ROZDZIAŁ 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 21

Aaron

Dziewczyna została u mnie na kilka dni. Po pierwszej nocy wstała o dziesiątej, czym wyrwała mnie z płytkiego snu. Zająłem się telefonem i umówiłem ze znajomym ślusarzem, gdy brała prysznic.

Nie odstępowałem jej na krok podczas spaceru z psem. Zrobiliśmy rundę wokół kamienicy, przechadzając się w milczeniu. Wypaliłem dwa papierosy i wróciliśmy do mieszkania. Wolałem nie ryzykować wystawiania jej na światło dzienne w tej dzielnicy - tu wieści szybko się rozchodziły.

Od rana była markotna. Snuła się zamyślona, nawet nie próbując mi dokuczyć żadnym wrednym żartem. Kilka razy miałem ochotę ją rozjuszyć, więc wymyślałem w głowie jakiś głupkowaty tekst, ale szybko zmieniałem zdanie. Cisza wydawała się być bardziej na miejscu, niż suche zaczepki.

Gdy wyszedłem spod prysznica w kuchni czekały na mnie tosty z dżemem. Dziewczyna uśmiechała się lekko, na co uniosłem kąciki ust.

Jedząc zerkałem na nią raz po raz. Mokre, rude włosy przylepiały się do policzków, przez co co chwilę je odgarniała. Wpatrywała się w swój talerz z taką intensywnością, jakby miała zaraz przeciąć go na pół samym wzrokiem. Pod oczami widniały sińce, trochę mniejsze niż zazwyczaj. Byłem zadowolony z tego, że się wyspała. Mogła chociaż na chwilę odpocząć od demonów prześladujących ją od miesięcy.

Od tego, do czego sam przykładałem rękę.

Zaskoczony tą nagłą, nieprzyjemną myślą postanowiłem skończyć jedzenie. Nagle straciłem apetyt. Wstawiłem talerz do zmywarki i poinformowałem dziewczynę, że zaraz wychodzimy do ślusarza.

Po wymianie zamków i dyskretnym zabraniu dodatkowego klucza wróciliśmy do mojego mieszkania. Upewniwszy się, że była bezpieczna, wyszedłem do pracy. W drodze do auta wykonałem telefon do jednego z sąsiadów żeby miał oko na to, kto wchodził do kamienicy i dał od razu znać, gdy pojawi się obcy. Młody oczywiście zapewnił, że będzie czuwał. Chłopak dopiero piął się po szczeblach kariery u Edwarda, więc ochoczo robił wszystko, co mu kazano.

Jadąc w wyznaczone miejsce spodziewałem się szybko uporać z zadaniem. Przypomnienie kolejnemu dupkowi o zapłacie, za pomocą pozbycia się przynajmniej jednego zęba, było jedną z najpopularniejszych metod. Edward twierdził, że nie powinienem się tym zajmować; że to praca dla pachołków, ale ja lubiłem od czasu do czasu obić komuś mordę. Było to z pewnością bardziej relaksacyjne niż ziołowa herbatka.

Tym razem jednak coś było inaczej. Zamiast sprać faceta i wyjść, zostałem i pozwoliłem mu się bronić, a nawet przywalić mi kilka razy.

Gdy za pierwszym razem widziałem, jak pięść dryblasa szybuje w moją stronę, to odruchowo chciałem zrobić unik. Zamiast tego jedynie przesunąłem się o kilka centymetrów, żeby nie dostać centralnie w nos. Zaciśnięta pięść trafiła w polik i rozcięła skórę. To sprawiło, że adrenalina zawrzała w moich żyłach.

Wyszczerzyłem zęby, wyglądając pewnie jak wariat. Przetarłem rozcięcie rękawem białej koszuli i zaatakowałem.

Celowo unikałem ciosów tylko połowicznie. To sprawiało, że przeciwnik nie tracił werwy i atakował ciągle z tym samym zaangażowaniem. Pozwalałem się okładać, czując dziwną satysfakcję z otrzymywanego bólu. W końcu po którymś razie rozciął mi brew, z której zaczęła sączyć się krew zalewająca oko. Zirytowało mnie to, zabierając całą przyjemność z zabawy. Przywaliłem mu w głowę, zwalając z nóg i tym samym kończąc przedstawienie. Wyplułem ślinę zmieszaną z krwią, obserwując, jak facet otwiera i zamyka oczy w oszołomieniu.

- Jutro pieniądze mają leżeć na biurku Edwarda. Jeśli nie, to porozmawiamy inaczej - oznajmiłem, zakładając wcześniej zdjęty płaszcz, po czym wyszedłem z garażu.

W aucie chwyciłem za lusterko. Przyjrzałem się obitej twarzy, na której widniały przynajmniej trzy głębokie rozcięcia. Do głowy zakradła się dziwna myśl, że to i tak o wiele mniej, niż przyjmuje na siebie dziewczyna siedząca w moim mieszkaniu. Dywagując nad tą spontaniczną myślą zapaliłem papierosa. Skończył się idealnie w momencie, w którym wjechałem na parking.

Gdy wszedłem do mieszkania dziewczyna leżała na kanapie w salonie, oglądając telewizję. Jej znudzony wzrok od razu skierował się w moją stronę. Widziałem, jak jej oczy otwierają się szeroko, a usta rozchylają i miałem ochotę się zaśmiać na myśl, że pewnie dla niej to przerażający widok. Ja widziałem to dosyć często, choć raczej na twarzach innych.

- Co się stało? - spytała, odrzucając koc. Zdążyłem zdjąć buty, zanim podeszła do mnie, oglądając uważnie każdy milimetr twarzy.

- Praca. - Wzruszyłem ramionami.

- Coś oprócz twarzy?

- Nie.

Zacisnęła usta w cienką linię. Na jej twarzy gościło niezadowolenie, które lekko mnie bawiło. Dziewczyna odwróciła się bez słowa, po czym skierowała do łazienki. Ciężkim krokiem udałem się do salonu, żeby opaść na fotel. Byłem nieco zmęczony i poobijany, choć pewnie wyglądałem gorzej, niż się czułem. Rozpiąłem koszulę, po czym z głębokim westchnieniem opadłem na oparcie fotela, rozkładając ręce na podłokietnikach. Przymknąłem oczy, a kilka sekund później poczułem coś ciepłego i wilgotnego na dłoni. Rozchyliłem ze zdziwieniem powieki i uświadomiłem sobie, że owczarek niemiecki właśnie z ogromnym zaangażowaniem ślinił moje palce.

- Fuj, Pianka! Zostaw! - rozkazała dziewczyna, odganiając psa. Z zaciekawieniem obserwowałem, jak zwierzę słuchało wszystkich komend bez protestu.

Pokiwałem głową z uznaniem.

- Współczuję twojemu mężowi. Jego też będziesz tak układać? - spytałem, unosząc kącik ust.

Dziewczyna przewróciła oczami. Na początku naszej znajomości reagowała ze strachem na moje teksty, ale z czasem zaczęła głównie przewracać oczami i odpowiadać równie kąśliwie. Tym razem milczała.

Wzięła krzesło z kuchni, które ustawiła przy fotelu i usiadła na nim. W rękach trzymała środki odkażające i plastry, którymi wolałem nie obklejać swojej twarzy.

- Nie potrzebuję...

- Cicho. Ogarnę to - przerwała mi.

Zamrugałem dwa razy, po czym zapadłem się głębiej w fotel pozwalając jej pobawić się w pielęgniarkę. Do głowy przyszła mi figlarna myśl, że pasowałby jej taki strój, na co uśmiechnąłem się pod nosem.

- Chyba nie boli tak bardzo, skoro się szczerzysz.

I wtedy zapiekło jak skurwysyn.

- Auć - syknąłem, unosząc rękę. Chciałem dotknąć szczypiącego miejsca, ale dziewczyna pacnęła mnie w dłoń i posłała groźne spojrzenie.

Wziąłem głęboki wdech, pozwalając jej kontynuować.

Obserwowałem w pełni skupioną twarz. Skupiłem się na liczeniu wszystkich piegów, żeby nie myśleć o nieprzyjemnym uczuciu. Niektóre były trochę ciemniejsze, ale zdecydowaną większość odkryłem dopiero po uważnym przyjrzeniu się, bo były ledwo widoczne. Najwięcej drobnych, brązowych plamek widniało na linii wiodącej przez nos i policzki.

Mrużyła delikatnie powieki zakończone długimi rzęsami, a jasnoniebieskie oczy błądziły po mojej twarzy, gdy odkażała rany. Z ciekawością obserwowałem, jak rozchylała delikatnie usta i marszczyła brwi, tak, jak to miała w zwyczaju, gdy się nad czymś skupiała.

Nie mogłem powiedzieć, że była najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem. To byłoby kłamstwo. Widziałem o wiele ładniejsze, ale też brzydsze kobiety. Ona była z wyglądu przeciętna, ale to nie zmieniało faktu, że z przyjemnością wpatrywałem się w jasną, wręcz bladą twarz, udekorowaną sińcami pod oczami i popękanymi gdzieniegdzie naczynkami.

Dotykała mojej twarzy głównie przez materiały, ale gdy zdarzyło jej się przesunąć koniuszkiem palca po mojej skórze to przechodził mnie dziwny prąd. Przez to miałem ochotę żeby ponownie omsknął się jej palec.

Gdy skończyła mnie torturować odsunęła się i z zadowoleniem obejrzała swoje dzieło.

- Gotowe.

- Dzięki - mruknąłem, wstając z fotela. Potrzebowałem do tego więcej siły, niż sądziłem. Nawet lekko zakręciło mi się w głowie, gdy przemierzałem salon, a potem przedpokój, żeby dojść do łazienki.

Przeglądając się w lustrze uświadomiłem sobie, że naprawdę wyglądałem nieciekawie. Może trochę przesadziłem z prowokowaniem tamtego faceta, ale przyjmowane ciosy pozwoliły mi oczyścić umysł. Przyniosły dziwne ukojenie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Zastanawiałem się nad tym przez resztę wieczoru, a kolejnego dnia znów udałem się na podobną akcję i ponownie wróciłem poobijany. I tak jak poprzednio czekająca w domu dziewczyna zajęła się ranami.

Przez następne dni schemat się powtarzał, ale za każdym razem zmartwienie wymalowane na bladej, dziewczęcej twarzy pogłębiało się. Nie wiedziałem czy byłem z tego faktu zadowolony, czy też nie.

Świadomość, że ktoś czekał na mnie w domu, gotowy na zszycie ran i położenie opatrunków sprawiała, że miałem ochotę obrywać coraz mocniej. W pewnym momencie nawet złapałem się na tym, że przyjmując ciosy wyobrażałem sobie jak jej delikatne, zimne dłonie będą dotykać mojej twarzy, kładąc maść i inne badziewia. Już nie chodziło tylko o oczyszczenie umysłu, a doświadczenie troski, którą mi okazywała.

- W końcu oberwiesz zbyt mocno - powiedziała któregoś razu.

- Przecież umiesz szyć. - Puściłem jej oko, po czym skrzywiłem się, gdy celowo przycisnęła mocniej wacik nasączony środkiem odkażającym.

Siódmego dnia nie poszedłem do pracy. W ciągu tych kilku dni nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. Mijaliśmy się jak duchy, choć dobrze wiedzieliśmy, że czekała nas długa i poważna rozmowa. Postanowiłem, że ten czas właśnie nadszedł, więc napisałem wiadomość do Edwarda informując go, że tego dnia nie będę dostępny.

Wyszedłem z domu na zakupy, gdy dziewczyna jeszcze spała. Wróciłem godzinę później. Rozpakowałem rzeczy w kuchni, po czym skierowałem się do salonu, żeby włączyć telewizor i obejrzeć coś podczas czekania, aż się obudzi. Będąc na przedpokoju usłyszałem, jak otwierają się drzwi łazienki. Mój wzrok mimowolnie powędrował w tamtym kierunku i napotkał wychodzącą z pomieszczenia dziewczynę.

Nie zauważyła mnie.

Za to ja widziałem wszystko aż zbyt wyraźnie.

Zamarłem. Prawie nie oddychałem, gdy mój wzrok błądził po odkrytych plecach pełnych podłużnych i okrągłych blizn. Wodziłem spojrzeniem od ramion aż po biodra, które zakrywał ręcznik, czując, jak coś mocno ścisnęło moją klatkę piersiową.

Naliczyłem ich prawie trzydzieści, gdy dziewczyna odwróciła się do mnie bokiem, zamierzając wejść do sypialni. Wtedy zauważyła mnie i wzdrygnęła się.

- Co ty tu... Przecież...

- Nie mam dzisiaj pracy - rzuciłem bez cienia emocji. Za to na jej twarzy pojawiały się coraz to nowsze, od zaskoczenia po złość.

Ścisnęła mocniej końcówki ręcznika złączone ze sobą na klatce piersiowej. Widziałem, jak zaciska zęby, a oczy wręcz raziły piorunami.

Bez słowa weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami.

Stałem przez chwilę w korytarzu, zastanawiając się nad tym, co właśnie zobaczyłem. Widziałem w swoim życiu wiele krwi i ran, a także blizn, ale nigdy aż tyle na jednej osobie. Świadomość, że ich właścicielką była akurat ta dziewczyna wywołała we mnie niepokój.

Po kilku minutach skierowałem się do drzwi, za którymi zniknęła. Zapukałem dwa razy, ale nie zareagowała. Odpowiedziała mi jedynie cisza.

- Wszystko w porządku? - spytałem.

Nadal cisza.

- Wchodzę. - Chwyciłem za klamkę, odczekałem pięć sekund, po czym pchnąłem drzwi.

Siedziała na skraju łóżka, ubrana w białą koszulkę z krótkim rękawkiem i beżowe dresy. Twarz skrywała w dłoniach. Zbliżając się zauważyłem, że lekko drżała. Wyciągnąłem rękę w jej kierunku, ale zatrzymałem się w połowie drogi. Schowałem ręce w kieszeni bluzy i usiadłem obok niej.

- Widziałeś? - spytała, odsuwając ręce od twarzy. Szybkim ruchem starła łzy, które nie umknęły mojej uwadze.

- Co? - spytałem głupio.

- Moje blizny.

Skinąłem głową. Dziewczyna nerwowo parsknęła śmiechem, uciekając wzrokiem w bok. Jeszcze jedna łza spłynęła po policzku. Pośpiesznie wytarła ją wierzchem dłoni.

- Gdy zmarli moi rodzice to przez kilka miesięcy nie potrafiłam wstać z łóżka. Wszyscy, którzy o tym wiedzieli myśleli, że to żałoba. A ja ani przez sekundę nie pomyślałam, że za nimi tęsknię, ani że to źle, że umarli - mówiła, a ja ze skupieniem chłonąłem każde jej słowo. Nie spodziewałem się, że zacznie mówić, więc milczałem, nie chcąc jej spłoszyć. - Jedyne co czułam to wściekłość o to, że odeszli tak szybko. Że nie miałam okazji patrzeć, jak cierpią za to, co mi robili.

Wciągnąłem gwałtownie powietrze nosem, czując narastającą złość.

Dziewczyna wpatrywała się ślepo w jakiś punkt, zapewne będąc myślami gdzieś daleko poza czterema ścianami tego pokoju.

- Nie cierpię krzywdzić innych. Nie znoszę patrzeć na czyjś ból, który najchętniej wzięłabym na siebie. Ale oni byli wyjątkiem. Chciałam widzieć, jak cierpią, a ktoś odebrał mi tę możliwość. To dlatego się załamałam. - Zwiesiła głowę, a falowane kosmyki włosów przysłoniły jej twarz.

Przeczuwałem, że wstydziła się swoich słów, więc postanowiłem dodać jej odwagi.

- Niektórzy zasługują na cierpienie. Oni zdecydowanie zasługiwali, jeśli przez nich masz te wszystkie blizny - powiedziałem miękko.

Dziewczyna siedziała w milczeniu ze spuszczoną głową. W moich myślach przewijało się mnóstwo rzeczy, które chciałem zrobić i słów cisnących się na usta, ale wszystko wydawało się być nieodpowiednie. W końcu odchrząknąłem, oblizałem suche wargi i zebrałem się na odwagę, której o dziwo mi zabrakło.

- Mogę...? - spytałem, na co dziewczyna podniosła wzrok.

Patrzyła na mnie ze zdziwieniem, nieufnością i jeszcze czymś, czego nie zrozumiałem. Zamrugała kilka razy w ciągu kilkunastu długich sekund, aż w końcu skinęła głową tak delikatnie, że gdybym nie wpatrywał się w nią uważnie, to bym tego nie zauważył.

Materac ugiął się pod moim ciężarem, gdy przemieściłem się na środek łóżka. Usadowiłem się za dziewczyną, opadając na kolana.

Kierowany instynktem złapałem za dolną krawędź koszulki i uniosłem ją powoli do góry. Odkrywałem każdą kolejną bliznę wraz z odsłanianym kawałkiem pleców. Niektóre były wypukłe, inne wydawały się być wtopione w skórę, część przechodziła na brzuch, ale wszystkie łączyło jedno: każda z nich wzbudzała we mnie nowe emocje.

Gdy uniosłem koszulkę na wysokość klatki piersiowej, dziewczyna sprawnym ruchem zdjęła ją przez głowę. Została w samym staniku.

Dotknąłem delikatnie jednej z gładkich blizn. Przesunąłem po niej delikatnie samym opuszkiem palca, co wywołało u dziewczyny gęsią skórkę.

Powtórzyłem ten gest jeszcze kilka razy, przeskakując wzrokiem po każdym śladzie.

Naliczyłem ich czterdzieści sześć.

Poczułem nagle, że chcę zaopiekować się tą skrzywdzoną istotą.

Myślałem, że była po prostu dzieckiem bogatych dupków, dla których pieniądze były ważniejsze niż własna córka. Typowa historia jakich pełno. Skrzywdzona dziewczyna, niosąca na barkach ciężar błędów swoich rodziców.

Ale w tamtym momencie dotarło do mnie, że to wcale nie tak. Że dorastała wśród potworów, sama podświadomie stając się trochę jednym z nich, choć nadal tkwiła w niej naiwna wrażliwość. Zobaczyłem w niej samego siebie, skrzywdzonego tak bardzo, że żadne miejsce na świecie nie wydawało się być bezpieczne. Bo nie dało się uciec od demonów, które tkwiły w najciemniejszych zakamarkach umysłu.

Jej ból w pewnym stopniu stopił lód, który pokrywał moje serce.

Wtedy postanowiłem, że nie dam jej więcej nikomu skrzywdzić. Choć sam po części byłem winny jej cierpieniu, obiecałem sobie, że już nie wezmę w tym więcej udziału. Gówno obchodził mnie Edward i jego polecenia, a także konsekwencje, które miałem ponieść podejmując tę decyzję. Liczyło się tylko to, żeby zamknąć tą kruchą istotę w swoich ramionach i obiecać, że już nigdy więcej nie doświadczy tego bólu, który widziałem każdego dnia w jej gasnących oczach.

W przypływie ogromu troski, zrozumienia i sympatii do dziewczyny poddałem się emocjom i złożyłem delikatny pocałunek na ramieniu. Wzdrygnęła się, ale nie uciekła. Została w tej samej pozycji, dając ciche przyzwolenie na to, żebym pocałował jej gorącą skórę raz jeszcze, a potem ponownie. Każde kolejne zetknięcie ust z jej ciałem było coraz bardziej śmiałe, może nawet trochę natarczywe, choć starałem się włożyć w te gesty tyle delikatności i czułości, na ile było mnie stać. Miałem ochotę zabrać każdą z blizn tymi pocałunkami, razem z bólem i złymi wspomnieniami.

Rękoma wodziłem po talii, przenosząc usta coraz wyżej, z ramion na szyję. Poczułem jak przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy odchylała delikatnie głowę, dając mi lepszy dostęp.

Wtedy zupełnie przepadłem.

Oddychałem zbyt płytko, zbyt szybko. Traciłem kontrolę. Całowałem każdy milimetr szyi, aż dotarłem do wrażliwego miejsca za uchem. Błądziłem dłońmi po ciele, wbijając palce w delikatną skórę.

Chciałem więcej. Potrzebowałem więcej.

Poczułem, jak spięła się, gdy dotknąłem brzucha. Ostrożnie zabrałem rękę, obawiając się, że dotyk w tamtym miejscu nie był dla niej komfortowy. Przeniosłem uwagę na talię, plecy i miejsce między szyją a klatką piersiową. Sunąłem po skórze jedynie opuszkami palców, żeby zaraz potem zwiększyć nacisk, wbijając je mocniej.

Gdy przesunąłem wargami po płatku ucha, otulając je ciepłym oddechem, usłyszałem delikatne westchnienie, które zburzyło wszystkie moje mury.

Wtuliłem nos we włosy, pachnące nią tak bardzo, że aż poczułem rozrywające pragnienie zatopienia się w tej kruchej istocie. Nie fizycznie, choć tego również pragnąłem, ale w sensie mentalnym. Chciałem wejść do jej głowy, serca, świadomości, stać się z nią jednością. Potrzebowałem poznać wszystkie jej tajemnice, historie, zapytać, co czuje, gdy mnie widzi i czy tak samo jak ja lubi, gdy jestem gdzieś obok.

Poczułem, jak jej palce zatapiają się w moich włosach. Wtedy powędrowałem dłonią po jej brzuchu, a potem niżej, do linii spodni.

Nie protestowała, gdy zahaczyłem kciukiem o krawędź dresów, przedostając się pod spód.

Nie zatrzymała mnie również, kiedy jedną dłonią dotknąłem odkrytej skóry piersi, nasłuchując, jak jej oddech przyspiesza.

Nie miała nic przeciwko, gdy razem z każdym pozostawionym na ciele pocałunkiem przywłaszczałem kawałek jej duszy.


━━ ♟ ━━


Ufff, wody!

Jak wam się podoba perspektywa Aarona? To ostatnia, jaką czytacie :):

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro