nie pozwoli na mój ślub z Vertillem. Co więcej, po powrocie do naszego królestwa miałam umrzeć w przeciągu kilkudziesięciu lat. Mój ojciec nie mógł się pogodzić z tą wizją. Nie dał za wygraną i zawarł pakt z prorokiem. Zawierzył Mglistemu i przystał na jego warunki, jednak wcześniej o wszystkim poinformował Vertilla. Mglisty powiedział im co robić, tak by naprowadzić moje życie na inny tor. Trzymali to przede mną w sekrecie, gdyż wiedzieli, że nie zgodziłabym się na takie poświęcenie. Mój małżonek powiedział mi o wszystkim dopiero po śmierci mego ojca, a te wszystkie poszukiwania, były tylko kamuflażem.

- Nie jesteś wieszczką? - zapytałam, nie kryjąc rozczarowania.

- Sama, nigdy bym się tak nie nazwała. Posiadam w sobie jedynie nikły talent magiczny, będący spadkiem po mojej babce, która była czarodziejką. Tylko dlatego, studnia do mnie przemówiła, jednak zdarzyło się to raptem kilka razy. Widziałam cię, moja droga - powiedziała królowa, uśmiechając się do mnie serdecznie. - Wiedziałam, że przybędziesz do nas wraz z rodziną, dlatego od pierwszego dnia nie mogłam się oprzeć pokusie, by poznać cię bliżej. Czułam, że musisz być ważna, skoro pokazano mi twe przybycie.

- Wasza wysokość, ale... - mówiłam niepewnie. - Mglisty nie tylko przepowiadał mi przyszłość, ale także manipulował losem Meliandry, kazał mi...

- Nie chcę o niczym wiedzieć! - Tenessi uniosła dłoń i cofnęła się o krok z przerażeniem wymalowanym na twarzy. - Nie igraj z wolą bogów. Nie znasz jeszcze ich potęgi. Nie mów mi nic więcej i podążaj za instrukcjami Mglistego. Jestem pewna, iż także odpowiednio pokieruje losem mej córki. Wiem, że widziałaś jego... twarz, dlatego możesz uważać go za potwora odbierającego energię życiową, ale tak naprawdę on nie działa w złej wierze. Można rzec, że jest neutralny.

Skrzywiłam się, gdyż wątpiłam w jego dobre intencje, jednak nie chciałam dyskutować z królową. Elentil także pozostawał milczący i rozmyślał nad wszystkim, co usłyszeliśmy.

- Nie mam nic więcej do dodania, moja droga. - Królowa złożyła dłonie na sukni, spojrzała na mnie wymownie i powoli przeniosła wzrok na bibliotekarza. - Elentilu, chciałabym omówić z tobą kwestię tego zwoju.

***

Zbliżamy się do końca I tomu. Jeszcze 4 części...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro