Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Burke, Wirginia

Ilość dokumentów, które Anastasia przywiozła do domu z biura w Quantico, była tak duża, że musiała przejść się do samochodu dwa razy, żeby je wszystkie przenieść. Odłożyła je w jedynym w pełni umeblowanym pokoju na piętrze – w gabinecie. Powstrzymała się przed natychmiastowym zajrzeniem do akt i zamiast tego poszła do kuchni odgrzać obiad z poprzedniego dnia. Gdy w jednym garnku gotował się ryż, a w drugim podgrzewał się gęsty sos curry, Anastasia wybrała w telefonie numer Libby.

– Coś się stało?

– Nie, dlaczego?

– Wiesz... – Libby zwiesiła na moment głos, a w tle słychać było dźwięk przypominający skrzypienie. – Spodziewałam się, że pierwszy dzień w pracy bardziej cię pochłonie.

– Jestem już w domu.

– Tak wcześnie?

– Jest prawie dwudziesta – stwierdziła Anastasia po zerknięciu na zegarek na lewym nadgarstku.

– Właśnie o tym mówię. Chodzi mi o to, że to dobrze – dodała prędko. – Raczej powinnaś powoli się wdrażać.

Anastasia westchnęła na tyle głośno, by jej rozmówczyni na pewno to usłyszała. Mimo że na Libby sprawa Chirurga również mocno się odbiła, ona wróciła do pracy po niecałych trzech miesiącach. Od pół roku funkcjonowała normalnie. Nieraz wywoływało to w Ashbee ukłucie zazdrości, a nawet poczucie niesprawiedliwości. Teraz jednak wiedziała, że naprawdę potrzebowała tej dłuższej przerwy, ale skoro już wróciła, to nie chciała dłużej słuchać o czyichś wątpliwościach.

– Zaczynasz mi matkować jak Maggie.

– Bez przesady. Po prostu trochę się martwię.

– Wiem, Libby, ale nie masz czym – odparła poirytowana. Cisza po drugiej stronie dała jej moment na zreflektowanie się. – Wszystko jest w porządku.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że nie ma cię już w Kansas City.

– Ja też.

– I akurat Waszyngton.

Waszyngton. Miejsce, w którym wszystko doszczętnie się posypało. W kwietniu zeszłego roku myślała, że już nigdy tu nie przyjedzie, tymczasem zamieszkała w niewielkim miasteczku nieopodal. Tylko tutaj mogła pozbierać te kawałki, które zabrał jej Pollard. Tylko tutaj mogła ze wszystkim się skonfrontować, zamiast udawać, że nic się nie stało. Gdyby chciała po prostu uciec z Kansas City, na pewno nie osiedliłaby się tutaj. Potrzebowała nowego początku i mogła go otrzymać jedynie w miejscu poprzedniego końca.

– Wiesz, że wolałabym zostać.

– Wiem, słońce. – Tym razem to Libby westchnęła. Odkąd Anastasia się przeprowadziła, niemal codziennie do siebie dzwoniły, ale to i tak nie było to samo. – Shepherd jeszcze nie znalazł sobie kolejnej ofiary.

– Pewnie poczeka, aż przyjdzie ktoś nowy.

– Pewnie tak.

– W ogóle nie zgadniesz, z kim współpracuję – rzuciła Anastasia. Nie miała ochoty rozmawiać o swoim byłym przełożonym. Poza tym chciała sprawić, żeby z głosu jej przyjaciółki zniknęła ta zmartwiona nuta.

– Nawet nie zamierzam próbować.

– Z szeryfem.

– Z tym szeryfem?

– Z tym. Teraz jest prawie detektywem.

– I jak?

Anastasia bez problemu wyobraziła sobie szeroki uśmiech Libby. Pewnie, gdyby siedziały obok siebie, ta szturchnęłaby ją łokciem w ramię. Prawda była jednak taka, że obecność Chayse'a tylko utrudniała jej powrót. Jego zachowanie przypominało o tym wszystkim, co się wydarzyło.

– Nijak. Prawie nie rozmawiamy.

– Nie musicie rozmawiać, żeby było fajnie – stwierdziła o wiele weselej.

– Libby...

– Ale to zabawne, że na niego trafiłaś.

– Atmosfera jest średnia – mruknęła, mieszając w garnku.

– Kilka dni i będzie normalnie, zobaczysz.

– Wystarczy mi, że współpraca będzie profesjonalna. Po pracy możemy nawet się ze sobą nie witać, ale...

– Dobra, dobra, już nie wymyślaj. To chyba nie ten typ, który będzie obrażony przez całe życie.

– Tak mi się wydawało, ale chyba mocno się zmienił... zresztą znaliśmy się tylko przez chwilę. Nic o nim nie wiem.

– Jasne – odparła Libby przeciągle. Niemal na pewno nadal się uśmiechała.

– A co u ciebie?

Gdy Libby narzekała na swojego przełożonego i opowiadała, z kim współpracuje przy nowym śledztwie, Anastasia zjadła wcześniej odgrzany obiad. Zdążyła nawet posprzątać, zanim zakończyła rozmowę. Do akt sprawy usiadła dopiero chwilę po dziewiątej wieczorem.

Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron dokumentów podeszła do dużej, białej tablicy i dwoma pionowymi pociągnięciami markera podzieliła ją na trzy części. W górnym lewym rogu zapisała datę zaginięcia Morgana Kramera, a pod spodem dzień odnalezienia jego zwłok i szacowaną datę śmierci. Analogiczną rzecz zrobiła po prawej stronie tablicy, tym razem utrwalając informacje o Chloe Millington. Pustkę w centrum wypełniła tylko jedna data – dzień przyjęcia zgłoszenia o zaginięciu Sary Hooper. Zamknęła marker i odłożyła go na biurko. Zaczęła przeglądać akta w poszukiwaniu fotografii. Znów najwięcej pustego miejsca zostało w rubryce Sary. Tam znalazło się pojedyncze zdjęcie, które zostało przekazane przez Chloe. Twarz Sary była dobrze widoczna – duże, głęboko osadzone brązowe oczy patrzyły prosto w obiektyw aparatu zza szkieł okrągłych okularów w cienkich, pozłacanych oprawkach. Czoło i brwi zasłaniała prosta, cieniowana grzywka, a kasztanowe włosy w nieco chaotyczny sposób opadały na blade ramiona młodej kobiety. Wąskie usta podkreśliła czerwoną szminką, która od razu przykuwała uwagę. W tle dało się dostrzec kilka stolików. Fotografia wyglądała na wykonaną w restauracji lub kawiarni.

Anastasia przez długą chwilę przyglądała się właśnie temu zdjęciu. Sprawy zaginięć zawsze uważała za trudniejsze od zabójstw. Przy morderstwach zazwyczaj zostawały ślady, wiele można było wywnioskować chociażby na podstawie zadanych ran, ułożenia ciała i miejsca jego porzucenia. W przypadku zaginięć często ciężko było określić, gdzie ostatni raz widziana była dana osoba, a co dopiero czy zniknęła z własnej woli, czy coś zagraża jej życiu. Można było w nieskończoność mnożyć hipotezy na temat tego, co się wydarzyło. Zawsze w grę wchodziło samobójstwo czy handel ludźmi. Może nie znaleziono ciała Sary, ponieważ wyjechała z własnej woli; może odebrała sobie życie w środku lasu albo skacząc do rzeki, a może ktoś ją uprowadził. Wszystkie te opcje były równie prawdopodobne.

– Chloe próbowała znaleźć Sarę, ale czy właśnie przez to zginęła? – zapytała Anastasia samą siebie. – Niekoniecznie.

Zmarszczyła brwi, krążąc wzrokiem między twarzami tych dwóch kobiet. Nie miały ze sobą kontaktu od kilku lat, a jednak Chloe od razu zaangażowała się w poszukiwania Sary. Poszła na policję zaraz po tym, gdy jedna z ich wspólnych znajomych zadzwoniła z pytaniem, czy Sara się z nią kontaktowała. Jakby od razu wiedziała, że coś musiało się stać.

Anastasia odnalazła w dokumentach dane tej wspólnej koleżanki. Zapisała jej imię, nazwisko i numer telefonu w notesie. Chociaż Chayse i Vivien ją przesłuchali, postanowiła jeszcze raz z nią porozmawiać. W obliczu śmierci Chloe potrzebowała zadać jej kilka nowych pytań. To również mogło rozwiązać jej język. Jeśli Chloe powiedziała jej coś w tajemnicy, to zaginięcie mogło nie przekonać jej do złamania danego słowa – za to śmierć powinna.

Georgia Dunn – jak na razie była to pierwsza osoba, która łączyła Chloe i Sarę, dlatego Anastasia zapisała jej dane na linii oddzielającej środkową i prawą rubrykę tablicy. Przejrzała protokoły przesłuchań i zapisała kolejne nazwiska. Wszystkich tych ludzi znów będzie trzeba przesłuchać. Niezbędne będzie też sprawdzenie, czy ktoś z nich miał coś wspólnego z Kramerem lub Prescottem. Będzie musiała to komuś polecić. Nawet z pomocą Chayse'a i Vivien szybko zrobi się tego za dużo. Nie zamierzała jednak myśleć o tym w tej chwili. Teraz wolała wyciągnąć jak najwięcej informacji z dokumentów.

Dokładnie przeanalizowała fotografie z miejsca porzucenia zwłok Morgana Kramera i Chloe Millington. W obu przypadkach ofiary znaleziono w lesie przy autostradzie międzystanowej, jednak po dwóch różnych stronach Waszyngtonu – były od siebie oddalone o blisko trzy godziny jazdy samochodem. Nagie ciało Chloe leżało na ośnieżonej ziemi wśród pozbawionych liści drzew, podczas gdy Kramer został zamordowany wczesną jesienią. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że żadna z ofiar nie odniosła obrażeń wskazujących na podjęcie walki z mordercą, jednak w przypadku Chloe to nie była prawda. Protokół oględzin zwłok jasno wskazywał na obecność otarć na jej nadgarstkach i krwiaków na przedramionach, udach, plecach oraz szyi. Podobne ślady nie zostały znalezione u Kramera. Za to on został bardzo mocno uderzony w głowę, przez co jego czaszka była roztrzaskana. Mózg, którego go pozbawiono, pewnie został uszkodzony w trakcie morderstwa. Chloe również została okaleczona, ale ją pozbawiono gałek ocznych, przez co krwawe smugi znaczyły jej woskowe policzki. Jednocześnie przyczyna zgonu Chloe wydawała się inna niż u Kramera. On zginął na skutek obrażeń głowy, podczas gdy ona prawdopodobnie została uduszona, chociaż w tej kwestii Anastasia nie miała pewności. Musiała poczekać na wynik autopsji.

Te morderstwa były do siebie podobne, jednak w wielu aspektach się różniły. Gdyby nie kolisty wzór, który w jednym przypadku został wyryty na pniu drzewa, a w drugim na brzuchu ofiary, to raczej nikt by ich nie połączył. Ciężko było znaleźć fizyczne kryterium łączące ofiary, a na dodatek metoda zabójstwa była inna. Anastasia podczas swojej pracy zdążyła jednak już się przekonać, że niektórzy mordercy zmieniają swoje metody działania, a ich modus operandi nie jest tak wyraziste, jak u innych. Zapisała w notesie hipotezy zakładające, że ma do czynienia z naśladowcą Prescotta, a także te mówiące o tym, że Prescott miał wspólników lub był tylko narzędziem w czyichś rękach.

Za każdym razem, gdy spoglądała na tablicę, jej uwagę przyciągała niemal pusta część przeznaczona dla Sary Hooper. Być może jej zniknięcie i śmierć Chloe to zwykły przypadek, jednak agentce Ashbee ciężko było w to uwierzyć. Przypomniała sobie sugestię Vivien, że mordercy wcale nie chodziło o to, by zabić Chloe, lecz o to, by pozbyć się tego, kto zgłosi zaginięcie Sary. Kramer zgłosił zaginięcie Prescotta, a potem zginął z jego rąk, jednak między jednym a drugim zdarzeniem minął blisko rok. Tym razem było to tylko kilka tygodni, a Sara w międzyczasie się nie odnalazła. Było tu więcej różnic niż podobieństw.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta wieczorem, ale nie powstrzymało jej to przed zadzwonieniem do policjanta prowadzącego śledztwo w sprawie zaginięcia Sary. Dostała jego numer od Vivien, ale wcześniej za mało wiedziała, by z nim porozmawiać. Teraz też nie miała mu do zaoferowania wielu informacji, ale chociaż ułożyła sobie w głowie pytania, na które potrzebowała odpowiedzi.

Przełączyła telefon w tryb głośnomówiący, by w razie czego móc swobodnie notować. Nie liczyła na to, że detektyw Hugo Rios odbierze, jednak wolała być przygotowana. Z każdym kolejnym sygnałem jej nikła nadzieja coraz bardziej gasła. Gdy już szykowała się do naciśnięcia czerwonej słuchawki, z urządzenia wydobył się niski głos.

– Detektyw Rios, słucham?

– Dobry wieczór. Z tej strony agentka FBI Anastasia Ashbee. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale dostałam pana numer od detektyw Clyne.

– Vivien wspominała, że możesz zadzwonić – odparł po dłuższej chwili. Być może zastanawiał się, czy powinien udzielać jej jakichkolwiek informacji przez telefon. – O co chodzi?

– Mam parę pytań co do zaginięcia Sary Hooper.

– Nie może to zaczekać do jutra?

– Może, ale nie będę ukrywać, że wolałabym działać tak szybko, jak się da – odparła zupełnie szczerze. Detektyw Rios wcale nie brzmiał jak ktoś nagle wybudzony ze snu, więc nie miała większych skrupułów przed zajęciem mu kilkunastu minut.

– Niech będzie. Jakie masz pytania?

– Wiadomo coś o tym, by Sara leczyła się psychiatrycznie?

– Pytaliśmy o to, ale ludzie zaprzeczają. Nie wykluczamy, że mogła popełnić samobójstwo, ale nikt nie mówił, by wspominała, że nie chce jej się żyć – oznajmił powoli, jakby uważnie dobierał słowa.

– Nie musiała mówić, by tak było.

– Wiem, dlatego bierzemy to pod uwagę. Według znajomych była dość skryta, więc nawet gdyby miała myśli samobójcze, pewnie nikomu by nie powiedziała.

– Może wspominali, że ostatnio zachowywała się inaczej?

– Nie. To nie ten typ, który się zwierza. Poza tym nie była jakaś bardzo towarzyska.

Anastasia zapisała kilka słów w notesie. Zdecydowany ton mężczyzny sprawiał, że wydawał się wyjątkowo kompetentny. Miała ogromną nadzieję, że to wrażenie nie było mylne. Zaginięcie Sary jawiło się jako istotny element układanki, którą przyszło jej rozwiązać, więc liczyła na owocną współpracę z detektywem Riosem. W końcu przyświecał im ten sam cel – poznanie prawdy.

– Podobno rodzina jej nie szukała?

– Jej matka nie żyje od kilku lat, a jej ojciec mieszka z nową rodziną w Filadelfii. Nie ma z Sarą regularnego kontaktu.

– Udało się z nim porozmawiać?

– Tak, ale ta dziewczyna po prostu go nie obchodzi. Powiedział, że jest dorosła i może robić, co chce.

– Sara... mieszka sama? – Anastasia ledwo powstrzymała się od użycia czasu przeszłego. Zauważyła, że detektyw Rios mówi w taki sposób, jakby Sara nadal żyła, ale ona nie była tak optymistycznie nastawiona do tej kwestii.

– Sama. Zostało jej mieszkanie po matce. Pracuje jako kucharka w knajpie, ale jej sytuacja finansowa jest trudna.

– Może jej współpracownicy zauważyli zmianę w jej zachowaniu?

– Nie, ale wzięła kilka dni wolnego i już nie wróciła. Inaczej pewnie ktoś z pracy zgłosiłby zaginięcie.

– Planowała jakiś wyjazd?

– Nikt nic nie wie – odparł nagle poirytowany. Dał sobie dłuższą chwilę, zanim zdecydował się powiedzieć coś więcej. – Mówiła jedynie, że chce odpocząć. W jej mieszkaniu nie ma komputera ani telefonu, szczoteczki do zębów, może też jakichś ciuchów. Nie ma żadnego jedzenia, które mogłoby się zepsuć ani nic takiego. Nie ma też jej samochodu, więc myślimy, że planowała jakiś dłuższy wyjazd.

– Brzmi, jakby wyjechała z własnej woli.

– Pytanie, co stało się później.

– Monitoring miejski nie pomógł?

– Widać jej auto na kilku nagraniach, ale szybko znika. Sprawdzaliśmy, czy nie porzuciła gdzieś samochodu, ale nic nie znaleźliśmy.

Anastasia postukała długopisem w niemal całkowicie zapisaną kartkę w notesie. Nie chciała doprowadzić Hugo Riosa do całkowitej utraty cierpliwości, ale nadal potrzebowała czegoś więcej. Gdyby teraz zakończyła rozmowę, tak naprawdę nic by się nie zmieniło. Postanowiła więc zignorować jego rozdrażniony ton głosu i zadać kolejne pytanie.

– Jaka jest teraz wasza główna hipoteza?

– Sara ma kilka niespłaconych pożyczek i wygląda na to, że nie ma nikogo bliskiego. Może ją to przerosło i postanowiła popełnić samobójstwo.

– I zabrała ze sobą szczoteczkę do zębów? – rzuciła sceptycznie.

– Trafne spostrzeżenie – przyznał detektyw nieco łagodniej. – Teraz sprawdzamy, czy nie zatrzymała się w którymś z hoteli w pobliskich stanach. Myślimy, że faktycznie chciała na kilka dni odciąć się od tej sytuacji, a nie wróciła przez to, że ktoś ją zaatakował. Dzwoniliśmy po szpitalach i nawet kilka osób pasowało do rysopisu Sary, ale to były po prostu inne dziewczyny.

– Te pożyczki zaciągnęła w banku czy u kogoś?

– Wiemy o tych w banku, ale może nie są jedyne.

– Może pożyczyła pieniądze od nieodpowiednich ludzi.

Do jej uszu dotarł niezrozumiały pomruk, a po chwili kolejny. Zmrużyła oczy, jakby przez to mogła lepiej usłyszeć, co się dzieje. Rios z kimś rozmawiał i zasłonił głośnik w telefonie. Czekając, aż znów się do niej odezwie, prześledziła wzrokiem swoje notatki. Vivien wspominała, że na początku myśleli, iż ktoś porwał Chloe dla okupu, ale do jej rodziców nigdy nikt się nie zgłosił. Tak przynajmniej twierdziło małżeństwo Millingtonów.

– Może. Uruchomiliśmy swoje źródła, ale niewiele to wniosło – oznajmił detektyw, nawiązując do jej poprzedniej wypowiedzi.

– Rozumiem. Kto przekazał wam najwięcej informacji?

– Ta zamordowana dziewczyna.

– Chloe Millington?

– Tak – odparł po chwili zastanowienia. Najwidoczniej nie pamiętał jej nazwiska.

– Z tego, co czytałam, to twierdziła, że nie miały ze sobą kontaktu od paru lat.

– Nie miały regularnego kontaktu, ale miały wspólnych znajomych, więc mijały się czasem na imprezach, a Chloe po prostu słyszała różne plotki. Tak mówiła.

– Może naprawdę ktoś ją zabił, bo dowiedziała się za wiele o sprawach Sary – zasugerowała, podkreślając tę kwestię w notesie.

– Mówiliśmy jej, żeby w tym nie grzebała.

W głosie detektywa Riosa znów pojawiła się irytacja, ale wcale mu się nie dziwiła. Niewiele trzeba, by działania osób postronnych wpłynęły negatywnie na przebieg śledztwa. Co gorsze, wpakowanie się w kłopoty w takiej sytuacji jest niezwykle proste.

– A podzieliła się z wami jakimiś swoimi tropami?

– Nie. Nie mówiła, co robi.

– Potrzebowałabym nazwiska wspólnych znajomych Chloe i Sary. Będzie trzeba sprawdzić ich alibi na czas morderstwa Chloe.

– Jutro je dostaniesz.

– Dobrze, a jak Chloe zachowywała się podczas przesłuchania? Czytałam zeznania, jednak to trochę mało.

– Jak na to, że miały tak rzadki kontakt, to była bardzo przejęta. Bardzo jej zależało, żebyśmy jak najszybciej rozpoczęli poszukiwania i była przekonana, że coś musiało się stać. – Detektyw Rios zamierzał na tym skończyć swoją wypowiedź, ale z uwagi na brak kolejnych pytań dodał: – Dzwoniła kilka razy, by dowiedzieć się, czy coś w ogóle robimy. Zachowywała się trochę... histerycznie. Raz przyszła na komendę i zaczęła ryczeć, gdy dowiedziała się, że nie mamy żadnego przełomu.

– Mówiła, dlaczego straciły kontakt?

– Skończyły szkołę i każda poszła w swoją stronę.

– Brzmiała przekonująco? – zapytała natychmiast. To wyjaśnienie było prawdopodobne, ale wyjątkowo nijakie.

– Raczej tak... Chociaż nie chciała mówić wiele na ten temat. O innych sprawach mówiła więcej.

– Rozumiem. Ktoś inny interesował się zaginięciem Sary?

– Nie, tylko ona dopytywała.

– Próbowaliście dostać się na portale społecznościowe Sary?

– Nie dostaliśmy na to zgody – odparł niemrawo. Brzmiał na coraz bardziej zmęczonego. – Zresztą później okazało się, że Sara kilka tygodni przed zaginięciem usunęła swoje konta na portalach.

– To ciekawe – oznajmiła nagle ożywiona. Podniosła się z biurowego fotela i podeszła do tablicy, ale nie chwyciła markera. Zamiast tego wróciła do biurka, na którym leżał jej telefon. – Prawie jakby przygotowywała się do zniknięcia.

– Albo jakby ktoś inny ją do tego szykował.

– Być może. Kojarzysz takie osoby jak Morgan Kramer albo Emil Prescott?

– Vivien mnie o to dzisiaj pytała. Nazwisko żadnego z nich nie padło nigdy w zeznaniach. Sprawdzałem nawet, czy Sara mogła gdzieś poznać któregoś z nich, ale nie sądzę.

Anastasia mimowolnie się uśmiechnęła. Vivien, która tak zapierała się nogami i rękami, że nie będzie robić nic po godzinach, na poważnie podeszła do powierzonego jej zadania. Czasami potrafiła pozytywnie zaskoczyć.

– Spróbuję dotrzeć do telefonów Kramera i Prescotta. Może są w depozycie, chociaż pewnie ktoś je odebrał, skoro zamknięto sprawę. Sprawdzę to. W razie, gdybym znalazła jakieś informacje o Sarze, dam znać.

– Ja też się odezwę, gdy dowiem się czegoś nowego.

– Dziękuję. I jeszcze raz przepraszam za tak późny telefon.

– Vivien ostrzegała, że możesz zadzwonić o każdej porze.

– Dobrze, że uprzedziła. W takim razie pozostajemy w kontakcie. Dobranoc.

– Dobranoc.

Gdy rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia, Anastasia już zapisywała na tablicy informacje o długach Sary i jej możliwym wyjeździe z własnej woli. Niżej dodała zdanie o tym, że ktoś mógł zrobić jej krzywdę, a obok hipotezy o samobójstwie napisała cyfrę trzy. Uznała to za najmniej prawdopodobne. Sara miała problemy, ale gdyby chciała pozbawić się życia, mogłaby to zrobić w domu. Mieszkała sama, więc miałaby pewność, że nikt jej nie przeszkodzi.

Wzięła do ręki czerwony marker i w centrum rubryki poświęconej Sarze dopisała uwagę o usuniętych kontach na portalach społecznościowych. Widziała tylko trzy wyjaśnienia takiego zachowania. Jej pierwszą myślą było to, że w życiu Sary stało się coś tak niespodziewanego, że chciała zniknąć ludziom z oczu. Z drugiej strony problem mógł znajdować się właśnie w Internecie – może ktoś ją czymś szantażował, a może miała stalkera. Ostatnia teoria zakładała to, co Anastasia powiedziała detektywowi Riosowi – Sara zrobiła to, żeby później trudniej było ją znaleźć. Tylko w jakim celu?

Ziewnęła i jeszcze raz omiotła wzrokiem swoje zapiski, ale już nic nie przyszło jej do głowy. Uporządkowała leżące na biurku papiery. Zamknęła karton z aktami i odstawiła go na podłogę, po czym podeszła do okna, by zasłonić rolety antywłamaniowe. Opuszczając gabinet, zamknęła drzwi na klucz. Co prawda, mieszkała sama, ale przeszłość pokazała jej, że powinna dbać o służbowe dokumenty. Nigdy nie było za późno na naukę dobrych nawyków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro