20. Niech mu pani powie, że była Samantha

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Westchnęłam ciężko, gasząc silnik samochodu Reya. Chłopak pożyczył mi auto, żebym mogła wybrać się do Barwich i przejrzeć tamtejsze depozyty, czy do któregoś będzie pasował szyfr, który przekazał mi tajemniczy nieznajomy. Niestety podróż zakończyła się fiaskiem. Na dodatek czułam się tam jak przestępca, gdy chodziłam od depozytu do depozytu i wstukiwałam kod. W pewnym momencie zaczął mnie obserwować pewien mężczyzna, ale na szczęście to już była końcówka sprawdzania skrytek, więc szybko wstukałam kod do trzech ostatnich, by następnie jeszcze szybciej po prostu stamtąd uciec, żeby nie mieć jakichś problemów.

Potem wsiadłam do samochodu i wróciłam do Fallbron, gdzie udałam się pod szkolny stadion, na którym właśnie kończył się trening naszych rugbystów. Wysiadłam i oparłam się o maskę, czkając na Reya. Nerwowo ruszałam nogą, bo bałam się spotkać Dylana, który przecież też był na tym treningu. Liczyłam na to, że mój nowy chłopak szybko się ogarnie i wyjdzie jako pierwszy, po czym odjedziemy, nim ktokolwiek mnie zauważy. 

Niestety mogłam o tym pomarzyć. Zacisnęłam usta, widząc wychodzące ze stadionu Emmę oraz Kim. Dziewczyny patrzyły na mnie, rozmawiając przy tym. Byłam w stu procentach przekonana, że mnie obgadywały i zastanawiały się, co robiłam przy szkole. Chwilę później dołączyli do nich Dylan i Josh. Widziałam zdziwione spojrzenie byłego, ale nie podszedł do mnie, chociaż jeszcze kilka dni temu dopytywał moją mamę, o to, jak się czułam po wypadku. Tchórz nie miał odwagi, żeby samemu się ze mną skontaktować i zapytać o samopoczucie. Nawet teraz nikt z nich nie miał odwagi, żeby do mnie podejść. Kiedyś byliśmy najlepszą paczką w szkole, a teraz patrzeliśmy na siebie złowrogo. Wiedziałam jedno, że to nie ja pierwsza wyciągnę rękę do zgody, bo to oni zniszczyli naszą przyjaźń.

Uśmiechnęłam się, gdy w końcu zobaczyłam Reya, który szedł zadowolony, co oznaczało, że trening się udał. Podszedł do mnie, zrzucił z ramienia sportową torbę i przyciągnął do siebie, namiętnie całując. Zaskoczył mnie tym, bo myślałam, że przy Dylanie będzie się hamował, ale on najwidoczniej postanowił pokazać mu, że nasze relacje z koleżeńskich przeszły na wyższy poziom. Gdy oderwaliśmy się od siebie, bezwiednie oblizałam usta, po czym zerknęłam za plecy chłopaka. Nasi dawni przyjaciele wpatrywali się w nas, a na dodatek miałam wrażenie, że Dylan był wkurzony na to, czego był przed chwilą świadkiem. Był hipokrytą. Sam obściskiwał się z Emmą, a na mnie był zły, że spotykałam się z Reyem.

— Tu jestem, słoneczko. — Chłopak cmoknął mnie w usta, a ja pomrugałam powiekami, wyrywając się z chwilowego letargu. 
— Co ciekawego zobaczyłaś za moimi plecami?

— Złość Dylana — odparłam, na co on uśmiechnął się lekko.
Chyba usatysfakcjonowała go ta odpowiedź, że mój ex był wkurzony. Najwidoczniej chciał mu w ten sposób dopiec.
— Jak trening? — zapytałam od razu, żeby już nie ciągnąć dłużej tematu Dylana.
Im mniej o nim mówiliśmy, tym lepiej. Nie chciałam wracać do przeszłości po tym, jak zostałam potraktowana przez byłego, który nie chciał mnie wysłuchać, tylko rzucił przy pierwszej lepszej okazji.

— Rewelacyjnie — powiedział zadowolony, przytulając mnie.
— Czuję, że mógłbym być nowym kapitanem — dodał, czym mnie zaskoczył.

— Naprawdę? — zapytałam ze zdziwieniem, spoglądając na niego.

Rey nigdy nie aspirował do bycia kapitanem i zastanawiałam się, w którym momencie zmienił zdanie. Zawsze twierdził, że to nie dla niego, a teraz wyglądał na zdeterminowanego, żeby osiągnąć cel. Czułam, że po prostu chciał dopiec tym Dylanowi.

— Mhh — mruknął twierdząco.
— A jak wycieczka do Barwich? — dopytywał, na co zrobiłam niezadowoloną minę.

— Bez przełomu — odparłam, wzruszając ramionami.
— Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, jak wbijałam kod do depozytów. Pewnie mieli mnie za krętaczkę. Bez sensu to wszystko. — Żaliłam się, po czym wtuliłam się w chłopaka.
Objął mnie mocno, całując w głowę.

— Nie poddawaj się — szepnął.
— Jutro dokąd się wybierasz? — Przymknęłam oczy na to pytanie, by chwilę później oderwać się od Reya i spojrzeć na niego ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. Zupełnie nie miałam pomysłu, dokąd pojechać.
— Może Derry? — Podpowiedział mi.
W sumie ciągle się zastanawiałam, skąd on wiedział, w którym mieście znajdują się te wszystkie depozyty.
— Szkoda, że teraz wypadł ten wyjazd. Inaczej bym ci pomógł.

— Zazdroszczę ci tych wakacji.

— Ze starymi? — Zaśmiał się. — Nie ma czego. Wolałbym wybrać się gdzieś z tobą — dodał, po czym uniósł mnie lekko i posadził na masce swojego samochodu, by następnie zacząć namiętnie całować.

Wszedł między moje nogi, a jego ręce coraz śmielej przesuwały się po ciele. Oderwałam się od niego, zerkając na stojącą nieopodal grupkę znajomych ze szkoły. Dylan wręcz piorunował nas wzrokiem, gdy Emma coś do niego mówiła. Westchnęłam cicho, gdy chłopak zaczął przygryzać moją szyję.

— Rey, przestań — szepnęłam. — Patrzą — dodałam, a on oderwał swoje ciepłe usta od mojej skóry i spojrzał na mnie radosnym wzrokiem.

— I niech patrzą — odparł, całując mnie ponownie.

— No proszę, proszę. — Gwałtownie odsunęłam od siebie Reya, gdy usłyszałam przy nas głos Iana.
— Widzę, Rey, że udało ci się coś wybłagać.

Zwróciliśmy głowy w bok, gdzie stał brunet i patrzył na nas z kpiącym uśmieszkiem.

— Spadaj. — Odgryzł się Rey, witając się z nim.

Zsunęłam się z maski samochodu, poprawiając bluzkę, a kiedy brunet wyciągnął dłoń w moim kierunku, uścisnęłam ją niepewnie. Lustrował moją twarz z uwagą, na co zagryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, czy planował na mnie jakąś zemstę za to, że chciałam dźgnąć go nożem. Cieszyłam się, że obok mnie był Rey, bo w innym wypadku uciekałabym, gdzie pieprz rośnie, byleby nie być z brunetem sam na sam.

— Masz kasę? — Ian spojrzał na mojego chłopaka, a ja zrobiłam niezadowoloną minę, bo doskonale wiedziałam, o jakie pieniądze chodziło.

— Przywiozę ci. Nie mam jej przy sobie.

— Tylko dzisiaj. Nie mam zamiaru czekać dwóch tygodni, aż łaskawie wrócisz do Fallbron — powiedział ze złością.

— Ian, o co ci chodzi? Przecież dobrze wiesz, że dostaniesz dzisiaj tę forsę.

— Czekam do osiemnastej — mruknął, po czym przepchnął Reya i podszedł do mnie.

Spięłam się, gdy mocno chwycił mnie za ramię. Rey od razu odezwał się, że ma mnie puścić, na co brunet wyjął broń i wycelował ją w niego. Pisnęłam głośno, bojąc się, że za chwilę wydarzy się tragedia. Słyszałam poruszenie wśród naszych znajomych, którzy z oddali przyglądali się tej sytuacji.

— A ty, Samantho, lepiej uważaj, z kim rozmawiasz i kogo wpuszczasz do domu — szepnął, patrząc mi głęboko w oczy.

Byłam tak sparaliżowana strachem, że nawet nie mrugnęłam. Przełknęłam mocno ślinę, gdy wzrok bruneta zjechał na moje wargi, by po chwili znowu spojrzeć w moje oczy, po czym odepchnął mnie od siebie, przez co oparłam się o maskę stojącego za mną samochodu. Spojrzał w kierunku Reya, opuszczając dłoń z trzymanym pistoletem i jak gdyby nigdy nic powolnym krokiem ruszył do stojącego nieopodal samochodu, w którym zajął miejsce pasażera. Zdziwiłam się, że nie przyjechał swoim autem i zastanawiałam się, co mogło się stać, że był taki bezwzględny dla Reya. Dla mnie mógł taki być, bo w końcu chciałam go zabić. Ale dla Reya? Nic z tego nie rozumiałam.

— Coś jest nie tak, że jest taki wkurzony — powiedział pod nosem mój chłopak.
Zacisnął usta, oglądając się za odjeżdżającym samochodem. Również powiodłam za nim wzrokiem, zamyślając się.
— Wszystko w porządku? — Pomrugałam powiekami, czując dłoń Reya na swoim policzku.
Pogładził go, patrząc na mnie z troską.

— Nie możesz tego rzucić? — zapytałam, wtulając się w chłopaka.

— Czego?

— Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

— Daj spokój — odparł beztrosko. Zacisnęłam usta, cicho wzdychając. Nie podobało mi się to, że Rey nawet nie brał takiej opcji pod uwagę.
— Co ci powiedział?

— Że mam uważać z kim gadam i kogo wpuszczam do domu — odpowiedziałam, na co chłopak zmarszczył brwi. — Nie patrz tak na mnie. Ja też nic z tego nie rozumiem. — Wzruszyłam ramionami.

— Podrzucisz mnie w jedno miejsce i możesz wracać do domu, a potem wpadnę po samochód.

— A ty jak wrócisz?

— Będę miał transport. — Przytaknęłam, zastanawiając się, czy miał się właśnie spotkać z niejakim Coreyem.

Przez głowę przemknęła mi myśl, żeby go śledzić, ale szybko ją odrzuciłam, bo nie chciałam kolejnych problemów. Miałam ich wystarczająco dużo przez Iana.

*

Ziewnęłam szeroko, odkładając siatki z zakupami na tylne siedzenie, po czym podeszłam do drzwi, żeby zająć miejsce za kierownicą i pojechać do domu.

— Hej, zaczekaj! — Wzdrygnęłam się, gdy jakiś mężczyzna uniemożliwił mi otworzenie drzwi.

Odsunęłam się na krok, trzymając kurczowo w dłoni kluczyki. Bałam się, że będzie chciał ukraść samochód.
Facet rozejrzał się dookoła, oddychając nierówno. Wyglądał, jakby nie spał od tygodnia. Oczy miał mocno przekrwione i podkrążone. Odsunęłam się gwałtownie, gdy wyciągnął w moim kierunku wychudzoną dłoń. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.

— Czego chcesz? — odezwałam się w końcu, na co nieznajomy, przeczesał dłonią włosy, po czym strzelił kostkami od palców.

— Jaki masz towar? — zapytał, przestępując z nogi na nogę.

— Słucham?

— No, jaki masz towar? — Powtórzył, drapiąc się po ramieniu. Zachowywał się, jakby był nadpobudliwy.
— Kupić chcę. To znaczy kasę dam potem, bo teraz nie mam, ale na pewno zapłacę.

— Ale ja nic nie sprzedaję.

— Kurwa, jestem na głodzie — powiedział, zbliżając się do mnie, na co ja się odsunęłam. — Zlituj się. Oddam z odsetkami.

— Spadaj. Odczep się ode mnie — odparłam, ale facet nic sobie z tego nie robił.
Kolejny raz nerwowo rozejrzał się dookoła, po czym potarł nos i zmrużył oczy, spoglądając na samochód.

— To fura Reya, nie? — Przytaknęłam nieśmiało, gdy wskazał na sportowe auto. — Zadzwoń do niego. Jestem jego stałym klientem. Potwierdzi to.

— Człowieku, ja niczym nie handluję. Zostaw mnie w spokoju.

— Weź, nie pierdol — powiedział zły. Przełknęłam mocniej ślinę, bo nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać.
— Nie wierzę, że nic nie masz. Zajrzyj do schowka, może Rey coś zostawił na czarną godzinę.

— Odwal się ode mnie albo zadzwonię na policję! — Krzyknęłam, przez co kilka osób będących na parkingu spojrzało w naszą stronę, ale nikt nie zainterweniował.

— Słuchaj no, pizdo. — Doskoczył do mnie, chwytając mnie za ramiona.
W jednej chwili znieruchomiałam ze strachu, zapominając języka w gębie. 
— Dawaj towar albo...

— Albo co, Samson? — Mężczyzna puścił mnie, gdy mu przerwano i odsunął się ode mnie.
Przymknęłam oczy, mając wrażenie, że za chwilę zemdleję. To wszystko było ponad moje siły.

— Ian... Kopę lat... — Nerwowo dukał ćpun, na co otworzyłam oczy i spojrzałam na bruneta, który kolejny raz wybawił mnie z kłopotów.

— Ona chyba coś ci powiedziała, tak? — zapytał Ian, podchodząc do mężczyzny, a ten przytaknął. — Że masz zostawić ją w spokoju, tak? — Ćpun kolejny raz nerwowo przytaknął. — To, co tu jeszcze robisz?

— Jestem w potrzebie — odparł, drapiąc się po ramionach. — To fura Reya, ona na pewno też coś ma, skoro się tym wozi.

— Nie ma — mruknął brunet. — A tak w ogóle, to kiedy zapłacisz za poprzedni towar? Mam przysłać chłopaków, żeby ściągnęli dług? — dopytywał, zaplatając ręce na klatce piersiowej i patrząc z wyższością na niejakiego Samsona.

— Ian, przyjacielu... — Zaczął mówić nerwowo.

— Nie jestem twoim przyjacielem — przerwał mu od razu brunet, patrząc na niego znacząco — i radzę ci stąd jak najszybciej spierdalać, bo inaczej marnie skończysz.

Po tych słowach mężczyzna spojrzał na mnie z niezadowoleniem, po czym odszedł od nas, oglądając się jeszcze raz przez ramię, aż zupełnie zniknął nam z oczu. Odetchnęłam przeciągle, przenosząc wzrok na Iana.

— Śledzisz mnie? — zapytałam, na co przewrócił oczami.

— Serio myślisz, że nie mam lepszych rzeczy do robienia? — Wzruszyłam ramionami, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
On na moim miejscu zapewne pomyślałby sobie to samo.

— Pojadę już — powiedziałam cicho, podchodząc do samochodu.
Chwyciłam klamkę od auta, ale nie mogłam otworzyć drzwi, bo Ian zablokował je dłonią.
— Masz zamiar teraz zemścić się na mnie za to, co chciałam ci zrobić? — zapytałam, bo sądziłam, że o to mu chodziło. Że szukał kontaktu, żeby coś mi zrobić.
Ian, słysząc to, roześmiał się głośno, a ja zmarszczyłam brwi, bo już nic z tego nie rozumiałam.

— Nie mam zamiaru się mścić — odparł, na co w duchu odetchnęłam z ulgą. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może zmienić zdanie.
— Masz nie gadać więcej z Donovanem. — Uniosłam brwi, słysząc te słowa.

Pan Donovan był najmilszym człowiekiem, jakiego znałam, a na dodatek ostatnio dowiedziałam się od niego kilku rzeczy o Adamie. Nie rozumiałam, czemu Ianowi przeszkadzało to, że z nim rozmawiałam.

— Bo?

— Bo ja tak mówię — mruknął zły. — Masz z nim więcej nie rozmawiać, a tym bardziej zapraszać do domu.

— Nie rozumiem.

— Nie musisz. Masz po prostu robić to, co ci mówię — powiedział. — I żeby było jasne, Rey ma nie wiedzieć o tej rozmowie. — Gdy już chciałam się odezwać, aby zaprotestować, zadzwonił jego telefon. Ian odebrał połączenie i krótko z kimś porozmawiał.
— Jedziemy — odezwał się, gdy się rozłączył. — Podrzucisz mnie do mieszkania — dodał, podchodząc do drzwi od strony pasażera.

— Muszę oddać samochód Reyowi. — Jęknęłam zrezygnowana, bo nie chciałam go nigdzie podwozić.

— To dobrze się składa, bo też tam zmierza — odparł, po czym wsiadł do samochodu.
Westchnęłam ciężko, zajmując miejsce za kierownicą, bo nic innego mi nie pozostało.

*

Leżałam z zamkniętymi oczami wtulona w Reya na jego łóżku. Było mi źle, z tym że wyjeżdżał na dwa tygodnie i to teraz, gdy najbardziej go potrzebowałam. Po dzisiejszym dniu byłam wypompowana z sił i czułam się poharatana emocjonalnie, ale jego obecność podnosiła mnie na duchu. Bałam się nadchodzących dni i tego, że zostanę sama, skazana na Iana. Byłam pewna, że po wyjeździe Reya zacznie mnie bardziej kontrolować.

— O czym myślisz? — zapytał chłopak, gładząc mnie po ramieniu.

— O tym, czy Ian będzie mnie nachodził pod twoją nieobecność — odparłam i otworzyłam oczy, gdy Rey przestał gładzić moje ramię.
Zatrzymał gwałtownie ruch w połowie, jakby coś wybiło go z rytmu.

— No właśnie... Ian — powiedział, odsuwając się ode mnie, czym mnie zaskoczył.
Oparł się o ścianę i przez chwilę w ciszy lustrował moją twarz.
— Zdziwiłem się, gdy przywiozłaś go pod kamienicę. Coś często na niego wpadasz — dodał, a ja przygryzłam wargę.

Miałam wrażenie, że Rey myślał, iż coś łączyło mnie z brunetem, co było nieprawdą. Chciałam trzymać się od Iana jak najdalej, ale on mi na to nie pozwalał, bo sam mnie odnajdywał i uprzykrzał życie.

— Nie wpadam na niego. Raczej mnie śledzi — odezwałam się niepewnie, obserwując reakcję chłopaka. — I wierz mi, że to nie jest dla mnie komfortowe.

— Czego on tak naprawdę od ciebie chce? Mówi ciągle o tym kluczu, czy o czymś innym?

— No, o kluczu... — wydukałam zmieszana, bo przecież rozmowa o panu Donovanie miała zostać pomiędzy nami. — Rey, chyba nie myślisz, że ja i Ian... — Zaczęłam mówić, przyglądając mu się uważnie.
Chciałam potwierdzenia, że jego myśli nie zagalopowały się za daleko i nie połączył w nich mnie oraz bruneta.
— Myślisz — odezwałam się po chwili, widząc jego niepewną minę.
On naprawdę sądził, że coś mnie łączyło z Ianem.

— To nie tak, Sam. — Chwycił mnie za dłoń, uśmiechając się lekko. — Po prostu jestem zazdrosny.

— O Iana? — zapytałam zdezorientowana, a on przytaknął.
— Nie masz o co — dodałam, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
Chłopak zrobił przepraszającą minę, po czym przytulił mnie mocno.

— Kocham cię — szepnął, spoglądając w moje oczy, na co mi szybciej zabiło serce. 

Patrzyłam w jego oczy, zdając sobie sprawę z tego, że ja nie potrafię tego samego mu wyznać. Przełknęłam mocniej ślinę, uśmiechając się krzywo, by po chwili go pocałować. Miałam nadzieję, że to mu wystarczy i nie będzie chciał usłyszeć ode mnie żadnych deklaracji, bo nie byłam na to gotowa. Właśnie teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiedziałam, co czułam do Reya. Czy to była tylko przyjaźń, czy może miłość? Było mi z nim dobrze, ale nie potrafiłam odwzajemnić jego słów. W głowie pojawiła się myśl, że to wszystko podziało się między nami za szybko, a kolegę potraktowałam, jako pocieszenie po zerwaniu z Dylanem. Pogubiłam się i właśnie sobie to uświadomiłam. Szkoda tylko, że dopiero teraz, bo nie chciałam skrzywdzić Reya, tym bardziej że on mocno zaangażował się w ten związek.

— Rey! Zaraz musimy wyjeżdżać! — Usłyszeliśmy z korytarza głos jego mamy.

— Jasne! — Odkrzyknął, wstając z łóżka. 

Podszedł do biurka, po czym chwycił kluczyki od swojego auta i rzucił mi je. Odruchowo wyciągnęłam dłoń, chwytając je. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem, a on tylko uśmiechnął się, puszczając mi oczko.

— Możesz bez problemu korzystać z auta podczas mojej nieobecności.

— Nie, poradzę sobie — odparłam, energicznie kręcąc głową.

— Co jest? — Rey usiadł obok mnie, widząc moją reakcję.

Stwierdziłam, że opowiem mu o tym, co mi się dzisiaj przytrafiło. Lepiej, żeby dowiedział się tego ode mnie niż od tego faceta, gdyby się potem znowu spotkali.

— Przez twój samochód przyczepił się do mnie jakiś ćpun. Samson, czy jakoś tak — mówiłam, nie będąc pewną, czy nie przekręciłam imienia — chciał towaru i był agresywny.

— Zrobił ci coś? — Chłopak wstał zdenerwowany, zataczając kółko po pokoju, po czym spojrzał na mnie wyczekująco, a ja cicho westchnęłam, zaprzeczając ruchem głowy.

— Nie, Ian go przegonił — powiedziałam, a co Rey zacisnął usta. 
— Co znowu?

— Znowu Ian — mruknął zły.

— Serio, chcesz się teraz o niego kłócić? Przed twoim wyjazdem? — dopytywałam poirytowana.

Siedziałam, patrząc na niego wymownie, a on tylko się skrzywił. Miałam już naprawdę dość jego humorów. Jakbym nie miała wystarczająco dużo problemów, to jeszcze teraz doszły te z zazdrosnym chłopakiem.

— Nie — odezwał się w końcu, podchodząc do mnie. Usiadł obok, lustrując moją twarz.
— Zastanawiam się tylko, czy jak wrócę, to nadal będę miał dziewczynę, czy w międzyczasie on mi ciebie odbierze. — Odetchnęłam głęboko, bo na usta cisnęły mi się słowa, że skoro tak myśli, to może lepiej wrócić na koleżeńskie relacje, jeśli związek nam nie wychodzi.

— O, matko! Oszaleję — powiedziałam poirytowana, przecierając twarz dłońmi. Miałam dość tych dziwnych insynuacji. — Ja mam nadzieję, że nie będziesz tam podrywał żadnych ślicznotek. — Popatrzyłam na niego znacząco, a on przyciągnął mnie do siebie.

— Nigdy — szepnął.

— Rey! — Wzdrygnęłam się, słysząc kolejny raz krzyk jego matki, a następnie trzaśnięcie drzwiami frontowymi.

— Chodź — odezwał się chłopak, wstając.

Chwycił mnie za dłoń i pomógł mi się podnieść, po czym wziął bagaż. Gdy wyszliśmy z pokoju, pogasił ostatnie światła, a po wyjściu przez dom, przekręcił klucz w drzwiach.
W samochodzie siedzieli już jego rodzice, którzy uśmiechnęli się na nasz widok. Chłopak włożył walizkę do bagażnika i zatrzasnął klapę. Przyciągnął mnie do siebie, przytulił mocno, a następnie pocałował. Gdy się pożegnaliśmy, wsiadł do auta, którym kierował jego ojciec.
Pomachałam im, gdy odjeżdżali, po czym spojrzałam na trzymane w dłoni kluczyki. Przeniosłam wzrok na stojący na podjeździe samochód Reya, ale nie zdecydowałam się wrócić nim do domu. Stwierdziłam, że nie będę z niego korzystać, bo bałam się powtórki z dzisiejszego dnia. Schowałam kluczyki do kieszeni i ruszyłam w kierunku domu.

*

Do domu dotarłam przed północą. Przekręciłam klucz w drzwiach i cicho weszłam do środka, żeby nie obudzić mamy. Gdy położyłam klucze na komodzie, nagle w salonie rozbłysło światło. Odwróciłam się gwałtownie, zauważając stojącą przy włączniku mamę, jednak nie patrzyła na mnie, a na stół. Powiodłam wzrokiem w tamtym kierunku i zamarłam, widząc stos pieniędzy. Przełknęłam mocno ślinę, obserwując, jak mama do nich podchodziła. Chciałam wierzyć, że to nie była schowana przeze mnie kasa od Iana, ale worek, na którym leżały wskazywał, że tak. Znalazła je. Przymknęłam oczy, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mama wspominała dzisiaj o porządkach w domu. Pewnie przy okazji chciała zmienić mi pościel i wyciągając nową, natknęła się na pieniądze ukryte w szufladzie.

— Ile dzisiaj zarobiłaś? — Pomrugałam powiekami, spoglądając na mamę, gdy się odezwała.
Ostatni raz tak chłodny ton głosu słyszałam od niej po pogrzebie Adama, gdy postanowiła mi oznajmić, że mnie nienawidzi.

— Słucham? — odezwałam się cicho.

— Ile dzisiaj zarobiłaś? Od dawna się puszczasz? — Mama naciskała, a ja nie mogłam uwierzyć, że w ogóle pomyślała o takim czymś. 
— No odpowiedz! — Podskoczyłam w miejscu, gdy krzyknęła.

— Mamo... no co ty... — wydukałam zdenerwowana.

— Nie tak cię z ojcem wychowywaliśmy — powiedziała, patrząc na mnie z odrazą. — Tfu, mała dziwka! — Splunęła w moim kierunku, a mi zaszkliły się oczy.

— Mamo...

— Nie mów tak do mnie. — Przerwała mi od razu. Wzięła pieniądze ze stołu i podeszła do mnie, po czym wcisnęła mi je do dłoni.
— Ja już nie mam córki. Zabieraj te brudne pieniądze i wynoś się stąd! Niech cię przygarnie któryś z twoich klientów! — Krzyczała, popychając mnie.
Zrobiłam kilka kroków w tył, uderzając plecami o ścianę.

— Mamo, o czym ty mówisz? — dopytywałam, obserwując jej poczynania.
Od razu odeszła ode mnie, podchodząc do kanapy.

— Jednak Dylan miał rację, że puszczasz się ze starszymi. Nie dziwię mu się, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego — zaczęła mówić — popytałam też sąsiadów. W dniu wypadku na festynie widzieli cię w towarzystwie jakiegoś podejrzanego typa. Zresztą podobno często spotykasz się z nim na mieście. — Przełknęłam mocniej ślinę, zastanawiając się, jak z tego wszystkiego wybrnąć.

— Nie sypiam z nikim za pieniądze. — Pokręciłam głową, tłumiąc łzy w oczach.

— To skąd je masz? — Zapytała, a ja przygryzłam wnętrze policzka. Wiedziałam, że nie powinnam jej tego mówić, ale nie miałam wyboru.

— To za udział w nielegalnym wyścigu. — Wytłumaczyłam, licząc, że za chwilę zaraz się dogadamy, ale ona tylko roześmiała się głośno. Może i to tłumaczenie było dla niej absurdalne, ale prawdziwe. Szkoda tylko, że w to nie uwierzyła.

Po chwili przybrała kamienny wyraz twarzy, spoglądając na oparcie kanapy. Dopiero wtedy zauważyłam, że był na niej przewieszony pasek od spodni ojca. Mama chwyciła go i momentalnie znalazła się przy mnie, wymierzając mi pierwszy cios. Krzyknęłam, gdy skórzany pasek wylądował na moim udzie.

— Tak zhańbić rodzinę! — Krzyczała, wymierzając mi kolejny cios.

— Nie! Mamo! Przestań! — Krzyczałam, upadając z bólu na podłogę.
Wypuściłam pieniądze, zasłaniając ciało rękoma przed razami wymierzanymi przez matkę.

— Mała dziwka! — Usłyszałam, a skórzany przedmiot trafił w moją dłoń. W panice zwinęłam się w kłębek, nie wiedząc, co robić. Byłam sparaliżowana strachem.

Krzyknęłam, gdy mama kolejny raz przyłożyła mi pasem w plecy, bo trafiła w ranę, która powoli się goiła. Ból, jaki poczułam, przeszył całe moje ciało. Wtedy wiedziałam, że muszę coś zrobić, bo matka była w takim amoku, że nic do niej nie docierało i nie zamierzała przerwać bicia. Zebrałam pieniądze i pędem uciekłam do pokoju, zamykając drzwi na klucz.

Chwilę później zaczęła w nie uderzać mama, wyzywając mnie od najgorszych. Tłukła w drzwi, krzycząc, że mam się wynosić z domu. Że ona nie ma już córki. Płakałam, pakując w pośpiechu plecak, do którego wrzuciłam też pieniądze od Iana. Spojrzałam na drzwi, za którymi stała mama, po czym przeniosłam wzrok na okno. Wiedziałam, że nie mogę opuścić pokoju, gdy na korytarzu stała mama. Podeszłam do okna i podniosłam je, po czym rzuciłam plecak na trawę, a następnie wyszłam na zewnątrz. Skryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się, dokąd pójść. Normalnie udałabym się do Reya, ale przecież wyjechał. Spojrzałam na niebo, gdy na twarzy poczułam krople wody. Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, nawet pogoda, bo właśnie zaczynało padać, a ja nie miałam gdzie się schronić. Wzięłam plecak do dłoni i wolnym krokiem ruszyłam, zastanawiając się, co robić.

Gdy deszcz zaczął się wzmagać, skryłam się pod wiatą przystanku. Siedziałam na ławce i płakałam, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Przez moją głowę przeszła myśl, żeby pójść do starej fabryki, tam się schować i przeczekać noc. Jednak po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu, bo mogłam sprowadzić na siebie kolejne problemy takie, jak tamtej nocy, gdy napastowało mnie trzech facetów. Nie chciałam powtórki. Wzięłam plecak z ławki i ruszyłam przed siebie, ignorując deszcz, który przeobraził się w prawdziwą ulewę. Przynajmniej nie było widać moich łez. Postanowiłam pójść do ciotki Tess, mieszkającej dwie ulice dalej i miałam nadzieję, że mnie przygarnie.

*

Nie wiedziałam, która była godzina, gdy stanęłam pod kamienicą, w której mieszkał Ian. Byłam przemoknięta, przemarznięta i zmęczona. Po tym, jak ciocia Tess, która najwidoczniej słyszała już nieprawdę na mój temat od matki, nie wpuściła mnie do domu, rzucając w moim kierunku obelgi, postanowiłam przyjść do niego, licząc, że mi pomoże. W końcu to przez jego pieniądze to wszystko mnie spotkało.

Weszłam powolnym krokiem na piętro i z szybko bijącym ze zdenerwowania sercem zapukałam do drzwi. Gdy nie otwierał dłuższą chwilę, zrobiłam to jeszcze raz, ale tym razem mocniej. Miałam nadzieję, że tylko spał, a nie, że go w ogóle nie było w mieszkaniu. Zacisnęłam usta, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Zmarszczyłam brwi, czując dziwny ucisk w żołądku, gdy w drzwiach zamiast Iana zobaczyłam wysoką brunetkę. Kobieta miała na sobie tylko satynowy szlafrok, który opadał z jej ramion. Miałam wrażenie, że za chwilę spadnie i obnaży jej obfite piersi.

— Zgubiłaś się, dziecino? — Pomrugałam powiekami, wyrywając się z letargu i wtedy uświadomiłam sobie, że bezczelnie wpatrywałam się w jej biust.
Spojrzałam na kobietę, zauważając delikatny uśmiech. Zastanawiałam się, kim ona była i czy na pewno dotarłam pod dobry adres.

— Jest Ian? — odezwałam się w końcu, na co nieznajoma uniosła brew, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.

— Jest — odparła.
Świdrowała mnie wzrokiem w milczeniu, a ja zacisnęłam usta, nie wiedząc, co dalej powiedzieć.

— Chciałabym z nim chwilę porozmawiać — powiedziałam niepewnie.

— Teraz? — Kobieta spojrzała na mnie wymownie, a ja nieśmiało przytaknęłam. Prychnęła śmiechem, kręcąc głową. 
— Nie ma mowy — odparła, zamykając drzwi.
Przytrzymałam je jeszcze dłonią, patrząc na nią błagalnie.

— Proszę — wyszeptałam. — Tylko chwilę — dodałam, ale ona tylko pokręciła głową ze zniecierpliwieniem. 
— Niech mu pani powie, że była Samantha — odezwałam się jeszcze, ale nie wiedziałam, ile z tego usłyszała, bo zdążyła zatrzasnąć drzwi.

Odetchnęłam głęboko, przymykając na chwilę oczy, bo nie wiedziałam, co robić dalej. Ian był moją jedyną deską ratunku, a teraz na serio rozważałam pójście do starej fabryki, żeby gdzieś się schronić. Nie chciałam całej nocy spędzić na przystanku autobusowym. Spojrzałam jeszcze na drzwi z nadzieją, że jednak Ian je otworzy, ale mogłam tylko o tym pomarzyć. Zeszłam po schodach i wyszłam z budynku, trzymając w dłoni plecak. Rozejrzałam się w prawo i w lewo, a następnie ruszyłam przed siebie, szukając miejsca, w którym mogłabym się zatrzymać.

*******************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro