Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod rozdziałem czeka na was notatka z pomysłem, który może was zaciekawić 😘
***

Owen

— Coś się stało? — pytam, stając w drzwiach od sypialni. Nie są zamknięte, ale też nie są otwarte na szerok. Postanawiam je lekko uchylić.

— Nie. Wszystko w porządku — Nie patrzy na mnie. Nie odwraca się. Patrzy uparcie w lustro, dotykając naszyjnika. Jej wzrok jest pełen troski i zmartwychwstania.

— Nie widzę, żeby wszystko było w porządku — postanawiam wejść. Staję za nią, głowę przechylając blisko jej ucha — powiesz mi, co się dzieje?

— Czy gdybym ci powiedziała, że ja już nie potrafię kochać, uwierzyłbyś? — przymyka oczy tak, jakby czuła ból z wypowiedzenia słów.

— Nie — odpowiadam pewnie i odwracam ją tak, aby spojrzała w moje oczy.

— Owen... — szepcze z żalem w głosie. Kładę dłoń na jej policzku.

— Nie wiem, przez co znowu próbujesz sobie wmówić coś, co nie jest prawdziwe. Nie wiem, dlaczego próbujesz siebie niszczyć. Jesteś tak cholernie piękna, a te łzy nie powinny mieć miejsca. Twoje oczy są jak rozżarzone iskierki, gdy się cieszysz. Płyną troską, której nie rozumiem. Gdy patrzysz na Katy czy Rose wydajesz się taka szczęśliwa. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem kogoś takiego jak ty, kto umie podnieść się po stracie kogoś tak bliskiego. Jeśli to przez to jesteś taka smutna, nie zabraniam ci tego. Wiem, jak to bardzo boli. Pozwolę ci się wypłakać. Pozwolę ci się przytulić. Bo sam straciłem kogoś tak bardzo dla mnie bliskiego — Delikatnie całuje ją w czoło i przytulam delikatnie.

— Nigdy nie przeżyłam z nim wspólnych świąt. To tak bardzo boli. Sama nie wiem, już co robię źle. Chcę choć raz poczuć ulgę na sercu — wyszeptuje wtulona w moją klatkę piersiową.

Wszyscy goście już pojechali oprócz pani Patel, która zajmuje się Rose. Nie spodziewałem się, że Emily ma tak serdeczną rodzinę. Thomas to człowiek z genialnym poczuciem humoru. Clara za to jest osobą pełną ciepła i troski. Mały Josh, mimo że nie umiał za dużo powiedzieć, jest całkiem fajnym dzieciakiem. Dużo inaczej ma się sprawa z matką Emily. Wyglądała na surową, choć i tak pewnie się mylę. Zresztą co mam się dziwić. Widzi obcego faceta w domu swojej córki, która przeżyła stratę swojego chłopaka. Jej mąż za to rzuca strasznie słabe kawały. Nie to żebym coś do niego miał, bo wydaje się całkiem spoko. Po prostu każdy w tej rodzinie jest inny, a Emily odziedziczyła każdą z tych wszystkich cech. Nie to, że mówi słabe żarty, których jeszcze nigdy nie słyszałem, ale upartość ma zdecydowanie po jej mamie.

— A gdybym ci powiedziała, że się w tobie zakochuje, choć sama nie wiem, dlaczego tak bardzo się tego boję? — jej głos drży, podczas gdy walczy, aby nie pogubić się w słowach.

— A zakochujesz się? — pytam cicho i spokojnie kosmyk jej włosów, układając za ucho.

— Tak — szepcze, po czym odwraca wzrok na okno.

— A gdybym ci powiedział, że ja już jestem zakochany? — Zmuszam ją do spojrzenia na mnie, gdy dotykam delikatnie jej podbródka i nakierowuje na mnie.

— Co z tym zrobimy? — patrzy na mnie niepewnie, ujawniając swój speszony wzrok.

— Nic — odpowiadam cicho — wszystko zależy od ciebie, czy dasz się pokochać — odpowiadam cicho i całuję ją delikatnie w nos.

Delikatnie biorę ją za rękę i wyprowadzam z pokoju. Patrzy na mnie lekko zaskoczona, jednak pozwala mi prowadzić. Oboje opuszczamy pokój, gdy zerkam na nią, widzę, że się uśmiecha.

— Mógłbym panią prosić, aby zajęła się pani Rose i Katy? Będziemy tak za godzinę lub dwie — Informuję starszą kobietę z wnuczką na rękach, która od razu przenosi swój wzrok na speszoną Emily, a potem na mnie.

— Pewnie. Nie ma sprawy. — Uśmiecha się szeroko, dostrzegając nasze dłonie splecione razem.

Bez wahania pomagam dziewczynie ubrać ciepłą kurtkę i szal. Kiedy wkłada buty, ja zakładam kurtkę.
Wychodzę, nie puszczając jej dłoni. Otwieram drzwi od samochodu, gdy jesteśmy tuż przy nim. Wsiadam na miejscu obok i odpalam silnik. Ruszam bez słowa, a wycieraczki wchodzą w ruch, gdy na szyby leci biały, puszysty śnieg. Uśmiecham się lekko pod nosem, zerkając na dziewczynę i odważam sie położyć dłoń na jej udzie. Siedzi obok mnie, a jej głowa cały czas zwrócona jest w boczną szybę. Jadę tak ostrożnie, jak tylko się da. Drogi są pokryte lodem, co nie jest żartem, bo można wpaść w całkiem niezły poślizg i spowodować wypadek. Kiedy podjeżdżam na miejsce, wysiadam jako pierwszy. Otwieram jej drzwi, a jej oczom ukazuje się lodowisko.

— No nie bój się — śmieję się lekko, widząc jej zmieszaną minę.

Biorę ją za rękę i prowadzę do pomieszczenia. Otwieram drzwi zamknięte na klucz i puszczam przodem. Jej wzrok jest zdezorientowany, jakby się zastanawiała skąd mam klucze do tego miejsca. Brat Colina pracuje tutaj na co dzień, a że ja nie jestem z nim na stopie wojennej, postanowiłem pożyczyć od niego klucze. Nie miał z tym wielkiego problemu, a przynajmniej nie wyglądał na złego. Mój przyjaciel i jego brat nie utrzymują ze sobą kontaktu, od kiedy pokłócili się o Olivię. Prowadzę Emily do wypożyczalni łyżew, a gdy podaje mi rozmiar, podaje jej parę. Sam zabieram parę i zakładam, co widocznie mi nie wychodzi. Zerkam na Emily, która ma założone łyżwy i jest już gotowa do jazdy.

— Serio Owen? Nie potrafisz założyć łyżew? — pyta, ledwo powstrzymując chichot.

— No nie moja wina, że nigdy nie jeździłem — przyznaję, uśmiechając się szeroko.

— Nigdy nie jeździłeś? Tata zawsze zabierał mnie na łyżwy i jeździliśmy całymi popoludniami — kuca przy mnie i pomaga założyć łyżwy. Najpierw ona wstaje, a potem pomaga mi.

Staram się złapać równowagę, ale coś mi nie wychodzi. Dziewczyna, widząc to łączy nasze dłonie i pomaga mi wyjechać na lodowisko. W pierwszej chwili oboje nie możemy złapać równowagi. Kiedy Emily robi pierwsze kroki na lodzie od bardzo dawna, uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Jej ruchy są coraz pewniejsze i płynniejsze. Stoję w miejscu, uważnie jej się przyglądając i szczerząc jak głupi do sera, co idzie na moją niekorzyść. Rozkraczam się na lodzie, robiąc niechciany szpagat.

— Ty naprawdę nigdy nie jeździłeś — śmieje się w głos i podjeżdża do mnie. Pomaga mi wstać — patrz, to nie jest takie trudne. Rób to, co ja — prosi.

Robię wszystko dokładnie tak, jak mnie instruuje. Gdy łapie, o co chodzi, pozwalam sobie, dorównać jej tempa. Jeździmy tak dłuższy czas, rozmawiając o zwyczajnych rzeczach. I że można się dowiedzieć o kimś na lodowisku tak dużo. Myślałem, że będziemy jeździć w ciszy, a tymczasem Emily gada niemal cały czas. Uwielbiam słuchać jej głosu. Jest taki przyjemny.

— Mieszkam tu od niespełna trzech lat — tłumaczy — wcześniej podróżowałam, gdy jeszcze grałam na gitarze. Razem z moim chłopakiem, przez którego moja kariera legła w gruzach — tłumaczy, a z jej twarzy lekko znika uśmiech.

— Nie wiedziałem, że kiedyś grałaś — przyznaję spokojnie i zajeżdżam jej drogę. Biorę jej dwie ręce i jadę do tyłu, nie odwracając od niej wzroku.

— Stare czasy — mówi w ten sposób, jakby próbowała zamknąć ten temat.

— Dlaczego już nie grasz? — postanawiam nieco bardziej podrążyć temat.

— Bo nie ma sensu — wzdycha i puszcza moje dłonie. Jedzie przed siebie, wymijając mnie.

— Zawsze jest sens. Tylko trzeba go znaleźć — uśmiecham się i jadę tuż za nią.

Nagle jej pewność i równowaga upadają w jednej sekundzie. Traci przewagę nad łyżwami i leci do tyłu. Łapie ją w ostatniej chwili, gdy tylko znajduje się w moich objęciach, nie potrafię się nie uśmiechnąć.

— Dzięki — wzdycha, oddychając z ulgą, a jednocześnie z zawstydzeniem.

— Nigdy nie pozwoliłbym ci upaść — szepcze cicho.

Po jej poliku spływa jedna samotna łza. Nie wiedząc, o co chodzi, siadam z nią na lodowisku. Jej głowa cały czas spoczywa na moim torsie. Całuje ją w głowę i delikatnie kciukiem masuje wierzch jej dłoni.

— Zależy mi na tobie Owen — mówi cicho, tym razem patrząc prosto w moje oczy.

— To dlaczego płaczesz? — pytam zdezorientowany.

— Bo nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się zakocham — odpiera spokojnie.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — delikatnie całuję jej nosek z lekkim uśmiechem.

— Otworzyłeś mi oczy. Zrobiłeś to, jak nikt inny. Prawda jest taka, że uciekam od tego uczucia do ciebie, bo boje się, że zapomnę o Matthew. Jesteś taki ciepły i opiekuńczy... Tak bardzo tęskniłam za tym, aby ktoś mnie po prostu przytulił. Brakowało mi po prostu rozmowy. Ty zrobiłeś to, na co nie pozwoliłam nikomu innemu. Pozwoliłam ci się do mnie zbliżyć i pozwoliłam ci mnie oswoić. Najbardziej boję się tego, że nie mam pewności czy to, co do ciebie czuję, jest prawdziwe — szepcze, stykając nasze czoła ze sobą.

— Kocham cię Emmo Clarke — wyszeptuje w jej usta z szerokim uśmiechem.

— Ja też cię kocham — Delikatnie kładzie dłoń na mojej klatce piersiowej i pogłębia pocałunek. — Owen...

— Tak? — pytam spokojnie, kciukiem dotykając jej policzka.

— Tyłek mi odmarza — mówi z rumieńcem na twarzy i cicho chichocze.

— Mogę sprawić, że sie zaraz rozgrzejesz — patrzę na nią znacząco.

— To jakaś propozycja? — mamrocze, cicho po raz kolejny muskając moje usta.

— A co jeśli tak? — uśmiecham sie widocznie rozbawiony, widząc jej zawstydzenie na twarzy.

— To... Och, nie wiem. — Śmieję sie lekko, ale o dziwo Emily tego nie robi.

— Chodźmy, jest już zimno — odpowiadam z lekkim zamyśleniem.

Kiwa głową i bierze mnie za rękę. Jedziemy do wyjścia z lodowiska, po czym na ławkach ściągamy łyżwy. Sięgam po klucze, gdy wychodzimy z budynku i zakluczam. Bez słowa idziemy do samochodu, jednak o dziwo oboje mamy banany na twarzy. Pomagam jej z drzwiami, po czym sam wsiadam obok i odpalam auto. Ruszam z miejsca z piskiem opon. Podkręcam ogrzewanie w samochodzie, a szyby zaczynają się powoli odmrażać. Prowadzę w ciszy skupiony na drodze. Śnieg sypie bardziej niż kiedykolwiek, a drogi są niesamowicie śliskie. Jadę, najwolniej jak się da, aby w całości dojechać do domu Emily.

— Wrócisz jakoś do domu czy chcesz u nas przenocować? — pyta łagodnie przyglądając się pogodzie za szybą.

— jakoś sobie poradzę. Nie martw się — uśmiecham się i staje na światłach.

Na chwilę swój wzrok przenoszę na zegar. Jest dokładnie pierwsza w nocy. Wzdycham cicho i przełączam stacje w radiu. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, widzę, zawahanie w oczach Emily.

— Na pewno dasz radę wrócić? — patrzy na mnie, upewniając się.

— Tak. Niczym się nie martw. Zadzwonię do ciebie, jak dojadę na miejsce — uspokajam ją z szerokim uśmiechem i całuję delikatnie — a teraz zmykaj do domu, bo musisz się wyspać.

— Och... No dobrze — odpuszcza i wychodzi z samochodu.

Odprowadzam ją wzrokiem, aż do momentu, gdy nie znika za drzwiami domu. Kręcę głową w niedowierzaniu i odpalam na nowo silnik. Chciałbym na nowo odtwarzać ten wieczór każdego dnia na nowo. Z takim samym uczuciem.

***
Dzisiaj rozdział skupiający się tylko na głównych bohaterach. Jak wam się podobał taki romantyczny motyw?

Pomyślałam nad tym abyśmy wszyscy razem stworzyli jeden wspólny rozdział. Tak więc pytanie do was: Chcielibyście takie coś?
Byłby to rozdział, do którego wykorzystała bym od was jeden albo dwa pomysły, które wybiorę ja. Oczywiście autora/autorkę pomysłu oznaczę pod rozdziałem. Miłego dnia/wieczoru ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro