ROZDZIAŁ 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 20

221 dni

Wiedziałam, że zgadzając się na chwilowe zamieszkanie u Aarona nie uniknę rozmowy. Dlatego właśnie po wniesieniu walizek na drugie piętro, znalezieniu odpowiedniego miejsca na leżak dla Pianki i zjedzeniu kolacji usiedliśmy przy stole w kuchni, mobilizując się do poważnej rozmowy.

Od pocałunku nie odzywaliśmy się prawie w ogóle. Odtwarzając w myślach tamten moment setki razy zastanawiałam się, co oznaczał. ,,Czy to coś między nami zmieni? Będziemy teraz zachowywać się inaczej? A może zapomnimy o wszystkim, udając, że to tylko chwila słabości?" – milion myśli kiełkowało w głowie jak kujący oset. A najgorsze z nich wręcz wbijało mnie w fotel: ,,Czy Aaron też o tym myśli?"

Błądziłam oczami po meblach, które miały już swoje lata. Zastanawiałam się od jak dawna chłopak tu mieszkał. Zacisnęłam dłonie na kubku gorącej herbaty, wiedząc, że jeśli nie zajmę czymś rąk to znów zacznę skubać skórki przy paznokciach.

Czułam na sobie sugestywne spojrzenie, które miało dać do zrozumienia, że mam zacząć mówić, choć jednocześnie Aaron milcząc dawał mi czas.

Był jednym, wielkim, chodzącym przeciwieństwem.

– Jak już wiesz, ktoś mnie prześladuje – zaczęłam. Spuściłam wzrok i gładziłam porcelanową powierzchnię kciukiem. – Do dzisiaj byłam przekonana, że te napisy, pozytywka...

– Pozytywka?

– Tak, czasami oprócz napisów była też pozytywka. Figurki były różne, ale zawsze była to baletnica, grająca tę samą melodię, którą znam z dzieciństwa. W każdym razie pierw byłam pewna, że to tylko wytwór mojej chorej głowy, a potem Kaim zjawił się w moim domu i...

– Czekaj, stop. Kaim był w twoim domu?

Uniosłam wzrok, zerkając na chłopaka z zakłopotaniem. Spiął się na moje słowa, a jego oczy obserwowały mnie uważnie. Na śmierć zapomniałam o tym, że nie powiedziałam mu o wizycie Kaima.

– Tak. Tyle się wydarzyło, że zupełnie zapomniałam ci powiedzieć. Zjawił się przed tym, jak zabrałeś mnie do jego domu. – Skuliłam się odruchowo, oczekując karcącego komentarza, ale Aaron jedynie patrzył na mnie w skupieniu.

– Po co przyszedł?

– Wkurzył się, że go śledziłeś. Chciał mnie nastraszyć. Mówił, że czegokolwiek się dowiem to i tak nic nie da, bo nie da mi spokoju.

– Zrobił coś?

– Nie. Tylko mówił.

Chłopak pokiwał głową, po czym przyłożył dłoń do podbródka.

– Kontynuuj.

– Na czym to... Tak, pozytywka i napisy na lustrze. – Skierowałam wzrok na widok za oknem, skupiając się na gwiazdach rozsypanych po niebie. – Byłam pewna, że to tylko przywidzenia, bo zawsze później same znikały. Do momentu, aż Kaim też zobaczył napis na lustrze. Wtedy coś mnie tchnęło i dotknęłam tych napisów. Okazało się, że to zwykła farba. Prawdziwa, realna, rzeczywista farba. Po prostu farba. – Mój głos lekko się załamał, ale odetchnęłam głęboko i kontynuowałam: – Zupełnie spanikowałam. Myślałam, że sabotowałam samą siebie, zostawiając te popieprzone wiadomości i pozytywki. To byłoby jeszcze bardziej chore, niż te głupie przywidzenia. Stwierdziłam, że muszę się upewnić i kupiłam kamerę. Resztę już znasz.

Upijając łyk stygnącej herbaty wróciłam spojrzeniem do Aarona, wpatrującego się w jakiś punkt na ścianie. Jego spojrzenie było puste, wyprane z emocji. Po chwili przeniósł je na mnie.

– Czemu od razu nie sprawdziłaś, czy to farba? Tak łatwo oswoiłaś się z myślą, że masz przywidzenia? – Świdrował mnie spojrzeniem godnym detektywa przesłuchującego przestępcę.

O ironio. 

– Tak. Ja... Ja mam tak od prawie dwóch lat. Widzę różne rzeczy, których inni nie widzą.

Chłopak mrugnął, nie zmieniając wyrazu twarzy. Nie mogłam wytrzymać tego chłodnego spojrzenia, więc skupiłam wzrok na swoich paznokciach.

– To dobrze.

– Co? – spytałam, unosząc głowę.

– Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że lepiej walczyć z człowiekiem, niż ze swoim własnym umysłem – rzekł ze stoickim spokojem. Odchylił się na krześle, po czym położył dłonie na blacie i splótł je ze sobą. Coś w jego opanowaniu sprawiało, że ja sama traciłam kontrolę.

– Ty nie rozumiesz.

– Więc wyjaśnij.

Westchnęłam, uciekając spojrzeniem w bok. Przygryzłam wargę. Zastanawiałam się, czy powiedzenie Aaronowi tego, czego nie wiedział nikt poza moją rodziną było dobrym pomysłem. Z jednej strony z pewnością nie, bo zwierzenie się z jednego ze swoich sekretów nie zmieniłoby zupełnie niczego, ale z drugiej strony podzielenie się z kimś tym ciężarem, zrzuceniem go z barków, było kuszącą wizją.

W końcu stwierdziłam, że Aaron i tak wiedział o mnie już dużo, a gdyby chciał, to dowiedziałby się pewnie też o tym. Jedna tajemnica więcej nie robiła żadnej różnicy. Postanowiłam, że odkryję karty, robiąc go wspólnikiem mojego bagażu emocjonalnego. Już od dawna marzyłam o tym, żeby podzielić się z kimś swoimi demonami przeszłości. Tkwienie samotnie w tej otchłani było wyczerpujące.

– To tylko jedno nagranie, więc nie mam pewności, czy wcześniejsze rzeczy też były jego sprawką. Ale jeśli założę, że tak i wcale nie mam urojeń, ani nic, co się wydarzyło nie było sprawką mojego chorego umysłu, to lata terapii, leków, cierpienia, bólu, dostosowywania się do nowej rzeczywistości... To wszystko pójdzie na marne.

– To tylko dwa lata.

– Nie.

Aaron zmrużył oczy.

– To aż dwa lata, podczas których przez większość czasu egzystowałam, zamiast żyć – powiedziałam, czując narastające emocje. – Spędziłam pół roku w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym, przepłakując każdą noc i błagając rodziców, żeby mnie stamtąd zabrali. Oczywiście nic to nie dało, bo sami mnie tam zamknęli. Twierdzili, że stanowiłam zagrożenie dla siebie i... i dla innych.

,,Czy lekarze mogli się pomylić?" – pytałam samą siebie. Czułam przypływ nadziei i jednocześnie lęku wymieszanego ze złością. Miałam ochotę złapać się za głowę.

Przełknęłam ślinę, czując rosnącą gulę w gardle. W jednej kwestii rodzice i lekarze rzeczywiście mieli rację – stanowiłam zagrożenie. Skrzywdziłam w swoim życiu wielu ludzi, w tym tych, których kochałam bardziej, niż samą siebie. Tylko że nie wszystko było spowodowane moją rzekomą schizofrenią, którą zdiagnozowano od razu po przyjęciu na oddział.

Przed oczami nalge pojawił się obraz ciemnej, niespokojnej wody, której fale obijały się o krawędzie klifu. Usłyszałam rozpaczliwy krzyk tak wyraźnie, jak te dwa lata temu. Wbijał się w umysł, ciągnąc za sobą aż na samo dno.

– Opowiedz mi o tym. – Głos chłopaka wyrwał mnie z najciemniejszych zakamarków umysłu.

Przeniosłam spojrzenie na chłopaka, otwierając szerzej oczy.

– O czym? – spytałam pełna obaw. Miałam dziwne wrażenie, że chłopak przeczytał wszystkie moje myśli.

– Dlaczego masz przywidzenia i byłaś w szpitalu psychiatrycznym?

– Nie chcę o tym rozmawiać. Powiedziałam wszystko, co potrzebowałeś wiedzieć. – Uciekłam wzrokiem, po czym wstałam.

– Więc podsumujmy – zaczął, również podnosząc się z krzesła. – Byłaś w psychiatryku, widzisz rzeczy, których nie ma, straciłaś rodziców. Od jakiegoś czasu dostawałaś niepokojące wiadomości w postaci napisów na lustrze. Myślałaś, że to nie dzieje się naprawdę, ale okazuje się, to wszystko prawda. Jakiś facet włamywał się do twojego domu, malował coś czerwoną farbą, czasami podrzucał pozytywki i znikał. Do tego dochodzi szantażujący cię Kaim, który na szczęście nie jest już problemem. No i na dokładkę, jak sama to ujęłaś, niszczenie ludziom życia za pieniądze. – Przeszedł obok mnie, wyliczając na palcach wszystkie rzeczy, o których mówił. – Przy tym ktoś jeszcze pojawia się przy domku letniskowym, wysyłając ci wiadomości. Nie mamy pojęcia, czy to ta sama osoba, ale możemy przyjąć, że tak – skończył monolog, zatrzymując się na środku kuchni.

Pokiwałam głową.

Gdy mówił o tym na głos to rzeczywiście brzmiało upiornie. Ale gdyby znał moją przeszłość, gdyby miał świadomość rzeczy, które wydarzyły się przed przyjazdem do Alverton to wiedziałby, że w moim życiu było o wiele gorzej.

Zastanawiałam się intensywnie nad tym, dlaczego widziałam napisy i pozytywkę przed zadzwonieniem do Theo, a gdy chłopak przyszedł to wszystko zniknęło. Czy mój przyjaciel mógł to widzieć i pozbyć się tych rzeczy? Albo w tamtym momencie rzeczywiście był to wytwór wyobraźni? Nie, to nie było możliwe. Przecież później stalker robił dokładnie to samo.

Zmęczona dywagacją postanowiłam podzielić się z Aaronem również tym.

– Nie sądzisz, że to trochę dziwne? – spytał, gdy opisałam mu całą sytuację.

– Tak, to cholernie dziwne i zupełnie tego nie rozumiem. Jeszcze zrozumiałabym, gdyby stalker pierw zostawił te napisy, a później moja wyobraźnia płatała mi figle. Ale na odwrót? To bez sensu.

– Więc może twój przyjaciel...?

– Co? Zwariowałeś. Theo nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Po prostu z nim porozmawiam. Na pewno da się to jakoś wyjaśnić.

– Jasne.

Stałam odwrócona do niego bokiem, trzymając w dłoniach zimny kubek, ale byłam pewna, że jego twarz jak zwykle była chłodna i zdystansowana. To była maska, którą zakładał najczęściej, albo jego prawdziwe oblicze, ukształtowane zapewne wieloma złymi rzeczami. Nie potrafiłam jeszcze stwierdzić, które z tego było prawdą.

– Jak na zwykłą osobę trzymasz się całkiem nieźle.

Parsknęłam, przymykając oczy. Aaron nie miał pojęcia, że przy zdrowych zmysłach trzymało mnie jedynie odliczanie do momentu, aż będę mogła odpokutować chociaż za część swoich grzechów.

– Po psychiatryku już nic mnie nie zaskoczy – odpowiedziałam wymijająco. Odłożyłam kubek do zmywarki i ruszyłam w stronę salonu. – Chciałabym się położyć. Mogę dostać jakiś koc?

– Przebrałem pościel. Jest czysta.

– Pościel? – Odwróciłam się w jego stronę, marszcząc brwi.

– Będziesz spać w sypialni. Ja prześpię się w salonie. – Skrzyżował ręce na piersi.

– Nie żartuj, przecież to twój...

– Nie żartuję. Kładź się. Ja jeszcze coś porobię i też pójdę spać.

– Okej.

Nie miałam siły na dyskusję. Dochodziła północ, a ja byłam wykończona emocjonalnym rollercoasterem. 

Udałam się do sypialni, chwytając po drodze jedną z walizek. Po wejściu do pokoju wyjęłam piżamę, ręcznik i swoją szczoteczkę, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ubrałam czarny komplet zawierający długie spodnie i koszulkę. Wracając do sypialni zerknęłam do salonu. Mężczyzna siedział w fotelu, robiąc coś na telefonie. Lampa była wyłączona, więc jedynie ekran urządzenia rzucał wątłe światło na jego bladą, skupioną twarz. Przypomniała mi się pierwsza noc spędzoną w miejscu, w którym siedział, a później w jego ramionach. Poczułam, jak czerwienią się moje policzki na myśl, że chętnie zasnęłabym w ten sposób i tym razem.

– Idziesz spać? – spytał jasnowłosy, sprowadzając mnie na ziemię. Opuścił telefon niżej, skupiając się na mnie, przez co jego twarz utonęła w mroku.

– Mhm. Właśnie wyszłam spod prysznica.

– Spróbuj się wyspać. Jutro pomyślimy co dalej.

Skinęłam głową i skierowałam się do sypialni.

Tamtej nocy sen przyszedł zadziwiająco szybko. Gdy otuliłam się grubą kołdrą, z rozczarowaniem odkryłam, że nie pachniała wanilią i męskim ciałem, a płynem do prania. Miałam przez chwilę wyrzuty sumienia, że Aaron spał w salonie zamiast w swoim własnym łóżku, ale nie zdążyłam się w to zagłębić. Zasnęłam.

━━ ♟ ━━

Aaron

Nie miałem wyjścia. Musiałem się na wzięcie dziewczyny pod swoje skrzydła. Edward nie pytał – on tylko informował, że mam się nią zająć, pilnować, żeby nie oberwała i dawać kasę za pomoc w pracy.

Nie widziałem problemu. Gdy tylko ją zobaczyłem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zabawne było obserwować, jak stara się zachować powagę i może nawet wyglądać trochę groźnie, choć dygoczące nogi i ręce pokazywały coś zupełnie innego. Była jak mała owieczka otoczona przez stado wilków. Jeszcze nigdy nie miałem okazji pracować z żółtodziobem.

To było dla mnie jak wakacje. Z poważnych zleceń zrobiły się proste, nudne zadania, niewymagające zbytniego wysiłku. Podpalenie czyjegoś domu i znalezienie potrzebnych dokumentów było jak przejażdżka na niezbyt szybkiej karuzeli, więc zdziwiło mnie przerażenie w oczach dziewczyny, gdy zobaczyłem ją w tamtej sypialni. Ku mojemu zadowoleniu otrząsnęła się i choć potem zaliczyła glebę, przez którą ledwo zdążyliśmy się wycofać, to było całkiem nieźle.

Całkiem nieźle było też później i choć wiedziałem, że to tylko osoba, która za chwilę zniknie z mojego życia, to przywiązałem się do niej. Może i nie pasowała do tego świata, ale dzielnie zagryzała zęby i dalej robiła to, co musiała. Była przy tym jak mały, bezpański piesek, który robił słodkie oczka do obcego typa, żeby się nim zaopiekował. I robiłem to, bo tak zlecił Edward. Sam nie wiem, czy kontynuowałbym tę farsę, gdyby nie rozkaz z góry. Z jednej strony dobrze spędzało mi się czas w jej towarzystwie – była to ciekawa odskocznia od tych wszystkich pustych dziwek czy ćpunek Edwarda, z którymi najczęściej miałem styczność. Bywała zabawna. Lubiłem jej docinki i obserwowanie, jak traci rezon, gdy się odgryzałem. Z drugiej strony może trochę szkoda było mi niszczyć jeszcze bardziej tę biedną dziewczynę, która i tak już miała zjebane życie. Dowiedziałem się to i owo jej rodzinie. Niestety nie było to nic dobrego. Dlatego też miałem nadzieję, że moje szefostwo trochę ją oszczędzi.

Gdy pojawiłem się w domku letniskowym jej przyjaciółki, zrozumiałem, że zaczęła coś do mnie czuć. Miałem szczerą nadzieję, że tego unikniemy, dzięki jej opini, że byłem taki zły i niedobry, niszcząc ludziom życia. Mimo to dziewczyna próbowała mnie pocałować. Musiałem jakoś zareagować, więc postanowiłem odsunąć ją od siebie i pokazać, że między nami nigdy niczego nie będzie. Plan zadziałał. Trochę się boczyła, lekko to przeżywała, a nawet odgryzała się, ale było widać, że jakoś sobie poradzi. Nigdy nie wątpiłem w jej siłę.

Tak cholernie zjebałem, całując ją w tej kuchni.

Gdy wysłała mi ten filmik, a potem zobaczyłem ją taką... rozsypaną, coś we mnie drgnęło. Od początku byłem nastawiony na chronienie jej, więc bez mrugnięcia okiem przyjeżdżałem i reagowałem, gdy coś było nie tak. Taka praca. Ale gdy wziąłem ją w ramiona, a ona prawie nie kontaktowała, myślami uciekając gdzieś daleko, gdzie nigdy nie było dane mi dojść, to pojawiła się we mnie nowa emocja. Miałem ochotę pozbierać wszystkie kawałki tej nieszczęśliwej dziewczyny i skleić je w całość. Nie dla powodzenia pracy, ale dlatego, że ku mojemu zdziwieniu czułem jej ból.

A gdy kazała mi udowodnić, że nie jest jedynie moim zadaniem i pocałowałem ją, to przez chwilę naprawdę chciałem w to uwierzyć. Postanowiłem dla dobra sprawy i własnego spokoju zmienić taktykę – przestać ją odrzucać, a dać jej tyle, ile było ją w stanie zadowolić. Wiedziałem, że stąpałem po cienkim lodzie, ale podobało mi się to. Połączyłem przyjemne z pożytecznym, nie zdając sobie sprawy, że sam krok po kroku gubiłem granicę między pracą a angażowaniem się.

Gdybym jej nie pocałował i dalej trzymał ją na dystans to wszystko nie skomplikowałoby się tak cholernie.

Byłem zadowolony, że zgodziła się u mnie nocować. To dawało mi poczucie kontroli nad sytuacją. Po obejrzeniu filmu z włamywaczem uświadomiłem sobie, że moje zadanie zaczęło robić się coraz ciekawsze. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zaczęło mnie to jarać. Byłem już znudzony żmudnymi, prostymi zleceniami.

Gdy zasnęła wykonałem kilka telefonów, w tym również ten jeden, najważniejszy. Wiedziałem, że Edward jeszcze nie spał, bo chwilę przedtem wysłał wiadomość.

– Jest teraz u mnie, zostanie przez kilka dni. Wymienię zamki w jej domu, ale dorobię klucz – powiedziałem, oddalając się od kamienicy. Grudzień okazał się być zaskakująco ciepły, więc nawet nie zmarzłem, mając na sobie jedynie czarną bluzę.

– Daj znać, jak wróci do domu, żebyśmy wiedzieli, kiedy kontynuować. A co z nagraniem? – spytał Edward.

– Nie jest w stu procentach pewna, że to on za wszystkim stoi.

– Może to i lepiej, że się waha.

Przytrzymałem telefon ramieniem i odpaliłem papierosa. Wciągnąłem zbawienny dym do płuc. Przymknąłem oczy, rozkoszując się chwilą.

Wokół nie było żywej duszy. W tej dzielnicy lepiej było nie wychodzić wieczorami z domu.

– Może.

– Kaim trochę miesza. Wiem, że gadałeś z nim o tym, żeby jej nie ruszał, ale wiesz jaki on jest. Nie ufam mu.

– Pogadać z nim drugi raz i przypomnieć, dzięki komu jego matka jeszcze żyje?

– Nie... Chyba nie. Nie chcę go też wkurwić. Po prostu pilnuj dziewczyny i uważaj na Kaima.

– Jasne. To wszystko? – spytałem, rzucając niedopałek na chodnik. Przydeptałem go butem, po czym ruszyłem w drogę powrotną.

Gdzieś w głowie pojawiła się myśl, że nie chciałem żeby dziewczyna była sama, gdy się obudzi. Oczami wyobraźni widziałem, jak otwiera szerzej oczy, jej klatka piersiowa unosi się i opada w przyśpieszonym tempie, a cząstki jej duszy kolejny raz rozpadają się kawałek po kawałku. Szybko zastąpiłem tę myśl stwierdzeniem, że przecież nie mogę teraz zostawiać jej samej nawet na dziesięć minut. Bo przecież tylko o to chodziło.

Kaim rzeczywiście bywał nieobliczalny.

– Tak, to wszystko.

Rozłączyłem się, schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem po schodach na drugie piętro.

Czekało mnie kilka ciężkich dni, które miały sporo namieszać.


━━ ♟ ━━


🙂

Proszę mnie nie bić, jestem pod ochroną. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro