Kill him!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"If you hear the shot...you weren't the target." *

Rumlow

Viv od kilku dni siedzi zamknięta w pokoju. Byłem u niej, ale prosiła, żebym ją zostawił. Nie wiem właściwie co się z nią dzieje.

W nocy idzie na ulicę.

Wracają nad ranem.

Nie wiem co robi, dopóki nie wejdę do niej, by zanieść jej coś do jedzenia.

Najczęściej czyści broń lub ostrzy noże.

Ale nie odgaduję jej myśli.

Co, jeśli ona pamięta Starka?

Co, jeśli czeka na okazję, by mnie zabić i uciec?

Pewnego ranka, kiedy wracają Viv siada obok mnie na kanapie.

- Kim on jest?- zapytała.

- Kto?- zwróciłem na nią oczy, choć doskonale wiedziałem o co pyta.

- Czerwień...złoto...Stark - mówi.

- Stark jest dla nas niebezpieczny - mówię.- Skrzywdził Cię. Pamiętasz?

Kręci przecząco głową.

- Dlatego musisz go jak najszybciej zlikwidować - mówię poważnie.

- Jak? On cały czas siedzi w tej wieży, w tamtym pokoju - mówi niespokojnie.

- Mam plan - powiedziałem.- Jutro. W samo południe będziemy mieli jedną, jedyną okazję. Stark będzie jechał na wskazane miejsce. Na moście. Zatrzymam jego samochód, wytargam go z niego...a Tobie zostawię przywilej zabicia go.

Viv zwiesza głowę. Jej długie włosy zakrywają jej buzię. Po chwili wstaje i idzie do swojego pokoju.

Vivienne

Barykaduję drzwi i siadam w oknie. Patrzę w "wyznaczone miejsce" i znów widzę mój cel.

Patrzy dokładnie na mnie.

Chyba do mnie macha.

Patrzę na niego tępo. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że mam go zabić.

Zamykam oczy, by po chwili zasnąć.

Muszę mieć na jutro dużo siły.

Czerwień i złoto, zwany Starkiem, może jutro stawiać opory.

Tony

Rano budzi mnie telefon.

Odbieram.

- Mam Vivienne. Jeżeli nadal Ci na niej zależy przyjedź na Washington Bridge dokładnie w południe. Jeżeli będziesz miał szczęście, przeżyjecie oboje - stoję jak wryty.

Vivienne?

Ale jak? Gdzie?

Zapamiętuję tylko Washington Bridge, południe.

Osoba rozłącza się. Nie mogę sprawdzić kto dzwonił, choć jestem pewien, że to mógł być Rumlow.

Jadę do warsztatu i biorę się do pracy, by zabić czas.

Nawet nie zauważam, kiedy zegar wybija 11:40.

Zjeżdżam do garażu i wybieram jedno z moim ferrari.

Czyżby Brock Rumlow odzyskał rozum i stwierdził, że więzienie niewinnej dziewczyny było niepotrzebne.

Przejeżdżam Holland Tunnel, by szybciej dostać się na Manhattan.

Po 12:00 wjeżdżam na Washington Bridge. Nie wiem czego szukać. Rozglądam się po drodze ale nic nie zauważam.

Czuję jak samochód podskakuje, jakbym na coś najechał, ale po chwili następuje wybuch a samochód dachuje.

Leżę chwilę, łapiąc szybko powietrze. Drzwi się otwierają. Ktoś chwyta mnie za ubrania i wyciąga z samochodu.

- Rumlow - dyszę widząc twarz mężczyzny, stojącego na mojej liście "x".

- Stark - uśmiecha się. Za jego plecami pojawia się postać.

Metalowe ramię.

Bucky.

Patrzę chwilę na Rumlow'a po czym kieruję wzrok z powrotem na Bucky'iego.

Samochody przejeżdżają między nami i uderzają w auto z którego przed chwilą wysiadał Bucky.

- Gdzie jest Vivienne?-pytam ostro za co dostaję siarczysty policzek.

- Dowiesz się - mówi kierując wzrok na ich samochód. Wyczołguje się z niego ktoś jeszcze.

Ubrany identycznie jak Bucky. Ciemne włosy związane w kok, na twarzy maska. Ale widzę oczy.

Są niebieskie. Takie, jakie zapamiętałem.

Nie wiem czy należą właśnie do tej osoby.

Zbliża się do nas. Przeładowuje broń. Już chcę wyciągnąć dłoń, by wezwać zbroję, ale zostaję obezwładniony

- Jest Twój - mówi Brock uderzając mnie jeszcze raz i puszczając na ziemię.

Podchodzi do mnie. Bierze za fraki i unosi w górę.

To kobieta.

Rzuca mną o ziemię i uderza w twarz raz za razem.

Nie potrafię reagować.

Poznaję te oczy, te ruchy ale nie chcę wierzyć.

To nie może być ona.

To złudzenie.

Zrobili to specjalnie.

Po kolejnych ciosach, po twarzy dziewczyny płynie pot. Sięga dłonią do twarzy z myślą by ją przetrzeć, ale ona zrywa maskę z twarzy i rzuca na ulicę.

Zamieram.

To ona.

To Vivienne.

A ona wyciąga ASG** i celuje prosto między moje oczy.

Nie pamięta mnie.

- Tęsknota...piekło...czerwień...19...łagodna...4...złoto...9...Stark!- słyszę za jej plecami głos Rumlow'a.

Jej oczy nie mają barwy. Są ciemne, pozbawione życia.

- Zabij go!- krzyczy.

Vivienne poprawia dłoń na pistolecie.

I tak po prostu mnie zabije?

W końcu po długim czasie przylatuje zbroja. Zakłada się na mnie i od razu ogłuszam Vivienne.

Musiałem.

Idę szybkim krokiem w stronę Rumlow'a.

- Coś ty jej zrobił?!- podnoszę go i rzucam z całej dostępnej siły o ziemię.

- To co powinienem - powiedział.- No dalej. Zabij mnie.

- Co zrobiłeś?- zapytałem ponownie.

- Zresetowałem miliony razy, biłem - mruknął.- Zabiłem je w niej.

Zaciskam szczękę i bez słów podnoszę go z ziemi. Przestrzelam jego klatkę piersiową repulsorem.

- To za Vivienne - szepczę, patrząc jak jego ubrania robią się czerwone.

Strzelam ponownie.

- To za to dziecko, które zabiłeś - szepczę.

Z jego ust płynie krew. Strzelam ponownie a Rumlow pada martwy.

- To za to, co zniszczyłeś - szepczę, patrząc na jego ciało.

Bucky stoi nieopodal, patrząc na mnie. Zauważa helikopter Shield i ucieka. Nie mam siły go gonić.

Patrzę w kierunku Vivienne.

Leży na ziemi.

Ściągam zbroję i podbiegam do niej. Patrzę na jej blade policzki, chudziutkie ciało.

3 miesiące.

Cholerne 3 miesiące.

I jest.

Taka inna. Taka zmieniona.

Wokół nas zbierają się mężczyźni z Shield. Skuwają ją i zabierają do samolotu.

Teraz jest przestępcą. Jest za Hydrą.

Chowam twarz w dłoniach.

Co teraz?

Ile czasu zajmie naprawienie jej?

Miesiąc?

Rok?

Może już zawsze taka zostanie?

Już nie pamięta, co między nami było.

Było dziecko, które tak po prostu usunięto.

Była miłość. Trudna, ale wiedziała, że nigdy bym jej nie zostawił.

Cierpiała.

Wymazali jej wszystkie wspomnienia związane ze mną, z przyjaciółmi.

Przynajmniej Rumlow dostał to, co mu się należało.


~~

* "Jeśli usłyszałeś strzał...znaczy, że nie byłeś celem."

**ASG~ (mniej więcej taki jak na zdjęciu)





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro