36. Fallbron odżyje, a ty będziesz wolna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SAMANTHA

Westchnęłam ciężko, przeglądając rozkład jazdy autobusów i zastanawiając się, czy powinnam jechać do szpitala. Na pewno nie mogłam zdradzić Ianowi prawdziwego powodu wyjścia z mieszkania, ale z drugiej strony źle się czułam z tym, że miałam go oszukać. Jednak wiedziałam, że by się wściekł, gdyby się dowiedział, że mam zamiar pojechać do Reya, tym bardziej że mógł mieć coś wspólnego z jego pobiciem. Przygryzłam palec, spoglądając na drzwi od sypialni, z której od czasu do czasu wydostawały się bluzgi. Westchnęłam ciężko, decydując się na odwiedzenie kolegi, bo nie miałam innego wyjścia. To znaczy, miałam i wcale nie musiałam jechać do szpitala, jednak ciekawość brała nade mną górę. Zastanawiałam się, co takiego chciał mi przekazać Rey, że aż poprosił Dylana o to, żeby do mnie zadzwonił.

Ruszyłam w stronę sypialni, po czym pchnęłam lekko drzwi i zajrzałam do środka. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, że składany przez Iana mebel coraz bardziej przypominał szafę. Cieszyło mnie to, że w końcu potraktował mnie poważnie.

— Ian? — odezwałam się nieśmiało.

— Hmm? — mruknął, po czym spojrzał na mnie.

Chociaż od czasu do czasu z jego ust w czasie składania mebla padały przekleństwa, to na jego twarzy mimo wszystko malował się spokój. Być może był zadowolony z tego, że w końcu jego praca zmierzała do końca.

— Wyjdę na chwilę, okey?

— Jasne, nie musisz przecież prosić o pozwolenie — odparł, uśmiechając się, przez co mnie też od razu poprawił się humor, bo myślałam, że zaraz zacznie wypytywać dokąd i po co.

Zamknęłam za sobą drzwi, po czym weszłam jeszcze do łazienki, żeby się odświeżyć przed wyjściem. Podeszłam do umywalki, gdzie przemyłam ręce i twarz, a po wytarciu się ręcznikiem sięgnęłam do kosmetyczki po mascarę, żeby poprawić rzęsy. Nie chciałam, aby kolega pomyślał, to samo co moja mama, czyli że wyglądałam źle, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że się zmieniłam. Przede wszystim zaczęłam inaczej się ubierać, bo kolorowe ciuchy zmieniłam na takie w kolorze czerni, granatu i bieli. Specjalnie wybierałam takie z przetarciami lub dziurami. Nim sie spostrzegłam, zaczęłam ubierać się podobnie jak Ian, przez co czasem wyglądałam trochę niechlujnie.

Znieruchomiałam, gdy spojrzałam w lustro, w którym odbijała się kabina prysznicowa, po czym z otwartymi ustami odwróciłam się w jej kierunku. Z uśmiechem na twarzy podeszłam i rozsunęłam przezroczyste drzwiczki, widząc nową, trzypiętrową półeczkę przykręconą do ściany. Na górnej stał żel trzy w jednym i myjka, które należały do Iana, a na pozostałych dwóch były porozkładane moje kosmetyki. Nie dość, że podczas mojej nieobecności przykręcił większą półkę, to jeszcze od razu poukładał na niej rzeczy należące do mnie, które do tej pory trzymałam w torbie pod łóżkiem. Zrobiło mi się cieplej na sercu.

Po chwili zwątpiłam w to, czy powinnam pojechać do Reya. Ian tak się dla mnie starał, a ja teraz chciałam zrobić coś za jego plecami i na dodatek podejrzewałam go, że miał coś wspólnego z pobiciem szkolnego kolegi. Jednak obawiałam się, że Rey nie odpuści, dopóki z nim nie porozmawiam. Zacisnęłam usta i ze strapioną miną wyszłam najpierw z łazienki, a potem z mieszkania, po czym skierowałam swoje kroki w kierunku przystanku autobusowego.

*

Pół godziny później wysiadałam pod szpitalem. Westchnęłam ciężko, spoglądając na wielopiętrowy budynek, po czym w końcu ruszyłam w stronę wejścia. Zmrużyłam oczy, widząc, siedzącego na ławce przed szpitalem Dylana, który podniósł się, gdy tylko mnie zauważył. Myślałam, że jak go zobaczę, to moje serce jakoś szybciej zabije, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nic takiego nie miało miejsca, a ja poczułam tylko obojętność. Patrzyłam na niego, jak na każdą inną osobę, chociaż tak wiele kiedyś nas łączyło.

— Cześć, Sam — przywitał się, uśmiechając się lekko. 

Musiałam przyznać, że nadal był tak samo przystojny i miałam wrażenie, że jego mięśnie urosły. Najwidoczniej postanowił bardziej przypakować na siłowni, bo przecież szykował się do gry w drużynie na Uniwersytecie Grand Ridge - jednej z najbardziej prestiżowych szkół wyższych w naszym stanie, która od kilkunastu lat nie oddawała mistrza kraju wśród drużyn studenckich. Miał do nich dołączyć, więc musiał trzymać poziom. Zastanawiałam się, czy kiedyś zagra w NFL, bo zawsze o tym marzył.

— Cześć — odparłam. — Co z Reyem? — zapytałam, a chłopak ciężko westchnął.

— Jest nieźle poobijany. Ma złamane dwa żebra i dwa palce u prawej ręki. — Skrzywiłam się na te słowa. Nie sądziłam, że został aż tak poturbowany. — Będzie miał dłuższą przerwę w treningach, ale miejmy nadzieję, że szybko się zregeneruje.

— Rozumiem, że się pogodziliście? — zapytałam, bo nurtowało mnie to.

— Tak, w końcu doszliśmy do porozumienia — odpowiedział, uśmiechając się lekko. — Ta kłótnia była bez sensu, zachowaliśmy się jak szczeniaki. Mieliście prawo być razem, po tym, jak ja... z tobą zerwałem — dodał, posyłając mi niepewne spojrzenie, a ja zacisnęłam usta.

— No, ty nawet szybciej pocieszyłeś się Emmą — wytknęłam mu, na co się skrzywił, a potem ciężko westchnął.

— I tak nam nie wyszło. — Wzruszył ramionami, a ja uniosłam brwi, bo nie wiedziałam o tym. — Nadawaliśmy na zupełnie innych falach. Ona miała inne priorytety. Zakupy, makijaże, fryzury — wyliczał, spoglądając na mnie.
Nie dziwiło mnie to, co usłyszałam, bo doskonale ją znałam. Była liderką cheerleaderek i tak naprawdę liczył się dla niej tylko wygląd.

— Nie było takiego porozumienia jak pomiędzy tobą a mną. — Kolejny raz posłał mi niepewnie spojrzenie, jakby badał, jakie wrażenie zrobią na mnie te słowa.

— Ale słyszałem, że ty też już nie jesteś z Reyem. — Przytaknęłam, słysząc zadane pytanie. — Dlaczego? — Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam zamiaru odpowiadać.

Wcześniej powiedziałabym, że z powodu jego zdrady, ale teraz wiedziałam, że to była nieprawda, więc nie chciałam o tym mówić.

— A teraz spotykasz się kimś? — dopytywał, na co przytaknęłam, a on wyraźnie się zasępił. — Szkoda, myślałem,  że... może spróbowalibyśmy jeszcze raz — dodał nieśmiało, na co uniosłam brwi ze zdziwienia.

Nie sądziłam, że będzie tak bezczelny. Zastanawiałam się, co porobiło się z tymi wszystkimi ludźmi, którymi się otaczałam. Najpierw rodzice kajali się za to, co zrobili i błagali wręcz o mój powrót do domu, a teraz Dylan z nadzieją na ponowny związek. Miałam wrażenie, że było z nimi coś nie tak, skoro twierdzili, że po ich prośbach rzucę wszystko i wrócę, jak gdyby nigdy nic.

— Po tym, co od ciebie usłyszałam na imprezie? — zapytałam z niedowierzaniem, a on nieśmiało przytaknął. Zrobiłam wielkie oczy, widząc jego gest. — Nie bądź śmieszny — mruknęłam, krzywiąc się na jego propozycję.

— Przepraszam — powiedział, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem. — Żałuję tego wszystkiego. Tęsknię za tobą — mówił, zbliżając się do mnie i próbując chwycić za dłoń, ale odsunęłam się na krok.
— Tęsknię za twoim wsparciem, za wielogodzinnymi rozmowami. Naprawdę zrozumiałem, że popełniłem błąd, ale może... byłaby szansa... żeby to naprawić? — On naprawdę łudził się, że mogłabym po tym wszystkim, co usłyszałam, wrócić do niego.

— Nie, Dylan — powiedziałam stanowczo. — Nie ma na to żadnych szans. Jestem szczęśliwa z kimś innym. Z kimś, na kogo mogłam liczyć w kryzysie i okazał mi większe wsparcie niż moja rodzina, ty, Emma, czy Kim. Uważałam was za przyjaciół, a wy potraktowaliście mnie tak podle — dodałam z żalem w głosie.

— Czyli to prawda, że jesteś z tym całym Ianem? — zapytał, a ja przytaknęłam, bo nie miałam zamiaru ukrywać tego przed nim. — Rey mówił, że to patola i pociągnie cię za sobą w dół. — Zacisnęłam zęby, słysząc, jak obraził Iana. Był naprawdę bezczelny w tamtym momencie.

— Sami jesteście patolą — syknęłam złowrogo. — W której sali on leży? Niech mi powie, co ma do powiedzenia i wracam do siebie — dodałam chłodnym tonem głosu. Chciałam jak najszybciej wszystko załatwić i wrócić do Iana.

— Chodź, zaprowadzę cię. — Kiwnął głową w stronę szpitala. — Teraz jest u niego mama — dodał, a ja skrzywiłam się, słysząc to, bo średnio uśmiechało mi się spotykać któregoś z jego rodziców. Lubiłam ich, ale nie wiedziałam, co o mnie myśleli po rozstaniu z ich synem.

Szliśmy korytarzami w milczeniu, co mnie cieszyło, bo nie chciało mi się już dłużej rozmawiać z Dylanem, który chyba zbyt dużo wyobrażał sobie po tym spotkaniu. Przed salą, w której leżał Rey, siedzieli Emma, Kim i Josh. Zmierzyli mnie wzrokiem, po czym przywitali się, a po chwili zapukałam w drzwi do pomieszczenia i otworzyłam je. Zamarłam, widząc zmasakrowaną twarz Reya. Była opuchnięta i posiniaczona, a także znajdowały się na niej liczne zadrapania. Na policzku miał duży opatrunek, tak samo, jak na nosie, a jednego oka w ogóle nie otwierał, bo powieka była tak obrzmiała.

— Mamo, zostawisz nas? — odezwał się w kierunku pani Chambers, która przytaknęła.

— Dziękuję, że przyszłaś — powiedziała z lekkim uśmiechem, gdy mnie minęła i po chwili usłyszałam zamykane drzwi.

— Cześć — odezwałam się pierwsza. Odchrząknęłam, gdy słowo ledwie przeszło mi przez gardło. Stresowałam się tą rozmową i tym, co chciał mi powiedzieć.

— Cześć — odparł, próbując się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się tylko grymas bólu. — Siadaj — dodał, a ja niepewnie zajęłam miejsce przy jego łóżku.

— Kto ci to zrobił? — zapytałam, czując zdenerwowanie.
Moje serce szybciej zabiło, a dłonie zaczęły się pocić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że obawiałam się usłyszeć odpowiedź.

— Ian nic ci nie powiedział? Nie jest z tobą szczery? A podobno szczerość jest najważniejsza w związku — mówił, na co zacisnęłam zęby.
Czyli to jednak on go pobił, a obiecywał, że nic mu nie zrobi. Poczułam ucisk w żołądku.

— Dlaczego ci to zrobił? — zapytałam drżącym głosem.

— Sam chciałbym to wiedzieć — odparł. — Szedłem spokojnie chodnikiem, gdy podjechał do mnie. Na początku byłem zdezorientowany i przez nowy samochód, nie wiedziałem, co się dzieje, a on od razu to wykorzystał. Wysiadł z auta, grożąc mi bronią, po czym wpakował mnie do środka i wywiózł do lasu, gdzie zaczął mnie bić. Tłukł jak oszalały i dziękuję sobie, że pomiędzy jednym uderzeniem w twarz a kopnięciem w klatkę piersiową, jakoś udało mi się wydusić słowa, że jeśli mnie zabije, to ty nigdy mu tego nie wybaczysz. Wtedy się powstrzymał, jakby był rażony piorunem. Puścił mnie, zadzwonił po karetkę i odjechał, a ja zacząłem się zastanawiać, czy dożyję jej przyjazdu, i czy w ogóle mnie znajdą — mówił. 

Zrobiłam strapioną minę, bo to wszystko pasowało do Iana. Gdybym go nie znała, powiedziałabym, że Rey wymyśla, ale niestety brunet był porywczy i zdolny do wszystkiego. Żałowałam, że powiedziałam mu o kontaktach szkolnego kolegi z Patelem, bo to ja sprowadziłam na niego to nieszczęście. To przeze mnie teraz leżał w szpitalu. Całe szczęście, że Rey potrafił coś z siebie wydusić, bo nawet nie chciałam myśleć, co by było, jakby mu się to nie udało. Jednak nie mogłam pokazać koledze, że mu wierzyłam, musiałam być po stronie Iana, poza tym nadal nie miałam pewności, czy to faktycznie on za wszystkim stał. Może to jakaś jego i Coreya zagrywka?

— Kłamiesz — mruknęłam, spoglądając na niego niechętnie.

— Nie kłamię, zapytaj go — powiedział pewnie. — Samantha, zostaw go, póki nie jest za późno. On cię zniszczy. Po wypadku w czasie wyścigu nie potrafił nawet zachować się jak facet i wziąć winy na siebie, tylko spieprzył stamtąd jak szczur z tonącego okrętu. — Przełknęłam mocniej ślinę, słysząc, że nawiązywał do wyścigu.

Kolejny raz poczułam ogromny ciężar w klatce piersiowej, a w oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam, żeby o tym mówił. Nie chciałam o tym słyszeć ani tego pamiętać, a on mi przypominał.

— Czy on w ogóle choć przez chwilę pomyślał, o tobie? O tym, co się stanie, jak policja zacznie dochodzenie i dojdą do tego, co tak naprawdę się stało? — Zaczęłam ciężko oddychać, a po chwili starłam z policzków łzy, które spłynęły, aż w końcu skryłam twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem.

— Samantha — odezwał się cicho, przez co na niego spojrzałam. Ścierałam łzy, biorąc głęboki oddech, żeby jakoś się uspokoić.

— Skąd wiedziałeś, że to ja prowadziłam? — zapytałam drżącym głosem, ale tylko wzruszył ramionami. — Dlaczego ty się zgłosiłeś?

— Żebyś poczuła się bezpieczna — odparł spokojnie. — Jak on w ogóle mógł cię zmusić do tego, żebyś jechała w tym wyścigu?

— Do niczego mnie nie zmuszał. To ja... sama chciałam — wyszeptałam.
Do dzisiaj nie mogłam uwierzyć w to, że musiałam postawić na swoim.  Myślałam, że ten wyścig będzie prostszy, a okazał się traumą na całe życie.

— Jak się po tym wszystkim czujesz?

— A jak mam się czuć? — zapytałam z wyrzutem. — Zabiłam dwie osoby. — Patrzyłam na niego, zastanawiając się, czy w ramach zemsty za to, że byłam z Ianem, mógłby mnie wydać policji. Spuściłam głowę, patrząc na swoje kolana i marzyłam o tym, żeby wrócić już do mieszkania, i położyć się spać.

— Samantha, zostały ci do sprawdzenia depozyty w dwóch miastach — zaczął mówić, a ja spojrzałam na niego i skinęłam głową na potwierdzenie. — Odpuść sobie Chatlow. Pojedź od razu do Warville. Najlepiej już jutro. Nie czekaj dłużej. — Posłał mi znaczące spojrzenie.
Wiedział o czymś.

— Co się wtedy stanie? — szepnęłam.

— Fallbron odżyje, a ty będziesz wolna — powiedział.
Pokręciłam głową, po czym zerwałam się z miejsca, żeby wybiec z sali, żeby dłużej tego nie słuchać, bo nie chciałam być wolna. Wiedziałam, że to oznacza rozstanie z Ianem i nie wyobrażałam sobie tego.

— Zrób to jak najszybciej, a gdy wyciągniesz klucz, od razu do niego zadzwoń. — Nim nacisnęłam klamkę, odwróciłam się w stronę poobijanego kolegi, gdy jeszcze się odezwał, by po chwili spuścić głowę i wyjść z pomieszczenia bez pożegnania.

Gdy znalazłam się na korytarzu, oczy Dylana, Kim, Emmy, Josha i matki Reya zwróciły się na moją osobę. Patrzeli na mnie w milczeniu, a ja poczułam się jak trędowata, chociaż nie wyglądali, jakby byli niechętni do mnie. Wręcz przeciwnie, pani Chambers, uśmiechnęła się lekko, gdy wstała z miejsca.

— Porozmawialiście? — zapytała, a ja przytaknęłam, po czym pożegnałam się i od razu ruszyłam w kierunku wyjścia. Nie chciałam usłyszeć więcej pytań od niej.

— Sam, zaczekaj — odezwał się Dylan, ale nie zamierzałam się zatrzymywać.

Co więcej, gdy usłyszałam jego kroki za sobą ruszyłam biegiem do drzwi, by po chwili z płaczem znaleźć się poza budynkiem. Zerknęłam przez ramię, ale na szczęście Dylan za mną nie wyszedł. Poszłam na przystanek, gdzie usiadłam na ławce, kryjąc twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, co myśleć o pobiciu Reya przez Iana. Nie wiedziałam też, czy posłuchać szkolnego kolegi i jutro pojechać do Warville, bo bałam się tego, co potem nastąpi. Czułam, że teraz wszystko zależało ode mnie, a ja nie miałam pojęcia, co robić.

*

Do mieszkania wróciłam rozżalona, że pomimo obietnicy Ian pobił Reya. Poczułam się oszukana i zlekceważona, bo sądziłam, że był bardziej słowny. Jedyne, co mnie pocieszało to to, że skończyło się tak, a nie inaczej i dziękowałam Bogu, że Rey potrafił coś z siebie wydusić, bo wiedziałam, że Ian w amoku mógłby go nawet zabić. Nie przeżyłabym, gdybym miała na sumieniu śmierć kolegi. Wystarczy, że musiałam nosić piętno po śmiertelnym wypadku w czasie wyścigu.

Z głośnym westchnięciem opadłam na kanapę, po czym przetarłam twarz dłońmi. Czułam się zmęczona, chociaż dochodziła dopiero godzina piętnasta. Najchętniej poszłabym do łóżka i zakopała się w kołdrze, a najlepiej  by było, gdybym nie musiała już spod niej wychodzić. Potrzebowałam, chociaż dnia bez żadnych krzyków, morderstw, wypadków, czy afer. Miałam już tego wszystkiego dość.

Spojrzałam w kierunku sypialni, gdy wyszedł z niej Ian. Stał zadowolony w drzwiach, co oznaczało, że najwidoczniej złożył już szafę. Patrzył na mnie, uśmiechając się, ale po chwili spoważniał, gdy zauważył, że nie odwzajemniałam tego, ale nie chciałam go oszukiwać, że wszystko było dobrze. Podszedł do mnie i usiadł obok, mrużąc oczy, a ja posmutniałam jeszcze bardziej.

— Sam, co się dzieje? — zapytał po chwili.

— Dlaczego to zrobiłeś? — Spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem, bo naprawdę łudziłam się, że może się zmienić.

— Co takiego?

— Pobiłeś Reya — odparłam, a on przybrał kamienny wyraz twarzy.

— Skąd wiesz? — zapytał, na co wzruszyłam ramionami. — Czekaj, byłaś u niego? — Wściekły wstał z miejsca, mierząc mnie wzrokiem, a gdy przytaknęłam, popatrzył na mnie morderczym wzrokiem. Wiedziałam, że będzie o to zły, ale nie sądziłam, że aż tak. — Naprawdę, byłaś u niego?

— Dylan zadzwonił...

— Dylan? — przerwał mi. — On też tam był? — Przytaknęłam nieśmiało, będąc złą na siebie, że wspomniałam o byłym. — I co? Do którego serce mocniej zabiło? Do Dylana, czy Reya? Co? — dopytywał zły. — Jak chcesz do któregoś wrócić, to proszę bardzo, droga wolna. Walizek jeszcze nie rozpakowałaś, to masz sporo zaoszczędzonego czasu — dodał, wskazując dłonią drzwi, a ja poczułam, że zaczynałam tracić cierpliwość, bo zdenerwowały mnie jego słowa.

— Przestań! Ucisz się! — krzyknęłam, wstając z kanapy, żeby nie spoglądał na mnie z góry.

Czułam się pewniej, stojąc naprzeciwko niego, chociaż miałam świadomość, że gdy straci nad sobą kontrolę, to będę z nim bez szans. Ian najwidoczniej nie spodziewał się takiego wybuchu z mojej strony, bo cofnął się zdezorientowany o krok, jakby to on teraz się mnie przestraszył.

— Czemu go pobiłeś?!

— Bo mnie sprowokował — mruknął pod nosem.

— Czym?! Tym, że szedł spokojnie chodnikiem?! — wykrzykiwałam, chociaż Ian spuścił już z tonu.

— Co ty pieprzysz? — zapytał, spoglądając na mnie z niezrozumieniem.

— Rey wszystko mi powiedział, że zaatakowałeś go, jak szedł spokojnie chodnikiem — zaczęłam mówić — zatrzymałeś przy nim samochód i wciągnąłeś do środka, a potem wywiozłeś do lasu — dodałam, na co mężczyzna roześmiał się głośno. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego reakcji. On naprawdę musiał być mocno zaburzony, skoro bawiły go takie rzeczy.

— Niezły kit ci wcisnął — odparł spokojnie. — Chyba był pewny, że nie powiesz mi o waszej rozmowie.

— Nie rozumiem — odezwałam się niepewnie, a Ian odetchnął ciężko.

— Spotkaliśmy się pod sklepem meblowym. — Uniosłam brwi, słysząc to, bo Rey nic takiego nie mówił.
— Przez nowy samochód na początku nie ogarnął, że to ja. Pakowałem kartony do środka, a gdy po odwiezieniu wózka, wracałem do auta, stanął mi na drodze. Miałem ochotę od razu się na niego rzucić, ale obiecałem ci, że tego nie zrobię, więc minąłem go bez słowa i podszedłem do drzwi od strony kierowcy, ale wtedy on postanowił się odezwać.

— Co powiedział?

— Na początku, że mam cię zostawić w spokoju, bo tylko niszczę ci życie — mówił dalej. — Gdy usiadłem za kierownicą, z parszywym uśmiechem stwierdził, że niedługo wyląduję tam, gdzie moje miejsce, czyli w więzieniu, a wtedy on cię pocieszy. Powiedział, że jak weźmie cię w obroty, to szybko o mnie zapomnisz. — Skrzywiłam się, słuchając tego, bo Rey przedstawił to w zupełnie innym świetle. Robił z siebie ofiarę, a wychodziło na to, że to on był głównym prowokatorem.

— Chociaż wszystko się we mnie gotowało, to postanowiłem, że nie dam się tak łatwo sprowokować, ale gdy zaczął mówić, co będzie z tobą robił w łóżku i poza nim, to... — zawiesił się na chwilę, spoglądając na mnie niepewnie — nie wytrzymałem, wziąłem go za szmaty i po upewnieniu się, że nikt nam się nie przygląda, wpakowałem do bagażnika i wywiozłem za miasto, gdzie dostał po mordzie. — Przymknęłam oczy, biorąc głęboki oddech, bo to wszystko było ponad moje siły.

Nie rozumiałam, dlaczego szkolny kolega sprowokował Iana, a potem opowiedział mi zupełnie inną historię, w której on był tylko ofiarą.

— Podobno przestałeś go bić, dopiero jak powiedział, że ja ci tego nie wybaczę, gdy on umrze.

— Brednie — parsknął śmiechem. — Nic takiego nie musiał mówić. Sam go zostawiłem, jak stwierdziłem, że dostał już porządną nauczkę.

— Zostawiłeś go tam na pastwę losu.

— Czekałem do przyjazdu karetki, zaznaczając, że jak piśnie choć słówko, kto go pobił, to wtedy naprawdę go zajebię. — Westchnęłam ciężko, gdy kolejny raz usłyszałam coś innego.
— Inaczej już dawno złożyłbym tę durną szafę przed twoim powrotem od matki — dodał naburmuszony.

— Połamałeś mu żebra.

— Po prostu nadział się na mojego buta — odparł, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Pokręciłam głową, widząc to, ale przez to miałam pewność, że Ian nie kłamał.

— A palce u dłoni?

— Niechcący go przydepnąłem — powiedział, wzruszając ramionami.

— Ian, obiecałeś. — Spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem.

Zacisnął usta, po czym przetarł dłońmi twarz. Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdyby Rey go nie sprowokował, do niczego by nie doszło, ale mimo wszystko miałam żal, że dał się podejść. Zastanawiałam się, jaki cel miał w tym mój szkolny kolega, nie tylko prowokując Iana, ale i opowiadając mi zupełnie inną historię.

— Widzę, że bardzo ci na nim zależy — odezwał się z żalem w głosie. Zrezygnowana opuściłam barki, bo miałam wrażenie, że Ian nadal nie dostrzegał tego, jak bardzo zaangażowałam się w relację z nim.

— Ile razy mam powtarzać, że zależy mi na tobie, idioto?

— Zważaj na słowa — mruknął.

— Bo co, kurwa?

— Samantha! Przestań przeklinać! — krzyknął.

— Bo?! Ty możesz, a ja nie?! Jakieś podwójne standardy wprowadzamy?! — Przyjęłam jego ton głosu, żeby wiedział, że nie dam już sobą pomiatać. — Jak nie słuchasz, gdy mówię spokojnie, to może więcej do ciebie dotrze, jak użyję twojego rynsztokowego słownictwa!

— Zamilcz!

— O, nie! Tak to sobie możesz mówić do.... — zaczęłam mówić, ale nie dokończyłam, bo mój brzuch przeszył nagły, ostry ból.

Zdecydowanie w moim życiu ostatnio było zbyt wiele emocji, przez co mój organizm zaczął się buntować. Zgięłam się w pół, ciężko oddychając.

— Samantha, co jest? — Ian od razu znalazł się przy mnie, a ja opadłam na podłogę, zwijając się w kłębek.
— Sam. — Strapiony wyszeptał moje imię.

— Nic... — wydusiłam z siebie — boli mnie brzuch, bo mnie stresujesz.

— Chodź, zaprowadzę cię do łóżka. Podam ci tabletki.

— Nie chcę... już... przechodzi — dukałam, dalej leżąc na podłodze, po czym odetchnęłam głęboko, czując, że ból malał. — To tylko stres.

Gdy boleści zupełnie minęły, Ian pomógł podnieść mi się z podłogi, a potem zaprowadził do sypialni i nie chciał słyszeć żadnego sprzeciwu pod tym względem. Po tym, jak położyłam się na łóżku, on zrobił to samo i przytulił się do moich pleców, obejmując mnie. Przymknęłam oczy, czując się o wiele lepiej.

— Przepraszam — szepnął, całując mnie w kark. — Ja naprawdę nie chciałem nic mu zrobić. Nie planowałem tego, to on mnie sprowokował. Powinien liczyć się z konsekwencjami — tłumaczył, a ja wyswobodziłam się z jego objęć i odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. — Samantha, ja nie wyzbędę się swojej agresji z dnia na dzień. Nie wiem, czy kiedykolwiek to mi się uda — mówił, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem.

— Dlaczego po prostu nie odpaliłeś silnika i nie odjechałeś? — zapytałam, lustrując jego twarz.

— Chciałem. Wierz mi, że chciałem — powiedział, po czym przymknął na chwilę oczy, ciężko wzdychając, by następnie ponownie na mnie spojrzeć. — Ale jak zaczął mówić, co będzie z tobą robił w...

— Nie kończ — przerwałam mu. — Nie chcę tego słuchać. — Naprawdę nie spodziewałam się tego po Reyu i byłam na niego zła za to, że sprowokował Iana, a na dodatek wygadywał jakieś brednie na mój temat.

— Wiem, że i tak mi nie wierzysz, ale tak było, naprawdę. Nie kłamię.

— Wierzę ci — odezwałam się, kładąc dłoń na jego policzku, przez co uśmiechnął się lekko. — Ian, obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz.

— Nie zostawię — szepnął, po czym połączył nasze usta w pocałunku.

Wzdrygnęłam się, odrywając od Iana, gdy nagle rozbrzmiał krótki dźwięk mojego telefon. On westchnął z niezadowoleniem, a ja sięgnęłam po komórkę, po czym weszłam w przysłaną przez bank wiadomość. Zrobiłam wielkie oczy, widząc informację o przelewie na moje konto i to na dość sporą gotówkę. Skrzywiłam się, spoglądając na Iana.

— Coś nie tak? — zapytał.

— Możesz mi powiedzieć, co oznacza ten przelew z konta klubu na moje? — Pokazałam mu wiadomość, a on tylko przewrócił oczami.

— No przecież kiedyś prosiłaś mnie o pożyczkę.

— Co? Jaką pożyczkę? — dopytywałam zdezorientowana. — O nic nie prosiłam  — dodałam, patrząc na niego wymownie. — Ian, okey, mówiłeś mi, że ten klub służy do prania pieniędzy, ale bez przesady. Nie chcę być zaraz o coś oskarżona.

— No przecież mam twój podpis na piśmie dotyczącym pożyczki — odezwał się, a ja zmarszczyłam brwi, nic z tego nie rozumiejąc. — Nawet zgodziłem się na niskie oprocentowanie. Stwierdziliśmy z moim księgowym, że przelejemy to z konta klubu. Poza tym i tak wiadomo, że niczego nie będziesz oddawała. — Wzruszył ramionami, a ja zdenerwowana zacisnęłam zęby.

— Przecież ja nic nie podpi... — zaczęłam mówić, ale po chwili zawiesiłam się, przypominając sobie, jak w momencie podpisania umowy podsunął mi coś jeszcze. Pokręciłam głową na swoją głupotę.

— Ian, nie rób tak więcej, okey? Nie podpiszę teraz niczego bez uprzedniego przeczytania — powiedziałam, posyłając mu znaczące spojrzenie. 

Chciałam, żeby wszystko było jasne, bo naprawdę się bałam, że za chwilę zostanę o coś oskarżona. Rozumiem przelewać wynagrodzenie, które w sumie też było fikcją, ale czterdzieści tysięcy w ramach jakiejś tam niby pożyczki, to było już dla mnie za wiele.

— Za dużo się przejmujesz i analizujesz — rzucił, przyciągając mnie do siebie. Popatrzyłam w jego oczy, kręcąc głową, bo on naprawdę niczym się nie przejmował.
— Zróbmy sobie drzemkę, bo wykończony jestem — dodał, wtulając się we mnie, a ja przytaknęłam, bo ten pomysł nie był taki zły.

***

Stałam przed depozytami w Warville i patrzyłam na nie z szybko bijącym sercem. To było ostatnie miasto w najbliższej okolicy Fallbron, które mi zostało. Chociaż Rey dwa dni temu powiedział, że mam tu przyjechać nazajutrz, to nie zrobiłam tego. Wczoraj byłam w Chatlow, a dopiero dzisiaj dotarłam do Warville. Łudziłam się, że Ian mnie podwiezie, ale niestety nie dał rady, więc przyjechałam autobusem. Nakłaniał mnie do tego, żebym wzięła samochód, bo on i tak teraz poruszał się motocyklem i żebym sama pojechała, ale bałam się. Nie byłam jeszcze gotowa na to, aby usiąść za kierownicą.

Teraz stałam i spoglądałam na metalowe skrzynki, zastanawiając się, co zrobić. Obawiałam się tego, co się stanie, gdy w którejś z nich będzie znajdował się klucz, a ze słów Reya wywnioskowałam, że tak właśnie miało być. Rozejrzałam się niepewnie, ale nie zauważyłam nikogo podejrzanego, a zazwyczaj, gdy ja się pojawiałam w okolicy depozytów, dziwnym trafem parkował ktoś jeszcze, przyglądając się moim poczynaniom. Jednak wczoraj też nic takiego nie miało miejsca, co mogło oznaczać, że ten ktoś nie zauważył, że poruszałam się autobusami, a nie samochodem, jak zwykle.

W głowie miałam natłok myśli po tym, co w szpitalu usłyszałam od Reya, a potem w domu od Iana, który powiedział, że mój szkolny kolega groził mu, że niedługo trafi do więzienia. Czy to mogło oznaczać jakąś zasadzkę? Bałam się i żałowałam, że nie powiedziałam Ianowi o wszystkich wątpliwościach.

Odetchnęłam głęboko, po czym przyklęknęłam i zaczęłam wstukiwać kod do dolnego depozytu. Czułam, że odwlekałam wszystko w czasie, bo zazwyczaj zaczynałam od samej góry. Jeśli wcześniej mnie śledzono, to zapewne ta osoba już doskonale znała mój system, więc pewne klucz został ukryty w górnej skrzynce. Po rozmowie z Reyem doszło do mnie, że on mną sterował. To on podpowiedział mi, co zrobić ze wskazówkami, pozostawionymi przez osobę, która włamała się na mój komputer, a potem wskazywał mi, do których miast miałam po kolei jeździć. W szpitalu powiedział, że od razu mam pojechać do Warville, ale postanowiłam inaczej, a w Chatlow oczywiście klucza nie było. Ewidentnie od początku bawił się się ze mną w kotka i myszkę.

Przymknęłam oczy, gdy po wstukaniu kodu nic się nie zadziało. Czułam się, jakbym rozbrajała bombę, bo z tyłu głowy wciąż miałam słowa Reya, że Fallbron odżyje, a ja będę wolna. Problem w tym, że ja nie chciałam być wolna, jak on to określił. Chciałam być z Ianem i dalej tworzyć z nim parę. Naprawdę go kochałam i nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym go stracić. Na samą myśl o tym w moich oczach pojawiały się łzy, bo bałam się samotności. Może nasz związek nie był cukierkowy i czasem zachowanie Iana pozostawiało wiele do życzenia, ale mimo wszystko chciałam dalej pracować nad tym, co stworzyliśmy już razem, a jego ostatnie deklaracje i gesty wskazywały na to, że myślał podobnie.

Z niepokojem patrzyłam na wciąż malejącą liczbę depozytów, która została mi do sprawdzenia. Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę, gdy kolejny raz wstukiwałam kod, a po niespełna kwadransie pozostał mi ostatni depozyt. Ponownie rozejrzałam się dookoła, ale byłam sama. Dzisiaj naprawdę nikt mnie nie śledził. Wbiłam kod i przymknęłam oczy, gdy rozległ się dźwięk informujący o odblokowaniu drzwiczek.

Pasował.

Niepewnie spojrzałam na skrzyneczkę, po czym ją otworzyłam i wyciągnęłam zawartość. Wpatrywałam się w trzymany w dłoni klucz z czerwonym brelokiem w kształcie pistoletu. Wszystko się zgadzało. Wyjęłam komórkę z kieszeni, po czym wybrałam numer Iana.

— Co tam? — zapytał beztrosko.
Kolejny raz tryskał humorem, za to ja byłam pełna obaw i niepokoju.

— Ian — odezwałam się, a potem zamilkłam.
W mojej głowie pojawiła się myśl, żeby schować klucz i zamknąć depozyt, a jemu nie zdradzać, że go znalazłam, ale z drugiej strony nie chciałam go oszukiwać.

— Coś się stało?

— Znalazłam klucz — szepnęłam, a po drugiej stronie zaległa cisza.

— Naprawdę? — zapytał po dłuższej chwili.

— Tak.

— Samantha, zostań na miejscu. Już do ciebie jadę. Będę najdalej za pół godziny — powiedział, a ja nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo od razu się rozłączył.

Zamknęłam depozyt i przeszłam kawałek dalej, gdzie przysiadłam na krawężniku, czekając za Ianem. Rozglądałam się raz po raz dookoła, ale nie kręcił się nikt podejrzany.

*

Dwadzieścia minut później zauważyłam w oddali zbliżający się motocykl. Wstałam na nogi, gdy Ian podjechał do mnie. Zgasił silnik, ściągnął kask i zszedł z motoru, po czym od razu przyciągnął mnie do siebie, i namiętnie pocałował, a mnie nogi się ugięły.

— Pokaż to — odezwał się, gdy się ode mnie oderwał, więc otworzyłam dłoń, w której ściskałam klucz, a on uśmiechnął się szeroko i ponownie mnie pocałował. — Kocham cię — szepnął, opierając się czołem o moje.

— Co dalej? — zapytałam, niepewnie spoglądając na niego, gdy odsunął się ode mnie. Rozpołowił brelok i z satysfakcją spojrzał na karteczkę, która się w nim znajdowała.

— Będziemy rządzić całym stanem albo będziemy bogaci — roześmiał się. — Jeszcze nie zdecydowałem.

— Co ten klucz otwiera? — Ciekawiło mnie, co znajdowało się w miejscu, które wskazywały dane z breloka.

Nagle zamarłam, gdy zauważyłam, jak kawałek dalej zatrzymuje się jakiś samochód i może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że osoba, która prowadziła auto, miała założoną kominiarkę.

— Samantha, przecież mówię do ciebie cały czas. — Wzdrygnęłam się, gdy Ian pstryknął mi palcami przed oczami. — Chciałaś wiedzieć, co tam jest, a teraz mnie nie słuchasz. — Spojrzał na mnie wymownie. — Co się dzieje?

— Ian — szepnęłam drżącym głosem, a on popatrzył na mnie mrużąc oczy.

— Co jest?

— Samochód po drugiej stronie ulicy — powiedziałam, kiwając głową, żeby spojrzał za siebie.

— Co z nim? — zapytał, po czym zerknął przez ramię. — O, kurwa, spierdalamy — dodał spanikowany, gdy tamta osoba wysiadła z auta.

— Ale... ja nie mam kasku — odezwałam się niepewnie i w tym samym momencie Ian włożył na moją głowę swój kask.

— Wsiadaj, szybko — powiedział, gdy usiadł na motocyklu.

Zajęłam miejsce za nim i objęłam go mocno w pasie. Odpalił silnik, nawrócił, a ja pisnęłam głośno, gdy zamaskowany mężczyzna wymierzył w nas pistolet, ale na szczęście nie zdecydował się na oddanie strzału.

Ian przyspieszył, co oznaczało, że tamten musiał za nami ruszyć. Bałam się. Bałam się, że w końcu nas dogoni, zajedzie drogę i zastrzeli, chociaż domyślałam się, że głównym celem miał być Ian. Zapewne, gdyby chodziło mu także o mnie, to strzeliłby mi w plecy, gdy go mijaliśmy. Przymknęłam oczy, wtulając się w mężczyznę, bo nie chciałam go stracić i poprzysięgłam sobie, że jeśli Rey miał cokolwiek z tym wspólnego, to zemszczę się na nim, jeśli Ianowi coś się stanie.

*************************

Zapraszam od razu na dość krótki epilog.

Miłego czytania 🙂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro