11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pociągnął nosem, wybiegając na dziedziniec, by znaleźć się jak najdalej od obściskującej się pary. Nie miał nawet siły spojrzeć za siebie, widok ten doszczętnie go wyniszczył oraz sprawił, że miał ochotę tylko zaszyć się w kącie i dać ponieść emocjom, szlochając we własny rękaw.

Pomimo świadomości, że coś między nimi było, nadal nie pozwalał dojść do głosu myśli, iż naprawdę łączy ich miłość nie tylko psychiczna, ale i cielesna. Najstraszniejsze wyobrażenie nie było tak przerażające, jak stawienie czoła tej sytuacji osobiście, bo mógł w jakiś sposób upchać to w zakamarkach umysłu, starając się wypychać tego typu obrazy chociaż w minimalnym stopniu. Dopiero teraz wszystko to uderzyło w niego tak naprawdę.

Jungkook całował Jimina. Przytulał go. Jego malutka nadzieja, która po rozmowie z Hoseokiem zakiełkowała, w tej chwili została doszczętnie zgnieciona i rozkruszyła się jak krucha porcelana w drobny mak. Już nie istniała, bo nie było ku temu podstaw.

Skręcił w stronę bramy, niemal się do niej wyrywając, nie słysząc odgłosów butów, które uderzały o beton, usilnie próbując się z nim zrównać. Jego kontakt z rzeczywistością był mocno ograniczony i gdyby nie silna ręka na jego ramieniu, to nawet by się nie zorientował, że coś obok się dzieje.

Wystraszony ledwo utrzymał równowagę, nieświadomie pozwalając intruzowi na przyciągnięcie swojego ciała do tego drugiego. Nie potrzebował zbyt wiele, by rozpoznać ten umięśniony tors i zapach potu, wymieszany z perfumami, z którymi Jungkook od lat się nie rozstawał. Sam mu je w końcu kupił, wszędzie pozna tę seksowną woń. Pomimo jednak świadomości, że to jego przyjaciel, nie poczuł się wcale lepiej. Krępowało go to i miał ochotę teleportować się do domu, byleby nie rozkleić się przy nim jak dziecko.

— Tae, czekaj!

Mniejszy spiął się, wstrzymując oddech, gdy lekko zrozpaczony głos dotarł do jego ucha, a gorący oddech doprowadził jego ciało do dreszczy, przyjemnych i przerażających jednocześnie. Jeon nie powinien być tak blisko.

— Po co? — mruknął, dopiero po chwili pozwalając płucom na nabranie w nie powietrza. — Popatrzeć na wasze umizgi? Chyba podziękuję.

Ramiona Jungkooka oplotły jego pasa mocniej, niemal uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Młodszy był o wiele silniejszy, więc nawet gdyby chciał się wyrwać, to nie było zbyt dużych szans, by się to ziściło. Zresztą nawet nie miał ochoty odejść. Było mu dobrze, chociaż jednocześnie dotyk ten łamał jego nieistniejące już serce.

— Pozwól mi to wszystko wytłumaczyć... — jęknął brunet, wtulając twarz w jego kark, co tylko bardziej łamało starszego. Jego ciało nie reagowało dobrze na tego typu czułości.

— Nie ma czego, Jungkook. Wszystko wiem od jakiegoś czasu — westchnął cicho, kładąc dłonie na te splecione na swoim brzuchu, by po chwili mocno złapać za nadgarstki, odsuwając je z całej siły od siebie. — Myślałem, że przyznasz się sam, ale ty nie potrafiłeś być ze mną szczery przez tak długi czas. Co możesz mi jeszcze powiedzieć? — Gdy tylko wyswobodził się z objęć chłopaka, odwrócił się w jego stronę, lekko pociągając nosem. — Że ci przykro? Że nie chciałeś mnie zranić, ale tak wyszło? Że bałeś się reakcji? — Pokręcił lekko głową, przecierając rękawem mokry policzek. — Prawda zabolałaby mnie mniej, wiesz? Bo jakoś zniósłbym to, że ze sobą spaliście. Smutno mi jednak, bo nie ufałeś mi na tyle, by się przyznać. Ja mówiłem ci wszystko, a ty nie odwdzięczyłeś się tym samym.

Oczy Jungkooka z każdym słowem odzwierciedlały jeszcze większe przerażenie i zdziwienie. Tae był pewien, że nie spodziewał się tego wszystkiego. Jego piękny plan trzymania wszystkiego w tajemnicy nie wypalił.

— Taeś... Ja naprawdę...

— Jungkookie, proszę. Daj spokój. Pieprzyłeś się z Jiminem, podczas gdy ja na ciebie wtedy czekałem, prawda? W akademiku. Nie kłam, wiem to i od niego, i od Hoseoka.

Jeon zagryzł wargę, próbując na nowo go objąć, jednak Kim odsunął się od niego, kręcąc głową na boki.

— Nie podchodź, Jungkook — powiedział, zaciskając dłonie w piąstki. — Nie rozumiem za bardzo tej sytuacji. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym już na początku dowiedział się o tym, co się między wami wydarzyło. Nie doszłoby do tego głupiego seksu, który jest dla mnie zagadką. Nie wiem czemu się na niego skusiliście, skoro zawsze była tam ta trzecia, całkowicie niepotrzebna osoba.

— Maluszku...

— Daj mi to wszystko powiedzieć, póki mam na to siły, Jungkook. — Tae machnął na niego ręką, wciągając ze świstem powietrze. — Myślę, że wszyscy raniliśmy siebie nawzajem, a tak nie powinno być. Chociaż nie... — przerwał, wzdychając. — Tak być po prostu nie może. Ja tak nie potrafię, nie mogę i nie chcę. Ciężko patrzeć mi na ciebie, bo wyobrażam sobie jak jesteś z Jiminem. Podobnie w drugą stronę. Świadomość, że byliście ze sobą, podczas gdy ja robiłem z siebie kretyna, nieco mnie przeraża. — Jego głos z każdym wypowiedzianym słowem się łamał, jednak musiał wszystko z siebie wyrzucić. — Byłem głupi, wiem. Niepotrzebnie ciebie w to wkręcałem, ale jest za późno. Przepraszam, że namieszałem, ale mam nadzieję, że mimo to uszanujesz moją decyzję i zwyczajnie pozwolisz, by nasze drogi się rozeszły.

W jednej chwili Jeon niemal podskoczył, robiąc krok w jego stronę.

— Tae, błagam. Nie mów tak. Zrobię wszystko, tylko nie odchodź ode mnie. Nie poradzę sobie bez ciebie...

— A ja nie poradzę sobie z tobą, Kookie. Chcę zapomnieć o tym wszystkim i tylko samotność mi w tym pomoże. Pewnie za jakiś czas to wszystko będzie dla mnie proste i będę mógł normalnie z tobą rozmawiać, teraz jednak potrzebuję przerwy. Spróbuj mnie zrozumieć...

— Chcę, ale to zbyt trudne. Jesteś dla mnie najważniejszy. — Jungkook zacisnął wargi, a w kącikach jego oczy szatyn dostrzec mógł łzy, jednak starał się to zignorować. Nie mógł pozwolić na to, by ten widok go złamał. Dla dobra swojego i tej nieszczęsnej pary.

— Jeżeli naprawdę jestem taki ważny, to chciej mojego dobra. Będę szczęśliwszy sam. Przepraszam...

Posłał młodszemu smutny uśmiech i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, ruszył przed siebie, niemal od razu przyspieszając. Nie chciał, by Jeon ochłonął na tyle, by namieszać mu w głowie. I tak miał w niej śmietnik.

***

— Jeon, co to za agresja? — Hoseok przystanął obok walącego w worek treningowy Jungkooka, przyglądając się uważnie jego skupionej na uderzeniach twarzy.

— Odsuń się, albo zamienisz się z nim miejscami — warknął, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Nie miał ochoty na głupie pogadanki, był wściekły, rozżalony i totalnie wytrącony z równowagi, łatwo więc było nadepnąć mu na odcisk i sprowokować. Potrzebował spokoju i czegoś, na czym mógłby się wyżyć, siłownia zaś wydawała się najlepszym pomysłem. Tylko pysk Jimina byłby lepszy i bardziej satysfakcjonujący, nie chciał jednak przypadkiem go zabić. Gnida nie zasługiwała na to, by przez nią zgnił w pierdlu.

— Trochę szacunku dla starszych, gówniarzu — odpowiedział z uśmiechem kapitan, w ogóle nie przejmując się stanem chłopaka. Ba, nieco go to bawiło, chociaż zajęty atakowaniem Jeon nie miał okazji tego zauważyć. I całe szczęście. — Laska ci nie dała, że tak się wściekasz?

— Nawet mnie nie wkurwiaj. — Jeon zagryzł wargę, przestając uderzać w worek, by zaraz pojawić się tuż przed Jungiem. Ten tylko zaśmiał się i położył dłoń na jego głowie, czochrając przepocone włosy.

— Czyli z tobą zerwała. Lub zerwał. Albo ty zerwałeś...

Jungkook wciągnął z trudem powietrze, ostatkiem samokontroli powstrzymując się przed rozwaleniem tej irytującej go twarzy. Nie mógł go pobić, dodatkowo ostatnie słowa go zaskoczyły.

— O co ci chodzi?

— Który? Jimin czy Taehyung?

— O chuj ci chodzi z Parkiem? — Brunet na sam dźwięk tego imienia wpadał szał. Nie miał pojęcia co on miał tutaj do rzeczy, skoro tylko zjebał mu życie.

— No to twój chłopak, nie? Tak uważa Tae w każdym razie. — Wzruszył ramionami, jakby była to całkowicie normalna informacja.

— Skąd ten durny pomysł? I co ma do tego Tae?

— Ale ty jesteś głupi, Jeon. Gadałem ostatnio z młodym i miałem wrażenie, że jest o ciebie w cholerę zazdrosny. A ja nigdy się nie mylę.

— Jesteś idiotą, Hoseok. — Jungkook odsunął się od niego i zsunął z pięści rękawice, zaraz wieszając je na specjalnym haku. Opadł potem na ławkę, sięgając po butelkę wody, którą do połowy opróżnił, nie zważając na spływające po brodzie krople. Niezbyt go teraz cokolwiek interesowało. — Tae mnie nie chce i przed chwilą zerwał ze mną kontakt. Przez Jimina, bo leci na tę małą kurwę.

— Z mojej perspektywy wygląda to inaczej. Był raczej zraniony gdy mówił, że więcej czasu spędzasz z Jiminem. Oczywiście nie wnikałem, bo to nie moja sprawa, ale obserwowanie was powoli mnie męczy. Z Parkiem wprowadzacie nieprzyjemną atmosferę w drużynie, nie podoba mi się to, reszta też ma tego dość.

— Nie wiesz o co poszło, więc nic sensownego tutaj nie zdziałasz. To skomplikowane.

— Ale takie być nie musi. — Jung oderwał się od ściany i uśmiechnął się pokrzepiająco. — Idź do Jimina, potem do Tae, ewentualnie na odwrót. Pogadaj z nimi tak szczerze i dopiero potem wal jak ciota w worek. Prawdziwy facet to nie mięśnie i agresja. To nie siła fizyczna i umiejętność ruchania. — Kapitan wsunął dłonie do kieszeni dresów, kucając przy markotnym brunecie. — To umiejętność stawiania czoła kryzysowym sytuacjom i problemom. To walka o to, co dla nas ważne i pilnowanie, by ważne dla nas osoby nie płakały. Jestem pewien, że któryś właśnie chlipie w poduszkę, ty zaś zachowujesz się jak tępy gówniarz. Czas dorosnąć, nie uważasz?

To powiedziawszy podniósł się i odszedł, rzucając ciche 'cześć', którego Jeon już nawet nie zarejestrował. Jego dłonie same powędrowały do twarzy, którą zakrył, starając się zapanować nad cisnącymi się pod powiekami łzami.

Dlaczego zawsze wszystko szło nie tak, jak powinno? Czemu tylko on był tak głupi, by dawać się emocjom i spieprzyć to, co było dla niego istotne?

***

Kolejny raz poczochrał swoje włosy, stercząc jak idiota pod mieszkaniem szatyna. Nie miał odwagi nacisnąć ten cholerny dzwonek i stanąć oko w oko ze swoim ukochanym chłopcem. Z każdą chwilą strach był coraz większy, a jego tchórzostwo sprawiało, że nogi niemal wrastały mu w podłogę. Zwyczajnie go paraliżowało. Jak zwykle zresztą, gdy w grę wchodziły rozmowy o uczuciach i kłopotliwe sytuacje.

Odetchnął, kładąc dłoń na ścianie tuż obok nieszczęsnego przycisku. Kliknąć, nie kliknąć? Może lepiej naprawdę dać Tae spokój i nie stresować go niepotrzebnie? I tak już mocno go zranił. Skoro jego maluszka bolał widok tej kłamliwej twarzy, to może lepiej byłoby ją usunąć z widoku, by biedne serduszko mogło się zregenerować?

— Długo jeszcze będziesz sterczeć pod tymi drzwiami, Jungkookie?

Jeon odwrócił się i spojrzał na starszego, który z reklamówką stał na samej górze schodów, ze smutną miną wpatrując się w bruneta.

— Maleństwo...   



// A co to tak szybko? ;___; Aż nie wierzę, że dodaję to dzisiaj, jednak nie ma co zwlekać. Dramaty się dzieją!
Buzi Kiri <3
Opinie mile widziane! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro