13. Wiesz, co w tobie lubię, Samantho?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem wpatrywałam się w zdjęcia Adama, zastanawiając się nad tym, co usłyszałam od Iana. Nie mogłam uwierzyć w to, że należał do jego gangu. Przecież zawsze mówił, że zostanie policjantem i zrobi porządek w tym mieście, a teraz okazało się, że był jednym z tych, z którymi chciał walczyć. Poza tym, to nie tak miało wyglądać. Ian miał być mordercą Adama, a ja miałam zebrać na niego dowody, żeby trafił do więzienia, a teraz się okazało, że mojego brata zabił ktoś inny.

Długo wypierałam z podświadomości to, co mówił do mnie Ian, ale kiedy pokazał mi zdjęcia, na których byli razem, musiałam pogodzić się z tym, że nie wiedziałam wszystkiego o Adamie. Tak samo, jak o Reyu, który też skuszony wizją wielkich pieniędzy, był jednym z tych złych. Handlował dragami, dostając za to sporą działkę.
Kumpel oczywiście potem nie odbierał ode mnie połączenia, bo wiedział, że dostanie ochrzan.

Zacisnęłam zęby i ze złością podarłam zdjęcie brata. Byłam wściekła na niego za to, co zrobił. Że spoufalał się z Ianem i być może przez to stracił życie. Na dodatek teraz ja przez niego obrywałam. Miałam pomóc w odnalezieniu jakiegoś klucza. Jakiegoś pierdolonego klucza, który mógł być wszędzie. Nie wiedziałam, co wyobrażał sobie Ian, ale ja nie miałam pojęcia, gdzie Adam mógł go schować.
Jedynie co mnie ciekawiło w tym wszystkim to to, co znajdowało się za drzwiami, które otwierał, skoro był dla niego taki cenny.

Wzdrygnęłam się, gdy w kuchni rozległ się dźwięk telefonu. W domu byłam sama, bo rodzice pojechali do ciotki, więc poszłam odebrać.

- Halo - powiedziałam, gdy podniosłam słuchawkę.

Cisza.

- Halo. - Powtórzyłam i po chwili rozległo się głośne westchnięcie.

- Nie słuchasz mnie, Samantho. - Usłyszałam męski głos. Ten sam, co kilka dni temu.

- Kim jesteś? - zapytałam niepewnie.

- Miałaś nie ufać Ianowi, a tymczasem odwiedzasz go w mieszkaniu. - Zrobiłam wielkie oczy, słysząc te słowa, bo oznaczały, że ten facet mnie śledził. Poczułam zagrożenie, przez co po moim ciele przeszły ciarki.

- Znalazłam się tam przez przypadek. - Zaczęłam się tłumaczyć, chociaż nie wiedziałam nawet po co. - Rey... to znaczy kolega z klasy poprosił mnie, żebym z nim poszła.

- Chce, żebyś znalazła klucz?

- Co? - Wydusiłam zszokowana, zastanawiając się, skąd mężczyzna wiedział, o czym rozmawiałam z brunetem.

- Trzymaj się od Iana z daleka. Od wszystkich trzymaj się z daleka. - Warknął, na co zmarszczyłam brwi.

- Kimś jesteś? - zapytałam i w tym samym momencie mężczyzna się rozłączył. - Halo!? Halo!? - Krzyczałam do słuchawki, jakby dzięki temu nieznajomy miał ponownie się odezwać.
- Ugh! - Z impetem odłożyłam słuchawkę, ciężko wzdychając.
- Co tu się, kurwa, dzieje? - mruknęłam pod nosem, przecierając twarz dłońmi.

Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i oszaleję. Ten mi mówił, żebym trzymała się z daleka od Iana, a brunet znowu groził, że zabije mi rodziców, jeśli nie będę z nim współpracować.

Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżko, biorąc do dłoni telefon. Weszłam w ustawienia i zastrzegłam swój numer, po czym zadzwoniłam do Kim. Chciałam spróbować się z nią skontaktować, a wiedziałam, że jeśli zobaczy moje imię na wyświetlaczu, to na pewno nie odbierze. Potrzebowałam kontaktu ze znajomymi, żeby chociaż na chwilę znowu poczuć się beztrosko. Poza tym za dwa tygodnie w mieście miał być festyn, na który chciałam iść z przyjaciółmi.

- Halo? - Po chwili usłyszałam jej niepewny głos.

- Cześć, tu Sam - odezwałam się.
- Proszę, nie rozłączaj się - dodałam od razu.

- Czego chcesz? - mruknęła zła.

- Porozmawiać. Stęskniłam się za wami.

- Dylan mówił, że nadal spotykasz się z Ianem. - Zacisnęłam usta, słysząc to. Ciekawe, czy wspominał pozostałym, że u niego byłam i chciałam zakopać wojenny topór. - Rozwaliłaś naszą paczkę. Przez ciebie Rey się z nami pokłócił.

- Jak to? - zapytałam ze zdziwieniem. Chłopak nie wspominał, że nie kumplował się już z pozostałymi.

- Nieważne - odparła oschle. - Nie dzwoń więcej. Przez twoją znajomość z Ianem mamy tylko same problemy.

- Kim... - Zacisnęłam usta, gdy dziewczyna się rozłączyła.
Myślałam, że dogadam się, chociaż z nią, a tymczasem poległam.

Przywróciłam ustawienia numeru, zastanawiając się, co robić dalej. Wykrzywiłam usta, spoglądając na drzwi, po czym wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju, kierując swoje kroki do pokoju brata. Nie wchodziłam tam od jego śmierci, jednak teraz wiedziona ciekawością, postanowiłam tam zajrzeć. Rodzice byli u ciotki i mieli wrócić nad ranem, więc miałam dużo czasu, żeby wszystko przejrzeć.

Wzięłam głęboki oddech, naciskając klamkę, a następnie weszłam do środka. Przełknęłam mocno ślinę, widząc posprzątane pomieszczenie. Mama najwidoczniej często tu zaglądała, chociaż jego rzeczy w dalszym ciągu nie wyrzuciła. Na szczęście, bo teraz ja mogłam ze spokojem wszystko poprzeglądać w poszukiwaniu tego klucza. Miałam nadzieję, że znajdę go właśnie tutaj. Innego pomysłu nie miałam.

*

Trzy godziny później zrezygnowana oparłam się plecami o szafę, wzdychając głęboko. Przejrzałam wszystko, ale po kluczu, o którym mówił Ian ani śladu, co oznaczało, że musiał być w innym pomieszczeniu, jeśli w ogóle był w tym domu.

Włożyłam do szafy wszystko to, co z niej wyciągnęłam i zamknęłam ją. Rozejrzałam się po pokoju, aby mieć pewność, że niczego nie zostawiłam na wierzchu, po czym opuściłam go i przeszłam do kuchni, żeby coś zjeść. Potem chciałam się wykąpać i położyć spać, bo byłam padnięta po całym dniu.

*

Zerwałam się ze snu, gdy usłyszałam hałas. Siedziałam na łóżku, wytężając słuch. Zamarłam, gdy znowu coś usłyszałam. Zapaliłam lampkę, po czym wstałam ostrożnie z łóżka, podeszłam do drzwi i uchyliłam je. Na korytarzu było ciemno.

- Mamo? - zapytałam głośno. - Tato? - odezwałam się ponownie, ale nikt się nie odezwał, co oznaczało, że nadal nie wrócili, a myślałam, że oni hałasowali.

Zwróciłam głowę w stronę pokoju brata, słysząc, że coś upadło tam na podłogę. Cofnęłam się do pokoju i zamknęłam drzwi, przekręcając klucz, po czym chwyciłam komórkę. Drżącymi dłońmi odblokowałam urządzenie i wybrałam numer alarmowy.

- Dziewięćset jedenaście, w czym mogę pomóc?

- Proszę przysłać policję. Ktoś jest w moim domu - powiedziałam drżącym głosem.

- Kto?

- Nie wiem, ktoś się włamał.

- Jaki adres?

- Fallbron, Perth trzysta sześćdziesiąt siedem

- Jak się nazywasz?

- Samantha. Samantha Collins - mówiłam, wpadając w coraz większą panikę.
Bałam się, że coś mi się stanie.

- Samantho, jesteś sama?

- Tak - potwierdziłam. - Ktoś jest w pokoju mojego nieżyjącego brata. Słyszałam tam coś - dodałam, nasłuchując wciąż, ale było cicho.

- Widziałaś kogoś?

- Nie.

- Może to jakieś zwierzę?

- Nie, nie mamy żadnego zwierzaka - odparłam, po czym podskoczyłam w miejscu. - O mój Boże - wyszeptałam, kładąc dłoń na usta.
Wpadałam w coraz większą panikę. Serce biło mi jak oszalałe, a w oczach pojawiły się łzy. Bałam się. I to bardzo.

- Co się dzieje?

- Znowu słyszałam trzask.

- Spokojnie, policjanci już jadą. - Usłyszałam w odpowiedzi, ale nie uspokoiło mnie to ani trochę.
- Gdzie jesteś?

- W swoim pokoju, zamknęłam drzwi na klucz.

- Zachowuj się cicho i nie opuszczaj go.

- Wyszedł. Słyszę kroki na korytarzu - szeptałam spanikowana, wpatrując się cały czas w drzwi.
Oddychałam ciężko, jakbym była po intensywnym wysiłku.

- Masz gdzie się schować? - zapytała operatorka, a ja odruchowo spojrzałam na łóżko.
Niestety było niskie i wiedziałam, że nie zmieszczę się pod nim.

- Szafa - załkałam cicho.
Już nie panowałam nad swoimi emocjami.

- Wejdź do niej i się nie rozłączaj - powiedziała kobieta.

Szybko skryłam się w szafie, próbując zachowywać się bezszelestnie. Przesunęłam ubrania na wieszakach tak, żeby jak najbardziej mnie zakryły.

- O nie - wyszeptałam spanikowana do telefonu.

- Co się dzieje?

- Nacisnął klamkę od drzwi mojego pokoju - mówiłam, modląc się w duchu, żeby w końcu usłyszeć dźwięk radiowozu, ale nadal nikt nie przyjeżdżał.
Skryłam się za płaszczem, kuląc się jeszcze bardziej. Zamarłam, gdy usłyszałam kolejne dźwięki.
- Teraz grzebie coś przy zamku - mówiłam dalej, a operatorka próbowała mnie uspokoić.
- Klucz wypadł. Boję się - dodałam rozpaczliwie, wiedząc, że powinnam w końcu zamilknąć.

Gdy włamywacz otworzył drzwi, przyłożyłam dłoń do ust, żeby przypadkowo nie pisnąć ze stresu i nie zdradzić swojej kryjówki.
Nasłuchiwałam, jak chodził po moim pokoju. To na pewno był mężczyzna. Przy każdym stawianym kroku było słychać cichy brzęk klamry, jakie mają wojskowe buty. Zamarłam, gdy stanął naprzeciwko szafy, w której siedziałam. Na szczęście po chwili przeszedł w inne miejsce. Zrobił jeszcze kilka kroków i nie wiedziałam, czy wyszedł z pokoju, czy udawał, i gdy tylko wyjdę z kryjówki, to mnie zabije.
Nagle rozległ się sygnał radiowozu. Wzdrygnęłam się, słysząc, jak przestępca zaczął uciekać. Miałam nadzieję, że funkcjonariusze nie pozwolą mu zbiec i go dopadną.

- Policja! Proszę otworzyć! - krzyknął mężczyzna.

Zacisnęłam usta, zastanawiając się, czy mogłam już bezpiecznie wyjść z szafy.
Bałam się, że włamywacz nadal gdzieś tu był. Czy oni nie mogli tych drzwi po prostu wyważyć?
Gdy donośne pukanie i krzyk rozległy się ponownie, postanowiłam wyjść z ukrycia. Ostrożnie wyjrzałam na korytarz, po czym zapalając po drodze światła, podeszłam do drzwi, które otworzyłam.

- Jest pani cała? - zapytał policjant, trzymając w dłoniach broń.
Wszedł do środka, rozglądając się uważnie, a za nim podążał kolejny funkcjonariusz.

- Tak, on chyba uciekł - odparłam, obejmując się rękoma.

- Rozejrzymy się. Pani niech tu zostanie. - Dwaj mężczyźni ruszyli w głąb domu, a ja zostałam sama. Podeszłam do kanapy i usiadłam na podłokietnik, kryjąc twarz w dłoniach. Nadal byłam mocno roztrzęsiona.

Po kilku minutach funkcjonariusze wrócili. Stanęli przy mnie, przyglądając mi się bacznie.

- Nikogo nie ma - powiedział jeden z nich. - Zginęło coś? - zapytał, na co niepewnie wzruszyłam ramionami, bo skąd mogłam wiedzieć, czy coś ukradł? Nie rozglądałam się po domu.

- Mówiła pani, że w którym pokoju był włamywacz? - zapytał drugi policjant.

- Mojego nieżyjącego brata - odparłam, a on zaproponował, żebyśmy tam przeszli, więc się zgodziłam.

Gdy weszliśmy do środka, rozejrzałam się po wnętrzu, ale nic mnie nie zaniepokoiło. Na podłodze przy komodzie leżała tylko rozbita pozytywka. Zapewne to zrobiło hałas.

Policjanci obejrzeli jeszcze okna w całym domu i drzwi wejściowe, ale śladów włamania nie było, co mnie zdziwiło, bo przecież ten mężczyzna musiał którędyś wejść.
Funkcjonariusze patrzyli na mnie jak na wariatkę, która bezpodstawnie ich wezwała, a przecież wiedziałam, co słyszałam. Poza tym to nie ja zbiłam pozytywkę. Zasugerowałam zdjęcie odcisków z klamek, mebli, czegokolwiek, ale oni spojrzeli tylko na siebie i głupio się uśmiechnęli pod nosami. Spisali zeznania i pojechali, a ja zostałam sama przerażona, zastanawiając się, jak włamywacz dostał się do środka i którędy uciekł.

Wróciłam do swojego pokoju, gdzie usiadłam na łóżku. Przetarłam dłońmi twarz, głośno wzdychając. Miałam wrażenie, że moje ciało nadal całe drżało z nerwów. Spojrzałam na poduszki, które chciałam poprawić przed położeniem się i zamarłam, widząc na nich zdjęcie. To była fotografia Adama. Taka sama jak ta, którą podarłam. Przymknęłam oczy, próbując cokolwiek zrozumieć. A co jeśli to wszystko tylko mi się przyśniło? Może stres spowodował, że mój mózg wymyślił sobie włamywacza? Tylko skąd ta zbita pozytywka?

Kiedy sobie o niej przypomniałam, wstałam z łóżka i przeszłam do pokoju Adama, żeby ją pozbierać. Podeszłam do niej i przyklęknęłam, po czym zaczęłam sprzątać, zastanawiając się w dalszym ciągu nad tym włamaniem. Policjanci nikogo nie widzieli. Brak jakichkolwiek śladów włamania. Miałam coraz więcej wątpliwości co do tego zdarzenia. Nagle zastygłam w bezruchu, gdy kątem oka w narożniku pokoju zobaczyłam naruszone listwy i wykładzinę. Przesunęłam się do tego miejsca, by następnie unieść dywan. Zacisnęłam usta, widząc wyłamaną deskę od podłogi. Teraz miałam pewność, że ktoś naprawdę tutaj był. Ktokolwiek się włamał, wiedział, po co przyszedł i gdzie tego szukać, a mi przez głowę przeszła myśl, że nieznajomy właśnie wszedł w posiadanie klucza, o którym mówił mi Ian i z tym wszystkim miał coś wspólnego mężczyzna, który dzwonił na telefon stacjonarny. Tylko skąd wiedział, że był ukryty w tym miejscu?

***

- Jak się czujesz? - zapytała mama, gdy weszłam do kuchni.

- Dobrze - odparłam, zaglądając do lodówki, skąd wyciągnęłam karton z sokiem pomarańczowym.
Odkręciłam go i upiłam spory łyk.
Wcale nie było dobrze, bo w środku czułam rozdygotanie, ale nie chciałam martwić mamy. Wolałam pokazać jej, że byłam silna, chociaż prawda była inna.

- Ojciec pojechał na komisariat, żeby ich opieprzyć, że nic nie zrobili.

- Nie było śladów włamania, to nic nie zrobili - powiedziałam, siadając przy stole.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a ja nie wiedziałam, o co jej chodziło.

- Jak to nie było? - zapytała ze zdziwieniem. - A wyłamane okienko w piwnicy?

- Okienko w piwnicy? - Powtórzyłam za nią. - Mówisz o tym zakamuflowanym otworze w murze? Przecież tego nawet nie widać z zewnątrz - dodałam.

Nawet ja o nim zapomniałam, a jak miałaby je znaleźć zupełnie obca osoba? Nie dość, że było schowane za krzakami, to jeszcze komponowało się z elewacją domu. Mama chciała, żeby ojciec całkowicie to zamurował, ale on się nie zgodził i zrobił po swojemu. Twierdził, że może kiedyś do czegoś się przyda. No i przydało się, włamywaczowi do wejścia do środka. Musiał chyba długo obserwować nasz dom, że to wyhaczył.

- Złodziej jakoś je odnalazł - mruknęła pod nosem. Chwyciła ręcznik i zaczęła wycierać blat stołu, chociaż był czysty.
- Może... - Zmarszczyłam czoło, gdy się zawiesiła.

- Co? - zapytałam, przez co mama spojrzała na mnie niepewnie.

- Może morderca Adama wrócił? - Wyszeptała.
Przełknęłam mocno ślinę, gdy to usłyszałam. Poczułam nieprzyjemnie ciarki na skórze.
- Mamo, o czym ty mówisz?

- Przecież go nie złapali - odparła. - Co, jeśli chce zrobić naszej rodzinie krzywdę? Nie wiadomo, co to za człowiek i co tak naprawdę siedziało w jego głowie, gdy zabijał Adama. Strzelił do bezbronnego człowieka - mówiła, a ja zacisnęłam zęby, wpatrując się w stół. Zastanawiałam się, jakby mama zareagowała na wiadomość, że Adam nie był taki kryształowy i prawdopodobnie sam sobie był winien. - Założymy alarm i kamery - dodała, rzucając ręcznik na blat.

W sumie z tego pomysłu się cieszyłam, bo chciałam czuć się bezpiecznie, a po nocnych wydarzeniach wiele się zmieniło.

Rozmawiałam z mamą jeszcze dłuższą chwilę, przekonując ją, że moja praca w nocy i późny powrót do domu w niczym mi nie zagrażały. Może i nie byłam tego taka pewna po włamaniu i tych tajemniczych telefonach od nieznajomego, ale mimo wszystko musieliśmy żyć dalej. Przecież nie mogłam się z tego powodu zamykać w domu. Na szczęście mama w końcu spasowała, gdy obiecałam jej, że będę wracać o czasie, a jakbym z jakichś powodów miała się spóźnić, to od razu napiszę jej SMS-a. Przystanęłam na to, bo w sumie nie miałam innego wyjścia.

*

Westchnęłam przeciągle, po czym ziewnęłam szeroko, zakrywając usta dłonią. Przez niespokojną noc teraz przysypiałam na zmianie. Na szczęście ruch nie był zbyt wielki i zbliżała się pora zamknięcia baru, co mnie ratowało. Jeszcze tylko pół godziny i mogłam pójść na przystanek, aby poczekać na busa, którym miałam dotrzeć do domu.

Kiedy w końcu opuściłam lokal, objęłam się rękoma, bo noc okazała się chłodna, a ja nie miałam żadnego swetra. Za dnia było upalnie i nawet nie pomyślałam, żeby zabrać dodatkowe okrycie. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę przystanku. Miałam jeszcze pół godziny do odjazdu busa, więc nie musiałam się spieszyć. Usiadłam na ławeczce i wyciągnęłam telefon, po czym zaczęłam przeglądać Internet dla zabicia nudy.

Uniosłam głowę znad urządzenia, gdy usłyszałam zatrzymujący się w zatoczce pojazd. Przeklęłam pod nosem, widząc samochód Iana. Mężczyzna opuścił szybę od strony pasażera, wpatrując się we mnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w nocy kiedykolwiek sypiał, czy tylko czekał na to, żeby uprzykrzyć mi życie.

- Dobry wieczór, Samantho - powiedział, posyłając mi sztuczny uśmiech.

Nie odpowiedziałam mu, bo nie miałam na to sił. Czułam się przytłoczona tym wszystkim i żałowałam, że on stanął na mojej drodze. Na początku miałam zamiar zdemaskować go i liczyłam, że trafi za kratki za morderstwo mojego brata, ale teraz wiedziałam, że on tego nie zrobił, a jednak mimo wszystko nie mogłam się go pozbyć. Niby miałam świadomość, że jak dostanie to, na czym mu zależało, to uwolnię się od niego. Tylko problem był w tym, że nie byłam w stanie mu tego dać. Wymagał ode mnie rzeczy niemożliwej do zrealizowania.

- Wsiadaj, musimy pogadać - odezwał się po chwili, a ja dalej patrzyłam na niego w milczeniu i przeklinałam w myślach. Nie wiedziałam kogo. Jego, czy brata, że z nim współpracował, przez co miałam teraz problemy.
- Każda sekunda zwłoki powoduje, że coraz bardziej się wkurzam, a to zazwyczaj źle się kończy dla drugiej strony - dodał, na co niepewnie wstałam z ławki i podeszłam do auta.

Zrezygnowana otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera. Ian patrzył na mnie, mrużąc oczy, a ja nie wiedziałam, co mnie czeka.

- Odwieziesz mnie na czas do domu? - zapytałam niepewnie.
Wiedziałam, że jak nie pojawię się w domu o określonej porze, to mama zacznie się denerwować, a chciałam jej tego oszczędzić, bo i tak miała dosyć zmartwień.

- Telefon. - Brunet wyciągnął w moim kierunku dłoń.

Zacisnęłam zęby, po czym niepewnie podałam mu swoją komórkę. Nie byłam pewna, czy dobrze robiłam, ale w sumie i tak nie miałam wyjścia, bo pewnie, gdybym sama nie podała mu telefonu, to zabrałby mi go siłą.

- PIN. - Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja cicho westchnęłam.

- Cztery jedynki - odparłam, na co parsknął śmiechem.

- Serio? - Wzruszyłam ramionami, bo nic innego mi nie pozostało.

Byłam świadoma tego, że to żadne zabezpieczenie, ale nie miałam na tym telefonie nic cennego, więc się tym nie przejmowałam.
Z niepokojem obserwowałam go, jak coś robił w komórce. Zmrużył oczy, wpatrując się w wyświetlacz, a po chwili rozległ się dźwięk SMS-a. Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc.

- Załatwione - odezwał się brunet, oddając mi urządzenie.

- Co jest załatwione? - zapytałam, gdy ruszył autem.
Szybko weszłam w wiadomości i zrobiłam wielkie oczy, widząc wiadomość, którą napisał do mojej matki w moim imieniu o tym, że będę nocować u znajomej, a ona na to przystała.
- Oszalałeś? - Spojrzałam na niego wściekła, ale on nawet na mnie nie zerknął, tylko z uwagą prowadził pojazd.

- Musimy pogadać - odparł, przyciskając gaz.

Zdaje się, że właśnie go zdenerwowałam, chociaż jeszcze nic nie zrobiłam. Właśnie tego się u niego najbardziej bałam. Tych niekontrolowanych napadów gniewu i tego, że może mi coś zrobić.

Pozostałą część drogi siedziałam cicho, słuchając włączonego radia. Zacisnęłam zęby, gdy wjechaliśmy do dzielnicy, gdzie wcześniej przyprowadził mnie Rey. Myślałam, że Ian zawiezie mnie do starej fabryki, żeby tam porozmawiać, a tymczasem kolejny raz miałam wylądować w jego mieszkaniu.

- Dlaczego tutaj? - zapytałam, gdy zaparkował.

- Hm?

- Dlaczego przyjechaliśmy do twojego mieszkania, a nie do fabryki?

- Bo u mnie będzie przytulniej - odparł, uśmiechając się nieszczerze, a ja prychnęłam pod nosem.

Gdy wysiadł z auta, zrobiłam to samo. Wzdrygnęłam się, słysząc krzyk, który po chwili ucichł. Przerażała mnie ta dzielnica, a o tej porze bałam się jeszcze bardziej. Ian otworzył drzwi do kamienicy i puścił mnie przodem, a chwilę później weszliśmy do jego mieszkania. Stanęłam, zaplatając dłonie na klatce piersiowej i z przekąsem ponownie spojrzałam na panujący w środku bałagan.

- Coś do picia? - zapytał brunet, który międzyczasie przeszedł do kuchni.

- Wodę - odparłam, bo naprawdę chciało mi się pić. Z nerwów wyschło mi gardło.

- Nie mam wody - powiedział, wracając do mnie, po czym postawił na stoliku piwo i usiadł. Spojrzałam na butelki, krzywiąc się.

- Może być kranówka - odezwałam się, na co przewrócił oczami.

- Siadaj. - Kiwnął głową na krzesło, a ja zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
- A teraz, Sam, powiedz, jak idą poszukiwania klucza. - Zacisnęłam usta, słysząc to pytanie, bo nie miałam dla niego dobrej odpowiedzi.

- Nie znalazłam go jeszcze - powiedziałam niepewnie.
Ian spojrzał na mnie z niezadowoleniem. Zachowywał się, jakbym była cudotwórczynią.

- Co już przeszukałaś?

- Pokój Adama, ale nic nie znalazłam.

- A facet, który włamał się do was zeszłej nocy, co ukradł? - Zszokowana rozchyliłam usta, gdy zadał to pytanie.

- Skąd wiesz?

- Co ukradł? - zapytał ponownie, ignorując moje pytanie.

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. Westchnął głośno, robiąc niezadowoloną minę. - Naprawdę nie wiem. Był w pokoju Adama, ale chyba nic nie zginęło.

- Chyba? - Uniósł brew, spoglądając na mnie wymownie. - Każda sekunda twojego milczenia działa na twoją niekorzyść.

- Wyciągnął coś spod podłogi - odparłam cicho.
Czułam się jak na przesłuchaniu w charakterze podejrzanego. Zaczęłam pić piwo, żeby jakoś przetrwać ten stres.

- Przecież mówiłaś, że przeszukałaś pokój Adama. - Ian patrzył na mnie wściekły, zaciskając dłoń w pięść.

- Bo to zrobiłam.

- A jednak ten ktoś coś w nim znalazł. I to pewnie klucz - mówił wściekły.

- Ale skąd pewność, że właśnie klucz? - zapytałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
Brunet wstał z miejsca, zatoczył kółko po pokoju i usiadł z powrotem, patrząc na mnie zmrużonymi oczami. Przełknęłam mocno ślinę, zastanawiając się, co będzie dalej.

- Widziałaś go? - Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- Schowałam się w szafie.

- To trzeba było z niej wyjrzeć, żeby zobaczyć, jak wygląda.

- Jasne - prychnęłam pod nosem - i wtedy zarobiłabym kulkę w łeb - odparłam podenerwowana, a on zaśmiał się głośno. - Co w tym zabawnego?

- Gdyby chciał cię zabić, to by to zrobił. Serio myślisz, że nie ogarnął, gdzie się schowałaś?

- Czyli, co? - odezwałam się zdezorientowana.

- Nie byłaś jego celem - odparł spokojnie. - Po prostu nie chciał ci nic zrobić. Co najwyżej postraszyć - mówił, a ja zrobiłam niepewną minę, zastanawiając się nad jego słowami.
- Ktoś cię śledził ostatnio? Obserwował dom? - dopytywał, na co pokręciłam głową. - Czemu mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego, Samantho? - Zacisnęłam usta, gdy wlepił we mnie swój wzrok.

- Kilka godzin wcześniej odebrałam dziwny telefon - odezwałam się w końcu. Ian poprawił się na krześle, czekając, co powiem dalej.
- W sumie to nie pierwszy raz. Wcześniej ten ktoś powiedział, że mam na ciebie uważać, a wczoraj wyzwał mnie, że u ciebie byłam i pytał, czy kazałeś mi znaleźć klucz.

- Wcześniej twierdziłaś, że nikt cię nie śledził. - Wzruszyłam ramionami, po czym upiłam kolejny łyk piwa. - Długo miałaś zamiar milczeć na ten temat?

- Nie wiedziałam, że to ważne.

- Naprawdę jesteś aż tak głupia? - Zrobiłam nadąsaną minę, cicho wzdychając.

- Co teraz? - zapytałam niepewnie.

- Twoje zadanie się nie zmieniło, masz znaleźć ten klucz.

- Przecież to niewykonalne. - Jęknęłam zrezygnowana.

- To już nie mój problem. - Spojrzał na mnie wymownie. - Musisz się bardziej skupić na poszukiwaniach. Adam na pewno zostawił jakiś ślad, który doprowadzi cię do celu.

- A jeśli nie?

- Wiesz, co robię z ludźmi, których już nie potrzebuję? - Przytaknęłam głową, na co uśmiechnął się lekko. - Świetnie, że się rozumiemy - odparł.
Przetarłam dłonią czoło, bo miałam wrażenie, że zrobiło mi się strasznie gorąco. Być może po piwie, a może ze stresu. Nie wiedziałam dokładnie.

- Wiesz, co w tobie lubię, Samantho? - Ian pochylił się w moim kierunku, świdrując mnie wzrokiem. Zaprzeczyłam ruchem głowy, próbując wytrzymać kontakt wzrokowy, ale miałam wrażenie, że z każdą sekundą coraz bardziej truchlałam.
- Strach w twoich oczach - odparł, uśmiechając się pod nosem. - Robią się wtedy takie wielkie. Nakręca mnie to w jakiś sposób - dodał, odchylając się na oparcie.

- Chciałabym wrócić do siebie - powiedziałam cicho.
Marzyłam o tym, żeby wyjść z tego przeklętego mieszkania.

- Ja będę o tym decydował - powiedział, wstając z miejsca, po czym ruszył do swojej sypialni, a ja w tym czasie dopiłam piwo, żeby dodać sobie trochę odwagi.
- Poza tym powiadomiłaś matkę, że nie wrócisz na noc. - Ian wrócił i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Jęknęłam w duchu, widząc skręta.

- Nie chcę - powiedziałam, jednocześnie kręcąc głową.

- Bierz. - Brunet wcisnął mi to do ręki i usiadł na krzesło. - Rozluźnisz się - dodał, pokazując gestem, że mam włożyć skręta do ust.

Gdy to zrobiłam, wyciągnął zapalniczkę i podpalił go, a następnie zrobił to samo ze swoim.
Zakasłałam kilkukrotnie, na co mężczyzna zaśmiał się głośno, a ja zrobiłam skrzywioną minę. Miałam wrażenie, że on chciał, żebym stoczyła się na dno.

***

Na drugi dzień powoli zaczęłam otwierać oczy. Szybko je zamknęłam, gdy dotarło do nich jasne światło. Jęknęłam przeciągle, czując duży ból głowy i suchość w gardle. Potarłam palcami skronie, przeklinając pod nosem. W końcu postanowiłam ponownie otworzyć oczy. Ostrożnie zaczęłam unosić powieki, a gdy wzrok przyzwyczaił się do porannego słońca, wytężyłam go, spoglądając na sufit.

- O, księżniczka w końcu się obudziła. - Usłyszałam obok siebie męski głos, na dźwięk którego zastygłam w bezruchu.

Powoli zwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodził, unosząc ją lekko. Wtedy mój wzrok spotkał się z czarnymi tęczówkami Iana. Przełknęłam ślinę, uświadamiając sobie, że nadal byłam w jego mieszkaniu. Co więcej, spędziłam w nim noc. Mężczyzna patrzył na mnie zmrużonymi oczami, a jedyne, co miał na sobie, to granatowe bokserki.

Matko, co się działo w nocy? - Starałam sobie coś przypomnieć, ale w głowie miałam dziurę.

Moje gardło było tak suche, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, żeby zapytać, co się stało. Nagle Ian jakby czytając w myślach, podał mi małą butelkę wody mineralnej. Chwyciłam ją, odkręciłam i wypiłam prawie wszystko. Mężczyzna patrzył na mnie, uśmiechając się pod nosem.

- Mówiłeś wczoraj, że nie masz wody - odezwałam się w końcu.

- Kłamałem.

- Spaliśmy w jednym łóżku? - zapytałam po chwili, obserwując uważnie twarz bruneta.

- Tak. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w tym mieszkaniu jest tylko jedno miejsce do spania. - Przymknęłam oczy, słysząc to.

Nie mogłam pojąć, jak do tego doszło. Mój umysł pokazywał mi w tamtym momencie urywki tego, co się działo kilka godzin wcześniej. Widziałam siebie, jak piłam piwo. Jak wzięłam, pierwszego w swoim życiu bucha marihuany, a potem kolejne i jak śmiałam się w głos, rozmawiając z Ianem. Nie było nic o tym, jak znalazłam się w jego sypialni. Miałam pustkę w głowie.

- Spaliśmy w jednym łóżku, ale nie ze sobą - dopowiedział po chwili. - Nie tykam nieprzytomnych lasek - dodał, uśmiechając się szyderczo.

Odetchnęłam z ulgą na te słowa. Jednak jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju, bo nie czułam na swoim ciele ubrań. Uniosłam koc, którym byłam przykryta i jęknęłam, widząc, że byłam w samej bieliźnie.

- Uprzedzę pytanie, sama się rozebrałaś. - Zrobiłam wielkie oczy, nie dowierzając w to wszystko.

- Co ty mi wczoraj dałeś? - zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć, że to wszystko działo się po zwykłej marihuanie. Musiał dać mi coś jeszcze. A może to był efekt jednoczesnego picia i palenia?

- Tylko zioło. Skąd mogłem wiedzieć, że tak ci po nim odbije? - zaśmiał się.
- Gdybym wiedział, że potem będziesz tyle pierdolić, to w życiu bym ci tego nie skręcił. Łeb mi pękał od twojego ciągłego ględzenia. Na szczęście nad ranem w końcu stwierdziłaś, że idziesz spać. Rozebrałaś się i położyłaś do łóżka, nie pytając nawet, czy możesz - powiedział, patrząc na mnie karcącym wzrokiem.

Usiadłam, opierając się plecami o zagłówek, okrywając się szczelnie kocem. Czułam wstyd i zażenowanie. Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Nie dowierzałam, że byłam tak bezmyślna i wypaliłam w jego towarzystwie skręta. Stan po wypiciu kilku piw, niewątpliwie pomógł podjąć mi tę decyzję.

- Możesz zamknąć oczy albo je zakryć? - zapytałam, spoglądając na bruneta.

- Po co?

- Chciałabym się ubrać.

- To się ubieraj. I tak już cię widziałem, co więcej, spaliśmy obok siebie - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Przysunął swoją twarz tak blisko, że dzieliły nas milimetry.

- Dupek. - Rzuciłam, na co mężczyzna uniósł kąciki ust.

Wstałam z łóżka z owiniętym dookoła ciała kocem. Chwyciłam w dłoń ubrania i przeszłam do łazienki.

- Kompletnie oszalałaś - powiedziałam do siebie, stojąc przed lustrem.

Potrząsnęłam głową, a następnie odkręciłam kran i umyłam twarz. Wytarłam się i chwyciłam grzebień, którym rozczesałam włosy. Skrzywiłam się, widząc worki pod oczami oraz lekko przekrwione oczy, które zdradzały, że zażywałam jakąś niedozwoloną substancję. Wiedziałam, że jeśli wrócę do domu i mama zobaczy mnie w takim stanie, to nie będzie miło.

Kiedy wyszłam z łazienki, Ian stał w kuchni, mieszając coś w szklance. W międzyczasie zdążył się ubrać, bo miał już na sobie ciemne jeansy i biały T-shirt. Podeszłam do niego, przesuwając wzrok po kuchennym blacie. Szukałam czegoś do jedzenia, bo byłam potwornie głodna. Mój wzrok padł na chleb. Chwyciłam go i ukroiłam dość spory kawałek.

- Jasne, nie krępuj się. - Rzucił w moim kierunku brunet, na co spojrzałam na niego złowrogo.

Mężczyzna uniósł dłonie w geście obronnym, uśmiechając się zadziornie. Zapewne zaskoczyłam go swoim zachowaniem. Zawsze potulna, a teraz rzucałam mu groźne spojrzenia.

- Masz - odezwał się po chwili, podając mi picie. Spojrzałam na to niepewnie, mrużąc oczy.
- Zwykłe KC, pewnie rozsadza ci łeb. - W istocie tak było, ale bałam się wypić to, co przygotował, bo nie byłam pewna, co tak naprawdę zmieszał.
- Zrozum, że jakbym chciał cię wykorzystać, to zrobiłbym to w nocy. Okazję miałem idealną. Pij. - Wcisnął mi szklankę do dłoni, a ja od razu wszystko wypiłam do dna.

Mimo to ciągle odczuwałam dużą suchość w gardle. Po chwili łapczywie pochłaniałam ukrojony wcześniej chleb, który posmarowałam masłem. Ian oparł się o szafkę kuchenną, zaplatając dłonie na klatce piersiowej i przyglądał mi się, bo jadłam tak szybko, jakbym nie miała nic w ustach od kilku dni.

Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym panował idealny porządek. Poczułam się, jakby ktoś ze mnie żartował. Weszłam do mieszkania, które było zapuszczone i śmierdziało w nim dymem papierosowym, a obudziłam się w wysprzątanym na błysk pomieszczeniu.

- Widzę, że ty po trawie robisz się porządnicki - odezwałam się po chwili. W powietrzu dało się wyczuć kwiatowy zapach płynu do mycia podłóg.

- Zwariowałaś? Ty tu posprzątałaś.

- Że co? - Wytrzeszczyłam oczy po tym, co usłyszałam.

- Zaczęłaś gadać, że nie możesz patrzeć na ten burdel i zaczęłaś sprzątać. Nawet pranie zrobiłaś, za co pewnie usłyszę pretensje od sąsiada z dołu, bo raczej nikt nie lubi słuchać wirującej pralki o piątej nad ranem - powiedział oburzony, na co przewróciłam oczami.

- Wrócę już do siebie - odezwałam się, gdy pogryzłam ostatni kęs.

- Odwiozę cię.

Ian zgarnął z blatu klucze i ruszył do drzwi, a ja chcąc nie chcąc poszłam za nim. Zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z kamienicy, ale innymi drzwiami, niż zazwyczaj, przez co znaleźliśmy się na podwórzu, gdzie były garaże. Mężczyzna otworzył jeden z nich, w którym znajdował się jego samochód i motocykl. Brunet podał mi kask, na co zrobiłam niezadowoloną minę.

- Nie możemy jechać samochodem? - zapytałam w nadziei, że zmieni swój wybór.

- Nie - mruknął, odpalając maszynę.

Założył kask, a następnie wyjechał z garażu. Po tym, jak z niechęcią włożyłam kask, który wcześniej mi podał, zajęłam miejsce za nim i objęłam go rękoma. Mężczyzna ruszył w drogę, a ja modliłam się w duchu, żeby nie zobaczył nas nikt z moich znajomych.

****************************

No i mamy kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podobał.

Do następnego...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro