Rozdział 5. Niedaleko pada jabłko od panny młodej.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Strażnicy cisnęli nim o ziemie, tak że zmuszony był paść na kolana. Skrępowane za plecami ręce, na domiar złego nie ułatwiały mu poruszania się. Tak jak oczekiwał, wylądował wprost przed obliczem ich zielonego króla. Goblini władca siedział oczywiście na swoim złotym tronie, na szczycie marmurowych schodów, tak że górował nad wszystkimi. Chociaż Miłosz doskonale wiedział, że nawet jak na standardy tej razy, był najniższym jej przedstawicielem. Czubek jego głowy ledwo sięgałby poszukiwaczowi do kolan, gdy większość goblinów osiąga wysokością przynajmniej do jego pasa.

      – To na pewno on? – zapytał, przyglądając się Miłoszowi, niezbyt przekonany. – Nie wygląda, brudny jakby tarzał się w chlewie. Jesteście pewni, że to nie jakiś bezdomny?

      – Panie, próbował się zamaskować i podać za kogoś innego. Ledwo go rozpoznano przez tę warstwę błota... – Jeden z wojowników próbował się tłumaczyć, ale król machnął ręką, nakazując mu tym gestem milczeć.

      – Woda! – rozkazał i nim Miłosz zdążył zrozumieć, co się dzieje, wylano mu na głowę wiadro lodowatej wody.

      Zęby mu zaklekotały, ale mimo tego upokorzenia, wyprostował się i otrzepał, a gdy włosy od kleiły mu się od twarzy, spojrzał hardo w oblicze władcy. Ten pokiwał pomarszczoną głową, uśmiechając się zadowolony, a w jego ustach błyszczał złoty kieł.

      – Tak, teraz widzę. Tego pyskatego błysku w oczach nie pomylę z nikim innym – przyznał król i ponownym machnięciem ręki nakazał, by go podnieśli. Dwa gobliny na rozkaz złapały Miłosza z obu stron i siłą podniosły na nogi. Nie protestował.

      – Miło cię widzieć najzieleńszy z władców podziemi. Racz wybaczyć mój niechlujny stan, ale byłem w pracy – powiedział tak głośno, by mieć pewność, że jego słowa dotrą do krzywych uszu goblina. Król prychnął w odpowiedzi.

      – Śmiesz zwracać się do mnie takim lekkim tonem, po tym, co zrobiłeś?

      – Za przeproszeniem, ja tylko wykonywałem jak zwykle swoją pracę. Miałem odzyskać skradzioną koronę, a na psucie pańskiej królewskiej krwi w żadnym razie nie było w moich intencjach – oznajmił ze spokojem. Król, choć przybrał groźny ton, zdawał się być spokojny, a nawet odprężony.

      – Oskarżasz mnie o kradzież? – zapytał, podpierając leniwie brodę na ręce.

      – Skądże znowu? Kto byłby takim głupcem, by oskarżyć władcę o kradzież? Jeszcze by wywołał niepotrzebną wojnę. Nie, nic z tych rzeczy. Tak się tylko złożyło, że był pan przypadkowo w posiadaniu skradzionej przedmiotu, a ja go oczywiście znalazłem i oddałem właścicielowi. Wszystko zgodnie z prawem. Za to mój władco, nie można mnie skazać. Mam potwierdzające to papiery, mogę po nie posłać, jeśli taka pana wola. – Uśmiechnął się pewny swego. Król splótł kościste palce i również się uśmiechnął.

      – Ależ oczywiście, panie wielki poszukiwaczu. Za to nie mogę cię skazać, ale za niezapowiedziane wtargnięcie i zakłócenie zaślubin mojej córki, już jak najbardziej – odparł. Miłosz jednak pozostał niewzruszony.

      Pamiętał tamten dzień, był jeszcze niedoświadczony i dopiero uczył się porządnego skradania. Wpadł wtedy do niewłaściwej komnaty w niewłaściwym czasie, no cóż, zdarza się nawet najlepszym. Nie zmienia to jednak faktu, że wpadł jak burza w sam środek wesela, potrącając przy tym pana młodego, który niefortunnie wylądował w torcie weselnym. Nie mógł cofnąć czasu, ale i tak nie martwił się tym zbytnio. Król mógł go skazać najwyżej na wtrącenie do lochu. Od śmierci chroniły go prawa ustalone między panami naziemnych królestw z podziemnymi, zawartymi kilkadziesiąt lat temu. Jednym z tych praw był zakaz wyroków śmierci i kar cielesnych, na osobach nieposiadających obywatelstwa w danym królestwie. Miłosz oczywiście takowego nie posiadał, bo nie był goblinem, więc mógł się cieszyć względnym bezpieczeństwem. Mimo to wolał nie napytać sobie większej biedy i zachować pokorę.

      – Pragnę więc uniżenie przeprosić, za moje młodzieńcze zachowanie. Nie miałem zamiaru psuć pięknej ceremonii. Moim jedynym celem była tamta korona. Na pewno mogę jakoś zrekompensować wyrządzone szkody. – Przybrał przepraszający ton i lekko skłonił głowę.

      – Oczywiście. Już nawet wiem jak – zapewnił goblin, a jego przebiegły uśmiech stał się jeszcze szerszy. To sprawiło, że poszukiwacz poczuł lekki niepokój. Nie panikował jednak. Był gotowy na każdą karę.

      – Słucham waszą wysokość – skłonił się na tyle, ile był w stanie, gdyż tamci dwaj strażnicy dalej trzymali go po bokach.

      – Tak się składa, że mam jeszcze drugą, nieco młodszą córkę – oznajmił król z dumą, a Miłosza uśmiech nieco się skrzywił.

      – Mam zostać jej sługą panie? – zapytał z nadzieją, na co król wyszczerzył swoje złote kły szerzej.

      – Nic podobnego, wykazałeś się ogromem odwagi, powracając tu oraz jak sam zauważyłeś, praktycznie prawa nie złamałeś. Poza tym jestem ci wręcz winny przysługę! Mój niedoszły zięć okazał się niegodny mojej córki, co wyszło na jaw zaraz po twoim wtargnięciu. Nie będę wchodził w szczegóły, poza jednym. Ocaliłeś moją rodzinę od niewygodnego problemu! Planuję cię więc nagrodzić, a nie karać! – Po tych słowach chwycił swoje berło, które w jego dłoni zdawało się być bardziej laską i uderzył jej spodnim końcem o posadzkę.

      Na ten dźwięk wielkie wrota ponownie zostały otwarte, a do komnaty tronowej wkroczyła równie niska, jak król goblinka. Jej burza czarnych jak węgiel loków spięta została w misterną fryzurę, na której szczycie cieszył oczy piękny złoty diadem. Odzienie również miała nie mniej wytworne. Bladoróżowa jedwabna suknia wyraźnie świadczyła o posiadanym przez nią wysokim statusie, a droga biżuteria wieńczyła całość. Mimo pięknej otoczki sama urodą nie grzeszyła. Choć kto wie? Może wśród goblinów była istnym wcieleniem Afrodyty? Na Miłoszu jednak nie wywarła takiego wrażenia.

      – Mój najmłodszy pączku, poznaj naszego gościa. Pan Miłosz wielki poszukiwacz przygód! – oznajmił król, wstając ze swojego tronu. Zszedł pośpiesznie po schodach i wziął swoją córkę pod ramię. Zaprowadził ją do więźnia, czy raczej gościa, jak to określił.

      – Och jak cudownie tatusiu! Znalazłeś mi godnego męża? – zapytała uradowana i spojrzała na Miłosza, którego aż zatkało. Królewna uśmiechnęła się do niego promiennie, lecz oniemiała na widok kajdan na jego nadgarstkach, oraz wody dalej skapującej z niego na ziemię. Oburzona zwróciła się znowu do ojca. – Tatusiu, dlaczego nasz gość jest skuty i przemoczony?! To się nie godzi, by tak traktować poszukiwaczy przygód!

      – Och rzeczywiście, chyba strażnicy trochę na zbyt wiele sobie pozwolili, gdy kazałem pana poszukiwacza do nas eskortować i przygotować do wizyty – powiedział król niewinnie, jakby dopiero teraz zauważył wciąż ciążące mu na rękach żelastwo oraz trzymającą go po bokach obstawę. – Uwolnić go i przynieść coś suchego! W końcu to mój kochany zięć!

      – Zięć...? – zająkał się Miłosz, gdy strażnicy wykonywali rozkaz, a na jego ramionach wylądował suchy ręcznik. Na taką karę, akurat nie był przygotowany. – To ogromny zaszczyt mój panie, ale wątpię, bym był go godny!

      – Oj nie pleć bzdur chłopcze – Zbył jego słowa machnięciem ręki, ale Miłosz nie ustępował.

      – Może i jestem znany w swojej branży, ale jednak dalej jestem tylko zwykłym poszukiwaczem. Wykonuje najgorsze zlecenia, których większość ludzi nie chce się podejmować i to za marną płacę! W dodatku nie mam nawet dachu nad głową, a na domiar tego mam smoka na utrzymaniu! Zwykły ze mnie prostak! – Próbował się jakoś z tego wyłgać, choć podejrzewał, że i tak nic z tego nie wskóra, o czym świadczył lekceważący uśmiech władcy. Goblin miał on w głębokim poważaniu jego argumenty, spróbował więc ugryźć to z innej strony. – Piękna królewno, zasługujesz na prawdziwego księcia! Nie! Na króla! Kogoś, kto godnego twej ręki, kto zdoła ziścić twoje wszystkie pragnienia i potrzeby. Nie sądzę, bym był odpowiedni...

      – Nonsens! To już nie średniowiecze. Status i majętność straciły na znaczeniu. Poza tym skoro jesteś w stanie ujarzmiać ogniste bestie i odzyskiwać skradzione korony, to jak najbardziej jesteś godny mojej córki. Na pewno zdołasz ją uszczęśliwić! – Zapewnił król, choć za jego słowami krył się wyraźny przekaz. Nie ważne co powie, czy zrobi, zaciągną go choćby i siłą do ołtarza. Królewna, słysząc ich słowa, puściła ramię ojca i podeszła bliżej Miłosza, posyłając mu promienny uśmiech.

      – Och jak pan pięknie mówi! Od razu widać, że z pana żaden prostak, a mi księcia nie potrzeba! Nie, nie! Wystarczy, by mój luby mnie cenił i szanował za to, jaka jestem. Doceniam pana szczerość, widać, że jest pan panie poszukiwaczu prawdziwym dżentelmenem i w dodatku odważnym! Naprawdę sądzi pan, że jestem piękna? A potrafiłby pan ujarzmić każdego smoka? Pewnie ma pan masę niezwykłych historii ze swoich przygód! – Zatrzepotała długimi rzęsami i Miłosz już widział, że wpadł jak śliwka w kompot.

      Król świetnie to sobie wymyślił. Kazał otruć jabłoń żyjącego na uboczu kowala, tak by nie wyrządzić większych szkód, ale na tyle, by zwrócić uwagę Miłosza. Zwabił go tym w pułapkę, a teraz, jeśli odrzuci jego córkę, obrazi tym ich i da królowi kolejny pretekst do zemsty. Z drugiej zaś strony, gdy ożeni się z goblinką, zwłaszcza z królewną, zafunduje sobie tym sposobem ich obywatelstwo. W ten sposób stanie się jego poddanym i nie ochronią go prawa, jakie miał jako obcy. Innymi słowy, król będzie mógł zrobić z nim, co mu się będzie podobać, a taka wizja w żadnym razie nie podobała się Miłoszowi. Niezależnie więc od wyboru, czekała go niełatwa przeprawa. Tak czy siak, postanowił zachować dobrą minę do złej gry.

      – Ależ jest pani najpiękniejszą goblinką, jaką na oczy widział! Z przyjemnością odpowiem na pani wszystkie pytania – powiedział i skłonił się lekko, już w pełni oswobodzony z kajdan. Królewna obdarzyła go urzeczonym chichotem, po czym dygnęła lekko przed swoim przyszłym mężem, którym była zachwycona i oczarowana.




Notka od autorki:

Ten rozdział chyba wyszedł mi jak na razie najkrótszy i najbardziej przegadany, ale w kolejnym postaram się dać już może nieco ciekawsze momenty. Jeśli wkradła mi się jakaś literówka czy inny błąd, to śmiało proszę pisać. I choć jest to, tak jak wspomniałam w opisie, luźna historia, którą piszę dla zabawy, to i tak będę wdzięczna za wszelkie opinie. : )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro