Duszno

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Duszno

Rubasznie duszno jest, czardasznie miękko. Gładko łopatką nabieram podmuch, jak mech się rozpływający i kopcący nieustannie nagannie, nagminnie. Płynie łyk do gardzieli i w dolinie powzięli wydobywać te złoża. A tak się składa, że czekolada podrożała.

Parno jest mocarnie, tak gęsto, anarchalnie, fatalna monarchia, upada drzewa korona, zmysłowa wymyślona kraina. Ręcznik niewidzialny, ofiarny zapala stos, porost nie ustąpi, nie kropi a żłobi w skale, wcale brzydkie wzory. Korci. Szybko szybką się okrywam, będzie znowu płonąć chyba.

Balon ląduję wprost naokoło, kokos rozlewa mleka, wnęka łapie i nie puszcza, rozrasta się dżunglijska puszcza i dzikie kokieterie stepów stąpią naprzód na przekór. Stępi się kiedyś w chłód ten gorąc, lecz póki pęk rąk, zakwita pąk. Zasiany niemrawo mak ma kolce, liże palce dolce, nowy gatunek, niedbały fechtunek, a doskonałość całość.

Okazało się, iż okazałość ukazuje się w iglaście igłowym posmaku, na opak drażniąc cholerycznie; poezja powolutku płytko mija, kres rosi jęzor tym, co koniec smakują. Mlaszcze i łasi się, głasi, prosi, o oczy wyłupane, w perspektywie polanej bitą śmietaną, w przebraniu pustym, małostkowym haustem gaśnie.

Różowo ubrane krowy, przyjmują do odmowy, jak sączę im poncz, a pączek wylany na kolanach.

dla wszystkich tych, którzy odnaleźli sens w bezsensie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro