ROZDZIAŁ 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 30

Otworzyłam szeroko oczy, uświadamiając sobie, że właśnie dzwonił do mnie jeden stalker w obecności drugiego stalkera.

Krew odpłynęła z mojej twarzy, a płuca coś ścisnęło. Czułam tyle emocji na raz, że miałam ochotę się roześmiać z nerwów. Ta sytuacja była cholernie irracjonalna. Nie wiedziałam, jak się zachować i co myśleć.

Kaim ani na moment nie zrzucił maski obojętności, choć w jego oczach błysnęła jakaś nieokreślona emocja. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

– Zaskoczeni? Spodziewałem się – rozbrzmiał zniekształcony głos. – Tym razem chciałbym porozmawiać z naszym nowym przyjacielem, stokrotko. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Tobą zajmę się później, obiecuję.

Czułam, jak włoski na karku stają dęba.

– Czego chcesz? – spytał Kaim, kierując słowa do telefonu. Cały czas wbijał we mnie ciężkie spojrzenie czarnych jak węgiel, tęczówek.

– Sęk w tym, że mamy co do naszej małej Kate różne oczekiwania. Trochę mi przeszkadzasz, Kaim.

– Nie interesuje mnie to. Potrzebuję tylko jednej rzeczy, a to, co sobie z nią robisz, to nie moja sprawa.

– Co też pieniądze robią z człowiekiem... Powiedz mi, Kaim, na co wydasz ten milion? Na domowy respirator dla matki, czy szkołę dla siostry?

Czarnowłosy zmrużył oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała coraz wolniej. Podziwiałam ten stoicki spokój, który od niego bił. We mnie szalał istny huragan emocji.

– Skąd o nich wiesz?

– Wiem dużo. O wiele więcej, niż byś chciał.

– Znamy się?

– Tym nie musisz zawracać sobie głowy. Wystarczy tylko, że teraz wypuścisz naszego małego kwiatuszka i wrócisz do swoich spraw. Chyba nie chcesz, żeby mała Lily marzyła o tym, żeby się sprzedać, byle...

Kaim zakończył połączenie.

Nie zareagowałam, kiedy zaczął przeglądać mój telefon. Gdy skończył, położył go na biurku i wbił nóż w czarny ekran. Nie pisnęłam ani słowa, kiedy błyskawicznie podszedł do mnie i przeciął więzy krępujące kończyny.

Od razu rozruszałam bolące nadgarstki i rozprostowałam palce, obserwując przy tym uważnie chłopaka, który stanął naprzeciwko mnie.

– Zgubiłaś kiedyś telefon?

– Nie.

– Pożyczałaś komuś, oddawałaś na dłuższą chwilę?

– Nie.

– Zostawiasz go bez kontroli?

– Nie, zawsze mam przy sobie – odpowiedziałam zdezorientowana.

– Rozbieraj się.

– Co? – wydukałam.

– To, co słyszysz. Rozbieraj się.

– O co ci chodzi? Nie mam nic wspólnego z tym...

– Albo w tym momencie sama się rozbierzesz, albo ja to zrobię – wysyczał, a mięśnie jego szczęki drgnęły.

– Nie ma mowy! Nie mam... – Nie zdążyłam dokończyć, bo w sekundę Kaim znalazł się za mną. Jedną ręką unieruchomił dłonie, a drugą zaczął unosić moją koszulkę.

– Nie! Zostaw! Co ty robisz?!

– Mówiłem trzy razy. Czwarty już się nie powtórzę.

– Dobrze, rozbiorę się! Sama. Tylko mnie puść!

Kaim odsunął się lekko. Odwróciłam się w jego stronę. Zacisnęłam zęby, mierząc go nienawistnym spojrzeniem, a oczy zapiekły od napływających łez.

Ciemne oczy obserwowały mnie cierpliwie. Nie było w nich ani krzty emocji. Jakby ktoś wyrzymał je z niego jak z mokrej gąbki i pozostawił tylko suchy spokój.

– Rozbieraj się.

– Odsuń się z tymi łapami – warknęłam.

Chłopak zmrużył oczy, ale posłuchał. Obszedł mnie, a następnie usiadł na krześle. Wstrzymałam oddech, gdy zajął swoje poprzednie miejsce i oparł się ramionami o oparcie krzesła. Wyglądał jak widz doglądający prywatnego spektaklu.

Od razu rzuciłam się do wyjścia. Chwyciłam za klamkę, szarpnęłam nią, ale nie ustępowała.

– Kurwa! – krzyknęłam i puściłam zimny uchwyt.

Zatopiłam dłonie we włosach, po czym złapałam je w garści.

Miałam przejebane.

– Katherine.

Odwróciłam się w stronę Kaima, który nadal siedział w tej samej pozycji. Brodę opierał o przedramiona, a nogi rozstawione miał szeroko po obydwóch stronach krzesła.

Pomyślałam, że wyskoczę z okna.

– Przestań gapić się na okno, nie wyjdziesz nim. Nie wydostaniesz się z tego pokoju, dopóki nie zrobisz tego, co mówię.

– A potem? – spytałam, a mój głos zadrżał.

– A potem pomyślimy co dalej.

– Będziemy myśleć po tym, jak mnie zgwałcisz?

Chłopak świdrował mnie beznamiętnym spojrzeniem, milcząc przez dłuższą chwilę. W końcu się odezwał, a w jego głosie słychać było dezaprobatę.

– Nie mam zamiaru cię zgwałcić. Masz tylko się rozebrać, żebym sprawdził, czy nie masz na sobie podsłuchu.

Miałam ochotę walnąć się w czoło i odetchnąć z ulgą. Zamiast tego zamrugałam dwa razy, a następnie pisnęłam:

– Nie mam żadnego podsłuchu! Przecież nie wiedziałam, że w ogóle tu będę!

– To nic. Rozbieraj się. Liczę do trzech. Raz...

– Dobra, już! – zawołałam. – Zboczeniec – wymamrotałam pod nosem, odwracając się do niego plecami.

– Słyszałem.

– Miałeś słyszeć.

Trzęsącymi dłońmi zdjęłam koszulkę, a potem spodnie. Zostałam w samej bieliźnie. Objęłam się rękoma, drżąc na całym ciele. Serce biło jak szalone, a oddech ugrzązł w gardle, gdy odkrywałam przed nim swoje blizny. Miałam nadzieję, że zrobi mu się głupio przez to, że kazał mi je odsłonić.

Usłyszałam za sobą kroki, a zaraz po tym do moich nozdrzy dotarł świeży, leśny zapach. Substancja, którą mnie otumanił, chyba w zupełności przestała działać, albo telefon od stalkera tak mnie ocucił, bo byłam już w stanie kontrolować wszystkie zmysły.

Chłopak złapał moje łokcie, po czym uniósł je, oglądając mnie z każdej strony. Czułam się jak marionetka w rękach lalkarza, mającego nade mną absolutną władzę. I w sumie właśnie tak było – Kaim wiedział o mnie tyle, że mógł rozporządzać moim życiem wedle własnego uznania. Miałam wrażenie, że obserwował mnie od dawna, szukał słabych punktów, którymi uskutecznił swój szantaż i miał ich pewnie o wiele więcej, tak samo jak drugi stalker.

Moje własne życie uciekało mi przez palce.

Z każdym kolejnym nachalnym dotykiem skórzanych rękawiczek, pozostawionym na mojej skórze, myślałam o tym, że można zrobić mi wszystko. Zaciskałam zęby i pozwalałam, żeby inni bawili się mną jak lalką, robiąc co tylko zapragną. ,,Niech wezmą moje ciało, pożrą duszę i wyrwą serce" – myślałam. Zgodziłabym się na wszystko, bo zasłużyłam na każdą złą rzecz, która mi się przytrafiła. Akceptowałam to i błagałam Boga, żeby zostawiono w spokoju jedyne osoby, na którym mi zależało.

– Czysto.

– Mówiłam. – Błyskawicznie założyłam koszulkę, przełykając łzy.

Kaim nie zareagował na moje słowa. Od pierwszego spotkania wzbudzał we mnie same najgorsze emocje, ale w tamtym momencie po prostu go nienawidziłam. Miałam ochotę przyłożyć mu w tę cholerną twarz, przypominającą posąg z marmuru. Sprawić, żeby pojawiły się na niej jakiekolwiek emocje, wytrącić z równowagi, rozzłościć, stłamsić upokorzyć...

– Słyszysz mnie? – spytał, splatając ręce na piersi.

– Tak.

– Więc?

– Co?

Kaim pokręcił powoli głową. Wyglądało na to, że moje blizny nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– Pytałem – zaczął, przeciągając słowo – kto to był.

– Nie wiem.

– Co to znaczy ,,nie wiem"?

– Nie wiem, to znaczy nie wiem! Przetłumaczyć na inny język?

– Zaraz go stracisz, jeśli nie zaczniesz współpracować.

– A co, twoja umowa z Aaronem właśnie wygasła?

– Nasza umowa jest mało ważna, jeśli w grę wchodzi moja rodzina.

– Aaron też jest twoją rodziną – wycedziłam.

Po tych słowach zapadła cisza.

Jeśli niebieskie oczy Aarona potrafiły zmrozić do szpiku kości, to ciemne tęczówki Kaima wręcz wysysały ze mnie całe ciepło i energię, jak bezlitosna, bezdenna czarna dziura.

Skuliłam się pod naporem tego spojrzenia. Zastanawiałam się od kiedy było we mnie tyle głupiej odwagi. Wcześniej potrafiłam jedynie wydukać kilka słów, trzęsąc się jak osika, a w tamtym momencie mówiłam wszystko, co tylko ślina przyniosła na język. Przeklinałam się za to. Byłam pewna, że tylko pogarszam swoją i tak nieciekawą już sytuację.

,,Czemu boję się go mniej niż anonimowego stalkera? Przecież wcale tak bardzo się od siebie nie różnią" – myślałam. Do głowy od razu wpadły dwie odpowiedzi: po pierwsze był bratem Aarona, z którym związał się jakąś umową, zapewniającą mi nietykalność, a po drugie – widziałam go. Dobrze znałam łagodne rysy twarzy, mocno kontrastujące z ostrym charakterem. Nie była mi obca jego barwa głosu, złudnie spokojna i opanowana, wodząca na zgubienie, jak syreni śpiew. Tylko że Kaim śpiewał swoją własną, mroczną piosenkę, w której nie było miejsca na łagodność.

Nie był nieznanym demonem bez twarzy, a jak każdy dobrze wie – najstraszniejsze jest to, czego nie widać.

– Co teraz? Mogę już iść? – spytałam z wahaniem, przerwywając nieprzyjemną, dzwoniącą w uszach ciszę.

– Nie – rzucił chłopak, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

Wpatrywał się w ścianę za moimi plecami tak intensywnie, że musiałam zerknąć przez ramię, czy nie pojawili się tam właśnie kosmici. Nie znalazłam niczego ciekawego, więc wróciłam spojrzeniem do zamyślonego Kaima, który w międzyczasie zmienił obiekt zainteresowania. Patrzył się na mnie pustym wzrokiem, z którego nie potrafiłam niczego wyczytać.

– Więc co teraz?

– Skąd wiesz o mojej rodzinie? – Chociaż jego oczy pozostawały obojętne, to w głosie wyczuć można było niepokojące napięcie.

– O czym ty mówisz? – spytałam, marszcząc brwi.

– Ten ktoś mówił o mojej rodzinie. Skąd o niej wiecie?

– Przecież powiedziałam, że nie mam pojęcia, kto to jest.

– Aaron był na tyle głupi, żeby mówić takie rzeczy komuś takiemu, jak ty?

– Aaron nie powiedział mi o tobie nic poza tym, że jesteście adoptowanymi braćmi z różnych rodzin.

– Więc skąd – wysyczał, robiąc krok w moją stronę – o tym wiecie?

Otworzyłam szerzej oczy, gdy znalazł się przy mnie i złapał za podbródek. Wbił palce w skórę, na tyle mocno, żeby mnie przestraszyć, ale nie dość, żeby zabolało.

Przeskakiwał spojrzeniem między moimi oczami. Dopiero z tak bliska widać było wyraźną granicę oddzielającą ciemnobrązowe tęczówki od czarnej, nieznacznie powiększonej źrenicy. Z daleka obydwa kolory zlewały się w jedno.

– Powtórzę, już czwarty raz. Nie wiem. Nie znam tego człowieka, nie wiem kim jest, czego ode mnie chce i skąd wie o tobie i twojej rodzinie.

Ta odpowiedź chyba mu wystarczyła, bo puścił moją twarz i zrobił krok w tył.

– To jakiś twój stalker?

Miałam ochotę przewrócić oczami i pogratulować dedukcji, ale powstrzymałam się. Nie powinnam być aż tak bezczelna.

– Tak.

– Opowiedz o nim.

– Wtedy dasz mi spokój?

Kiwnął głową.

Westchnęłam i przymknęłam powieki na kilka sekund, łapiąc się za kość nosową. Miałam wrażenie, że rozmowa z Kaimem to błądzenie we mgle.

– Od połowy października włamuje się do mojego domu, zostawia wiadomości na lustrze i inne rzeczy, związane z moim życiem.

– Czerwone napisy? Te, które widziałem w twoim pokoju?

– Tak – odparłam kwaśno, przypominając sobie tamto spotkanie i towarzyszący mu strach.

Kaim skinął lekko głową.

– Nie wiem czego chce, nigdy nie powiedział. Po prostu robi... te wszystkie dziwne rzeczy. Wydaje mi się, że na polecenie zabójcy rodziców, Michaela Barnes'a.

– Widziałaś go kiedyś? Tego stalkera.

– Nie jestem pewna. Raz ktoś obserwował dom przyjaciółki, w którym organizowaliśmy imprezę. Było ciemno, a on miał kominiarkę, więc nie widziałam twarzy. Sylwetka był męska, ale przecież to nie znaczy, że to na pewno mężczyzna.

Kaim pokiwał głową. Słuchał uważnie każdego słowa. Mimo kamiennej twarzy i spokoju, którym emanował, wiedziałam, że telefon stalkera wytrącił go z równowagi. I to chyba nawet bardziej, niż mnie.

Wtedy nagle mnie olśniło. Stalker groził Kaimowi, sugerując, że wie o jego rodzinie i może coś jej zrobić. Chłopak dopytywał i drążył, bo najzwyczajniej w świecie martwił się o bliskich. Skoro zależy mu na nich, to...

– Mam propozycję – rzuciłam, na co ciemnowłosy zmrużył lekko oczy. Nie odezwał się, więc kontynuowałam: – Pomożesz mi znaleźć tego człowieka i udowodnić, że za tym wszystkim stoi Michael, a ja ci za to zapłacę.

Kolejny raz zapadła cisza. Moje samozadowolenie, spowodowane wymyśleniem sprytnej zagrywki, nieco ostygło, gdy zobaczyłam błysk rozbawienia w ciemnych oczach.

– Próbujesz przekształcić szantaż w zlecenie? – Splótł ręce na piersi, unosząc wysoko brew.

– Cieszę się, że nazywasz rzeczy po imieniu. – Przewróciłam oczami. – Chyba widzę, że wkurzyło cię to, że ten typ wie coś o twojej rodzinie. A jeśli nagle stwierdzi, że ciebie też zacznie prześladować? Zagrozi twoim bliskim? Nie wiemy kim jest i czy nie robi tego dla przyjemności. Proponuję korzystny układ: ty będziesz miał swoje pieniądze i pozbędziesz się ciężaru w postaci tego kogoś, a ja uwolnię się od stalkera. Poza tym on może chcieć mnie zabić, a wtedy już na pewno nie zobaczysz na oczy moich pieniędzy. Co ty na to? – Uśmiechnęłam się, a Kaim patrzył na mnie co najmniej tak, jakby wyrosło mi trzecie oko.

Gdy mięśnie na jego twarzy drgnęły, byłam pewna, że się zaśmieje, ale dzielnie tłumił w sobie emocje.

– Nie? – wypaliłam, tracąc grunt pod nogami. – Przecież to sytuacja win win!

Ze zdumieniem obserwowałam, jak mężczyzna mija mnie i podchodzi do drzwi. Usłyszałam brzdęk kluczy i dźwięk otwieranego zamka, zanim rzucił:

– Zaczekaj tu.

Drzwi, za którymi zniknął, zaskrzypiały cicho. W pierwszym odruchu chciałam rzucić się do ucieczki, ale w miejscu zatrzymała mnie nadzieja, że Kaim przystanie na propozycję. Przeklinałam swoją głupotę i desperację. Zostałam w pokoju, nasłuchując kroków.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zastanawiałam się, czy byliśmy w jego domu, czy przyniósł mnie zupełnie gdzieś indziej. Na wspomnienie igły z nieznaną zawartością, wbijającą się w szyję, przeszły mnie dreszcze. Nawet nie chciałam myśleć o tym, że przecież mógł mnie zabić, nie wiedząc, czy nie jestem uczulona na jakąś substancję. Zacisnęłam zęby. Starałam się stłumić w sobie złość na tego psychopatycznego idiotę.

Miałam wrażenie, że krążyło nade mną jakieś fatum, które czyniło mnie magnesem na margines społeczny i psychopatów.

Ciągnie swój do swego.

Parsknęłam pod nosem i podeszłam do biurka. Wzięłam do ręki rozwalony telefon, który nadawał się już tylko do wyrzucenia. Westchnęłam, poirytowana kolejnym bezsensownie stworzonym problemem. Nie można było go po prostu wyłączyć?

– Przyniosłem nowy.

Podskoczyłam, słysząc za sobą głos Kaima. Nawet nie zorientowałam się, kiedy wszedł do pokoju.

Odłożyłam stary telefon z powrotem na biurko, po czym odwróciłam się do chłopaka. Stał w odległości dwóch kroków, a w wysuniętej dłoni trzymał smartfon.

– Dajesz mi telefon? – spytałam, chcąc się upewnić.

Skinął głową.

Wzięłam do ręki czarne urządzenie i pomyślałam o tym, jakie to ironiczne. Chłopak zażądał mnóstwa pieniędzy, po czym sam je na mnie zmarnował, dając telefon. Gdybym mogła opowiedzieć o tym Theo, to pewnie razem zwijalibyśmy się ze śmiechu.

– Jest czysty, nieużywany. W kontaktach masz mój numer.

Moja brew poszybowała do góry. Spojrzałam w oczy Kaima, szukając w nich odpowiedzi, ale dostrzegłam jedynie swoje odbicie.

Chłopak przysiadł na biurku.

– Twój numer? To znaczy...

– To znaczy, że zadzwonię do ciebie w ciągu kilku najbliższych dni i powiem co dalej.

– A co z tygodniem, który mi dałeś?

– Do tego czasu odpuszczę.

Zacisnęłam usta w wąską linię, a w mojej głowie pojawiło się wiele sprzecznych emocji.

– Czy teraz mogę już iść? – spytałam cicho.

– Tak.

Pokiwałam powoli głową i wypuściłam powietrze z płuc. Zagryzłam wargę, a moja dłoń zadrżała sekundę przed tym, jak zderzyła się z policzkiem Kaima.

Głowa chłopaka przekręciła się lekko, a oczy otworzyły szerzej. To był pierwszy raz, gdy na jego twarzy pojawiły się tak wyraźne emocje.

– To za szantaż, napadnięcie, wstrzyknięcie mi czegoś i zmuszenie do rozebrania – wycedziłam. Oddychałam głęboko, a emocje kotłowały się we mnie ze zdwojoną siłą.

Patrzył na mnie spod byka. Nozdrza szpiczastego nosa poruszały się, gdy brał głębokie wdechy.

Miałam wrażenie, że zaraz mi odda, ale jedyne co zrobił, to rzucił mi mordercze spojrzenie i przeczesał czarne włosy dłonią wciąż ubraną w skórzaną rękawiczkę.

Nie bałam się. Wręcz przeciwnie – stałam wyprostowana, z piersią wysuniętą do przodu i miałam nadzieję, że Kaim ujrzał w moich oczach wyzwanie, które mu rzuciłam. Chciałam żeby wiedział, że nie nie byłam tak słaba, za jaką mnie miał.

Przez kilka długich sekund mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu bez słowa odbił się od biurka i skierował w stronę drzwi. Zamarłam, jak lodowa rzeźba, odprowadzając go wzrokiem.

Zanim zniknął w korytarzu, stanął w drzwiach i nie odwracając się powiedział coś, co sprawiło, że przeszedł mnie zimny dreszcz:

– W twoim telefonie znalazłem aplikację z podsłuchem, śledzeniem GPS i dostępem do kamery. Ktokolwiek to zainstalował musiał mieć twój telefon w rękach. Tego nie da się zrobić zdalnie.


━━ ♟ ━━


Heh, więc jesteśmy o krok bliżej do odkrycia stalkera. Tylko, że ta informacja... No cóż. Jest z deczka niepokojąca.

Statystyki:

8 stron A5 (261/321)

2493 słowa

16256 znaków ze spacjami 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro