ROZDZIAŁ 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 11

253 dni

Obserwowałam jak Aaron przekręca głowę w moją stronę. Nawet podczas snu ukryta w cieniu twarz była spięta, spowita bólem.

Kosmyki białych włosów opadły na oczy, lepiąc się do mokrej skóry. Wstałam z fotela i skierowałam się do łazienki po czysty ręcznik. Przeszukałam szafki, odnajdując biały materiał za drugim podejściem. Zwilżyłam go zimną wodą, po czym wróciłam do salonu.

Kucnęłam przy śpiącym chłopaku, znajdując się na wysokości jego twarzy. Odgarnęłam delikatnie kosmyki posklejanych włosów, żeby móc obmyć mokrą od potu twarz. Korzystając z chwili przyglądałam się długim, ciemnym rzęsom i wodziłam wzrokiem po łagodnych, niemal kobiecych rysach twarzy.

Przez myśl przeszło mi pytanie ile mógł mieć lat. Pewnie był starszy ode mnie, ale nie wydawało mi się, że o wiele. Ukłuła mnie myśl, że w sumie nic o nim nie wiedziałam, podczas gdy on prawdopodobnie przestudiował cały mój życiorys.

Przyciskałam lekko ręcznik do rozgrzanej skóry, a następnie przeniosłam go na szyję. Po obmyciu odłożyłam materiał żeby odsunąć koc i zerknąć na przyklejony do rany opatrunek. Jeszcze nie zaczął przeciekać.

Przykryłam Aarona z powrotem i udałam się na swoje miejsce.

Obserwowałam go w ciszy.

Widok leżącego, bezbronnego mężczyzny wprawiał mnie w dziwny nastrój; czułam troskę, niepokój, a jednocześnie fascynację i niepokojącą przyjemność czerpaną z tego obrazu. To pierwszy raz, kiedy miałam nad nim taką władzę.

Przyglądając się niespokojnej twarzy skrytej w cieniu nie mogłam powstrzymać myśli, że wyglądał pięknie. Trochę jak anioł, który właśnie stoczył ciężką bitwę.

Z tą myślą przegrałam z opadającymi powiekami, zapadając w sen.

Obudziło mnie pukanie do drzwi.

Wzdrygnęłam się, przez chwilę nie wiedząc co się dzieje i gdzie jestem. Zamrugałam dwa razy, przypominając sobie wszystkie wydarzenia.

No tak, udało się wyjąć kulę i zaszyć ranę. Potem Aaron zadzwonił po znajomego lekarza i zasnął, podczas gdy ja czekałam na przybycie medyka.

Wstałam z fotela i przeszłam do przedpokoju. Wyjrzałam przez wizjer, otwierając drzwi dopiero wtedy, gdy upewniłam się, że za drzwiami stał ciemnoskóry mężczyzna z kręconymi włosami – tak, jak opisał go Aaron.

Przekręciłam zamek w drzwiach, otworzyłam je i wpuściłam nieznajomego, powstrzymując ziewnięcie.

– W salonie – powiedziałam, gdy mężczyzna rzucił pytające spojrzenie. Kiwnął głową, udając się do jasnowłosego.

Zakluczyłam drzwi, a następnie ruszyłam za nim. Zajęłam poprzednie miejsce, obserwując, jak lekarz w ciszy zakłada rękawiczki i pochyla się nad śpiącym chłopakiem. Odsunął koc, odsłaniając opatrunek, który zaczął ostrożnie zdejmować.

– Dobrze zszyte – pochwalił, rzucając mi przelotne spojrzenie.

– To mój pierwszy raz.

– I pewnie nie ostatni.

Doktor wyjmował przeróżne przedmioty ze swojej walizeczki, sprawnie zajmując się raną. Aaron raz po raz marszczył brwi, nie otwierając oczu.

Słowa lekarza sprawiły, że poczułam się nieswojo. Czy naprawdę czekało mnie to jeszcze nie raz? Jak głęboko planowałam zanurzyć się w tym świecie, z którego powinnam uciekać jak najdalej?

W tamtym momencie obiecałam sobie, że gdy tylko pozbędę się szantażysty ze swojego życia to skończę z wszystkim, co ściągało mnie na dno. Do głowy mimowolnie wpadła myśl – ,,w takim razie ze sobą też?".

Westchnęłam dyskretnie, pozbywając się niechcianych obrazów przed oczami. Postanowiłam skupić się na wykonywanej przez doktora czynności.

Godzinę później wyszedł, zostawiając kroplówkę przewieszoną przez oparcie krzesła. Przezroczysta rurka z płynem prowadziła do zgięcia łokciowego śpiącego mężczyzny.

Kierowana niezrozumiałymi wyrzutami sumienia i współczuciem postanowiłam zostać w kawalerce do momentu, aż Aaron się nie obudzi. Dlatego też pozwoliłam sobie na przeszukanie szaf, w których znalazłam zwykłą, czarną koszulkę z krótkimi rękawkami i szare dresy – komplet, który miał w domu chyba każdy facet. Po krótkim wahaniu wyjęłam też białe skarpetki z szuflady. Na pożyczenie bielizny się nie odważyłam.

Z całym nowym dobytkiem udałam się do łazienki, w której wzięłam szybki, zimny prysznic, zmywając z siebie kurz, pot i krew. Śpieszyłam się na wypadek, gdyby podczas mojej nieobecności coś się stało. Mimowolnie czułam się odpowiedzialna za mężczyznę śpiącego w salonie.

Po wyjściu z prysznica pożyczyłam znajdujący się na półce antyperspirant w sprayu, który miał wyjątkowo ładny, męski zapach, po czym ubrałam się i poszłam do salonu, wycierając mokre włosy w ręcznik. Upewniwszy się, że Aaron śpi jak niedźwiedź, wróciłam do łazienki, żeby przepłukać zęby miętowym płynem do płukania jamy ustnej.

Kierowana ciekawością przeszłam się po mieszkaniu, odwiedzając niewielką kuchnię, w której prawie niczego nie było, a na koniec wchodząc do sypialni. Tylko na ułamek sekundy pomyślałam, że może zakłócam jego przestrzeń osobistą, ale ostatecznie stwierdziłam, że wyjęcie kuli i zszywanie dziury w ciele zbliżyło nas na tyle, żeby móc bez skrupułów przeglądać jego sypialnię.

Była niewielka, jasna i nudnie prosta. Dwuosobowe łóżko zajmowało większość pomieszczenia, a resztę duża szafa i puste, drewniane biurko. Nie znalazłam żadnych zdjęć, drobiazgów czy ozdób. Czułam się tak, jakbym była w pokoju hotelowym, choć nawet one czasami miały w sobie więcej życia niż sypialnia Aarona.

Gryząc policzek otworzyłam szafę, z której wydobył się słodki zapach wanilii. Miałam okazję już go poznać przebywając z chłopakiem, ale wcześniej nie był aż tak intensywny. Kierując się jakimś dziwnym, zwierzęcym instynktem złapałam kołnierz ubranej koszulki i przyłożyłam go do nosa, wdychając zapach. Ta czynność sprawiła, że zakręciło mi się w głowie.

Jak oparzona zamknęłam szafę i czmychnęłam z sypialni, zwalając winę za swoje zachowanie na zmęczenie. Zamierzałam położyć się na drzemkę, wcześniej sprawdzając stan rany Aarona. Usiadłam na kanapie przy śpiącym chłopaku i wyciągnęłam dłoń w stronę opatrunku, gdy porwały mnie silne, męskie ręce. Jasnowłosy złapał mnie w talii, przyciągając plecami do rozgrzanego torsu.

– Hej! Co robisz? – syknęłam, próbując uwolnić się z niedźwiedziego uścisku.

– Zimno – wymamrotał ledwo słyszalnie, wtulając twarz w mokre włosy.

Znieruchomiałam, gdy prześlizgnął dłonią po mojej talii, poprawiając chwyt. W pierwszej chwili poczułam nieprzyjemny niepokój, ale gdy nie wydarzyło się nic więcej poza wczepieniem się gorących palców w moje ramię, uspokoiłam się. Mięśnie stopniowo się rozluźniały, pozwalając ciału ułożyć się wygodniej. Po chwili dźwięk naszych oddechów zrównał się.

Ciężka dłoń chłopaka ześlizgnęła się z ramienia, opierając na piersiach i chwytając za ramię.

Czułam się niezręcznie z tym, jak moje ciało zareagowało na ten delikatny, przypadkowy dotyk, wywołując gęsią skórkę i narastające ciepło w miejscu, w którym zdecydowanie nie powinno się pojawiać.

Spróbowałam raz jeszcze delikatnie się odsunąć, nie narażając kroplówki na uszkodzenie, ale gdy tylko lekko oderwałam się od torsu Aarona on objął mnie mocniej, nie pozwalając wydostać się z uścisku.

– Aaron, puść... – poprosiłam półszeptem, co zupełnie zignorował.

Zrezygnowana westchnęłam, zaprzestając prób. Byłam zbyt wyczerpana żeby szamotać się z upartym facetem. Ułożyłam się wygodniej, zamykając oczy. Za nic w świecie nie dopuszczałam do siebie myśli, że cieszyła mnie stanowczość mężczyzny.

Czułam, jak jego serce biło miarowo, spokojnie, a oddech wyrównywał się z każdą kolejną sekundą, ogrzewając moją szyję. Ciepło skóry, którą dzielił jedynie cienki materiał mojej koszulki, wręcz parzyło. W tamtej chwili cieszyłam się, że pozbawiłam go jedynie górnej części odzieży, bo wciśnięta w jego tors czułam chyba każdą pojedynczą komórkę męskiego ciała stykającą się z moim. Gdyby był w dodatku bez spodni to chyba bym zwariowała. Już bez tego moje myśli zmierzały ku stronie, w którą zdecydowanie nie powinny, napędzając ciepło kumulujące się w podbrzuszu.

Skupiając się na liczeniu uderzeń serca chłopaka udało mi się oczyścić umysł, choć nie przyszło to łatwo, czując każdy poszczególny mięsień mężczyzny na swoich plecach.

Ogarnięta błogim spokojem, który przypisywałam wycieńczającemu zmęczeniu, zasnęłam.

━━ ♟ ━━

Już zasypiając ze wtulonym we mnie Aaronem wiedziałam, że coś między nami się zmieni. Ale dopiero gdy wstałam w środku nocy, delikatnie zdejmując z siebie męską rękę obejmującą mnie w talii i usadowiłam się w fotelu naprzeciwko kanapy, poczułam w sercu dziwną pustkę. Jakby moje ciało lgnęło do silnych ramion śpiącego chłopaka.

Analizowałam pojawiające się uczucia, których zupełnie się nie spodziewałam, obserwując z bolesną tęsknotą postać spowitą mrokiem.

Już zapomniałam jakie to uczucie, gdy można schować się w bezpiecznych ramionach mężczyzny. Pierwszym i ostatnim razem miałam taką okazję dwa lata temu, podczas niezobowiązującego związku z Nathanem – chłopakiem z poprzedniej klasy. Spotykaliśmy się najczęściej u niego, oddając cielesnym przyjemnościom, których tak bardzo łaknęliśmy. Byliśmy swoimi pierwszymi kochankami, więc z ekscytacją kilka razy w tygodniu odkrywaliśmy swoje ciała i rzeczy, które nam się podobały.

Nasze rodziny miały zupełnie różne plany na nasze życia, więc zgodnie stwierdziliśmy, że nie będziemy angażować się w poważny związek. Po naszej pierwszej, spontanicznej nocy, gdy obydwoje upiliśmy się na szkolnej wycieczce, umówiliśmy się, że się w sobie nie zakochamy.

W ten sposób spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, aż do momentu, gdy Nathan zaczął coś do mnie czuć. Odbyliśmy krótką rozmowę, leżąc w jego łóżku, podczas której życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego i zakończyliśmy naszą znajomość.

Zupełnie nie spodziewałam się, że odnajdę w ramionach Aarona tyle obezwładniających uczuć. Do tej pory był dla mnie jedynie kimś w rodzaju współpracownika, czy przełożonego. Traktowałam go z dystansem, wiedząc, że pochodziliśmy z dwóch zupełnie różnych światów, które spotkały się zupełnym przypadkiem. Cały czas miałam świadomość, że to tylko chwilowa relacja, do której nie warto było się przywiązywać, więc nie przykładałam do niej większej wagi. Nie miałam pojęcia, czy spotykał się z kimś, ani nawet jakiej był orientacji. Żadne z nas nie schodziło z poziomu relacji pracownik – pracownik. Oprócz kilku myśli, że był bardzo przystojny i cechowała go wyjątkowo oryginalna uroda, nie zaprzątałam sobie głowy niczym więcej.

Aż do tego momentu.

Zagryzłam wargę, walcząc z pragnieniem, żeby znów znaleźć się blisko ciepłego, męskiego ciała. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. Czułam się jak bohaterki książek z motywem dark romance, które tak namiętnie czytałam. Oto był przede mną mężczyzna z mrocznego świata, który bez wahania niszczył ludziom życia. A ja jak głupia podniecałam się na samą myśl znalezienia się w jego objęciach.

Chcąc przestać zachowywać się jak nastoletnia dziewczyna z burzą nieokiełznanych hormonów udałam się do kuchni w celu zaparzenia herbaty. Po wstawieniu wody w czajniku usiadłam na stołku barowym i zapatrzyłam się w widok za oknem. Nie był jakoś szczególnie ładny; z drugiego piętra widać było jedynie drugą kamienicę, znajdującą się naprzeciw i brukowaną ulicę.

Zerkając na zegarek wiszący na ścianie dowiedziałam się, że dochodziła trzecia w nocy. Jeszcze trzy godziny dzieliły świat od wschodu słońca i rozpoczęciu kolejnego, chaotycznego dnia. Ciche tykanie wskazówki przypominało również, że nieubłaganie zbliżał się koniec czasu na zebranie pieniędzy dla Kaima, wyznaczony na dziesiątego listopada.

Kaim.

Dziwnie było znać imię szantażysty. Dzięki temu stawał się bardziej ludzki, realny. Wcześniej myślałam o nim jak o cieniu depczącym po piętach, a teraz stał się człowiekiem z krwi i kości. Złym, okrutnym, pozbawionym skrupułów. Tylko czy w sumie różniłam się czymś od niego? Sama podpaliłam dom rodzinie z małym dzieckiem, a także brałam udział w zniszczeniu czyjegoś miejsca pracy, więc w czym byłam lepsza od osoby, która szantażowała mnie z powodu niemoralnej i wartej napiętnowania pracy moich rodziców?

Nagle serce zabiło mocniej, gardło zacisnęło się, a skóra zaczęła swędzieć. Drapałam ramię, mając wrażenie, że z każdą sekundą świerzbiło mnie coraz bardziej. Zwiększyłam nacisk paznokci, zaczynając drapać również drugą rękę.

– Zostaw – łagodny pomruk rozległ się tuż nad moim uchem, na co podskoczyłam na krześle.

Stojący za mną Aaron złapał delikatnie moje nadgarstki, kładąc je na blacie. Przy tej czynności coraz bardziej przybliżał się, przywierając mocniej klatką piersiową do moich pleców.

Czułam na karku jego ciepły, miarowy oddech, przez który sama zapomniałam jak się oddycha. Wypuściłam powietrze z płuc dopiero wtedy, gdy się odsunął. Mijając mnie usiadł na stołku naprzeciwko. Zanim zajął miejsce poderwałam się z siedzenia, odwracając tyłem i zajmując gotującą się wodą. Starałam się ukryć płonące policzki i bijące o wiele za szybko serce, które było słychać chyba w całym pomieszczeniu.

– Chcesz herbaty?

– Jeśli robisz sobie to też poproszę.

Czułam spojrzenie Aarona na swoich plecach. Pewnie właśnie zachodził w głowę dlaczego krzątałam się po jego kuchni, w dodatku w ubraniach należących do niego.

Otwierałam każdą szafkę po kolei w poszukiwaniu szklanek, ale natknęłam się jedynie na talerze, płatki i herbaty, które od razu wyjęłam.

– Szklanki są tutaj.

Przyłożyłam dłoń do policzka, upewniając się, że nie byłam już chodzącym wcieleniem buraka, po czym odwróciłam się do chłopaka.

Siedział lekko zgarbiony, bez koszulki, ubrany jedynie w te same spodnie, w których położyłam go spać poprzedniego dnia. Pomieszczenie rozjaśniało jedynie oświetlenie umiejscowione pod szafkami, ale mimo to dostrzegłam, że opatrunek barwiły szkarłatne plamki. Na ten widok automatycznie się spięłam.

– Opatrunek przecieka, trzeba go zmienić. – Chwyciłam dwie szklanki wyjęte przez Aarona, po czym włożyłam do nich herbatę w torebkach i zalałam wrzątkiem. – Zaraz się tym zajmę.

Mężczyzna obserwował mnie w milczeniu. Kładąc przed nim szklankę powstrzymałam odruch żeby odsunąć sztywne kosmyki włosów opadające na oczy. Uśmiechnęłam się, chcąc rozładować panujące w pomieszczeniu napięcie, na co powieki Aarona drgnęły.

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do salonu. Zgarnęłam wszystkie potrzebne rzeczy, zapaliłam główne światło w kuchni, po czym zajęłam się zmianą opatrunku. Odklejając specjalistyczny materiał zauważyłam, jak chłopak napinał mięśnie. Przesunęłam wzrokiem po wyrzeźbionej klatce piersiowej, nie przerywając zabiegu. Westchnęłam, sprowadzając myśli do pionu. ,,Uspokój się" – skarciłam się w myślach.

Przemyłam zaszytą ranę odpowiednim środkiem, a następnie nałożyłam świeży opatrunek. Po zakończonej czynności zgasiłam główne światło i z ulgą usiadłam po drugiej stronie blatu, który oddzielał mnie nie tylko od chłopaka, ale także od męczących myśli.

– Jak się czujesz? – spytałam, przykładając do ust parujący napój.

– W miarę. Będę żył. – Aaron również uniósł szklankę i zaczął delikatnie dmuchać.

– Co teraz będzie?

– O co dokładnie pytasz? – Uniósł wzrok, wpatrując się we mnie uważnie. Chłód jasnych tęczówek hipnotyzował niebezpiecznie, gdy wpatrywałam się w nie zbyt długo, dlatego musiałam odwrócić głowę i skupić spojrzenie na widok za oknem.

Słońce powoli się zbliżało, zabarwiając szare niebo na pomarańczowo. Kilka osób poruszało się chodnikiem, zapewne wybierając się do pracy.

– O nasze zadanie. Udało się? Nie będzie problemów z tym, że nas nakryli? Kto to w ogóle był? – zalałam go pytaniami, ponownie odwracając się w jego stronę. Nie mogłam powstrzymać chęci studiowania tej spokojnej, anielskiej twarzy.

– Strasznie dużo pytań. – Kąciki ust drgnęły nieznacznie w lekkim uśmiechu. – O nic się nie martw, myszko. To był zwyczajny wypadek przy pracy. Chyba zdawałaś sobie sprawę z tego, że to normalna sparawa, gdy przyszłaś do Edwarda z prośbą o robotę?

– Tak.

Nie.

Może przeszło mi to przez myśl, ale nie sądziłam, że naprawdę może mnie to spotkać. Naiwnie miałam nadzieję, że Toru dopilnuje, żeby nie przytrafiła mi się taka sytuacja.

– No właśnie.

– Czyli Edward nie będzie niezadowolony?

– Nie. Zadanie zostało wykonane. Nic więcej go nie interesuje.

– Tym razem też nikt nie będzie wzywał policji?

– Nie. Nie zawracaj sobie tym głowy.

Pokiwałam głową, po czym wzięłam łyk herbaty. Była cierpka i mocna.

– Muszę wracać, wyjść z Pianką.

– Poczekaj chwilę. Ogarnę się i pojadę z tobą. – Odłożył szklankę na blat, po czym wstał.

– Co? – spytałam zbita z tropu.

– Muszę się umyć. Pewnie czuć mnie na kilometr. Ty już zdążyłaś się odświeżyć z tego co widzę. – Prześwietlił mnie spojrzeniem od góry do dołu, a usta rozszerzył w uśmiechu. – Daj mi chwilę.

Uniosłam brwi ze zdziwienia. Aaron miał zamiar jechać ze mną? W takim stanie? Do mojego domu?

Skończyłam pić herbatę, gdy do moich uszu dobiegł szum wody. Umyłam szklanki w zlewie, a następnie schowałam je w szafce. Do głowy wpadła mi myśl, na którą uśmiechnęłam się z rozbawieniem: ,,Jeszcze trochę i będę znała to mieszkanie lepiej niż własny dom".

– Podasz mi ręcznik? – zawołał Aaron z łazienki chwilę po tym, jak zakręcił wodę.

Westchnęłam, przypominając sobie, że wykorzystałam wszystkie trzy ręczniki znajdujące się w łazienkowej szafce, po czym wrzuciłam je do pralki.

– Gdzie jest?

– W szafie, w sypialni.

Udałam się do wyznaczonego miejsca, wyjmując dwa szare ręczniki. Będąc przed drzwiami łazienki zapukałam trzy razy.

Aaron stanął w wejściu, ukazując nagi bok. Podając materiał mimowolnie przesunęłam spojrzeniem od dołu do góry, na sekundę zatrzymując się na biodrze. Gdy dotarłam do twarzy uświadomiłam sobie, że chłopak wyszczerza zęby w uśmiechu.

– Chcesz wejść? – spytał, na co motyle nagle zmaterializowane w brzuchu prawie wyżarły wnętrzności, a nogi stały się miękkie.

– Co? – spytałam słabo.

– Żartuję. – Zaśmiał się, widząc moją minę. Wziął ode mnie ręczniki, z czego jeden zarzucił na głowę, zakrywając białe, rozpuszczone włosy sięgające ramion, po czym zniknął za zamkniętymi drzwiami.

Wypuszczając powietrze z płuc przyłożyłam dłoń do czoła.

,,Zwariuję. Zaraz zwariuję" – pomyślałam, mając nagle ogromną ochotę znaleźć się na świeżym powietrzu.

━━ ♟ ━━

Spodziewałam się wszystkiego: następnej nauki jazdy, a może nawet kolejnej pracy, ale nie tego, że po przekroczeniu progu Aaron jak gdyby nigdy nic przywita się z ucieszoną Pianką, po czym przejdzie swobodnym krokiem do kuchni i zacznie się w niej rządzić.

– Co ty robisz? – spytałam, podążając za nim.

– Śniadanie – oznajmił, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

– Jeśli byłeś głodny to mogłam zrobić coś u ciebie.

– Musiałaś wracać, a ja chcę się odwdzięczyć za pomoc. – Mrugnął do mnie i od razu wrócił do przeglądania lodówki. – Masło, jajka... Nie idziesz z psem?

Podniosłam szczękę z ziemi, po czym kręcąc głową poszłam po smycz. Zanim wyszłam zerknęłam jeszcze trzy razy na Aarona, upewniając się, że naprawdę zamierzał zrobić śniadanie i dopiero wtedy wyszłam. Wcześniej planowałam wybrać się na długi spacer, ale mając nieobliczalnego faceta samego w domu nie potrafiłam wytrzymać i po okrążeniu osiedla wróciłam. W zupełności nie ufałam mężczyźnie, którego zostawiłam w kuchni.

Ku mojemu zaskoczeniu po wejściu zaskoczył mnie zapach jajecznicy. Zdjęłam buty, odwiesiłam smycz i weszłam do pomieszczenia, w którym na blacie czekały dwa talerze z jajecznicą i chlebem posmarowanym masłem. Obok znajdowały się szklanki z pomarańczowym płynem.

– Wycisnąłem pomarańcze – oznajmił z błyskiem w oku, widząc, jak patrzę z nieufnością na sok.

– Okej...

Usiedliśmy przy wyspie kuchennej, a mój wzrok powędrował do szuflady, w której trzymałam broń. Dyskretnie zawędrowałam ręką pod blat, z ulgą uświadamiając sobie, że kluczyk był na swoim miejscu.

– Smacznego – oznajmił białowłosy i zaczął pałaszować śniadanie.

Zawiesiłam wzrok w swoim talerzu, zastanawiając się, czy nie zatruł jedzenia.

– Serio? – spytał, gdy nie zaczęłam jeść. – Myślisz, że chcę cię otruć? – Przewrócił oczami, a ja uniosłam brew na to, jak sprawnie odgadł moje myśli. – To patrz.

W milczeniu obserwowałam jak nakłada jajecznicę z mojego talerza na swój widelec i wkłada do ust. Przełknął, po czym posłał mi pełne wyrzutów spojrzenie.

– Gdybym chciał cię skrzywdzić to już dawno bym to zrobił.

– Życie nauczyło mnie, że nie można ufać nikomu, a tym bardziej facetowi, który trucie ludzi ma na pewno w małym palcu – rzuciłam, zabierając się do jedzenia.

Aaron westchnął.

– Nie martw się, nie mogę zrobić ci krzywdy. Edward obiecał coś Toru, więc powiesiłby mnie za jaja, gdyby coś ci się stało.

Moja ręka zatrzymała się w powietrzu na te słowa. W głowie zrodziła się myśl, która mogła rozwiązać wszystkie moje problemy. Wcale nie musiałam sama wymyślać co zrobić z Kaimem, skoro miałam Aarona, będącego moim chwilowym aniołem stróżem. Nie sądziłam, że dzięki Toru jasnowłosy będzie aż tak zaangażowany w moje życie.

– W takim razie musisz coś dla mnie zrobić.

– Hmm? – zamruczał, wgryzając się w chleb.

– Pamiętasz jak mówiłam ci o Kaimie? Że wysyła mi dziwne listy?

Aaron przytaknął, mrużąc oczy.

– Tak naprawdę to mnie szantażuje.

Gdybym nie wpatrywała się tak uważnie w jego twarz to z pewnością nie zauważyłabym złowrogiego błysku w oku, który pojawił się w reakcji na moje słowa. Chłopak przełknął jedzenie, po czym odłożył widelec.

– Czym? – spytał, a jego twarz momentalnie stała się poważna.

– Każe mi zebrać pieniądze, a jeśli mu ich nie dam to grozi, że zrobi coś mi i moim przyjaciołom. Już raz dałam mu dziesięć tysięcy i myślałam, że będzie żądał jeszcze kila takich sum, co byłabym w stanie jakoś zorganizować. Ale przysłał kolejny list, w którym była znacznie większa kwota... – zrobiłam pauzę, obserwując reakcję chłopaka. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Nadal wpatrywał się we mnie uważnie, a w jego oczach pojawiał się coraz większy chłód, który sprawiał, że czułam się nieswojo.

W takich momentach trochę mnie przerażał. Z dowcipnego, kąśliwego i luźnego zmieniał się w lodowatego, nieprzewidywalnego i niebezpiecznego faceta. Zdążyłam już zapomnieć, że przecież właśnie taki był.

– Ile?

– Milion. Okrągły milion, którego w życiu nie dam rady uzbierać. Właśnie dlatego poprosiłam Toru o pomoc z pieniędzmi. Pomyślałam, że będę w stanie udobruchać szantażystę mniejszymi sumami, które zarobię, a przy odrobinie szczęścia w międzyczasie uzyskam od was pomoc. Albo chociaż postaram się coś wymyślić. – Odwróciłam wzrok, nie mogąc już znieść lodowatego, zbyt ostrego spojrzenia. Wyciągnęłam rękę w stronę Pianki, która błyskawicznie zjawiła się obok. Głaskałam psa po głowie, zajmując czymś drżące ręce. – A jeśli Edward rzeczywiście miał dług u Toru, który przekuł w... W opiekę nade mną, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, to może będziecie w stanie mi pomóc.

Zwierzę oddychało głęboko z językiem wywalonym na zewnątrz. Kątem oka dostrzegłam, jak Aaron przenosi uwagę na psa, na co Pianka zamerdała radośnie ogonem. Byłam niezadowolona z tego, jak przyjaźnie powitała intruza w domu, traktując go jak przyjaciela.

Usłyszałam szuranie krzesła o podłogę. Spojrzałam ze zdziwieniem na wstającego Aarona.

– Bądź gotowa o dwudziestej. Przyjadę po ciebie.

– Na co? Gdzie jedziemy?

– Zobaczysz – uciął tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Bez słowa odprowadziłam go wzrokiem, gdy skierował się ku wyjściu i zniknął w wiatrołapie. Usłyszałam jak ubiera buty i zarzuca kurtkę, po czym wychodzi na zewnątrz, trzaskając drzwiami.

Westchnęłam, uświadamiając sobie jaka dziwna stała się moja codzienność, w której Aaron zaczynał powoli grać pierwsze skrzypce.


━━ ♟ ━━

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, już nie mogę doczekać się waszej reakcji na to, co Aaron wymyślił 🤭🤭. Mam propozycję! Jeśli ktoś z was zgadnie to wstawię od razu dwa następne rozdziały, opisujące całą akcję 😈😈😈.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro