1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NamJoon uwielbiał wolne poranki. 

Kochał budzić się z ciepłym ciałem Jina w ramionach, kochał składać delikatne pocałunki na karku starszego i słyszeć jego ciche pomruki, gdy powoli się budził.

Uwielbiał wstawać jako pierwszy, kiedy lekarz jeszcze pochrapywał cicho w pościeli. Uwielbiał cicho wchodzić do przepełnionej ciepłym, słonecznym światłem kuchni i przygotowywać gorącą kawę w dwóch kubkach. 

Tak było i tego ranka. 

NamJoon otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko. Jin wtulał się w niego mocno, ukrywając swoją twarz w koszulce młodszego.

- Kochanie, dusisz mnie. - mruknął cicho NamJoon, przeczesując palcami splątane włosy ukochanego. Jin tylko wymamrotał coś niewyraźnie przez sen i przewrócił się na drugi bok, wypuszczając młodszego z objęć. 

NamJoon zaśmiał się na tyle cicho, by nie obudzić śpiącego mężczyzny i delikatnie objął go ramionami w pasie, przyciągając do siebie. 

- Kochanie... - mruknął, delikatnie muskając ustami odkryty kark starszego. Ten tylko wciągnął głośniej powietrze i dalej spał. 

NamJoon po dłuższej chwili składania lekkich pocałunków na szyi ukochanego zaczął się nudzić. Ostrożnie puścił ciało mężczyzny i podniósł się z ciepłego łóżka. Przeczesał palcami swoje włosy i przeciągnął się, po czym cicho opuścił pokój i udał się do kuchni.

Podszedł do blatu, włączył czajnik i usiadł na podłodze, opierając tył głowy o ścianę. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. 

Był szczęśliwy.

Wreszcie mógł to powiedzieć.

Wszystko czego dokonał, było zasługą Kim SeokJina. Gdyby nie on, najpewniej NamJoon już by nie istniał. 

NamJoon był tego pewien. 

Odrzucił stare czasy w niepamięć i nawet jeśli często chciały wrócić, Jin potrafił temu zaradzić.

Obaj byli szczęśliwi. 

NamJoon był szczęśliwy, bo miał Jina. Bo wreszcie znalazł powód do życia. Podniósł się z największego załamania i pokonał swoje słabości. Stał się silny.

Jin był szczęśliwy, bo miał NamJoona. Udało mu się pomóc mężczyźnie. Nie było lepszego określenia na to, co zrobił niż "naprawa". 

Kim SeokJin naprawił Kim NamJoona.

Naprawiali siebie nawzajem. Kiedy Jin czuł się okropnie, zawsze mógł liczyć na młodszego. Ze wzajemnością.

Byli dla siebie stworzeni i byli pewni, że nic tego nie zmieni. 

NamJoon uśmiechnął się i podniósł z podłogi, gdy woda zaczęła się gotować. Wyłączył czajnik i zalał ostrożnie obydwie kawy wrzącą wodą, starając się jej nie wylać. 

Życie jest jak domino, układane przez dziecko.

Na początku wszystko idzie dobrze. Kostki są ułożone nawet równo. Życie pozostaje niezmiennie piękne, osiągamy wszystko czego chcemy. 

Ale wystarczy jeden ruch. Jedno niezgrabne machnięcie ręką, po którym jedna z kostek zaczyna delikatnie się chwiać, a później opada na kolejną, która zaczyna wywracać pozostałe. 

Wszystko, co udało nam się osiągnąć, zostaje zniszczone.

Nieszczęścia chodzą parami, a dodatkowo całkiem lubią przebywać w stadzie.

Wszystko się rozpada. 

I możliwe, że tym jednym machnięciem ręką było kilka kropel wrzątku, które spłynęły po skórze NamJoona, parząc go. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro