9.Telemach.
sunął w mrok pijany tramwaj
i słyszałem rajskich ptaków śpiew
odurzającą pieśń młodości
wyrywającą ster z rąk
odkręcam kurek z gorącą wodą
i spływa ze mnie Warszawa
zapalam latarnię w ogrodzie
po ciemku błądzę po korytarzach
mój syn cofa głowę z nienawiścią
gdy nożycami rąk gładzę jego włosy
kryją się w nich proroctwa
nim się zbudzą zaspane kosy
o świcie nowego świata
co przenika przez las jak przez szprosy
błyśnie przez nici babiego lata
spinające sosny jak halsy
powita go stek bluźnierstw radosnych
gdy pamięć o mnie schwyta żmiję
pod szałasem w dwa ognie
i asfalt spłynie z szosy
załopocze koszula łagodnie
rower zasunie piorunem w dół trzeźwo
skok nad pniem tramwajarzy
trel słowika i zgrzyt zmiany biegu
kierownicy chwyt mocny
wtem mir domowy zakłócił
śmiertelnie zakłopotany pająk
pogadaliśmy jak mężczyźni
już ranek
stawię mu czoła dzielnie
w parach benzyny rzeź niosąc
gniazdom brunatnych kretów
i chmarom czerwonych kleszczy
uniosę przyłbicę baseballówki
braciom w pogodnej śmierci
i zetnę kosmyk trawy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro