6. Sorry, źle się czuję

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W poniedziałkowe przedpołudnie przytuliłam Kim i Emmę na powitanie, po czym razem ruszyłyśmy w kierunku fitness klubu. Dziewczyny na początku oczywiście musiały znowu poruszyć temat mojego nagłego zniknięcia z imprezy na plaży. Myślałam, że wczoraj po południu wyczerpałyśmy ten temat, gdy rozmawiałyśmy przez kamerkę na laptopie, ale się pomyliłam.

Przewróciłam oczami, słuchając narzekań Emmy, a potem kolejnego pytania o to, czemu im też nie dałam znać, że wracam do domu. Pokręciłam głową, przymykając na chwilę oczy, bo miałam już tego po dziurki w nosie.

— Dziewczyny, możemy zmienić temat? — zapytałam poirytowana. — Nawet Dylan tak długo tego nie przeżywał, jak wy.

— Serio? Tak szybko ci wybaczył? — Kim spojrzała na mnie pytająco, a ja przytaknęłam głową, uśmiechając się szeroko. — Co zrobiłaś?

— Pocałowałam go — odparłam, wzruszając ramionami.

— I? — Przewróciłam oczami, słysząc, że przyjaciółka chciała więcej szczegółów, ale mogłam się tego domyślić.

— I pewnie dała dupy — wtrąciła Kim, a ja parsknęłam śmiechem.
— Jeee, zgadłam. — Zatriumfowała.
Mogła być bardziej subtelna, nie podobało mi się określenie, którego ona użyła. Byłam z Dylanem w związku, więc po prostu czasem godziliśmy się w taki sposób.

— Doszliście, chociaż do sypialni? — dopytywała Emma.

— Nie, zatrzymaliśmy się na komodzie w przedpokoju — powiedziałam, kolejny raz uśmiechając się szeroko.

— Przynajmniej wiem, żeby nie stawiać tam torebki, jak zaprosi na jakąś imprezę — odezwała się Kim, na co roześmiałyśmy się głośno z Emmą.

— Tak w ogóle, to mógłby zrobić jakąś, bo cierpię na brak kontaktów towarzyskich — powiedziała Emma, patrząc na mnie wymownie. Wiedziałam, że teraz przyjaciółka będzie mi głowę suszyć, abym namówiła na to chłopaka.

— Chyba brak seksu — wtrąciła z pełną szczerością Kim.

— Też — potwierdziła dziewczyna — a jak wiadomo na domówce najłatwiej o to. — Uśmiechnęła się szeroko zadowolona ze swoich spostrzeżeń.
— Sam ma Dylana, ty masz Josha, a...

— Przepraszam, że kogo mam? — Przerwała Kim, gdy przyjaciółka połączyła ją z chłopakiem z drużyny rugby. — Nie jestem z nim — dodała oburzona.

— Kwestia czasu, przyjaciółko — powiedziała Emma, klepiąc ją po ramieniu i uśmiechając się szeroko. Nie sądziłam, że Emma będzie tak kibicować temu związkowi, tym bardziej że sama przyznała, że jej się podobał.

— A ty co? Tak nagle o nim zapomnisz? — dopytywała Kim.

— Już zapomniałam — odparła dziewczyna z zadowoleniem.

— A no tak, na plaży mówiłaś, że masz już kogoś innego na oku — odezwałam się, na co przyjaciółka spojrzała na mnie z politowaniem, uśmiechając się lekko. Już nic z tego nie rozumiałam.

— Tamto też już nieaktualne — powiedziała, drapiąc się pod okiem. — Laski, mówię wam, jakie wczoraj ciacho widziałam — dodała po chwili z podekscytowaniem.
Zaśmiałam się w duchu, że przyjaciółka znalazła już sobie kolejny obiekt westchnień. Zastanawiałam się, czy odreagowywała tak kosza od Josha, czy faktycznie po prostu szukała kogoś, z kim mogłaby się zabawić, a nie stworzyć związek.

— Gdzie? — zapytała Kim.
Obydwie patrzyłyśmy na przyjaciółkę, czekając na to, co ciekawego nam powie.

— Na stacji paliw — odparła rozanielona. — Akurat przechodziłam, jak tankował — mówiła dalej. — Może koleś i był starszy, gdzieś koło trzydziestki pewnie, ale facet marzenie. Mówię wam, brunet z seksownym zarostem. Był w czarnych, spranych jeansach, koszulce i skórzanej kurtce. Wlewał paliwo do zajebistego motocykla. Chętnie bym się z nim przejechała, wtulając się w jego plecy. — Zrzedła mi mina, gdy słuchałam dalszych wywodów przyjaciółki.

Nie wiedziałam czemu, ale słuchając opisu wyglądu tego mężczyzny, od razu skojarzył mi się z jedną osobą. Z Ianem. Może i w mieście nie był jedynym facetem, który tak się ubierał i miał motocykl, ale miałam przeczucie, że widziała właśnie jego. Nie podobało mi się to, bo nie chciałam, żeby przyjaciółka wpadła w kłopoty.

— Będziesz plecakiem. — Zaśmiała się Kim.

— Jego? Bardzo chętnie — powiedziała z podekscytowaniem Emma. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, bo nie miałam zamiaru słuchać zachwytów nad tym mordercą.

— Ej, Sam, a ty co?! — krzyknęły za mną dziewczyny, po czym przyspieszyły kroku i dogoniły mnie.

— Na siłownię idę — odparłam, wzruszając ramionami.

— Zwolnij kobieto — powiedziała Emma, chwytając mnie za ramię. Zatrzymałyśmy się, a ona patrzyła na mnie pytająco. — Co cię ugryzło?

— Nic, tylko nie mam zamiaru słuchać twoich zachwytów nad jakimś starym ramolem.

— Bez przesady — powiedziała, przewracając oczami. — Facet był koło trzydziestki, to nie taki stary.

— A co ty o nim wiesz? — zapytałam, lustrując jej twarz. — Może to jakiś psychol? A ty zachwycasz się nim, jakby nie wiadomo, kim był.

— A ty go znasz, że tak oceniasz?

— Ej, laski — wtrąciła się Kim — uspokójcie się. Zaraz będziemy na siłowni to tam dacie upust emocjom. Chyba nie chcecie się kłócić? — mówiła, spoglądając na nas znacząco, a ja zacisnęłam usta.

— Ja nie, ale to Sam na mnie najechała — odparła Emma.

Może to i była prawda, ale po prostu nie chciałam, żeby dziewczyna wpadła w kłopoty. Wystarczyło, że ja je miałam przez tego faceta.
Jednak nie chciałam się kłócić z przyjaciółką. Pogadałyśmy jeszcze chwilę i wyjaśniłyśmy sytuację, po czym w końcu ruszyłyśmy do fitness klubu.
Chciałam się wyżyć na maszynach, bo czułam, że emocje zaczęły mnie trochę przytłaczać.

*

Gdy doszłyśmy do siłowni, na miejscu wykupiłyśmy karnet na trzy miesiące. Stwierdziłyśmy, że lepiej kupić na dłuższy okres, żeby potem znowu nie dostać lenia i odpuścić po miesiącu. Tak miałyśmy motywację, żeby nie przepadła kasa.
Poszłyśmy w kierunku szatni, gdzie się przebrałyśmy, po czym ruszyłyśmy na salę, gdzie standardowo zaczęłyśmy od krótkiej rozgrzewki, a potem postanowiłyśmy podźwigać trochę ciężarów.

Po kilku seriach machania hantlami musiałam odsapnąć. Moje mięśnie odzwyczaiły się od cięższych przedmiotów i już wysiadałam, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Dziewczyny miały lepszą kondycję, jednak one były cheerleaderkami, więc dla nich intensywniejszy ruch był normalnością.

W końcu po pół godziny skapitulowałam i powiedziałam przyjaciółkom, że idę na cardio. Tak naprawdę to chciałam posiedzieć  sobie trochę na rowerku, przecież nie mogłam się przemęczać, bo wieczorem musiałam jakoś funkcjonować w pracy. Emma i Kim stwierdziły, że też przejdą już na rowerki, więc zabrałyśmy bidony z wodą oraz ręczniki i przeszłyśmy na drugi koniec ogromnej sali.

Wraz z Kim zajęłyśmy miejsce na rowerkach, a Emma stała naprzeciwko nas i patrzyła na coś zmrużonymi oczyma.

— Laski, nie wierzę — odezwała się po chwili szeptem. — To musi być przeznaczenie — dodała, a my patrzyłyśmy na nią pytająco. — Tylko bądźcie dyskretne. Spójrzcie w lewo, drugi koniec sali, gdzie są ciężary. Tam jest ten przystojniak — mówiła, a ja wraz z Kim spojrzałyśmy przez ramię, jednocześnie pedałując.

Przestałam ćwiczyć, gdy zobaczyłam mężczyznę, o którym mówiła Emma. Teraz już wiedziałam, że moje przeczucia były słuszne, bo na przeciwległym końcu sali trening na ciężarach zaczynał Ian.

Wziął do dłoni dwa hantle trzydziestokilowe i zaczął nimi machać. Robił to tak, jakby nic nie ważyły, a z każdym ruchem jego mięśnie się napinały i rozluźniały. Trzeba było przyznać, że ciało miał nieźle zbudowane. Wcześniej tego nie dostrzegałam, ale teraz w sportowym podkoszulku było widać, że to nie jego pierwszy wypad na siłownię.

Przełknęłam ślinę, obserwując go dyskretnie i zastanawiając się, czy Dylan też podniósłby taki ciężar. Był dobrze zbudowany, ale Ian bił go pod tym względem. Patrzyłam na jego twarz odbijającą się w lustrze, w które  spoglądał, żeby kontrolować, czy dobrze ćwiczy. Odwróciłam gwałtownie wzrok, gdy nagle przestał ćwiczyć i spojrzał w naszą stronę. Najwidoczniej obserwowałyśmy go niezbyt dyskretnie, że nas przyłapał.
Emma za to poprawiła włosy, przybrała na twarzy uśmiech, po czym ruszyła w kierunku Iana.

— Emma, dokąd? Co ty robisz? — dopytywałam, zsiadając z rowerka, żeby ją zatrzymać.

— Może pomoże mi przy hip thrust'cie z większym ciężarem — powiedziała, puszczając mi oczko.

— Zwariowałaś?

— Jezu, Sam — jęknęła cicho — są wakacje, pora na jakąś seks przygodę — dodała, uśmiechając się szeroko.
— Zresztą widziałam, że na tobie też zrobił wrażenie, bo wgapiałaś się w niego, jakbyś Jasona Momoę zobaczyła — mówiła z satysfakcją, patrząc na mnie wymownie, a ja zacisnęłam usta. Może i przyglądałam mu się, ale nie z takim uwielbieniem, jak dziewczyny.

— Z tego będą tylko problemy — odparłam, na co przyjaciółka wzruszyła ramionami i ruszyła w jego kierunku.

Przeklęłam pod nosem, po czym usiadłam z powrotem na rowerek. Zerknęłam przez ramię, obserwując przyjaciółkę.

— Wiesz, jaka jest Emma. — Spojrzałam na Kim, kiedy się odezwała. — Po co się aż tak stresujesz?

— Bo jest moją przyjaciółką? — zapytałam, patrząc na nią wymownie. — Facet ją wykorzysta, nie daj Boże, zrobi dziecko i co wtedy? Będzie miała zniszczone życie.

— Ma osiemnaście lat. Chyba potrafi samodzielnie myśleć?

— Gdyby tak było, to by do niego nie podeszła — mówiłam podenerwowana. — Zobacz, jak się wdzięczy — dodałam, kiwając w ich stronę.

Emma uśmiechała się szeroko do Iana. Skrzywiłam się, widząc, jak dotykała jego bicepsa. Zachwycała się brunetem, jakby był Bogiem.

— Ale musisz przyznać, że na tobie też zrobił wrażenie, my o nim szeptałyśmy, a do ciebie nic nie docierało. Dylan ma konkurenta? — Przeniosłam wzrok na Kimberly, nie dowierzając w to, co powiedziała.

— Zwariowałaś? — zapytałam poirytowana. — Dylan jest bezkonkurencyjny.

— Cicho, idą tu — szepnęła przyjaciółka, a ja spojrzałam przez ramię, widząc zbliżających się do nas Emmę i Iana.

— Dziewczyny, poznajcie Iana — powiedziała dziewczyna, szczerząc się przy tym szeroko. Wyglądała, jakby była na haju. Nie sądziłam, że aż tak się w niego wkręciła, to nie zwiastowało niczego dobrego.
— To Kim, a to Sam. — Przedstawiła nas.

Chcąc nie chcąc musiałam podać rękę na przywitanie. Brunet ścisnął ją mocno, demonstrując mi swoją siłę. Wpatrywał się w moje oczy, uśmiechając się lekko, a ja speszona próbowałam wyswobodzić swoją dłoń, co w końcu mi się udało.

— Ian stwierdził, że chętnie nas bliżej pozna i potowarzyszy nam trochę na rowerkach. — Przyjaciółka nie kryła z tego powodu satysfakcji.

Nie miałam zamiaru brać udziału w tym cyrku, więc wzięłam swój ręcznik oraz bidon i pożegnałam się z towarzystwem

— Ej, Sam, a ty co? — dopytywała Emma.

— Sorry, źle się czuję — powiedziałam na odczepnego. — Idę już do domu, ale wy sobie nie przeszkadzajcie — dodałam, uśmiechając się sztucznie, a Ian patrzył na mnie, mrużąc oczy.

— Nie, no, przecież nie możesz wracać sama. Jeszcze coś ci się stanie po drodze — odezwała się Kim.

— Poradzę sobie — odparłam, po czym ruszyłam przed siebie.

— Koleżanki mają rację. — Zatrzymałam się, słysząc słowa Iana, po czym odwróciłam się w ich kierunku.
—  Podrzucę cię do domu. Zresztą was wszystkie, skoro już skończyłyście. — Przygryzłam wnętrze policzka, widząc, jak Emmie zaświeciły się oczy na tę propozycję.

— A trening? — zapytałam, patrząc wymownie w kierunku mężczyzny,  bo w końcu dopiero co tu przyszedł. Zastanawiałam się, czy faktycznie przyszedł, żeby poćwiczyć, czy znowu mnie śledził.

— Wpadnę na niego później — odparł z satysfakcją w głosie, że kolejny raz był górą.

— No to wszystko jasne. — Przyklasnęła Emma.

— To za dwadzieścia minut przy wyjściu? — zapytał brunet, spoglądając na moje przyjaciółki, a one przytaknęły.

Westchnęłam głęboko, patrząc, jak brunet szedł w kierunku szatni.

— Widzisz, jaki uprzejmy? — Spojrzałam na Emmę, gdy odezwała się do mnie. Posłała mi triumfujące spojrzenie, a ja zacisnęłam usta. Gdyby tylko znała prawdę.
— A ty już go stawiałaś w jednym rządku z poprańcami.

— Szczerze, Emma? — wtrąciła się Kim. — Jak tak na niego patrzyłam, to mi też wydawał się dziwny. Jakoś tak źle mu z oczu patrzyło.

Przynajmniej jedna miała głowę na karku.

— Obydwie uprzedziłyście się do niego. Zobaczycie, że się myliłyście — mruknęła Emma i ruszyła do szatni.

Spojrzałyśmy na siebie z Kim, po czym też poszłyśmy do szatni. Wzięłyśmy szybki prysznic, po czym założyłyśmy czyste ciuchy, a te sportowe, przepocone spakowałyśmy i wyszłyśmy z klubu.

— Ale bryka — szepnęła Emma, widząc samochód, przy którym stał Ian. Brunet palił papierosa, a gdy podeszłyśmy do niego, rzucił peta na ziemię i przydepnął butem.

— Oj, ale ktoś ci przytarł to cudo — powiedziała, gdy przeszła od strony pasażera i zobaczyła ślady po starciu z jednym z aut w czasie nielegalnego wyścigu.

— Niektórzy kompletnie nie potrafią jeździć i panować nad kierownicą — mówił Ian, patrząc mi prosto w twarz, po czym uśmiechnął się szyderczo. Miałam nadzieję, że dziewczyny nie zwróciły uwagi na to, że te słowa skierował do mnie.
— Wsiadajcie — rzucił, po czym zajął miejsce za kierownicą.

Emma otworzyła drzwi od stronu pasażera i odchyliła siedzenie, po czym popędzała nas wzrokiem, że mamy usiąść z tyłu. Ona oczywiście chciała zająć miejsce obok niego.
Mężczyzna odpalił silnik i wyjechał z parkingu przy siłowni.

— To którą pierwszą odwieźć i pod jaki adres? — zapytał, odwracając głowę i oczywiście spoglądając na mnie.
Na szczęście prowadził, więc nie mógł zbyt długo patrzeć. Czy ten idiota nie widział w swoim zachowaniu nic dziwnego? Mogłam się z kimś założyć o to, że dziewczyny już wyłapały to, że zwraca uwagę tylko ma mnie.

— Kim mieszka niedaleko, przy Estate Lane dwieście siedemdziesiąt pięć — odezwała się Emma, przez co Ian zerknął na nią, by po chwili przenieść wzrok na drogę.
— Ja mieszkam kilka domów dalej — dodała.

— A Sam? — zapytał brunet, na co zaśmiałam się w duchu.
Nie ma to, jak udawać, że się czegoś nie wie, chociaż prawda jest zupełnie inna.

— Przy Perth trzysta sześćdziesiąt siedem.

Po kilku minutach Ian zaparkował pod domem Kim. Oczywiście Emma musiała wysiąść, żeby ją wypuscić. Dziewczyna pożegnała się z nami, a ja miałam wrażenie, że dziwnie na mnie patrzyła.
Po chwili brunet ruszył dalej w akompaniamencie słowotoku Emmy. Przyjaciółka nie potrafiła ukryć tego, jak bardzo jest podekscytowana towarzystwem Iana. Na szczęście za chwilę miała wysiąść, ale nie sama, bo planowałam opuścić pojazd razem z nią. Nie chciałam kolejny raz zostać sam na sam z tym psycholem.

— Teraz skręcimy tutaj i najpierw odwieziemy koleżankę, która źle się czuje — odezwał się mężczyzna, przez co znieruchomiałam.
— A my będziemy mieli okazję, żeby dłużej pogadać — dodał, spoglądając na Emmę, która była oczywiście zachwycona jego propozycją.

Ani trochę nie podobało mi się to, co usłyszałam, bo nie chciałam zostawiać przyjaciółki w jego towarzystwie. Tyle że kompletnie nie miałam pomysłu, jak temu zaradzić.

*

Po południu jak zawsze pojawiłam się w barze. Niestety tym razem musiałam wybrać się komunikacją miejską, bo mama potrzebowała samochód, a Dylan wyjechał z ojcem poza miasto, przez co też nie mógł mnie podrzucić. Doszło do mnie, że muszę jak najszybciej ogarnąć kupno jakiegoś auta, bo średnio mi się podobało wracanie w nocy autobusem.

Miałam nadzieję, że nie będzie zbyt wielu klientów, bo po dzisiejszej siłowni miałam straszne zakwasy. Na szczęście był poniedziałek, więc była szansa na luźniejszą zmianę. Przebrałam się, przewiązałam zapaskę wokół bioder i przyczepiłam plakietkę, po czym ruszyłam do kuchni, gdzie przywitałam się z załogą, a potem przeszłam za bar. Dziewczyny, z którymi miałam zmianę, przyjmowały już pierwsze zamówienia, a ja byłam jeszcze w szczerym polu, bo spóźniłam się chwilę, ale na szczęście w końcu mogłam ruszyć na salę.

Uśmiechnęłam się do pana Donovana, który przekroczył próg lokalu i spojrzał na mnie. Wskazałam mu dłonią sektor, który miałam obsługiwać, a gdy zajął stolik, od razu do niego podeszłam. Pan Donovan lubił, gdy to ja go obsługiwałam, więc gdy byłam na zmianie, to zawsze siadał tam, gdzie był mój rewir. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale w sumie schlebiało mi to. Przyjęłam od niego zamówienie, po czym przeszłam na kuchnię, gdzie do tablicy przypięłam karteczkę z zamówieniem. Gdy już miałam opuścić pomieszczenie, drzwi otworzyły się z impetem, przez co o mało nimi nie dostałam.

— Kobieto, zbijesz mnie.

— Sorry, ale znowu przyszedł ten upierdliwiec i mnie wkurzył. — Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o kogo jej chodzi. — No ten, co ostatnio chciał, żebyś ty go obsługiwała i uprzedzę, że dzisiaj też ma taką fanaberię. — Zacisnęłam usta, słysząc słowa koleżanki.
Minęłam ją, po czym wyszłam na salę, rozglądając się po niej. Gdy zlokalizowałam Iana, podeszłam do niego, a on uśmiechnął się lekko. Gnębienie mnie ewidentnie sprawiało mu frajdę.

— Co podać? — zapytałam, trzymając w dłoniach długopis i notes, po czym skupiłam wzrok na kartce, na której chciałam zapisać zamówienie.

— Jak samopoczucie po siłowni? — Przewróciłam oczami, słysząc jego pytanie. — Następnym razem jak wyciskasz sztangielki, to się tak nie spinaj, bo taki trening nie przyniesie ci korzyści. Co najwyżej kontuzję. — Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.

— Kręci cię podglądanie ludzi? — zapytałam.
Już miałam pewność, że nie trafił na tę siłownię przypadkowo, a na dodatek przez większość naszego treningu nie ujawniał się, tylko obserwował z ukrycia.

— Och, Sam, gdybyś ty wiedziała, co mnie kręci — odparł, puszczając mi oczko.
— Przynieś steka, tylko krwistego i wodę do tego — powiedział, spoglądając na kartę dań. — I bez tych badziewnych, zielonych dodatków — dodał, rzucając menu na stolik, a ja przeszłam do kuchni.

Zostawiłam zamówienie kucharzom, po czym ruszyłam na salę do swojego sektora. Posprzątałam z jednego stolika, przyszykowałam rachunek dla pary, która zbierała się do wyjścia i przyjęłam kilka innych zamówień, po czym musiałam zanieść Ianowi jego jedzenie. Tym razem obyło się bez głupich komentarzy. Być może widział, że zrobił się większy ruch, więc dał mi spokój.

Pół godziny później brunet poprosił o rachunek, więc mu go przyniosłam. Mężczyzna nawet nie rzucił na niego okiem, tylko od razu wyciągnął pieniądze, które położył na stoliku. Zrobiłam wielkie oczy, widząc gotówkę, którą zgarnął za wygranie wyścigu i chciał mi ją ostatnio wcisnąć.

— Co to ma znaczyć? — zapytałam zdenerwowana.

— Płacę za danie. Reszta to napiwek — odparł, wzruszając ramionami.
Wstał od stołu, a ja zacisnęłam usta. Czułam, jak zaczynam się coraz bardziej denerwować.

— Masz mózg? Zabieraj to — wysyczałam w jego kierunku, przesuwając w jego kierunku szarą kopertę, z której wystawały pieniądze.

— Nie wkurwiaj mnie, Samantho — warknął, ale nie miałam zamiaru teraz mu ulec.
Wyciągnęłam ze środka sumę, którą był winny z danie i bez słowa odeszłam od niego.
Włożyłam gotówkę do kasy i poszłam do kolejnych klientów. Odbierając zamówienie, kątem oka widziałam, jak Ian wychodził z lokalu. Uniosłam głowę i spojrzałam na stolik, przy którym siedziałam, ale nie szczęście nie zostawił na nim pieniędzy, czego trochę się obawiałam. Zupełnie nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żebym je wzięła.

*

— Świetnie, jeszcze tego brakowało — mruknęłam, wychodząc z pracy, bo właśnie zaczynało padać.

Uniosłam torebkę nad głowę i tak ją trzymając, pobiegłam w stronę przystanku, po czym schowałam się pod wiatą. Niestety autobus miałam dopiero za dwadzieścia minut, więc wzięłam telefon do dłoni i zaczęłam przeglądać Internet.
Po chwili uniosłam głowę, spoglądając przed siebie, gdy przy przystanku zatrzymał się samochód. Przeklęłam w myślach, widząc czarnego Dodge'a. Szyba od strony pasażera opuściła się i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Ian. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie miałam na sobie jakiegoś namiaru, bo coraz dziwniejsze wydawały mi się te nasze spotkania.

— Podrzucę cię — odezwał się mężczyzna, patrząc na mnie. Zacisnęłam usta, cicho wzdychając.

— Nie, dziękuję. Zaraz będę miała autobus — odezwałam się, po czym zerknęłam na zegar w komórce, ale minęły dopiero trzy minuty. Marzyłam o tym, żeby czas jakoś magicznie przyspieszył.

— Raczej nie. Chyba że już załatwili zastępstwo za kierowcę — powiedział, uśmiechając się lekko, a ja zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co to mogło oznaczać. — A teraz z łaski swojej wsiadaj, bo jak ja wysiądę, to nie będzie tak miło.

Lustrowałam przez chwilę jego twarz, ale widząc coraz większe zniecierpliwienie, potulnie wsiadałam do samochodu, po czym Ian ruszył. Co mnie najbardziej dziwiło, tym razem jechał przepisowo. Najwidoczniej nie chciał rzucać się w oczy. Po chwili zjechał z głównej drogi  i zaczął kluczyć po bocznych uliczkach, by po jakimś czasie ponownie wjechać na główną, ale w innym miejscu.

Gwałtownie wciągnęłam powietrze, widząc rozbity autobus, na który czekałam. Wokół była policja i karetka pogotowia. Przyłożyłam dłoń do ust, widząc, jak zapinają czarny worek, w którym znajdowało się ciało jakiegoś człowieka. Od razu przypomniałam sobie wcześniejsze słowa Iana i wiedziałam już, że to był kierowca.

— Mówiłem, że nie przyjedzie — powiedział brunet, przez co spojrzałam na niego. Kącik ust drgnął mu delikatnie ku górze, a mnie zrobiło się gorąco. Ten facet był nieźle zaburzony.

— Kim trzeba być, żeby się z tego śmiać? — odezwałam się cicho. Dziwiłam się, że te słowa zostały przeze mnie wypowiedziane na głos. Chciałam, żeby pozostały w mojej głowie niewypowiedziane.

— Nigdy nie walczyłaś o coś, co należy do ciebie?

— A co ma jedno do drugiego?

— W tym przypadku bardzo wiele, Samantho.

— Można walczyć bez pozbawiania kogoś życia.

— Czasem trzeba kogoś ukarać albo komuś coś pokazać, żeby sytuacja się nie powtórzyła. — Spojrzałam przed siebie, analizując jego słowa pod kątem zabójstwa mojego brata. Czy jego też chciał ukarać? Tylko za co? I co mój brat mógł mieć z nim wspólnego?

Pozostałą drogę siedziałam cicho. Stwierdziłam, że im mniej będę się odzywała, tym lepiej dla mnie, chociaż korciło mnie, żeby zadać mu kilka pytań. Szczególnie to jedno najważniejsze dla mnie. Czym naraził mu się Adam? Jednak na razie musiałam siedzieć cicho. Najpierw przede wszystkimi musiałam jakoś rozgryźć tego faceta, żeby dowiedzieć się, czego chciał ode mnie.

Zmrużyłam oczy, gdy poznałam drogę prowadzącą do starych magazynów. Znowu jechał inną trasą, ale końcowa droga była zawsze taka sama. Jechało się po sporych dziurach ze względu na brak remontu nawierzchni od wielu lat, a pobocza były mocno porośnięte krzewami.

Skrzywiłam się, zastanawiając się, po co kolejny raz ściągał mnie w to miejsce. Tym bardziej że nie miałam mu już nic do oddania, bo przecież auto zabrali jego ludzie i spalili je.

W końcu zatrzymaliśmy się przed zniszczonymi budynkami. Obserwowałam bramę, czekając na to, aż się otworzy i wyjdą z niego jacyś ludzie tak, jak zwykle bywało, ale tym razem nic takiego nie miało miejsca. Poczułam niepokój, bo to oznaczało, że prawdopodobnie byłam tutaj z nim sam na sam.

Ian wysiadł z samochodu, a ja dalej w nim siedziałam, bo nie wiedziałam, co miałam robić. Mężczyzna obszedł samochód i otworzył drzwi od mojej strony.

— A ty potrzebujesz specjalnego zaproszenia? — zapytał, spoglądając na mnie wymownie.

Zacisnęłam usta, po czym wysiadałam z auta, przez co znalazłam się w potrzasku. Ian stał przede mną, trzymając jedną rękę na drzwiach, a drugą na dachu pojazdu. Było mi tak niezręcznie, że nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Chciałam, żeby się odsunął i nie zabierał mi mojej osobistej przestrzeni.

— Z kilometra bije od ciebie strach — odezwał się po chwili, przybliżając swoją twarz do mojej, przez co spojrzałam na niego.

— Dziwisz mi się? — zapytałam, spoglądając w jego oczy.

Być może wtedy popełniłam błąd. Powinnam tylko na niego zerknąć, po czym uciec wzrokiem gdzieś na bok, bo po tym, jak spojrzałam w głęboką czerń jego tęczówek, nie potrafiłam oderwać od niego oczu.
Tak, był przystojny, ale to nie powinno mieć wpływu na to, jak go postrzegałam. Był mordercą, a ja zaczęłam skupiać się na jego wyglądzie. Byłam młoda i mógł łatwo mną manipulować, musiałam mieć się na baczności.

Przełknęłam mocno ślinę, mrugając kilkukrotnie powiekami, wyrywając się przez to z letargu. Mojej uwadze nie umknęło to, że Ian kolejny raz uśmiechnął się lekko. Potem zdjął rękę z dachu i się odsunął. Nie odpowiedział na moje pytanie. Być może uznał je za retoryczne.

— Pani przodem — powiedział, robiąc gest ręką, a ja zrobiłam kilka kroków, omiatając wzrokiem poniszczone budynki.
Mężczyzna zamknął drzwi od samochodu, po czym zrównał się ze mną.
— Wejdziemy bocznym wejściem — odezwał się po chwili, więc ruszyłam za nim.

Nie znałam układu tej fabryki i byłam skazana na niego. Chwilę później dotarliśmy pod drzwi, które chyba były jedynym nowym elementem przy tej ruderze. Ian wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi, po czym gestem głowy pokazał mi, że mam wejść. Gdy zrobiłam krok do przodu, on położył swoją dłoń na dole moich pleców, a ja spięłam się na ten gest.

Manipuluje tobą. Manipuluje tobą. Manipuluje tobą.

Jak mantrę powtarzałam w myślach te dwa słowa. Musiałam mieć na uwadze to, że każdy jego gest czy słowo mogły być grą. Chciał mnie złamać, żebym potem była potulna. Być może miał jakieś zadanie do wykonania i szukał kogoś, kto wykona je za niego albo będzie w nim uczestniczył. Nie chciałam, żeby wybór padł na mnie. A może już padł? Nie wiedziałam. W każdym razie musiałam być czujna.

Weszliśmy do  pomieszczenia, w którym było brudno i śmierdziało jakimiś olejami oraz smarami. Rozejrzałam się, dostrzegając w kącie starą maszynę. Najwyraźniej była to część robocza niedziałającej fabryki. Ian podszedł do stosu z kilku palet i usiadł na nich, po czym kiwnął mi głową, że mam zrobić to samo. Podeszłam niepewnie i zajęłam miejsce w bezpiecznej od niego odległości.

— Mamy do pogadania — powiedział, wyciągając z kieszeni papierosy. Wyjął jednego z paczki i odpalił. Nie lubiłam, gdy palił przy mnie, bo potem moje ciuchy śmierdziały dymem. Nie chciałam, żeby mama pomyślała, że palę.

— O czym? — zapytałam niepewnie.

Brunet odchylił się lekko, szukając czegoś po omacku za paletą, po czym wyprostował się i rzucił obok mnie pieniądze. Zacisnęłam usta, kolejny raz widząc tę forsę.

— Są twoje. — Kiwnął głową, zaciągając się papierosem.

— Już mówiłam, że...

— A ja, kurwa, powiedziałem, że są twoje — warknął ostro. Przełknęłam mocno ślinę, słysząc zdenerwowanie w jego głosie. Jednak mimo wszystko tym razem nie chciałam być potulną owieczką, która na wszystko się zgadza. Musiałam mu pokazać, że też miałam swoje zdanie.

— Możesz przestać mi wciskać coś, czego nie chcę? — Spojrzałam na niego hardo.

— Mówisz, że pracując po kilka godzin w barze, zarobisz na samochód? — zapytał, a ja zagryzłam wargę.

Spojrzałam na pieniądze i wiedziałam, że takiej sumy nie zarobiłabym nawet przez rok, ale nie mogłam tego wziąć. Te pieniądze pochodziły od przestępcy.

— No właśnie. — Przeniosłam wzrok na Iana, gdy się odezwał. Najwidoczniej sam odpowiedział sobie na pytanie. Przecież doskonale wiedział, że nie byłam w stanie szybko zorganizować gotówki.
— Tak więc widzisz, Sam — mówił dalej, wstając z miejsca, po czym podszedł do mnie i przesunął dłonią pieniądze bliżej mnie — chyba nie masz wyjścia — dokończył, rzucając na podłogę niedopałek papierosa. Przydepnął go nogą, a następnie usiadł obok mnie.

— Dlaczego mi je wciskasz?

— Jak mówiłem, twoje auto gdzieś nam się zawieruszyło — odparł, na co przewróciłam oczami. Przecież doskonale wiedział, że byłam świadoma tego, co jego ludzie zrobili z moim samochodem.

Przełknęłam ślinę, spoglądając na pieniądze. Zawsze mogłam udawać, że to była zapłata za samochód. Że Ian po prostu kupił go ode mnie. A to, że ten gruchot nie był tyle wart? Trudno, zawsze mogłam sobie wmawiać, że trafiłam na jakiegoś freaka, który marzył, żeby posiadać starą Hondę.

Zagryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, czy nie oszalałam. Próbowałam usprawiedliwić to, że miałam ochotę wziąć te pieniądze. Przecież nie musiałam wydawać ich na samochód. Mogłam zostawić je na studia i nie musiałabym już się niczym przejmować. Poza tym mogłabym pomóc mamie, wesprzeć ją finansowo. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam przekonana o tym, żeby zabrać tę gotówkę.

— Dotknij, nie gryzą — odezwał się Ian, przez co spojrzałam na niego.
Siedział z nogą założoną na kolano i wpatrywał się we mnie, mrużąc oczy.
Pochyliłam się i sięgnęłam po plik pieniędzy. Kątem oka zauważyłam, że brunet poruszył się, gdy to zrobiłam. Spojrzałam na gotówkę, nie dowierzając w to, że naprawdę mogłaby być moja. Może wszystkie problemy przestałyby istnieć? Mogłabym skupić się na nauce, a tylko od czasu do czasu dorabiać w barze. Miałabym więcej czasu dla Dylana i przyjaciółek.

— To, co? Dobiliśmy targu? — zapytał, a ja przytaknęłam głową, spoglądając na mężczyznę.
Ian uniósł lewy kącik ust. Ten uśmiech nie wróżył nic dobrego i doskonale to wiedziałam, jednak mimo wszystko schowałam gotówkę do torebki.

Byłam świadoma tego, że zabierając te pieniądze, sprzedaję duszę diabłu.

*****************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro