Preludium

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dla Akerone,

mojej odnalezionej połowy pisarskiej duszy.

Dziękuję, że jesteś.


Krew. 

Była wszędzie. Wsiąknęła w utwardzoną drogę, zabarwiając brunatnym kolorem żółtawy piasek. Skapywała z szerokich liści, odbijając promienie słońca w pojedynczych kroplach i znikała między źdźbłami traw. Spływała z rozbryzgów na ścianach skalnych domów, tworząc groteskowe mozaiki, makabryczne dzieła sztuki w wiosce, w której życie zgasło w zaledwie kilka chwil.

Tętent kopyt. Szczęk zbroi. Krzyki. Zgrzyt mieczy wyciąganych z pochew.

Po Kamiennej Wiosce przetoczył się skowyt żalu, krzyk rozrywający serce na miliony kawałków.

Zawodziła żałośnie, łapczywie chwytając powietrze.

Nie widziała jej. Nie widziała nikogo. Nikogo ze swoich.

Rhealynn leżała na brzuchu, z twarzą obróconą w stronę paleniska. Drobinki ziemi wbijały się w jej policzek i wdzierały do oka, mieszając ze słonymi łzami i własną krwią. Mrugała nerwowo powiekami, próbując przywrócić ostrość w polu widzenia. Ostatnie, co pamiętała, zanim straciła przytomność po raz pierwszy, to wyrażającą bezgraniczne zdumienie twarz Iyana. 

Potem zapadła ciemność.

Iyan. Gdzie on jest?

Zacisnęła mocno powieki i po chwili znowu je otworzyła. Nadal widziała odzianych w zbroje mężczyzn przechodzących nerwowym krokiem nieopodal niej. Prawo. Lewo. Znowu prawo. Jeden z nich stanął. Inny zawołał kamratów. Reszta chodziła i wykrzykiwała krótkie komunikaty, ale Rhealynn nie mogła rozróżnić słów. Wszystko zlewało się w jeden szum.

Zrobiło jej się niedobrze. Zwymiotowała. Ciepłe wymiociny oblały jej brodę; zacharczała i szarpnęła się słabo, ale więzy na nadgarstkach trzymały mocno. Wykręcone za plecy ręce przeszyła fala ostrego bólu. Próbowała wstać, ale nie mogła nawet poruszyć nogami – ktoś skrępował je grubym sznurem i oplótł łańcuchem od kostek aż po same biodra. Rhealynn wciągnęła ze świstem powietrze przez nos i zatrzaśnięta na jej szyi metalowa obroża zacisnęła się odrobinę. Może jej się wydawało? Może to strach, który cały czas tłumiła w piersi? Serce zabiło jej szybciej, uczucie paniki rozgorzało na nowo. Coraz trudniej było jej zachować spokój.

Jeżeli spanikujesz, to się udusisz. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Nie mogła nawet dopełznąć do Nadii, która leżała po drugiej stronie paleniska z rękoma rozrzuconymi na boki. Oczy dziewczyny zmatowiały, rumiana niegdyś twarz zastygła w grymasie złości. Plama krwi rozlana po białej bluzce do złudzenia przypominała kształtem kwiat kamelii. W samym jej środku tkwił grot strzały. 

Rhealynn jęknęła i wypluła resztki wymiocin. Kwaśny posmak w ustach wgryzał się w język, piekło ją gardło.

— Podnieście ją — rzucił zdecydowanym głosem mężczyzna. 

Usłyszała podzwanianie kolczugi i po chwili On pojawił się w jej polu widzenia. Rhealynn zobaczyła jego twarz wyraźniej niż wszystko dookoła. Wyraźniej niż wnętrzności wylewające się z rozciętego brzucha Feyre i wyraźniej niż kawałek kości z odłupanej czaszki Heddy leżącej nieopodal. 

Ukucnął blisko niej i oparł łokcie na kolanach. Ponurą twarz okalały ciemnobrązowe kosmyki, opadające na uszy o zaokrąglonych czubkach. Człowiek.

— Rozerwę... cię... — wybełkotała Rhealynn, szarpiąc bezskutecznie więzy.

— Nie wątpię — westchnął po chwili. Wypuścił powietrze ze świstem, a w jego jasnoniebieskich oczach nie było nawet cienia tryumfu. 

Skinął głową na zbrojnych, którzy do nich podeszli i Rhealynn poczuła szarpnięcie. Silne ramiona żołnierzy pochwyciły ją pod pachami i postawiły na nogi. Ostatnie co widziała, zanim naciągnięto jej worek i zapadła ciemność, to mężczyznę w lśniącej czernią zbroi, który wymierzył celny cios w szczękę małej Deidre. Głowa dziewczynki odskoczyła do tyłu, a po chwili jej ciało zwiotczało i upadła z głuchym łoskotem na ziemię, wzbijając tumany kurzu.

Mocny podmuch wiatru otulił jej łydki i pierwsze pojedyncze krople deszczu spadły na nagie przedramiona Rhealynn. Wydarzyło się coś nieodwracalnego, czego nie będzie można naprawić i Magia o tym wiedziała. Równowaga na świecie została zachwiana niczym wzburzone wino w kryształowym kielichu.

Ktoś za to zapłaci. Krew musi zostać przelana.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro