Melonowy melodramat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Melonowy melodramat

Powiadali, że gdy będziemy duzi i odejdziemy od mamusi, będziemy robili, co chcemy. A tu cebule wzięły mi to gdzieś... te bóle za to niedaleko, za moją oczną rzeką, namakają, a gleba gnije z nadwodnienia. No ale jeszcze nie doszliśmy do zakończenia...

Wszystko opowiedzmy od początku, bo chleb nawet zanim był mąką, moknął na polu zbożowym. Tak i ja nasiąkałem deszczem i wierzcie, że nowości smakowałem, aż mdłości mną wstrząsały. Minęło trochę chu-chu nim pracowitość puściła do mnie oczko; długo ze mnie była foczka-obiboczka.

Przesuwa się czas dalej, głośnym wodospadem, z mocą gradu. Gwizdy zbliżyły dwie gwiazdy do siebie i zapłonął piec. Przepis mi dano na babeczki, jednak wybrałem ciasteczka, a od czekoladowego rodzynka w twoim środku krzywię mordkę przyjemnie.

Bez ogródek założyliśmy wspólny ogródek. Dorodne pomidory to nasze pierwsze zbiory były — takie krwisto-soczyste, jak spojrzenie-marzenie, jakie wykupiłem w cenie ciastka. Ptasie mleczko, gadzi język, miejsko-wiejskie wahanie, pachnące pachy.

Nie zmachałem się, kiedy z prędkością macha rękę wystawiałem, w geście co macha. Później nie było różnie, bo zawsze na sobie dachowaliśmy. Twarde, zbolałe plecy ratował masaż w kałamarzu przezroczystego atramentu (aż ślinka cieknie). Miękł grunt pod stopami, kiedy stapiały się złoto z błotem, a niedoskonałość robiła robotę.

Z początku miernie, kroiłem ogórki na mizerię. Po setnej wyprawie do sklepu nadeszła wprawa i lepa ci dałem, bo śmiałeś się w głos. Postrzelony w nos, nie tamowałem rany, dodałem do surówki surowej śmietany.

Gdy ty pokazałeś mi ożywcze warzywa, ja uświadamiałem cię ile mocy drzemie w owocach. Nie winię cię, że myliłeś brzoskwinię z mandarynką, a szyję z malinką. Przeciąganie cukrowej liny; czułem się jakbym codziennie miał urodziny... Marynowałem cię w kołdrze, leczyłeś mnie mlekiem, a jabłko drgało błogo-nieregularnie na gardzieli przy pościeli.

Z policzek zjedzone truskawki, tak szybko, że zdychamy z czkawki. Popijam wijącą się ręką pod koszulą, ciebię gaszę ręką zatopioną na mieliźnie czuprynowej. Wiwat tej cukrowej waty rozpuszczałem w morzach gorącej herbaty, co źródło miała w wargach; prawda stała naga. Zrezygnowałem z magi na rzecz lubczyku, kosmyk mam w palcach, przepaść w przełyku. Jak chrupki maczugi lubiłem ten długi...

...wątek, ciało to wrzątek, podpowiadał rozsądek.

Aż nadszedł melonowy melodramat, bo zamiast narzeczonej melonowej, arbuzową miałeś buzię. Mieliłem stek informacji, bo żołądek pozbawiono mi kolacji. Wziąłem więc ostatnią ideę, jaka mi została (stała grzecznie na środku pokoju) i zżarłem ukradkiem.

Ryłem ziemię, wymarłe plemię, co ja zrobiłem, ciebie straciłem...

Bez rózg i bruzd przyszedłeś, wróciłeś i wyznałeś wiązanką, że przywiązanie twoje twarde jak głaz... że chcesz jeszcze raz...!

Wiedziałeś, że ziemniaki mają potas?

Takie błahostki-ciekawoski prawiłeś mi, gdy bez patosu sterczał ci...

dla każdego idioty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro