Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Owen

— Oj no błagam Rose. To była nowa koszulka! — jęczę w zrezygnowaniu, patrząc na ubranie umazane dziecięcą papką — oj no nie śmiej się z wujka. To nie jest śmieszne. — Krzywię się, wycierając szybko brudną plamę.

I tak wyglądają ostatnie cztery miesiące mojego życia. Ciągle wymieniam się z mamą Emily albo panią Patel do wymiany opieki nad Rose i Katy. Dzisiaj akurat zgodziłem się, aby Katy pojechała razem z babcią do Emily, mimo że sam najchętniej wsiadłbym w samochód i jechał tam jak najszybciej. Kiedy dzwoni dzwonek do drzwi, zostawiam dziewczynkę z papką, która wchodzi jej gorzej, niż myślałem. Podchodzę do nich i otwieram. Widząc panią Patel, moje serce bije jeszcze szybciej. Chwila. Nie widzę obok niej Katy.

— Co się stało? Co tak szybko? — pytam, wpuszczając kobietę do środka w zdezorientowaniu.

— Wybudziła się. Jedz do niej — słysząc słowa,bez zawahania wychodzę z domu, zabierając kurtkę z wieszaka, który omal się nie wywraca.

Ona się wybudziła. Otworzyła oczy. Po czterech przeklętych miesiącach wreszcie je otworzyła. Wsiadam do samochodu, czując miłe uczucie rozchodzące się po ciele. Ona się obudziła ludzie! Nareszcie. Teraz już może być tylko lepiej. Musi być.

Gdy tylko zajeżdżam pod szpital, mam ochotę wedrzeć już do tej sali i zacząć tańczyć ze szczęścia. Mam ochotę powiedzieć, jak bardzo ją kocham i jak wiele straciłem, gdy nie było jej przy mnie. Mam ochotę streścić te wszystkie miesiące i powiedzieć, że to była największa męczarnia czekać, aż jej śliczne oczy otworzą się. Wyskakuje z samochodu i z obrotem na pięcie otwieram drzwi od szpitala.

— Owen? - głos za sobą sprawia, że staje w półkroku.

— Maya? Przyjechałaś do Emily? Rozmawiałaś z nią? — bombarduje ją pytaniami.

— O hej. Tak byłam u niej. — Jej uśmiech jest lekko niepewny. Coś tu nie gra.

— Ale? — dociekam, podchodząc bliżej dziewczyny.

— Nie chce nikogo widzieć, a już szczególnie ciebie. — Wzdycha ciężko, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.

— Okej, dzięki — moja mina rzednie, jednak nie daje tego po sobie poznać.

— Owen?

— Tak?

- Ona bardzo cierpi. Jeszcze o niczym nie wie. Musisz z nią porozmawiać, mimo że to trudne. Przyjdę jeszcze jutro do niej — tłumaczy, po czym znika za białymi drzwiami.

Wchodzę do windy i naciskam guzik, tracąc cały entuzjazm. Jakie myśli teraz przepływają przez jej głowę? Czy czuję coś innego prócz bólu? Próbuje zebrać myśli w całość, ale to na nic. Są jak po rozrzucanie puzzle, których nie jestem w stanie złożyć przez brak kilku kawałków. Wychodząc z windy, moje nogi robią się sztywne jak patyki. Muszę tam wejść. Będzie wszystko dobrze. Idę korytarzem, który znam już na pamięć. Jego wszystkie odnogi pamiętam tak dobrze, że równie doskonale mógłbym iść tutaj z zamkniętymi oczami. Widząc mamę Emily, Katy i Clare lekko sztywnieję, czując zakłopotanie.

— Owen! Wybudziła się, wiesz?! — Katy zrywa się z krzesełka i biegnie w moim kierunku.

— To wspaniale księżniczko. — Uśmiecham się, przytulając ją do siebie.

— Jak ona się czuję? — pytam, tym razem zwracając się do obu kobiet na krzesłach.

— Rozmawiałam z nią chwilę jednak nie za dużo — odpowiada mama Emily.

— Mogę do niej wejść? - pytam niepewnie.

Nie czekając na odpowiedź, drżącym ruchem ręki sięgam do drzwi. Odsuwam rękę, jakby przeszedł mnie prąd. Dlaczego ja nadal się waham eh... Sięgam stanowczo i otwieram je. W pierwszej chwili czuję ulgę, w drugiej niepewność, a w trzeciej strach. Jej zmęczony wzrok jest skupiony prosto na mnie. Jest beznamiętny albo spokojny. Sam nie wiem. Jej ciało wygląda jak pokryte grubą warstwą lodu, mimo że wyraz twarzy jest wycieńczony bólem.

— Hej. Jak się czujesz? — drżącym głosem próbuje zagaić rozmowę i siadam przy jej łóżku, delikatnie dotykając chłodnej dłoni.

Nie dostaje odpowiedzi. Jej wzrok z moich oczu szybko ucieka na sufit. Milczy. Jest na mnie wściekła? Pamięta wszystko. Już chcę uścisnąć jej rękę swoim ciepłym dotykiem, ale ona wysuwa ją z mojego objęcia, krzywiąc się z bólu.

— Słuchaj ja... Jeśli jesteś na mnie zła, masz do tego pełne prawo. Nie wysłuchałem cię i naruszyłem twoją granicę, ale proszę cię, powiedz coś. Cokolwiek — proszę, patrząc na nią zbolałym wzrokiem.

W zamian dostaję ciszę. Jej klatka piersiowa cały czas unosi się i opada, a głos jej serca jest tak głośny, że wypełnia moje uszy. Zresztą nie wiem, może to moje serce wali tak mocno, że nie mogę go uspokoić.

— Dzień dobry. Jak się pani czuje? — salowe drzwi otwierają się, przez które przechodzi lekarz prowadzący leczenie Emily. Nie dostaje żadnej odpowiedzi, więc postanawia kontynuować — pani ciało regeneruje się pod wpływem leków, które pani podajemy. Nie powinno dojść już do żadnych komplikacji. Organizm oczyszcza się nadal po... - w pewnym momencie mężczyzna milknie, patrząc na mnie.

— Jeszcze jej nie powiedziałem. Mógłby nas pan zostawić na chwilę samych? — pytam, ciężko wzdychając.

— Pięć minut z zegarkiem w ręku. — Wskazuje na zegarek, po czym posłusznie wychodzi.

— Kochanie, bo... — zaczynam, jednak lekko unosi rękę, przerywając mi.

— N...nie mów. Nie mów tak do mnie — zachrypnięty głos wydobywa się z jej warg z takim trudem i bólem, że sam chciałbym zabrać jej cierpienie na siebie.

— Emily... — próbuje dotknąć jej dłoni — my... To znaczy ty. Ja naprawdę nie wiedziałem — jąkam się jak mały chłopiec, nie wiedząc od czego zacząć - byłaś w ciąży. Nasze maleństwo nie przeżyło — staram się powstrzymać gulę w gardle, której sam nie potrafię przełknąć.

Kręci głową zaprzeczając. Po jej poliku stacza się samotna łza, powoli spływając na zieloną, szpitalną poduszkę. Jej usta drżą, jakby chciały coś powiedzieć. Widzę,j powstrzymuje się od szlochu, a jej dłonie zaczynają drżeć.

— Wyjdź stąd — rozkazuje, przymykając powieki, spod których uwalniają się drobne kropelki.

— Proszę cię... Porozmawiaj ze mną. — Proszę, łapiąc ją za rękę.

— Wyjdziesz stąd czy mam prosić służby? — pokasłuje, próbując się podnieść.

— Proszę cię. Leż. Nie możesz się ruszać — odchodzę parę kroków dalej, a jej słowa dudnią mi w uszach.

— Nie będziesz mi mówił co mam robić a co nie. Wyjdź stąd do jasnej cholery! — wybucha, atakując mnie.

Wychodzę z sali i zamykam za sobą drzwi. Podchodzę do równoległej ściany i opieram na niej dłonie. Pochylam się nad nią, patrząc w zielone kafelki. Przykładam głowę do zimnej ściany, szukając ukojenia.

— To nie twoja wina — podchodzi do mnie Clara, dotykając mojego ramienia.

— Właśnie, że moja. Nie chce mnie widzieć — uderzam pięścią w ścianę, czując ból duszący moją klatkę piersiową.

— Daj jej czasu. Musi się z tym wszystkim oswoić. Jedz do domu, ogarnij się. Jak coś się będzie dziać, zadzwonię do ciebie — uspokaja mnie, próbując przemówić mi do rozsądku.

— Dzięki — szepcze, wypuszczając wcześniej wstrzymywane powietrze.

Emma

Nie mogę się ruszyć. Jestem jak skała, której nie można przesuwać. Łzy jak głazy staczają się po moich policzkach. Są tak ciężkie, że nie mogę ich udźwignąć. Jego głos ciskał we mnie jak tysiące noży na sekundę, choć moje serce nadal biło tylko dla niego. Ogromny pożar roznosi się po mojej klatce piersiowej. Już nie wiem, czy to rana spowodowana nożem, czy to moja dusza wrzeszcząca z bólu. Kiedy drzwi otwierają się, nie odwracam głowy, mając nadzieję, że to nie Owen. Nie chce go widzieć. Choć cząstka mnie pragnie, aby tu był. Jedna część pragnie jego dotyku, druga umiera jak kwiat na trujący szept. Dlaczego o niczym nie wiedziałam. "Byłaś w ciąży." Jego słowa odbijają się w mojej głowie jak nieznośny sen. Przecież to niemożliwe. Mówił mi, że nie może mieć dzieci. Zaufałam mu. Kurczowo trzymam zamknięte powieki, a gdy czuję ciepły dotyk, mimowolnie otwieram je. To Clara.

— Wiem, że cierpisz, ale on bardzo cię kocha. Przez cztery cholerne miesiące, gdy ty spałaś, on czuwał tu, odchodząc od zmysłów. Zajął się Katy i Rose. Cały czas tylko gadał o tobie, planując, że gdy tylko się obudzisz, wszystko będzie w porządku i zabierze cię w jakieś cudowne miejsce. Oczy świeciły mu się, gdy tylko usłyszał, że się obudziłaś... — słysząc głos kuzynki, czuję, jak nie potrafię spojrzeć jej w oczy.

— Przestań — szepcze zdławionym głosem.

— On naprawdę nie potrafi bez ciebie żyć. Nie wiem, co między wami zaszło, ale wiedz, że go nie bronię, bo zawsze będę po twojej stronie. Znam cię Emily i wiem, że ty też go kochasz... — kontynuuje, głaszcząc kciukiem moją dłoń.

— Ja naprawdę nie wiedziałam o dziecku — z moich ust wydobywa się cichy szloch. Zakrywam usta dłonią, próbując powstrzymać kolejne fale łez.

— No już, już. — Przytula mnie mocno. Wtulam się w jej szyję — wiem. Bardzo mi przykro — wyszeptuje do mojego ucha — Owen to dobry chłopak. Trzymaj się go. Może i coś na rozrabiał, ale nie jest złym człowiekiem. — Wzdycha cicho, po czym wstaje powoli.

Opuszcza moją salę, zostawiając mnie z kotłem myśli. Dlaczego to wszystko tak bardzo boli? Zadaje sobie to pytanie po raz setny i analizuję, co zrobiłam źle. Gdzie znów popełniłam błąd, że znów wszystko zaczyna się walić. Chciałbym poznać odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie. Obawiam się, że nie prędko dostanę na to odpowiedź.

Leżę tu już kolejną godzinę, która i tak nie wnosi nic nowego do mojego jakże przepełnionego cukierkami życia. Patrzę znów w to samo okno, które wręcz prosi się o wyczyszczenie i przez które światło księżyca na tej sali daje jedyne światło. Dochodzi godzina dziewiętnasta. Za moją prośbą i błaganiem udało mi się przekonać mamę i resztę rodzinki, aby pojechali do domu. Katy jak zawsze usiadła na moim łóżku i streszczała mi cztery nudne miesiące życia, które pędziło, gdy ja smacznie sobie spałam. Na końcu moja mama uspokajała tę małą gadułę. Szczerze, mówiąc, ta mała sprawiła, że choć na chwilę zapomniałam o tym miejscu. Moje myśli rozwiewa, skrzypniecie drzwi. W pierwszej chwili myślę, że to pielęgniarka, która chce sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku jednak się mylę. Chciałabym się mylić. Osoba podchodzi do mnie do łóżka i szeleści przez chwilę. Nie odzywam się, mając zamknięte oczy. Kątem oka, gdy osoba oddala się do drzwi, jednak wcale nie wychodzi, dostrzegam, że położyła karteczkę na moim stoliku. Zmuszam się, aby po nią sięgnąć i czytam jej zawartość: "Wiem, że wszystko spieprzyłem. Gdybym wtedy cię wysłuchał i nie wyskakiwał z tym wszystkim, nie leżałabyś tu. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Dupek ze mnie." wzdycham ciężko, dostrzegając, że postać wychodzi. Korzystając z okazji, że jestem sama, zapalam drobną lampkę i krzywię się z bólu, gdy tylko lekko naprężam swoje mięśnie brzucha. Cholerna rana. Biorę długopis leżący na liściku i niezdarnie odpisuję "Spieprzyłeś, ale nie miałeś na to wpływu. Masz rację, jesteś dupkiem." Odpisuje i odkładam karteczkę z odpowiedzią. Wręcz powstrzymuje się przed dopisaniem "Masz rację, jesteś dupkiem, którego nie potrafię przestać kochać." Przymykam na chwilę powieki, chcąc odpłynąć od całej tej chorej sytuacji. Czy to wszystko może być jeszcze bardziej pokręcone?

Owen

Opuszczam jej salę, mając nadzieję, że naprawdę odpisze. Nie chce ze mną rozmawiać, to może chociaż spróbuje odpisać. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Wszystko wyglądałoby inaczej. Nie byłoby teraz tego wszystkiego. Zwłaszcza Emily by nie cierpiała. Nikt z nas by nie ucierpiał. Czuję się jak cholerny idiota przygwożdżony poczuciem winy. Nie potrafię się z niego wydostać. Jest jak kamień, który nie osuwa się z mojej klatki piersiowej. Zarastają go chwasty, coraz bardziej wrastając go w moje wnętrzności. Pnącza porastają moje serce, duszę i szyję. Nie potrafię się z nich wydostać. Nie bez odpowiedniego zaklęcia. Tylko ona potrafi zdjąć ten cholerny kamień. Tylko ona potrafi zatruć pnącza porastające moje serce i upoić pocałunkiem. Tylko ona jak nikt inny potrafi wyczarować uśmiech na mojej twarzy. Tylko ona potrafi ukoić ból na krwawiące rany.

***
Ja wiem... Macie już chyba trochę dość już tej całej dramy, ale zaufajcie mi, a przynajmniej spróbujcie. Wszystko pójdzie własną ścieżką tak jak pójść powinno. Mogę wam obiecać jedno: bohaterom włos z głowy nie spadnie ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro