Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Owen

— Zaraz zaczną szczelać — woła Katy ciągnąc za sobą Blake'a.

— Kochanie załóż czapkę — woła Emily w stronę dziewczynki — a ty Blake porządnie zawiąż szal, żebyś nie miał chorego gardła.

— A ty, od kiedy nauczyłaś się tak mamuśkować? Nic mu nie będzie — zapewniam Emily i całuje ją w policzek. — Pójdziesz z nami na dwór?

— Muszę zostać z Rose. Zresztą nie raz widziałam fajerwerki — wzdycha cicho. Wstaje powoli z kanapy i idę tuż za dziećmi.

— To co idziemy oglądać? — uśmiecham się zachęcająco i otwieram drzwi punktualnie, gdy na zegarku wybija północ.

Dzieciaki wybiegają z domu i stają w miejscu, gdy tylko petardy zaczynają strzelać. Katy pokazuje na Czerwono zielone rozbłyśnięcia zachwycona, a Blake stoi w miejscu i chowa wzrok w trawie. Wzdycham cicho i nie mogę oderwać wzroku od nieba wypełnionego kolorami. Huki i strzały są głośne i wręcz nieznośne dla ucha.

— Ale są piękne prawda Blake? — pyta dziecięcym głosikiem.

— Tak, to prawda. Są piękne — mówi chłopiec z lekkim zająknięciem i staje obok dziewczynki, razem podziwiając kolorowe strzały.

Kiedy rozbłyski cichną, zabieram dzieciaki spowrotem do domu. Blake ściąga buty z lekkim opóźnieniem i zakłopotaniem. Katy jak zwykle pełna wigoru i energii ściąga niezdarnie czapkę i rzuca ją niedbale na komodę.
Gdy Blake ściąga buty, wstaje chwiejnym ruchem i wiesza kurtkę na wieszaku. Patrzy na mnie, jakby oczekiwał na pozwolenie czy może iść z Katy do pokoju. Kiwam głową w lekkim zaskoczeniu i odprowadzam go wzorkiem. Sam ściągam kurtkę, a potem buty i wchodzę do salonu. Nie ma Emily. Pewnie jest w sypialni. Odwracam się na pięcie i wchodzę do uchylonego pokoju.

— Wróciłem! — wołam z entuzjazmem, po czym milknę, gdy widzę dziewczynę śpiącą z maluszkiem przy klatce piersiowej.

Leży tak spokojnie. Mam ochotę położyć się obok i objąć ją delikatnie. Dać znak, że tu jestem i że jest bezpieczna. Maluszek marudzi coś przez sen, a ona trzyma delikatnie rączkę tej słodkiej księżniczki. Stoję tak dobrych kilka minut, przyglądając się całej scenie, mimo że nic się nie dzieje. Opuszczam pokój i tym razem wybieram się do Katy i Blake'a. Uchylam lekko drzwi i uśmiecham się szeroko na widok dzieciaków grających w planszówki.

— Nie śpicie o tej porze? Jest późno. — Staje w drzwiach, opierając się o framugę.

— Proszę pana, a wie pan, że wygrywam już drugi raz z rzędu?! — mówi podekscytowany chłopiec.

— Nieprawda. Daje ci góry — oburza się Katy.

— Nie umiesz przegrywać — Blake wysuwa język.

— Nie wyciągaj języka, bo...! - nie kończy, bo szybko przerywam.

— A może razem połączycie siły i spróbujecie mnie pokonać? Co wy na to? — proponuje, uśmiechając się i siadam po turecku obok dzieciaków.

— Tak! Nie wygra pan z nami! — wołają jednocześnie.

Wybieramy pionki i ustawiamy na wyznaczonych polach. W instrukcji jest, że zaczynają najmłodsi, a że Katy i Blake są w tym samym wieku, zaczyna osoba, która urodziła się najwcześniej. Kiedy na mnie przychodzi kolej, próbuje kulnąć kostką, aby wyleciało sześć. Niestety idzie nie po mojej myśli i czekam kolejkę. To niesamowite, że te dzieciaki już mnie ogrywają, łącząc razem siły. Nie walczą między sobą, a robią wszystko by pokonać właśnie mnie. Śmieje się lekko, gdy po raz kolejny udaje im się mnie skuć. Kręcę głową z niedowierzaniem i kulam kostką po raz kolejny. Zlatuje kolejna godzina, która powoduje u mnie uśmiech na twarzy. Lepszego Sylwestra nie mogłem sobie wymarzyć. Nowy rok z planszówkami i z dziećmi, które są przeciwko mnie i ogrywają mnie na każdym kroku.

— Dzieciaki może już koniec co? — pytam, widząc, że kleją im się oczy.

— A nie możemy jeszcze trochę posiedzieć? — Katy patrzy na mnie z nadzieją, że ulegnę.

— Spać już musicie iść. Wskakiwać w piżamy i do spania. Zaraz sprawdzę, czy śpicie. Blake najpierw ty idź się umyć, a potem pójdzie Katy — instruuje, po czym zaczynam zwijać grę.

— No dobrze — odpowiada chłopiec i wstaje z dywanu. Podchodzi do drobnej torby i wyjmuję z niej rzeczy.

Zamykam pudełko z grą i znów wkładam je na stare miejsce. Wychodzę z pokoju, po czym opadam na kanapę w salonie. Kątem oka dostrzegam Blake'a idącego do łazienki, aby się umyć, a potem Katy, która idzie po nim. Ręce kładę pod głowę i patrzę w sufit, czekając, aż dzieciaki się umyją. Gdy Katy wychodzi z łazienki, idę tuż za nią i pomagam rozłożyć jej łóżko, a potem śpiwór Blake'a. Mała wskakuje do łóżka i przykrywa się kołdrą po samą głowę. Chłopak wchodzi grzecznie pod śpiwór. Widząc dzieciaki na swoich miejscach, zgaszam światło w pokoju i wychodzę, zamykając drzwi. W całym mieszkaniu słychać tylko moje kroki i bicie mojego serca. Reszta jest zajęta przez ciszę. Znów opadam na kanapę i zamykam oczy.

— Przepraszam, że zasnęłam. Udało mi się uspokoić małą i jakoś zrobiłam się senna — mówi dziewczyna, siadając przy mnie na kanapie, uważając na moje nogi.

— Nie przepraszaj. Świetnie bawiłem się z dzieciakami. Graliśmy w planszówki. Rozumiesz to, że mnie ograli? — pytam z udawanym oburzeniem i podnoszę się do pozycji siedzącej.

— Serio? Jak mogłeś na to pozwolić?! — pyta, śmiejąc się lekko. Całuję ją delikatnie, kładąc wierzch dłoni na jej policzku.

— Uwielbiam cię, wiesz? — szepczę w jej usta.

— Udowodnij, bo jakoś ci nie wierzę — mówi z lekkim rozbawieniem i rysuje wzorki opuszkiem palców na mojej koszuli.

— Nie prowokuj kochanie — mamrocze delikatnie, muskając jej usta, po czym powoli pocałunkami przechodzę na jej szyję.

— Ja prowokować? Zapomnij — zaprzecza, odchylając lekko głowę do tyłu i przymyka oczy.

Każdy milimetr na jej szyi pokrywa się gęsią skórką, gdy tylko moje usta pieszczą jej szyję. Słyszę, jak jej serce bije równie szybko, jak moje z każdym kolejnym ruchem. Kładę dłoń na jej plecy i powoli przechylam do tyłu, nie przestając całować po szyi. Moja jedna dłoń wędruje zmysłowo i delikatnie na jej udo. Kiedy tylko odrywam usta od jej szyi, przenoszę je na usta i pieszczę delikatnie, wsuwając zmysłowo język, tak aby nasze się połączyły. Jej dłonie cały czas wędrują po mojej klatce piersiowej, napinając wszystkie mięśnie i pobudzając szybszy oddech. Ściąga moją koszulkę pomiędzy muśnięciami warg. Dopiero teraz czuję dotyk jej rozpalonych dłoni zwiedzających moją klatkę piersiową. Sprawnym gestem pozbywam się jej bluzki i czuję, że zapominam jak oddychać.

— Jesteś taka piękna — szepczę do jej ucha i przybliżam do niego usta, aby złożyć delikatny i subtelny pocałunek.

— Owen — szepcze cicho do mojego ucha.

— A jak dzieci tu wpadną? — pyta, szeptając do mojego ucha.

— Gwarantuje ci, że nie wejdą. Śpią jak niedźwiedzie, a poza tym będziemy cichutko — przekonuje ze stoickim spokojem.

Kiwa lekko głową na potwierdzenie i pozwala mi, abym pozbył się reszty jej garderoby, co robi zresztą to samo ze mną. Całuję każdy milimetr jej nagiego ciała i czuję, jak drży na każdy dotyk moich rozgrzanych warg. Napina mięśnie brzucha, gdy tylko dotykam go ustami. Schodzę powolutku coraz niżej i niżej, czując, jak krew dudni mi w uszach. Jestem jak w hipnozie, napawając się jej delikatnym ciałem. Moje dłonie zwiedzają jak mapę każde tkliwe i najbardziej wrażliwe miejsce jej sylwetki. Niechętnie odrywam się od jej ust i sięgam po koc na końcu kanapy. Po czym przykrywam nas ostrożnie.

— Tak będzie bezpieczniej — śmieje się lekko do jej ucha i całuje krótko.

Czuję, jak pożądanie rośnie we mnie coraz bardziej, sprawiając, że mój oddech staje się jeszcze płytszy niż wcześniej. Nie odrywając ust od jej dekoltu, łącze nasze ciała w jedną całość. Jej ciało wygina się w lekki łuk, widocznie spinając się. Przenoszę usta na szyję, tuląc ją do siebie jak największy skarb świata, a jej ciche mruczenie do mojego ucha sprawia, że lekko przyspieszam. Wkręca dłonie w moje włosy, zaciskając je delikatnie. Jej dłonie zatrzymują się na moich łopatkach, a gdy tylko znów ją obejmuję, jej wargi delikatnie pieszczą moje ramiona, a potem schodzą coraz bliżej szyi, a z szyi do ust. Bicie naszych serc nabiera tempa z każdą kolejną chwilą, a gdy fala podniecenia rośnie, czuję, że eksplotuje.

— Jeszcze nas dzieciaki usłyszą — szepcze pomiędzy pocałunkami.

— Zamknij się — szepcze, po czym namiętnie całuje moje usta, aż do utraty tchu. Nasze języki tańczą wzajemnie, napawając się każdą sekundą tej chwili.

Kiedy tylko nadchodzi ostatnia faza podniecenia, nie wytrzymuje i głośno sapie do jej ucha, nie przestając trzymać w swoich objęciach. Jej ciało całe drży z rozkoszy i robi się gorące do granic możliwości. Opadam delikatnie na jej klatkę piersiową, po czym kładę się obok na kanapie czule ramionami, oplatając jej nagie ciało.

— Kocham cię — szepcze, odwracając się w moją stronę.

— Ja ciebie też — całuję ją w czoło, patrząc w jej iskrzące z przyjemności oczy.

— Szczęśliwego Nowego Roku kochanie — szepcze, delikatnie łącząc nasze usta.

***

— Owen — szturcha mnie lekko w ramie.

— Śpij — mówię, nadal mając zamknięte oczy.

— Ale mi się już nie chce spać — narzeka.

— Skarbie, ale ja chcę mieć cię tylko przy sobie — Mamrocze, całując delikatnie jej policzek i obejmuje lekko jej gorące ciało, nadal spoczywające pod kocem.

— Musimy wstawać. Zaraz dzieciaki wstaną — odpiera, po czym zabiera drugi koc i się nim owija.

— Jak sobie chcesz. — Wzdycham, odwracając się na drugi bok.

Słyszę jej kroki, które powoli się oddalają. Zgaduje, że poszła się ubrać. Dzisiejsza noc była magiczna. Inna niż wszystkie. Była po prostu nasza. Mogłem ją mieć tylko i wyłącznie dla siebie, a ona wcale mi tego nie zabraniała. Pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Kątem oka dostrzegam, że wychodzi z łazienki ubrana w zwykły biały sweterek i legginsy.

— Raju ty naprawdę jesteś rannym ptaszkiem — stwierdzam, po czym leniwie zsuwam się z kanapy. Zakładam bokserki i podchodzę do dziewczyny.

— No a co myślałeś? — pyta z ciepłym uśmiechem. Gdy tylko przechodzi obok mnie, całuje ją delikatnie.

— Kochanie mógłbyś umyć zęby — stwierdza, lekko się krzywiąc.

— Jakoś dzisiaj w nocy ci to nie przeszkadzało — stwierdzam w geście obronnym — poza tym nie mam tu własnej szczoteczki do zębów.

— Niech ci będzie. W łazience masz płyn to płukania zębów. Przynajmniej to zrób. — Klepie mnie po ramieniu, po czym dostrzegam kątem oka, że nadal się uśmiecha.

Wchodzę do łazienki i zgodnie z prośbą szukam płynu do płukania zębów. Kiedy znajduje butelkę na umywlace, odkręcam zakrętkę i zaczynam płukać przez trzydzieści sekund. Wypluwam substancje do umywalki i przemywam twarz letnią wodą, po czym wycieram twarz ręcznikiem. Wychodzę z pomieszczenia z szerokim uśmiechem i wchodzę do kuchni, dostrzegając Emily. Zachodzę ją od tyłu i kładę dłonie na jej talii.

— Już zrobiłem. Tak jak prosiłeś — odpowiadam pewnie i całuje ją w policzek.

— Naleśniki?! — słyszę krzyczenie Katy, która wbiega do kuchni razem z przyjacielem z prędkością światła.

— Naleśniki — odpowiada Emily i rozkłada talerze na stole, po czym każdemu nakłada na jeden.

Kiedy rozbrzmiewa płacz dziecka, kątem oka dostrzegam, jak cicho wzdycha. Odkłada patelnię i odprowadzam ją wzrokiem do czasu, aż nie znika mi z pola widzenia. Siadam przy stole i nakładam na swojego naleśnika trochę dżemu, co również uczynią Blake. Za to Katy je z samym cukrem.

— Proszę pana? — Katy przestaje jeść na chwilę naleśnika i uważnie mi się przygląda.

— Tak? — pytam, nie przestając jeść.

— Dlaczego w nocy było tak głośno? — dzieciaki pytają jednocześnie. Wpatruję się raz na Katy raz na Blake'a, szukając prawidłowej odpowiedzi.

— Emily zobaczyła takiego dużego pytona i piszczała jak oszalała... — zaczynam, ale w pewnym momencie przerywa mi Emily, odkrząkując — w telewizji rzecz jasna był ten pyton.

— Żeby ten twój pyton nie wylądował zaraz za oknem prawda mała? — całuje w policzek małą księżniczkę.

— A ciebie co ugryzło? Czyżby zespół napięcia przedmiesiączkowego? — rozbawiony kręcę głową i kończę drugiego naleśnika.

— A co to jest zespół napięcia przedmiesiączkowego?! — Katy i Blake pytają jednocześnie jak dwie papużki.

***
No nie powiem trochę mnie poniosło. Ten rozdział kipi romantyzmem. Jak wam się podobało? 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro