Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emma

Czuje ciepło jego klatki piersiowej i słyszę jego spokojne bicie serca. Leżę przykryta jego ramieniem, a chłodny wiaterek sprawia, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Niepewnie unoszę swoje powieki i zdaję sobie sprawę, że on również zasnął. Widzę jego spokojny wyraz twarzy, przez który przenika delikatny uśmiech. Jest późno, a zdaje sobie z tego sprawę po tym, że niebo jest zasypane gwiazdami. Niepewnie wymykam się spod jego uścisku i otulam się kocem. Patrzę w wodę, a gwiazdy odbijają się, tworząc smugi na jeziorze własnym światłem, które rozprasza ich blask. Kolana podsuwam pod brodę i zaciekle obserwuje zalew. Teraz tylko przydałaby się gitara. Na samą myśl o niej cicho wzdycham i zerkam na Matta, który chyba nie zamierza się budzić. Zastanawiam się, czy on zawsze wygląda tak słodko, jak śpi?
Sekundy mijają, a sekundy zamieniają się w minuty, a na końcu w godziny. Zmęczona kładę się obok chłopaka i przymykam oczy. Czuję, jak sen powoli włada moim ciałem.

Świergot ptaków, szelest trawy i drzew. To wszystko budzi mnie wraz ze słońcem, które powoli wyłania się znad jeziora. Silna dłoń przygniata mnie, próbuje się uwolnić, choć coś czuje, że na nic mi się to nie zda. Matt przygniata mnie swoją silną ręką.
Cicho mruczy coś pod nosem. Okej, budzi się to dobry znak.

— Co się dzieje? — mamrota pod nosem nadal mając zamknięte oczy.

— Wstawaj śpiochu. — Udaje mi się zsunąć jego dłoń. Opieram się na ramieniu i patrzę na niego z lekkim uśmiechem, który mimowolnie maluje się na mojej twarzy.

— Przespaliśmy tu całą noc? — Patrzy na mnie lekko zdumiony, mimo to uśmiecha się.

— Ty przespałeś — poprawiam go — strasznie chrapałeś. — Krzywię się, a z jego ust wydobywa się lekki śmiech.

— Za to ty słodko spałaś — mówi rozbawiony — ślicznie się ślinisz, jak śpisz.

— Nie prowokuj — warczę z uśmiechem.

— Bo co? — ciągnie.

— Bo nie. — Wyciągam język jak mała dziewczynka i przewracam oczami — musimy się zbierać. — Wzdycham i powoli zaczynam pakować wszystko do koszyka.

— Już? — Pyta, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem.

— Przespaliśmy tu całą noc, a muszę ci przypomnieć, że twoja córka potrzebuje ojca — poważnieje. Powoli podnosi się z koca, a ja natychmiast zaczynam go zwijać.

— Chętnie bym tu został — odpiera i pomaga mi sprzątnąć resztę rzeczy.

— Ja też — rzucam ciszej i zakładam koszyk na jego rower.

Stoję nad jeziorem i przyglądam się łabędziom unoszącym się na wodzie. W pewnym momencie czuje jego oddech na mojej szyi.

— Też nie chce stąd odjeżdżać — szepce do mojego ucha. Ciepły dreszczyk przechodzi przez moje ciało. Widzę kątem oka, jak staje się coraz pewniejszy i, gdy chce złożyć pocałunek na mojej szyi, delikatnie się odsuwam.

— Chodźmy — odchrząkuje i powoli zmierzam w kierunki rowerów.

Cicho wdycha i również wsiada na rower. Bez zawahania ruszam z miejsca. Jedziemy takim samym tempem, mimo to żaden z nas nie zamienia ani jednego słowa. Cała droga mija w ciszy. Cały czas myślę o uczuciu, jakie mnie wypełnienia, gdy czuje jego dotyk. Jak działa na mnie jego oddech. Mimowolnie przypominam sobie smak jego miękkich ust, co sprawia, że lekko przygryzam wargę.

Kiedy dojeżdżamy na miejsce, obydwaj zasiadamy z rowerów. Podchodzi do mnie, a ja czuje, jak jakiś węzeł, zawiązuje się na mojej szyi.

— Było cudownie — mówi cicho, patrząc w moje oczy.

— Ze wzajemnością. — Robię krok do przodu. Nasze ciała dzieli w zasadzie kilka centymetrów.

— Pójdę już — odpowiada i składa delikatny pocałunek na moim poliku.

Czuje, jak poliki zaczynają mnie piec. Odprowadzam go wzrokiem wsiadającego na rower i odjeżdżającego do domu. Niepewnie ruszam do domu. Rozglądam się po pustym mieszkaniu. Od kiedy Maya zaczęła znikać, to mieszkanie właściwie wypełniam tylko ja lub pustka.

Idę do swojego pokoju i wyciągam biały ręcznik z dużej brązowej szafy. Sięgam po bluzkę z jakimś nadrukiem i obcisłe rurki. Schodzę powoli na dół, omal nie potykając się o własne nogi. No tak nie tylko teraz moja głowa o nim myśli, ale i nogi. Wzdycham i zamykam za sobą drzwi.

Wchodzę pod prysznic i czuje, jak zimne krople powoli spływają po moim ciele. Przymykam oczy i każdy jego skrawek masuje żelem pod prysznic. Powoli opłukuje ciało i zakręcam słuchawkę. Wychodzę spod kabiny i wycieram się puchatym białym ręcznikiem. Zakładam na siebie świeże rzeczy i opuszczam pokój.

Telefon, który znajduje się na kuchennym blacie, zaczyna wibrować. Z lekkim uśmiechem podchodzę i zaczynam czytać SMS, z każdą kolejną chwilą, ten uśmiech zaczyna spadać. "Czekam na forsę. Jeśli nie chcesz ze mną wystąpić to, chociaż oddaj swój dług. Ps. Coś mi się wydaje, że twój chłopak ma za spokojne życie. Pa maleńka"
Czuje, jak moje nogi przybierają postać waty, a serce, które jeszcze chwilę temu było na miejscu, wywinęło fikołka. Czytam zaparcie już rzec raz treść SMS"u i nic nie składa mi się w całość. Jaki dług? O co z tym wszystkim chodzi? Patrick nie odpuścił... nie odpuści, dopóki nie zostanie to, czego pragnie. Sławy. Czuje, jak każde wspomnienie na nowo wypełnia moją głowę. Uczucie, które sprawia, że znów ma ochotę go zniszczyć, pozbyć się go raz na zawsze...

Matthew

— Tatusiu, a pojedziemy do wesołego miasteczka? — Katy pyta po chwili ciszy spędzonej w samochodzie.

— Em... — Zamyślony mruczę pod nosem.

— Czy pojedziemy do wesołego miasteczka? — Powtarza pytanie, a ja natychmiast się otrzeźwiam.

— Tak córeczko — odpowiadam spokojnie. Patrzę na drogę w skupieniu, choć to naprawdę nadal jestem pijany po spotkaniu z Emmą. Nadal czuję jej wręcz upijający mnie zapach. Nadal czuję jej oczy krzyżujące się z moimi...

Zmieniał trasę na wesołe miasteczko. Obiecałem Katy, że ten dzień spędzę z nią. Tylko z nią, a mimo to nadal bujam w obłokach. Parkuje przed parkiem rozrywki i powoli wysiadam. Uwalniam ją z fotelika i zaczynam prowadzić ją za rączkę.

— Patrz tato! — Woła pokazując paluszkiem na dużą kolejkę górską.

— Widzę. — Śmieje się lekko i całuje ją w czubek głowy.

— Pójdziemy na to? — Pyta, pokazując na diabelski młyn. Nie wieku czy to dobry pomysł.

— A może pójdziemy na to? — Pokazuje na dużo mniejszą i bezpieczniejszą kolejkę.

— Tak!!! — Woła i wyrywa się. Zaczyna biec w kierunku kolejki.

Kupuje bilet na jazdę kolejką i wsiadam razem z małą. Na jej twarzy cały czas widnieje uśmiech. Wybucha śmiechem za każdym razem, gdy kolejka zjeżdża w dół, a ja nie mogę się nadziwić, ile to dziecko ma energii.

Tłumy ludzi wypełniają całe miasteczko. Spaceruje z małą do czasu, gdy znajdujemy sie przy małej budce z butelkami. Staje i płace za trzy rzuty butelką. O dziwo udaje mi w zrzucić wszystkie butelki.

— No mała wybierz sobie misia — mówi starszy pan.

— Tego — pokazuje dużego misia pandę. Mężczyzna ściąga pluszaka i daje go Katy, która natychmiast przytula zabawkę.

Uśmiecham się od ucha do ucha i idę w kierunku samochodu, trzymając pociechę za rączkę. Zerkam na nią kątem oka i widze jej zadowolenie, jakie cały czas widnieje w jej oczkach. Zapinam ją w foteliku, po czym sam zajmuje miejsce kierowcy. Odjeżdżam z Wesołego miasteczka. Poprawiam lusterko i pogłaśniam muzykę. Stukam palcami, wystukując rytm piosenki. Wczorajszy wieczór wydaje się snem, a może prawdą, która jest tylko iluzją?

Z namysłu wyrwa mnie auto. Przyspiesza z każdą sekundą, a droga staje sie ciężka i żmudna. Jego przyspieszenie sprawia panikę w moich oczach. Jedzie prosto na mnie. Chce skręcić. Nie mogę. Włączam hamulec. Nie działa.

Głośny huk, grzmot.

— Katy — tylko tyle jestem w stanie wydusić. Czuje, jak moje powieki powoli opadają. Serce bije coraz spokojniej. Krzyki i trąbienie roznosi się w całym mieście, a ja już nic nie czuje. Tylko ciemność, która zamyka mnie w swoich szponach...

***
Moi drodzy kolejny rozdział za nami. Jak wam sie podobał? 😘❤️
Owszem teraz będę sie bawić w dramatopisarza 😂
Miłego zajączka wszystkim. Życzę wam smacznego jajka i do zobaczenia w następnym rozdziale ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro