Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emma

Słyszę Szepty dochodzące z kuchni. Nagle odczuwam ból promieniujący moje plecy, a gdy otwieram oczy, orientuje się, że leżę w salonie na kanapie. Rozglądam się wstępnie powoli Podnosząc się. Dochodzi mnie zapach i jajecznicy? Kiedy opieram się na łokciach, dopiero teraz dostrzegam koc, który spokojnie spoczywa na moich stopach.

— Już sie obudziła — słysze głos Katy — babciu a zrobisz dzisiaj te dobre pierogi? — jest tu też mama Matthew? Gdzie Owen?

— Pewnie słońce, ale najpierw umyj ręce przed śniadaniem — prosi wnuczkę, a po chwili słysze jak woda leci z kranu w łazience.

Wstaję i składam koc na cztery części i odkładam go na drugi koniec kanapy. Najpierw waham się, czy w ogóle chcę wchodzić do kuchni, widząc tę całą pielgrzymkę. Wiem, że nie powinnam narzekać, że oni wszyscy to Są, ale czasem mam po prostu dość ich obecności. Ubrania mam na sobie te, co wczoraj i pierwsze co na pewno muszę zrobić to wziąć ciepły prysznic. Kiedy już wchodzę do kuchni i wszyscy milkną, a ja sama nie wiem, co mam powiedzieć.

— Owen? Co ty tu robisz? — Pytam zupełnie nie zwracając uwagi na panią Patel i Katy.

— Mówicie sobie po imieniu? — Katy przygląda nam się uważnie, na co Owen wybucha lekkim śmiechem.

— Jedz mała, jedz — zachęca ją i idzie w kierunku wyjścia — dziękuje za gościnę, ale muszę się zbierać do pracy — uśmiecha się i zakłada kurtkę. Nadal ma na sobie plaster z wczoraj, a po krwi z nosa nie ma już śladu. Zostało jedynie zadrapanie.

— Już? — staje w półkroku, uważnie mu sie przyglądając.

— Mam pracę, a przynajmniej muszę przekonać szefa, abym mógł do niej wrócić. Długa historia — wzdycha i kiwa Katy na pożegnanie, po czym opuszcza mieszkanie.

Stoję w zakłopotaniu, nie wiedząc jak się zachować. Nie wiem, o czym rozmawiał z mamą Matta ani co dokładnie jej powiedział. Obie patrzą na siebie, wymieniając spojrzenia. Mała zaczyna coś tam mamrotać pod nosem do swojej babci, a kobieta natychmiast zaczynają ganić. Przyglądam i się w zaciekawieniu jednak o nic nie pyta, za co jestem jej wdzięczna.

— Zrobił jajecznicę. Powiedział, że jak wstaniesz, masz porządnie zjeść i wypić kawe — informuje mnie starsza kobieta z nutką troski w głosie.

Bez słowa sięgam po talerzyk do szafki, przez co bluzka lekko odsłania mi siniak na ręce. Zerkam na niego i widzę, że nadgarstek jest cały opuchnięty. Nie mam siły w dłoni, przez co talerzyk lekko sie chwieje i prawie wypada z mojego uścisku.

- Cholera — mamrocze pod nosem i siadam przy stole.

— Katy. Słońce chodź ze mną na chwile do pokoju. — zwraca sie do dziewczynki i kątem oka dostrzegam, że nauczyła sie korzystać z kuli. Babcia pomaga jej dojść do pokoju i obie znikają za drzwiami. Kiedy mija kilka minut pani Patel wraca do mnie — ogląda bajki. Cudem przestała zadawać pytania — wzdycha, siadając naprzeciwko mnie — To kochane dziecko, ale jej pytania potrafią czasem zamęczyć. — Patrzy na mnie z troską i dotyka mojej dłoni — powiesz mi co sie stało? — pyta ostrożnie, widocznie zmartwiona.

— To nic takiego — mówię cicho, pośpiesznie zakrywając siniaka.

— Miałam takie siniaki, gdy mój mąż nie traktował mnie zbyt dobrze. Kto ci to zrobił? — dopytuje z matczyną troską, ale ja nie potrafię spojrzeć jej w oczy.

— Alex — wzdycham ciężko. Kątem oka dostrzec zaskoczenie na jej twarzy.

— To, co tu robił dzisiaj ten nauczyciel? — próbuje jakoś złożyć w kawałki moją odpowiedź.

— Obronił mnie — szepcze, czując, że sie rumienię.

— Coś jest między wami? — uśmiecha sie lekko i niepewnie.

— Nie. To tylko kolega — kończę jeść śniadanie cała czerwona na twarzy. Brawo jestem czerwona jak burak.

— Nie tłumacz mi sie kochanie. Wiem, o co chodzi — wstaje od stołu i wyciąga świeżą szklankę, zaparzając sobie i mnie kawę — a tę rękę będzie musiał obejrzeć lekarz — mówi stanowczo i pewnie, jakby była przekonana, że zaraz będę chciała zaprzeczać.

— No dobrze — odpowiadam niechętnie.

***

Całe popołudnie spędziłam z Katy i Rose. Pani Patel oczywiście dotrzymywała nam towarzystwa, co wcale mi nie przeszkadzało. Na szczęście zgodziła się zająć wnuczkami i pozwoliła mi wyjść, abym mogła porozmawiać z Mayą.
Długo zastanawiałam się nad tym, jaki powód wymyślić, żeby się z nią spotkać. Dobra tak naprawdę nie wiedziałam, czy się zgodzi. Postanowiłam spotkać się z nią w naszej kawiarni, w której zawsze się spotykałyśmy. Gdzieś z tyłu głowy mam, że spotkam tę dziewczynę, którą znam od piaskownicy i mieszkałam z nią pod jednym dachem. Chyba nadal nie umiem sobie przyswoić informacji, że nie jest już tą samą osobą, którą była przedtem. Przed oczami maluje mi się obraz Mayi, jako artystki sprzedającej swoje dzieła. Już jako mała dziewczynka, gdy się przyjaźniłyśmy, opowiadała mi, jak bardzo chciałaby kiedyś sprzedać jakiś swój obraz. Zawsze mówiłam jej, że na pewno jej się to uda i będę przychodzić na jej wystawy. Zawsze byłyśmy obok siebie i wspierałyśmy w najgorszych chwilach. Objawy popełniliśmy błędy, które nas poróżniły do takiego stopnia, że coraz bardziej zaczynam tego żałować. Z każdym kolejnym krokiem Przypominam sobie jak bardzo za nią tęsknię. Choć sama się do tego nie przyznam może gdyby była obok mnie po stracie mata byłoby mi lżej. Zawsze traktowałam ją jako anioła stróża, który nade mną czuwa, a gdy jej nie było, straciłam siły. To prawda miałam żal do Patricka, że mnie tak potraktował, ale to był wybór mojej przyjaciółki, że chciała z nim spędzić resztę życia. Nie miałam wpływu na to z kim będzie, ponieważ Serce nie sługa. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją i Aleksa na wystawie wydawali się tacy szczęśliwi. Chyba teraz nie miałabym odwagi powiedzieć jej o wczorajszym wieczorze. Gdy przypominam sobie o tym, co wczoraj miało miejsce, przechodzą mnie dreszcze. Nie wiem, czy będę chciała się jeszcze kiedykolwiek z nim spotkać normalnie porozmawiać tak jak kiedyś. Mam zamęt w głowie, nie wiedząc co robić. Wczoraj jeszcze go traktowałam jak przyjaciela, z którym mogę pogadać o wszystkim, a teraz, widzę go jedynie jako człowieka, który mógłby mnie skrzywdzić. Wchodzę do kawiarni, szukając jej wzrokiem, a gdy dostrzegam znajomą mi dziewczynę, podchodzę niepewnie i nagle czas się zatrzymuje. W pierwszej chwili obie wstajemy, czuję się, jakbym wiedziała zupełnie obcą osobę, a z drugiej strony przecież to jest dziewczyna, której ufałam. Obie bez wahania wpadamy sobie w ramiona. Głaszcze ją po plecach, przymykając oczy i uświadamiam sobie, jak bardzo mi tego brakowało. Poróżnił nas facet, który tak naprawdę nie miał prawa do tego. Ogarnia mnie spokój i dziwne uczucie wewnątrz mnie.

— Tęskniłam — przyznaje, patrząc na nią z góry do dołu.

— Ja za tobą też. — Uśmiecha się przez łzy.

— Przepraszam — mówimy w tym samym momencie, mocno jeszcze raz się ściskając.

Wygląda, jakby nie spała od kilku nocy, a jednocześnie tak , na nowo próbowała odbudować siebie. Nie mogę nic rozszyfrować z jej spojrzenia. Jest jakiś inny. Zupełnie niepodobny do tego pełnego radości uśmiechu co nosiła każdego dnia. Jej oczy są nieco smutniejsze niż zawsze a twarz nieco bledsza. Siadamy naprzeciwko siebie, składając zamówienie. Maja zamawia szarlotkę na ciepło. Ja natomiast zamawiam pyszny sernik, który zjadłam po raz pierwszy, gdy byłam z Mattem po wystawie jej obrazów.

— Był u mnie Patrick — zaczynam niepewnie rozmowę.

— I co powiedział ci o wszystkim? — Wzdycha ciężko, patrząc w szybę tak jakby bała sie tego, co zaraz powiem.

— Mhm — przytakuje delikatnie jej dłoń — przecież to nie twoja wina. Nie miałaś na to wpływu — patrzę na nią z troską.

— Twoja ręka — mówi cicho, delikatnie dotykając mojego nadgarstka — kto ci to zrobił? — nie powiem jej prawdy. Nie moge.

— Spadłam ze schodów. To nic takiego — Brawo Emma ściema roku. Kto normalny ma siny nadgarstek przez spadnięcie ze schodów.

— Mam rozumieć, że nie powiesz mi prawdy? — unosi brew do góry, tak jak robiła to zawsze, gdy widziała, że kłamie.

— Skąd wiesz, że nie mówię prawdy?

— Bo zawsze jak kłamiesz, patrzysz na swoje dłonie — stwierdza krótko — Emily nie znamy sie od dwóch dni. Wiem, gdy kłamiesz. Nie chcesz, nie mów i tyle — uśmiecha sie lekko — ale gdy będzie się coś działo, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć — zapewnia mnie.

Gdybym powiedziała i prawdę nie tylko pogrążyłabym Alexa, mimo że na to zasłużył, ale i też Maja by go znienawidziła. Nie chcę ją w to mieszać, zwłaszcza że ostatnio przeszła zbyt wiele. Nie mogę ją obarczać swoimi problemami, mimo że sama ich zbyt dużo. Sama rozmowa z nią sprawia, że zapominam o wczorajszym wieczorze. Przez chwilę, chociaż czuję się, jakby wszystko wróciło na stare tory. W tej chwili właśnie przypomina mi się, aby zapytać ją, czy nadal maluje.

— Malujesz jeszcze? — pytam wprost, uśmiechając sie pod nosem — zawsze ci tego zazdrościłam.

— Od jakiegoś czasu znów do tego wróciłam. Kto wie może uda mi się rozwinąć jeszcze większe skrzydła w tym kierunku — odpowiada szczerze, odwzajemniając uśmiech — ja zawsze zazdrościłam ci śpiewania — śmieje się lekko — właśnie. Wróciłaś do grania? Jak się czujesz... No wiesz. Po tym wszystkim? — pyta nieśmiało.

— Nie. Nie wróciłam. Czuje się dobrze. Wiesz, to wszystko nadal wraca. Czasem zastanawiam sie jak ja sobie z tym wszystkim poradziłam. Rose, Katy. Gdyby nie Mama Matthew i moja mama, tak naprawdę sama nie dałabym rady — tłumacze spokojnie ciesząc się, że o to zapytała.

— A jednak dziewczynka — stwierdza na wzmiankę o Rose — nigdy nie wspominałaś o dzieciach.

— Może dlatego, że nigdy o nich nie myślałam. Jak dowiedziałam sie o ciąży wpadłam w totalną panikę — przyznaję, a kelnerka przynosi nasze zamówienia.

— To cała ty. Zawsze panikowałaś z niczego. Pamiętam, jak Matthew cię pocałował, a ty miałaś stracha, aby sie z nim spotkać — uśmiecha się na samo wspomnienie, co ja uczyniam to samo.

— Chyba sama wtedy do końca nie mogłam sie w tym wszystkim odnaleźć. Był moim pierwszym po Patricku — wzdycham cicho — brakuje mi go.

— Wiem — odpiera cicho — brakowało mi tych naszych rozmów — odbiega od tematu, próbując szarlotki.

- Mi też. Nawet nie wiesz jak bardzo...

***
Dobra kochani mam propozycję. Co powiecie na rozdziały dwa razy w tygodniu? W środy i w soboty będą się pojawiać. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro