11.Dyptyk o czujności.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1.
pamiętam sad tego lata, zapłonęły jabłonie,
krew baranka ptak wojny wlókł po nieboskłonie.
mój błogosławiony żelazny list musiałem schować
bowiem mógł mnie zawieść do dziewic żelaznych.

pod koń rzuciły mi się wtedy bezimienne ścieżki
i porwały moją łódeczkę rzeki zapomniane,
choć zrzuciłem po drodze habit miękki,
w burzy dziejów namiętnie grałem rolę tła.

poznałem wiele kobiet i żadnych kobiet nie żałuję,
tylko gdy marsza bitnie grają, przeszywa mnie lęk i ból:
jak gdybym budził się na warcie, z podciętym gardłem.
(zwykle odpuszcza wraz z weselszym akordem).


2.
ty, który przespałeś tysiąc i jedną noc,
gdy córka wezyra snuła cierpliwie swą pieśń dumną,
a jej usta ostrożne plątały się w splotach niespójnej fabuły;
ty, który zaspokajałeś sen swój nieśmiałością jej krwi,
spójrz, ona dziś kończy baśń i wulgarnie gasi płomień.

czule i drwiąco przyciska do piersi ten piękny nóż
w którego ostrze biernie gapiłeś się, jak w lustro.
– on ją jak kochankę pieści i jak matkę zna.
i tylko jej już słucha, nie twoich kaszlnięć i krztuśnięć.
opuszczają scenę i ciebie, a ty rozlewasz się na płótno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro