ROZDZIAŁ 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 14

Przeskakiwałam wzrokiem między mężczyznami, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszałam. Między nimi toczyła się niema bitwa, w której nie dane było mi uczestniczyć. Miałam wrażenie, że w tamtym momencie zupełnie nie istniałam. Byłam jedynie bezkształtnym cieniem, niemym obserwatorem, na którego nikt nie zwracał uwagi. Równie dobrze mogłam wyjść, zostawiając ich samych w tej dziwnej, napiętej sytuacji, a oni nawet nie zauważyliby mojego zniknięcia.

Nie odważyłam się odezwać.

Czekałam aż Kaim zareaguje na wypowiedziane słowa ze zdziwieniem czy inną emocją, potwierdzającą, że Aaron wygadywał głupoty, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego jedynie zmrużył nieznacznie oczy.

Byłam skołowana, tak bardzo skołowana.

I cholernie rozczarowana.

– Co tu robicie?

– Nie cieszysz się z odwiedzin? – spytał Aaron, udając zdziwienie. – Braciszku, tu są sami swoi. To nawet trochę jak spotkanie rodzinne. – Wyszczerzył zęby.

Jego lodowaty, przepełniony kpiną ton zaczął mnie przerażać. Znów zmieniał się w zupełnie obcą, nieprzewidywalną osobę, której nie cierpiałam. Zawsze gdy nią był, zdawało się, że dzieliły nas setki kilometrów, choć staliśmy tuż obok siebie.

Całą sobą czułam, że każda kolejna sekunda spędzona w tym domu zbliża nas do nieuniknionej tragedii.

Aaron zrobił krok do przodu, przez co puściłam jego ramię. Zaskoczył mnie chłód pod palcami, którymi sekundę wcześniej delikatnie dotykałam ciepłej, napiętej skóry. Przerwanie fizycznego kontaktu sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej niepewnie i nieswojo, a po plecach przeszedł mnie lodowaty dreszcz.

– Spotkanie rodzinne? – powtórzył beznamiętnie ciemnowłosy, poprawiając chwyt broni. – To ciekawe, bo nie widzę tu żadnego członka mojej rodziny.

Mój towarzysz parsknął, kręcąc głową.

– Skoro tak twierdzisz... Przejdźmy zatem do interesów.

– Mamy jakieś wspólne interesy? – Kaim uniósł lekko brew, która po chwili z powrotem opadła.

– Tak się składa, że jeden z tych interesów jest tu razem ze mną. Skarbie – zawołał, wyciągając w moją stronę wolną, lewą dłoń – podejdź.

Z wahaniem zrobiłam dwa kroki w przód, zrównując się z Aaronem. Mężczyzna ze wzrokiem bezustannie utkwionym w Kaimie objął mnie w talii, przyciągając do boku. W tym geście nie było nic delikatnego. Był władczy i zaborczy, jakby chłopak właśnie ostentacyjnie zaznaczał swoje terytorium.

– Chyba kojarzysz naszą księżniczkę aż nazbyt dobrze – wycedził, a emocje na jego twarzy drastycznie się zmieniły. Z każdym kolejnym słowem wbijał mocniej palce w moją skórę, nie przekraczając granicy bólu.

– Powiedzmy.

Dopiero wtedy Kaim po raz drugi zaszczycił mnie spojrzeniem. Przeniósł beznamiętny wzrok z Aarona na moją twarz, a jego ciemne oczy wydawały się być jedynie szybą odbijającą emocje. Jakby w ogóle nie przejmował się sytuacją, która właśnie miała miejsce.

Leniwie wrócił wzrokiem do jasnowłosego.

– Świetnie. W takim razie chciałbym oficjalnie poinformować cię, że jest ona pod moją opieką.

Aaron przeniósł dłoń z talii w górę, wczepiając ją kurczowo w moje włosy. Przestraszyłam się tego gestu, ale on jedyne co zrobił to wtulił w nie twarz, głęboko wciągając powietrze. Łowił mój zapach, po czym złożył natarczywy pocałunek na skroni.

Rozchyliłam usta w zaskoczeniu, a niespodziewana fala ciepła zalała moje ciało. Domyślałam się, dlaczego to zrobił i że nie było w tym geście nic prawdziwego, ale mimo wszystko delikatnie poruszyło to moje serce.

– A ty, uparty kutasie – odezwał się tuż przy moim uchu, wędrując dłonią w dół, na plecy – od teraz przestajesz się nią interesować. Zapominasz o wszystkim, co z nią związane i już nigdy, przenigdy nie pojawisz się w jej życiu.

Kaim parsknął, odwracając głowę w bok, po czym opuścił pistolet. Aaron powtórzył ten gest, a wtedy poczułam, jak jego spięte ciało nieco się rozluźnia. Ja również w głębi ducha odetchnęłam z ulgą.

– Chyba zapominasz kim ona jest. – Kaim wrócił do nas spojrzeniem.

– Doskonale o tym pamiętam. Pamiętam też, że nie jest swoimi rodzicami i nie ma nic wspólnego z naszą matką – odpowiedział spokojnie.

Ciemnowłosy zacisnął szczękę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby szukając odpowiednich słów, po czym westchnął.

– Spieprzajcie stąd – wysyczał, a następnie odwrócił się i wszedł po schodach na piętro, znikając nam z oczu.

Staliśmy w bezruchu, aż dotarł do nas dźwięk trzaśnięcia drzwiami.

Zamrugałam kilka razy, nie potrafiąc pojąć tego, co właśnie się odwaliło.

– Chodź – polecił miękko Aaron, delikatnie popychając mnie w stronę wyjścia. – Już po sprawie.

W ciszy opuściliśmy dom. Odezwałam się dopiero wtedy, gdy zajęliśmy miejsca w aucie.

– Co to, do cholery, było? – spytałam słabym głosem, czując, jak emocje napływały do mojego ciała, powodując drżenie.

– To było załatwienie twojego problemu, kochanie – odpowiedział, kładąc ręce na kierownicy. – Nie musisz już zawracać sobie swojej pięknej główki tym debilem. – Odpalił auto i ruszył, włączając radio.

– Przestań! – podniosłam głos, od razu tego żałując. Wyłączyłam muzykę i westchnęłam, przykładając palce do oczu. Nie radziłam sobie z ogromem emocji, który uderzał we mnie falami. Pilnie potrzebowałam leków, które zostały w moim domu. – Przepraszam. Ale przestań.

– Co mam przestać? – spytał ze zdziwieniem w głosie.

– Skończ zachowywać się tak, jakby to, co się stało, było normalną, zwykłą sytuacją. – Spojrzałam na Aarona, zbierając w sobie wszystkie pokłady cierpliwości i spokoju, jakie tylko posiadałam, chociaż niewiele to dało. Gdy spotkałam się z brakiem reakcji na skupionej, wpatrzonej w drogę twarzy kontynuowałam: – Ten typ doprowadzał mnie do załamania nerwowego, skutecznie uprzykrzając życie. A ty jak gdyby nigdy nic zaprowadziłeś mnie do niego, każąc mu się ode mnie odpieprzyć? Celowaliście do siebie z pistoletów! Mogliście się pozabijać, do cholery jasnej! I powiedziałeś, że jest twoim bratem! Jak to możliwe, że szantażystą okazał się być twój brat? Naprawdę jesteście rodzeństwem? – zalewałam go lawiną pytań, którą znosił w milczeniu.

Między nami zapadła cisza, przerywana jedynie warkotem silnika. Trwała ona do momentu aż zatrzymaliśmy się przed moim domem. Z każdą sekundą było mi coraz bardziej głupio z powodu niekontrolowanego wybuchu emocji, ale z drugiej strony te nagromadzały się wciąż, nie dając spokoju splątanym myślom. Miałam prawo czuć się źle.

Skupiałam się na oddychaniu, licząc każdy poszczególny wdech.

– Tak, jesteśmy rodzeństwem. Kaim jest moim młodszym bratem. Gnojek nie wie kiedy przestać i pcha się w rzeczy, w które nie powinien. – Westchnął, gasząc silnik. – I nie pozabijalibyśmy się. Kaim nie mógł strzelić.

Unoszący się w aucie zapach wanilii tym razem wyjątkowo drażnił mnie, zamiast uspokajać.

– Jak to nie mógł strzelić? Pistolet wydawał się być prawdziwy.

– Był prawdziwy. Kaim nie mógł strzelić, bo łączy nas ważna umowa.

– Umowa? – spytałam słabo.

Chłopak skinął głową.

Przełknęłam ślinę, po czym oblizałam usta. Nie byłam zadowolona z takich połowicznych odpowiedzi.

– Wiedziałeś, że mnie szantażował?

– Nie miałem pojęcia. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od bardzo dawna. Tak naprawdę nie wiedziałem nawet, że jest w mieście. Połączyłem fakty dopiero wtedy, kiedy mi go opisałaś. – Zaciskał dłonie na kierownicy, delikatnie pukając w nią opuszkami palców.

– Nie wierzę ci – powiedziałam z wyrzutem, na co chłopak jedynie wypuścił powoli powietrze z płuc, patrząc w jakiś punkt przed siebie. – Jak to możliwe, że Edward przydzielił mnie właśnie do ciebie? Do faceta, który jest bratem mojego prześladowcy? Kto to zaplanował: ty czy Kaim?

– Nie miałem z tym nic wspólnego. A czy Kaim... Nie wiem, mała. Może to wcale nie on? Może Edward wiedział o wszystkim i chciał sobie z nas zakpić? Nie mam pojęcia co siedzi w głowie tego sukinsyna. Jednego i drugiego zresztą. – Odwrócił głowę, studiując moją twarz poważnym spojrzeniem. – Wiem tylko, że nie miałem o niczym pojęcia. Edward powiedział, że będziemy mieli gościa. Dowiedziałem się o tobie dopiero wtedy, gdy do niego przyszłaś. Miałem zabierać cię do pracy i pozwolić, żebyś coś porobiła.

Odwzajemniałam jego spojrzenie, oddychając ciężko. Nie miałam pojęcia czy wierzyłam w te słowa. W tamtym momencie już niczego nie byłam pewna. Wiedziałam tylko, że drążenie tematu nic nie da, a jedynie wkurzy Aarona, więc postanowiłam odłożyć rozmowę na ten temat na później i przeszłam do następnej kwestii.

– O co chodzi z waszą matką? Czemu powiedziałeś, że nie mam z nią nic wspólnego i wspomniałeś o moich rodzicach?

– Co wiesz o leku Morph? – Spojrzał na mnie ostrożnie.

– Kaim wspomniał o nim, gdy spytałam dlaczego mnie szantażuje. Po tym przeszukałam dokumentację medyczną rodziców i... Nie miałam pojęcia, że oni sprzedawali coś takiego... Przez ten cholerny lek umarło tyle osób!

– Spotkaliście się już wcześniej? – Nie ukrywał zaskoczenia.

– Chciałam iść na policję po pierwszym liście. Zatrzymał mnie po drodze, grożąc, że jeśli to zgłoszę to skrzywdzi mnie i moich przyjaciół.

– A to kutas – wysyczał, odwracając wzrok. – Mogłaś mi o tym powiedzieć.

– Serio? – parsknęłam. – Może porozmawiamy o szczerości?

– Przecież powiedziałem ci o wszystkim.

– Szkoda, że dopiero teraz. Nie ważne. Odpowiedz, proszę, na moje pytanie – poprosiłam, bezskutecznie próbując ukryć drżenie w głosie. Spuściłam głowę, wpatrując się w długie, lekko zakrzywione palce zaciśnięte na udach.

– Odpuść, maluchu. – Głos Aarona stał się nagle łagodny. – Sprawa została zamknięta, a Kaim zniknie z twojego życia. Wróć do domu, weź długą kąpiel i spędź miło wieczór, ciesząc się spokojem od tego idioty. Nie drąż, nie zadawaj pytań, nie zastanawiaj się nad tym. Rozumiem, że kosztowało cię to sporo nerwów, ale uwierz, ja też cholernie dużo ryzykowałem załatwiając tę sprawę. I sam wiem niewiele więcej od ciebie.

Uniosłam głowę, napotykając jasne, zimne jak lód oczy.

– Jestem ci naprawdę wdzięczna za pomoc, ale moi rodzice...

– Twoi rodzice nie żyją. Zabrali do grobu wszystkie swoje grzechy, za które ty nie odpowiadasz. Dowiedziałaś o złych rzeczach, których się dopuścili, ale to się już stało i nic tego nie zmieni. Nie cofniesz czasu, nie naprawisz ich błędów.

– Skąd...

– Stop – uciął, a na jego twarzy pojawił się cień irytacji. – Idź już, słońce. O niektórych rzeczach nie będę z tobą rozmawiał.

W jego słowach znów było mnóstwo chłodu. Wyprostowałam plecy, przypominając sobie, że łączyły nas jedynie relacje czysto zawodowe, przy czym Aaron był przecież groźnym człowiekiem. Znaliśmy się zaledwie dwa tygodnie, a poczucie bezpieczeństwa i swoboda, którą przy nim czułam były bardzo złudne – przez to zapomniałam już, że nie byliśmy przyjaciółmi, a obcymi dla siebie ludźmi, których łączyła jedynie praca.

Poirytowana jego zmianą nastawienia zjeżyłam się. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale mężczyzna rzucił ostrzegawcze spojrzenie, przez które miałam ochotę się skulić. Zamiast tego nadal siedziałam wyprostowana, nie dając po sobie poznać, jak bardzo mnie rozdrażnił.

Chciałam zapytać skąd wiedział o Moprhie. Z tego, co udało mi się ustalić, to lek był ściśle pilnowaną tajemnicą, która nie wyszła na światło dzienne. Czy Kaim mu coś powiedział? A może sam przeprowadził śledztwo, zaglądając w te głębiny mojej rodziny, w których sama nie chciałam się zanurzać?

Lodowate, niebieskie oczy rzuciły ostatnie ostrzeżenie, doszczętnie pozbywając mnie pozostałości chęci do rozmowy.

Zacisnęłam usta w wąską linię, po czym otworzyłam drzwi i wyszłam z auta, powstrzymując słowa cisnące się na usta. Pochylając się posłałam pełne wyrzutu spojrzenie Aaronowi, obserwującemu uważnie moje poczynania, a następnie wyprostowałam się i ostentacyjnie trzasnęłam drzwiami. Musiałam chociaż minimalnie zademonstrować swoje niezadowolenie.

Szłam do domu z zaciśniętymi pięściami schowanymi w kieszeniach spodni, nie odwracając się. Dopiero gdy przekroczyłam próg domu i schowałam buty do szafy usłyszałam odgłos odjeżdżającego auta.

– Kurwa! – krzyknęłam, dając upust emocjom.

Niewiele to dało.

Nie wiem na co tak naprawdę liczyłam. Że krzyknie za mną, zmieniając zdanie i chcąc jednak odpowiedzieć na wszystkie moje pytania? Czy może przeprosi, mówiąc, że kolejny raz zachował się jak bezuczuciowy egoista, wiedząc, ile to wszystko dla mnie znaczyło a mimo to unikając odpowiedzi? A może nagle wyciągnie z kieszeni jakiś dowód na to, że naprawdę nie wiedział o szantażach Kaima? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam tylko, że poczułam rozchodzące się po ciele i umyśle rozczarowanie.

Chciałam mu wierzyć. Wręcz panicznie potrzebowałam uwierzyć w jego słowa, ale coś w podświadomości kazało mi być czujną. Instynkt podpowiadał, żeby na nowo stworzyć wokół siebie mury, które lekko ukruszyły się tamtej nocy, gdy zasnęłam ze wtulonym we mnie Aaronem. Głupio uwierzyłam, że odsłonił się przede mną, pozwalając wprowadzić do swojego życia, podczas gdy to był tylko nic nie znaczący incydent, w którym doszukiwałam się drugiego dna.

Omijając radosną, merdającą ogonem Piankę udałam się do sypialni. Od razu podeszłam do szafki nocnej, z której wyjęłam srebrny blister. Wycisnęłam z niego niewielką tabletkę, którą natychmiast połknęłam.

Niewiele myśląc chwyciłam opakowanie zawierające resztę białych, maleńkich pastylek i wsunąwszy w niego wcześniej wyjęty blister udałam się do kuchni. Kroki niosły się miękko po domu, gdy schodziłam pośpiesznie po schodach. Towarzyszył im stukot pazurków psa, który z zaciekawieniem śledził każdy mój ruch. Byłam tak rozemocjonowana, że nawet ten dźwięk mnie irytował.

Otworzyłam dolną szafkę znajdującą się pod zlewem, po czym wrzuciłam wszystkie tabletki do kosza na śmieci.

,,Teraz to naprawdę był ostatni raz" – pomyślałam, trzaskając drzwiczkami.

Byłam wściekła.

Wściekła na Kaima, na Aarona, który nie dał mi upragnionych odpowiedzi a jedynie jeszcze więcej pytań, i na siebie, bo znów nie miałam kontroli nad własnym życiem. Kolejny raz w głowie kłębiły się zagwozdki, na które musiałam poznać odpowiedź. Do tej pory w moim życiu było zbyt wiele niewiadomych, ale postanowiłam, że koniec z tym.

Kaim myślał, że miałam coś wspólnego z ich matką. To musiało mieć związek z moimi rodzicami i lekiem, który wyprodukowali. Czy oni zrobili coś tej kobiecie? Zastraszali ją, bo poznała prawdę, albo próbowała powstrzymać produkcję? Czułam się źle ze świadomością, że mogli być odpowiedzialni za kolejną złą rzecz, o której nie miałam pojęcia. Miałam wrażenie, że mimo przeczytania dokumentów o Morph tak naprawdę nie wiedziałam nic, a przynajmniej mniej, niż ludzie wokół. Balansowałam na cienkiej linie trzymając w dłoniach kij pełen rzeczy, o których wiedziałam tylko dlatego, że ktoś pozwolił mi się dowiedzieć. A prawda leżała tuż na końcu drogi, którą próbowałam pokonać.

Weszłam do pokoju rodziców. Wyjęłam segregatory, które przeglądałam już wcześniej, mając nadzieję na znalezienie czegoś, co przeoczyłam. Kartkowałam setki stron, rozpaczliwie szukając jakichkolwiek informacji, chociaż nawet nie miałam pojęcia czego tak właściwie szukałam.

Starałam się odnaleźć nazwisko Kaima w spisie osób, które zmarły po zażywaniu leku, ale go nie odnalazłam.

Spędziłam w pokoju godzinę, dwie, a może nawet trzy. Czas uciekał, a ja nie znalazłam nic poza tym, co wiedziałam już wcześniej.

Ogarnięta napływającą frustracją rzuciłam segregator na podłogę, a zaraz zanim wylądowała tam reszta papierów. W furii wyrzucałam wszystkie dokumenty z szafy, czując obezwładniającą nienawiść do dwójki osób, które były winowajcami wszystkich moich problemów. Wyżywałam się na ostatnich przedmiotach, które miały z nimi cokolwiek wspólnego.

Przestałam dopiero wtedy, gdy nie zostało już nic, co mogłabym rzucić na ziemię.

Oddychając głęboko, nierównomiernie, stanęłam na środku pokoju otoczona zapiskami medycznymi i historią pracy rodziców. Patrzyłam na białe kartki, leżące u stóp, przypominając sobie jak dumni byli z tej pracy. Często świętowali sukcesy i nigdy, ale to nigdy nie narzekali. Byłam święcie przekonana, że wszystko, co robili miało dobry wpływ na medycynę i tylko to pozwalało mi tłumić skierowaną do nich nienawiść.

Teraz nie było już niczego, czym mogłam ich usprawiedliwiać.

Zostawiając narobiony bałagan skierowałam się do łazienki znajdującej się na parterze – tylko ta miała wannę. Nalałam do niej letniej wody i usiadłszy na brzegu przyglądałam się w skupieniu niewielkiemu wodospadowi. Szum wody powodował nieprzyjemny ścisk w brzuchu, przywołując wspomnienia, których chciałam i nie chciałam jednocześnie.

Gdy wanna wypełniła się w dwóch trzecich zdjęłam ubrania, wrzuciłam je do pralki, po czym zanurzyłam się w wodzie. Wpatrując się w biały sufit opadałam coraz niżej, pozwalając, żeby przezroczysta ciecz powoli opatulała włosy, policzki, usta, a na koniec pochłonęła mnie całą. W tamtym momencie byłam zaledwie niewielką, ledwo widoczną gwiazdą na tle nieskończonego, pochłaniającego wszechświat kosmosu.

Wstrzymywałam oddech, mając szeroko otwarte oczy. Niespokojna tafla falowała, zniekształcając obraz, podczas gdy liczyłam każde pojedyncze uderzenie serca.

Pięć.

Próbowałam wyciszyć umysł i uspokoić myśli. To był dobrze znany mi sposób, gdy wszystkie inne dawały ciała.

Dziesięć.

Mimo szczerych chęci przed oczami nadal miałam listę sześćdziesięciu ośmiu osób i rodziców, nalewających wina do kryształowych kieliszków przy bogatej kolacji.

Dwadzieścia.

Jak cholernie niesprawiedliwe było to, że umarli, zamiast odpokutować za wszystkie grzechy, które wyrządzili temu światu. Powinni do końca życia naprawiać wszystko, co z taką łatwością spieprzyli.

Trzydzieści.

Sama już nie wiedziałam, czy byli dla mnie większym ciężarem za życia, czy po śmierci.

Czterdzieści.

Próbowałam wyrzucić ich z głowy, co działało wręcz odwrotnie. Zrezygnowana wynurzyłam się z wody, biorąc duży haust powietrza. Usiadłam, przyciągając kolana do klatki piersiowej.

Tym razem nie płakałam. Zamiast tego zacisnęłam zęby.

Musiałam poznać prawdę. Musiałam dowiedzieć się ile krwi na rękach tak naprawdę miała moja rodzina.

Nadszedł czas by wziąć sprawy w swoje ręce.


━━ ♟ ━━


W końcu pozbyła się tych tabletek! Matko, już myślałam, że nigdy nie nadejdzie ten moment... 😪

I co, jak myślicie:

Kaim da już spokój Katherine?

Kate wybaczy Aaronowi zatajanie prawdy?

Co ta baba znowu wymyśliła? 🤔🤔

O tym dowiemy się w sobotę o godzinie 10:00 ❤️

Rozdział piętnasty ma aż dwanaście stron, w tym 25265 znaków ze spacjami 🤯 i wybierzemy się w nim na urodziny Ruby ❤️ (Lissiczka_Pisze lubi to XD).

Dzisiejsza zbiórka: https://zrzutka.pl/bkerux (łącze w komentarzu).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro