rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wschód słońca oglądany z Wyspy Ostatniej Nadziei miał niepowtarzalny urok, niedostępny na żadnym innym krańcu świata. Zielonkawe fale tak samo nieustępliwie jak przez ostatnie wieki, rytmicznie rozbijały swoje krople o krwiste skały, jakby próbowały uciec od czerwonej poświaty, której to promienie wyglądały jakby przecinały wodną błonę rozgrzanymi do czerwoności mieczami. Słońce powoli wydostawało się spod powierzchni wodnej toni jak z żołądka wodnej bestii, która połknęła go o zmierzchu. Widoczność ograniczała jednak mgła o konsystencji chmur rozpościerających się na niebie w upalne, duszne dni. Niosła ze sobą chłodną oceaniczną bryzę, a piękny, niepowtarzalny zapach wody budził w człowieku chęci do życia, wypełniając płuca ze znacznie większą mocą niż późniejsze powietrze.

Tak więc świetna sprawa - kto rano wstawał, ten kilkoma oddechami nabierał energii na cały długi dzień, sycąc przy tym zmysły widokiem malowniczego brzasku. Feliks często zaliczał się do tej grupy, jednak tym razem nie wyruszył na poranne biegi, by cieszyć się pierwszymi promieniami słońca.

Zaspał, idiota.

Cały dzień spędzony w latarni, następnie rozprawa z przenosinami uciekinierek, długa rozmowa z Sally oraz włamanie do domu Lingrada odcisnęły na nim swoje piętno. Gdy wrócił do latarni było około czwartej-piątej nad ranem i odczuwał już tak wielkie zmęczenie, że nawet nie zauważył, kiedy osunął się na leżankę, po czym zasnął. Znalazła go dopiero Skylar, delikatnie budząc go w spokojnej atmosferze. Nastolatek rozejrzał się wokół, zaskoczony widokiem wnętrza latarni zamiast znajomych sęków na drewnianych ścianach pokoju. Bolały go wszystkie mięśnie, a bark palił żywym ogniem. Przeklinał w duchu swoją nieuwagę i głupotę, z niepokojem lustrując wejście do piwnicy. Obawiał się, że zapomniał jakiegoś elementu kamuflażu, ale wszystko wyglądało w porządku.

– Wszystko okay? – zapytała kuzynka, ignorując jego zabłąkane spojrzenie. – Nie jesteś głodny?

Dopiero wtedy zwrócił na nią większą uwagę. Skylar z jaką na co dzień musiał się użerać była niespełnionym detektywem a przy tym choleryczką - potrafiła wykryć i odnaleźć każdą intrygę, a nawet najmniejsze kłamstwo. Lubiła nadawać rytmowi ich życia określonego porządku; także mimo, że miał wolną rękę jeśli chodziło o opuszczanie chatki, zawsze miał wracać do niej na noc - chyba że na przykład przyjechała Jina, wtedy Zasady znikały - zjadać regularne posiłki i udawać, że życie na Wyspie Ostatniej Nadziei jest super. Tego ranka była jednak jakby inna – na jej idealnej twarzy widać było rysy zmęczenia, a pod ognistymi oczami odznaczały się granatowe wory. Zaczął zastanawiać się; co robiła, czy w ogóle spała? Dlaczego nie ochrzaniła go za to, że nie wrócił na noc do domu? Czy zaczęła już poszukiwania dziewczyn?

Skylar Jinjer milczała, lecz było w tym braku słów coś pogodnego, jakaś pozytywna akceptacja. Śniadanie zjedli u Ihmy, po raz pierwszy od dawna decydując się na wspólny posiłek poza domem. Przeżuwając jeszcze ciepłe podpłomyki, nastolatek lustrował jej ciepłe oblicze i zastanawiał się, co doprowadziło ją do takiej zmęczonej łagodności. Ciekawiło go również, czy zauważyła już brak części jedzenia i leków, które oddał dziewczynom, żeby mogły przetrwać kilka dni gdyby Filary kręciły się pod latarnią.

Gospodyni obserwowała obu gości z rosnącym zainteresowaniem. Przez te lata nauczyła się rozpoznawać dalekie myśli czerwonowłosej, choć momentami wciąż pozostawała dla niej zagadką. Ale jej kuzyn? Zwykle od razu po otwarciu oczu wstawał i zadawał nieznośne pytania, a Ihma dobrze widziała, jak bardzo irytował przy tym Skylar. A teraz milczał, akurat wtedy, kiedy jego towarzyszka wyraźnie pragnęła, by zaczął mówić tak, aby mogła w pełni cieszyć się wspólnymi chwilami. Niema kobieta posmutniała. Często w myślach nazywała pannę Jinjer swoją przyjaciółką, i choć czerwonowłosa nie miała o tym zielonego pojęcia, przez swoje wieloletnie obserwacje zaczęła się domyślać jej przeszłości o wiele bardziej, niż tamta planowała pozwolić. Znów spogldając na kuzynostwo, przełknęła ślinę, umyślnie zaciskając mięśnie wokół szpecącej podniebienie pieczęci. Oh, gdyby tylko była w stanie uwolnić się od tego przekleństwa!

– Chciałbyś może wybrać się popołudniu do lasu? – zagaiła tym czasem Skylar. – Potrzebuję chrustu i nowych ziół.

– Jasne.

– Może popołudniu zrobimy ciasto? Ostatnio wspominałeś, że masz olbrzymią ochotę na jabłecznik. Myślę, że możemy zaszaleć i dodać trochę cynamonu.

– Jeśli nie jest ci szkoda tak drogiej przyprawy, to czemu nie.

– Widziałam, że ostatnio podarłeś tę białą lnianą koszulę. Pomyślałam, że skoro i tak była już stara, to może zrobię ci nową? Tylko będziesz musiał zostać chwilkę w domku, bo szycie nie jest moją mocną stroną i w razie czego zmierzysz, żebym zrobiła poprawki.

– Pewnie, wielkie dzięki.

– A poza tym, pewnie będziesz miał ochotę na lody, co?

– Byłoby super.

Ihma patrzyła to na jedno, to na drugie, z niedowierzaniem kręcąc głową. Robiło jej się żal Skylar, która rozpaczliwie usiłowała zatrzymać kuzyna. Żal chłopaka, który zdawał się zrezygnować z raniącego Skylar pragnienia wolności. Choć wiedziała, jak bardzo zniszczy to jej przyjaciółkę, skrycie pragnęła, by Feliks zamiast przystawać na jej kuszące propozycje, tak jak zwykle zaczął się stawiać i wykłócać, by tylko zobaczyć pracę przybyłych na wyspę Filarów. Coś się w nim zmieniło przez tę noc i choć powinna się tym cieszyć tak jak Sky, nie mogła zdusić w swoim sercu złości. Bo chłopak powinien walczyć o wolność. Wolność, na którą mógł mieć nadzieję jako jedyny na Wyspie Ostatniej Nadziei.

To wszystko sprawiło, że kiedy kuzynostwo opuściło jej mieszkanko, znów zaczęła rozmyślać o tym, jak wiele chciałaby móc im powiedzieć. Spuściła głowę w dół, przygryzając policzek. Po tylu latach sądziła, że skoro rany się zrosły, przestały płynąć łzy i zniknął smutek, to ból po pewnym czasie również zniknie. Ale on wciąż chuchał jej na kark, tak jak Ihma zakorzeniony na Wyspie Ostatniej Nadziei, do końca odbierając jej resztki.

➳➳➳

To poszło zbyt łatwo – kuzyn miał taką cechę, że bez względu na to, jakich sposobów używała, jeszcze się nie zdarzyło, by grzecznie zrobił to, czego od niego oczekiwała. Miała ochotę stwierdzić, że posłuszny powrót przy jej boku do ich domku na szczycie wzgórza był jej największym życiowym osiągnięciem. Nawet analizując swoją przeszłość doszła do wniosku, że byłoby w tym sporo racji. To było jednak zbyt idealne – Feliks idealnie i grzecznie wykonywał zlecone przez nią czynności, cieszył się jak dziecko, gdy robiła jego ulubione dania oraz proponowała ulubione rozrywki. Przecież jeszcze kilka dni temu niemal przewracał stoły gdy zabraniała mu jakiejś głupoty! Tak, to było zbyt piękne, więc w głębi duszy spodziewała się, że prędzej czy później coś pójdzie nie tak. Dzięki temu, gdy do jej drzwi zapukał wysoki, muskularny mężczyzna odznaczający się białymi jak śnieg, krótkimi włosami i pomachał jej przed nosem odznaką Filara, to zamiast dostać zawału i w efektownym stylu zemdleć, roztrzaskując głowę o jakąś szafkę, uśmiechnęła się tylko przyjaźnie, pytając:

– Przepraszam, pan do kogo?

– Do dzika z lasu. Zastałem może? – sarknął wielkolud, marszcząc białe, krzaczaste brwi. – To jedyny domek na tym wzgórzu, jasne, że przyszedłem do was z wizytacją. Lepiej się pani odsuń i pozwól mi wejść, to będzie szybciej.

No tak. Skoro Feliks nie przyszedł do Filarów, Filary przyszly do Feliksa.

Nie pozwalając sobie na przyśpieszone bicie serca, Skylar poprawiła czerwone włosy, po czym uśmiechnęła się tak słodko i kokieteryjnie jak tylko mogła, gestem zapraszając gościa do środka. Niczym służka odebrała od niego płaszcz, a gdy zaskoczony mężczyzna spojrzał na nią jak na wariatkę, szepnęła słodko:

– Proszę siadać, akurat przygotowywałam z moim drogim kuzynem deser. To zaszczyt gościć w naszym domu Filara.

Idealnie gdy mówiła te słowa, Feliks wychylił się z zasłoniętej wielką szafką części pomieszczenia. Słysząc jej słowa, zamarł w rozkroku, z otwartą buzią układającą się w idealną literę „O". Mężczyzna popatrzył na niego myśląc chyba, że przyszedł jego fan, a Skylar miała ochotę kopnąć młodego w tyłek – wciąż stał i patrzył, robiąc z siebie ostatniego idiotę.

– Oh, panienka wybaczy. – rzucił żartobliwie, jednak w jego głosie przebijała zarozumiałość i duma. – Najpierw praca, potem zasłużone przyjemności. Z resztą, gdzie moje maniery! – Zamiast zgodnie ze zwyczajem ukłonić się przed panią domu, jeszcze się wyprostował, wyciągając przed siebie rękę. – Przygotuj pani najlepsze zastawy i najsmaczniejsze dania! Macie szczęście – w wasze niewątpliwie skromne progi zawitał sam Arlo Aesira, z rodu Aesirów, wywodzących się z gałęzi wielkich Lewellynów, którzy mają ten zasczyt zasiadać po prawicy samego Keana Altairy!

Feliks zrobił minę, która sprawiła, że wyglądał jeszcze durniej, a Skylar musiała walczyć całą sobą, by przełknąć grymas obrzydzenia, który cisnął się jej na twarz. Mężczyzna wyraźnie chciał, by kobieta ukłoniła się przed nim i ucałowała w brudną dłoń, dlatego z uśmiechem i delikatnym speszeniem postanowiła udawać niewychowaną wieśniaczkę, energicznie potrząsając ręką gościa.

Taki z niego potomek Lewellynów jak z mojej dupy słońce, pomyślała.

Mężczyźnie wyraźnie nie spodobało się takie uchybienie etykiecie, której notabene sam nie przestrzegał, ale nic już nie powiedział, rozglądając się dookoła.

– Oprowadzić pana? – zapytała uprzejmie, kontynuując swoją grę.– Tylko mam prośbę, niech pan nie robi mi zbyt wielkiego bałaganu, to oczywiście zaszczyt oglądać pracę Filara, ale późniejsze porządki będą takie męczące... – jęknęła. – Jestem już taka zmęczona.. – westchnęła jedwabiście, a mężczyzna aż się wyprostował. Oh tak, Skylar doskonale wiedziała, jak wyglądać pięknie, jednocześnie nie zdradzając oznak sztucznego zainteresowania. – Pewnie znowu pani Rudia na mnie nagadała, stąd ta wizytacja, prawda? Mam już dość. – załkała. – Ciągle tylko strach i nienawiść, jak ja mam tu mieszkać? Mój kuzyn jest ode mnie o wiele młodszy, jednak nawet jego nie ominęła ta chora spirala nienawiści. Błagam, jest pan taki potężny, niech pan wreszcie to zakończy! – pokusiła się nawet o kilka łez.

– No wie pani...

Mężczyzna już łapał się na jej haczyk, gdy ze zgrozą spostrzegła, że zbliża się do niej jej nieszczęsny wychowanek ze złością w oczach.

– Nie rób z nas ofiar przy kimś tak silnym, Sky! Jak możesz?! – zapytał z irytacją, przez którą kobieta nabrała ochoty, by sama wybuchnąć. – Ona przesadza, niech pan jej nie słucha! Nic tylko narzeka i najchętniej zabroniłaby mi wyjść z domu. A jak się o wszystko kłóci! Masakra. Nawet Ihma ma jej czasem dość, a ona to ma przecież cierpliwość jak ze stali. – Z każdym kolejnym słowem czerwonowłosa bardziej przeklinała swoje beznadziejne przywiązanie do tego głupiego dzieciaka. Już dawno powinna pozostawić go na pastwę przeznaczenia, bo przecież nikt normalny nie mógł z nim wytrzymać.

– Niech pan lepiej powie, jakie ma pan techniki? Czy potrafi pan eeee szukać jakiś konkretnych przedmiotów albo, no nie wiem, osób? To znaczy, Lingrad umiał przesuwać kamienie, w sensie oczami, i to było mega mega mega niesamowite, więc może pan też tak potrafi, chociaż to na pewno trudne i...

– Ha! Nawet mnie nie porównuj do tego słabeusza! – prychnął białowłosy Filar. – Lingrad pochodził z rodziny o potężnej krwi, ale posiadał zaledwie ułamki mojej mocy! – splunął. – Oczywiście, że mogę prowadzić poszukiwania! Spójrz, teraz przejrzę cały wasz dom i jego okolice jednym obłokiem mojej potężnej aury!

To mówiąc, zacisnął pięści z taką siłą, że prawie oczy wyszły mu z orbit. Feliks ze strachem obserwował, jak całe pomieszczenie zajmuje czerwonozłoty pyłek. Skylar ukradkiem wyjrzała na zewnątrz, ignorując nietypowe zachowanie kuzyna, który zamiast piszczeć z ekscytacji robił się coraz bardziej blady. Nie sądziła, że ten Filar będzie aż tak pyszałkowaty. Popełnił błąd i nie wiedząc z kim ma do czynienia pokazał prawdziwą naturę swojej charmy. Pokazując konsystencję czerwonych drobinek, odsłaniał mocne i słabe strony swoich mocy jak dziecko, tylko po to, by zrobić wrażenie na Feliksie niesamowicie efektowną strukturą aury. A przecież dobrze wiedziała, że każdy szanujący się Filar potrafił do woli zmieniać kolor aury, by ostatecznie uczynić ją niewidzialną. Dzięki temu mógł sprawdzić za jej pomocą całą wyspę – czuła z resztą, że już to zrobił – i nikt, kto nie potrafił ujarzmiać charmy nie miał szans niczego zauważyć. Oceniła średnicę chmury aury sięgającej aż do skraju lasu i szybko zrobiła zszokowaną minę oraz maślane oczy, kontynuując swoją grę. Jeśli wcześniej była zła na Feliksa, teraz miała ochotę spełnić każde jego życzenie – nie spodziewała się, że Aesira da mu się tak łatwo sprowokować.

– T-to wszystko? Niesamowite, jak szybko! Jest pan absolutnie świetny i genialny, to dla nas taki zaszczyt! – pisnęła, w duchu krzywiąc się na własny ton głosu. – Z pewnością chciałby pan zostać na dłużej, ale z pewnością ma pan dużo pracy w miasteczku i...

Wiedziała o nim już wszystko, czego potrzebowała, dlatego nie musiała już dłużej trzymać go w pobliżu. Tym razem szczerze spojrzała na niego wzrokiem pełnym strachu i obaw, dając mu do zrozumienia, że się go boi. Było to naturalne – często widziała, jak ludzie lękali się mocy, której nie rozumieli. Obserwując ludzką naturę, doszła do wniosku, że człowiek to istota ograniczona strachem. Gdy świadkuje czemuś, czego samodzielnie nie potrafi powtórzyć, odsuwa się od tego bądź dąży do niszczenia. Uznała, że Filar wykonując swoją pracę z pewnością doświadczył takich zachowań i nie pomyliła się. Miała ochotę splunąć, gdy dostrzegła w jego oczach, jak bardzo połechtała jego ego swoją grą „przerażonej biednej wieśniaczki, która nie wie co się dzieje". Sądziła, że podniosła jego zawyżoną samoocenę na tyle, by zakończyła swoją rolę w jego życiu, jednak ku jej zaskoczeniu, mężczyzna usiadł wygodnie za stołem ze słowami:

– Przykro mi, ale naprawdę muszę o czymś porozmawiać. Pani... Skylar Jinjer, tak? – zapytał z kpiną. – Chyba wie pani, z czym wiąże się życie na Wyspie Ostatniej Nadziei, prawda? – zniżył głos do szeptu.

Zmusiła się, aby rytm jej serca nie przyspieszył. Przeanalizowała swoją wiedzę o ludzkiej psychice, dochodząc do wniosku, że najlepiej będzie grać kobietę przestraszoną mocą gościa, ale rozsądną i stanowczą. Dlatego godnie podniosła głowę, cedząc:

– Feliks, za drzwi.

– Czy ty sobie żartujesz? Nie rób tajemnic z byle czego! Ja też chcę wiedzieć! – Oho, powrócił stary, kłótliwy nastolatek jakiego znała. Szkoda tylko, że w najgorszym możliwym momencie.

– To są sprawy dorosłych. – warknęła. – Proszę.

– Niech zostanie. – zadecydował Filar. Kobieta spojrzała na kuzyna z mordem w oczach. Oczywiście, spodziewała się pytań mężczyzny, ale Feliks był zbyt nieprzewidywalny, by mogła w spokoju prowadzić swoją ryzykowną grę i wciskać kolejne kłamstewka. – No dobrze, więc zacznijmy od tego, co usłyszałem od pani Rudii.

Zabiję tę gadatliwą wywłokę.

– Z tego co zrozumiałem, wraz z kuzynem przybyła pani na wyspę jakoś piętnaście lat temu. Miała pani wtedy... Osiemnaście? Dziewiętnaście lat jeśli się nie mylę. Nie wygląda pani na wiele starszą. – rzucił podejrzliwie.

– Dobre geny, dziękuję. – zachichotała, udając nieświadomą idiotkę, która myśli, że usłyszała komplement. – To było dla mnie bardzo trudne. Rodzice Feliksa adoptowali mnie kiedy byłam bardzo małą dziewczynką i po ich śmierci obiecałam im, że zajmę się tym maleństwem. – Skinęła na chłopaka, który z trudem walczył z pokusą wtrącenia czegoś nieodpowiedniego. Zmroziła go wzrokiem i kontynuowała:

– Zawsze coś ciągnęło mnie do wyspy. Czułam się bez niej pusta i jakby... zepsuta, nie umiem powiedzieć czemu. – kłamała z łatwością, zmieniając mimikę twarzy w taki sposób, by stać się bardziej wiarygodna. – Ojciec Feliksa, Vasorei, urodził się w tym miejscu i często opowiadał mi o wyspie. Najpierw jego maleńka siostrzyczka została okrutnie wykorzystana i zmarła, pozostawiając po sobie małą mnie, potem zmarła matka jego jedynego syna, a na końcu umarł i on, usychając z tęsknoty za swoją ukochaną wyspą. – mówiła z ściskającym duszę żalem. – Uwierzy pan, tak wiele tragedii w jednym miejscu...

Ale Arlo nie wyglądał na wzruszonego. Starał się udawać, ale jego twarz zdradzała, że to tylko maska. Przez chwilę walczył z ciążącymi się na usta pytaniami - nabrał się na jej smutek i nieco go on powstrzymywał, jednak w końcu chrząknął:

– Jak pani zapewne wie, prowadzimy rejestr stałych mieszkańców wyspy. Ich liczba zazwyczaj jest, hmm... niezmienna, dlatego zamieszkanie tu przez państwa było...

– Mój ojciec tu mieszkał jako dzieciak, więc w czym problem? – zapytał z niedowierzaniem Feliks. – Nie rozumiem, co z wami nie tak. Przecież ciągle ludzie tu się wprowadzają, po czym po kilku miesiącach wyjeżdżają. Na ich miejsce przychodzą kolejni, znowu wypływają, i tak w kółko. I nikt nie robi żadnego rejestru! Sam chciałbym opuścić w końcu to przeklęte miejsce i zwiedzić świat!

Ten jeden raz Skylar była mu wdzięczna za jego wieczne wtrącanie się. Jego słowa były dokładnie tym, czego sama nie mogła powiedzieć, ale potrzebowała, by usłyszał to Filar.

– Oczywiście, żaden problem, jednakże według świadków oraz dokumentów urodzony na Wyspie Ostatniej Nadziei Vasorei Jinjer zginął dawno temu rozszarpany przez bestie. Tragiczny wypadek. – powiedział bez krzty współczucia. – Nie otrzymałem również żadnej informacji o rzekomej siostrze pana Vasoreia. Dlatego sądzę, że nasze zastrzeżenia...

– Vasorei przeżył. – powiedziała zgodnie z prawdą. – A moja matka, Heva, była zaledwie kilkumiesięcznym niemowlęciem kiedy opuściła to miejsce. Coś jeszcze?

Filar wyraźnie się speszył jej bezpośredniością. Zaniepokojony doniesieniami Rudii o rzekomych praktykach tej kobiety miał obowiązek ją sprawdzić, a jej nazwisko oraz niepewna historia jeszcze ją podkopywały. Żyjąc jako członek rodu Aesira dobrze wiedział, że przez legendy o Altairze i jej następstwa krążące bezpośrednio w krwi rodów ujarzmiających charmę, podstawowym warunkiem przeżycia jest znajomość własnego pochodzenia oraz świadomość poziomu szlachetności własnej krwi połączona ze znajomością powiązań rodzinnych z dawnymi legendami. A ta kobieta zdawała się nie posiadać żadnej z tych rzeczy, co dla niego, człowieka znającego szczegóły życia wszystkich dwudziestu czterech przodków dzielących go od wielkich Lewellynów lepiej niż rodzonych braci było nie do pomyślenia.

– Pozostaje jeszcze kwestia państwa pozycji. – przyznał z niechęcią. – Kiedy państwa babcia zamieszkała na Wyspie Ostatniej Nadziei, sądziliśmy, że jest ona jedyną żyjącą przedstawicielką trzonu rodu Jinjer i z tego tytułu jego głową. Dlatego po śmierci pana Vasoreia sądziliśmy, że wymarliście. Później jednak dosłownie znikąd u boku pana Keana Altairy pojawił się nieznany nikomu Jinjer i ogłosił się nową Głową. Po jego śmierci pozycję tą przejęła jego córka, która ze względu na przyjaźń ojca znajduje się obecnie pod oficjalną opieką Filarów i Altairów. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia...

– Nie, absolutnie! To dla nas wielki zaszczyt, jednak nie poczuwamy się do ujarzmiania charmy ani do walki. – powiedziała szybko Skylar. Robiła wszystko, by ubiec w tym Feliksa, który wręcz się rzucał, by powiedzieć coś głupiego.

– Tak myślałem. Nie wyglądacie na takich. – powiedział Arlo z pogardą, za którą kobieta miała ochotę go udusić tu i teraz. – Dlatego przypominam, że nawet jeżeli jesteście byle wieśniakami, to musicie wiedzieć, że karą za podszywanie się za członków nawet tak niszowego rodu jak Jinjerowie będzie śmierć.

Atmosfera zgęstniała i cisza stała sie na tyle dziwna, że Feliks mimo najszczerszych chęci zrezygnował z nakrzyczenia na Filara za niedocenianie ich. Miał wiele pytań - nie rozumiał absolutnie niczego z ich dyskusji o historii, Trzonach i Głowach. W końcu Skylar posłała Filarowi najbardziej sztuczny uśmiech jaki miała w zestawie swojej mimiki i nawet nie usiłowała ukryć jego nieszczerości.

– Oczywiście. Wolałabym jednak, gdyby unikał pan takich okropnych insynuacji. To przecież oczywiste, że mieszkając na wyspie tak czy siak nie mamy szans na wykorzystanie tego nazwiska. Prawda?

➳➳➳

To nie był niestety koniec tego "przesłuchania". Okraszona ciężką atmosferą rozmowa trwała dalej, a Feliksa coraz bardziej bolała głowa od prób zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego pojawienie się Koiosa było dlań istnym wybawieniem. Mimo że nowoprzybyły szukał Aesiry, żadne z nich nie narzekało, gdy wrócili do portu, skąd przyszedł Koios, w dwójkę.

Podczas gdy Arlo wyróżniał się wysokim wzrostem, Koios nie był wyższy od Bosmana. Tym, co wyróżniało tego Filara była jego szara skóra, której odcień był typowy dla rdzennych mieszkańców Edenii. Gdy pchany ciekawością Feliks otwarcie zapytał go skąd wziął się ten kolor, nowo poznany Filar zażartował, że to zapewne od pyłu kopalni, w których jego przodkowie spędzali większość życia. To powiedziawszy, odchylił głowę do tyłu, po czym zaśmiał się tak głośno i zupełnie szczerze, że nastolatek również zaczął się śmiać, choć sam nie wiedział dlaczego.

Inną cechą charakterystyczną Koiosa były jego długie blond włosy, sięgające mu za łopatki. Częściowo uwiązane w malutkie warkoczyki, częściowo pozostawione same sobie, kręciły się delikatnie na wszystkie strony, przez co wyglądał trochę jak wielka, umięśniona owca. Ale nikomu to nie przeszkadzało - wystarczyła chwila na Wyspie, by dla wszystkich mieszkańców stał się ich wesołą, radosną i rozgadaną owcą, która ma niekończący się zestaw historii na każdą chwilę. Aby nie przeszkadzały w pracy, Filar zaplótł je w te liczne drobne warkoczyki, a długie kosmyki o barwie najszlachetniejszego złota wyróżniały go z tłumu, który otoczył ich od razu po przybyciu do portu.

Było już późne popołudnie, a gwarne, nienaturalnie zatłoczone ulice miasteczka wciąż zapełniał gwarny tłum, składający się zarówno z podróżnych, jak mieszkańców. Nie przeszkadzał im oceaniczny, porywisty wiatr niosący zapach wodnych otchłani, ani szata chmur reprezentujących najróżniejsze odcienie szarości, która otuliła słońce, zakrywając jej nagie, gorące płomienie. Różnił ich wygląd, ubiór, a nierzadko i odcień skóry, a liczby używanych języków nie sposób było określić w jednolitym hałasie setek osób, które postanowiły mówić w tym samym czasie. Feliks zwolnił, nie będąc pewnym, czy zjednoczenie z ludzkimi falami jest najlepszym pomysłem, ale chcąc nie chcąc podążył za swym intrygującym towarzyszem, do którego boku od razu przykleił się Bosman, rudowłosa Estoria i kilkunastu innych mieszkańców.

Obserwując, z jaką naturalnością i radością Koios odpowiada na pytania zamartwiającego się od czasu tragedii Bosmana, Jinjer sam miał ochotę się uśmiechnąć. W tym Filarze było coś, co sprawiało, że pomimo jego wysokiej pozycji, wydawał się "swojski", zupełnie tak, jakby od wieków był częścią wyspy. Przecież widział, że Tyrell, który czując odpowiedzialność za losy wyspy postarzał się przez te kilka dni niemal o dekadę, przez interakcje z rozsyłającym motywacyjną energię gościem nagle znów wydawał się sobą. Że Rudia skrzeczała równie irytująco co dawniej, bez cienia drapiącej w gardle rozpaczy. Kiedy tak w przyjemnej atmosferze szli ulicą ciągnącą się wzdłuż brzegu, Feliks zmarszczył nos i wbrew nastrojowi, posmutniał. Przez czas spędzony w latarni, skupienie na włamaniu do domu Lingrada czy na ochronie dziewczyn, dopiero teraz miał okazję odetchnąć pełną piersią, wdychając smród fekaliów i śmieci.

Czasem jest tak, że gdy człowiek skupia się na jednej, stresującej rzeczy, która staje się dlań priorytetem, nie dostrzega zmian zachodzących dookoła. Później budzi się i odkrywa, jak wiele mu umknęło, później złorzecząc na samego siebie, że przez dawne cele nie świadkował lub nie powstrzymał znaków upływającego czasu. Ale przecież to nie jego wina. Bo gdyby można było cofnąć te wszystkie zapełnione pracą i celami chwile, straciłoby się jej efekty, na rzecz, no właśnie, czego? Porzucenia własnego ja na rzecz bierności? Pustej stagnacji, która z czasem wyssałaby człowieka od środka?

Dla nastolatka nastał jednak ten określony czas przebudzenia z chwil, w których wyśnił własne cele. Dlatego patrzył na miasteczko, które w jego wspomnieniach było czystym i zadbanym, choć gwarnym cypelkiem, którego mieszkańcy całymi dniami cieszyli się leniwie ciepłymi promieniami słońca, by nagle rzucać się w szale do pasażerów przybyłego statku aby zarobić jak najwięcej pieniędzy, a po kilku dniach znów wrócić do spokojnego carpe diem. Dobrze wiedział, że nie było tu miejsca, by na dłużej pomieścić i wyżywić pasażerów dwóch tak dużych żaglowców - sam fakt, że przypłynęły tego samego dnia był dla Wyspy dosyć kłopotliwy, a problemów obawiano się jeszcze przed wypadkiem, kiedy oba statki miały zacumować jedynie na jeden dzień. Nie spodziewał się jednak serii widocznych na szybach niewielkich sklepów włamań, zniszczonych straganów ani olbrzymiej ilości różnego rodzaju śmieci, które zalały duszne mieszkania. Ludzie obawiali się powrotu na bezpieczny statek, na siłę szukając azylu pod dachami mieszkań, w których nie było dla nich miejsca. Zaczynały się kłótnie, przez które pomiędzy mieszkańcami, turystami i kupcami toczyła się istna wojna. Feliks nie wiedział jednak tego, że przed ich przybyciem sytuacja była znacznie gorsza, a od teraz wszystko powoli miało powrócić do normalności.

Gdy wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca na wyspę dotarła niewielka łódź z trójką Filarów, Koios wraz ze swoim towarzyszem od razu ruszyli sprawdzać i naprawiać barierę, a dowodzący nimi Arlo Aesira zobowiązał się do zbadania nastrojów na wyspie. Bo choć jego pyszałkowatość, duma i zgubna pewność siebie działały na niekorzyść wysoko urodzonego Filara, trzeba mu oddać, że w sytuacjach kryzysowych potrafił dać z siebie wszystko i rzeczywiście miał większy zakres umiejętności od Talma Lingrada. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po dopłynięciu do brzegu, było dokładne sprawdzenie terenu całej wyspy niemal niewidoczną dla ludzkiego oka chmurą aury. Za jej pomocą wykrył wszelkie nieprawidłowości, mogąc w końcu zabrać się do pracy. A tej było wiele, oj wiele! Mnóstwo razy musiał pokazywać ułamki swojej siły, by wzbudzić respekt i sprawić, by tłum zaczął go słuchać. Następnie zaprowadził względny porządek oraz tymczasowe prawa, co przy licznych głosach maruderów - na przykład takiej Rudii - było o wiele trudniejsze niż powinno. Później miał do niego dołączyć Koios, by zająć się zabezpieczeniem ewentualnych szkód oraz komunikacją z pełnymi lęków i niepewności ludźmi. Arlo miał w tym czasie zgodnie z wytycznymi sprawdzić tożsamość wszystkich istnień znajdujących się na wyspie, aby upewnić się, że pośród nich nie skywa się żaden zbieg. Koiosa zatrzymała jednak praca nad zabezpieczeniem uszkodzonych run podczas gdy trzeci Filar tworzył nowe - nie był w stanie wykonywać dwóch zadań jednocześnie. Właśnie dlatego zmęczony tym wszystkim Aesira tak chętnie zatrzymał się w domku Skylar, który miał być dla niego ostatnim zadaniem przed powrotem do portu i naradą z pozostałymi Filarami - był już zmęczony gwarem, tłumem i ludźmi, a ta śliczna kobieta zaintrygowała go swoim zagadkowym zachowaniem i charakterem, który tak usilnie próbowała stłumić.

Atmosfera jednak wciąż gęstniała. Rozmowa nie potoczyła się ani zgodnie z planami czerwonowłosej, ani wymysłami Arlo. Doświadczony latami pracy Filar przeczuwał, że pozostało jakieś niedopowiedzenie w jej słowach i za wszelką cenę próbował wyrwać rozmówczyni strzępki prawdy. Ta natomiast broniła się dzielnie, w duchu podśmiewując się z "wielkiego" Aesiry.

Feliks nic z tego nie rozumiał, jednak ilość dostarczonych tego dnia informacji dała mu do myślenia. Kiedy do drzwi zapukał kolejny mężczyzna, który przedstawił się jako Filar o imieniu Koios, obaj na moment zniknęli za drzwiami, by naradzić się w jakiejś pilnej sprawie. Zaciekawiony pracami nad barierą chłopak zamierzał skorzystać z okazji i wrócić do portu u boku nowoprzybyłego, ale dopóki został sam, pozwolił sobie na zatopienie w zamyśleniu. Bo przecież znał historię swoich rodziców oraz matki Skylar, słyszał też o pochodzeniu z wyspy ojca, ale nie wiedział nic o żadnych Rodach. Czy rzeczywiscie w jego żyłach mogłaby płynąć krew, która pozwoliłaby mu dołączyć do Filarów? I dlaczego ten wszechmogący Filar wyglądał, jakby wyczuwał w ich rodzinnej historii jakieś kłamstwo?

➵➵➵

Wspomnienie

– Teraz Sky będzie dziką bestią, a ja i Jina będzimy Filarami! – zawołał radośnie dziesięcioletni Feliks z iskrami w oczach. Jina wymieniła znaczące spojrzenie z młodą, czerwonowłosą kobietą o aparycji dziewiętnastolatki. Żadna z nich nie miała ochoty na tę głupią zabawę, ale jednocześnie nie potrafiły odmówić chłopcu, w którego oczach iskrzyło się tak naiwne marzenie.

– Sky! – zawołał rozkazującym tonem, nie zauważając ich niemej wymiany zdań. – Ty jesteś dziką, złą bestią i lada moment pożresz mieszkańców Wyspy! Twoja jaskinia zła i grozy, która jest... zła znajduje się o... tutaj! Za tym krzesłem! Kobieta posłusznie stanęła we wskazanym przez chłopca miejscu i z trudem powstrzymując śmiech, wysunęła palce mające imitować pazury. Wyszczerzyła groźnie kły i wydała z siebie gardłowe warknięcie, ku wielkiej uciesze dziecka. – Jina! A ty będziesz Filarem! Co prawda nie tak potężnym jak ja, ale będziesz kroczyć dzielnie u mojego boku. A jak coś się stanie, to będę cię ratował! 

Nastolatka drgnęła.

 – Ale może ja nie chcę być Filarem... – szepnęła żałośnie.

Feliks skrzywił się. Nie lubił tej dziewczyny - ciągle tylko chodziła jakaś taka smutna i za każdym razem psuła mu zabawę! Nigdy nie potrafiła wczuć się we wskazaną przez niego rolę, a jeszcze się nie zdarzyło, żeby wymyśliła coś sama z siebie - wszystko było na jego głowie! Do tego była starsza i strasznie zadzierała nosa z tego powodu. Na szczęście raczej nie przypływała na więcej niż kilka dni, dlatego co miesiąc-dwa mógł z godnością przeboleć jej towarzystwo, które tak czy siak było lepsze niż dominująca samotność.

– Jak możesz nie chcieć być Filarem? – zapytał z niedowierzaniem. – Okay, w takim razie będziesz... Szkarłatnikiem. O tak! Jesteś porwaną przez potwora księżniczką legendarnych Szkarłatników, a pan Altaira osobiście poprosił mnie abym cię uwolnił! Hya! – Z wojowniczym okrzykiem ruszył na Skylar z poduszką. Walka była zaciekła - czuł, że jego przeciwnik nie zamierza mu odpuścić. Ale jako przepotężny, niepokonany wojownik ostatecznie i tak zbliżał się do upragnionego zwycięstwa

.– Telepatia! – krzyknął. – Czytam twoje ruchy, nie możesz mnie pokonać, buahaha!

– Tak? A przewidziałeś może...to? – Skylar przewróciła go na plecy i zaczęła zaciekle łaskotać. Pomieszczenie zapełnił dźwięk histerycznego śmiechu chłopca, który czuł, że z tego wszystkiego w kącikach oczu zbierają mu się łzy rozbawienia. W końcu uścisk opiekunki zelżał, a Feliks wykorzystał szansę, by wstać i zawiesić się na jej ramionach z okrzykiem:

– Haaa! Iluzja! Nic nie widzisz i nie możesz się ruszać! I wzmocnienie, każdy mój cios jest dziesięć razy silniejszy! Szt! Szt! Telekinetycznie rozwalam się o skały. I wreszcie... boskie tworzenie..! Buuuuum!

Okrutna bestia posłusznie osunęła się na ziemię udając martwą, a zmęczony dziesięciolatek opadł na zimną podłogę tuż obok niej. Tylko Jina wciąż stała za drewnianym krzesłem jak kołek, patrząc przed siebie tym swoim zamglonym, smutnym wzrokiem. 

– Hej, Sky, jak myślisz. – zapytał z nadzieją, kiedy w końcu wyrównał oddech. – Czy pewnego dnia będę mogła zostać prawdziwym Filarem? 

Ale czerwonowłosa tylko zaśmiała się, lekko mierzwiąc jego krótkie, mysie włosy, które po zabawie znów sterczały na wszystkie strony. Dopiero po chwili, gdy zrozumiała, że dziecko rzeczywiście oczekuje odpowiedzi na to bzdurne pytanie, spoważniała i podniosła się do pozycji siedzącej.

– Feliks, możemy się śwetnie bawić, ale zrozum, że nigdy nie zostaniesz Filarem. To bardzo, ale to bardzo niebezpieczny zawód, w dodatku musiałbyś umieć posługiwać się charmą. To nie dla ciebie. 

– Ale to ja się nauczę..! 

– Feliks. – Jej głos stał się jeszcze bardziej stanowczy, wręcz ostry; wydawało się, że dźwięk dosłownie był ryżową szczotką, której szybkie ruchy zdzierały z niego warstwę ostatniej nadziei.

 – Musiałbyś być członkiem Rodu albo wieeelkim siłaczem. Poza tym, bycie Filarem nie jest takie przyjemne. Nie powinieneś myśleć o tym. – wysiliła się na łagodność. 

– A może jestem członkiem jakiegoś odjechanego Rodu, ale o tym nie wiem? 

Ale Skylar pokręciła z niedowierzaniem głową, znów tarmosząc go po włosach. Po chwili ciepła dłoń zsunęła się na jego plecy, a kobieta zmarszczyła brwi.

– Rany, znów cały się spociłeś. Leć się przebrać, ale migiem! Chyba nie chcesz się znowu przeziębić, co? Jeszcze przegapisz obchody Świąt Księżycowych, a słyszałam, że tym razem Estoria miała rozdawać dla dzieci Edeńskie słodycze! No już, kicaj.

Teraz, gdy wracał myślami do tych wspomnień, zdawał się dostrzegać w jej głosie ukrytą nutę fałszu. Jakby cała ich rzeczywistość była grubymi nićmi szyta, a igłą niezdarnego szwacza została silna desperacja. Jak daleko kryły się jej kłamstwa? Dlaczego odbierała mu tak piękne, niesamowite marzenie? Czuł złość oraz gorycz, w których skrywał się ukryty ogień. Miał zamiar odkryć prawdę, bez względu na to, z czym mogła się wiązać, i z całą jej plugawością wyrzucić ją u stóp kuzynki. 

Wtedy mógł conajwyżej się popłakać - tak zresztą uczynił. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro