7. Na kolana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam w łóżku, wpatrując się w szafkę, do której schowałam pieniądze, które w nocy dostałam od Iana. Nie mogłam ich wpłacić do banku, bo nie wytłumaczyłabym się z tak ogromnej sumy, więc musiałam trzymać je w domu. Ciągle miałam wyrzuty sumienia, że wzięłam te pieniądze, ale zagłuszałam je myślami, że należały mi się, bo przez Iana straciłam samochód. Próbowałam sobie wmówić, że to moje zadośćuczynienie, ale i tak czułam się podle z tą myślą.

Westchnęłam głęboko, przecierając twarz dłońmi, po czym chwyciłam telefon, żeby zobaczyć, czy moje przyjaciółki w końcu się do mnie odezwały. Zrobiłam wielkie oczy, widząc wiele wiadomości na naszej grupie. Obie w sumie pisały tylko o jednym, że jak najszybciej musimy się spotkać i pogadać. Zdziwiłam się trochę, widząc to, bo wczoraj po tym, jak Ian odwiózł nas do domów, to one milczały. Pisałam do nich, ale nie odpisywały mi, jakby były na mnie o coś złe, a ja byłam ciekawa, jak potoczyło się dalsze spotkanie bruneta i Emmy. On niestety nie był skory do tego, żeby powiedzieć mi cokolwiek, gdy rozmawialiśmy po tym, jak zabrał mnie do starej fabryki, tak więc nadal żyłam w niepewności.

Rzuciłam telefon i ponownie spojrzałam na szafkę, do której schowałam pieniądze. Miałam wrażenie, że szaleję przez nie. Po chwili zerwałam się z łóżka i przyklęknęłam przy komodzie, po czym otworzyłam dolną szufladę i wygrzebałam spod bielizny plik pieniędzy. Po tym, jak przyszło mi do głowy, że Ian mnie wyrolował i mogłyby być fałszywe, musiałam od razu to sprawdzić. Jednak po obejrzeniu kilku losowo wybranych studolarówek mogłam być pewna, że były prawdziwe. Nadal nie wierzyłam w to, że w dłoniach trzymałam pięćdziesiąt tysięcy. Poniekąd te pieniądze rozwiązywały wszystkie moje problemy, a przede wszystkim te z czesnym na studia.

— Sam! — Jak oparzona schowałam pieniądze do komody, gdy do pokoju niespodziewanie weszła mama.
Serce biło mi jak oszalałe, jednak miałam nadzieję, że nie zdążyła nic zobaczyć. Przełknęłam ślinę, uśmiechając się krzywo, a mama spojrzała na mnie zmrużonymi oczami.
— Coś się stało? — zapytała, na co szybko pokręciłam głową.

— Wróciłaś?

— Jak widać — odparła zdenerwowana, a ja nie wiedziałam, czy była zła na mnie, czy coś się stało. W sumie nawet nie wiedziałam, gdzie była i po co. Po tym, jak wczoraj otrzymała telefon, gdzieś wybyła, mówiąc, że nie wróci na noc.
— Czemu ty jesteś jeszcze w piżamie? Wystarczy, że wyjadę na trochę i już nad niczym nie panujesz.

— Właśnie wyciągałam ubrania, żeby się ogarnąć. — Skłamałam, uśmiechając się krzywo, a mama pokręciła głową.

— Powinnaś być już dawno ogarnięta. Dochodzi czternasta. — Może i miała rację, ale do domu wróciłam dopiero o piątej nad ranem, więc nawet nie miałam ochoty, żeby wstać wcześniej.

Ian nie chciał mnie od razu odwieźć do domu i rozmawialiśmy, a ja nawet za bardzo nie pamiętałam o czym, bo byłam taka zdenerwowana. W sumie z całej tej nocy nie pamiętałam zbyt wiele. Nigdy nie sądziłam, że stres może spowodować, że nie można sobie przypomnieć, co się robiło przez kilka ostatnich godzin. A może po prostu wyparłam to spotkanie ze swojej głowy?

— Ubieraj się i zejdź na dół. Przywitaj się, chociaż z ojcem.

— Tata wrócił? — zapytałam zdziwiona.

— Tak — odparła, opuszczając pokój.

Patrzyłam na zamknięte drzwi, zaciskając usta. Już wiedziałam, że coś się stało, bo tata miał być w trasie jeszcze przez jakieś dwa tygodnie.
Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, gdzie się ogarnęłam, po czym przeszłam do kuchni. Tata siedział przy stole, a twarz miał skrytą w dłoniach.

— Cześć, tato — odezwałam się, uśmiechając się lekko.

W jednej chwili przybrałam kamienny wyraz twarzy, gdy ojciec na mnie spojrzał, bo był pobity. Na jego twarzy widniały liczne szramy, a większe rany zakryte były plastrami. Spojrzałam na jego dłonie, które były zaciśnięte w pięści i poobdzierane. Nie mogłam uwierzyć w to, że mama nie powiedziała mi wczoraj, dokąd tak naprawdę jechała.

— Co się stało? — zapytałam, siadając naprzeciwko niego.

— Napadli mnie i okradli tira — odparł, krzywiąc się, a ja zszokowana zakryłam dłonią usta. Mama stała obok kuchennej szafki z zatroskaną miną.  — Tyle towaru. Nigdy się nie wypłacę — dodał, opierając łokcie o blat i wplatając dłonie we włosy, a ja patrzyłam na niego z niezrozumieniem.

— Jak to nigdy się nie wypłacisz? Przecież to nie twoja wina — odezwałam się. Ojciec spojrzał na mnie, kręcąc głową.

— Powiedz to mojemu szefowi, dziecko.

— Mogłeś stracić życie, a ten idiota przejmuje się towarem!? — krzyknęłam, bo zdenerwowało mnie to, co powiedział.

— Nie był ubezpieczony.

— I co z tego!? Czy ten człowiek nie ma serca!?

— Samantha, przestań krzyczeć. — Wtrąciła mama, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

— Jasne, rozmawiajmy tak, jakby nic się nie stało. — Prychnęłam pod nosem.

— Moja wina — odezwał się tata, przez co ponownie na niego spojrzałam. Serce mi się krajało, widząc go przybitego.
— Mogłem nie zjeżdżać z trasy, ale będąc tak blisko was, stwierdziłem, że zobaczę, jak sobie radzicie.

— Jak to blisko nas? To, gdzie cię okradli? — zapytałam.

— W Rowgate.

Przełknęłam ślinę na wiadomość, że ojca napadli w sąsiedniej miejscowości. Zamarłam, gdy uświadomiłam sobie, że z kradzieżą mogli mieć coś wspólnego ludzie Iana, bo w nocy nikogo nie było na terenie starej fabryki. Kurwa, a ja jeszcze od tego psychola wzięłam pieniądze. Nie mogłam pojąć swojej głupoty i tego, że tak łatwo dałam mu się przekonać, żeby zabrać tę forsę. Na dodatek potem jeszcze długo przebywałam w jego towarzystwie i rozmawiałam z nim, a facet tymczasem wykańczał naszą rodzinę. Najpierw zabił Adama, a teraz jego ludzie napadli mojego ojca. Zacisnęłam zęby, przysięgając sobie, że go zniszczę, nawet jakbym sama miała stracić przez to życie. Nie wiedziałam, jak to zrobię, ale w tamtym momencie było we mnie wiele złości i nienawiści w stosunku do tego człowieka.

— Ile chce twój szef, żebyś mu oddał? — zapytałam, na co ojciec cicho westchnął.

— Siedemdziesiąt tysięcy — powiedział, przecierając twarz dłońmi, by po chwili syknąć z bólu. Chyba na chwilę zapomniał o tym, w jakim stanie jest jego twarz. — Skąd ja wezmę taką sumę? Przecież nawet teraz pracy nie mam. — Mama podeszła do niego i objęła go, żeby dać mu trochę wsparcia.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam oddać ojcu pieniądze, które miałam od bruneta, ale przecież nie mogłam pójść do pokoju i jak gdyby nigdy nic przynieść mu je. Musiałam najpierw wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę, żeby powiedzieć, że legalnie zarobiłam taką sumę.

— Najważniejsze, że tobie nie stało się nic poważniejszego — odezwała się mama, a ja przytaknęłam.

Rany miały szybko się zagoić, a siniaki poschodzić. Dobrze, że tylko tak to się skończyło, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli za tym wszystkim stali ludzie od Iana, to mogło być o wiele gorzej.
Wzdrygnęłam się, gdy w kuchni rozległ się dźwięk telefonu. Od razu sięgnęłam do kieszeni po komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Zagryzłam wargę, widząc połączenie od Dylana. Chciałam się z nim spotkać i pogadać, ale głupio mi było to robić w sytuacji nieszczęścia w naszej rodzinie.

— Odbierz. — Spojrzałam na ojca, gdy odezwał się w moim kierunku z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Podziwiałam go, że pomimo tego, co go spotkało, umiał wykrzesać z siebie życzliwy uśmiech.
Przytaknęłam głową, po czym wstałam z miejsca i wyszłam przed dom, porozmawiać z chłopakiem.
Od razu powiedziałam mu, co się stało i z przejęciem opowiadałam, jak wygląda ojciec.
Dylan próbował mnie pocieszyć i podnieść na duchu, że wszystko na pewno dobrze się zakończy, ale ja nie byłam taką optymistką.
Gdy już mieliśmy zakończyć rozmowę, Dylan zaproponował spotkanie. Normalnie od razu przystanęłabym na to, ale teraz nie chciałam wychodzić na wyrodną córkę. Jednak chłopak nie byłby sobą, gdyby nie wiercił mi dziury w brzuchu o to, żebym mimo wszystko wyrwała się z domu.
Rozłączyliśmy się, a ja z głośnym westchnięciem rozejrzałam się po okolicy, po czym wróciłam do domu. Weszłam do kuchni i zajęłam miejsce, które wcześniej zajmowałam, odkładając telefon przed siebie. Wpatrywałam się w komórkę z posępną miną.

— Co jest? — Spojrzałam na tatę, gdy się odezwał. Zagryzłam wnętrze policzka, patrząc na niego niepewnie.

— Obrazisz się, jak teraz wyjdę?

— Sam. — Przeniosłam wzrok na mamę, gdy wypowiedziała moje imię. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem, kręcąc głową.

— Niech idzie. — Spojrzałam znowu na ojca, który uśmiechnął się ciepło. Zawsze był dla mnie bardziej pobłażliwy niż mama.

— Dzięki, tato — powiedziałam, wstając z miejsca.
Mama westchnęła ostentacyjne, ale zignorowałam to.

Z domu wyszłam z poczuciem winy, że zamiast spędzić czas z ojcem, którego spotkało nieszczęście, to wybrałam chłopaka, ale potrzebowałam jego towarzystwa. Chciałam się też wygadać na temat tego, co spotkało mojego ojca, bo przez telefon nie powiedziałam mu wszystkiego. Wiedziałam, że na pewno dostanę od niego wsparcie.

*

Zmarszczyłam brwi, widząc przed domem Dylana samochód Reya. Myślałam, że będziemy sami, a tymczasem okazało się, że jednak nie do końca. Z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy podeszłam do drzwi i przycisnęłam dzwonek. Ogarnęło mnie zdezorientowanie, gdy w progu zamiast chłopaka pojawiła się Kim.

— Cześć — odezwała się, przytulając się do mnie.

— Cześć — odparłam, wchodząc do środka, a ona zamknęła za nami drzwi.

— Co masz taką minę?

— Nic... Po prostu nie spodziewałam się ciebie — powiedziałam szczerze. Na Messengerze nie pisała, że też będzie u mojego chłopaka. Zaczęłam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi.

— Dylan nas zaprosił, to wpadliśmy.

— Was? — Byłam coraz bardziej zdezorientowana. Dlaczego nie zostałam o niczym uprzedzona?

— Jest jeszcze Emma, Rey i Josh. — Wyliczała. Tylko Rey nie zaskoczył mnie w tym zestawieniu, bo przecież jego samochód stał na poboczu przed domem. — Tak w ogóle, to ja i Emma mamy do pogadania z tobą — szepnęła konspiracyjne.

— O czym?

— Nie teraz — odparła, pociągając mnie za rękę. — Chodź, bo trzeba teraz na szybko pomyśleć nad organizacją imprezy. — Uniosłam brew, słysząc o tym, że szykują jakąś imprezę. Znowu o wszystkim dowiadywałam się ostatnia.

Gdy weszłyśmy do pokoju, w którym siedzieli pozostali, przywitałam się i od razu podeszłam do chłopaka, po czym usiadłam mu na kolanach, wtulając się w niego.

— Co jest, kochanie? — zapytał szeptem, gładząc mnie po plecach. Potrzebowałam takiego gestu.

— Nic — mruknęłam, po czym spojrzałam na niego. Jak zawsze uśmiechał się szeroko, a w oczach dostrzegłam ten błysk, z którym zawsze na mnie patrzył.
— Co to za impreza? — zapytałam po chwili, spoglądając na pozostałych.

— Domówkę robię w czwartek — powiedział Dylan, na co zacisnęłam usta.
Impreza, kiedy moja rodzina przeżywała dramat? Nie podobał mi się za bardzo ten pomysł, jednak mimo wszystko wzięłam udział w ustalaniu szczegółów.

*

Po tym, jak chłopcy wyszli do ogrodu, żeby pograć w koszykówkę, ja z dziewczynami zostałyśmy w pokoju Dylana. Siedziałyśmy i milczałyśmy, jakbyśmy się nie znały.

— Co tak na mnie patrzycie? — zapytałam po chwili, bo doprowadzało mnie to milczenie do szału. Na dodatek patrzyły na mnie dziwnie. Miałam rację, przeczuwając, że się obraziły, tylko nie wiedziałam o co.
— W ogóle to, czemu wczoraj się nie odzywałyście, a rano nagle spam na Messengerze robicie. Tak chyba nie postępują przyjaciółki? — powiedziałam prosto z mostu, a one spojrzały na siebie. — No powiedzcie coś!

— Nie krzycz — odezwała się w końcu Emma, a ja spojrzałam na nią, mrużąc oczy. Podejrzewałam, że ona może być źródłem tej napiętej sytuacji, a raczej jej wczorajsze spotkanie z Ianem.

— Ten typ coś ci zrobił? — zapytałam bez ogródek.

— Jaki typ? — Spojrzała na mnie z niezrozumieniem.

— No, Ian.

— A, ten... typ — dukała niepewnie, przebierając skonsternowaną minę. — Nie. — Pokręciła głową. — A do ciebie potem się odezwał? Był u ciebie? — dopytywała, czym mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam, dlaczego podejrzewała, że mógłby mnie odwiedzić. Zaprzeczyłam ruchem głowy, a Emma przytaknęła.

— Skąd w ogóle takie pytania? — odezwałam się po chwili.

— Bo wypytywał o ciebie. — Zrobiłam wielkie oczy, słysząc to.
— Chciał wiedzieć o tobie dosłownie wszystko. Czekałam tylko na to, aż zapyta o rozmiar stanika — mówiła z oburzeniem. — Dupek. Myślałam, że wpadłam mu oko i chciał zostać ze mną sam na sam, dlatego ciebie pierwszą odwiózł. Ugh! — dodała zła, a ja już wiedziałam, że przyjaciółka była zazdrosna o to, że brunet był zainteresowany mną. Gdyby tylko wiedziała, że tu nie chodziło o żadne uczucie z jego strony, tylko jakąś nieodpartą chęć zniszczenia mojej rodziny, to inaczej patrzyłaby na to wszystko.

— Co mu o mnie powiedziałaś?

— No nic. Udałam obrażoną i powiedziałam, że ciebie ma pytać — odparła, wzruszając ramionami. Odetchnęłam z ulgą, słysząc te słowa.

— A potem obraziłaś się na mnie? — zapytałam, patrząc na nią wymownie.

— To nie tak. — Zaprzeczyła. — Kurde, Sam, ty masz Dylana, a ja jestem sama. Facet naprawdę mi się spodobał, a tu nawet na krótki romans nie było szans, bo się okazało, że woli ciebie.

— Mam go gdzieś. — Wzruszyłam ramionami. Emma wyglądała na usatysfakcjonowaną tymi słowami.

— Myślicie, że mimo wszystko stałby się cud i spojrzałby na mnie jeszcze? — Zwiesiłam głowę, po czym spojrzałam na Kim, która też nie była zadowolona z pytania Emmy. Obie przeniosłyśmy wzrok na przyjaciółkę, patrząc na nią z niezadowoleniem.

— Czemu robicie takie miny? — zapytała. — Wiem, dla was jest podejrzany, ale dla mnie nie.

— Przecież Dylan robi domówkę, to na pewno zakręcisz się koło kogoś innego. — Wtrąciła Kim i miałam nadzieję, że ten argument ją przekona.

— Może tak, może nie — mruknęła. —  Nieważne już. — Machnęła dłonią. Byłam przekonana, że mimo wszystko  będzie szukała Iana. Niepokoiło mnie to. — Serio napadli twojego ojca? — Przyjaciółka szybko zmieniła temat, a ja przytaknęłam.

— Niestety. — Westchnęłam. — Jeszcze szef każe mu oddać forsę za skradziony towar, bo nie był ubezpieczony. Dacie wiarę?

— Dużo?

— Siedemdziesiąt tysięcy — odparłam, na co dziewczyny zrobiły wielkie oczy. — Kim, twój wujek nie szuka pracownika? — zapytałam z nadzieją.
Pan Anderson też zajmował się transportem. Może ojciec nie zarobiły tak dużo, jak w byłej firmie, ale nie zadręczałby się tym, że nie ma pracy. Chociaż jeden problem miałby z głowy.

— Mogę z nim pogadać i wypytać.

— Byłabym wdzięczna. — Uśmiechnęłam się do przyjaciółki.

*

U Dylana siedziałam do późna. Czas tak szybko minął, że nim się spostrzegłam, a już zapadał zmrok. Kilka godzin wcześniej zadzwoniłam do baru z informacją, że nie pojawię się w pracy. Nie miałam głowy do pracy i sił na nocną zmianę. W końcu musiałam wrócić do domu, więc pożegnałam się z Dylanem i ruszyłam przed siebie. Chociaż chłopak proponował, że mnie odwiezie, to nie chciałam, bo potrzebowałam tego, aby pobyć ze swoimi myślami sam na sam. Chciałam się przejść i zastanowić się nad tym, jak pomóc rodzicom. Podjęłam decyzję, że oddam im pieniądze, które dostałam od Iana, ale nie miałam pomysłu co im powiedzieć, gdy zapytają skąd je mam. Musiałam wymyślić jakąś historyjkę o dodatkowym źródle dochodu.

Osobną kwestią było to, że chciałam dowiedzieć się, czy to faktycznie ludzie od Iana napadli mojego tatę i go pobili. Napadli bezbronnego człowieka, niszcząc przy okazji nasze życie. Ojciec stracił pracę, ubezpieczenie, a na dodatek musiał oddać byłemu pracodawcy pieniądze za skradziony towar.

Zatrzymałam się na chodniku, widząc po drugiej stronie taksówkę. Zacisnęłam zęby, wpatrując się w samochód, po czym niewiele myśląc, podeszłam do kierowcy, który stał oparty o bok auta i robił coś w telefonie. 

— Przepraszam, wolny pan jest? — zapytałam, na co mężczyzna w średnim wieku przytaknął.
— Podwiózłby mnie pan pod starą fabrykę butów?

— Starą fabrykę butów? — Zdziwił się. — Ma pani na myśli te ruiny na obrzeżu miasta? — dopytywał, żeby się upewnić, a ja potwierdziłam, przez co jeszcze bardziej spojrzał na mnie zaskoczony. — Po co chce tam pani jechać? I to jeszcze o tej porze?

— Po prostu potrzebuję się tam dostać, ale jeśli pan nie może to trudno — odparłam, bo nie zamierzałam mu się tłumaczyć. Może i kierunek, który wybrałam, był nietypowy, szczególnie o tej porze, ale postanowiłam, że od razu skonfrontuję się z brunetem.

— Mogę panią podwieźć, ale tylko do drogi prowadzącej do tych budynków. Na pewno nie pod samą fabrykę, bo nie mam zamiaru rozwalić sobie auta na tych wertepach.

— Może być. — Zgodziłam się z radością.

— Proszę wsiadać.

Zajęłam miejsce z tyłu, a taksówkarz usiadł za kierownicą, po czym uruchomił silnik i ruszył w drogę.

*

Po jakimś czasie mężczyzna zatrzymał samochód. Zapłaciłam mu za kurs i otworzyłam drzwi od taksówki.

— To moja wizytówka — odezwał się, podając mi niewielki kartonik, który wzięłam do dłoni. — W razie czego proszę dzwonić.

— Dziękuję.

— A może poczekać za panią? — Wypuściłam powietrze z płuc, gdy kolejny raz mnie zatrzymał.

— Dziękuję, ale nie będzie to potrzebne. W razie czego zadzwonię — odparłam, a kierowca przytaknął.

W końcu wysiadłam z pojazdu, zamykając za sobą drzwi i ruszyłam pieszo w dalszą drogę.
Szłam niepewnie, rozglądając się raz po raz dookoła. Zaplotłam ręce na klatce piersiowej, przełykając mocno ślinę. Zmrok już całkowicie zapadł i zaczynałam żałować tego, że jednak tu przyjechałam. Zatrzymałam się, oglądając się za siebie z myślą, żeby wrócić, ale po chwilowej rozterce dalej ruszyłam przed siebie. Skoro już tutaj dotarłam, to stwierdziłam, że nie będę zmieniać decyzji.

Po kilku minutach byłam na miejscu. Schowałam się w krzaki i obserwowałam otoczenie. Przed fabryką stały dwa samochody, ale żaden z nich nie należał do Iana. Motocykla też nigdzie nie dostrzegłam, co mogło oznaczać, że go tu nie było, co trochę krzyżowało mi plany. Na dworze było cicho, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy w środku ktoś był. Być może zostawili tu tylko samochody i pojechali gdzieś w teren. Nie miałam pojęcia.

Postanowiłam ostrożnie podejść pod budynek, żeby to sprawdzić. Zerknęłam jeszcze na komórkę, czy na pewno ją wyciszyłam, po czym z szybko bijącym sercem ruszyłam przed siebie, obserwując otoczenie.

Podeszłam do bocznych drzwi i nadstawiłam uszu. Zmrużyłam oczy, słysząc niewyraźne głosy dochodzące z wnętrza. Jednak ktoś tu dzisiaj był. Zacisnęłam usta, zastanawiając się co dalej, ale stwierdziłam, że jeśli nie widzę ani samochodu, ani motocykla Iana, to nie będę ryzykować spotkania z jego ludźmi. Nie chciałam, żeby mi coś zrobili tak, jak mojemu ojcu. Westchnęłam cicho, po czym znieruchomiałam, robiąc wielkie oczy, gdy poczułam na swoich plecach lufę pistoletu. Zimny pot oblał moje plecy.

— Czego tu szukasz? — Przełknęłam mocno ślinę, słysząc za sobą ochrypły, męski głos.

— Ja... ja... ja.... — dukałam, próbując zebrać myśli i słowa.
Strach tak mnie sparaliżował, że nie potrafiłam powiedzieć nic sensownego. Z nerwów zaczęłam szybciej oddychać, a serce biło jak oszalałe. Dłonie, które zdążyły stać się wilgotne od potu, zacisnęłam w pięści.

— Kim ty, kurwa, jesteś? Czego tu węszysz? — Mężczyzna jeszcze mocniej wcisnął mi pistolet w kręgosłup, przez co bardziej się spięłam.

— Ja... — Zakwiliłam cicho, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że nie potrafię nic z siebie wydusić.

— Ja, ja, ja. — Przedrzeźniał mnie mężczyzna, mając ze mnie ubaw.
— Idziemy — dodał, naciskając ręką klamkę, przez co drzwi ustąpiły, a następnie wepchnął mnie do środka.

Wtedy dwójka mężczyzn, którzy byli w pomieszczeniu, utkwiła we mnie wzrok, a ja coraz bardziej wpadałam w panikę. Gdy na nich patrzyłam, od razu pomyślałam, że nie chciałabym ich spotkać w jakiejś ciemnej uliczce.

— Panowie, mamy gościa — powiedział mężczyzna, który przyłapał mnie pod drzwiami.

— Myślałem, że będzie lepiej ubrana — odezwał się szatyn. Zaciągnął się papierosem, po czym wypuścił chmurę dymu. — Te dziwki coraz bardziej niepozornie są — dodał, rzucając niedopałek na ziemię i przydeptując go butem.

— Ja... nie... — dukałam bezsilnie.

— Ta laska to jakiś wybrakowany egzemplarz, ciągle gada tylko ja.

— Jak dla mnie nawet nic nie musi mówić. — Zaśmiał się szatyn, po czym podszedł do mnie. Przełknęłam mocno ślinę, gdy dotknął moich włosów i założył je za ucho.
— Skąd ją wytrzasnąłeś?

— Sama tu przyszła — odparł jego kumpel. — Taksówkarz wysadził ją przy drodze. Stała pod drzwiami i podsłuchiwała.

— Imię jakieś masz? — zapytał szatyn, lustrując moją twarz. Zmrużył oczy, gdy nie otrzymał odpowiedzi.
— Hmm, niech będzie Brandi.

— Jak ta aktorka z pornosów? — odezwał się brunet, stojący kilka kroków od nas, a szatyn przytaknął, uśmiechając się szyderczo.

— W takim razie, Brandi, rozbieraj się — powiedział mężczyzna, który trzymał mnie na muszce, po czym popchnął w stronę bruneta.

Krzyknęłam, gdy mnie złapał. Obrócił plecami do siebie i objął ramieniem, blokując mi ręce. Zaczęłam się szarpać, gdy zaczął mnie obmacywać w akompaniamencie śmiechu pozostałych.

— Proszę, zostawcie mnie — odezwałam się błagalnie.

— Nooo, jednak potrafisz mówić — odezwał się szatyn. — Ale to i tak nie zmienia twojej sytuacji.

Krzyczałam, czując, jak po policzkach spływają mi łzy, a przy uchu słyszałam przyspieszony oddech mężczyzny, który mnie trzymał. Pozostali przyglądali się nam, śmiejąc się głośno. Zamarłam, słysząc trzask klamry od paska. Spojrzałam na faceta, który mnie tu wepchnął, a teraz rozpinał swoje spodnie. Zawiesiłam głowę, płacząc głośno, bo wiedziałam, co planują i wiedziałam, że nie mam szans na uwolnienie się, chociaż próbowałam się wyszarpnąć z uścisku.

— Co z nią potem zrobimy?

— Zajmie miejsce obok Palmer. — Zupełnie nie rozumiałam, o czym mówili między sobą, bo czym było Palmer?

— Na kolana. — Gdy usłyszałam te słowa, uniosłam na chwilę głowę, zwieszając ją zaraz, gdy mężczyzna zaczął wyciągać ze spodni swoje przyrodzenie. Nie miałam zamiaru na to patrzeć.

— Nie, błagam. — Załkałam, szarpiąc się.

— Na kolana — odezwał się ten, który mnie trzymał, po czym podciął mnie, przez co znalazłam się na posadzce.

Krzyknęłam z bólu, gdy moje kolana obiły się o beton. Głowę miałam spuszczoną, a usta mocno zacisnęłam. Z oczu nieustannie płynęły łzy i czułam, że zbiera mi się na wymioty. Bałam się tego, co chcieli mi zrobić. Byłam głupia, że tu przyjechałam, ale nie sądziłam, że spotka mnie za to tak okrutna kara.

— Głowa w górę — powiedział mężczyzna stojący za mną, po czym chwycił mnie za brodę oraz włosy i siłą uniósł moją głowę.

Jeszcze mocniej zacisnęłam usta, szarpiąc się i wydając z siebie coś jak odgłos stłumionego krzyku. Zaczęłam mocniej się szarpać, ale przestałam, gdy poczułam przy swojej skroni pistolet.

— No, lalka, zabawimy się teraz — odezwał się jeden z nich, po czym się roześmiał.
Kątem oka zauważyłam, jak wyciąga telefon i zaczyna wszystko nagrywać. Wzdrygnęłam się, gdy w tym samym momencie rozległ się głośny gwizd. Po chwili nie czułam już lufy pistoletu przy mojej głowie i nikt mnie nie trzymał, przez co opadłam na ręce. Nieśmiało spojrzałam przed siebie, zauważając, jak jeden z moich niedoszłych gwałcicieli w pośpiechu zapina spodnie.

— Co tu się, kurwa, dzieje? — Zwróciłam głowę w bok, słysząc znajomy głos.

W drzwiach stał Ian i patrzył na mężczyzn mrużąc oczy. Ten facet był jednocześnie moim przekleństwem od momentu, gdy wsiadł do mojego samochodu, jak i wybawicielem w tej chwili. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo przecież nie mogłam wiedzieć, co planował, ale widząc popłoch wśród mężczyzn, którzy mnie napastowali. Poczułam, że przy nim nic mi już z ich strony nie groziło.

************************

Uff, w końcu udało mi się skończyć ten rozdział.

Przepraszam za dłuższą nieobecność i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej.

Zabieram się za pisanie.

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro