3. czerwone drażetki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przewińcie sobie tą piosenkę, bo nim zacznie grać mija dobra minuta.
....
Dla wiekszości ludzi czerwień jest przepełniona miłością... Dla mnie to dni przepełnione najgorszy bólem.
Trzy miesiące w domu Rain'a, odliczałem dni niczym czas do gwiazdki.
Za oknem deszcz, a doktor siedział w swoim gabinecie. Już od jakiegoś czasu było dobrze, zbyt dobrze, więc obawiałem się, że niedługo wszystko się zmieni. Siegnąłem ze stojaka jeden z kiji do bilarda i w znudzeniu zacząłem wtrącać bile do łuz podjadając cukierki.
Najpierw niebieska, zielona nadzieja, potem... Chybiłem.
-źle trzymasz kij- usłyszałem i zaraz dłonie Edwarda zaczęły mnie instruować. Ustawiał mnie jak lalkę poprawiając nawet włosy, nieposłusznie wchodzące mi do oczu.- Spróbuj teraz- odparł w końcu i wymierzyłem ponownie.
- Nie masz czasem jeszcze pracy?- spytałem podchodząc do kolejnej bili.
- Chcesz się mnie pozbyć?- zadał zaraz pytanie. Wyczuwałem już, że dzisiejszy dzień będzie kiepski.
- Tak tylko zapytałem- odparłem cicho, starając się nie unosić głosu.
Mężczyzna podniósł mój podbródek, a ja w panice odtrąciłem jego dłoń i się zaraz odsunąłem.
-Thomas-zaczął powoli do mnie podchodzić-dziwnie się zachowujesz.
-Wydaje ci się-odburknąłem- Daj mi spokój-rzuciłem kij na blat stołu.
Odwróciłem się do niego tyłem i zacząłem odchodzić.
Rain chwycił kij i przetrącił mi szybkim ruchem nim nogi w kolanach.
-Ała...- spróbowałem wstać.
Mężczyzna podniósł mnie i objął-Jeszcze tylko trzy miesiące...-wymamrotałem
Wściekł się, a ja nawet specjalnie nie protestowałem kiedy zaprowadził mnie do pokoju zazwyczaj zamkniętego na klucz.
Zacząłem wyrywać dłonie dopiero gdy zaczynał je związywać.
-Zachowujesz się niczym krnąbrny źrebak-przytrzymywał mi mocno ręce. Udało mu się zacisnąć pętle na moich nadgarstkach, oraz drugą przy kostkach i złapał mnie za policzki kierując moje oczy na swoje- a przecież jesteś śliczną laleczką. Moją własną porcelanową lalką.
Podszedł do gramofonu i jak za każdym razem... Skrzypce rozbrzmiały.
Pocałował mnie namiętnie, jak gdyby chciał odwrócić moje myśli od swoich zamiarów.
Z kufra stojącego przy ścianie sięgnął bat, przy okazji biorąc z małego stolika garść cukierków.
Uderzył raz o podłogę, ucieszony gdy zadrżałem.
Po pierwszym ciosie opadłem niemal na kolana... Niemal, bo napiętą lina na moich rękach nie pozwalala mi nimi dotknąć ziemi. Ponownie zaczął krążyć wokół mnie, uderzając o posadzkę i odwlekając cierpienie, lecz nie na długo.
Smagnięcie w plecy spowodowało, że zwymiotowałem dzisiejszy obiad i zaczałem płakać.
-Ed...ward błagam-wymamrotałem mimo, że jeszcze przed chwilą wmawiałem sobie, ze mnie nie złamię-Obiec...Aaa!-zacząłem wrzeszczeć czując kolejne uderzenie na pośladkach.
W takt muzyki zadawał mi kolejne ciosy nucąc pod nosem.
-Chłopiec, z porcelany...-dostałem po nogach- Jasny jak śnieg, ręcznie malowany...-wygiąłem się z krzykiem czując palący ból między łopatkami- Tak kruchy, z daleka podziwiany...-wyszeptał mi do ucha stojąc za moimi plecami
-Nie jestem twoją lalką!- wrzasnąłem-nie jestem jebaną porcelanową...
-Powiedz mi Thomasie-przerwał mi unosząc końcem bata moją twarz- Może trochę pytanie dziwne na teraz-mówił spokojnie przejeżdżając krawędzią bicza po ranach na moim ciele- ale... Do czego służy kocher?
-Do zamykania naczyń krwionośnych. To ten z ząbkami na końcu...
-Moja laleczka jest taka zdolna, a jest ledwie licealistą- pocałował mnie w czoło i zdjął ze ściany duże lustro-spójrz Thomasie-skierował na mnie odbicie. Spoglądała na mnie moja zapłakana twarz, widziałem strużki krwi spływające pod białą koszulą, rozszarpany materiał koszuli- jesteś mój. I jesteś porcelanową lalką- postawił zwierciadło i zaczął rozwiązywać mi kostki.
-Nie...nie...to nie prawda-szeptałem cicho.
-oprzyj się na mnie-mruknął jedynie siegając do supła przy rękach. Opadłem mu w ramiona.
Zaniósł mnie do łóżka, rozebrał, wcisnął do ust tabletki. Wyszedł na chwilę wracając z zestawem do szycia. Igły przechodzącej przez moją skórę nawet nie czułem,może to przez te pigułki... Napewno.
-Materacowy?-spytałem spoglądając na jego dłonie.
-Nie, zetka. Materacowy stosuje się do szycia mięśni. Musisz nieźle się nudzić jak mnie nie ma.
Chore, chore , chore... To wszystko jest nienormalne. Pragnąłem by mnie objął i zarazem się go bałem.
- Igłę wkłuwa się w bliższym brzegu, a wykłuwa w dalszym w odległości...- zamilkłem nie pamiętając.
- centymetra- dokończył za mnie-wkłuwasz się ponownie by wykłóć ją symetrycznie po stronie przeciwnej-pocałował mój policzek.
-Nienawidzę Cię- odparłem spokojnie.
-Może jeszcze zmienisz zdanie.
-umrę nim miną kolejne miesiące- przemknęło mi przez głowę.

******

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro