Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Nie uwierzysz, co znalazłam! – moja przyjaciółka wpada do mieszkania niczym huragan, prawie zabijając się o pufę.

– No nie uwierzę – śmieje się, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.

– Trzymaj. – podaje mi gazetę.

– Po co mi ta gazeta? – pytam, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. Poważnie Maya, gazeta serio?

– Ogłoszenie o pracę – pokazuje mi stronę z numerem telefonu.

– Ja opiekunką? – kolejne pytanie wylatuje z moich ust.

– A dlaczego nie? – śmieje się, widząc, moją minę.

Co prawda szukam pracy, ale myślałam o czymś hmm... Innym? To znaczy nie ma nic złego w opiece nad dziećmi, ale to chyba nie może bajka. Moja mama od zawsze kochała dzieci. Pracowała w jedynym z publicznych przedszkoli w moim rodzinnym mieście. Zawsze, gdy wracałam ze szkoły zaglądałam do niej i opowiadałam jak było w szkole. Niemal codziennie widziałam jak bardzo kochała swoją pracę i z jaką troską opiekuje się tymi dziećmi. Pewnego dnia jak przyszłam do niej do pracy usłyszałam jej rozmowę z małym chłopcem. Maluch był wychowywany przez matkę narkomankę. Moja mama długo zajmowała się tą sprawą. Po kilkunastu miesiącach chłopiec został zabrany do rodziny zastępczej, a matka została pozbawiona praw rodzicielskich. Mały miał na imię Colin. Słodki brunet o niebieskich oczach, który nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Ciekawe co się z nim stało.  Może jednak powinnam zadzwonić na ten numer i chociaż spróbować?

– Dzień dobry – słyszę zachrypnięty głos przez, który przedziera się dziecięcy śmiech.

– Dzwonię w sprawie ogłoszenia, o pracę – mówię, chodząc w kółko wokół salonu.

– A tak, faktycznie – odpowiada po chwili ciszy, jakby się nad czymś zastanawiał – mogłaby pani jutro wpaść? Wyśle adres SMS-em. Jutro, przedstawię pani wszystkie szczegóły. Do widzenia. – kończy rozmowę. Wow. Szybko poszło.

- Szybko poszło - mruczę pod nosem, odkładając telefon.

Siadam na szarej kanapie i włączam telewizor. Co prawda mieszkam tu jakieś pół roku, a zdążyłam się tu zaaklimatyzować. Jeszcze, gdy występowałam na scenie, mieszkałam w Nowym Jorku. Ja i Maya kupiłyśmy to przytulne mieszkanko i myślę, że lepiej zrobić jej mogłyśmy. Czarno-białe ściany, zielone elementy, które niesamowicie ożywiają to miejsce. Zawsze wieczorami siadam na jednej z puf i ćwiczę na gitarze, co moja przyjaciółka nazywa "brzdękaniem". Śpiewam od małego. Właściwie dotąd pamiętam, jak na gwiazdkę dostałam zestaw małej piosenkarki. W całym domu dawałam koncerty mojej rodzinie. Ach... Wspaniałe czasy.

– I jak rozmawiałaś? – Maya wchodzi do pokoju, co od razu sprawia, że podskakuje, na kanapie – spokojnie – dodaje, widząc moją reakcję.

– Tak dzwoniłam. Jutro mam przyjść na rozmowę. Dostałam od niego adres.  – wzdycham, podjadając orzeszki będące w małej szklanej miseczce.

– Zapowiada się ciekawie. – porusza sugestywnie brwiami, na co od razu obdarzam ją kuksańcem.

– Za co to? – skrzywia się, masując trafione miejsce, a z moich ust wydobywa się tylko cichy chichot.

***

Następnego dnia nad uchem brzęczy mi cholerstwo nazywane potocznie budzikiem. W nocy nie mogłam zasnąć, a głośna impreza u sąsiadów jeszcze bardziej mi to uniemożliwiała. Chyba będę musiała pomyśleć nad zatyczkami do uszu, bo inaczej codziennie będę chodzić jak zombi.

Wchodzę do łazienki i zaczynam przeczesywać swojej włosy. No tak po nocy moje włosy są w kompletnym nieładzie, przez co wyglądam, jak napuszony pudel. Myje zęby i szybkim krokiem schodzę po schodach. Maya jeszcze śpi, a ja jak co rana udaje się na poranne bieganie. Nie powiem, bieganie to jest coś, co kocham zaraz po muzyce. Pomaga mi się wyciszyć i zebrać myśli. Lekki wiatr delikatnie muska moja twarz, a ja biegnę truchtem, obiegając już kolejne kółko. Muzyka cały czas leci z mojej kochanej playlisty. Uwielbiam taką pogodę, nie jest ani za gorąco, ani za zimno. W pewnym momencie czuję uderzenie.

– Przepraszam – mówię zdezorientowana i ściągam słuchawki.

– Nic się nie stało – uśmiecha się brunet. Czekaj. Stop... Skąd ja go znam? Dopiero teraz, gdy ochłonęłam, zdaje sobie sprawę, że to ten sam facet, którego spotkałam wtedy na imprezie.

– Coś często się widzimy hmm? – śmieje się cicho.

– No tak to prawda – odpowiada rozbawiony – przepraszam, ale muszę lecieć na spotkanie - odpowiada, posyłając mi przepraszający uśmiech – mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy  – woła i zaczyna iść dalej w wymierzonym kierunku.

Wzdycham i ruszam z miejsca. Zakładam z powrotem słuchawki i biegnę kolejne okrążenie.

***

Jest już godzina 13:30, a mi cholernie nie chce się iść na to cholerne spotkanie. Co prawda chcę tę robotę, bo okazja mogłaby już się nie powtórzyć i jest to dość blisko. Wsiadam do auta i jadę pod podany mi adres. Z tego, co było mi wiadomo, to miałabym opiekować się pięcioletnią letnią dziewczynką. Może trochę obawiam się, że zostanę nieprzyjęta do tej pracy. No cóż, muszę przestać snuć czarne scenariusze. Wysiadam pod domem i dzwonie dzwonkiem do drzwi. Moim oczom ukazuje się ten sam mężczyzna co na imprezie. Ten sam co spotkałam go na chodniku w parku. Na mojej twarzy najpierw maluje się szok, potem zdziwienie. Serio? No bez jaj. Ja rozumiem, ja naprawdę wszystko rozumiem, ale dlaczego on? Okej spokojnie Emma dasz sobie radę, najwyższej nie będziesz miała pracy. Zresztą czym ja się do cholery przejmuje?

– Dzień dobry – mówię, nieco osłupiała, a on w mgnieniu oka zaprasza mnie do środka.

– Dzień dobry – odpiera.

Wchodzę w głąb domu i widzę, że jest naprawdę zadbany. Wieszam płaszczyk na jednym z wieszaków i idę za moim prawie "szefem" do kuchni. Wszystkie ściany są białe jak płatki śniegu, a podłoga jest z jasnego drewna. Jasno szare zasłony z salonu przepuszczają promienie słońca, ożywiając to mieszkanie. Przy wejściu zaraz jest komoda, a nad nią zdjęcia po rozmieszczane na różnych wysokościach. Wszystko jest do siebie starannie dopasowane i takie czyste. Ciekawe, czy sam tu sprząta.

– Napije się pani czegoś? – pyta, wskazując na miejsce przy stole. Serio teraz to nawet udaje, że mnie nie zna. Po prostu super.

– Nie, dziękuję – posyłam w jego stronę sztuczny uśmiech i siadam przy stole, a on robi dokładnie to samo.

– A więc czym się zajmujesz na co dzień? yyy... to znaczy czym się pani zajmuje na co dzień? – bawi się, rękoma co jakiś czas skupiając na mnie wzrok. Miesza się w tym, co mówi, chce wybuchnąć cichym śmiechem, ale wiem, że byłoby to niegrzeczne, więc siedzę cały czas uśmiecham się, jak głupi do sera.

– Popołudniami ćwiczę grę na gitarze, komponuję piosenki. – wzdycham, patrząc na mężczyznę. Widać, że jest spięty? Może trochę nawet zestresowany?

– Miałaś kiedyś styczność z dziećmi? – no tak wiedziałam, że o to także prędzej, czy później zapyta.

– Tak. Nie raz pomagałam mojej mamie w przedszkolu – odpowiadam zgodnie z prawdą, zerkając na niego kątem oka.

– Rozumiem – odpowiada zamyślony – no dobrze, możesz zacząć od jutra. Najlepiej byłoby, gdybyś przyszła z samego rana – wstaje z miejsca. Już? Ja myślałam, że ja tutaj będę na przesłuchaniu, a on tak po prostu powierza mnie swojemu dziecku? Kto normalny tak robi?

– Katy! – woła brunet, a po schodach zbiega mała dziewczynka. Ciemne oczy i rysy twarzy z pewnością odziedziczyła po swoim tacie. Mały zadarty nosek wygląda przesłodko.

– Tatusiu, kto to? – pyta cieniutkim głosikiem, przytulając się do niego.

– To jest twoja nowa opiekunka – mówi łagodnie, delikatnie głaszcząc włoski dziewczynki.

– Dzień dobry – odpiera, niepewnie nadal trzymając swojego tatę za rękę.

– Hej mała, nie bój się – szepcze z delikatnym uśmiechem i kucam przy niej. Okej, czyli nie jestem pierwszą opiekunką w tym domu.

– Będziesz do nas przychodzić? – pyta niepewnie, puszczając rękę ojca i podchodzi bliżej mnie.

– Tak. Teraz tak. – odważam się spojrzeć w jej małe dziecięce oczka, z których błyskają iskierki zadowolenia.

– A pobawimy się? – patrzy na mnie, z nadzieją. Chcę coś powiedzieć, ale jej tata wyprzedza mnie.

– Jutro się pobawicie – mówi, a z oczu dziewczynki iskierki nagle znikają. Spoglądam na nią smutnym wzrokiem i wstaje.

– Jutro się pobawimy. Obiecuję. – delikatnie podnoszę jej podbródek, co wywołuje u niej delikatny uśmiech.

***

Mała Katy wydaje się naprawdę grzeczną dziewczynką. Czego się nie spodziewałam, bo myślałam, że to będzie istny diabeł. Z Panem Mattem umówiłam się, że przyjdę jutro rano. Wchodzę do domu z uśmiechem, który nawet nie próbuje schodzić z mojej twarzy. To był ciekawy dzień. Siadam znów, jak co wieczór z gitarą zaczynając analizować tydzień, który był dla mnie naprawdę ciężki. Znów uciekam, daje się ponieść temu, co tak naprawdę Kocham. Muzyce i dźwiękom gitary, które piszą całą historię mojego życia...

***
Kochani pierwszy rozdział
Za mną.
Liczę na szczerą opinię, bo pisząc ten rozdział czułam się tak dobrze, jak nigdy dotąd. Poczułam to co dawno nie czułam pisząc dla was rozdziały. Miłego czytania 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro