EPILOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wcześniej był dodany rozdział 36. Jeśli ktoś nie czytał, zachęcam do nadrobienia przed epilogiem 🙂

**************************************

SAMANTHA

Z niepokojem obejrzałam się za siebie, po czym mocniej objęłam Iana, który robił, co mógł, żeby zgubić to auto. Niestety kierowca sportowej fury nie odpuszczał, a ja żałowałam, że brunet nie był posiadaczem jakiegoś ścigacza, którym z łatwością byśmy uciekli. Motocykl był szybki, ale ten sportowy samochód jeszcze szybszy i miałam wrażenie, że nawet specjalnie nas nie doganiał. Jechał za nami, zachowując odstęp, jakby się nami bawił albo na coś czekał.

Zadrżałam z niepokoju, gdy po skręcie w prawo minęliśmy znaki informujące o zakazie wjazdu na drogę. Ian je zignorował i wjechał na trasę, gdzie prowadzony był jakiś remont, ale ze względu na popołudniową porę teraz nic się tu nie działo. Zacisnęłam usta, widząc rozkopy na poboczach, a mimo wszystko on nie zwalniał, jednak wiedziałam, że nie mógł tego zrobić, bo zamaskowany mężczyzna cały czas jechał za nami. Być może Ian myślał, że odpuści, gdy wjedziemy na remontowaną drogę, ale niestety tak się nie stało.

Oddychałam ciężko, gdy z dużą prędkością minęliśmy kolejny zakręt. Wtuliłam się w plecy bruneta, modląc się oto, żeby kierowca samochodu stracił panowanie nad kierownicą, bo chyba tylko w ten sposób mogliśmy się go pozbyć. Niestety nie przewidziałam tego, że życząc komuś źle, to wszystko może obrócić się przeciwko nam.

Nie wiedziałam, co dokładnie się wydarzyło, jaki błąd popełnił Ian, ale zaklął siarczyście, po czym gwałtownie zahamował, tracąc panowanie nad kierownicą. Motocykl się przewrócił, a wraz z nim ja, bo nogawka od spodni zaczepiła mi sie o coś. Maszyna przygniotła mi nogę, za to Ian upadł gdzieś kawałek dalej. Krzyczałam, gdy wraz z ciężką maszyną sunęłam kilka metrów po asfalcie. Miałam wrażenie, że przygnieciona noga mi się paliła. W końcu motocykl zatrzymał się, ale nie miałam sił na to, żeby zarzucić go z siebie.

Wyłam z bólu, ściągając kask i leżałam na asfalcie, spoglądając za siebie. Widziałam zatrzymującego się w oddali Cadillaca oraz Iana zbierającego się z pobocza. Brunet, utykając, ruszył w moim kierunku tak szybko, na ile pozwalała mu kontuzja. Skrzywiłam się, widząc cieknącą krew po jego twarzy.
Za to kierowca samochodu cały czas w nim siedział i obserwował sytuację. Myślałam, że od razu nas dopadnie, ale tego nie robił. Nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodziło. Najpierw do nas mierzył, gdy uciekaliśmy spod depozytów, a teraz siedział w aucie i patrzył na to, co się działo, chociaż byliśmy dla niego łatwymi celami.

— Ian, pomóż mi — wydukałam, gdy był już prawie przy mnie.

Mężczyzna podniósł motocykl, a ja wyswobodziłam nogę, czując się, jakby zdjął mi z niej przedmiot ważący tonę. Skrzywiłam się, widząc kończynę, bo pomimo długich spodni była mocno poharatana. Zrobiło mi się słabo na ten widok i Ian też wyglądał na przerażonego. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych w samochodzie drzwi. Przełknęłam mocniej ślinę, bojąc się o nas.

— Pomóż mi wstać — poprosiłam, na co Ian zacisnął usta.

Spojrzał na zbliżającego się zamaskowanego mężczyznę, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie, a następnie na moją nogę. Zaciskał zęby, patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby coś analizował, a przecież nie było czasu na jakieś rozmyślania, bo powinniśmy jak najszybciej stąd odjechać. Wyglądał, jakby był w transie i nie dochodziły do niego żadne dźwięki z otoczenia.

— Ian, pomóż mi — powtórzyłam, wyciągając w jego kierunku rękę.

— Sorry, Sam, ale będziesz dla mnie tylko ciężarem — odparł, nawet na mnie nie spoglądając, a ja momentalnie znieruchomiałam.

Miałam wrażenie, że serce na chwilę mi stanęło. Nie chciałam wierzyć w to, że takie słowa naprawdę padły z jego ust. Nie po tym, co dla niego zrobiłam i co nas łączyło. Poczułam się, jakby kopnął mnie w klatkę piersiową, przez co zabrakło mi tchu. Nie rozumiałam, dlaczego tak powiedział.

— Co ty mówisz? Ian, pomóż mi. — Trzymałam wyciągniętą w jego kierunku rękę, ale on już nawet na mnie nie patrzył. Uruchomił nogą motocykl, po czym usiadł na niego.

— Nie możesz mnie zostawić na pastwę tego człowieka — mówiłam płaczliwym głosem. Tak bardzo się bałam tego, co on może ze mną zrobić.

— Ian! — krzyknęłam, gdy ruszył przed siebie. — Ian — powtórzyłam cicho, patrząc, jak znikał w oddali. — Przecież obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz — szepnęłam zrozpaczona.

Ostatkiem sił czołgałam się po asfalcie w kierunku, w którym odjechał brunet, płacząc przy tym głośno. Nawet nie wiedziałam, po co to robiłam, bo miałam świadomość tego, że w ten sposób nigdzie nie ucieknę. Może po prostu chciałam odroczyć to, co było nieuniknione, czyli śmierć? Bo wiedziałam, że właśnie dzisiaj nadejdzie.

Słyszałam zbliżającego się w moim kierunku mężczyznę. Metalowe sprzączki od ciężkich, topornych butów dźwięczały, gdy stawiał podeszwę na drodze. Od razu skojarzyły mi się z mężczyzną, który włamał się do mojego rodzinnego domu. Siedząc wtedy w szafie, słyszałam wtedy takie same odgłosy. Myślałam, że to był Corey, ale najwidoczniej pomyliłam się, bo ten mężczyzna w ogóle nie przypominał go swoją posturą. Płakałam, przesuwając się ofiarnie do przodu, bo nie chciałam umierać.

Zaczęłam się zastanawiać, w którym momencie straciłam kontrolę nad swoim życiem. Czy w momencie, gdy przyjęłam pierwsze pieniądze od Iana? Czy wtedy, gdy uratował mnie przed gwałtem? A może nastąpiło to, po pierwszej wspólnej nocy?
Jednego byłam pewna, że jak głupia oddałam mu swoje serce, ciało i duszę, sądząc, że on to wszystko odwzajemnia, bo przecież nawet wyznał mi miłość, a teraz okrutnie przekonałam się o tym, że to wszystko, to była gra z jego strony.

Byłam mu potrzebna tylko do osiągnięcia celu, a gdy dostał to, na czym mu zależało, zostawił mnie na pewną śmierć, chociaż obiecywał, że nigdy tego nie zrobi. Nie obchodził go już mój los, choć myślałam, że naprawdę mu na mnie zależało. Że zdołałam go odmienić. Myliłam się, bo człowieka, który był przesiąknięty złem do szpiku kości, nie da się zmienić. On nigdy nie stanie się dobrą, kochającą osobą. Grał przede mną, a ja wierzyłam we wszystko, co mi mówił. Tak zamydlił mi oczy, że teraz miałam za to zapłacić najwyższą cenę.

Przełknęłam mocno ślinę, gdy mężczyzna podszedł do mnie. Przestałam się czołgać i spojrzałam w górę, gdy stanął obok. Serce biło mi jak oszalałe, a w głowie nieprzyjemnie szumiało. Mój oddech przyspieszył gwałtownie, a łzy nieustannie spływały po policzkach. On wpatrywał się we mnie w milczeniu, trzymając w dłoni broń, a ja miałam wrażenie, że dostrzegłam w jego oczach współczucie. Być może współczuł mi tego, że zostałam porzucona na drodze niczym śmieć.

Mężczyzna przeniósł wzrok na moją nogę, po czym ponownie spojrzał mi w oczy. Zadrżałam, gdy poruszył dłonią, w której trzymał broń. Wiedziałam, że to koniec i za chwilę mnie zastrzeli. Po moich policzkach spływały łzy, a gdy w końcu wycelował we mnie pistolet, zamknęłam oczy, odwracając głowę i zastanawiając się, czy odda jeden skuteczny strzał, czy zrobi sobie ze mnie tarczę strzelniczą, żebym jak najdłużej cierpiała. Cały czas liczyłam, że Ian po mnie wróci, ale to niestety nie nastąpiło.

Nie mogłam już nic zrobić.
Mogłam tylko krzyczeć, ale i tak nikt mnie nie słyszał.

*******************
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

*******************

Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do epilogu, a także dziękuję za pozostawione komentarze i gwiazdki.

Będzie mi miło, jeśli ktoś zajrzy do części drugiej, gdzie oprócz Iana, Ziona, Reya i Coreya pojawi się ktoś nowy.

Zapraszam na prolog "Anioła zemsty", który już znajduje się na moim profilu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro