27. Mogę się w końcu od ciebie uwolnić

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SAMANTHA

Gdy się rodzimy, to rodzice na początku kierują naszym życiem. Decydują, co będziemy jeść, w co ubierać, czym się bawić, gdzie będziemy spędzać czas. Wybierają to, co ma nam służyć i są przekonani o tym, że robią to dobrze. Przez cały ten czas dorastamy i potem zaczynamy w pewnych kwestiach sami podejmować decyzje. Sami dobieramy sobie znajomych, w szkole wybieramy zajęcia, na które chcemy uczęszczać, ale mimo wszystko rodzice nadal mają na nas wpływ, a w sytuacjach kryzysowych pomagają obrać odpowiednią drogę. Jedną z pierwszych poważniejszych decyzji, którą podejmujemy w naszym nastoletnim życiu, jest wybór szkoły średniej. Jej prestiż i ranga niewątpliwie jest ważna dla osób, które planują pójść na studia, ale na pewno odpowiednio wybrana szkoła każdemu pomoże w dalszym dorosłym życiu i karierze.

Ja wybierając szkołę średnią, nie miałam jakichś wielkich aspiracji. Ciągle miotałam się, czy na pewno kontynuować naukę, ale perspektywa wyprowadzki z przeklętego Fallbron przeważała szalę na korzyść studiów.  Jednak świadomą decyzję o tym, że będę uczyła się dalej, podjęłam, gdy związałam się z Dylanem, który nie wyobrażał sobie, żeby nie kontynuować nauki. Zwątpienie nadeszło wraz ze śmiercią mojego brata, bo nie chciałam zostawić rodziców samych, ale Dylan wciąż namawiał mnie, żebym nie rezygnowała ze swojej decyzji. On nie wyobrażał sobie tego, że moglibyśmy przez kilka lat żyć od siebie oddaleni o setki, czy nawet tysiące kilometrów. Ja w sumie też, więc postanowiłam zatrudnić się w miejscowym barze, żeby uzbierać pieniądze na czesne. Od tego momentu czułam, że już tylko i wyłącznie ja byłam odpowiedzialna za swoje decyzje i to, jaką dalszą drogę obiorę. Czułam, że miałam wszystko w swoich rękach i tylko, i wyłącznie ode mnie zależało, jak potoczy się moje życie. Nie przewidywałam porażek.

Niestety wraz z pojawieniem się w moim życiu Iana, czułam się, jakbym wracała do początków, bo tak naprawdę nie miałam już na nic wpływu. To on sterował teraz moim życiem, jak kiedyś rodzice, gdy byłam mała. Wiedziałam, że chociaż nie wiadomo, jakbym się starała, to póki nie uwolnię się od niego, nie będę mogła decydować o swoim życiu.
Przez to też od dwóch dni byłam z nim w podróży do pieprzonego Meksyku, chociaż tego nie chciałam.

Siedziałam na fotelu pasażera i nieobecnym wzrokiem patrzyłam przed siebie, a w mojej głowie wciąż kotłowały się myśli, żeby coś mu zrobić. Tak naprawdę w tym wszystkim nie chodziło o mnie, a o moją mamę. Po tym, jak wróciłam od niej bez paszportu, bo nie wpuściła mnie do domu, Ian wpadł w furię. Zapakował mnie do samochodu, po czym podjechał pod mój dom rodzinny i wtargnął do niego, strasząc mamę pistoletem. Słyszałam jej krzyk, widziałam strach i przerażenie, a ja przyglądałam się temu biernie, bo i tak nic nie mogłam zrobić. Gdy trzymałam już paszport w dłoni i opuszczaliśmy dom, na odchodne usłyszałam, że mam już się więcej nie pokazywać jej na oczy. Powiedziała, że nie ma już córki, że dla niej i ojca umarłam. Przez chwilę stałam w progu, patrząc na nią oczami pełnymi łez, a gdy chciałam coś powiedzieć, to nie dane było mi to zrobić, bo Ian zaciągnął mnie siłą do samochodu. Kolejny raz usłyszał ode mnie, że jest moim przekleństwem i go nienawidzę, ale on oczywiście nie przejął się tym, za to ja czułam, że byłam na skraju załamania nerwowego. 

Gdy w czasie podróży mieliśmy postój w Nuevo Laredo i przebudziłam się w nocy, musiałam mocno się hamować, żeby nic mu nie zrobić. Patrzyłam na niego i w wyobraźni widziałam, jak wbijałam nóż w jego ciało. Z przerażeniem potrząsnęłam głową, że tak brutalne obrazy pojawiły się w moich myślach. Przeraziłam się tym. Odwróciłam się do niego plecami i próbowałam zasnąć.

Teraz przemierzałam wraz z nim kolejne kilometry i zaciskałam dłonie w pięści, żeby ukoić skołatane nerwy. Ian w czasie podróży nie był zbyt rozmowny. Miałam wrażenie, że był jakiś nieobecny i błądził gdzieś myślami. Palił jednego papierosa za drugim i zapewne, gdyby nie był kierowcą, nie pogardziłby czymś mocniejszym. Nie dopytywałam o nic, bo nie chciałam kolejny raz usłyszeć, że wtrącam się w nie swoje sprawy. Po prostu siedziałam potulnie na miejscu pasażera i milczałam. Wiedziałam tylko, że do Meksyku jedzie po narkotyki, więc tym bardziej nie rozumiałam swojej roli w tym wszystkim. Na początku myślałam, że będzie chciał mnie zmusić, żebym to ja przemyciła prochy, a on umyje od tego ręce, ale gdy przejeżdżaliśmy przez granicę dotarło do mnie, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Miał tam opłaconych ludzi i wiedziałam, że wrócimy bez żadnych problemów, unikając nawet szczegółowej kontroli.
Jednak tym wyjazdem pokrzyżował mi plany co do szukania klucza. Chciałam przejrzeć jak najwięcej depozytów, dopóki miałam samochód Reya, a traciłam czas na durny wyjazd do Meksyku.

*

Zmrużyłam oczy, gdy Ian zaparkował przed piętrowym budynkiem. Dochodziła godzina dwudziesta druga, więc domyśliłam się, że to był motel, w którym mieliśmy nocować. Z zewnątrz przypominał ruderę i obawiałam się, co zastaniemy w środku. Był to budynek w starym stylu, gdzie na froncie było pełno drzwi, a do lokali na piętrze prowadziły schody z tarasem.

— Jesteśmy na miejscu — mruknął, po czym otworzył drzwi i wysiadł z samochodu.

Westchnęłam głęboko, by następnie też opuścić wnętrze pojazdu. Gdy brunet wyjął nasze bagaże, ruszyliśmy do głównego wejścia. Podszedł do recepcjonisty i wziął klucz od pokoju, który wcześniej zarezerwował. Skrzywiłam się, gdy dotarło do mnie, że znowu wyląduję z nim w jednym pomieszczeniu. Chciałam trochę prywatności, a mogłam tylko o tym pomarzyć.

Pokój mieścił się na parterze, a po wejściu do środka Ian odstawił bagaże, po czym od razu wyszedł na zewnątrz, zabierając ze sobą telefon. Podeszłam do okna i obserwowałam, jak z kimś rozmawiał, paląc przy tym papierosa. Przestałam mu się przyglądać, gdy przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego. Zrobiłam niezadowoloną minę i podeszłam do swojej torby, z której wyciągnęłam piżamę, by następnie ruszyć do łazienki. Chciałam jak najszybciej wykąpać się i położyć spać po męczącej podróży.

Po kąpieli ponownie wyjrzałam przez okno, gdy Iana nadal nie było w pokoju. Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie dostrzegałam. Zasłoniłam firankę i przeniosłam wzrok na szafkę nocną, gdzie leżał jego portfel. Zagryzłam wargę, po czym podeszłam do mebla, chwyciłam portfel i otworzyłam go. Miał w nim kilka kart kredytowych, gotówkę, dwie prezerwatywy oraz dokumenty. I to one najbardziej mnie interesowały, bo chciałam się o nim czegoś dowiedzieć. W mieszkaniu zawsze gdzieś to wszystko chował, a tu miałam na wyciągnięcie ręki, więc postanowiłam skorzystać z okazji.

— Ian Jonathan Walsh. — Przeczytałam pod nosem. — Dwunasty września, tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty drugi rok. — Uniosłam brew, gdy odczytałam jego datę urodzenia. Myślałam, że miał coś koło trzydziestki, a okazało się, że był ode mnie starszy o dwadzieścia dwa lata. Jednak Rey miał rację co do jego wieku. Przełknęłam mocniej ślinę, oglądając zdjęcie. Niewątpliwie był przystojny, ale to już wiedziałam bez oglądania jego dowodu. Wpatrywałam się w zdjęcie z dokumentu, myśląc o tym, że chciałabym takie w swoim portfelu. Potrząsnęłam głową, gdy znowu zaczęłam na swój sposób wielbić Iana. Był bandytą i tak powinnam go postrzegać, a tymczasem zachwycałam się jego wyglądem. Coś ewidentnie było ze mną nie tak.

— Co ty robisz? — Wzdrygnęłam się, słysząc głos Iana, który stał w drzwiach.
Szybko schowałam dowód do portfela i odłożyłam go na szafkę, po czym spojrzałam na mężczyznę, uśmiechając się krzywo.

— Ja... tylko... — dukałam, nie mogąc zebrać myśli.
Bałam się konsekwencji mojego szpiegowania. Ian podszedł do mnie, a ja potulnie spuściłam głowę. Nie miałam odwagi, żeby na niego spojrzeć, bo obawiałam się, że mogłabym go jeszcze bardziej tym rozjuszyć.

— Zabieraj się stąd — mruknął, przepychając mnie.

Odeszłam od niego i położyłam się do łóżka, które do wygodnych nie należało, a Ian schował portfel, po czym ruszył w kierunku łazienki, i zamknął się w niej, żeby też się ogarnąć. Zastanawiałam się, czy na złość zarezerwował pokój w najgorszej ruderze, żeby jeszcze bardziej doprowadzić mnie do szału. Nie dość, że łóżko było niewygodne, to jeszcze było potwornie gorąco, a klimatyzacja nie działa. Pod sufitem kręcił się jedynie  wiatrak, ale miałam wrażenie, że to nic nie dawało. 

Po kilkunastu minutach Ian wyszedł z łazienki, a ja obserwowałam go dyskretnie kątem oka, udając, że robiłam coś w telefonie. Nie wyglądał na przesadnie zdenerwowanego, więc moje myszkowanie po jego rzeczach chyba nie ruszyło go aż tak bardzo. Mężczyzna krzątał się po drugiej stronie dużego łóżka i przewracał ubrania w walizce, by po chwili wyjąć pistolet. Wtedy na dłużej przeniosłam na niego swój wzrok. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na broń trzymaną przez niego w dłoni. Odłożył ją na szafkę stojącą przy łóżku i chwycił telefon, który wydał krótki dźwięk. Zacisnęłam usta, mrużąc oczy i przyglądając się każdemu ruchowi wykonanemu przez mężczyznę, który odpisywał na SMS-a. Chyba w jakimś stopniu mi ufał, bo nie wyglądało na to, żeby miał zamiar schować gdzieś pistolet, a być może chciał mieć go po prostu pod ręką. Po chwili odłożył telefon i przeczesał dłonią włosy, głośno wzdychając. Wstał z łóżka i ponownie ruszył w kierunku łazienki.

— Taki pistolet, to ciężki jest? — zapytałam niepewnie, na co Ian odwrócił się w moim kierunku. Przełknęłam ślinę, próbując zapanować nad nerwami, bo przez moją głowę przebiegały absurdalne myśli, które chciałam wprowadzić w życie.

— Dla mnie nie — odparł, przyglądając mi się uważnie, przez co jeszcze bardziej zaczęłam się denerwować.

— A mogę go potrzymać? — Kiwnęłam głową w stronę leżącej broni. Brunet parsknął śmiechem, kręcąc głową, a ja zacisnęłam usta.
— Tylko przez chwilę — dodałam szybko.

— A co z tego będę miał? — Zapytał, robiąc krok w moim kierunku.
Uniósł brew, zaplatając dłonie na klatce piersiowej i spoglądał na mnie z wyższością.

— Dobra, nie było tematu. — Wzruszyłam ramionami, wycofując się z pomysłu. — Chociaż swoją drogą  skoro zabierasz mnie na niebezpieczny teren, to powinieneś mnie jakoś zabezpieczyć. — Posłałam mu wymowne spojrzenie.

— Jesteś zabezpieczona, bo jesteś tutaj ze mną — odparł pewnie, lustrując moją twarz.
Serce biło mi jak szalone i czułam, że robiło mi się coraz goręcej z nerwów, bo znowu zapragnęłam użyć tego pistoletu przeciwko niemu.

— Jasne, a jak cię odstrzelą, to będę na ich łasce. — Parsknął śmiechem, gdy wypowiedziałam te słowa, a ja spojrzałam na niego naburmuszona. Musiałam przyznać, że pomimo całej tej sytuacji potrafiłam się jakoś odnaleźć, chociaż było mi ciężko.

— Sam, chyba za dużo dziwnych filmów się naoglądałaś. — Pokręcił głową z politowaniem.

— Po prostu czułabym się bezpieczniej, mając takie coś przy sobie. — Kolejny raz kiwnęłam głową na pistolet. — No i fajnie by było, gdybyś nauczył mnie strzelać.

— Zabawna jesteś. — Zaśmiał się, po czym zamiast do łazienki, ruszył w kierunku szafki obok łóżka.

Nie mogłam pozwolić na to, żeby schował broń, więc w jednej sekundzie dopadłam do niej, chwyciłam ją w dłonie, po czym wycelowałam w Iana. Brunet zatrzymał się, odruchowo unosząc dłonie, a ja zeszłam z łóżka i stanęłam naprzeciwko niego.

— Oszalałaś?! Zostaw to! — warknął, na co pokręciłam głową, oddychając ciężko.

— Mogę się w końcu od ciebie uwolnić — powiedziałam pewnie.

— Samantha, to nie jest zabawka. Odłóż tę broń. — Powtórzył, patrząc na mnie wymownie.
Wiedziałam, że nie mogę się teraz wycofać, bo to oznaczałoby mój koniec. Miałam świadomość tego, że Ian nie daruje mi tego, że do niego celowałam.

— Odkąd cię poznałam, moje życie zrobiło się jednym wielkim bagnem — zaczęłam mówić — a każdy mój kolejny krok sprawia, że pogrążam się coraz bardziej. Nie mam znajomych, przyjaciół, a matka wyrzuciła mnie z domu. Nie mam kontaktu z ojcem i nie wiem, czy uda mi się go odzyskać. Zamiast beztrosko się bawić, żyję w strachu i niepewności, a ja chcę tylko odzyskać swoje dawne życie.

— Zabijając mnie, nie odzyskasz go, tylko trafisz do więzienia.

— Wybronię się — odparłam pewnie. — Powiem, że chciałeś zrobić mi krzywdę, a ja tylko się broniłam.

— Odłóż ten pistolet, Sam — powiedział, robiąc krok w moim kierunku, na co mocniej zacisnęłam dłonie na broni.

— Zniewoliłeś mnie. Przez ciebie nie mam już życia. — Odchrząknęłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mój głos coraz bardziej drżał. 

— Wiem, że wcale nie chcesz mnie zabijać — mówił spokojnie, a ja zastanawiałam się, czy faktycznie nic nie robił sobie z tego, że celowałam do niego, czy tylko zgrywał pozory. 
— Przecież nie zabija się kogoś, kogo darzy się uczuciem — dodał, na co przybrałam kamienny wyraz twarzy. Tymi słowami kompletnie mnie rozbroił, jednak nie mogłam dać poznać tego po sobie. Nie mogłam teraz się wycofać.

— O czym ty mówisz? — zapytałam, patrząc na niego ze zdziwieniem.

— Zadurzyłaś się we mnie — powiedział pewnie, a ja zaśmiałam się histerycznie.

— Odbiło ci?

— Taka prawda, Samantho. — Zagryzłam wnętrze policzka, nie wiedząc, co powiedzieć. — Tak więc odłóż ten pistolet, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować.

— Muszę to zrobić, żeby nie uzależnić się od ciebie jeszcze bardziej — odparłam i dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, zdałam sobie sprawę, że przyznałam mu nimi rację.

Chociaż jakaś część mnie nienawidziła go z całej siły, to druga była nim zafascynowana. Lubiłam, gdy na mnie patrzył, gdy mnie dotykał. Poza tym pomagał mi, chociaż nie musiał. Przygarnął pod swój dach w kryzysie. Jednak byłam świadoma tego, że gdyby nie on, to matka nie wyrzuciłaby mnie z domu. Powinnam jednoznacznie czuć do tego faceta tylko nienawiść, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak nie było. Byłam emocjonalnie rozbita i zdolna do wszystkiego, ale czy do morderstwa też? Ian patrzył na mnie, mrużąc oczy. Czułam, że badał grunt, do czego mogę się posunąć.

— Nie podchodź! — Krzyknęłam, gdy zaczął zbliżać się do mnie.

— Dlaczego? Jak podejdę, będziesz miała pewność, że trafisz, bo teraz tak ci się trzęsą ręce, że możesz mieć z tym problem, gdy stoję z daleka od ciebie. 

Spojrzałam na dłonie, w których trzymałam broń i zacisnęłam zęby, bo Ian miał rację. Trzęsły mi się, jakbym miała zaawansowane stadium Parkinsona. Wzięłam głęboki oddech, żeby uspokoić nerwy, ale to nic nie dało.

— Nie podchodź bliżej! — krzyknęłam ponownie, gdy zauważyłam, że coraz bardziej zmniejszał dystans pomiędzy nami.

Przełknęłam mocniej ślinę, obserwując jego powolne ruchy. Moje serce kołatało z nerwów, a dłonie, w których trzymałam pistolet, robiły się coraz bardziej wilgotne od potu. Stałam jak sparaliżowana, patrząc prosto w oczy Iana. Wzdrygnęłam się lekko, gdy podszedł tak blisko, że oparł się torsem o lufę. Broń była dokładnie na wysokości jego serca. Zerkałam wielkimi oczami to na niego, to na lufę pistoletu, zdając sobie sprawę z tego, że nie pociągnę za spust. Nie miałam w sobie tyle odwagi i szaleństwa, żeby to zrobić.

— Możesz strzelać. — Zacisnęłam usta, słysząc słowa Iana, który lustrował moją twarz.
Stał przede mną bez krzty strachu, czego nie można było powiedzieć o mnie, bo chociaż trzymając pistolet, miałam jakąś przewagę nad nim, to absolutnie nie czułam tego.

— Dlaczego nie strzelasz? — zapytał, po czym chwycił ręką broń i patrząc mi prosto w oczy, powoli ją zabierał, aż w końcu wyciągnął mi ją z dłoni.

Przymknęłam oczy, oddychając ciężko, gdy odrzucił pistolet na łóżko. Zbliżył się i chwycił mnie za tył głowy, zaciskając pięść w moich włosach. Z niepokojem czekałam na jego kolejny ruch. Wiedziałam, że za chwilę szarpnie mnie mocno i pewnie rzuci na podłogę, a potem będzie się nade mną znęcał, aż wyzionę ducha.
Podniosłam powieki, gdy przed dłuższy czas nic się nie działo, bo każda sekunda była dla mnie jak wieczność. Ian patrzył mi prosto w oczy, a po chwili poczułam, że uścisk jego dłoni w moich włosach trochę zmalał, jednak nadal patrzyłam na niego z obawą. Nagle przywarł swoimi ustami do moich, czym mnie zupełnie zaskoczył. Całował namiętnie, a ja oddawałam każdy pocałunek. Ręce, które do tej chwili zwisały wzdłuż ciała, zarzuciłam na jego barki, na co on przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Puścił moje włosy i zaczął sunąć dłońmi po ciele.

— Nie przestawaj — szepnęłam, patrząc w jego czarne oczy, gdy na chwilę oderwał się ode mnie.
Chciałam być z nim blisko, pragnęłam go. Nawet dwudziestoletnia różnica wieku pomiędzy nami nie przeszkadzała mi. Chciałam mu się oddać.

Uśmiechnął się zadziornie, po czym pchnął mnie na łóżko. Przesunęłam się po materacu, a on dołączył do mnie i znowu zaczął namiętnie całować. Mój oddech stawał się coraz płytszy, a ciało drżało, domagając się więcej. Gdy wsunęłam swoje dłonie pod jego T-shirt i dotknęłam umięśnionego brzucha, a potem klatki piersiowej w mojej głowie zawirowało. Podciągnęłam ubranie lekko w górę, a on po chwili zdjął je z siebie. W końcu swobodnie dotykałam to, co przez ostatnie dni mogłam tylko podziwiać wzrokiem.

Nawet nie wiedziałam, w którym momencie Ian pozbawił mnie koszulki. Przejechał dłonią po piersiach i lekko zacisnął palce na jednym z sutków, który chwilę drażnił, a potem zaczął pieścić językiem. Przymknęłam oczy, wydając z siebie cichy jęk rozkoszy. Brunet przygniótł mnie swoim ciałem, całując po szyi. Pod palcami, które przesuwałam po jego skórze, czułam każdy mięsień, a na udzie erekcję, która mocno odznaczała się w czarnych bokserkach. Moje serce dosłownie galopowało, gdy wsunął dłoń w piżamę i zaczął mnie pieścić. Rozsunęłam nogi, czerpiąc jak najwięcej przyjemności z każdego dotyku, a gdy zsunął się ze mnie, mówiąc, że mam zdjąć piżamowe szorty, zrobiłam to bez żadnych oporów, patrząc mu prosto w oczy.

Jego lekki, zawadiacki uśmiech i to, jak na mnie patrzył, powodowało coraz większe podniecenie. Ian zrzucił z siebie bokserki, by następnie sięgnąć po portfel i wyjąć z niego prezerwatywę, którą założył, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to, że za chwilę będę się z nim kochać. Chciałam tego i nie miałam zamiaru się wycofać.
Ian uklęknął na łóżku, chwycił moją nogę za łydkę, po czym lekko uniósł. Zaczął ją drażnić to pocałunkami, to kilkudniowym zarostem i piął się coraz wyżej, patrząc mi prosto w oczy. Gdy dotarł do uda, zadrżałam, przymykając lekko powieki, a z moich ust wydobywały się coraz głośniejsze jęki. Po tym, jak to samo zrobił z moją drugą nogą, umościł się wygodnie pomiędzy nimi, na co zaczęłam jeszcze szybciej oddychać. Czułam, że traciłam kontrolę nad swoim ciałem, gdy językiem zaczął pieścić łechtaczkę, a dłońmi ugniatał piersi. Podniecenie, które mną owładnęło, powodowało, że nie chciałam się zatrzymywać. Zresztą w żadnym z tych momentów nie pomyślałam nawet przez sekundę, że to nie powinno mieć miejsca. Pragnęłam tego, żeby mnie dotykał i pieścił.

Potem zaczął piąć się pocałunkami w górę po moim ciele, a ja spazmatycznie oddychałam, nie mogąc zebrać myśli. Gdy dotykałam i całowałam jego ciało, czułam się, jakbym była w innym wymiarze. To, czego z nim doświadczałam, było niesamowite i nawet nie sądziłam, że moje ciało może aż tak intensywnie reagować na pieszczoty. Nie spodziewałam się tego, że Ian potrafi być aż tak czuły w intymnych momentach. Trochę się bałam, że będzie się dla niego liczyła tylko jego przyjemność, ale było inaczej. Pieścił każdy fragment mojego ciała, dając mi niesamowitą rozkosz.

Kochaliśmy się namiętnie, a orgazm, który nadszedł był tak intensywny, że zupełnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Krzyczałam głośno i zacisnęłam mocno dłonie na jego barkach. Moje ciało wyprężyło się, a głowa uniosła się na chwilę i gdy opadła, wbiłam ją w poduszkę. Miałam wrażenie, że to wszystko działo się poza mną. Czułam, jak zaciskałam się na jego penisie, a moje ciało zachowywało się tak, jakbym chciała uciec spod Iana, który coraz szybciej i mocniej poruszał biodrami. Nagle chwycił mnie za brodę i przekręcił głowę, po czym przywarł wargami do moich rozchylonych ust. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, a po chwili on wydał z siebie gardłowy krzyk i ostatni raz poruszył biodrami, spinając się cały. Pocałował mnie krótko, po czym oparł się czołem o mój obojczyk. Leżeliśmy tak dłuższy czas, próbując zapanować nad swoimi  oddechami, a Ian chwilę później zsunął się ze mnie i położył się obok, wzdychając ciężko.

Po wszystkim leżałam wyzuta z sił, oddychając przez otwarte usta. Moje powieki opadały i miałam wrażenie, że za chwilę zasnę. Ian poszedł do łazienki, żeby zdjąć prezerwatywę, a ja leżałam zwinięta w kłębek, okrywając się prześcieradłem i próbowałam dojść do siebie. Nigdy nie czułam się tak po seksie. To, co on mi zafundował, było jak jazda ekstremalną kolejką górską. Chwilę później Ian wyszedł z łazienki, położył się obok i spojrzał na mnie, a ja speszona jeszcze szczelniej owinęłam się prześcieradłem. Przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, jakim cudem to wszystko się wydarzyło. Jeszcze niedawno celowałam do niego z broni, bo chciałam go zabić, a teraz leżałam naga i całkowicie bezbronna. Poza tym był ode mnie starszy o ponad dwadzieścia lat i myślałam, że nie traktował mnie poważnie, a zafundował mi przeżycia, o których nigdy nie zapomnę.

— Co jest? — zapytał, lustrując moją twarz.

— Nic — odparłam cicho, bo jeszcze nie odzyskałam sił.

— Żałujesz?

— Nie. — Zaprzeczyłam natychmiast. — Potrzebuję jeszcze chwili, żeby dojść do siebie — dodałam, na co uśmiechnął się zawadiacko, po czym cmoknął mnie w usta.

Nagle przysunął się bliżej i wsunął rękę pod moją głowę, a ja byłam wniebowzięta. Zachęcona tym gestem przywarłam do boku, kładąc rękę na jego brzuchu. Przymknęłam oczy, przygryzając wargę, gdy przykrył moją dłoń swoją. To było dla mnie coś naprawdę wielkiego, bo dawało mi nadzieję, że ten seks nie był dla niego bez znaczenia.

— Ian? — odezwałam się niepewnie.

— Hmm?

— Ja naprawdę dalej szukam tego klucza — powiedziałam, przez co on się poruszył.
Postanowiłam, że postawię teraz na chwilę prawdy.

— Gdzie? — Odsunęłam się lekko, spoglądając na niego, gdy o to zapytał.

— Jeżdżę po okolicznych miejscowościach i przeglądam depozyty. 

— Co? — Spojrzał na mnie, mrużąc oczy, a ja westchnęłam cicho, po czym zaczęłam opowiadać mu o wszystkim. 

O włamaniu na mój komputer i o przypuszczeniach Reya. Ian przyznał mu rację, co wlało we mnie nadzieję, że postępowałam dobrze. Jednak teraz miałam problem, bo wiedziałam, że gdy oddam mu klucz, to nasze drogi się rozejdą, a nie chciałam już tego. Nie po tym, co wydarzyło się pomiędzy nami przed chwilą. Poza tym, gdzie miałabym się podziać, skoro wszyscy się ode mnie odwrócili? W środku mnie tliła się nadzieja, że Ian nie zrezygnuje ze mnie tak łatwo. Że byłam dla niego ważna.

— Jak Rey wróci i oddam mu samochód, zapewne pójdzie mi wolniej, ale dam radę. — Zapewniałam go, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że nie podołam temu zadaniu.

— Ogarnę ci jakieś auto — odezwał się, patrząc na mnie, na co uśmiechnęłam się lekko, ale po chwili westchnęłam z lekką niepewnością, co Ian oczywiście zauważył.
— Co jest? — Zapytał, przyglądając mi się zmrużonymi oczami.
Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o swoich obawach i o tym, co mnie spotkało, gdy wracałam z Derry.

— Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że jestem śledzona. — Wyrzuciłam w końcu z siebie i zaczęłam mówić o tajemniczym mężczyźnie ze srebrnego auta.
Nie wspomniałam tylko, o tym, że chciał mnie zabić, bo bałam się, że Ian pomyśli, że to wszystko zmyśliłam albo pomieszało mi się w głowie. 

— Ja pierdolę, Samantha. Czemu mówisz mi teraz o tym wszystkim dopiero teraz? — mruknął, a ja się strapiłam. 

Łudziłam się, że gdy powiem mu o tym facecie, to on powie, że to był jeden z jego ludzi, którego wysłał, żeby mnie śledzić. Jednak jego reakcja uzmysłowiła mi, że on nie miał z tym nic wspólnego. Ian zrobił niezadowoloną minę, przez co mój nastrój też zrobił się nieciekawy. Mogłam mu o tym wszystkim nie mówić teraz. Było tak wspaniale i miło, a ja to wszystko zepsułam.

— Może dobrze by było, żebyś jeździła z kimś ode mnie — odezwał się, na co skrzywiłam się, słysząc to.
Nie chciałam tego, nie po tym, co mnie kiedyś spotkało przez trójkę ludzi z jego otoczenia.

— Poradzę sobie sama. — Zapewniłam go. — Boję się osób, którymi się otaczasz i nie chcę mieć z nimi kontaktu — dodałam, na co westchnął ciężko.

— Okey, ale masz mi o wszystkim mówić — powiedział. 

Przyrzekłam, że od teraz niczego już przed nim nie zataję. Chciałam, żeby pomiędzy nami nie było tajemnic i miałam nadzieję, że to będzie działało w dwie strony. Miałam świadomość tego, że Ian nie zmieni się od razu, ale czułam, że mogłam wprowadzić go na właściwą drogę. 

***

Przeciągnęłam się leniwie, powoli otwierając oczy. Zagryzłam wargę, uśmiechając się lekko, gdy przypomniałam sobie o nocy spędzonej w objęciach Iana. Byłam wniebowzięta po tym, co zaszło między nami i byłam pewna, że teraz będziemy nierozłączni. Gdy opowiedziałam mu wszystko o szukaniu klucza, od razu zaoferował pomoc. Tak sam z siebie. Nie musiałam o nic prosić, więc musiałam być dla niego ważna.
Ziewnęłam szeroko, po czym podparłam się na łokciach i rozejrzałam się po pokoju. Iana niestety nie było, ale nie rozpaczałam, bo wiedziałam, że przecież nie zostawi mnie samej. Chwilę później chwyciłam komórkę do dłoni, żeby zobaczyć godzinę.

— Cholera — mruknęłam pod nosem, siadając na łóżku.

Lada moment mieliśmy wyjeżdżać na spotkanie z tamtymi ludźmi, a ja nie byłam przygotowana. Ian mógł mnie obudzić i kompletnie nie rozumiałam, dlaczego tego nie zrobił. Od razu ruszyłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Założyłam bieliznę, umyłam szybko twarz i rozczesałam włosy, by chwilę później zacząć szczotkować zęby. Zastygłam w bezruchu, gdy usłyszałam, skrzypnięcie drzwi. Wyplułam pastę, przepłukałam usta wodą, po czym wyszłam z łazienki. Ian stał obok łóżka i sprawdzał coś w telefonie. Podeszłam do niego niepewnie, zastanawiając się, jak się zachować. Najchętniej rzuciłabym mu się na szyję i pocałowała, ale nie byłam pewna, jak zareaguje na to. Nie chciałam, żeby zniechęcił się do mnie. Zgrywał twardego faceta, więc musiałam dać mu trochę przestrzeni.

— Daj mi jeszcze chwilę i będę gotowa do drogi — odezwałam się, przez co spojrzał na mnie.
Chyba nie od razu zauważył moją obecność. Miałam wrażenie, że znowu dziwnie się zachowywał, jakby był nieobecny myślami.

Uśmiechnęłam się, a gdy chciałam się odsunąć, żeby podejść do torby i wyciągnąć z niej ubrania Ian nagle chwycił mnie za dłoń. Miałam wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mi z klatki piersiowej na ten gest. Odłożył telefon i przyciągnął do siebie, a mój organizm szalał. Objął mnie mocno ramionami, po czym odsunął się ode mnie i posadził na łóżku, a sam przykucnął, opierając brodę na moich kolanach, i spoglądał w moje oczy. Poczułam się trochę niepewnie. Po chwili ręką założył za ucho moje opadające na policzek włosy i uniósł głowę.

— Ty nigdzie nie jedziesz — powiedział w końcu, a ja przybrałam kamienny wyraz twarzy. 

Zaskoczył mnie tym, bo przecież nie chciał mi odpuścić tego wyjazdu, przez co nawet groził mojej matce bronią, a teraz oznajmiał, że ja z nim nie jadę. Nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym sama zostać w tej ruderze i czekać, aż wróci.

— Jak to? — wyszeptałam, bo słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.

— Samantho, posłuchaj mnie teraz uważnie...

— Chcę jechać z tobą — odezwałam się, przerywając mu.
Nie obchodziło mnie, co miał mi do powiedzenia. Chciałam być z nim. Przy nim.
— Jadę z tobą. Chyba po to mnie zabrałeś? — zapytałam, a on cicho westchnął. Coś ewidentnie się działo.

— Nie — odparł, lustrując moją twarz. Nic z tego nie rozumiałam.
— Zabrałem cię, bo w Fallbron groziło ci niebezpieczeństwo w czasie mojej nieobecności — dodał, a ja przybrałam kamienny wyraz twarzy.

— Co?

— Gabriel planował wyciągnąć z ciebie informacje o tym, gdzie Adam ukrył klucz. — Zacisnęłam usta, słysząc imię jego szefa.
Nie sądziłam, że ten facet, aż tak się tym interesował.

— Ale ja jeszcze tego nie wiem — powiedziałam od razu.
Ian doskonale znał sytuację, to nie rozumiałam, dlaczego nie wytłumaczył tego temu całemu Gabrielowi.

— Donovan twierdził, że jakby cię dobrze przycisnąć...

— Donovan? — Zmarszczyłam brwi, znowu mu przerywając, gdy padło znane mi nazwisko. — Chyba nie mówisz teraz o panu Donovanie? Tym uroczym staruszku? — dopytywałam, a brunet przytaknął.
Potrząsnęłam głową, próbując zebrać myśli, bo czułam, że gubiłam się w tym wszystkim.
— Chyba czegoś nie rozumiem. Najpierw gadasz o tym całym Gabrielu, a teraz mieszasz w to pana Donovana — powiedziałam, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Miałam wrażenie, że Iana to nie obeszło, jakby nie słyszał, co powiedziałam.

— Donovan twierdził, że jakby cię dobrze przycisnąć, to wszystko wygadasz, a jak nie, to kulka w łeb. — Dokończył to, co chciał wcześniej powiedzieć, ale ja mu przerwałam. Teraz spoglądałam na niego, jakby był osobą niespełna rozumu.

— Gabriel, chyba jego miałeś na myśli. — Spojrzałam na niego znacząco, na co on pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

— Samantho, jak ma na imię ten twój uroczy staruszek, pan Donovan?  — zapytał.
Zacisnęłam usta, zdając sobie sprawę z tego, że nie wiedziałam. Znałam tylko jego nazwisko i nie kojarzyłam, żeby kiedykolwiek mówił, jak miał na imię.
— Nie wiesz? — dopytywał, na co zaprzeczyłam ruchem głowy. 
— To ja ci powiem: Gabriel. Gabriel Donovan. Ty go znasz jako miłego starszego pana, ja jako skurwysyna bez serca i bezwzględnego mordercę, który po trupach dociera do celu — odparł, a mnie dosłownie zmroziło. 

Jak to możliwe, że pan Donovan był szefem grupy przestępczej? Przecież tak dobrze mu z oczy patrzyło, zawsze był miły i uśmiechnięty. Zrobiłam wielkie oczy, gdy przypomniała mi się rozmowa z nim na temat mojego brata. To stąd go znał. Adam wcale nie pomógł mu naprawić samochodu, bo przecież nie miał o tym pojęcia. Znał mojego brata, bo też był przestępcą. Służył mu, a teraz nie żył. Czy on go zabił, bo dowiedział się, że w przyszłości chciał zostać policjantem? To by wszystko wyjaśniało. Co prawda udział w grupie przestępczej dyskwalifikował go, ale pan Donovan mógł obawiać się, że mój brat może zacząć sypać. Od razu skojarzyłam też, że po pierwszym spotkaniu z Ianem, on następnego dnia baczniej mi się przyglądał w barze. Zapewne bardziej się mną zainteresował, gdy brunet odkrył, że byłam siostrą Adama.

— Ale... — Wydukałam, jednak w sumie nawet nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Nie mieściło mi się to wszystko w głowie.

— Posłuchaj mnie teraz uważnie. — Ian chwycił mnie za brodę i odwrócił moją głowę, żebym na niego spojrzała, po czym podał mi kartkę, którą od razu rozwinęłam. Zmarszczyłam czoło, spoglądając na bruneta. 
— Tutaj masz spisany numer do Ziona. Kojarzysz go? — zapytał, na co przytaknęłam. — Jeśli ja nie odezwę się do ciebie po godzinie od wyjazdu z motelu, to masz do niego zadzwonić.

— Po co?

— Pomoże ci bezpiecznie wyjechać z Meksyku. — Czułam, że z każdym wypowiedzianym przez Iana zdaniem, wpadałam w coraz większą panikę.

— A ty? — zapytałam niepewnie.

— Ja prawdopodobnie będę już wtedy martwy. — Zrzuciłam jego ręce z kolan i wstałam gwałtownie, wplatając dłonie we włosy.

Nie podobało mi się to wszystko, co mówił i nie miałam zamiaru tego słuchać, bo chciałam być przy nim. Przecież w nocy padło z jego ust tyle słów o pomocy. O tym, że mam go o wszystkim informować, a teraz okazało się, że to wszystko były puste frazesy. Mydlił mi oczy, wiedząc, że dzisiaj jedzie po śmierć. Ian stanął na nogi, obserwując każdy mój ruch.

— Chcę jechać z tobą.

— Sam...

— Pojadę z tobą! — Przerwałam mu krzykiem, a on w jednej chwili znalazł się przy mnie i chwycił mnie za twarz, ale nie było to przyjemne.
Zacisnął mocno swoją dłoń, przez co skrzywiłam się z bólu.

— Ucisz się — warknął, po czym puścił mnie. 

Od razu położyłam dłonie na policzki, rozmasowując je lekko. Spoglądałam na niego niepewnie, bo nie sądziłam, że tak mnie potraktuje po tym, co wydarzyło się pomiędzy nami wczoraj. Był taki czuły i delikatny, a dzisiaj kolejny raz pokazał swoje drugie oblicze. To brutalne. Miał problem z trzymaniem nerwów na wodzy i wtedy reagował agresją, jednak miałam nadzieję, że przy mnie się zmieni. 

—  Zostajesz tutaj i bez dyskusji — powiedział tonem głosu nieznoszącym sprzeciwu. — Po drugiej stronie ulicy jest wypożyczalnia samochodów. Za godzinę, jeśli się nie odezwę, idziesz tam i wyjeżdżasz autem na nazwisko Livia Morgan. Wszystko jest już załatwione i opłacone, nie będą dopytywać o dokumenty. Dojedziesz nim do granicy, a tam będziesz się już trzymać instrukcji wydawanych przez Ziona. Rozumiesz? — dodał, przyglądając mi się z uwagą. Spuściłam wzrok na podłogę, żeby zebrać myśli. 
— I żeby ci nie przyszło do głowy zarzucenie poszukiwań klucza. Masz go znaleźć i oddać Zionowi. On będzie wiedział, co zrobić dalej.

— Nie chcę stąd wyjeżdżać sama — wyszeptałam po chwili.
— Proszę, zabierz mnie ze sobą. Na pewno się przydam. — Spojrzałam na niego błagalnie, a on pokręcił głową.

— Nie — odezwał się stanowczo. — Zrozum, że nie chcę, żebyś resztę swojego życia spędziła w burdelu. Wierz mi, mnie zabiją, a na tobie będą zarabiać, sprzedając cię naćpaną różnym oblechom. Chciałabyś tak skończyć? — Zmroziły mnie te słowa, a w oczach zaszkliły się łzy.

Oczywiście, że nie chciałam takiego życia, ale co z nim? Czy wczorajszy seks był jego pożegnaniem ze mną, bo wiedział, że jedzie po śmierć? Nie chciałam go stracić, bo oprócz niego nie miałam już nikogo. Zagryzłam wargę, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że tamci wcale nie muszą go zabić, przecież powiedział, że mam to zrobić, jeśli on się nie odezwie. To wlało we mnie nadzieję, że nie wszystko stracone, że on się obroni, jednak mimo wszystko chciałam jechać z nim.

— Żegnaj, Sam — powiedział, podchodząc do mnie. 

Przywarł ustami do moich warg i pocałował namiętnie, a ja zacisnęłam dłonie na jego barkach, bo nie chciałam go puścić. Ian wyswobodził się z moich rąk, po czym wyszedł z pokoju, a ja stałam w osłupieniu, nie dowierzając temu wszystkiemu. Podeszłam do okna i wpatrywałam się w niego. Stał obok otwartego auta, rozmawiając z kimś przez telefon. Czy kontaktował się z Zionem, żeby powiedzieć mu, że wszystko mi przekazał? Przetarłam dłońmi twarz, po czym zagryzłam wnętrze policzka. Ian odszedł kawałek od samochodu, a ja w jednej chwili podjęłam decyzję, że pojadę z nim. Stwierdziłam, że nie będzie mi kolejny raz rozkazywał. Narzuciłam na siebie szybko pierwsze lepsze ubrania, by następnie bezszelestnie wyjść z pokoju na zewnątrz. Zakradłam się za samochodem i wślizgnęłam się do środka wykorzystując moment, kiedy Ian odwrócił się plecami. Przeszłam za fotel korowcy, chowając się pomiędzy siedzeniami. Byłam zdenerwowana i czułam przyspieszone bicie serca, ale nie chciałam się wycofać. Chciałam jechać z nim. Wzdrygnęłam się, gdy Ian wsiadł do samochodu i trzasnął drzwiami. Przełknęłam mocno ślinę, zdając sobie sprawę z tego, że nie było już odwrotu. Jechałam z nim na spotkanie z ludźmi, którzy będą chcieli go zabić. Na własne życzenie pakowałam się śmierci w ramiona i to dla faceta, który zniszczył mi życie, ale robiłam to, bo wiedziałam, że bez niego będę nikim.

***************************
Tym razem rozdział był znacznie szybciej, jednak tradycyjnie nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale mogę zdradzić, że już trochę mam napisane.

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro