9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy to był koniec?

Jin gotowy był na każdą odpowiedź. Chciał po prostu otrzymać jasny sygnał, co ma zrobić. 

Mógł w każdej chwili odejść. 

Mógł zostać. 

Sam siebie przekonywał, że czuje się zupełnie obojętny. Chciał czuć się obojętny. 

Wewnętrznie jednak błagał NamJoona, by ten nie podjął najgorszej z decyzji. 

Miesiące, które ze sobą spędzili, naprawdę wpłynęły na Jina. Nie wyobrażał sobie życia bez młodszego, jego delikatnym pocałunków, świadomości, że ten czeka na niego w domu. 

Nie chciał sobie nawet wyobrażać, że znowu miałby wrócić do pustego mieszkania.

Jednak może tak było lepiej? Może to jednak nie był ten jedyny i powinni oboje dać sobie spokój? Może jednak trafią na innych, którzy będą lepsi? Może to jednak nie przeznaczenie popchnęło ich w sidła miłości, tylko zwykły przypadek?

Jin miał wrażenie, że cały świat się zatrzymał. Zdenerwowany patrzył na NamJoona, który już od dobrych kilkunastu sekund stał w milczeniu, mierząc wzrokiem starszego. 

- Chcesz tego? - NamJoon w końcu wziął się na odwagę i zadał odpowiednie pytanie. Niezręczne milczenie po raz kolejny wkradło się między mężczyzn. Jin poczuł się niemalże tak, jak na samym początku ich znajomości, kiedy NamJoon praktycznie w ogóle się nie odzywał.  

- Nie chcę. Ale może to ten moment, w którym powinniśmy podjąć decyzję, nie uważasz? - młody lekarz skrzyżował ręce na piersi, starając się powstrzymać drżenie głosu. - Między nami coś się zepsuło, NamJoon. Nie możesz udawać, że tego nie widzisz. To już nie to samo, co kilka miesięcy czy nawet tygodni temu. Nie wiem co się stało, ale nie jestem w stanie dłużej tak funkcjonować. Jeśli zamierzasz ze mną zerwać, zrób to teraz. Nie chcę dłużej czekać w niepewności. Ja też jestem człowiekiem i mam uczucia. - wyrzucił z siebie, patrząc prosto w oczy młodszego. 

NamJoon nie odpowiedział. Oboje słyszeli tylko cichy szum wiatru, uderzającego o liście. 

Zbierało się na burzę. 

- Może tak właśnie powinno być. Może podjęliśmy decyzję o związku zbyt szybko i... To już nie to samo. To było tylko szczeniackie zakochanie. - wydusił starszy. Miał dosyć milczenia. Miał dosyć tego wszystkiego, niezrozumiałej sytuacji i bólu.

NamJoon milczał. 

Jin nie wytrzymał.

Zacisnął dłoń w pięść, powstrzymując pierwsze łzy przed spłynięciem po policzkach.

- Powiedz coś... - wyszeptał cicho, po czym uniósł głowę, patrząc niemalże błagalnie na wciąż milczącego młodszego. Gdy to nie przyniosło skutku, czuł się już zrozpaczony. - Powiedz coś. - wyrzucił z siebie głośniej, niemalże w formie rozkazu. Również to nie dało żadnych efektów. - Powiedz coś, do cholery! - warknął, robiąc krok do tyłu.

Cały świat wirował. 

Wiatr zerwał się i potargał mocno jego włosy. Łzy spłynęły po policzkach, a NamJoon dalej milczał. 

- To koniec. 

 NamJoon podniósł głowę, by zobaczyć, że Jina już przy nim nie ma. Odszedł. 

Pierwsze krople deszczu zaczęły moczyć jego włosy, ale zupełnie nie zwrócił na to uwagi. 

Ważniejsza była pustka, która z każdą sekundą opanowywała jego serce coraz bardziej. 

Czuł się jakby był w półśnie. Nic go nie dotykało, był obojętny na wszystko co działo się wokół niego. 

Powoli wsunął dłoń do kieszeni swojej kurtki i opuszkami palców odszukał niewielkie pudełeczko, które czekało tam na ten najważniejszy dzień od dłuższego czasu. 

Było jednak za późno. 

Stracił swoją szansę.

To był koniec.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro