7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z telewizora wydobywały się ciche dźwięki wystrzałów.

Fakt, że oglądali film akcji w żaden sposób nie przeszkadzał Jinowi w beztroskim zaśnięciu. Jego głowa spokojnie spoczywała na ramieniu młodszego, a miarowy oddech delikatnie drażnił szyję NamJoona.

Mężczyzna uśmiechał się ciepło, głaszcząc bok śpiącego ukochanego. Sam dawno stracił zainteresowanie filmem i zajął się zdecydowanie ciekawszą dla siebie czynnością, jaką było delikatne przeczesywanie palcami włosów Jina.

Lekarz mruknął cicho przez sen i mocniej wtulił twarz w szyję młodszego, który cicho się zaśmiał. 

- Przeuroczy... - mruknął i złożył delikatny pocałunek na czole ukochanego. Jin zareagował na ten ruch lekkim rozbudzeniem i otworzeniem oczu. Wciąż był zaspany i ledwo przytomny. 

- Cholera, przepraszam, naprawdę nie chciałem zasnąć... - jęknął cicho, niezgrabnie się odsuwając i przecierając dłońmi oczy. 

NamJoon położył dłoń na policzku starszego i nachylił się, łącząc ich usta ze sobą w słodkim pocałunku. Dopiero po chwili delikatnie oderwał się od jego ust, odsuwając się odrobinę. 

- Nie przepraszaj. Miałeś na pewno trudny dzień w pracy, rozumiem to. Zdecydowanie za dużo pracujesz, Jinnie. Jesteś przemęczony, spędzasz coraz mniej czasu w domu. Nie podoba mi się to. - mruknął NamJoon, kręcąc głową. 

- NamJoon, musisz zrozumieć, że nie mogę zrezygnować z pracy dla ciebie, nawet jeśli bardzo cię kocham. Ktoś musi nas utrzymywać, a na razie robię to ja. Nie mogę nic poradzić na to, że moja praca jest powiązana z ciągłą obecnością w szpitalu. - westchnął cicho Jin, zdejmując dłoń młodszego ze swojego policzka. NamJoon wstał z kanapy, krzyżując ręce na piersi.

- Za każdym razem mówisz to samo. Kiedy tylko nasza rozmowa schodzi na temat pracy, mówisz, że nic nie jest twoją winą i ty na wszystko zarabiasz. Dobrze wiesz, że ja też chciałbym dokładać się do naszego budżetu, ale nie mam jak. To uczucie ssie. Czuję się, jakbym musiał jakoś odwdzięczać się za twoją pomoc, nawet jeśli nie mam takiej możliwości. - syknął zdenerwowany NamJoon, wpatrując się w starszego.

- Spokojnie, Jonnie. Nie o to mi chodziło, przecież wiesz. Chcę ci tylko uświadomić, że na razie nie mam możliwości ograniczenia swojej pracy w żaden sposób, bo chcę zapewnić nam jak najlepsze warunki, kochanie. Jeśli zaoszczędzimy trochę pieniędzy, pomyślę co zrobić dalej, dobrze? - starszy uśmiechnął się delikatnie, próbując uspokoić NamJoona i w jakiś sposób go udobruchać. - A teraz... Co powiesz na ciepłe kakao i spędzenie wieczora w łóżku? - zapytał, wstając. 

NamJoon wyglądał przez chwilę, jakby wahał się, czy ma kontynuować dyskusję, czy może jednak przystać na kuszącą propozycję. Ostatecznie jednak jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a ramiona owinęły się wokół talii Jina, przyciągając drobniejsze ciało do ciała młodszego. 

- Zdecydowanie podoba mi się ten pomysł... - wyszeptał niskim głosem do ucha ukochanego i obserwował z satysfakcją, jak jego skórę na odkrytym ramieniu pokrywa gęsia skórka. 

- W takim razie chodź. - Jin chwycił dłoń wyższego i pociągnął go w stronę sypialni, wywołując tym u młodszego cichy śmiech. 

Byli zakochani, wręcz zaślepieni miłością.

Właśnie.

Zaślepieni.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro