ROZDZIAŁ 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 28

205 dni

Po długich przemyśleniach postanowiłam spędzić Wigilię z przyjaciółmi, a Boże Narodzenie z Aaronem. Podczas rozmowy telefonicznej grzecznie podziękowałam cioci Theo za zaproszenie i oznajmiłam, że mam inne plany, po czym wybrałam numer Vivien.

Przyjaciółka już od jakiegoś czasu namawiała nas na wspólne spędzenie Wigilii, tak, jak to miało miejsce rok temu. Nie zostałam sama w pierwsze święta, obchodzone bez rodziców; spotkaliśmy się wszyscy na małej kolacji, zorganizowanej przez przyjaciół w moim domu, a w Boże Narodzenie byłam u Vivien. Jej rodzice sami zaproponowali zaproszenie mnie, choć przyjaciółka i tak planowała to zrobić. Nie oponowałam, będąc szczęśliwa, że nie spędzę tego dnia na płakaniu w łóżku.

Tego roku również postanowiliśmy świętować u mnie. Aaron sam stwierdził, że na ten dzień wróci do swojego mieszkania. Podparł swoją decyzję tym, że unikniemy dzięki temu zbędnych pytań. Nasza relacja wciąż była dla nas jedną, wielką niewiadomą i nie chcieliśmy na razie tego zmieniać. Woleliśmy cieszyć się swoim towarzystwem tak długo, jak tylko mieliśmy taką możliwość.

Po jego wyznaniu spędziliśmy cały tydzień razem. Oglądaliśmy filmy, gotowaliśmy, a także cieszyliśmy się sobą w czterech ścianach sypialni, ale też pod prysznicem, w salonie, a nawet na blacie w kuchni. Co prawda nauczyłam się wielu rzeczy eksperymentując z Nathanem, ale to dzięki Aaronowi poznałam radość z dostarczania przyjemności, a nie tylko brania. Każde nasze zbliżenie było dla mnie czymś tak pięknym, jak dzieło sztuki, które skrywało w sobie o wiele więcej, niż zwykłą cielesność.

Jasnowłosy wiele razy dotykał i całował moje blizny z czułością, o którą wcześniej bym go nie posądziła. W ciągu tych tygodni spędzonych razem pokazywał swoją najlepszą stronę: czułą, troskliwą i opiekuńczą. Uwielbiałam jego poczucie humoru, zaczepne docinki i delikatność, z jaką do mnie podchodził. Jakby bał się, że jeśli będzie niewystarczająco dobry, to od niego ucieknę.

Nie zamierzałam.

W środę wybraliśmy się nawet na lodowisko. Pełen samozadowolenia oznajmił mi, że czas stworzyć kolejne wspomnienie i zabrał na lód.

Chociaż nie potrafiłam utrzymać równowagi i praktycznie nie rozstawałam się z barierkami, to i tak bawiłam się świetnie. Aaron starał się pomóc, trzymając za ręce, ale to zupełnie nic nie dawało. Wywracałam się za każdym razem, gdy tylko odchodziłam od ogrodzenia.

Za to mogłam podziwiać mężczyznę, który na lodowisku czuł się jak ryba w wodzie. Lawirował między ludźmi tak, jakby urodził się w łyżwach. Białe włosy, choć spięte, powiewały na wietrze, a oczy lśniły, gdy był w swoim żywiole. Przez całą godzinę, którą tam spędziliśmy, szczerzyłam się jak głupia z radości.

Potem poszliśmy na gorącą czekoladę, a dzień zakończyliśmy w swoich rozgrzanych ramionach.

Dwudziestego czwartego grudnia w południe zjawili się moi przyjaciele. Wcześniej uprzątnęłam z Aaronem wszystkie jego rzeczy, żeby dom wyglądał tak, jakby nikt więcej w nim nie przebywał. Przy okazji, ku mojej uciesze, zrobiliśmy małe porządki.

Pierwsza przyszła oczywiście Vivien. Wtoczyła się do środka w grubej, puchowej kurtce, z rękoma pełnymi toreb.

– Uważaj na indyka! – zawołała, gdy wypakowywałam w kuchni zabrane od niej rzeczy.

– Uważam, uważam. Co ty tu przyniosłaś? Pół swojej lodówki?

– A żeby tylko – oznajmiła, wchodząc do pomieszczenia. – Poprosiłam mamę żeby zrobiła tę sałatkę, która tak ci smakowała w zeszłym roku.

– Twoja mama jest kochana.

– Wiem. – Uśmiechnęła się promiennie.

Rozpakowałyśmy razem resztę rzeczy, a następnie zabrałyśmy się za dekorowanie stołu w salonie.

– Ubrałaś choinkę? – spytała przyjaciółka, zerkając na sztuczne drzewko stojące w kącie.

Uniosłam kącik ust na wspomnienie Aarona w świątecznej piżamie, pilnującego, żeby bombki wisiały symetrycznie.

– Jakoś tak.

– Ładne. Chwyć za rogi – poleciła, wyjmując z pudełka biały obrus ze złotymi śnieżynkami.

Po przygotowaniu stołu i wyłożeniu jedzenia na półmiski zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziękowałam w duchu za to, że Theo jako jedyny nie wchodził do mojego domu jak do siebie. Chociaż on miał na tyle przyzwoitości, żeby pierw zapukać lub wdusić dzwonek.

Przywitałam się z Theo i Ruby, którzy przyszli równie obładowani, co Vivien. Nie miałam pojęcia kto to wszystko w sobie pomieści.

Razem z dziewczynami zajęłyśmy się wypakowywaniem, podczas gdy nasz przyjaciel włączał specjalnie przygotowaną playlistę na telefonie połączonym z przenośnym głośnikiem. Akurat kładłam na stół sernik na ciepło z lukrem, gdy usłyszałam głośne słowa kolędy: ,,O Christmas Tree, o, Christmas Tree, your branches green delight us". Przełknęłam ślinę, czując nieprzyjemną suchość w ustach. Postanowiłam, że nic nie zepsuje mi tego dnia, a tym bardziej jakaś głupia piosenka. Zamaskowałam zmieszanie szerokim uśmiechem, widząc, jak Theo z radością unosi kciuki w górę, zadowolony rezultatem. Wyglądał przeuroczo z rumieńcami na policzkach, ubrany w białą koszulę z reniferami. Zmniejszył głośność, po czym zajął wolne miejsce przy stole.

Chwilę później dołączyłyśmy do chłopaka.

– No dobrze. Zanim Theo rzuci się na jedzenie – przerwała Vivien, rzucając sugestywne spojrzenie przyjacielowi udającemu oburzenie – to chciałabym coś powiedzieć.

W głosie i na twarzy przyjaciółki pojawiła się emocja, która wywołała we mnie wzruszenie. Gdy wstała, poprawiając biały, kiczowaty sweter świąteczny, pomyślałam, że nawet on wygląda na niej pięknie.

– Znamy się prawie rok, a mam wrażenie, jakbyśmy byli przyjaciółmi od zawsze. – Posłała każdemu z nas ciepły uśmiech. – Wiem, że dosłownie za chwilę skończymy szkołę i zaczniemy studia, ale chciałabym poprosić was, żebyśmy postarali się nie stracić kontaktu. Może w wakacje pojedziemy gdzieś razem, a później... A później... – zająknęła się, a w jej oczach dostrzegłam blask łez.

– Hej, kochanie... – Wstałam, żeby okrążyć stół i wziąć przyjaciółkę w swoje ramiona. Dziewczyna oparła głowę o moje ramię, a jej rude, podkręcone lokówką włosy połaskotały policzek.

Coś ścisnęło mój żołądek, wywracając go na drugą stronę, gdy dopadła mnie smutna myśl, że nie pójdę na żadne studia ani nie spędzę wakacji z przyjaciółmi. Vivien pewnie będzie załamana i przeżyje to tak samo mocno jak Theo i Ruby, żałując mnie i nienawidząc równocześnie, po tym, gdy pozwolę sobie na ostatni akt egoizmu.

Ale nie było innej drogi. Jeszcze zanim ich poznałam, podjęłam najważniejszą w swoim życiu decyzję, przypieczętowując swój los. I nieważne jak wiele wspaniałych osób będzie przy mnie, ani jak wiele stracę, bo demony, które sama na siebie ściągnęłam, będą prześladować mnie do końca życia. Dlatego pozostało mi jedynie odpokutować za swoje grzechy, modląc się do Boga, w którego nie wierzyłam, żeby to, co planowałam, wystarczyło aby zabrać z moich barków ten okrutny, zasłużony ciężar.

Po krótkiej chwili wzruszenia i uścisków zabraliśmy się do jedzenia. Theo jak zwykle był w swoim żywiole, więc pierw zasypywał nas żartami i przekomarzał się non stop, a później wyjął gitarę i zaczął grać piosenkę, którą zademonstrował mi wcześniej.

Obserwowałam Ruby, wpatrzoną w przyjaciela jak w obrazek. Jej piwne oczy błyszczały, napotykając wzrok chłopaka, a twarz jaśniała. Zauroczenie, którym go darzyła, wzbudzało we mnie mieszane emocje: było w tym coś pięknego, aczkolwiek robiło mi się jej żal, wiedząc, że Theo nie zamierzał odwzajemniać tego uczucia.

Reszta dnia upłynęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Wszystko szło gładko i bezproblemowo, do momentu, kiedy Theo zajął łazienkę na dole, a Vivien w pilnej potrzebie po wypitym winie weszła do tej na piętrze. Chwilę po tym, jak zniknęła, dostałam wiadomość.

Vivien: Czyli tak się sprawy mają?

Dołączyła sugestywnie patrzącą w bok emotkę i zdjęcie kubeczka z dwoma szczoteczkami do zębów. Palnęłam się w czoło w myślach, uświadamiając sobie, że nie zabrałam rzeczy Aarona z górnej łazienki.

Spaliłam buraka, na co Ruby zapytała, czy dobrze się czuję. Zapewniłam ją, że to przez alkohol, po czym przesunęłam wzrok na schodzącą ze schodów przyjaciółkę.

Vivien uśmiechała się szeroko, a uśmiech nie zszedł jej do końca wieczoru. Dopiero gdy się żegnałyśmy objęła mnie i wyszeptała prosto do ucha:

– No to ładnie. Powinnam być zła o to, że nic nie wiem, ale cieszę się, że tak się sprawy potoczyły.

Wyszczerzyłam zęby, mocniej przytulając przyjaciółkę.

– Opowiem ci potem, obiecuję. Ale jeszcze nie mów nic reszcie.

Vivien przytaknęła.

Tamtego wieczoru Aaron przyjechał do mnie około dwudziestej trzeciej. Uśmiechnęłam się radośnie, widząc go w drzwiach pokoju. Jak zwykle wszedł dzięki dorobionemu kluczowi, który dostał przy wymianie zamków, przez co zastał mnie czytającą świąteczne opowiadanie.

Zaróżowione policzki sekundę później poczuły dotyk moich dłoni, a spierzchnięte usta ogrzałam pocałunkiem.

Następnego dnia obudziła mnie świąteczna muzyka dobiegająca z dołu.

Zaspana zeszłam do kuchni, w której rozczochrany Aaron podgrzewał indyka. Widząc mnie zaśpiewał słowa aktualnie włączonej piosenki, po czym machnął ręką w kierunku nakrytego stołu. Pokiwałam głową w niedowierzaniu, że wstał wcześniej tylko po to, żeby naszykować świąteczne śniadanie.

– Jaki rozkład na dziś, szefie? – spytałam ze śmiechem, gdy udając kelnera położył przede mną talerz z indykiem i surówką.

– Hmm, pierw zjemy porządne śniadanie – odpowiedział, zachodząc mnie od tyłu. – Potem obejrzymy jakiś kiczowaty, świąteczny film w którym ktoś ratuje święta. – Pochylił się i odgarnął moje włosy na bok. – A na koniec sprawdzimy, czy deski w łóżku przestały już skrzypieć. – Złożył pocałunek na odsłoniętej szyi, co wywołało gęsią skórkę.

Zachichotałam, po czym odwróciłam się na krześle w jego stronę. Pocałowałam go w usta, zgadzając się na ułożony plan.

Wieczorem poszliśmy na długi spacer z Pianką, podczas którego wpadłam na świetny pomysł wrzucenia Aarona w zaspę śnieżną. Nie przewidziałam tego, że będzie chciał się zemścić, bombardując mnie śnieżkami. Jedynie Pianka wróciła do domu względnie sucha.

Po wspólnym prysznicu chłopak dostał ważny telefon, więc zszedł rozmawiać na parter, a ja przebrana w piżamę udałam się do sypialni. Chciałam przescrollować TikToka zanim położymy się spać, ale prezent, jaki zastałam na łóżku, skutecznie pokrzyżował plany.

Na równo ułożonej pościeli leżało zielone pudełko z namalowanymi białymi choinkami. Całość była przewiązana czerwoną, aksamitną wstążką.

Szybkim krokiem podeszłam do prezentu. Wzięłam go do rąk, mając nadzieję, że to podarunek od Aarona. Choć nie umawialiśmy się na robienie prezentów, to i tak ucieszyła mnie ta niespodzianka.

Rozwiązałam wstążkę i uniosłam wieczko. Mina od razu mi zrzedła.

W środku znajdował się pionek szachowy – identyczny, jak ten z zestawu Theo. Byłam tego pewna, bo wiele razy przyglądałam się figurom, które sam wystrugał w drewnie. Pamiętałam odcienie i nieregularne wyżłobienia, wyczuwalne pod palcami.

,,Co chcesz mi w ten sposób przekazać? Że jestem tylko zwykłym, mało ważnym pionkiem w twojej grze?" – pomyślałam, wdychając w płuca zapach lakierowanego drewna.

Odłożyłam go na pościel. Z niepokojem przeniosłam spojrzenie na pozostałą zawartość pudełka, na którą składał zielnik Vivien i ulubiony kubek Ruby.

Serce biło mocno, boleśnie, gdy odłożyłam wszystkie przedmioty z powrotem do pudełka, po czym wyjęłam z niego ostatnią rzecz – białą, złożoną na pół kartkę.

Rozłożyłam ją drżącymi rękoma i przesunęłam wzrokiem po nadrukowanym czarnym tuszem tekście.

,,Przyjaciele zapomnieli dać ci prezent. Nie martw się, mam tu coś od nich. Wesołych świąt, stokrotko."

Zaklęłam pod nosem, czując narastającą wściekłość. Szybkim ruchem włożyłam kartkę do pudełka, zamknęłam je i schowałam do szafy.

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na myśl, że ten psychopata był w domach moich przyjaciół tylko po to, żeby przekazać mi groźbę ukrytą między wierszami.

Mógł mnie nękać, nachodzić, straszyć, szantażować, doprowadzać do skraju załamania, ale nigdy, przenigdy nie pozwolę mu skrzywdzić moich przyjaciół.

Gdy Aaron wszedł do sypialni, zastał mnie przeglądającą telefon. Z ogromnym wysiłkiem ukrywałam emocje kłębiące się w głowie. Nie chciałam psuć chłopakowi tego dnia, ale musiałam raz jeszcze podjąć temat, którego – miałam wrażenie – unikał.

– Skoro nie pracujesz już dla Edwarda, to będziesz w stanie dalej szukać tego wariata, który mnie nachodził? – spytałam, gdy wślizgnął się pod kołdrę.

– Na razie niezbyt. Ale już chyba dał ci spokój?

– Tak – skłamałam, patrząc mu w oczy.

– Więc może Vivien miała rację? Może to tylko jakiś palant, który chciał zabawić się twoim kosztem i przestał, kiedy zobaczył, że nic sobie z tego nie robisz?

Spięłam się, gdy dotarło do mnie, co miał zamiar powiedzieć.

– I to znaczy, że mamy mu odpuścić? On włamywał się do mojego domu, Aaron. To nie były tylko złośliwe zaczepki.

– Wiem. – Westchnął i objął mnie ramieniem. – Ale teraz i tak mam związane ręce. Staram się po znajomości załatwić rozmowę w więzieniu, ale nic więcej teraz nie zrobię.

Nie odpowiedziałam. Gapiłam się tępo w ścianę przed sobą, powstrzymując łzy. Byłam pewna, że brak kontaktu z Edwardem to tylko wymówka. Sposób, w jaki to mówił, wręcz krzyczał, że to kłamstwo. Nie miałam pojęcia dlaczego odmawia mi pomocy. Wezbrała się we mnie gorycz rozczarowania. Uwierzyłam, że mężczyzna, który był dla mnie ostoją i tarczą, strzegącą przed zagrożeniami, ochroni mnie również przed niewidzialnym cieniem, chcącym wzbudzić we mnie strach. Najwidoczniej się myliłam.

Aaron chyba wyczuł mój nastrój, bo dodał:

– Słuchaj, może zrobimy tak: na razie odpuścimy, dopóki nie będę w stanie zrobić czegoś więcej, ale jeśli znów przydarzy ci się coś podobnego to zrobię wszystko, co tylko będę mógł, żeby znaleźć tego gnoja. Dobrze?

Skinęłam głową, choć jego słowa wcale mnie nie uspokajały.

Tamtego wieczoru na moich ustach gościł jedynie gorzki, wymuszony uśmiech, a serce ściskał ból. Zasnęłam z myślą, że kolejny raz było mi poznać cierpki smak porażki i bezradności.

A trzy dni później siedziałam naprzeciwko mężczyzny, który zabił moich rodziców.


━━ ♟ ━━


Oj ten Aaron, niby się poprawił, a jednak nadal coś jest nie teges.

Co do prezentu podarowanego przez stalkera... Nie tylko Theo lubił szachy.

P.S. zostało jeszcze 9 rozdziałów + prolog.

Statystyki:

7 stron A5 (246/321)

2069 słów

13885 znaków ze spacjami


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro