ROZDZIAŁ 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 26

Pozbyłam się napisu na lustrze, zmywając go środkiem do czyszczenia okien. Cytrynowy zapach drażnił nozdrza, gdy siedziałam na podłodze oparta o łóżko i przyglądałam się pozytywce trzymanej w dłoni. Uszczerbiona figurka baletnicy przywołała kolejne wspomnienie.

– Masz już ich tyle, a nadal cieszysz się jak głupi, dostając kolejną? – spytałam brata oglądającego wyciągnięty z pudełka prezent.

– Są po prostu ładne. A ta melodia jest wyjątkowo piękna – oznajmił cierpliwie. Pytałam go o to co rok. I co rok wręczałam mu ten sam dodatek do prezentu urodzinowego w postaci grającej pozytywki z figurką tańczącej kobiety.

Tamtym razem otrzymał ode mnie trzynastą i zarazem ostatnią, ale o tym nie mogłam wtedy wiedzieć.

Przewróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem. Jasper był urodzonym artystą, dzięki czemu doceniał takie rzeczy. Zupełnie przepadł pod tym względem, odkąd poszedł na studia. Gdyby mógł to skompletowałby wszystkie najbardziej nieprzydatne graty, które według niego były dziełami sztuki. 

– No, jest ładna, ale bez przesady.

– Skoro nie trafiła w twoje serce to już nie trafi, Kate. Dziękuję za prezent. – Chwycił mnie za głowę, po czym przyciągnął do siebie żeby pocałować w czoło.

Wzdrygnęłam się, słysząc trzaśnięcie drzwi.

– Jesteś? – zawołał Aaron z dołu.

– Tak, już schodzę – odpowiedziałam, ścierając łzy z policzków. Pociągnęłam nosem. Wrzuciłam pozytywkę do tej samej szuflady, w której znajdowała się poprzednia. Choć wzbudzały we mnie głównie negatywne uczucia to nie potrafiłam się ich pozbyć. Miałam wrażenie, że wyrzucając je pozbyłabym się również części Jaspera, choć wydawało mi się, że nie miał w swojej kolekcji takich samych figurek.

Nadal cholernie nurtowało mnie pytanie: ,,skąd stalker o nich wiedział?"

Wślizgnęłam się do łazienki, żeby opłukać twarz zimną wodą, zanim udałam się do Aarona. Nie podziałało to na opuchliznę pod oczami, ale chociaż w pewnym stopniu postawiło na nogi.

Nie miałam pojęcia, co robić. Bałam się sprawdzić, czy groźby prześladowcy były prawdziwe, więc postanowiłam milczeć. Mimo to nie zamierzałam siedzieć z założonymi rękoma.

Wiedziałam już, że staler wiedział dostatecznie dużo o moim bracie, żeby wykorzystywać to do krzywdzenia mnie. Jednak jaki miał w tym cel? Co próbował osiągnąć? Nie miałam pojęcia. Na myśl przychodziło mi tylko jedno rozwiązanie – chciał sprawić mi ból. Może była to kolejna próba zemsty za działania rodziców, a może ktoś dowiedział się o jednej z moich najgłębiej skrywanych tajemnic i próbował ukarać za popełnione grzechy...

,,Nie, to przecież niemożliwe. Oprócz mnie wiedziały o tym tylko dwie osoby, które właśnie gryzły piach – uspokoiłam samą siebie w myślach. – To muszą być kolejne konsekwencje powstania leku Morph."

Kolejny raz byłam wściekła na rodziców i ich chore ambicje, które przekładali nade wszystko, kosztem swojej rodziny i wielu ludzi.

Odetchnęłam głęboko i zeszłam na parter.

Aaron siedział w salonie, głaszcząc Piankę po grzbiecie. Słysząc moje kroki uniósł głowę i posłał mi nikły uśmiech.

– Ten pies musiał być w zeszłym wcieleniu czymś w rodzaju baranka. Zawsze, gdy mnie widzi, to cieszy się jak głupi i ani razu nie zareagował na mnie źle, choć przecież powinien.

– Pianka w głębi duszy jest yorkiem. – Podeszłam do nich i podrapałam owczarka za uchem.

– Widziałem yorki groźniejsze od tego psa.

Parsknęłam śmiechem. Starałam się za wszelką cenę udawać, że zupełnie nic się nie wydarzyło.

– Co chciał Edward? Mamy jakąś pracę?

Aaron sposępniał. Pokręcił głową, po czym oderwał rękę od Pianki, która spojrzała na niego niezadowolona.

– Na razie mamy wolne. Potraktuj to jako świąteczny urlop.

– Wow, skąd taki wielki gest? Ostatnio nie był zbyt chętny do zakończenia współpracy – odparłam kwaśno, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Edwardem.

Jasnowłosy wzruszył ramionami.

– Dokończymy film?

– Jest strasznie późno. Chyba nawet po północy. Padam z nóg.

– Jak było na spotkaniu?

– W porządku. Theo chwalił się nową piosenką – odparłam, po czym ziewnęłam. – Idziemy spać?

– Jasne. Tylko wezmę szybki prysznic. Idziesz też?

– Pójdę za chwilę.

Aaron mierzył mnie zagadkowym spojrzeniem, gdy wstawałam z kanapy. Zmarszczyłam brwi, zadając mu nieme pytanie, na co westchnął przeciągle.

– Chodziło mi o to, czy idziesz ze mną.

– Och...

Wyszczerzył zęby, po czym zbliżył się powolnie i objął mnie w talii. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka, który zanurzył nos w moich włosach. Wciągnął leniwie powietrze do płuc, napawając się zapachem i chociaż zupełnie nie miałam humoru i byłam wykończona, to coś w moim sercu zrobiło fikołka.

– Chętnie bym poszła, ale naprawdę padam z nóg.

– W porządku. Więc do łóżka, hop, hop, hop – powiedział, po czym zręcznym ruchem wziął mnie na ręce. Westchnęłam z zaskoczenia, ale czując podtrzymujące mnie silne ramiona od razu poczułam się lepiej.

W milczeniu zaniósł mnie do sypialni i położył do łóżka. Zanim poszedł do łazienki, pochylił się nade mną i złożył pocałunek na skroni. Po tym zniknął w korytarzu, a ja wsunęłam się pod pościel, stwierdzając, że jednak nie miałam już sił na wzięcie prysznica.

Wpatrywałam się tępo w lustro, na którym jeszcze niedawno znajdowały się napisy. Czułam miażdżącą pustkę. Zignorowałam kilka łez uciekających z oczu. Wytarłam je dopiero wtedy, gdy usłyszałam, jak Aaron wyszedł z łazienki.

Jego obecność zadziwiająco szybko przeobraziła negatywne uczucie w poczucie bezpieczeństwa i ciepło. Zasypiałam w męskich ramionach z myślą, że przy nim nic złego nie może mieć miejsca.

━━ ♟ ━━

– Udało ci się dowiedzieć czegoś o tym włamywaczu? – spytałam Aarona przy śniadaniu następnego dnia.

– Nie – odpowiedział krótko, a mnie naszła dziwna, niepokojąca myśl, że może wcale nie próbował się czegokolwiek dowiedzieć.

– A co w ogóle próbowałeś robić?

– Popytałem parę osób o to, czy ktoś nie zlecał tego typu włamania. Nikt się nie przyznał.

Milczałam, przetrawiając to, co zamierzałam powiedzieć. Aaron zauważył moją zmianę nastroju, bo zerkał co chwilę znad miski z płatkami na moją zamyśloną twarz.

– No, wyduś to z siebie – rzucił w końcu.

Westchnęłam.

– Chcę porozmawiać z zabójcą moich rodziców.

Nastała cisza. Aaron zamrugał kilka razy, zanim znów wrócił do jedzenia. Zanurzył łyżkę w misce, po czym zaczął nią mieszać.

– Czemu?

– Może wyciągnę z niego coś przydatnego. Powiedzieli mi, że miał osobiste porachunki z moimi rodzicami, cokolwiek to znaczy. Może też chodziło o lek? I właśnie to łączy go ze stalkerem? Chociaż nadal uważam, że to jego sprawka i jakimś cudem działa za kratami.

– Załatwię to – powiedział cicho.

– Serio? – spytałam, niedowierzając. Nie miałam pojęcia, że miał aż takie możliwości.

– Tak. Musisz dać mi chwilę, ale jakoś to ogarnę. Pewnie po świętach będziesz mogła go odwiedzić.

Święta. Zerknęłam na kalendarz przyczepiony magnesami do lodówki. Tylko tydzień dzielił nas od dnia, który powinno się spędzać z rodziną przy stole, tuż obok ubranej choinki. Na samą myśl zrobiło mi się gorzej.

– Dzięki.

– Wszystko w porządku?

Ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami.

– A jak myślisz? Jestem wykończona, Aaron – powiedziałam zgodnie z prawdą. Byłam wycieńczona wiecznymi problemami, zwalającymi się na głowę. W tym wszystkim nie chodziło już o moje życie i bezpieczeństwo, a przyjaciół, o których się obawiałam. Dlatego właśnie musiałam działać.

– Zostało mi jeszcze czterdzieści pięć wspomnień do nadrobienia, tak? – wymamrotał w zamyśleniu.

,,Czterdzieści cztery" – poprawiłam go w myślach.

– Więc dzisiaj skrócimy listę o jedno.

– Jakie? – spytałam z ciekawością.

– Ubierzemy choinkę.

━━ ♟ ━━

Gdyby ktoś powiedział mi kilka miesięcy wcześniej, że będę wieszać bombki na choince z Aaronem ubranym w świąteczną piżamę, to chyba bym go wyśmiała. Rzeczywistość jednak była, jaka była, więc nie pozostało mi nic innego, jak gapić z otwartą buzią na chłopaka w koszulce z reniferem, trzymającego torby z ozdobami.

Zaraz po śniadaniu wyszedł na pół dnia, żeby wrócić pod wieczór ze sztuczną choinką i wykupioną połową sklepu z rzeczami do dekoracji domu. Reklamówki wręcz uginały się od zawartości.

– Żartujesz – wydusiłam z siebie.

– Wyglądam jakbym żartował? – Wyszczerzył zęby.

– Okej. Więc będziemy ubierać choinkę. W moim domu.

– Wolisz w moim mieszkaniu? – spytał, wyjmując zawartość toreb.

Wzruszyłam ramionami, obserwując, jak kanapa zapełnia się plastikowymi świecidełkami.

– Przed chwilą nawet nie myślałam o świętach.

– Ja też. Ale trzeba czasami zapomnieć o tym całym gównie, w którym się pływa – wymamrotał, wyjmując lampki z opakowania. Widząc, jak bardzo nie radził sobie z poplątanym kablem, parsknęłam śmiechem, po czym zabrałam zawiniątko z jego rąk.

– Rozplątam to. Jeśli serio chcesz ubierać choinkę, to możesz ją rozłożyć.

I rozłożył. A także pomógł zawieszać ozdoby. Byłam w niemałym szoku, że robił to wszystko bez żadnego marudzenia, a wręcz z przyjemnością wymalowaną na twarzy.

Po skończonej pracy w moim salonie stało sztuczne drzewko pełne kolorowych bombek i lampek.

– Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak kiczowatej choinki.

– Narzekasz? Chociaż wygląda radośnie. – Aaron splótł ręce na piersi, z dumą obserwując nasze dzieło.

Co jak co, ale musiałam przyznać, że ta chwila przyjemności przepędziła zaprzątające ostatnimi czasy nieprzyjemne myśli. Przez chwilę poczułam się tak, jakby żaden psychopata nie próbował urządzić piekła z mojego życia.

To wrażenie spotęgował Aaron, który zakradł się do mnie od tyłu i zaczął składać pocałunki na szyi, obejmując dłońmi w talii.

– Chyba na razie mam dość świątecznych klimatów – wymamrotał między kolejnymi pocałunkami.

– Sam chciałeś ubrać choinkę.

– Teraz chcę iść gdzieś, gdzie nie wypala mi oczu od tych świateł.

– Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? – droczyłam się. Zamruczał w odpowiedzi, po czym wziął mnie na ręce. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, że sama umiem chodzić? Nie musisz mnie ciągle tak nosić! – Zaśmiałam się i objęłam jego szyję.

– Nie muszę, ale chcę.

Przewróciłam oczami, ale nie oponowałam dalej. Aaron niosący mnie na rękach to było coś, co wprawiało mnie w niemały zachwyt.

Zostałam postawiona na podłogę dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w sypialni. Chłopak zamknął drzwi, odwrócił się i zaczął iść w moją stronę z drapieżnym uśmieszkiem na ustach. Cofałam się, rozbawiona, dopóki drogi nie zagrodziło mi łóżko. Aaron wykorzystał to i jednym susem znalazł się przede mną, popychając lekko w tył. Opadłam plecami na pościel, nie powstrzymując chichotu, a on pochylił się i oparł rękami po obydwóch stronach mojej głowy.

– I co mamy zamiar tu robić? – spytałam, uśmiechając się figlarnie.

– Wszystko, co tylko zechcesz.

Bardzo spodobał mi się ten pomysł.

– W takim razie chcę...

– Hmm? – wymruczał, przybliżając się, żeby móc złożyć kilka leniwych pocałunków na szyi.

– Zrobić maraton oglądania Władcy Pierścieni! – oznajmiłam radośnie.

Pisnęłam z zaskoczenia, gdy Aaron chwycił mnie pod pachami, podniósł do siadu i usadowił na sobie.

– Zabawne.

– Ale ja jestem całkowicie poważna! – powiedziałam, udając obrażoną. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, całkiem przypadkiem przenosząc biodra na krocze. Głębiej wciągnęłam powietrze do płuc, czując podłużne wybrzuszenie.

Aaron zmrużył oczy, gdy zaczęłam się poruszać.

– Więc chodźmy oglądać – rzucił zadziornie, po czym unieruchomił mnie poprzez złapanie mocno w talii.

Przewróciłam oczami, po czym zdjęłam z siebie jego dłonie. Bez zbędnych ceregieli zsunęłam się z bioder na kolana i odsunęłam materiał koszulki, odsłaniając klatkę piersiową. Rzuciłam krótkie, drapieżne spojrzenie na twarz chłopaka, a następnie pochyliłam się, żeby obdarować brzuch pocałunkami. Całowałam, lizałam i przygryzałam rozgrzaną skórę, podczas gdy on bawił się moimi włosami. Czasami pociągał za nie, sycząc, gdy wbijałam się zębami w jego ciało.

Do głowy przyszła mi kusząca myśl, pod wpływem której pozbawiłam Aarona spodni. Po zdjęciu zbędnej odzieży uniosłam wzrok i napotkałam głodne, jasne oczy, wpatrujące się we mnie zamglonym i nieco ciekawskim spojrzeniem.

Powoli dotknęłam palcami jego męskości, przesuwając od nasady do samego końca, podczas gdy chłopak obserwował mnie uważnie z rękoma założonymi za głowę. W ślad za palcami podążyły wargi i język. Aaron przymknął oczy. Usłyszałam westchnięcie.

– Kate...

Pieściłam go powoli, starając się zmusić do tego, by stracił głowę. Chciałam zobaczyć jak opanowany, chłodny Aaron Lawrence poddaje się w zupełności zwierzęcym instynktom.

Męska, smukła dłoń wsunęła się w moje włosy i chwyciła je w garści. Nie poganiał mnie, wręcz przeciwnie – spowolniał, gdy chciałam przyspieszyć tempo. Delektował się przyjemnością, którą mu dawałam, wzdychając od czasu do czasu, przez co sama się nakręcałam.

Jego biodra poruszały się nieznacznie, jakby nie chciał mi przeszkadzać, ale nie mógł się powstrzymać przed instrynktownymi ruchami. Jedną ręką sunęłam paznokciami po umięśnionym, napiętym brzuchu, a drugą lekko ściskałam nasadę penisa. Pracowałam językiem, zasysając powietrze i poruszając rytmicznie głową. 

Oddychał głęboko, a do moich uszu raz po raz dochodził stłumiony jęk.

W końcu zaklął pod nosem. Złapał mnie za podbródek i uniósł twarz. Jego palce przycisnęły się do moich ust, rozmazując po wardze kroplę śliny, a może czegoś zupełnie innego. Rozchyliłam wargi i przymknęłam powieki.

– Patrz na mnie – polecił, więc otworzyłam oczy. Jego spojrzenie było tak intensywne i magnetyczne, że aż coś zatrzepotało w moim brzuchu.

Potrzebowałam go.

Chyba to zrozumiał, bo podniósł się do siadu i złączył nasze wargi w mocnym pocałunku. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań, zaszeleściło opakowanie prezerwatywy, a następnie chłopak przewrócił mnie na plecy. Górował nade mną, taki piękny, spokojny a zarazem opętany pożądaniem.

Raptownym ruchem połączył nasze ciała.

Stęknęłam z przyjemności wymieszanej z bólem, a potem nasze jęki zlały się w jedność. Aaron zatopił twarz w moich włosach, poruszając się coraz szybciej, aż nie mogłam już powstrzymać głośnych dźwięków wydobywających się z gardła. Wychodziłam mu na spotkanie, znajdując idealny rytm.

Chłopak odchylił się nieco i przesunął opuszkiem po moich wpółotwartych ustach. Smagnęłam językiem długie palce, widząc, jak ciemnieją jego oczy.

– Kate... – wyszeptał, przyspieszając, a ja pławiłam się w dźwięku swojego imienia wypływającym z jego ust.

Po kilku sekundach przygryzłam jego palce, dławiąc krzyk. Aaron z jęknięciem dołączył do mnie, po czym opadł obok, przymykając oczy.

– No to wyszedł nam ten maraton filmowy – rzuciłam, bawiąc się długim kosmykiem białych włosów, na co chłopak uśmiechnął się pod nosem.

– Nie podoba ci się fabuła?

Parsknęłam śmiechem.

Leżeliśmy tak przez chwilę, aż nasze oddechy i serca uspokoiły się.

– Czemu białe? – spytałam, przeplatając szorstkie włosy przez palce. – I która fryzjerka cię tak skrzywdziła? One są praktycznie spalone.

– Cieszę się, że doceniasz moje starania. – Wyszczerzył zęby, a mi zrobiło się trochę głupio. – Chciałem pozbyć się wszystkiego, co łączyło mnie z rodziną, w tym ciemnych włosów. Dlatego wybrałem największy kontrast.

Odetchnęłam głęboko, zastanawiając się jak wyglądałby w swoim naturalnym kolorze.

– Pokażesz mi kiedyś jaki miały kolor?

– Nie – uciął, ale jego twarz złagodniała, gdy dostrzegł, jak się spięłam. – Nie mam żadnych zdjęć. Nie wracam do przeszłości.

Pokiwałam powoli głową.

– Rozumiem.

Milczeliśmy przez jakiś czas, wpatrując się w sufit. Aaron głaskał moje ramię, ale myślami był gdzieś bardzo daleko a ja nie odzywałam się, zanurzona w swoich własnych problemach. W końcu usłyszałam przeciągłe westchnienie.

– Po co wracać do wspomnień, skoro skupiamy się na tworzeniu nowych? – wymamrotał, bardziej do siebie niż do mnie. – To co? – Uniósł się na łokciach, zmuszając mnie do zabrania głowy z jego klatki piersiowej. – Pójdziemy na prawdziwą randkę? 

━━ ♟ ━━

Skąd stalker wie o pozytywkach, które łączą Kate z bratem? 🤔 I w sumie o co mu chodzi, bo jeszcze nikt tego nie wie XDD

Statystyki: 

8 stron A5 (233/321)

2316 słów

15571 znaków ze spacjami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro