29. Bo masz obok siebie Samanthę?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

IAN

Siedziałem na miejscu pasażera i oddychałem ciężko, przeklinając w myślach, gdy kolejny raz poczułem ostry ból. Wyłuskałem z blistra na dłoń tabletkę przeciwbólową, po czym połknąłem ją, popijając wodą. Ramię tak mnie rwało, że miałem ochotę je sobie odrąbać. Jebany Martinez i jego ludzie. Jebany Gabriel, który zapłaci mi za to wszystko. Nawet nie miał pojęcia, jaką zemstę planowałem. Obudził we mnie potwora, który miał tylko jedno pragnienie-jego śmierć. Nie przewidywałem dla niego litości, bo on nie miał jej dla mnie i gdyby nie Samantha byłbym już trupem. 

Dostałem informację od Ziona, że Donovan szykował dla mnie chłodne powitanie w Fallbron, ale stary nie wiedział, że nie miałem zamiaru się tam pojawiać, póki on nie wyzionie ducha. Plan był jasny i łatwy do wykonania. Zion zrobił rozeznanie, kto był za mną, a kto za Gabrielem. Ci drudzy nie wiedzieli, że w momencie opowiedzenia się za Donovanem trafili na czarną listę i będą w następnej kolejce do odstrzału, bo nie zamierzałem mieć przy swoim boku frajerów sprzyjających staremu. Na szczęście były to tylko cztery osoby, więc nie stracę zbyt wielu ludzi. Czułem wewnętrzną satysfakcję, że niedługo osiągnę cel, na którym od dawna mi zależało, czyli przejęcie władzy w Fallbron. Na dodatek miałem teraz w bagażniku torbę pełną koksu i drugą wypełnioną forsą, a Samantha po naszym powrocie miała dalej szukać klucza. Szczęście sprzyjało mi jak nigdy. 

Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która prowadziła w skupieniu mój samochód. Musiałem przyznać, że zaimponowała mi swoją postawą. Nigdy nie sądziłem, że będzie gotowa na takie poświęcenie i sama z własnej woli pojedzie ze mną na spotkanie z handlarzami. Na dodatek ocaliła mi życie. Byłem jej wdzięczny, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mogłem jej tego za bardzo okazywać, żeby nie popadła w samouwielbienie. Mimo wszystko powinna czuć przede mną respekt.

I tak pozwoliłem sobie na zbyt wiele, zaciągając ją do łóżka, ale nie mogłem nic poradzić na to, że w momencie, gdy kolejny raz patrzyła na mnie wystraszona tymi swoimi dużymi oczami, nie potrafiłem zapanować nad popędem. W jednej chwili poczułem dziwną iskrę, która przeskoczyła pomiędzy nami i zapragnąłem kochać się z nią, ale nie w taki sposób, żeby tylko sobie ulżyć. Chciałem, żeby odleciała razem ze mną i na długo mnie zapamiętała. Być może było to spowodowane tym, że wtedy sądziłem, iż następnego dnia nie będę już żył. Jednak to, czego z nią doświadczyłem tamtej nocy, nie było dla mnie normalne, bo nigdy nie zatroszczyłem się w łóżku o kobietę tak, jak o nią i być może przez to podjęła decyzję o tym, żeby ukryć się w moim samochodzie, bo poczuła ze mną jakąś więź. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać, żeby nie rozbudzić kolejnych uczuć i emocji. Wystarczyło to, co teraz okazywała, bo przesyt czułości z jej strony mógłby mnie tylko rozdrażnić. Nie chciałem, żeby się angażowała, bo ja sam nie byłem pewien tego, co czułem. Czy w ogóle coś czułem? Przecież ja miałem serce z kamienia i nie nadawałem się na dłuższą metę do żadnej relacji, a już na pewno nie do związku, a miałem wrażenie, że Sam zaczynała się angażować. Nie miałem pojęcia, co z tym zrobić. Za dużo czasu spędzaliśmy ze sobą. Mój plan, który na początku wydawał się idealny, teraz okazał się wielką klapą. Nie powinienem przyjmować jej pod dach, nie powinienem zaciągać jej do łóżka. Wszystko się posypało i zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę zrobić wszystko, żeby nasza relacja wróciła do fazy początkowej.

Zmarszczyłem brwi, gdy nagle wrzuciła kierunkowskaz i zjechała z głównej drogi. Nie mieliśmy już robić więcej przystanków, póki nie dojedziemy do celu, więc nie rozumiałem, dlaczego zmieniła mój plan.

— Co jest? — zapytałem, przenosząc na nią wzrok.

— Muszę rozprostować kości. Plecy mnie bolą — odparła z grymasem na twarzy. — Nadal odczuwam wczorajszą podróż między siedzeniami. Z tyłu jest tak mało miejsca, że nawet psa byłoby tam żal przewozić, a co dopiero człowieka. — Parsknąłem śmiechem, słysząc jej pretensje.
Nikt nie kazał się jej tam pakować, a teraz narzekała.

Zatrzymała samochód na pobliskiej stacji benzynowej, po czym od razu opuściła pojazd. Przeciągnęła się i zrobiła kilka skłonów, a potem odwróciła się w moim kierunku, posyłając mi uśmiech. Odpiąłem pas, żeby też wyjść z samochodu. W sumie dodatkowy postój nam nie zaszkodzi. Samantha podeszła  do bagażnika, z którego wyciągnęła wodę i upiła solidny łyk, podając mi butelkę. Pokręciłem głową, że nie chcę, bo niedawno wypiłem dość sporo, popijając tabletkę. Wrzuciła butelkę do auta na siedzenie, a ja przeszedłem na przód i podniosłem maskę, żeby zobaczyć, czy nie brakuje żadnych płynów. Wystarczyło, że wysiadła klimatyzacja, nie zdzierżyłbym, gdyby stało się coś jeszcze. Mój wóz prosił się o emeryturę, ale ciężko było mi się z nim rozstać.

— Dokąd my tak właściwie jedziemy? — Samantha stanęła obok, gdy z powrotem wkładałem bagnet oleju.

— Do Rowgate — odparłem, wciskając brudną szmatkę na swoje miejsce.

Zatrzasnąłem maskę pojazdu i spojrzałem na dziewczynę, która przyglądała mi się, mając otwarte ze zdziwienia usta. Średnio mi pasowało, że miała tam jechać ze mną i poznać najważniejszą dla mnie osobę w życiu, ale nie miałem wyboru. Przecież nie mogłem jej teraz odesłać do Fallbron, bo nie miałaby gdzie się schronić. Wszystko się spierdoliło. Dosłownie wszystko, a to wina Gabriela i jego narwanego charakteru. Gdyby nie jego durne pomysły nie musiałbym kombinować za jego plecami.

— Tam okradli i pobili mojego tatę — powiedziała cicho, na co wzruszyłem ramionami.

Doskonale o tym pamiętałem, więc nie musiała mi przypominać. Rozumiałem, że ta miejscowość nie kojarzyła jej się zbyt przyjemnie, ale nie mieliśmy wyboru i musieliśmy tam się udać, żeby przeczekać to, co miało się wydarzyć w Fallbron. Gdybym był sprawny, sam wziąłbym w tym wszystkim udział, ale teraz bardziej bym przeszkadzał, niż pomagał.

— Co tam jest? — dopytywała, opierając się o samochód. 

Podszedłem do niej i uniosłem lekko zdrową ręką, by usiadła na masce auta, a następnie wszedłem pomiędzy jej nogi. Jej delikatny uśmiech i radosne oczy pokazywały, że spodobało jej się to. Niewiele potrzebowała do szczęścia. Zganiłem się w myślach za ten gest. Nie wiedziałem, co mi przyszło do głowy, żeby tak postąpić. Przy niej od jakiegoś czasu nie byłem sobą i mogłem mieć tylko nadzieję, że jak wrócimy do Fallbron, to otrzeźwieję i będę takim Ianem, jak zawsze. Brutalnym i wyrachowanym.

— Spędzimy tam kilka dni. — Założyłem jej włosy za ucho, a ona zrobiła skrzywioną minę. — Co znowu. — Westchnąłem z niezadowoleniem.

— Mam dosyć obskurnych moteli — mruknęła pod nosem, lustrując moją twarz.

— Tym razem miejscówka będzie w lepszym standardzie. — Puściłem jej oczko, więc na jej usta wstąpił niewinny uśmiech.

— Jak ramię? — zapytała, dotykając delikatnie bandaży.

Przesuwała ostrożnie opuszki palców, przyglądając się opatrunkom, które sama założyła. Gładziła moje ramię z czułością, a ja lustrowałem jej twarz. Była taka niewinna, a trafiła na takiego skurwiela, jak ja, który wciągnął ją w parszywy świat.

— Kurewsko napierdala — powiedziałem szczerze, na co przewróciła oczami. 

Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie przepadała za moimi wulgarnymi odzywkami, ale to była część mnie i nie zamierzałem tego zmieniać. Miała wybór: albo to zaakceptować, albo ze mną nie gadać. Być może lepiej by było, gdyby wybrała drugą opcję.

— Może jednak szpital? — Spojrzała na mnie badawczo.

— Może jednak nie. — Pokręciłem głową, na co cicho westchnęła.
Kolejny raz próbowała na mnie jakichś swoich sztuczek, żeby wpłynąć na moje decyzje, ale nie miałem zamiaru jej ulegać.

— Co zrobisz z tym wszystkim, co jest w bagażniku? — Przeniosłem wzrok poza jej głowę, po czym zacisnąłem usta, dostrzegając zbliżający się patrol policji. 
Jeszcze tego mi brakowało, żeby przeprowadzili jakąś kontrolę. Gdyby odkryli, co mieliśmy przy sobie, spędzilibyśmy w pierdlu resztę życia.

— O tym pogadamy później — powiedziałem, cmokając ją w czoło. Skrzywiłem się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Zacząłem się zastanawiać, kim był ten gość, który czasem porywał się na takie gesty, bo na pewno nie Ianem.
— Zwijamy się, bo gliny tu zjeżdżają — mruknąłem zły.

Samantha spojrzała za siebie, by następnie zsunąć się z maski, gdy odsunąłem się od niej. Zerknąłem kątem oka na dziewczynę, gdy zajęliśmy miejsca w samochodzie. Była zdenerwowana i ręce jej się trzęsły. Zapięła pas, po czym odpaliła silnik i gwałtownie ruszyła. 

— Jedź bez nerwów. — Upomniałem ją, na co przytaknęła, biorąc głęboki oddech.
Wyjeżdżaliśmy z parkingu, nie spoglądając na radiowóz, żeby nie ściągać na siebie ich spojrzeń.

— Myślałam, że dla policji jesteś nietykalny i nie obawiasz się jej — odezwała się, gdy minęliśmy się z funkcjonariuszami.
Doskonale zauważyłem, jak odetchnęła z ulgą, gdy nie zatrzymali nas do kontroli.

— Tylko dla tej w Fallbron i okolicach, a i tak nie dla każdego — odparłem, kładąc dłoń na zabandażowane ramię i krzywiąc się z bólu.
Wiedziałem, że w Rowgate będę musiał załatwić sobie silniejsze środki przeciwbólowe, bo te, które zabrałem ze sobą, się nie sprawdzały. 
— Jest jeszcze kilku prawilnych, którzy chętnie mnie zapuszkują, ale mają ze mną jeden problem — dodałem, przymykając oczy na chwilę. 

Jebany Martinez.

— Jaki?

— Nigdy nie złapali mnie na niczym nielegalnym. — Samantha parsknęła śmiechem, słysząc to.

— Aż trudno w to uwierzyć.

— Prawda? A tak to właśnie wygląda. — Westchnąłem przeciągle. 

Zdawałem sobie sprawę, że gdyby nie pieniądze, to już dawno bym siedział. Zresztą nie tylko ja. Na szczęście większość była przekupna i za kilka zielonych była głucha i ślepa na to, co działo się w mieście. Zazwyczaj zjawiali się, gdy już było po wszystkim, a potem z prędkością światła zamykali sprawy z adnotacją, że sprawcy nie wykryto. Odkładali akta do archiwum i gdyby nie wiszące w niektórych miejscach plakaty z informacją o zaginięciu, to nikt by nie pamiętał, że ktokolwiek zginął. Miałem wrażenie, że mieszkańcy Fallbron byli przyzwyczajeni do przemocy oraz morderstw, przez co szybko zapominali o sprawie. Rozmawiali o tym przez kilka dni, a potem  wracali do codzienności.

— Wrócimy do Fallbron?

— Co ci tak na tym zależy?

— Mimo wszystko martwię się o rodziców — powiedziała cicho. 

Dziwiłem się jej, że po tym, co zrobiła jej matka, nadal się nią przejmowała. Wywaliła ją z domu, rozsiewając o niej absurdalne plotki i zupełnie odcięła, buntując całą rodzinę, a ta się jeszcze o nią martwiła. O nią i ojca, który też nie był skory do nawiązania kontaktu z córką. Stwierdziłem, że muszę trochę bardziej nad nią popracować, żeby przestała być sentymentalna. Nie potrzebne mi były jej smętne wynurzenia.

— Nic im nie będzie — mruknąłem pod nosem. — Zion ma ich na oku i nic im nie grozi.

— Mam nadzieję, chociaż nie do końca chyba mu ufam — odparła, na co przewróciłem oczami.

Kumpel był jedynym gwarantem, że nic im się nie stanie, gdyby Donovan jednak chciał się na kimś zemścić. Nagle rozbrzmiał dźwięk mojej komórki, więc chwyciłem urządzenie do dłoni, spoglądając, kto dzwonił. 

— No, co jest? — zapytałem Ziona, gdy odebrałem połączenie.

— Jesteście już na miejscu?

— Nie, przed nami jeszcze jakieś dwie godziny jazdy. Wszystko gotowe?

— Tak. — Z satysfakcją pokiwałem głową, gdy to usłyszałem.

— Nie róbcie niczego, zanim nie dotrzemy na miejsce. Chcę mieć pewność, że nic jej nie będzie groziło. Miejcie też na oku dom Collinsów. Potem się odezwę i dam sygnał do działania.

— Jasne. 

— Jak klub?

— Znowu były tłumy. Niezły interes stworzyłeś. Chyba ci zazdroszczę. — Pokręciłem głową ze śmiechem, słysząc to.

— Jak będziesz dobrze się sprawował pod moją nieobecność, to może dostaniesz w nim jakąś fuchę.

— Trzymam za słowo. — Zaśmiał się, po czym się pożegnaliśmy.

Ścisnąłem telefon w dłoni, zaciskając zęby, bo w końcu nadszedł czas zemsty. To miał być kres pomiatania mną przez Donovana. Teraz ja miałem rządzić w Fallbron i nie mogłem się tego doczekać.

— O co chodziło? Co się dzieje? Co ma być gotowe? — Samantha od razu zaczęła zadawać pytania. Była zbyt ciekawska.

— Czas na porządki w Fallbron — mruknąłem, wpatrując się w drogę przed nami. 

W nocy to miasto miało być świadkiem masakry, jakiej jeszcze nie widziało. A nazajutrz każdy miał się dowiedzieć o tym, że nastąpiła zmiana władzy.

— Jakie porządki? O czym ty mówisz?

— Jeśli chodzi ci o twoich rodziców, to nic im nie grozi. Możesz być spokojna — odparłem, ale ona nie wydawała się być uspokojona tym, co usłyszała.

*

— Myślałam, że Fallbron to totalna dziura, ale widzę, że Rowgate nie lepsze — powiedziała, gdy minęliśmy kolejny opuszczony dom.

W sumie to się nie myliła, bo to miasto powoli pustoszało. Młodzi woleli wyprowadzić się do miejsc, które były bardziej perspektywiczne. Fallbron było o tyle lepsze, że miało szkołę i niewielki szpital, a w Rowgate nie było dosłownie niczego. Zostali tylko starzy, a wiadomo, że wtedy nie inwestuje się tak bardzo w rozwój miasta.

— Na następnym skrzyżowaniu skręcisz w prawo — odezwałem się, na co przytaknęła, a po chwili wykonała manewr. — Zatrzymaj się na podjeździe kolejnego domu. — Instruowałem ją dalej.

Gdy zaparkowała, ze zdziwieniem patrzyła na dom, który niewątpliwie wizualnie odbiegał od pozostałych. Był zadbany i nie sypał się, a przed nim rozpościerał się niewielki ogródek z idealnie przystrzyżonym trawnikiem oraz żywopłotem. Chuck dbał o wszystko, przez co ja miałem spokojną głowę. Wysiadłem z samochodu, uśmiechając się lekko, bo lubiłem tu przyjeżdżać. To było jedyne miejsce, w którym mogłem poczuć się swobodnie i nie martwić się o nic. Samantha niepewnie zrobiła to samo co ja, obserwując mnie uważnie, bo nie wiedziała, czego się spodziewać.

— Kto tu mieszka? — zapytała po chwili, podchodząc do mnie, gdy otworzyłem klapę bagażnika.

— Wyjmij swój bagaż — odparłem, ignorując jej pytanie.
Zacisnęła usta, spoglądając na mnie niechętnie, ale po chwili zabrała torbę, więc zatrzasnąłem klapę, po czym ruszyłem przed siebie.
— Chodź — mruknąłem, gdy dziewczyna stała w miejscu. W końcu poszła za mną niepewnie, jakby miało ją tu spotkać nie wiadomo co.

Uśmiechnąłem się szeroko, widząc, że drzwi od domu się otwierają, bo wiedziałem, że za chwilę zobaczę najdroższą mi osobę, ale i dostanę ochrzan, że nie pojawiłem się tego dnia, co zawsze. 

— Ianek, kochanie! — krzyknęła moja babcia, a ja podszedłem do niej szybko i przytuliłem mocno. 

Dla niej zignorowałem nawet potworny ból ręki, bo była jedyną osobą, która coś dla mnie znaczyła i na której mi zależało. Za nią oddałbym życie. Widziałem zdziwione spojrzenie Samanthy na tak wylewne powitanie, gdy oderwaliśmy się od siebie, ale nie chciałem potraktować chłodno babci, tylko ze względu na jej obecność. Leona Walsh zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

— Bo mnie udusisz, olbrzymie. — Zaśmiała się staruszka, klepiąc mnie po policzku. — Ogoliłbyś się — dodała patrząc na mnie znacząco, na co przewróciłem oczami. Zawsze mi to wypominała. — A cóż to za piękną pannę przywiozłeś ze sobą? — zapytała, spoglądając z zaciekawieniem na Sam.

— Samantha Collins. — Przedstawiła się dziewczyna, a babcia przeniosła wzrok na mnie, uśmiechając się szeroko. Doskonale wiedziałem, że potem zostanę przez nią przepytany o to, co mnie z nią łączyło.

— Wejdźcie, dzieci. — Pokazała nam dłonią drzwi, na co otworzyłem je i puściłem panie przodem. Babcia weszła pierwsza, a Samantha podążała za nią niepewnie. — Czy te bagaże oznaczają to, co myślę? — zapytała po chwili, siadając przy niewielkim stole w kuchni.

— Nie będzie ci przeszkadzało, jak zatrzymamy się na dzień? Albo dwa?

— Ianku? Jak mogłoby mi to przeszkadzać? Niemądry jesteś. — Strofowała mnie staruszka, a na ustach Samanthy pojawił się delikatny uśmiech. 

Na pewno w duchu śmiała się przez to, jak mówiła do mnie babcia, ale nie obchodziło mnie to. Ona mogła sobie na to pozwalać. Leona oczywiście od razu nas nakarmiła, a potem powiedziała, dokąd możemy zanieść bagaże. Ponieważ w jej domu nie było wielu pokoi i do dyspozycji gości miała tylko jeden, który przydzieliła Samanthcie, to mnie chciała oddać swoją sypialnię, żebym miał wygodne łóżko do spania, ale od razu wybiłem jej ten pomysł z głowy i powiedziałem, że rozłożę się na kanapie w pokoju dziennym. Sam poszła z torbą do pokoju, żeby odświeżyć się po podróży i odpocząć, a ja zostałem z babcią w kuchni.

— Już martwiłam się o ciebie, Ianku. Zawsze regularnie przyjeżdżałeś, a przedwczoraj się nie pojawiłeś — powiedziała, spoglądając na mnie czule.

— Wypadł mi ważny wyjazd, ale jak widzisz, teraz masz mnie na wyłączność i to może na dwa dni. Tyle razy proponowałem, że kupię ci telefon, to nie byłoby problemu z kontaktem. — Spojrzałem na nią znacząco, ale po jej oczach wiedziałem, że dzisiaj też nie przekonam jej do tego, żeby w końcu zaczęła się oswajać z komórką. Niestety telefon stacjonarny po ostatniej burzy nie działał, bo zerwało linię, a służby nie kwapiły się do naprawienia jej.

— Daj mi spokój z tą technologią, to nie dla mnie — odparła, a ja pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. — A to? — zapytała, wskazując na moje zabandażowane ramię. — To coś poważnego?

— Nie. — Machnąłem dłonią. — Agresywny pacjent dał mi trochę popalić — dodałem, na co pokiwała ze zrozumieniem.

— A Samantha? To twoja dziewczyna? — Przewróciłem oczami, słysząc to pytanie, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że prędzej czy później padnie.
Babcia lustrowała moją twarz, uśmiechając się lekko.

— Nie, skądże. To znajoma. — Zaprzeczyłem od razu.

— Mhh — mruknęła, patrząc na mnie uważnie. — Nigdy nie przywoziłeś do mnie żadnych swoich znajomych, więc ta chyba musi być szczególna. 

 — Babciu. — Westchnąłem głęboko.

Nie przewoziłem, bo kogo miałbym jej przedstawić? Lindę, która była prostytutką, czy którąś z puszczalskich od Eavana? Leona Walsh, od razu wiedziałaby, jakiego pokroju były te kobiety i chyba wpędziłbym ją tym do grobu. Nie interesowały mnie poważne związki, więc obracałem się w kręgu łatwych lasek, które nie miały wobec mnie oczekiwań. No, może poza Lindą, ale ona nie żyła, więc nie miałem już z nią problemów.

— No co? Ucieszyłabym się na prawnuki. — Uśmiechnęła się szeroko, a mnie totalnie zatkało. Wiedziałem, że babcia była szalona, ale nie sądziłem, że aż tak. Jej słowa były absurdalne.
— Codziennie się modlę, żebyś znalazł sobie kogoś i mam nadzieję, że Bóg w końcu wysłuchał moich próśb. Jest śliczna — dodała, puszczając mi oczko, na co zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową.

— Jakbym się za młodu dobrze postarał, to mogłaby być moją córką — powiedziałem, żeby babcia wiedziała, że pomiędzy nami była zbyt duża różnica wieku.

— Oj tam. — Machnęła dłonią. — Zresztą, twoich rodziców też dzieliła spora różnica wieku.

— Szczęścia im to nie przyniosło — mruknąłem pod nosem na wspomnienia z dzieciństwa.

— Martwię się o ciebie, Ianku. — Westchnęła ciężko. — Chciałabym umierać z myślą, że ułożyłeś sobie życie.

— A ja chciałbym, żebyś nie myślała o umieraniu — odezwałem się. 

Wstałem z miejsca i podszedłem do niej, po czym przyklęknąłem, biorąc w swoje ręce jej pomarszczone dłonie i ucałowałem je, spoglądając w jej łagodne oczy. Nie wyobrażałem sobie dnia, w  którym nie miałbym już tu po co przyjeżdżać. Ten dom był dla mnie odskocznią od świata, w którym się obracałem. Tu mogłem się wyciszyć i nabrać sił. Tu czułem się kochany i potrzebny, bo babcia zawsze miała dla mnie jakąś robotę.

— Przeprowadź się tutaj, Ianku — powiedziała, uśmiechając się lekko. 
— Nie podoba mi się miasto, w którym mieszkasz. Tam jest tyle zła. Ciągle czytam o czyjejś śmierci, jakiejś strzelaninie — mówiła nerwowo, a ja przymknąłem oczy, słuchając tego.
— Zobacz na to. — Otworzyłem oczy, spoglądając na gazetę, którą przesunęła na stole. — Szukają jakiejś młodej dziewczyny. Podobno w zeszłym tygodniu poszła do klubu i już z niego nie wróciła.  

Zacisnąłem usta, spoglądając na artykuł. Rodzina szukała kobiety, którą zaciągnąłem do toalety, a potem zleciłem Zionowi, żeby się jej pozbył, bo mi się odgrażała. I co miałem jej powiedzieć? Że ja stałem za tym wszystkim? Że ta dziewczyna nie odnajdzie się już żywa, jeśli w ogóle się znajdzie? Babcia żyła moim wyidealizowanym obrazem i sądziła, że pracuję w szpitalu w Fallbron jako ratownik medyczny. Załamałaby się, gdyby dowiedziała się, kim tak naprawdę byłem. A byłem potworem w ludzkiej skórze.

— Albo popatrz na tę. — Przewróciła stronę, gdzie z kolei była notatka o poszukiwaniach Lindy, a raczej Very, bo tak naprawdę miała na imię. 
— A z tym mężczyzną nie ma kontaktu od kilku tygodni. — Zacisnąłem zęby, widząc fotografię faceta, którego zastrzeliłem, a świadkiem tego była Sam.

— Babciu, mnie tam jest dobrze — odparłem, uśmiechając się lekko, po czym zamknąłem gazetę i odsunąłem ją na drugi koniec stołu.

— Bo masz obok siebie Samanthę? — Westchnąłem, uśmiechając się do niej lekko.

Babcia jak zawsze miała swoje racje i jak na coś się uparła, to nie potrafiła odpuścić. Stwierdziłem, że nie będę wyprowadzał jej z błędu. Chciałem, żeby na starość coś ją ucieszyło.

— Tak, bo mam obok siebie Samanthę — powiedziałem i chyba pierwszy raz w życiu poczułem mocniejsze uderzenie serca. Przełknąłem mocniej ślinę, zdając sobie sprawę z tego, że muszę to jak najszybciej zdusić w zarodku.

— Cieszę się — odparła, po czym chwyciła moją twarz w dłonie i ucałowała w policzki. — A teraz, Ianku, pozwolisz, że staruszka pójdzie spać? Już jestem trochę zmęczona.

— Oczywiście. Chodź, odprowadzę cię. 

Wstałem na nogi i podałem jej ramię, które z zadowoleniem ujęła, by następnie ruszyć w kierunku jej sypialni. Pożegnałem się, życząc jej dobrej nocy, a potem, zanim wróciłem do pokoju dziennego, stanąłem pod drzwiami sypialni, którą zajmowała Samantha. Po chwili zawahania zapukałem, a gdy usłyszałem jej głos, wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała na łóżku z niepewną miną, jednak gdy zauważyła, że to ja, uśmiechnęła się lekko.

— Co tam, Ianku? — zapytała, a ja pokręciłem głową, wzdychając głośno.

— Ty tak nie możesz do mnie mówić. — Spojrzałem na nią wymowne, na co tylko wzruszyła ramionami.

— Dlaczego, Ianku?

— Samantha, nie denerwuj mnie — warknąłem groźnie, przez co mina od razu jej zrzedła.

Prowokowała mnie, a potem udawała obrażoną. Myślałem, że ogarnęła już to, że mnie się nie drażni, ale najwidoczniej przez to, co ostatnio się zadziało między nami, poczuła się pewniej i sądziła, że może pozwolić sobie na więcej. Usiadłem na łóżku obok niej, po czym klepnąłem swoje uda, pokazując, żeby usiadła. Zrobiła to z niepewnością, ale po chwili rozluźniła się lekko. Zdenerwowała się moim wybuchem złości.

 — Jutro z samego rana pojedziesz apteki i załatwisz mi silniejsze leki przeciwbólowe.  — Zacząłem mówić i w tym samym czasie zawibrował mój telefon.

Westchnąłem ciężko, wyciągając go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Zacisnąłem zęby, widząc połączenie od kumpla. Gdy Samantha wstała z moich kolan, opuściłem pokój, po czym wyszedłem przed dom, żeby swobodnie porozmawiać z Zionem. Nie chciałem, żeby jeszcze przez przypadek babcia coś usłyszała. Wystarczające było dla niej to, że miała o tym przeczytać w lokalnej prasie. Gdyby niepostrzeżenie dotarło coś do niej z rozmowy i potem połączyłaby to z artykułem w gazecie, byłbym skończony w jej oczach.

Spojrzałem przez ramię na okno pokoju gościnnego, w którym stała Sam i obserwowała mnie, jednak gdy posłałem jej znaczące spojrzenie, z obrażoną miną zasłoniła okno. Nie potrzebowałem publiki, gdy załatwiałem najważniejsze sprawy w swoim życiu.

Kwadrans później, skończyłem rozmowę. Ścisnąłem telefon w dłoni, biorąc głęboki oddech, żeby się wyciszyć. Chwilę później, spojrzałem przed siebie i uniosłem delikatnie kąciki ust. Gdyby ktoś wiedział, że uśmiechnąłem się na wieść o tym, że tej nocy Gabriel miał zginąć, uznałby mnie za psychopatę. I może nim właśnie byłem, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

Odwróciłem się i spojrzałem na okno pokoju Samanthy. Było w nim ciemno, co oznaczało, że dziewczyna położyła się już spać, a ja ruszyłem do domu z takim samym zamiarem. Po kąpieli przeszedłem do pokoju dziennego, gdzie rozłożyłem kanapę, jednak zanim się położyłem, spojrzałem w kierunku korytarza, gdzie mieściła się sypialnia, którą zajmowała Sam. Przełknąłem mocno ślinę, ruszając w jej kierunku. Zatrzymałem się przed drzwiami i uniosłem dłoń, kładąc ją na klamkę. Chwilę się wahałem, ale w końcu ostrożnie ją nacisnąłem i zajrzałem do pokoju dziewczyny, który był delikatnie oświetlany światłem księżyca wpadającym przez okno. Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi, po czym po cichu podszedłem do łóżka i wsunąłem się pod kołdrę, obejmując Samanthę ramieniem. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłem, nie rozumiałem tego. To było jak impuls. Po prostu czułem, że muszę to zrobić, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że popełniałem błąd.

— Ian — mruknęła moje imię, zaspanym głosem, poprawiając się.

— Śpij — szepnąłem, muskając jej kark swoim nosem.

Nie powiedziała już nic więcej, a po chwili wsłuchiwałem się w jej spokojny, miarowy oddech. Zamknąłem oczy, zastanawiając się, co z nią zrobić, bo czułem, że przez nią mogę wiele stracić. Moje zachowanie nie było normalne i bałem się, że przez to wszystko w końcu popełnię jakiś błąd. Wiedziałem, że powinienem znowu zacząć trzymać ją na dystans, ale nie miałem pojęcia, czy to było jeszcze możliwe. Przez moją głowę przeszła myśl, żeby potraktować to wszystko jak grę, w której to ja rozdawałem karty i wiedziałem, że tylko kantując, wygram, bo przecież nie mogłem zatracić swojego życia.

SAMANTHA

Przeciągnęłam się leniwie, pociągając nozdrzami, gdy dotarł do nich zapach jajecznicy. Chociaż przez chwilę mogłam się poczuć, jakbym wróciła do siebie. Iana nie było obok mnie, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy on naprawdę przyszedł do mnie w nocy, czy tylko o tym śniłam. Ten gest z jego strony był tak niespodziewany, ale spodobał mi się i czułam, że byłam blisko tego, żeby go zmienić.

Ziewnęłam szeroko, po czym wstałam z łóżka i ubrałam się szybko. Skoro w domu pachniało jajecznicą, to oznaczało, że pani Walsh musiała już wstać, więc chciałam jej pomóc przy śniadaniu. Dziwnie bym się czuła, gdyby staruszka sama wszystko przygotowała.

Wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki, żeby się odświeżyć, a następnie przeszłam do kuchni i ze zdziwieniem zauważyłam, że nie krzątała się po niej babcia Iana, tylko on sam. Stał przy kuchence gazowej, mieszając jajka na patelni, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że ten facet potrafił zrobić cokolwiek do jedzenia, bo w Fallbron zazwyczaj zajadał się gotowcami.

— Nie lubię, gdy obserwuje się mnie w ciszy — mruknął po chwili, przez co poruszyłam się w miejscu.
Miałam wrażenie, że on miał oczy dookoła głowy, że wiedział o mojej obecności, chociaż słowem się nie odezwałam. 
— Siadaj i jedz, a potem jedź do tej apteki, bo mi znowu ramię napierdala.

— Zrobiłeś też dla mnie? — zapytałam, unosząc brew, a on odwrócił się w moim kierunku i zaczął nakładać jajecznicę na talerz. Podeszłam do stołu, by następnie usiąść na krześle.

— Tak — odparł, odkładając patelnię na gazówkę, po czym zajął swoje miejsce.

— A twoja babcia?

— Ona wstaje później. Zazwyczaj koło jedenastej — powiedział i wychylił się na krześle, sięgając po coś, co leżało na parapecie okna. — Tu masz kopertę dla Olivera. Wystarczy, że powiesz, że jesteś ode mnie i mu to podasz. 

— Jasne — odparłam, odbierając kopertę. Zerknęłam na nią, zanim odłożył obok, ale nie było na niej nic podejrzanego. Co było w środku, to mogłam tylko gdybać, bo była zaklejona. — Mam nadzieję, że nie będę kupowała niczego nielegalnego?

— W aptece? — zapytał, unosząc brew, a ja wzruszyłam ramionami.

— Wolę się upewnić — mruknęłam, pochylając się nad talerzem. — Kiedy wrócimy do Fallbron?

— Źle ci tutaj?

— Nie, ale jutro wraca Rey i muszę oddać mu samochód, a raczej kluczyki od niego. — Ian patrzył na mnie zmrużonymi oczami, gdy to powiedziałam, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam zacząć obawiać się go, bo średnio podobało mi się jego spojrzenie.

— Pamiętaj, co ustaliliśmy — odezwał się, lustrując moją twarz.
Przysunął się bliżej na krześle, po czym wplótł dłoń w moje włosy i zacisnął w nich pięść, pociągając je lekko. Przygryzłam wnętrze policzka, stresując się trochę, bo sprawiało mi to ból. Nie lubiłam tego gestu, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać.
— Jesteś moja. Jeśli on cię tknie, to go połamię — dodał, a ja skinęłam delikatnie głową na tyle, na ile on mi pozwolił.

— Pamiętam — powiedziałam cicho. — Wszystko pamiętam.

— Cieszy mnie to. — Uśmiechnął się lekko, po czym pocałował krótko i wrócił do jedzenia.

Chwyciłam kubek z herbatą i upiłam łyk. Spojrzałam niepewnie na Iana, który siedział pochylony nad talerzem i zajadał się jajecznicą. Myślałam, że w końcu zacznie traktować mnie inaczej, a jego zachowanie znowu spowodowało, że kolejny raz obleciał mnie strach. Nie wiedziałam, co zrobić, żeby widział we mnie kogoś więcej niż dziewczynę, która miała zwrócić mu klucz schowany dwa lata temu przez Adama. Chciałam być dla niego kompanem, partnerką, a znowu poczułam się jak intruz.

*

Westchnęłam głęboko, opuszczając miejscową aptekę. Faktycznie nie kupowałam nic nielegalnego, bo jednak trochę się tego obawiałam. Farmaceuta sporo wypytywał o Iana, a ja nawet nie wiedziałam, ile mogłam mu powiedzieć, więc mówiłam coś zdawkowo, przez co mężczyzna dziwnie na mnie patrzył. Jednak miałam to gdzieś, bo wolałam się nie narażać Ianowi.

Zmarszczyłam brwi, gdy zbliżając się do Dodge'a, zauważyłam, że coś było na jego masce. Na początku myślałam, że to były ulotki, ale gdy się zbliżałam, to wyraźnie było widać, że to fotografie. Zastygłam w bezruchu, gdy zaczęłam przyglądać się im. Wzięłam jedno zdjęcie i zakryłam usta dłonią, a w oczach pojawiły się łzy. Czułam, że zaczynałam wpadać w panikę przez to, co widziałam. Pozbierałam wszystkie fotografie i nerwowo rozejrzałam się dookoła, szukając osoby, która mogła je zostawić i miałam nadzieję, że nie widział tego nikt inny, poza mną. Chciałam wiedzieć, kto mnie śledził i postanowił przekazać mi zdjęcia, na którym był spalony wrak samochodu.

Mojego samochodu!

Zdjęcia klatka po klatce pokazywały, jak auto się paliło. Jak na początku tylko trochę się tliło i dokładnie widać, co to za samochód, a na końcu została z niego spalona karoseria, która mogłaby być czymkolwiek. Przetarłam nerwowo czoło, gdy nikogo nie zauważyłam. Z samego rana Rowgate było całkowicie opustoszałe, ale przecież ktoś to musiał zostawić.

— Cześć, Samantho. — Podskoczyłam w miejscu, słysząc za sobą męski głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna, który mógł mieć nie więcej niż czterdzieści lat. Widziałam go pierwszy raz w życiu i nie miałam pojęcia, skąd znał moje imię. Przez głowę przebiegła mi myśl, że to jakiś klient z czasów, gdy pracowałam jeszcze w barze, ale i tak go nie kojarzyłam. Mężczyzna patrzył na mnie, obracając coś między palcami, a ja nie wiedziała, co powiedzieć.

— Ładna dzisiaj pogoda, prawda? — Przytaknęłam głową, lustrując jego twarz.

Przetarłam dłonią oczy, gdy spłynęły z nich łzy, które wcześniej tylko się szkliły. Mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając mi się bacznie, po czym zerknął na moją dłoń.

— Ale te zdjęcia, to chyba nie nadają się do rodzinnego albumu — powiedział, po czym uśmiechnął się nieszczerze.

Czyli to on je zostawił. — Serce ponownie zaczęło bić szybciej, gdy uzmysłowiłam sobie to, że naprzeciwko mnie stał mężczyzna, który znał tą brutalną prawdę.

— Kim jesteś? — zapytałam w końcu.

— Twoim aniołem stróżem, Samantho — odparł, a ja wstrzymałam oddech, słysząc to.

To on. To mężczyzna, który dzwonił do domu. Tylko kim tak naprawdę był i czego ode mnie chciał?

Na pewno miał mnie w garści, bo wiedział, że w moim samochodzie spalono człowieka. Czy wiedział też, że byłam świadkiem morderstwa, a nawet sama kogoś postrzeliłam? Czy chciał mnie wsadzić do więzienia? Zerknęłam na jego buty i zamarłam, widząc ciężkie trapery z metalowymi zapięciami. To on musiał się włamać do domu i ukryć kod do depozytu. Tamtej nocy wyraźnie słyszałam, jak stawiał kroki. To on zabił Adama? Skąd miał nasze fotografie? Oddychałam ciężko, próbując zrozumieć cokolwiek. Chciałam wiedzieć, jakie miał intencje, bo zaczęłam obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Jak odnalazł mnie w Rowgate? Czy cały czas nas śledził? Czy był też w Meksyku i widział, co tam się wydarzyło? W mojej głowie zaczęły się kotłować pytania, na które nie znałam odpowiedzi.

— Czego ode mnie chcesz? — zapytałam cicho, bo głos uwiązł mi w gardle.

— Sprawiedliwości, Samantho — powiedział, na co zagryzłam wnętrze policzka.

Byłam na straconej pozycji i wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie po mnie policja. Drżałam na samą myśl o tym, bo nie chciałam iść do więzienia za morderstwo i to takie brutalne. Ja tego nie zrobiłam. Zacisnęłam zęby, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Czułam, że jeszcze chwila, a pęknę i rozryczę się przy nim.

— A ty mi w tym pomożesz — dodał po chwili, przez co spojrzałam na niego z niezrozumieniem.

Czyżby chciał, żebym sama zgłosiła się na policję? Tak miałaby wyglądać ta moja pomoc w osiągnięciu sprawiedliwości?

— W jaki sposób? — zapytałam niepewnie, chociaż nie wiedziałam, czy chciałam poznać odpowiedź.

— Daj jak najszybciej Ianowi to, na czym mu zależy. — Zmarszczyłam brwi, słysząc to.

— Staram się — powiedziałam cicho.

— Ty nie masz się starać, a po prostu to zrobić. Inaczej wiesz, co cię czeka. — Kiwnął głową na moją dłoń, w której trzymałam zdjęcia.
Przytaknęłam niepewnie, na co uśmiechnął się lekko.

— Świetnie, że się rozumiemy, Samantho — odparł, lustrując moją twarz. — I mimo wszystko uważaj na niego. Nie ufaj mu. — Powtórzył to, co już kiedyś od niego słyszałam, gdy dzwonił do mojego rodzinnego domu.

— Kim jesteś? Dlaczego tak ci na tym zależy? — Uśmiechnął się tylko na moje pytania, po czym odwrócił i ruszył przed siebie.

Wsiadł do samochodu, który stał zaparkowany pod płotem, a ja zacisnęłam usta i przymknęłam oczy, żeby zebrać myśli. Podniosłam powieki, słysząc dźwięk silnika auta, które zmierzało w moim kierunku i za kierownicą którego siedział nieznajomy mężczyzna. Zatrzymał się przy mnie, po czym opuścił szybę i wychylił się w moim kierunku.

— Pozdrów ode mnie Iana — powiedział, wykrzywiając usta w nieszczerym uśmiechu.

— Od kogo? — zapytałam, licząc na to, że w końcu poznam jego tożsamość.

— Od Coreya Patela — odparł, po czym z piskiem opon ruszył przed siebie, a ja w osłupieniu patrzyłam, jak się oddalał.

Zrobiłam wielkie oczy, a moje serce kolejny raz zabiło mocniej, gdy doszło do mnie, że poznałam wroga Iana, a także osobę, która wyniosła akta sprawy mojego brata. Czego tak naprawdę ode mnie chciał? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żebym jak najszybciej znalazła klucz? Nie miałam pojęcia. Jednak wiedziałam, że tym razem nie dam Ianowi spokoju, dopóki nie powie mi, kim on tak naprawdę był i czy powinnam poważnie zacząć obawiać się o własne życie.

*************************************

Dzisiaj spokojny rozdział :)

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro