ROZDZIAŁ 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 19

Nigdy nie lubiłam tańczyć. 

Rodzice kiedyś wysyłali mnie na lekcje tańca towarzyskiego, na których wiecznie się potykałam albo deptałam partnerowi po palcach. W końcu odpuścili. Stwierdzili, że nie potrafię nawet tak prostej rzeczy, jak zapamiętanie kilku łatwych kroków. Od tamtej pory nie zabierali mnie już na bankiety. Mówili, że tylko przynoszę im wstyd.

Bujanie się do wolnej piosenki z Aaronem było czymś zupełnie innym. Chłopak położył moje ręce na swoich ramionach, po czym objął mnie w talii. Stawialiśmy małe kroki to w tył, to w bok, uważając, żeby nie zderzyć się z innymi parami. Wdychałam zapach waniliowych perfum, mając dziwne wrażenie, że cokolwiek się stanie to wszystko będzie dobrze.

Złość na chłopaka, którą czułam od czasu imprezy urodzinowej Ruby, zeszła na dalszy plan. I choć starałam się myśleć o nim same negatywne rzeczy, a nawet przypominać sobie intymną scenę z udziałem jego i tamtej kobiety, to wszystko jakoś tak przestawało mieć znaczenie, gdy wpatrywał się we mnie w ten sposób.

Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, tocząc niemą dyskusję. Miałam wrażenie, że przyjmował bez wahania cały mój ból i żal. Zabierał wszystkie negatywne emocje, pomagając mi uwolnić się z ich ciężaru. Jego chłodne tęczówki tym razem były pełne tak wielu uczuć, że mieszały się ze sobą w chaotycznym, nieznanym mi tańcu.

Z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że potrafiłam stawiać kroki bez przydeptywania palców partnera, bo kierował mną tak zręcznie, że nawet nie zwracałam uwagi na to, co robiłam.

Nie musiałam.

Byłam pewna, że nawet gdy się potknę, to złapią mnie silne, męskie ramiona.

Nagle mężczyzna przybliżył twarz, a ja w pierwszym odruchu chciałam się odsunąć, stawiając granicę. Ale on jedynie przyłożył usta do mojego ucha, a jego ciepły oddech połaskotał delikatnie skórę.

– Wyglądasz pięknie – wyszeptał. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz.

Aaron odsunął się jakby od niechcenia. Jednak tym razem został bliżej, niż poprzednio. Serce prawie przestało bić. Marzyłam o tym, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. To był tylko zwykły taniec, ale w tamtym momencie nie istniało nic poza nami. Nic poza jego ciepłymi dłońmi spoczywającymi na materiale sukienki i jasnymi oczami, zaglądającymi w głąb mojej duszy. Gdyby chciał to zawędrowałby na samo dno i odkrył, jak bardzo pragnęłam w tamtym momencie, żeby powiedział, że jestem dla niego ważna tak samo, jak on stał się ważny dla mnie.

Koniec piosenki okazał się bardziej rozczarowujący, niż się spodziewałam. Odsunęliśmy się od siebie, pozwalając, żeby między nami ponownie zaczął wyrastać szklany mur.

Zrezygnowana podążyłam za Aaronem do stolika. Chwyciłam po drodze kieliszek szampana, nie potrafiąc oprzeć się impulsowi. Mój towarzysz zerknął przez ramię. Rzucił mi przelotne spojrzenie, a jego oczy błysnęły. I wtedy runął jak długi.

Zdążyłam zaledwie mrugnąć okiem, gdy jasnowłosy zderzył się z kelnerem. Srebrna taca pełna cienkiego szkła wylądowała na drogim garniturze. Goście zamarli. Muzyka nadal grała, a brzdęk pękających kieliszków zakłócił jedynie na chwilę jej rytm.

Obserwowałam, jak Aaron łapie kelnera za ramię, po czym traci grunt pod nogami i ląduje twarzą na podłodze. Na nic zdały się wyciągnięte w mechanizmie obronnym ręce – nos uderzył z impetem w podłogę.

Otworzyłam szeroko oczy i wciągnęłam powietrze do płuc. Niby manifestowałam to od kilku dni, ale i tak zrobiło mi się nieprzyjemnie na ten widok. Podbiegłam do mężczyzny, żeby podać mu pomocną dłoń. Chłopak zignorował ją i sam wstał na nogi. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w jego dłonie powbijane były drobinki szkła.

– Jezu... Żyjesz?

– Rzuciłaś na mnie jakąś klątwę, czy coś? – spytał z kwaśnym uśmiechem. Złapał palcami czubek nosa, próbując zatamować krwawienie.

– Zrobiłam tylko dwie laleczki voodoo, ale żadna nie zadziałała. Musiałeś podpaść komuś jeszcze.

Parsknął śmiechem, po czym skrzywił się z bólu.

Pośpiesznie udaliśmy do łazienki, uciekając od zaciekawionych spojrzeń. Aaron oczyścił dłonie ze szkła, zatamowaliśmy krwawienie, po czym chłopak poszedł zmienić garnitur. Czekałam na niego przy stoliku, zastanawiając się, po jaką cholerę wziął ze sobą zapasowy strój.

Gdy wrócił siedzieliśmy jeszcze godzinę, podczas której przyjmowałam z wdzięcznością płynne złoto podawane przez kelnerów. Zapijałam wstyd i kiełkującą powoli dziurę w sercu.

Chwila zapomnienia minęła, a ja nie byłam pewna, czy bardziej mnie uszczęśliwiła, czy załamała. W głowie znów pojawił się widok z domu Edwarda, który pomagał mi zachować chłodny dystans.

Rozmawialiśmy o ludziach, których obserwowaliśmy. Zgadywaliśmy kim byli i co robili. Ani ja, ani on nie mieliśmy o nich żadnego pojęcia, ale zabawnie było uznać, że kobieta uwieszona na ramieniu łysego mężczyzny była z nim tylko dla pieniędzy, a facet podjadający co chwilę przystawki ze stołów musiał być głodzony w domu przez żonę.

– Mój mąż też będzie głodował – odparłam, uśmiechając się pod nosem.

– Taka marna z ciebie kucharka?

– Beznadziejna. – Pociągnęłam ostatni łyk, opróżniając trzeci kieliszek.

– Na szczęście potrafię gotować i wychodzi mi to całkiem nieźle. – Puścił mi oko i uniósł zawadiacko kącik ust. – Możemy już iść.

Wstał i podał mi rękę, nie dając czasu na przetrawienie jego wypowiedzi. Podniosłam się, po czym od razu usiadłam z powrotem na krześle, gdy świat wokół zawirował. Nie miałam pojęcia, że aż tak mocno zadziałał na mnie wypity szampan.

– Wszystko w porządku?

– Chyba się upiłam. – Zachichotałam, podejmując drugą próbę podniesienia się z krzesła.

Aaron pokręcił głową, po czym przybliżył się i złapał mnie w talii. Pomógł mi się podnieść, a potem przeszliśmy przez całą salę, zapewne wyglądając jak szczęśliwi kochankowie.

Nawet nie poczułam zimna, gdy wyszliśmy z pałacu. Jasnowłosy zarzucił na moje ramiona płaszcz odebrany z szatni i cały czas obejmując talię pomógł dojść do ulicy. Powiedział coś do mężczyzny w białym garniturze, który po chwili nadjechał znajomym autem.

W głowie ciągle powtarzałam sobie, że to taki typ człowieka, który po prostu dba o ludzi i traktuje tak każdą kobietę. Zabraniałam sobie myśleć, że traktował mnie wyjątkowo.

Aaron posadził mnie na miejscu pasażera, asekuracyjnie przykładając dłoń do głowy, żebym przypadkiem nie walnęła nią w dach.

– Dżentelmen się znalazł – wymamrotałam, siłując się z pasem.

Mężczyzna usiadł za kierownicą, po czym pochylił się w moją stronę. Zabrał mi pas z rąk i wpiął go w odpowiednie miejsce.

Nie mogłam się powstrzymać od dyskretnego wciągnięcia do płuc zapachu ciepłego, męskiego ciała połączonego z nutą wanilii. 

W drodze powrotnej szumiało ogrzewanie, które sprawiło, że zamknęłam oczy. Nawet nie pamiętałam w którym momencie odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Obudziły mnie dziwne dźwięki dobiegające z prawej strony. Nie mając siły nawet otworzyć oczu ponownie zasnęłam.

Ostatecznie suchość w ustach sprawiła, że otworzyłam powieki. Zamrugałam kilka razy, mając wrażenie, że słońce spadło na Ziemię. Było cholernie jasno, nawet mimo zasłoniętych rolet.

Po dłuższej chwili przyzwyczaiłam źrenice do światła, więc podniosłam się z łóżka. Usiadłam na jego skraju, opuszczając bose stopy na podłogę. W głowie huczało tak mocno, jakbym wypiła co najmniej dwa litry wódki, a nie trzy kieliszki szampana.

Przeciągnęłam się, ziewając głośno.

Na szafce nocnej leżała szklanka wody, tabletka przeciwbólowa i karteczka z napisem: ,,Było nieźle :)". Uśmiechnęłam się, przebiegając wzrokiem po starannym piśmie. To było nawet urocze. Gdy do głowy wślizgnęło się wspomnienie naszego tańca, które od razu zastąpił widok splątanych na szezlongu ciał, od razu zrzedła mi mina. Zgniotłam kartkę i rzuciłam ją do kosza na papiery leżącego pod biurkiem.

Sięgnęłam po pigułkę, po czym połknęłam ją popijając wodą.

Westchnęłam. Wolnymi ruchami rozmasowałam pulsujące skronie. Po chwili wstałam, ciągnąc za sobą materiał sukienki. Zamrugałam dwa razy, zastanawiając się co o tym myśleć. Ostatecznie stwierdziłam, że Aaron zachował się dobrze, nie naruszając moich granic i zostawiając mnie w ubraniu. Nawet tak niewygodnym, jak sukienka z cekinami.

Następnego dnia w szkole przyjaciele zaskoczyli mnie prezentem mikołajkowym. Szczerząc się od ucha do ucha, ubrani w świąteczne, jaskrawe swetry, wręczyli mi torbę wypełnioną słodyczami i książkę, którą zamierzałam sobie kupić. Uradowana i zarazem zmieszana, bo przez poprzedni dzień zupełnie wypadły mi z głowy Mikołajki, podziękowałam trzem wspaniałym osobom, a później przepraszałam ich do końca lekcji za brak prezentu z mojej strony.

Ustaliliśmy, że wynagrodzę im to wyjściem na pizzę.

Przez następne dwa tygodnie byłam w pracy z Aaronem jeszcze trzy razy. Każdy z nich okazał się być czymś absurdalnie łatwym. Udaliśmy się na licytację, na której znów udawaliśmy szczęśliwe małżeństwo. Nie potrafiłam powstrzymać się od rzucania kolejnych ciekawych faktów o naszym idealnym związku, gdy rozmawialiśmy z państwem Ramirez. Aaron nie reagował już tak nerwowo jak wcześniej, a nawet sam wymyślał niestworzone historie o mojej osobie. Najbardziej rozbawił mnie moment, gdy opowiadał o mojej nieudanej karierze poszukiwacza piłek golfowych. Pękałam w myślach ze śmiechu, widząc zaciekawienie w oczach pary, a później naprawdę się popłakałam, gdy po przeszukaniu w domu internetu okazało się, że rzeczywiście istnieje taki zawód.

Za drugim razem musieliśmy podrzucić komuś tajemniczą paczkę pod drzwi i choć uparcie wypytywałam Aarona o jej zawartość, to twardo szedł w zaparte, że nie muszę tego wiedzieć. Ostatecznie nie dowiedziałam się co było w środku. Obrażona na cały świat nie odezwałam się ani słowem, gdy odwoził mnie do domu.

Trzecie zadanie również należało do łatwych, bo musieliśmy dostarczyć pieniądze do skrytki ukrytej pod mostem. Bułka z masłem.

I przy każdym zadaniu nie mogłam powstrzymać się od złośliwych odzywek skierowanych w stronę jasnowłosego. Może i zachowywałam się dziecinnie, ale w ten sposób łatwiej było mi zaakceptować to, co widziałam u Edwarda, a także zdystansować się.

W piątek wróciłam do domu po dwudziestej drugiej. Po szkole od razu poszliśmy z przyjaciółmi na obiecaną pizzę. Przy okazji zamówiliśmy kilka piw. Skusiłam się na jedno, które i tak uderzyło mi do głowy. Nienawidziłam tego skutku ubocznego brania leków. Nigdy nie mogłam przewidzieć kiedy przekroczę granicę.

Zmęczona postanowiłam odłożyć spacer z Pianką na następny dzień. Wypuściłam ją na chwilę na ogródek, a potem ociężała jak nasączona gąbka wdrapałam się po schodach na piętro.

Weszłam do swojego pokoju i zobaczyłam napis na lustrze.

Cofnęłam się o krok, a serce zwolniło, jakby chciało się zupełnie zatrzymać. Chwyciłam się za klatkę piersiową, czując nieprzyjemny ucisk.

– Nie, nie, nie, nie... – powtarzałam, łapiąc się za głowę.

,,Teraz ty szukasz?".

Czerwony napis zdawał się zaglądać w głąb mojego umysłu, przedostając się do najgłębszych zakamarków.

Nagle oprzytomniałam. Rzuciłam się w stronę komputera, uświadamiając sobie, że przecież to wszystko się nagrało.

Włączyłam urządzenie, po czym wydobyłam ukrytą między książkami kamerkę. Wyjęłam z niej kartę pamięci i umieściłam ją w czytniku kart podłączonym do komputera. Usiadłszy na krześle niecierpliwie stukałam palcami o blat, gdy witał mnie ekran uruchamiania. Po chwili błądziłam wzrokiem między plikami będącymi zapisami nagrań sprzed ostatniej doby.

Z szaleńczo bijącym sercem i drżącymi rękoma nakierowałam myszkę na odpowiedni plik, po czym biorąc głęboki wdech kliknęłam dwa razy.

Moim oczom ukazał się pogrążony w ciemności pokój. Przewinęłam nagranie, a żołądek zawiązał się w supeł, gdy moje oczy napotkały przerażający widok.

Przez ponad rok żyłam ze świadomością, że mam schizofrenię, która niszczyła moje i tak już gówniane życie. Uczyłam się funkcjonować z tym problemem, zaakceptować go i zrozumieć. Cierpiałam, widząc rzeczy, które były niewidzialne dla innych, a później nienawidziłam samą siebie, gdy dowiedziałam się, że to ja byłam wszystkiemu winna. Sabotowałam samą siebie. Rozpoczynałam liczne terapie, faszerowałam się lekami, cierpiałam na bezsenność i nienawidziłam swojego życia.

A w tamtym momencie patrzyłam na fragment nagrania, na którym zamaskowany mężczyzna malował czerwoną farbą napis na lustrze, gdy ja spałam obok, zupełnie nieświadoma jego obecności.

Łzy popłynęły po policzkach.

Śledziłam wzrokiem ciemną postać, która skończyła kreślić litery, a następnie odwróciła się w stronę kamery i pomachała do niej wolną ręką.

━━ ♟ ━━

Wymiotowałam. Wyrzucałam z siebie cały ból, który rozsadzał mnie od środka. Gardło paliło od nieprzyjemnych soków żołądkowych, a łzy skończyły się już dawno. Zostawiły po sobie jedynie zaschnięty ślad na skórze.

Spłukałam wodę, po czym oparłam się plecami o ścianę wyłożoną kafelkami. Byłam wykończona.

Miałam dość.

Ktoś wszedł do mojego domu, choć nie było w nim żadnych śladów włamania. Wszystkie drzwi i okna były pozamykane, więc osoba, która zrobiła ten napis musiała mieć dorobiony klucz, albo znać się na otwieraniu zamków.

Jeszcze przez moment miałam nadzieję, że może wyobraźnia płatała mi figle pokazując postać na nagraniu, ale w akcie desperacji wysłałam ten fragment Aaronowi i spytałam co tam widział. Mając do wyboru go albo przyjaciół, stwierdziłam, że wolę wybrać mniejsze zło. Gdy potwierdził moje najgorsze obawy, nogi się pode mną ugięły.

Postać na filmiku była prawdziwa.

Nasuwały się pytania: czy pozostałe rzeczy też wydarzyły się naprawdę? Czy za każdym razem ktoś wchodził do mojego domu i własnoręcznie malował napisy? Czy to on miał coś wspólnego z pozytywką baletnicy? Dlaczego ktoś w ogóle to robił?

Dlaczego gdy Theo wszedł do mojego pokoju to wszystko zniknęło?

Telefon wibrował co chwilę, wyświetlając nieodebrane połączenia i wiadomości od Aarona. Wyłączyłam go, cisnęłam na łóżko i zrezygnowana skierowałam się do łazienki. Wszystkie czynności wykonywałam odruchowo, mechanicznie, nawet nie rejestrując kiedy skończyłam brać prysznic i przebrałam się w domowe, wygodne dresy.

Wyrwałam się z zamyślenia, uświadamiając sobie, że stałam na środku salonu. Rozejrzałam się tępo po pomieszczeniu, a po moim ciele przeszedł lodowaty dreszcz. Objęłam się ramionami, czując, jak ogarnia mnie ogromna, przytłaczająca pustka.

Nie miałam pojęcia co myśleć, robić, czuć. Boleśnie potrzebowałam mieć przy sobie kogoś, kto pomógłby mi rozwiązać wszystkie problemy i poprowadził odpowiednią drogą

Miałam wrażenie, że byłam na tym świecie zupełnie sama.

Nikt nie znał prawdziwej mnie. Każdy widział tylko wykreowaną postać – Kathy – którą tworzyłam latami. Uginałam się pod ciężarem tajemnic i kłamstw, którymi się otoczyłam, tworząc grubą skorupę.

Łza pociekła po policzku, gdy przeskakiwałam wzrokiem po salonowych meblach. Ktoś obcy chodził tutaj, może dotykał moich rzeczy, albo mnie... Wzdrygnęłam się. Wtedy przypomniałam sobie o mordercy rodziców, który przecież również wszedł do tego domu. Włoski na karku stanęły dęba, a w głowie pojawiła się nagła myśl: a co jeśli to była ta sama osoba?

Pokręciłam głową, pozbywając się tej niepokojącej teorii. To nie było możliwe, ponieważ ta osoba znajdowała się w więzieniu.

,,A jeśli wynajął kogoś...?" – pomyślałam, szczękając zębami. Wzrok zrobił się rozbiegany, a oddech przyspieszał. Miałam wrażenie, że zwariuję. Milion myśli przelatywało przez głowę.

Podskoczyłam ze strachu, gdy ktoś zapukał do drzwi. Rozległ się dzwonek.

Jak zombie stawiałam nogę za nogą, kierując się do wejścia. Oblizałam suche usta. Zatrzymując się w połowie drogi wahałam się czy robić następny krok. Nie chciałam nikogo widzieć, ani wpuszczać do środka. Jedyne czego potrzebowałam to zwinąć się w kłębek na łóżku, zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Już chciałam się wycofać, gdy zza drzwi rozległ się stłumiony głos.

– Otwórz, mała – zawołał Aaron.

Milczałam, obejmując się ciaśniej rękoma. Było mi tak zimno, że aż cała dygotałam.

– Jeśli nie otworzysz to wejdę sam.

Patrzyłam przez kilka sekund na białe, pancerne drzwi, po czym podeszłam do nich i zrezygnowana przekręciłam zamek.

Gdy zobaczyłam w nich zmachanego chłopaka z potarganymi, związanymi włosami, coś we mnie pękło. Łzy popłynęły strumieniem. Nic nie dawało wycieranie je co chwilę rękoma. Poczułam jak chłodne dłonie chwytają moje nadgarstki i odsuwają ręce od twarzy. Sekundę później szlochałam w męskich ramionach, ledwo trzymając się na nogach. Aaron musiał wyczuć, jak tracę siły, bo z łatwością wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Położył moje drżące ciało na kanapie, a potem oparł plecami o swoją klatkę piersiową. Chłopak otulił nas kocem leżącym na oparciu, po czym objął mnie ramionami, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Przymykając powieki pozwoliłam sobie przez chwilę poczuć tak, jakbym była małą dziewczynką, otoczoną miłością i opieką. Zasypiając czułam jak Aaron delikatnie głaskał moje włosy.

Obudziłam się gdy za oknem było ciemno. Przespałam cały dzień.

Program telewizyjny, którego nie znałam, grał cicho w telewizorze. Poruszyłam się, odkrywając, że miałam pod sobą męską klatkę piersiową, opadającą i unoszącą się w równym tempie. Błyskawicznie się podniosłam, przez co Aaron poruszył się niespokojnie na kanapie. Wyswobodziłam się z szarego koca, żeby wstać na nogi. Bolała mnie głowa, a w ustach miałam istną Saharę.

Nie chcąc znów wpaść w panikę odsunęłam od siebie myśl o nagraniu z włamywaczem. Postanowiłam wrócić do tego później, gdy Aaron wstanie, a moje nerwy nie będą tak zszargane. Nie wolno było mi zostawać z tym samej.

W tamtym momencie byłam jak szyba z jednym, niewielkim pęknięciem. Wystarczył niewielki dotyk, żebym rozsypała się w drobny mak.

Musiałam zająć czymś głowę.

Omiotłam spojrzeniem śpiącą sylwetkę. Twarz chłopaka była spokojna, a pierwszą moją myślą była zagwozdka, czy śniło mu się coś dobrego. Leżał z jedną ręką wsuniętą pod głowę, oparty o podłokietnik. Druga dłoń, którą wcześniej mnie obejmował, ułożona była luźno wzdłuż ciała.

Zmusiłam się do zastanowienia się nad naszą relacją. Chłopak sam ustalił granicę, którą bezustannie przekraczał. Odpychał mnie, a chwilę później obejmował czule, układając do snu, albo zapraszał do tańca, który nie był zwykłym, nic nieznaczącym gestem.

Byłam skołowana jego zachowaniem.

Spojrzałam na trzymany w rękach koc, po czym okryłam nim Aarona. Sięgnęłam po leżący na kanapie pilot i wyłączyłam telewizor.

Udałam się do kuchni, żeby nalać sobie szklankę wody i wziąć tabletkę przeciwbólową. Trzymając w dłoni małą pigułkę uświadomiłam sobie, że jeśli rzeczywiście nie miałam żadnych urojeń to może nie będą mi potrzebne leki na schizofrenię. Ale z tą decyzją wolałam zaczekać. Jeszcze nie wszystko się wyjaśniło.

Podczas szykowania kolacji dla dwóch osób w postaci tostów niechcący zepchnęłam z blatu szklankę. Dźwięk tłuczonego szkła rozniósł się po domu, alarmując zaciekawioną Piankę i śpiącego chłopaka.

– Wszystko w porządku? – Dobiegł mnie zaspany głos.

– Tak, to tylko szklanka.

Zdążyłam schylić się żeby pozbierać odłamki, gdy Aaron podszedł do mnie i złapał za ramię.

– Zostaw, pozbieram.

W tym momencie niefortunnie złapałam ostry kawałek, którym zraniłam się w palec. W miejscu przecięcia pojawiła się kropla krwi.

Wyprostowałam się. Aaron objął mnie ramieniem, po czym zaprowadził do krzesła przy wyspie kuchennej. Posadził mnie na nim, oderwał kawałek ręcznika papierowego, zmoczył go wodą i podał mi. Przyłożyłam zwilżony materiał do palca, obserwując, jak jasnowłosy przeciera oczy, a następnie zaczyna zbierać szkło.

Nie miałam siły się wykłócać.

– Gdzie jest miotła?

– Pod zlewem.

Chłopak otworzył szafkę, wyjął z niej zmiotkę i posprzątał bałagan, który narobiłam. Bose stopy nie wydawały żadnego dźwięku, gdy szedł w moją stronę żeby zająć miejsce naprzeciwko.

– Porozmawiamy?

Wpatrywałam się w owinięty papierem palec, jakby był najbardziej interesującą rzeczą na świecie.

– To nagranie, które wysłałaś... Jest prawdziwe? Ktoś włamał się do domu?

Minęła chwila zanim skinęłam głową.

Aaron milczał przez kilka sekund, aż w końcu wstał i skierował się w stronę schodów. Odprowadzałam go spojrzeniem, gdy wchodził na górę. Zszedł chwilę później, a na jego twarzy malował się niepokój.

– Wydarzyło się coś jeszcze? Zrobił coś więcej, niż te napisy?

Zaprzeczyłam ruchem głowy i ponownie skupiłam się na dłoni położonej na kuchennym blacie.

– Rozmawiaj ze mną, mała. Hej, jestem tu, żeby ci pomóc. Jeśli nie dowiem się co jest grane to nie będę mógł nic zrobić.

Podniosłam wzrok i prawie utonęłam w łagodnym, troskliwym spojrzeniu. W odpowiednim czasie chwyciłam koło ratunkowe.

– Nie potrzebuję twojej pomocy. Miałeś mnie pilnować na rozkaz Edwarda, ale nie czuj się zobowiązany do pomagania mi w prywatnych sprawach. Zrobię swoje, towarzysząc ci w tylu zadaniach, ile będzie trzeba, a potem kończę z tym. Już nie będziesz musiał mnie niańczyć.

– To nie tak...

– A jak? – wysyczałam. – Jesteśmy tylko partnerami w pracy, nikim więcej. Dziękuję że zostałeś ze mną i przepraszam, że byłeś świadkiem tego, jak... Jak się rozklejam. Ale wszystko gra, możesz już wracać do domu.

– Mała...

– Kathy.

Aaron westchnął, przecierając twarz dłonią.

– Nie rozumiesz.

– Czego niby? Dla mnie wszystko jest jasne.

– Coś ci grozi. Ktoś włamał się do twojego domu. Nie chcę, żeby powtórzyło się to, co stało się z twoimi rodzicami – oznajmił poważnie, a ja zmrużyłam oczy na wzmiankę o rodzicach.

Nie podobało mi się to, że ten temat wracał do mnie jak bumerang. Choćbym nie wiem jak szybko biegła, on i tak mnie doganiał.

– Jedziemy do mnie.

– Co?

– To, co powiedziałem. Weź najpotrzebniejsze rzeczy na kilka dni. Zostaniesz u mnie do momentu, kiedy wszystko się wyjaśni.

– Nie – odparłam, krzyżując ręce na piersi.

– Tak.

– Nie, Aaron. Nigdzie z tobą nie pojadę.

– Znowu próbujesz zrobić mi na złość?

– Nie. Po prostu nie mam zamiaru mieszkać pod jednym dachem z obcym.

Mężczyzna zmarszczył brwi. Zamrugał dwa razy, po czym wziął głęboki wdech, kładąc ręce na blacie.

– Mała...

– Kathy! – krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie z krzesła. – Mam na imię Kathy! Mówisz mi, że mam zostać u ciebie na kilka dni, a nie potrafisz nawet wypowiedzieć mojego imienia?! – Machałam rękoma w przypływie furii. Emocje, które nagromadziły się od rana, nagle wypełniły mnie całą, szukając ujścia. Ignorancja jasnowłosego i jego zdystansowane podejście do mojej osoby przechyliły szalę.

Aaron również wstał, a mięśnie na szczęce napięły się.

– Czego ode mnie oczekujesz, co? – spytał chłodno, choć w jego głosie pojawiły się nutki emocji. Oparł obydwie dłonie o blat, patrząc na mnie z góry. – Powiedziałem ci, że między nami niczego nie będzie. W moim życiu nie ma miejsca na związek, ślub, dzieci i hodowlę alpak. Nawet... Nawet gdybym chciał, nawet gdybym czuł coś... To nie stworzę z nikim związku. Ale to nie znaczy, że jesteś mi obojętna.

– O czym ty mówisz?!

– A nie dlatego ciągle próbujesz robić mi na złość? Powiedz, mała, czy jestem w błędzie, twierdząc, że tak bardzo zabolały cię moje słowa, że próbujesz zrobić wszystko, żeby mnie od siebie odepchnąć?

Zacisnęłam zęby. Ostatnie, co miałam ochotę zrobić, to przyznać głośno, że zachowywałam się jak niedojrzała emocjonalnie nastolatka, którą odrzucił facet.

– Nie jesteś dla mnie obca – powiedział, a jego głos stał się miękki.

– Udowodnij.

– Co?

– Udowodnij, że nie jestem dla ciebie tylko kolejnym zadaniem zleconym przez Edwarda, ani zabawką, którą rozrzucasz po kątach, jak tylko ci się podoba – wycedziłam.

– Przecież...

– Udowodnij! – krzyknęłam, zaciskając pięści.

Nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę od niego chciałam. Wystarczyłoby mi jakiekolwiek szczere zapewnienie, obietnica, wypowiedzenie na głos mojego imienia... Żaden ze scenariuszy układanych w mojej głowie nie przewidział tego, że Aaron poderwie się z miejsca, szybkim krokiem okrąży wyspę kuchenną żeby znaleźć się przede mną, po czym weźmie moją twarz w dłonie i zbliży do swojej, złączając nasze wargi w pocałunku.

Serce przestało bić, płuca zapomniały jak się oddycha, a oczy otworzyły się szeroko, gdy poczułam miękkie, ciepłe wargi na swoich rozchylonych z zaskoczenia ustach.

Minęło kilka długich sekund, podczas których stałam z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, a Aaron czekał cierpliwie, aż odwzajemnię pocałunek. W końcu odsunął się zaledwie o milimetry, otwierając oczy, a nasze oddechy zmieszały się w jedno.

Jasnoniebieskie oczy wpatrywały się z niemym pytaniem, a gdzieś pośród chłodu i żaru odnalazłam również odrobinę bólu, którego nie spodziewałam się zobaczyć.

Otrząsnąwszy się z zaskoczenia uniosłam ręce, wsunęłam je w potargane włosy, po czym pochyliłam się do przodu złączając ponownie nasze usta. Smukłe palce Aarona ześlizgnęły się z mojej twarzy i przeszły na talię. Zamknął mnie w uścisku mocnych, stanowczych ramion, w których poczułam się mała i krucha jak porcelana. Pocałowałam go czule, desperacko, zdziwiona wybuchem emocji, które we mnie rozpalił. Miałam wrażenie, że to moja jedyna szansa na nacieszenie się tą chwilą, zanim odsunie się i znów nałoży na twarz maskę obojętności.

Wszystko przestało mieć znaczenie: tamta kobieta w domu Edwarda, ukrywanie prawdy przez Aarona, brak zaufania i te wszystkie szpilki, które wbijał w moje serce. Liczyła się tylko ta chwila, podczas której obnażyliśmy przed sobą dusze.

Bo Aaron tam był.

Przyszedł w momencie, kiedy byłam zupełnie sama, balansując na granicy życia i chęci zniknięcia z tego świata. I może moi przyjaciele też bywali przy mnie w takich momentach, dając wsparcie i czuwając, jak anioły, ale my byliśmy dla siebie ważni – przyjaźniliśmy się, więc to było coś innego. Z Aaronem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie musiał przyjeżdżać, nie musiał zostawać, nie musiał zupełnie nic, bo nasze drogi i tak miały się rozejść. A zrobił tak wiele.

Czy był to po prostu rozpaczliwy ruch, spowodowany smutkiem, samotnością, czy może właśnie uświadomiłam sobie, że to jego obecności, czułości pragnęłam... Nie miałam pojęcia. Wiedziałam tylko, że moja dusza i serce lgnęły do tego człowieka, który łapczywie chłonął moje pocałunki. Nasze usta – głodne, spragnione, toczyły ze sobą walkę o to, kto bardziej przepadnie.

Żadne z nas nie chciało przegrać.

W płucach zabrakło powietrza, ale nie było ani sił, ani chęci, żeby odsunąć się i zrobić wdech. Pocałunek był czuły, zmysłowy, ale jednocześnie Aaron nie śpieszył się. Napawał się dosłownie każdym milimetrem moich warg. Języki splatały się w zmysłowym tańcu, a nogi pode mną uginały się tak, że gdyby nie męskie, pewne dłonie, to pewnie bym upadła.

Nagle Aaron odsunął się nieznacznie, przerywając grę naszych warg. Przerywany oddech muskał moje usta, a czoło oparło się o czoło. Oczy miał zamknięte, a powieki zaciśnięte, jakby bił się z myślami.

– Ja cię zepsuję, pociągnę za sobą na dno – wyszeptał ledwo słyszalnie, wbijając kurczowo palce w skórę pleców.

– Już tam jestem, od bardzo dawna – wysapałam.

Dłoń Aarona zniknęła z talii i poszybowała w górę. Przesunął palcem po policzku, tak czule i delikatnie, że aż zabrakło mi powietrza, a następnie wpił się w moje usta.

Staliśmy się jednością, po raz pierwszy łamiąc wszystkie bariery i krusząc mury, które zazwyczaj nas dzieliły. Dotykałam delikatnie długich włosów, w które od tak dawna chciałam zanurzyć palce, podczas gdy jego dłonie błądziły po moich plecach.

W podbrzuszu czułam żar, odbierający zdrowe rozumowanie. Mimo że przylegałam do niego całym ciałem, to pragnęłam więcej. Wybrzuszenie w jego spodniach, przylegające do moich bioder, potęgowało to pragnienie do granic możliwości.

Może jeszcze sekunda, minuta, albo dwie, a nie bylibyśmy w stanie się zatrzymać, ale w końcu Aaron odsunął się, zasysając powietrze. Oddychaliśmy głęboko, nierówno, jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. Sykaliśmy się czołami i koniuszkami nosów, a ciepły oddech muskał moje usta, gdy mężczyzna powiedział:

– Rozumiesz?

– Hm? – zamruczałam, dochodząc do siebie.

– Tylko tyle jestem w stanie ci dać.

– To mi starczy.

Chłopak uśmiechnął się delikatnie, wypuszczając powietrze nosem, po czym odsunął się i usiadł na krześle. Zajęłam miejsce obok. Czułam jak ciało ochładza się powoli, tęskniąc już za dotykiem delikatnych rąk.

Między nami pojawiła się niewidzialna nić, która połączyła nas tego dnia czymś więcej, niż się spodziewaliśmy. Słowa, które padły z naszych ust stały się swego rodzaju obietnicą, a pocałunek przypieczętował los, który od dawna prowadził na tę ścieżkę.

Siedzieliśmy w ciszy, obserwując się nawzajem. Oczy Aarona były jakieś takie żywsze, jaśniejsze niż zwykle.

Uniosłam kącik ust, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu. Nie miałam pojęcia co właśnie się wydarzyło, ale jeśli tak miały kończyć się nasze kłótnie, to mogłabym sprzeczać się bez przerwy.

– Więc? – spytał, na co zmarszczyłam brwi z niezrozumieniem. – Pakujesz rzeczy i jedziemy do mnie?

Zamyśliłam się na chwilę, po czym skinęłam głową.

Czekała mnie kolejna przeprowadzka. 


━━ ♟ ━━


AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

KOCHANI, MAMY TO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro