ROZDZIAŁ 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ 33

Miałam wrażenie, że cały świat wiruje.

Czytałam otrzymaną wiadomość raz za razem, czując, jak pot ścieka mi po plecach, a włoski na karku stają dęba.

To działo się naprawdę. Nie było zwykłym, filmowym horrorem, a rzeczywistością, która wyciągała po mnie szpony, jak potwór spod łóżka.

– Kurwa. Nie spodziewałem się tego. W sumie nie zdążyłem cię zapytać nawet o to, jak udała się rozmowa.

Słuchałam Aarona jednym uchem, wciąż wpatrując się w ekran telefonu.

,,Co to znaczy, że da mi osobiście następny prezent? Pokaże mi się? Co on planuje?" – zastanawiałam się gorączkowo, ściskając urządzenie w ręku.

– Kate?

– Hm?

– Wszystko okej? Co tam masz? – spytał, zbliżając się.

Pośpiesznie zablokowałam ekran i schowałam telefon do kieszeni. Nadal uważałam, że poruszanie tematu stalkera z Aaronem było złym pomysłem. Wolałam podzielić się tym z Kaimem, co samo w sobie było mocno popieprzone.

Gdzieś z tyłu głowy miałam również słowa Reyes'a, którymi sugerował, że w domu może znajdować się podsłuch. Wprawdzie zajrzałam już niejednokrotnie w każdy kąt w jego poszukiwaniu, ale wolałam dmuchać na zimne i nie prowokować szalonego człowieka.

– Nic, zagapiłam się. Co mówiłeś?

– Pytałem jak poszła ci rozmowa z Michaelem.

– Ach... W sumie było to strasznie dziwne. Gadał od rzeczy, zupełne głupoty. Oczywiście wypierał się tego, co zrobił. Nagle mu się odwidziało.

– Typowe.

– Taaak.

Zastanawiałam się w jaki sposób zginął Michael: stalker nasłał na niego innego więźnia? Przekupił strażnika? Wszystkie te myśli przyprawiały mnie o ciarki. Jedno było pewne: pionki na szachownicy w tamtym momencie rozkładał już ktoś inny, niż martwy skazaniec.

,,A jeśli to naprawdę nie był Michael? Jeśli mówił prawdę, kiedy odwiedziłam go w więzieniu? Mogłam go posłuchać, wypytać, a uznałam jego winę za pewnik... Jestem idiotką. Boże, jaka ze mnie idiotka" – katowałam się w myślach. Zwątpiłam we wszystko, co wiedziałam.

Nagle zadzwonił telefon Aarona. Chłopak zrobił krok w tył, zmarszczył brwi, po czym przyłożył urządzenie do ucha.

– Słucham? Tak. Mhm. Teraz? Jasne. Dobrze. Zaraz będę – mówił, a niezadowolenie na jego twarzy rosło z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. Gdy zakończył połączenie, spojrzał na mnie ze zmieszaniem i powiedział: – Muszę jeszcze na chwilę wyjść. Mają dla mnie pierwszą robotę.

– Teraz?

– Niestety. W tej branży nie ma czegoś takiego, jak nieodpowiednia pora na pracę. – Uniósł kącik ust w grymasie.

– W porządku. Uważaj na siebie. Nie wróć jeszcze bardziej posiniaczony.

Nie chciałam żeby wychodził. Cholernie nie chciałam zostawać sama w takiej sytuacji, więc gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Vivien.

– Hej, Viv. Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale mam ogromną prośbę. Mogłabyś do mnie wpaść na noc?

– Właśnie oglądałam z mamą wiadomości. Słyszałam o tym gnoju... Trzymasz się? Oczywiście, że przyjdę. Daj mi dwadzieścia minut. Poproszę mamę żeby mnie przywiozła.

– Jest w porządku. Dziękuję, czekam na ciebie – powiedziałam, po czym zakończyłam połączenie.

Nagle poczułam się bardzo nieswojo. Pianka spała, telewizor grał w tle, wskazówki zegara kuchennego tykały w równym tempie, a wiatr za oknami szumiał ledwo słyszalnie.

Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym obeszłam cały parter, sprawdzając, czy wszystkie drzwi na pewno są zamknięte na klucz. Gdy upewniłam się, że były, poczułam się nieco lepiej.

Weszłam do salonu, żeby usiąść przed telewizorem. Okryłam się kocem i przeskakiwałam po programach w poszukiwaniu czegoś do obejrzenia na zabicie czasu przed przyjazdem przyjaciółki. Zatrzymałam się na nieznanym mi serialu. Oglądałam go bez większej uwagi, odruchowo nasłuchując jakichkolwiek niepokojących dźwięków.

Moje czuwanie dobiegło końca pół godziny później, gdy Vivien weszła do środka. Od razu przytuliła mnie mocno i spytała jak się czuję.

– Nie martw się, naprawdę jest okej. Po prostu poczułam się dziwnie. Potrzebuję towarzystwa.

– Okej. Chcesz coś porobić, czy iść spać?

– Możemy iść spać? Ten dzień mnie wykończył.

– Jasne. Co takiego robiłaś, że jesteś taka padnięta?

,,Gdybyś tylko wiedziała..." – pomyślałam, uśmiechając się krzywo.

– Miałam bardzo... męczącą rozmowę.

– Dobra, opowiesz mi wszystko jak się położymy. Pójdę wziąć prysznic – oznajmiła Vivien, zmierzając z torbą do łazienki.

Zajęła tę na parterze, więc ja udałam się na piętro. Wzięłam długi, gorący prysznic, od którego aż szczypała mnie skóra. Potrzebowałam zmyć z siebie wspomnienia tamtego dnia. Miałam wrażenie, że zawierał kumulację najgorszych rzeczy, jakie wydarzyły się od śmierci rodziców.

Nie wiem ile czasu spędziłam w łazience, ale wydawało mi się, że stałam pod prysznicem dobrą godzinę. Ku mojemu zdziwieniu Vivien nie zapukała ani razu, ani nie zapytała, co tam tak długo robiłam.

Po wyjściu z pomieszczenia pełnego gorącej pary skierowałam się do sypialni. Spodziewałam się, że przyjaciółka będzie czekać na mnie przebrana w jedną ze swoich puchatych piżam, z laptopem na kolanach, więc zdziwiłam się, gdy jej tam nie było.

– Vivien? Jesteś w kuchni? – zawołałam na tyle głośno, żeby usłyszała mnie z dołu. Odpowiedziała mi cisza. – Vivien?

Za drugim razem również nie dostałam odpowiedzi, więc zeszłam na dół w poszukiwaniu przyjaciółki. Martwiłam się, że mogła zasłabnąć w łazience, dlatego to właśnie tam zajrzałam na początek.

Złapałam za klamkę, która poddała się z łatwością pod naporem mojej ręki. Weszłam do ciemnego pomieszczenia i zapaliłam światło. W środku nie było Vivien. Odwieszony na wieszak mokry ręcznik świadczył o tym, że skończyła się myć i wyszła z łazienki.

Wycofałam się, zgasiłam światło i zamknęłam drzwi.

– Vivien? – wołałam, zaglądając do wszystkich pomieszczeń. – Vivien, to nie jest śmieszne! Serio, nie mam nastroju do żartów!

Właśnie wychodziłam z gabinetu rodziców, gdy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni, a serce zabiło mocniej. Wpatrywałam się w nieznany numer wyświetlony na ekranie, a cała krew odpłynęła z mojej twarzy.

Coś było nie tak.

Coś było cholernie nie tak.

– Halo? – spytałam, po przyłożeniu telefon do ucha.

– Kathy? Kathy! – Z głośnika dobiegł głos Vivien.

– Vivien? Co się stało? Gdzie jesteś?

– Nie przyjeżdżaj tu! Nie możesz...

– Nieładnie – przerwał jej zmodulowany głos. – Nie tak się umawialiśmy.

Przywarłam do ściany. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

– Gdzie jest Vivien? – spytałam łamiącym się głosem.

– Zaraz wszystkiego się dowiesz. Ale najpierw... – przerwał, a w głośniku coś zaszumiało i stuknęło.

Domyśliłam się, że odłożył gdzieś telefon. Sekundę później usłyszałam dźwięk, który zmroził mi krew w żyłach.

Vivien krzyknęła przeraźliwie głośno, po czym zaszlochała.

– Vivien! Vivien, słyszysz mnie?! – krzyczałam prosto do telefonu. – Powiedz coś! Co się dzieje?!

Nadal słyszałam jedynie płacz przyjaciółki, rozdzierający mi serce.

– Podnieś ten telefon, skurwysynie, i powiedz, czego chcesz!

Coś zaszumiało, więc w pełnym skupieniu wsłuchiwałam się w każdy, nawet najmniejszy dźwięk.

– Chciałem poczekać do twoich urodzin. Zamierzałem zrobić ci podobny prezent, jak ostatnio, ale twój znajomy zaczął za bardzo węszyć.

– Aaron?

Głos zaśmiał się.

– Kaim. Aaron nie kiwnąłby nawet palcem w tej sprawie.

– Co?

– Od samego początku pomagał mi w moich planach.

– Co ty pieprzysz?

– Nie oczekuję, że uwierzysz mi na słowo. Aaron sam ci wszystko wyjaśni.

– Skończ pierdolić i powiedz mi, gdzie jest Vivien – wycedziłam.

– Pierw trochę sobie porozmawiamy. W torbie twojej przyjaciółki znajdziesz czarną kopertę. Chyba nie muszę mówić, że jeśli zadzwonisz na policję, to pożegnasz się ze swoją słodką Vivien? Przecież jesteś mądrą dziewczynką, Kate. Do zobaczenia.

Połączenie zostało przerwane.

Drżącą ręką odsunęłam telefon od ucha, po czym odbiłam się od ściany, o którą cały czas byłam oparta. Zakręciło mi się w głowie, więc przystanęłam na chwilę. Oddychając głęboko odnalazłam w kontaktach numer Aarona i rozpoczęłam połączenie. Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa.

– Kurwa!

Powtórzyłam tę czynność, tym razem odnajdując numer Kaima. On również nie odebrał.

Miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, ale powstrzymałam się. Schowałam go do kieszeni, a potem złapałam się za głowę.

– Myśl, Kathy, myśl – powtarzałam na głos, wchodząc do sypialni.

Szybko znalazłam torbę przyjaciółki, która leżała na biurku. Otworzyłam ją, a moim oczom ukazała się elegancka, czarna koperta. Błyskawicznie dorwałam się do zawartości, którą był rząd cyfr i znaków, tworzących koordynaty. Przełknęłam z trudem ślinę, wklepując je w aplikację mapy. Wyszukałam lokalizację i zobaczyłam, że docelowe miejsce znajduje się niedaleko starego szpitala psychiatrycznego, w którym znalazłam swoich rodziców.

– Ja pierdolę – wymamrotałam, ponownie próbując dodzwonić się do któregoś z chłopaków. Niestety bezskutecznie.

Przeszło mi przez myśl, żeby spróbować skontaktować się z Theo, ale nie chciałam go narażać. Wystarczyło już, że bałam się o życie przyjaciółki.

Zamówiłam taksówkę w aplikacji, po czym pobiegłam po pistolet. Załadowałam magazynek, zabezpieczyłam broń i schowałam ją w kieszeni. Miałam nadzieję, że nie będę musiała jej używać, ale wolałam ją mieć przy sobie. Tak na wszelki wypadek.

Ubrałam buty i kurtkę, po czym wyszłam przed dom. Z niecierpliwością czekałam na taksówkę, chodząc w tą i z powrotem. Cała drżałam.

Widząc nadjeżdżający samochód miałam ochotę rzucić się do biegu, byle jak najszybciej znaleźć się w środku.

– Wetland Lane siedemnaście – rzuciłam, wsiadając migiem do auta.

– Jasne – odpowiedział taksówkarz.

Ruszyliśmy. Chwilę później zatrzymaliśmy się przed domem Kaima.

– Proszę poczekać, zaraz wrócę – oznajmiłam, po czym wydostałam się na zewnątrz. Nawet nie zatrzymałam się żeby zamknąć drzwi.

Puściłam się biegiem do bramy. Na szczęście była otwarta, więc weszłam na posesję i skierowałam się ku drzwiom. Nacisnęłam dzwonek i zapukałam, ale Kaim nie otworzył. Złapałam za klamkę, jednak drzwi pozostawały zamknięte.

– Kaim, to ważne! – krzyknęłam i odsunęłam się od drzwi.

Podbiegłam do okna, żeby zajrzeć przez nie do środka. Przyłożyłam ręce do czoła, starając się zwiększyć widoczność. W środku było zupełnie ciemno i pusto.

– Kaim! – zawołałam raz jeszcze, pukając w szybę. – Do cholery!

Kopnęłam kamień leżący na kamiennej ścieżce, po czym pobiegłam z powrotem do taksówki.

– Proszę zawieźć mnie pod ten adres. – Pokazałam kierowcy mapę włączoną w telefonie.

Mężczyzna kiwnął głową, wpisał adres w nawigację i ruszyliśmy.

W drodze wiele razy próbowałam się dodzwonić do Aarona i Kaima. Zostawiłam im także kilka wiadomości, informując o tym, gdzie jadę i co się stało. Błagałam w myślach, żeby odczytali SMS-y i zjawili się na czas.

Wyskubałam już chyba wszystkie skórki przy paznokciach, a w ustach czułam posmak krwi od gryzienia warg, gdy dotarliśmy na miejsce.

Zapłaciłam kierowcy, po czym wyskoczyłam z auta.

Przede mną znajdował się jedyny budynek w okolicy, który był porzuconym, niedokończonym, piętrowym domem.

Wspomagając się latarką, przeszłam przez otwartą furtkę, po czym pobiegłam do wejścia. Górne zawiasy były wyłamane, więc ostrożnie odsunęłam zakurzone drzwi i weszłam do środka.

Modliłam się w duchu o to, żeby mojej przyjaciółce nic się nie stało.

– Vivien! – krzyknęłam, rozglądając się po wnętrzu.

Przystanęłam tylko na sekundę, zaskoczona widokiem, jaki zastałam.

Na podłodze ułożone były dwa rzędy świec, które tworzyły drogę prowadzącą na piętro. Rozbiegane płomienie rozświetlały większość przestronnego holu, przez co cienie poruszały się po ścianach. Wosk spływał po białych bryłach w kształcie walców, świadcząc o tym, że stalker przygotował się zawczasu.

Szybkim krokiem skierowałam się na piętro. Podążałam wiernie wytyczoną ścieżką.

– Vivien! – wołałam, gdy znalazłam się u szczytu schodów.

Usłyszałam stłumiony, męski jęk, jakby ktoś próbował mnie zawołać z zakneblowanymi ustami. Zaczęłam biec w stronę głosu, do którego cały czas prowadziły mnie świece.

Moim oczom ukazał się Aaron, siedzący przy okrągłym stole. W usta miał włożony jakiś materiał, a ręce wykrzywione do tyłu prawdopodobnie związane.

Patrzył na mnie uważnie, gdy biegłam w jego stronę. Od razu wyjęłam knebel z ust i rzuciłam skrawek materiału na ziemię.

– Co się stało? – spytałam. Nie tracąc czasu znalazłam się za krzesłem, chcąc uwolnić jego ręce. Ze zgrozą odkryłam, że były skrępowane metalowym łańcuchem.

– Kurwa, nie wiem. Pojechałem do Warnera, a potem straciłem przytomność. Nie pamiętam nawet jak.

– Jak zdjąć te łańcuchy?

– Jak są zapięte?

– Kłódka.

– Kurwa – syknął. – Nie ma tu nigdzie klucza?

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok padł na stół, na którym leżał czarny smartfon. Zmarszczyłam brwi, podchodząc do niego.

– Co to za telefon?

– Nie wiem. Leży tu odkąd się ocknąłem.

Wzięłam go do ręki. Chciałam go odblokować, ale moją uwagę przykuła karteczka, która najwyraźniej była schowana pod urządzeniem. Wzięłam ją ze stołu.

– Tu jest jakiś numer.

– Zadzwoń. Może dowiemy się o chuj tu chodzi.

Skinęłam głową.

Wpisałam podane cyfry w znalezionym telefonie, kliknęłam zieloną słuchawkę i włączyłam tryb głośnomówiący.

Pot ściekał mi po skroni, gdy wybrzmiały pierwsze sygnały. Już myślałam, że nic z tego, ale wtedy usłyszałam sygnał odebranego połączenia.

– Czyli dotarłaś na miejsce, Kate – powiedział zmodulowany głos.

– Co to za chore gierki, skurwielu? Znudziło ci się dręczenie mnie, więc teraz wziąłeś się za innych? Gdzie jest Vivien?

Głos zaśmiał się.

– Uwielbiam cię, Kate. Ciebie i ten twój charakterek. W normalnej sytuacji pewnie zostalibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale niestety los zadecydował inaczej. Nie, wcale że nie. To nie los zdecydował, tylko ty.

– Mścisz się na mnie za to, co zrobili moi rodzice? Wiesz chociaż o tym, że nawet nie miałam pojęcia, co oni robili? Nie wiedziałam o niczym!

– Myślisz, że chodzi mi o twoich rodziców?

– A nie?

– Nie. Pudło.

– Więc? Co takiego zrobiłam?

– To nawet zabawne, że się nie domyślasz.

– Do rzeczy.

– To nie ty tutaj dyktujesz warunki, Kate. Bo, widzisz, ty jesteś tam z Aaronem, a ja tutaj z Vivien – powiedział, a w tle rozległ się pisk mojej przyjaciółki.

– Zostaw ją w spokoju! Przecież robię to, co chciałeś!

– To tak w ramach przypomnienia.

Spojrzałam z paniką na Aarona. Słuchał rozmowy w skupieniu. Nasze spojrzenia spotkały się, a chłopak kiwnął głową, dodając mi otuchy.

– Czego ode mnie chcesz? – spytałam.

– Przygotowałem dla ciebie małą grę. Tak jak mówiłem, miała być prezentem urodzinowym, ale niestety musiałem wszystko przyśpieszyć.

– Do rzeczy.

– Jak zawsze niecierpliwa – wyjęczał. – Dobrze, już tłumaczę zasady. Jako że w ostatnim czasie trochę zbliżyliście się do siebie z Aaronem, to zgodzisz się chyba ze mną, że powinniście być wobec siebie szczerzy i uczciwi?

Zacisnęłam zęby, czekając na dalszą wypowiedź.

– Kate? Odpowiedz.

– Tak – wycedziłam.

– Świetnie. Więc waszym zadaniem jest przyznać się do wszystkich grzechów.

– Jakich, kurwa, grzechów?

– Och, Kate, przecież dobrze wiesz, co mam na myśli. Musisz powiedzieć Aaronowi o swoim małym sekrecie, a on tobie o swoim. A wtedy przejdziemy do następnej zabawy, w której będzie uczestniczyła też Vivien.

– O jakim sekrecie mam powiedzieć? – spytałam, czując, jak uginają się pode mną nogi.

– Nie powiem tego za ciebie, stokrotko.

– Skąd o tym wiesz?

– O tym porozmawiamy później.

– Skąd mam wiedzieć, że mnie nie podpuszczasz? Jaką mam pewność, że naprawdę o tym wiesz?

Głos westchnął.

– Moja cierpliwość się kończy. Jeśli masz jeszcze jakieś inne tajemnice to zacznij je wymieniać, aż dojdziemy do tej najważniejszej. A gdy usłyszę to, co powinnaś powiedzieć, to uznam, że zadanie zostało zaliczone.

W tym momencie zawibrował mój telefon. Pośpiesznie wyjęłam go z kieszeni spodni i z ulgą zobaczyłam numer Kaima.

Odrzuciłam połączenie, po czym szybko wystukałam wiadomość.

– Nie oczekujemy żadnych gości, Kate – oznajmił zmodulowany głos.

– To tylko Ruby. Dzwoniłam do niej wcześniej.

– Bądź grzeczna. W każdym razie jest jeszcze jeden, drobny szczegół.

– Jaki?

Zaalarmowana nagłym dźwiękiem odwróciłam się w stronę korytarza, z którego wyszedł Kaim. Ubrany w czarny golf, skórzane rękawiczki, z kominem zakrywającym pół twarzy wyglądał jak bohater filmów akcji. Moje serce zatrzepotało, ucieszone tym, że dzięki niemu może uda nam się wyjść z tego wszystkiego bez szwanku.

Przyłożyłam palec do ust, wskazując na telefon. Kaim pokiwał głową, po czym po cichu przemierzył pokój i podszedł do związanego Aarona.

– W tym budynku jest bomba zegarowa. Tak więc zostało wam jakieś dwadzieścia pięć minut na wyznanie swoich win.

– Co? Czyli naprawdę chcesz nas pozabijać? – wydusiłam, a serce zamarło na chwilę. Każdy kolejny oddech przychodził z ogromnym trudem.

Spojrzałam z przerażeniem na Kaima, który wyjął coś małego z kieszeni, a następnie zajął się kłódką. Aaron zaś patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, oddychając głęboko.

– Zegar tyka. Tik, tak. Pamiętaj, żeby się nie rozłączać. Chcę tego posłuchać.

– Kurwa! – wyrzuciłam z siebie, przecierając dłonią twarz.

– Dobrze, Kate, po prostu to powiedzmy – odezwał się Aaron. – Jeśli będzie ci łatwiej to ja zacznę.

Pokiwałam głową, myśląc gorączkowo o tym, jak mam wyznać swoje winy. Miałam zabrać je ze sobą do grobu, a zostałam zmuszona do wyjawienia ich na głos.

– Kurwa, kurwa, kurwa...

– Kate! Skup się. Zaczynam. Słuchasz mnie? – spytał, na co przytaknęłam. – Okej. Tak naprawdę Edward przydzielił mnie do ciebie, bo miałem cię pilnować. Nie chodziło tylko o pomoc w zarobieniu kasy, a śledzenie każdego twojego kroku i informowaniu Edwarda o wszystkim.

– O jakim wszystkim? Dlaczego miałeś mnie śledzić? – spytałam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

Kaim zerknął na nas tylko na ułamek sekundy, po czym wrócił do swojego zajęcia. Aaron zaś odchylił głowę do tyłu, wziął głęboki wdech, a następnie wbił we mnie spojrzenie. W jego oczach widać było napięcie, choć głos nawet mu nie drgnął.

– Edward dostał zlecenie od kogoś ważnego. Tak cholernie ważnego, że nie mógł się z tego wykręcić. Miał pozwolić ci pracować z kimś, kto będzie sprawdzał, jak się trzymasz. Nadzorował ciebie i całe twoje życie. Chodziło o twój stan psychiczny. Musiałem też oddać Edwardowi dorobione klucze do twojego mieszkania.

– Kurwa! Więc dlatego nie mogłam znaleźć żadnych śladów włamania...

– Przykro mi, Kate. To było dla mnie tylko zwykłe, trochę ciekawsze zadanie, niż zazwyczaj. Podchodziłem do tego z dystansem, myśląc, że po prostu jakaś rozpuszczona laska z bogatymi starymi zalazła komuś za skórę. Zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem twoje blizny. Wtedy rzuciłem pracę u Edwarda. Nie mogłem ci o niczym powiedzieć, bo wiąże mnie pakt krwi. Domyśliłem się, że zleceniodawcą może być twój stalker, dlatego zamieszkałem z tobą i chroniłem cię jak tylko mogłem. Ale musiałem przy tym milczeć.

– To dlatego wróciłeś cały poobijany do domu?

– Tak. Edward wkurwił się, że zawaliłem sprawę.

Zacisnęłam zęby, powstrzymując łzy.

Miałam rację, żeby mu nie ufać. Cholerną rację.

A jednak ta zdrada zabolała za mocno.

– Brawo, brawo, cóż za emocje! – zawołał głos z telefonu. Przez tę chwilę zdążyłam zapomnieć o tym, że przysłuchiwał się rozmowie. – Gratulacje. No, Aaron, skoro twoje grzeszki mamy już za sobą, to pozostały jedynie te Katy.

Schowałam twarz w dłoniach, próbując opanować ich drżenie.

A więc już czas.

Nadeszła chwila, w której przyszło mi zmierzyć się ze swoimi demonami.

– Kateeee, czas tyka. – Z telefonu wybrzmiał melodyjny głos.

– Kate? Zrozumiem wszystko. Naprawdę. Jestem ci to winien. Nie będę cię oceniał, ani nie zmienię o tobie zdania, cokolwiek powiesz.

Wykrzywiłam usta w kwaśnym uśmiechu.

Wdech.

Wydech.

– To ja zabiłam swoje rodzeństwo. 


━━ ♟ ━━


KOCHANI, MAMY TO.

Największy sekret Kathy właśnie ujrzał światło dzienne. Spodziewaliście się takiego plot twistu? W następnym rozdziale dowiemy się jak to wszystko wyglądało naprawdę. Gruba akcja, mówię wam.

Statystyki:

10 stron A5 (294/321)

2858 słów

19112 znaków ze spacjami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro