33. Musisz wrócić do domu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SAMANTHA

Z trudem zwlekłam się z łóżka, a gdy w końcu to zrobiłam, poczułam ciężką głowę. Miałam wrażenie, jakby ważyła tonę. Przysiadłam na chwilę, po czym kolejny raz spróbowałam stanąć na nogi i odetchnęłam głęboko, czując się trochę lepiej. Skarciłam się w myślach za to, że nad ranem poprosiłam Iana o używkę, ale gdy się przebudziłam, czułam wzmożoną chęć wzięcia czegoś i z każdą mijającą minutą to narastało, przez co nie mogłam ponownie usnąć. Gdy w końcu zaspokoiłam tę potrzebę, poczułam się odprężona, a potem znowu weszłam w ten błogi, euforyczny stan, który zakończył się mocnym zjazdem. Ian był przy mnie, gdy dochodziłam do siebie, ale potem oznajmił, że musi coś załatwić w starej fabryce, więc wyszedł, a ja położyłam się spać.

Teraz musiałam wziąć się w garść i ogarnąć, żeby w końcu zacząć dzień, chociaż najchętniej zostałabym w łóżku. Spanie do wieczora, to było coś, o czym marzyłam. Ziewając szeroko, przeszłam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic, żeby otrzeźwić się trochę, a potem ruszyłam w kierunku kuchni, jednak nie jadłam nic, bo nie czułam jeszcze głodu. Wypiłam tylko dwie szklanki wody, po czym chwyciłam telefon i wybrałam numer Iana. Drapiąc się, słuchałam nawiązywanego połączenia. Miałam wrażenie, że coś po mnie chodziło, ale gdy oglądałam rękę, to nic nie widziałam, co jeszcze bardziej mnie frustrowało.

— Co jest? — odezwał się od razu, gdy odebrał.

— O której wrócisz?

— Ciężko powiedzieć — westchnął. — Za trzy, cztery godziny. Mam sporo zaległości, muszę wszystko nadrobić — odparł, a ja skrzywiłam się, słysząc to.
— Jak się czujesz?

— Średnio — odpowiedziałam szczerze. Przemilczałam tylko to, że cały czas coś po mnie chodziło, bo jeszcze uznałby mnie za jakąś brudaskę, a przecież dopiero co wyszłam spod prysznica.
— Idę się przejść, może świeże powietrze dobrze mi zrobi — dodałam.

— Może lepiej zostań w mieszkaniu?

— Ale nie chce mi się tu siedzieć samej — odparłam. — Chyba pojadę do Musby przejrzeć depozyty. Zostawiłeś samochód?

— Daj sobie z tym spokój, odpocznij. — Zmarszczyłam brwi, słysząc to.
Nie wiedziałam, dlaczego teraz sam mnie stopował. Wcześniej wiecznie mnie nachodził i gadał o tym durnym kluczu, a teraz mówił, żebym odpoczęła, zamiast wziąć się w garść.

— Ale... to wszystko stanęło w miejscu — westchnęłam cicho.

— Ze spokojem — powiedział łagodnie. — Zostały ci tylko dwa miasta, więc możesz to zrobić nawet w przyszłym tygodniu. Zdążysz przed szkołą. — W sumie, może miał rację? Poza tym dzisiaj był wyścig, więc powinnam się na tym skupić.
— Tylko nie mam kogo z tobą wysłać. Myślałem, że będziesz jeździła z Zionem, ale on się wycofał. — Przewróciłam oczami, kolejny raz słysząc o tym, że ktoś miał ze mną jeździć, bo naprawdę tego nie chciałam.

— Poradzę sobie sama — mruknęłam. 
— A co, jak w żadnym z nich nie będzie togo klucza?

— Tym będziemy się martwić później — odparł, a ja uniosłam brwi, słysząc spokój w jego głosie.

Coraz bardziej mnie zaskakiwał i byłam ciekawa, czy będzie równie opanowany, gdy się okaże, że ten kod faktycznie nie będzie pasował do żadnego depozytu w okolicznych miastach. Cały czas zastanawiałam się, czy powiedzieć mu też o swoich wątpliwościach dotyczących Coreya, bo naprawdę nie pasowało mi to, że on podał nam to wszystko jak na tacy i jeszcze sam mnie popędzał, żebym jak najszybciej znalazła ten klucz. Rey na pewno wiedział, o co w tym wszystkim chodziło, ale przecież nie zapytam go o to, bo i tak wszystkiego się wyprze.

— Dojdę do siebie do wieczora? Przecież dzisiaj wyścig, a ja czuję się strasznie — biadoliłam mu, na co zaśmiał się cicho.

On jak zwykle miał luz, a ja się stresowałam. Zastanawiałam się, czemu nie powstrzymał mnie przed wciągnięciem koksu, tylko jeszcze sam zrobił mi dwie prościutkie kreski, a potem zawinął dwudziestodolarówkę i podał do ręki, żebym miała przez co to wciągnąć.

— Ostatnio się ogarnęłaś, to teraz też zdążysz — odparł, a ja miałam nadzieję, że tak właśnie będzie.

— Co chcesz na obiad? — zapytałam, na co zaśmiał się głośno.
Nie rozumiałam, co było śmiesznego w tym pytaniu. Chciałam po prostu zrobić coś dla niego.

— Będziesz w ogóle w stanie coś ugotować? — fuknęłam pod nosem na jego kpiący ton, ale w sumie to tak naprawdę nie miałam ochoty, żeby stać przy garach. — Daj sobie z tym spokój, odgrzeję sobie jakiegoś gotowca, w końcu pełno tego w lodówce. Ty coś jadłaś?

— Nie jestem głodna — odparłam, ziewając szeroko. — Ian?

— Hm?

— Myślisz, że nie skompromituję się wieczorem? — Naprawdę stresowałam się tym wyścigiem i liczyłam na jakieś słowa wsparcia z jego strony. 

Ostatnie dni, gdy trenowaliśmy na torze były dla mnie ciężkie, bo chociaż Ian starał się na mnie nie wydzierać, to nie zawsze mu się to udawało, a ja potem płakałam wieczorami, czym jeszcze bardziej działałam mu na nerwy. Przez mój płaczliwy nastrój przeniósł się na kanapę, za to ja leżałam samotnie w łóżku, wyrzucając sobie to, jaka byłam beznadziejna.

— Jak pojedziesz tak, jak ostatni wczorajszy przejazd, to wygrana będzie nasza — odparł pewnie i miałam nadzieję, że mówił prawdę. — Muszę kończyć. Zadzwonię, jak będę wracał.

— Dobrze, pa — powiedziałam niechętnie, bo chciałam z nim jeszcze porozmawiać.

— Pa, maleńka. — Pożegnał się i rozłączył.

Rzuciłam telefon na stół i przeniosłam wzrok na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał wpół do pierwszej, po czym kolejny raz podrapałam się po przedramieniu, na którym powstały już czerwone szramy po paznokciach. Westchnęłam cicho, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że znowu przespałam połowę dnia i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Korciło mnie, żeby pojechać do Iana do starej fabryki i zrobić mu tym niespodziankę, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, bo bałam się, że zdenerwuje się na mnie, że go nie słuchałam. Jednak nudziło mi się tutaj i potrzebowałam świeżego powietrza, więc stwierdziłam, że chociaż się przejdę. Wysłałam Ianowi SMS-a, że wychodzę z mieszkania, bo chciałam, aby wiedział o tym, gdyby jakimś cudem pojawił się wcześniej i mnie nie zastał. 

Po chwili dostałam od niego informację zwrotną, że lepiej by było, jakbym została, ale ostateczną decyzję pozostawiał mnie, a potem dostałam kolejnego SMS-a, że Dodge stoi w garażu i w razie czego mogę z niego skorzystać. Uśmiechnęłam się na tę wiadomość, bo tym razem nie narzucał mi niczego, tylko pozostawił wybór, a na dodatek pozwolił zabrać swoje auto, chociaż i tak nie zamierzałam z niego skorzystać. Ian starał się być dobrym. Pomimo tego, że jeszcze czasem podnosił na mnie głos, to liczyłam, że to wszystko będzie zmierzało w dobrym kierunku i nasz związek stanie się lepszy.

Wstałam z miejsca i przeszłam do sypialni, gdzie narzuciłam na siebie cienką bluzę, żeby ukryć czerwone szramy, po czym włożyłam buty, i zabierając portfel oraz komórkę, wyszłam z mieszkania.
Na dworze było pogodnie, więc ruszyłam przed siebie, zastanawiając się, dokąd się wybrać.
Korciło mnie, żeby pójść zobaczyć dom rodzinny, chociaż z daleka, ale po chwili odgoniłam od siebie tę myśl, jednak miałam świadomość tego, że i tak niedługo będę musiała się tam pojawić, żeby zabrać swoje książki i zeszyty. Wielkimi krokami zbliżała się szkoła, więc potrzebowałam podręczników.

Bałam się trochę powrotu do szkolnych murów i zastanawiałam się, czy nie przenieść się do innego miasta, bo tutaj i tak byłam skreślona, ale zaczynanie ostatniego roku liceum w nowym miejscu nie napawało mnie optymizmem.

Obawiałam się też tego, że jak pojawię się w domu, to rodzice będą namawiali mnie na powrót. Przez ostatnie dni na zmianę do mnie wydzwaniali, ale nie odbierałam połączeń od nich, ani nie odpisywałam na SMS-y. Rey też próbował się ze mną skontaktować, ale jego również ignorowałam. Spaliłam za sobą wszystkie mosty, skupiając się na Ianie, bo z nim wiązałam swoją przyszłość. On jako jedyny nie zostawił mnie w potrzebie.

Pół godziny później znalazłam się w parku i usiadłam pod drzewem, pod którym jeszcze kilka tygodni temu siedziałam razem z Emmą oraz Kim, i oglądałyśmy chłopaków grających w rugby. Przymknęłam oczy, przypominając sobie beztroskie dni, które spędziłam u boku Dylana. Na mojej twarzy pojawił się grymas, a w klatce piersiowej poczułam nieprzyjemne ukłucie, gdy kolejny raz rozpamiętywałam nasz związek. Myślałam, że stworzę z nim coś trwałego, że będziemy żyć razem do późnej starości, a on zrezygnował ze mnie szybciej, niż mogłabym sobie to wyobrazić.

W moich oczach pojawiły się łzy, więc szybko pomrugałam powiekami, żeby przypadkiem żadna nie spłynęła po policzku. Nie chciałam za nim kolejny raz płakać, bo przecież już pogodziłam się z tym rozstaniem i miałam teraz Iana, a mimo wszystko czułam w środku żal oraz tęsknotę. Zastanawiałam się, czy tak powinno być, skoro byłam już w związku z inną osobą. Zresztą Dylan też związał się z kimś innym i zrobił to znacznie szybciej niż ja. Raz–dwa pocieszył się Emmą, gdy ja przeżywałam trudne chwile i ciągle liczyłam na to, że stanie się cud i wrócimy do siebie, ale nic takiego się nie wydarzyło. On nadal był szkolną gwiazdą, a ja próbowałam odbić się od dna i poukładać sobie życie od nowa z Ianem u boku.

Nasza relacja była trudna. On był znacznie starszy ode mnie i miał inne priorytety. Nie wiedziałam, jak nas postrzegał, czy byłam dla niego ważna tak, jak on dla mnie. Ja byłam nastolatką, która marzyła o idyllicznym związku, w którym robi się razem wiele rzeczy. Marzyłam o związku z dużą dozą ciepła, zrozumienia i wsparcia. On był dojrzałym mężczyzną, który biegał po mieście z bronią i miał wybuchowy charakter. Ian potrafił być czuły i delikatny, ale stresowałam się, gdy krzywo na mnie spoglądał, jeśli coś szło nie po jego myśli. Chciałam, żeby bardziej się przede mną otworzył i opowiedział coś więcej o sobie, ale on unikał tego, więc na razie nie wiedziałam nic o jego przeszłości. Za to on wiedział o mnie coraz więcej, bo gdy o coś zapytał, chętnie mu o sobie opowiadałam. Szkoda tylko, że nie szło to w dwie strony, przez co nadal był dla mnie tajemniczy i mroczny, ale nie bałam się go już tak bardzo, jak na początku. Czułam czasem niepokój, jednak miałam nadzieję, że w końcu nastanie moment, w którym już nie będę stresowała się, gdy spojrzy na mnie lodowatym wzrokiem albo zamachnie się ręką.

Wzdrygnęłam się, wyrywając z zamyślenia, gdy rozbrzmiał dźwięk mojej komórki, zmarszczyłam brwi, widząc, że dzwonił Ian. Chyba ściągnęłam go myślami.

— Jesteś w mieszkaniu? — zapytał, a ja usłyszałam zdenerwowanie w jego głosie.

— Nie, siedzę w parku.

— Jesteś sama? — dopytywał, na co zmarszczyłam brwi.

— No... tak.

— Na pewno?

— Na pewno — powiedziałam pewnie. — Ian, coś się stało? — zapytałam w końcu.

— Reya z tobą nie ma?

— Nie. Naprawdę jestem sama — zapewniałam go, zastanawiając się, dlaczego o niego wypytywał. 
— O co chodzi?

— Był przed chwilą w fabryce i zrobił awanturę — odpowiedział, a ja przybrałam kamienny wyraz twarzy.

— Zrobiłeś mu coś? — zapytałam niepewnie.

Ian był porywczy i bałam się, że mógłby coś zrobić mojemu szkolnemu koledze. Może ostatnio nie było nam po drodze, ale nie chciałam dla niego źle. 

— Nie — mruknął, a ja usłyszałam w jego głosie złość. — Coś do niego czujesz, że tak się o niego martwisz?

— Nic do niego nie czuję, ale... po prostu się martwię. — Westchnęłam cicho. — Czego chciał?

— Powiedział, że zrobi wszystko, żebyś wróciła do domu i do niego. Na pewno będzie cię szukał, żeby z tobą porozmawiać. — Przełknęłam mocniej ślinę, słysząc te słowa.

— On może chcieć ze mną rozmawiać, ale ja nie mam zamiaru tego robić — powiedziałam pewnie. — Ian? Jesteś? — dopytywałam, gdy zaległa długa cisza.

— Jestem — mruknął. — Wyjdź z parku i podejdź pod Walmarta. Niedługo tam będę.

— Ale... mówiłeś, że masz dużo spraw do ogarnięcia.

— Pieprzyć to — rzucił, po czym od razu się rozłączył.

Westchnęłam ciężko, kręcąc głową, ale po chwili wstałam z trawy i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku supermarketu. Nie miałam po co się spieszyć, bo wiedziałam, że droga z fabryki do centrum trochę Ianowi zajmie.

*

Kwadrans później zaczęłam kręcić się w okolicy marketu, rozglądając się za motocyklistą, ale nie dostrzegałam go nigdzie. Przez bluzę podrapałam się po ramionach, gdy znowu poczułam, że coś po mnie chodziło, po czym zacisnęłam zęby, odwracając się tyłem, gdy zauważyłam kilka osób z liceum, bo nie chciałam, żeby mnie rozpoznały. W szkole byłam na cenzurowanym i bałam się jakichś docinek na swój temat. Poza tym nie wyglądałam najlepiej, więc nie chciałam im dać powodu do plotek.

— Samantha. — Wzdrygnęłam się, słysząc za sobą znajomy głos. 

Serce zabiło mi mocniej i miałam wrażenie, że łzy zaczynają napływać do oczu, a przecież nie mogłam się rozpłakać.

Musisz być twarda. — Tak często powtarzał mi Ian.

Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się w kierunku kobiety.

— Samantha, córeczko — powiedziała łagodnie, wyciągając rękę w moim kierunku, a ja odsunęłam się od niej.
Nie chciałam, żeby mnie dotykała. Nie po tym, jak zlała mnie pasem.

— Przepraszam, ale chyba pani mnie z kimś myli — odparłam, a ona spojrzała na mnie zszokowana.

Może i byłam okrutna w tym momencie, ale chciałam, żeby zabolały ją te słowa tak, jak mnie bolały jej, gdy wyrzucała mnie z domu, a potem nawet nie chciała wysłuchać, gdy szukałam z nią kontaktu. Uwierzyła dopiero Reyowi. Uwierzyła obcemu, a nie rodzonej córce.

— Córeczko, co ty mówisz? — zapytała zdezorientowana. — Przecież to ja, twoja mama — dodała, a ja zaśmiałam się w duchu, widząc jej minę. Chyba naprawdę pomyślała, że jej nie poznaję.

— To niemożliwe, proszę pani, bo ja nie mam rodziców. — Patrzyłam na nią obojętnym wzrokiem, a ona pomrugała powiekami, nie dowierzając w to, co mówiłam.

— Co? Przestań tak mówić, nawet nie wiesz, jak ranią mnie te słowa. — Przewróciłam oczami, słysząc ten denny tekst.

Ciekawe, czy miała świadomość, jak mnie raniły jej słowa, gdy wyrzucała mnie z domu, nie dając dojść do słowa. Ubzdurała sobie jakąś historyjkę, której się uczepiła i nie chciała mnie wysłuchać.

— Rodzice się mnie wyrzekli, a matka powiedziała, że dla niej umarłam, tak więc, jak pani widzi... — Wzruszyłam ramionami, patrząc na nią znacząco, a ona momentalnie pobladła.

— Samantho, przepraszam — powiedziała cicho. W jej oczach pojawiły się łzy, ale mnie to nawet nie ruszyło. Ja też wiele przez nią przepłakałam.
— Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, ale wcale tak nie myślałam... — mówiła, kręcąc głową.

— Nie? — zapytałam zła, posyłając jej pogardliwe spojrzenie. — To dlaczego od razu postanowiłaś podzielić się z rodziną informacją, że masz puszczalską córeczkę? Po tym, jak wyrzuciłaś mnie z domu, nie miałam dokąd pójść. I to wszystko przez ciebie. I ty jeszcze śmiesz nazywać się moją matką? — mówiłam, zaciskając dłonie w pięści, żeby jakoś rozładować napięcie, które we mnie powstawało.
Nie chciałam awantury w centrum miasta, więc musiałam trzymać nerwy na wodzy, chociaż miałam ochotę wykrzyczeć jej wiele słów prosto w twarz.

— Samantha, wybacz mi, tak bardzo tego żałuję. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to bez wahania — odparła, robiąc krok do przodu i wyciągając rękę w moim kierunku.

— Ale nie możesz — mruknęłam.

— Chodź, tata poszedł do samochodu, ucieszy się na twój widok. — Uśmiechnęła się lekko, chwytając mnie za nadgarstek.

— Puść mnie, ja nigdzie nie idę — powiedziałam, próbując wyszarpnąć rękę, ale ona mocno mnie trzymała.

— Musisz wrócić do domu. — Spojrzała na mnie znacząco, na co pokręciłam głową.

— Nic nie muszę — warknęłam, w dalszym ciągu próbując uwolnić się od niej.

Matka szarpnęła mną mocno, przez co na nią wpadłam. Bluza zsunęła się z moich ramion, a ona wpatrywała się we mnie intensywnie.

— Czekaj... — odezwała się — co jest z twoimi oczami? A to na rękach? Co to jest? — dopytywała, jeszcze bardziej ściągając ze mnie ubranie, a ja zacisnęłam usta, poprawiając je i odwracając od niej wzrok.

— Puszczaj mnie — syknęłam.

— Samantha! Brałaś coś! Ty ćpasz?! — zaczęła krzyczeć, przez co zgromiłam ją wzrokiem.
— On ci to robi? Ten degenerat, o którym mówił Rey, zmusza cię, żebyś brała narkotyki?

— Ten degenerat, jak się o nim wyraziłaś, zaopiekował się mną, gdy potrzebowałam pomocy — powiedziałam pewnie, a ona zmieszała się, słysząc moje słowa.
— Kiedy wy się na mnie wypięliście, on pozwolił mi u siebie mieszkać, dzięki czemu nie musiałam iść pod most. Pomyślałaś choć przez chwilę, co się ze mną stanie, gdy wyrzucałaś mnie z domu? Nie, bo ja cię nigdy nie obchodziłam! To Adam zawsze był tym najukochańszym dzieckiem, nie ja. Jak mogłaś mnie oskarżyć o jego śmierć? Czy ty w ogóle myślałaś, co ja czułam, gdy rzuciłaś w moim kierunku takie oskarżenie?

— Nie mów tak, jesteś w tym momencie niesprawiedliwa. — Zaśmiałam się głośno, nie dowierzając w to, co słyszałam.

Ja byłam niesprawiedliwa? Usłyszała brutalną prawdę, a teraz odstawiała cyrk, byle by nie przyznać się do winy, tylko wszystko zrzucić na mnie. Zresztą nie pierwszy raz.

— Taka prawda — powiedziałam, posyłając jej wrogie spojrzenie, a ona rozejrzała się dookoła.

— Jeffrey! Jeff! — zaczęła krzyczeć przez cały parking, gdy zobaczyła ojca idącego w naszym kierunku.

Ona naprawdę miała nierówno pod sufitem. Kompletnie jej odbiło, żeby tak się wydzierać. Czasami zastanawiałam się, czy po śmierci Adama nie powinna trafić pod opiekę specjalistów, bo miałam wrażenie, że postradała w którymś momencie zmysły.

— Pomóż mi, musimy zabrać Samanthę do domu!

— Nie, puść mnie! — warknęłam, a ona w dalszym ciągu mnie trzymała. Nie sądziłam, że miała w sobie tyle siły.

Zacisnęłam usta, po czym splunęłam jej prosto w twarz, przez co zszokowana, odsunęła się ode mnie. Wytarła się, a ja cieszyłam się, że w końcu uwolniłam się od niej. Jednak moja radość nie trwała długo, bo od razu poczułam, jak na moim ramieniu zaciska się dłoń ojca, który do nas podszedł. Modliłam się o to, żeby jak najszybciej pojawił się Ian, bo liczyłam, że mi pomoże.

— Czego wy ode mnie chcecie?! Wyrzekliście się mnie, to zostawcie mnie w spokoju! — Teraz to ja zaczęłam krzyczeć, bo miałam już ich dość.

— Jak ty wyglądasz, dziecko? — odezwał się ojciec, a ja przewróciłam oczami. Kolejny z wyimaginowaną troską.
— Rey nam powiedział, że jakiś facet manipuluje tobą, a teraz widzimy, że faszeruje cię jakimś świństwem.

— Rey gówno wie — mruknęłam poirytowana.

— Jak ty się odzywasz? — Ojciec posłał mi wymowne spojrzenie, a ja wzruszyłam ramionami.

— Tak, jak chcę — odparłam, uśmiechając się sztucznie, po czym rozejrzałam się po parkingu. 
— Na pomoc! Ratunku! Porywają mnie! Pomocy! — zaczęłam krzyczeć, a rodzice patrzyli na mnie zdezorientowani. Chcieli teatrzyku, to go dostali.

— Zostaw ją, kurwa. — Zastygłam w bezruchu, słysząc głos Iana, który od razu rozdzielił mnie z ojcem.

Przylgnęłam do jego boku, a on objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. W końcu poczułam się bezpiecznie. Cieszyłam się, że od razu zainterweniował.

— To on, Jeffrey! To on groził mi bronią! — zaczęła wykrzykiwać matka, ale ojciec nie zareagował na to, tylko zacisnął usta i wpatrywał się w mojego Iana. Najwidoczniej zdał sobie sprawę z tego, że nie miał z nim żadnych szans.

— Coś ci zrobili? — Spojrzałam na bruneta, gdy odezwał się do mnie.

— Nie, ale nie zostawiaj mnie tutaj — powiedziałam cicho, patrząc na niego błagalnie.

— Nie zostawię — szepnął, posyłając mi nieśmiały uśmiech.

— Dzwonię po policję, że...

— Że, co? — Ian przerwał mojemu ojcu, spoglądając na niego pewnie.
— Pochwalicie się, że wyrzuciliście córkę z domu? A może opowiesz, co tak naprawdę stało się z towarem z tira?  Dzwoń, chętnie posłucham twoich tłumaczeń — dodał, a ja spojrzałam z niezrozumieniem na Iana, po czym przeniosłam wzrok na ojca, który momentalnie pobladł.

Czyżby Ian zdobył jakieś informacje odnośnie napadu w Rowgate? Tylko dlaczego mi o niczym nie powiedział i dlaczego tata spasował, gdy o tym usłyszał? Nie rozumiałam, o co w tym chodziło.

— Jeff, o czym on mówi? — odezwała się matka, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo w międzyczasie podeszli do nas policjanci, przez co przeklęłam w myślach

— Dzień dobry, państwu. Oficerowie Felix Dean i Nicole Wood. — Przedstawili się, a Ian jeszcze mocniej objął mnie ramieniem. — Przechodnie zgłosili konflikt. Co się dzieje? — Popatrzyli na nas, przez co spuściłam wzrok, bojąc się, że zauważą to samo, co matka. Mogłam siedzieć w tym durnym mieszkaniu, to nie, bo spacerów mi się zachciało.

— On więzi naszą córkę i faszeruje ją narkotykami — odezwała się mama, wymachując rękoma, a ja przewróciłam oczami. — Niech pan spojrzy w jej oczy i na ręce — dodała, po czym próbowała mnie dotknąć, ale przesunęłam się za Iana, trzymając go kurczowo za ramię, a on zasłonił mnie sobą.

— Samantha nie jest naćpana — powiedział brunet, spoglądając na policjantów. — Dopiero co wyszła od okulisty. Ma rozszerzone źrenice po tropikamidzie. — Uniosłam brwi, słysząc to.

Nie sądziłam, że na doczekaniu wymyśli taką historyjkę, ale z drugiej strony był ratownikiem medycznym, to było mu łatwiej. Ja w życiu nie pomyślałabym, żeby zrzucić to na badanie okulistyczne. 

— To prawda? — Zwrócił się do mnie policjant, a ja nieśmiało przytaknęłam głową.
— Czy ten mężczyzna przetrzymuje cię siłą?

— Nie — zaprzeczyłam od razu. — Oczywiście, że nie. Mieszkamy razem. Jesteśmy w związku.

— To, co to za krzyki i zakłócenie porządku? — dopytywała policjantka, a ja popatrzyłam na rodziców, którzy nie kwapili się do konwersacji z funkcjonariuszami, a przecież to przez nich było to wszystko.

— Zwykłe nieporozumienie — odezwał się Ian. — Jej rodzice nie akceptują naszego związku — dodał, a ja uśmiechnęłam się lekko, widząc poirytowanie na twarzach mamy i taty.

— Proszę nie wszczynać więcej awantur w miejscu publicznym — powiedziała kobieta, więc wszyscy przytaknęliśmy.

Na szczęście skończyło się tylko na pouczeniu i obyło się bez spisywania danych, bo sądząc po minie Iana, trochę się tego obawiał. Funkcjonariusze po wygłoszeniu swoich nudnych formułek w końcu odeszli od nas, a ja pociągnęłam za dłoń bruneta, bo chciałam wrócić do mieszkania.

— Samantha, proszę, nie odchodź. Wróć do domu. Tęsknimy — odezwała się matka, przez co odwróciłam się do niej. Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, ale mnie to kompletnie nie ruszało.

— Nie chcę. Ja już mam inny dom — odparłam, spoglądając na Iana.

— Córeczko, chociaż padło wiele niepotrzebnych słów, to pamiętaj, że każdym momencie możesz wrócić do domu. Będziemy czekać — wtrącił ojciec, a ja zastygłam w bezruchu, gdy spojrzałam w jego kierunku.
Serce zaczęło mi szybciej bić, a oddech stał się ciężki. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam.

— Sam, idziemy. — Poczułam, jak Ian pociągnął mnie za dłoń, a ja nie mogłam się ruszyć.
— Sam. — Przełknęłam mocniej ślinę, patrząc w jeden punkt.

— Zostaw ją, nie widzisz, że się waha? — Pomrugałam powiekami, słysząc słowa matki, a po chwili poczułam silniejszy uścisk dłoni Iana, przez co spojrzałam na niego.

— Samantha, idziemy? — zapytał, a ja przytaknęłam głową.

— Tak, chodźmy — powiedziałam cicho.

— Samantha! — krzyknęła za mną mama, ale nie spojrzałam już na nią. Szłam przed siebie wraz z Ianem w kierunku jego motocykla.

Gdy doszliśmy do jednośladu, mężczyzna stanął naprzeciwko mnie i zgarnął dłonią moje włosy, zakładając je za ucho.

— Co się stało? Chcesz wrócić do domu? — dopytywał, na co pokręciłam głową. — To, o co chodzi?

— Wracajmy do mieszkania, tam porozmawiamy — powiedziałam cicho, uśmiechając się krzywo.

Nie chciałam mówić o tym teraz, bo bałam się jego reakcji. Ian zrobił niezadowoloną minę, ale ostatecznie przytaknął, po czym podał mi swój kask, który założyłam, a potem zajęłam miejsce na motocyklu, wtulając się w jego plecy.

Odetchnęłam głęboko, gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu. Zrzuciłam z siebie bluzę, po czym podeszłam do kanapy, na którą opadłam z ciężkim westchnięciem, a Ian wszedł do łazienki. Przymknęłam oczy, odchylając głowę i zamyśliłam się na chwilę. Chociaż na parkingu byłam zawzięta, to teraz poczułam się podle, że tak potraktowałam rodziców, szczególnie mamę, którą oplułam. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, że to zrobiłam. Miałam w sobie wiele emocji, szczególnie tych negatywnych, ale byłam świadoma tego, że nie powinnam na nią pluć. Przetarłam dłońmi twarz, czując wyrzuty sumienia, ale było już za późno, żeby zmienić cokolwiek. Kolejny raz miałam mętlik w głowie, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. 

Spojrzałam na Iana, który wyszedł z łazienki. Mężczyzna zmrużył oczy, po czym podszedł do mnie i usiadł obok. Przyglądał mi się chwilę w milczeniu, by po chwili pochylić się w moim kierunku, żeby złączyć nasze usta w pocałunku. Był nieśmiały i delikatny, zupełnie nie w jego stylu.

— Co się dzieje? Dlaczego zawahałaś się, gdy mieliśmy wrócić do mieszkania? — zapytał, zgarniając z mojej twarzy włosy.

— Tam był Patel — wyszeptałam, spoglądając na niego niepewnie.

— Co?

— Wszystkiemu przyglądał się Corey Patel — powtórzyłam, a Ian przybrał kamienny wyraz twarzy. — Być może to on powiadomił policję — dodałam po chwili.
Mężczyzna zaciskał zęby, lustrując moją twarz, a ja przełknęłam mocniej ślinę, bo przerażało mnie milczenie z jego strony.

— Dlaczego wtedy mi o tym nie powiedziałaś?

— Bo bałam się waszej konfrontacji — odparłam szczerze.

Ian nie miał przy sobie broni, ale mógł ją mieć Corey. Bałam się, że mógłby jej użyć i zastrzelić go. Nie przeżyłabym, gdyby takie coś nastąpiło.

— Ian, powiedz coś — wyszeptałam.

— A co mam powiedzieć? Nie wiem, jakie on ma intencje. Czy chodzi mu o mnie i klucz, czy o ciebie też?

— Nie jestem pewna, czy chodzi mu o klucz — odparłam, a on zmarszczył brwi, spoglądając na mnie z niezrozumieniem. — Ja wiem, masz swoją teorię, że gdy go znajdę, to on od razu go odbierze, ale... pomyśl... przecież on wie, gdzie się znajduje, skoro podał mi kod i wskazał miejsce, gdzie szukać. Pewnie nawet wie, które to miasto, ale najwidoczniej bawi go to, jak się wkurzam i uderzam pięścią w drzwiczki, gdy kod nie wchodzi. — Ian patrzył na mnie w osłupieniu, po czym roześmiał się głośno.

— Ja pierdolę, ale idiota ze mnie — odezwał się, przecierając dłońmi twarz i w dalszym ciągu się śmiejąc. — Ja już kompletnie nie myślę. — Pokręcił głową, po czym wstał i podszedł do stolika, na którym leżała paczka papierosów. Wyjął jednego i nerwowo odpalił.
—  Ale — wypuścił dym, patrząc na mnie z uwagą — jesteś pewna, że on ci podał to wszystko? Przecież nie widziałaś włamywacza i mówiłaś, że przez telefon brzmiał, jakbyś rozmawiała z automatem — zapytał, a ja zacisnęłam usta.

— W Rowgate powiedział, że jest moim aniołem stróżem, a takich samych słów użył mężczyzna, który dzwonił do domu — odezwałam się. — Poza tym wie, czego dla ciebie szukam. Wtedy, gdy ktoś włamał się na mój komputer, napisał do zobaczenia, a potem ujawnił się w Rowgate, no i dzisiaj. Im mniej miast do sprawdzenia, tym on coraz śmielej się pokazuje — dodałam, na co Ian westchnął ciężko, przeklinając pod nosem. Podrapał się po zaroście, po czym podszedł do okna i wyjrzał przez nie. 
— Nie wiem tylko, po co podrzucał mi zdjęcia Adama i przede wszystkim skąd je ma. — Ian popatrzył na mnie przez chwilę, po czym znowu odwrócił się w kierunku okna.

Przygryzłam palec, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o kontaktach Reya z Patelem. Nie chciałam wkopywać kolegi, ale może gdybym powiedziała o tym, że coś knuli razem, to brunet wpadłby wreszcie na to, o co w tym chodziło. Jednak bałam się jego reakcji, gdy dowie o tym, że mój szkolny kolega kombinował coś za jego plecami z byłym przyjacielem.

— Ian — odezwałam się niepewnie, na co odwrócił się w moim kierunku.

— Tak? — Popatrzył na mnie, zaciągając się papierosem, a ja przymknęłam oczy, bijąc się z myślami.
Kolejny raz byłam na rozdrożu i nie wiedziałam, czy za chwilę obiorę właściwą drogę. Bałam się, że sprowadzę na Reya nieszczęście.

— Powiem ci coś jeszcze, ale musisz obiecać, że osobie, o której będę mówić, włos z głowy nie spadnie — powiedziałam, po czym wstałam z kanapy i podeszłam do niego.

Spoglądał na mnie, mrużąc oczy i miałam nadzieję, że nie oberwę od niego, gdy dowie się, że odkryłam powiązania szkolnego kolegi z Patelem i milczałam na ten temat, zamiast od razu mu o tym powiedzieć.

— O co chodzi?

— Obiecaj mi to. — Popatrzyłam na niego wymownie. — Przyrzeknij, że nic mu się nie stanie.

— Komu?

— Przyrzeknij — powiedziałam dobitnie.

— Tak w ciemno?

— Tak — potwierdziłam. — Tak w ciemno. — Ian westchnął ciężko, ale ostatecznie przytaknął.

— Dobrze, obiecuję, że tej osobie nic się nie stanie — powiedział, jednak ja nadal nie byłam pewna, czy powinnam o tym mówić.
— Naprawdę. — Zapewnił mnie kolejny raz. Przygryzłam wargę, po czym wyrzuciłam to z siebie na jednym wydechu.

— Rey jest w kontakcie z Patelem — powiedziałam, a Ian spoglądał na mnie w osłupieniu. Po chwili pomrugał powiekami, jakby został wyrwany z zamyślenia.

— Co? —  zapytał z niedowierzaniem.
— Skąd wiesz?

— Gdy... — zaczęłam mówić, ale zawiesiłam się, gdy dotarło do mnie, że zaraz Ian usłyszy, że u niego sypiałam, ale nie było innego wyjścia.  — Gdy kiedyś u niego nocowałam — mówiłam dalej, a przez jego twarz przebiegł grymas niezadowolenia — dostał od niego wiadomość, że będzie czekał tam, gdzie zawsze. Jak ostatnio z nim rozmawiałam, powiedziałam mu, że wiem o tym, że się z nim spotyka i nie zaprzeczył temu. Podobno Corey chce dobrze dla Fallbron.

— Kurwa, zajebię go — warknął, a ja spanikowałam na te słowa.

— Ian! Obiecywałeś! Zaufałam ci! — krzyczałam. Mężczyzna patrzył na mnie, zaciskając zęby. — Nie możesz mu nic zrobić. Proszę — dodałam po chwili, widząc jego zaciętą minę.
Obleciał mnie strach, gdy pomyślałam sobie, co on może zrobić z Reyem.

— Co ci tak na nim zależy? Co? Jak ci się znudzę, to polecisz do niego? Taka opcja zapasowa? — dopytywał podenerwowany. — Bo Dylan to cię już raczej nie zechce, ale Reyowi najwidoczniej wszystko jedno z kim wcześniej sypiałaś. Weźmie, co popadnie. — Nie wiem, jak to się stało i jakim cudem odważyłam się na ten gest, ale zastygłam w bezruchu, gdy moja dłoń, wylądowała na jego policzku.

Oddychałam ciężko, patrząc, jak Ian kładzie rękę na to miejsce i posyła mi mordercze spojrzenie. Zagotował się cały, a chwilę później chwycił mnie za włosy. Odruchowo zacisnęłam oczy, a rękoma chwyciłam go za nadgarstek, będąc przygotowaną na ból, gdy mną szarpnie, ale gdy przez dłuższy czas nic się nie działo, nieśmiało wyjrzałam spod powiek. Ian stał i wpatrywał się we mnie, a po chwili puścił. Nic mi nie zrobił, oprócz napędzenia strachu.

— Przepraszam — odezwałam się cicho. Wolałam jak najszybciej załagodzić to wszystko. — Ale... obraziłeś mnie tymi słowami — dodałam, spuszczając głowę.

— To mnie nie prowokuj — mruknął.

Spojrzałam na niego, wzdychając cicho, gdy doszło do mnie, że kolejny raz nie widział winy w sobie i to ja musiałam odpuścić, chociaż krzywdził mnie słowami, które wypowiedział, ale wolałam się podporządkować, niż zaognić sytuację.

— Nie zrobisz nic Reyowi? Prawda? — Spojrzałam na niego niepewnie, ale po jego minie widziałam, że może mieć problem z dotrzymaniem danego słowa. — Ian, obiecywałeś.

— Dobra, kurwa, nic mu nie zrobię. Zadowolona? — powiedział poirytowany, wyciągając z paczki następnego papierosa, którego od razu zapalił.

W tym samym czasie rozległo się donośnie pukanie do drzwi, przez co razem z Ianem spojrzeliśmy w ich kierunku.

— Samantha! — Zastygłam w bezruchu, słysząc głos Reya. Niezłą porę sobie wybrał. Co mu w ogóle strzeliło do głowy, żeby tutaj przychodzić?
— Samantha, musimy porozmawiać! Otwórz! Wiem, że tam jesteś! — Dobijał się, a ja zastopowałam Iana, który zdenerwowany ruszył w kierunku drzwi.

— Obiecywałeś — szepnęłam, patrząc błagalnie w jego oczy. — Porozmawiam z nim chwilę. Powiem, żeby mnie nie nachodził — dodałam, a on przytaknął z niechęcią. Odetchnęłam z ulgą na ten gest, po czym ruszyłam, żeby otworzyć.

— Samantha! — Rey kolejny raz zapukał.

— Zaczekaj. — Ian zatrzymał mnie, chwytając za rękę. — Rozbierz się — powiedział, a ja zrobiłam wielkie oczy.

— Co?

— Rozbierz się — powtórzył. W dalszym ciągu spoglądałam na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodziło. 
— Szybko — dodał, po czym sam chwycił moją koszulkę i ściągnął ją ze mnie, by następnie odpiąć mój stanik.

Nie miałam pojęcia, po co to wszystko. Zastopowałam go, gdy zaczął rozpinać mi spodnie, bo stwierdziłam, że sama już to zrobię. Gdy je zdjęłam, on ściągnął z siebie T-shirt i podał mi go.

— Załóż to. — Przymknęłam oczy, uśmiechając się pod nosem, gdy zdałam sobie sprawę z tego, po co wszystko. 

Chciał, żeby Rey pomyślał, że właśnie wyszłam z łóżka. Że przeszkodził nam w seksie. Ian zmierzwił moje włosy, po czym przyciągnął do siebie, całując namiętnie. Specjalnie przygryzał moje wargi, aby były jak najbardziej czerwone. Szkolny kolega dalej dobijał się do drzwi, a Ian kąsał moją szyję, przez co po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Jęknęłam z niezadowoleniem, gdy przestał to robić.

— Teraz możesz iść — szepnął, a ja zerknęłam na jego krocze, gdy poprawił je ręką. Chyba zdążył się pobudzić.

Na miękkich nogach podeszłam do drzwi, za to Ian przeszedł do sypialni, zamykając się w niej. Gdy otworzyłam koledze, ten zaniemówił, lustrując moją sylwetkę. Zacisnął usta, robiąc niezadowoloną minę.

— O co chodzi? — zapytałam, udając zniecierpliwienie.
Zaplotłam ręce na klatce piersiowej, opierając się o futrynę i posłałam mu wymowne spojrzenie.

— Samantha, wróć do domu, błagam — wymamrotał. — Dlaczego nie pojechałaś z rodzicami, gdy chcieli cię zabrać? — Zmrużyłam oczy, gdy usłyszałam to pytanie. Najwidoczniej Corey już mu streścił to, co działo się na parkingu pod Walmartem.

— Skąd wiesz, że się z nimi widziałam? — zapytałam, obserwując go bacznie. Przeczesał dłonią włosy, wyraźnie się denerwując.

— Rozmawiałem z twoją mamą — odparł, po czym odchrząknął, zasłaniając usta dłonią. Popatrzył na mnie niepewnie, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą.

— Jak już kłamiesz, to mógłbyś robić to bardziej wiarygodnie — powiedziałam, posyłając mu wymowne spojrzenie.
— Widziałam go na miejscu — dodałam, a jego mina zdradzała, że wiedział, kogo miałam na myśli.

— Jezu, Samantha, to wszystko miało wyglądać inaczej — jęknął, przecierając twarz dłońmi i popatrzył na mnie zrezygnowany.

Mieli jakiś plan, który pokrzyżował im mój związek z Ianem. Byłam ciekawa, o co tak naprawdę im chodziło i czy Rey próbował mnie rozdzielić z nim faktycznie dla mojego bezpieczeństwa, czy tylko po to, żeby dopiec brunetowi.

— Nie wiem, w którym miejscu popełniliśmy błąd — dodał, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.

— Co miało wyglądać inaczej? — zapytałam, a on tylko zacisnął usta.
— Jeśli to wszystko, co chciałeś powiedzieć, to możesz już iść. Jestem zajęta. — Spojrzał na mnie z niechęcią, gdy wypowiedziałam te słowa.

— Widzę właśnie — mruknął z niezadowoleniem. — Błagam, zostaw go i wróć do domu. On cię zniszczy — powiedział błagalnie, chwytając mnie za dłoń, ale tylko pokręciłam głową. 
— Te ślady, to przez niego? — dopytywał, oglądając moje przedramię.

— Nie — zaprzeczyłam — dostałam alergii i się podrapałam.

— Sam, długo mam jeszcze na ciebie czekać? — Wzdrygnęłam się, słysząc głos Iana, który po chwili wyszedł z sypialni. 

Przygryzłam wargę, gdy zauważyłam, że miał na sobie tylko bokserki. Robił wszystko, aby Rey myślał, że nam przeszkodził. Posłał mu niechętne spojrzenie, a ja spięłam się, bojąc się, że za chwilę dojdzie do jakiejś konfrontacji pomiędzy nimi. 

— Spieprzaj, nie widzisz, że przeszkadzasz? — warknął Ian, po czym odsunął mnie od drzwi i zamknął je tuż przed nosem Reya.

Odetchnął głęboko, przymykając oczy, jakby właśnie się wyciszał. Domyślałam się, że musiał się stopować, żeby nic nie zrobić Reyowi i byłam mu wdzięczna, że dotrzymał danego mi słowa. Po chwili podniósł powieki, po czym popatrzył na mnie, mrużąc oczy.

— W sumie, skoro i tak już nie mamy na sobie ubrań, to można to wykorzystać — powiedział, posyłając mi lubieżne spojrzenie.

— Chciałam jeszcze porozmawiać o tacie. O tym, co powiedziałeś na parkingu — odparłam.

— Później — mruknął, po czym podniósł mnie, a ja zaplotłam nogi wokół jego bioder i przeszliśmy do sypialni, gdzie rzucił mnie na łóżko.

*

Zacisnęłam usta, gdy zaparkowałam na poboczu. Rozglądałam się po ludziach, zastanawiając się, co ja w ogóle robiłam w tym tłumie. Nie powinno mnie tu być, a na pewno nie na miejscu kierowcy. Zwróciłam głowę w bok, gdy usłyszałam dźwięk odpinanego pasa, a po chwili obserwowałam Iana wysiadającego z samochodu. Wiedziałam, że powinnam zrobić to samo, ale byłam tak zdenerwowana, że najchętniej zaszyłabym się w jakiejś dziurze. Mężczyzna stanął przed samochodem i palił papierosa, cały czas patrząc w moim kierunku, jakby czekał, aż będę gotowa na to, żeby wysiąść. Jednak wiedziałam, że nigdy nie będę gotowa, a przez moją głowę przeszła myśl, żeby wrzucić wsteczny i uciec stąd.

Chwilę później rzucił niedopałek, po czym przydepnął go butem i ruszył w moim kierunku. Przymknęłam oczy, gdy otworzył drzwi od strony kierowcy, a następnie pochylił się i odpiął mi pas.

— Wysiadaj. Jesteś kierowcą, więc musisz wpłacić kasę Eavanowi — powiedział, a ja spojrzałam na niego niepewnie, jednak w końcu opuściłam pojazd. 

Czułam, jak nogi mi drżały, a ręce się trzęsły. Byłam tak zdenerwowana, że nie byłam pewna, czy dam radę poprowadzić. Ian wcisnął mi pieniądze, po czym splótł nasze dłonie i razem ruszyliśmy w kierunku organizatora wyścigu, który jak zawsze miał u swego boku Alani i Nandi. Dziewczyny pisnęły na mój widok, przytulając mnie i przy okazji życząc powodzenia. Uśmiechnęłam się krzywo, po czym podałam pieniądze Eavanowi, który spoglądał na mnie, uśmiechając się pod nosem.

— Gdy pierwszy raz cię tu zobaczyłem, nigdy bym nie pomyślał, że tak długo z nami zabawisz, a tym bardziej że kiedykolwiek zdecydujesz się poprowadzić — odezwał się, lustrując moją twarz, a ja się skrzywiłam.

Byłam świadoma tego, że wtedy w klubie dałam się podpuścić, a teraz musiałam płacić za swoją głupotę.
Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, aby jakoś mu się odgryźć. Zastanawiałam się, na co mi to wszystko było.

— Trasa obstawiona? — zapytał Ian, a Eavan przytaknął, po czym dał sygnał, żeby zawodnicy ustawili się na starcie.

Brunet chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę Dodge'a, a ja chcąc nie chcąc ruszyłam za nim. Odetchnęłam głęboko, gdy zajęliśmy miejsca w samochodzie, po czym odpaliłam silnik. Zapięłam pas i patrzyłam na ustawiające się auta.

— Gdzie ja mam podjechać? — zapytałam niepewnie, obserwując sytuację.

— Ustawiasz się na samym przodzie. Wysuwasz się lekko przez Mustanga i Chevroleta — odparł, więc ruszyłam przed siebie.

— Dlaczego mam być przed nimi, a nie na równi?

— Bo wygrałem dwa ostatnie wyścigi, więc jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji — tłumaczył. — Za nami stoją dwaj najsłabsi.

— A już myślałam, że dlatego, że jestem kobietą — powiedziałam, na co Ian roześmiał się głośno.

— Płeć nie ma tu żadnego znaczenia.

Gdy ustawiłam się na swoim miejscu, poczułam, jak serce jeszcze szybciej zaczęło mi łopotać, miałam wrażenie, że zaraz dostanę palpitacji. Przełknęłam ślinę, zaciskając jedną dłoń na kierownicy, a drugą na przekładni i patrzyłam z uwagą przed siebie, gdy na drogę wyszła dziewczyna w skąpym ubraniu. Uśmiechała się szeroko, a w dłoniach trzymała czerwoną chustkę.

— Chcę się wycofać — odezwałam się płaczliwym głosem.
Coraz bardziej panikowałam, a mój oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. Bałam się, że dostanę ataku paniki.

— Kurwa, Samantha, wyluzuj — mruknął.

— Nie chcę jechać.

— Będzie dobrze — odparł, posyłając mi uśmiech, ale ja nadal nie byłam pewna, czy ruszę ze startu. Skompromitowałabym się, gdybym została w miejscu.
— Naprawdę chcesz oddać walkowerem trzydzieści tysięcy?

— Nie — szepnęłam, bo słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.

Tak naprawdę miałam gdzieś te pieniądze, ale wiedziałam, że gdybym się wycofała, to straciłabym w oczach Iana, a być może wysadziłby mnie i sam przesiadł się za kierownicę, zabierając ze sobą jakąś przypadkową dziewczynę spośród obserwujących. Nie chciałam tego, chyba bym się załamała, jakby wybrał inną.

— Wygrasz to — powiedział, spoglądając na mnie pewnie. — Jeśli żaden z tych samochodów nie ma jakichś przeróbek, to bez problemu dotrzesz jako pierwsza do mety. Mamy najsilniejsze auto w stawce.

— Naprawdę?

— Naprawdę — odparł, a ja zastanawiałam się, czy faktycznie tak było, czy powiedział tak, żebym się nie poddała.
— Tylko się skup. Gaz do dechy, a w razie czego nikogo nie oszczędzaj. — Przytaknęłam, po czym Ian pocałował mnie jeszcze szybko.

Dziwiłam mu się, że tak ufał moim umiejętnościom, bo ja nie miałam do siebie za grosz zaufania. Byłam przekonana, że szybko polegnę w tej walce.
Przełknęłam mocniej ślinę, gdy zgrabna brunetka uniosła dłoń z chustą do góry, po czym energicznym ruchem machnęła nią w dół.

— Gaz do dechy! Jedziesz! Jedziesz! Jedziesz! — krzyczał Ian, a ja gwałtownie ruszyłam.

Bałam się, że w tych nerwach samochód mi zgaśnie, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Pędziłam przed siebie w takim stresie, że momentami nic nie widziałam. Wystraszyłam się, gdy w pewnym momencie pociemniało mi w oczach, jednak to było tylko chwilowe. Czułam się, jak w czasie pierwszego wyścigu, gdy byłam pasażerką. Jednak teraz musiałam wziąć się w garść, bo ode mnie, zależało w jakim stanie dojedziemy do mety i czy w ogóle dojedziemy.

— Ciśnij, Sam — odezwał się Ian, gdy wyprzedziły nas trzy auta. 

Nie chciałam go zawieść, ale w tamtym momencie straciłam wiarę w to, że dojadę w tym wyścigu jako pierwsza. Przełknęłam mocniej ślinę, gdy zauważyłam, że Mustang i Chevrolet, które jechały przed nami, starły się ze sobą, a po chwili ten drugi wypadł z trasy do rowu.

— Kurwa, Samantha, dogoń ich! Co ty wyprawisz?!

Przycisnęłam mocniej gaz, słysząc krzyki Iana, jednak zdenerwowałam się, gdy wskazówka prędkościomierza wskazała dwieście kilometrów na godzinę. Bałam się przekroczyć tę prędkość. Na torze było inaczej, bo tam jako rywala miałam tylko Ziona, a tutaj po tym, jak wypadł kierowca Chevroleta, zostało ich jeszcze trzech, w tym dwóch jechało przed nami. Spięłam się, gdy weszliśmy w lekki łuk, który ścięłam. Z ogromną prędkością zbliżaliśmy się do miejsca, w którym powinnam zawrócić, ale nie byłam pewna, czy będę w stanie to zrobić. Bałam się, że spanikuję i pojadę prosto.

Obserwowałam, jak Mustang i Chrysler wykonały manewr, po czym zaczęły pędzić wprost na mnie. Zjechałam maksymalnie na prawo, a oni minęli nas z ogromną prędkością. Wiedziałam już, że przegrałam ten wyścig, jednak mimo wszystko chciałam dojechać do mety.

Nie miałam pojęcia, jak w tych nerwach udała mi się nawrotka, ale gdy wyszłam na prostą, Ian zaczął krzyczeć, że mam przycisnąć gaz, więc to zrobiłam. Z dużą prędkością zbliżałam się do aut, które zaczęły rywalizować ze sobą bok w bok. Wykorzystałam to, żeby jak najbardziej się do nich podjechać, bo przez walkę stracili trochę na prędkości. 

— Nie odpuszczaj teraz — mruknął Ian.

Cisnęłam gaz, obserwując sytuację, po czym wstrzymałam oddech, gdy po chwili Chrysler wypadł z drogi. Tak bardzo się bałam, że nas też czeka taki los i jeszcze coś nam się stanie.

— Dawaj teraz, Sam! — krzyknął Ian, a ja zrównałam się z Mustangiem.

Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie nieprzyjemnie szumiało. Jechaliśmy obok siebie, ale ani ja, ani kierowca Forda nie decydowaliśmy się na obicie aut, co mi w sumie odpowiadało. Liczyłam, że w ten sposób dojedziemy do mety, przy której to ja okażę się lepsza i szybsza. Jednak po chwili mężczyzna w Mustangu okazał zniecierpliwienie i zaczął manewrować samochodem. 

— Uważaj, będzie chciał cię wywalić z trasy. — Uprzedził mnie Ian, na co spięłam się lekko. — Musisz zrobić to pierwsza.

— Co? — pisnęłam.

— Wywal go z trasy.

— Boję się — szepnęłam.

— Zrób to, bo inaczej skończymy jak tamci. — Zerknęłam kątem oka, dostrzegając partnerkę kierowcy, która wpatrywała się we mnie intensywnie. Stresowało mnie to jeszcze bardziej. 
— Samantha, teraz! — krzyknął Ian, ale nie zrobiłam tego. 

Spasowałam, zwalniając lekko, przez co zostałam w tyle, ale o dziwo brunet nie skomentował tego w jakiś nieprzyjemny sposób. Być może pogodził się z przegraną. Jednak ja chciałam dać z siebie wszystko, więc przycisnęłam pedał gazu, ale Mustang i tak w dalszym ciągu prowadził. Zagryzłam wargę, gdy znowu się z nim zrównałam.
Wiedziałam, że to była dla mnie szansa, żeby pokazać się z dobrej strony Ianowi.

Zacisnęłam zęby, po czym odjechałam lekko w prawo, żeby przygotować się do manewru. Przeklęłam w myślach, widząc, że Mustang wysuwał się na prowadzenie. Nie mogłam dłużej czekać, więc z impetem skręciłam kierownicą w lewo.

— Samantha, nie! Kurwa, nie! — krzyczał Ian, ale było już za późno na cofnięcie manewru.

Wjechałam Dodge'em w Mustanga, ale zamiast zrobić to centralnie w bok pojazdu, uderzyłam go w tylne nadkole, bo kierowca Forda zdążył znacznie przyspieszyć.

Zahamowałam ostro, po czym zszokowana obserwowałam, jak samochód kilkukrotnie obraca się wokół własnej osi, by w końcu z impetem uderzyć w drzewo. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, po tym, jak od razu stanął w płomieniach.

Odpięłam pas i wysiadłam z auta, bo chciałam podbiec i im pomóc, ale Ian złapał mnie w pasie, żeby mi to uniemożliwić.

— Przestań — powiedział, gdy zaczęłam się szarpać. Chciałam zrobić cokolwiek, a przez niego nie mogłam.
— Samantha, przestań. Nic już się nie da zrobić. — Upadłam na kolana, słysząc te słowa.

Ian najpierw wykonał telefon do Eavana, że był wypadek i mają uciekać, a potem powiadomił służby, natomiast ja klęczałam z rozchylonymi ustami, i wpatrywałam się w płonący samochód, z którego wydobywały się przeraźliwe krzyki. Oddychałam ciężko, czując, spływające po policzkach łzy.

Pasażerowie krzyczeli, uderzając dłońmi w szyby, a ja nic nie mogłam zrobić, a nawet, gdy chciałam, to Ian mi to uniemożliwiał. Jednak wiedziałam, że miał rację, stopując mnie, bo im już się nie dało pomóc. Z przerażeniem przyglądałam się siedzącej na miejscu pasażera kobiecie, która jak szalona waliła w szybę, wlepiając we mnie wzrok, a potem przymknęłam oczy, gdy zajęła się ogniem.

Ian szarpał mnie za rękę, żebym się ruszyła, ale ja nie potrafiłam. Ciężar tego, co zrobiłam, spowodował, że nie mogłam się ruszyć, bo zupełnie mnie sparaliżowało.

To ja zabiłam tych ludzi. To ja miałam ich na sumieniu i to ja do końca swojego życia będę miała przed oczami ich przerażone miny, a w głowie rozdzierający krzyk, gdy wołali o pomoc.

Nagle poczułam ręce Iana pod swoim ciałem. Uniósł mnie, po czym pobiegł ze mną do samochodu, gdzie posadził na miejscu pasażera, a sam usiadł za kierownicą i odpalił silnik, by następnie wcisnąć gaz do dechy, żeby uciec z miejsca wypadku.

*****************************

Jak mogliście zauważyć od kilku rozdziałów wyciszam tę historię, bo zbliżamy się do końca 🙂

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro