12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Jungkook przysiadł na łóżku starszego, nerwowo bawiąc się swoimi palcami, które raz po raz wykręcał na wszystkie strony, nie potrafiąc się uspokoić. Nerwy wyżerały go od środka, a w głowie miał teraz milion myśli, które nachodziły na siebie, nie pozwalając umysłowi sensownie pracować, by przypomnieć sobie wszystko to, co miał zamiar powiedzieć swojemu maluszkowi.

Zerknął na szatyna, który postawił na stoliku kubek z herbatą i jakieś smakowite, kuszące ciastka. Niestety Jeon był pewien, że gdyby skosztował choćby kęs, to ze stresu zwymiotowałby na miękki dywanik Tae. Pozostał więc w tej samej pozycji, tylko z nieco większym żalem analizując drobną osóbkę, siadającą na krześle koło biurka.

— No więc? Co masz mi do powiedzenia? Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo czuję się trochę niekomfortowo — zaczął starszy, sięgając po kubek z kakao, które zaczął powoli sączyć. Jungkook wiedział, że się stresował, zawsze w takich sytuacjach zajmował się jedzeniem lub piciem, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego. Nic się nie zmienił. Nadal mógł poprawnie odczytywać jego gesty. Szkoda tylko, że te najważniejsze chamsko mu umykały.

— Chcę byś dał mi szansę na wyjaśnienie tego. Wiem, że słyszałeś wersję Jimina, że wszystko już wyszło na jaw, jednak proszę, byś pozwolił mi na przedstawienie tego z mojej perspektywy — odetchnął z trudem, nieśmiało spoglądając na twarz swojego chłopca. Ten widać nie był zadowolony z tych słów, skinął jednak głową, podkulając nogi pod klatkę piersiową. Chciał się odgrodzić od problemów. Od Jungkooka. Młodszego to zabolało, jednak nie śmiał mieć co do tego żal czy pretensje. Zasłużył na to wszystko.

— Tak naprawdę wcale nie chciałem pomóc ci z Jiminem. Zgodziłem się na to tylko dlatego, że jesteś dla mnie ważniejszy nawet od własnej dumy i serca. Chciałem, byś był szczęśliwy.

Brunet spuścił wzrok, łapiąc za kubek z herbatą. Nie interesowała go temperatura, która poparzyła jego usta i język. W zasadzie nawet ten nieprzyjemny ból go ucieszył. Ma za swoje.

— Nie musiałeś...

— Wiem, ale twoje oczy były wtedy tak radosne, że reszta mało mnie obchodziła. W sumie miałem nadzieję, że po tym wszystkim stwierdzisz, że Park jest do dupy i go olejesz. Niestety tak się nie stało, a mi było naprawdę ciężko. Wziąłem cię na imprezę i teraz naprawdę tego żałuję. Nie myślałem wtedy tak, jak trzeba. Byłem zamroczony zazdrością, nienawidziłem tego, że wasze dłonie chociaż lekko się dotknęły. Wszystko to było dla mnie odrażające i bolesne. Chciałem zabrać cię do domu, by uniknąć dalszych akcji, ty jednak mnie nie słuchałeś. I by odciągnąć was od siebie zostawiłem cię w pokoju, a Park... Po prostu poszedłem z nim do łóżka — ostatnie słowa niemal wyszeptał, samemu się ich bojąc. Były okropne, a drżące ciało Taehyunga tylko bardziej łamało jego serce. — Potem wszystko zaszło już za daleko. By nie popsuć naszych kontaktów i nie dopuścić cię do Jimina, brnąłem w te kłamstwa, oszukiwałem cię... Naprawdę chciałem ci to powiedzieć i być szczerym.

Odstawił kubek, a jego dłonie trzęsły się tak, jakby zostały wystawione na okropny mróz. Nie panował nad tym. Nad swoim szalejącym głosem też nie. Milczenie Tae zaś wcale mu nie pomagało, bo chociaż chciał to wszystko z siebie wyrzucić, to wolałby, by mniejszy cokolwiek odpowiedział. Nawet mógł go wyzwać, byle nie siedział cicho, mocząc swoje piękne policzki łzami.

— Chciałem, ale to było dla mnie zbyt wiele. Czułem, że wtedy mnie zostawisz, uznasz za zdrajcę, bo byłem twoim najlepszym przyjacielem, a spałem z chłopakiem, do którego coś czułeś. A potem ten telefon i spotkanie we trójkę. — Odchylił głowę do tyłu, mrugając niespokojnie powiekami, by samemu się całkowicie nie rozkleić. — Miałem zamiar siłą zabrać cię do domu, jednak byłeś tam taki malutki, biedny i zagubiony. Widziałem, że potrzebujesz pieszczot, a ja zwyczajnie nie mogłem dopuścić do tego, byś dotykał Jimina. Nie zniósłbym myśli, że byliście razem, że on cię miał. Że osoba, którą kocham, spała z innym, oddając mu siebie.

Zagryzł wargę, nerwowo poruszając stopami. W końcu się przełamał i powiedział to, co od lat go męczyło. Nie był pewien, czy ma mówić o swoich uczuciach, o tej cholernej miłości do tego słodkiego chłopca. Niestety to mogła być jego ostatnia szansa. Za chwilę starszy może wywalić go za drzwi, żegnając się z nim definitywnie. Musiał postawić wszystko na jedną kartę. Tylko to mu pozostało.

Taehyung odstawił puste naczynie na stolik, pociągając nosem. Z jego kącików co chwilę wyciekały nowe łzy, a zaczerwienione oczy starały się spojrzeć na Jungkooka, zaraz jednak z tego rezygnując. To było dla niego trudne i Jeon doskonale to widział. Szatyn był roztrzęsiony i smutny. Zranił go znowu. Znowu doprowadził go do łez. Znowu go zawiódł.

— Kochasz? — zapytał drżącym głosikiem, który łamał mu się nawet na tym jednym krótkim słowie.

— Kocham — przytaknął, nie spuszczając z niego wzroku. Płacz doprowadzał go do szału, nie wiedział co zrobić. Bał się poruszyć. — Tak mocno, że aż boli mnie serce.

— Rozumiem — skinął głową, przecierając oczy rękawem swetra. Zaraz też wstał i podszedł do szafki, w której trzymał chusteczki. Sięgnął po jedną i przetarł nos, po chwili odwracając się przodem do bruneta. Na jego ustach pojawił się sztuczny, smutny uśmiech. — W takim razie ja nie będę niszczył tej miłości. Chcę byś był kochany ze wzajemnością.

Jeon zmarszczył lekko brwi, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał. Niemal natychmiast zerwał się ze swojego miejsca i znalazł się przy mniejszym, łapiąc go za ramiona.

— Naprawdę? Nie jesteś zawiedziony? Dasz szansę tej miłości?

Jungkook czuł, że jego serce jest bliskie eksplozji. W najśmielszych snach nie był tak szczęśliwy i zestresowany jednocześnie.

— Trochę jestem, ale to nie jest istotne. Jimin też cię kocha, więc nie będę się pchał tam, gdzie nie jestem mile widziany. Nie jestem jednak gotowy, by trwać obok was. Ja też kocham tak, że boli mnie serce, Jungkookie...

Młodszy, na którego ustach przed chwilą gościł uśmiech, nagle wykrzywił swoją twarz, totalnie nie rozumiejąc tego, co właśnie powiedział mu Taehyung.

— Tae... O co chodzi? Twoje słowa są dla mnie niezrozumiałe...

— Jak to o co? — Kim jęknął płaczliwie, mocno trąc twarz chusteczką, przez co niemal cała była już czerwona. — Nie mogę się z tobą przyjaźnić, bo całkiem się załamię, gdy będę oglądał ciebie i Jimina razem. Rozumiem, że go kochasz, a ja jestem ważny, jednak nie będę potrafił funkcjonować w takiej relacji. Ja... — stęknął, opadając na łóżko, a jego głowa opadła na kolana. Zaczął płakać głośniej, nie mogąc zapanować nad odgłosami, które wypływały spomiędzy jego ust. — Ja po prostu chyba źle ulokowałem uczucia. Nie powinienem ciebie pokochać... Wybacz mi, nie chciałem. Mieszam tak bardzo. Najpierw robię ci wyrzuty o kłamstwa, a sam nie jestem lepszy. Od tamtej nocy nie mogę pozbyć się ciebie z serca... Bo tak naprawdę mam gdzieś Jimina i nie mam żalu o to, że to on. Boli mnie to, że on mi ciebie zabrał.

— Taeś... — Jungkook klęknął przy łóżku, niemal siłą przyciągając go do siebie tak, by mniejszy wylądował w jego ramionach. Ilość informacji, która do niego dotarła, nagle zaczęła go przytłaczać. Wszystko to wydawało mu się absurdalne. Skąd takie pomysły, o co w tym chodziło? Nie potrafił nawet nic sensownego odpowiedzieć, wszystko zlewało się w szaloną mieszankę uczuć, których nie potrafił odróżnić.

— Czy ty... — zaczął niepewnie, głaszcząc drżące plecki szatyna, który jak zraniony kotek wtulił się w niego, mocząc go łzami. — Ty myślałeś, że ja kocham Jimina?

— T-tak. Sam to powiedziałeś przecież. On też mi to powiedział. Miałem się nie wygadać, ale on wyjawił mi to wszystko... — szepnął, zaciskając dłonie na koszulce sportowca. — Niszczyłem wam związek, a wy tak się kochaliście...

— Taeś, kochanie. Nie było żadnego związku. Nie mówiłem, że kocham Jimina, a że nie mogę patrzeć jak osoba którą kocham, sypia z innym. — Jeon zagryzł wargę, wsuwając dłoń w miękkie kosmyki swojego chłopca. — Kocham ciebie, nie Parka. Zawsze tylko ty się dla mnie liczyłeś i to wszystko było dla ciebie.

Mniejszy stęknął i lekko odsunął się od Jeona, patrząc na niego nierozumnie. Jungkook zaś tylko delikatnie się uśmiechnął i musnął jego nosek, kontynuując.

— Park mówił, że się z tobą prześpi, chyba że ja go przelecę. Nie myślałem wtedy logicznie, liczyło się tylko to, by nie położył swoich brudnych łap na tobie. Potem szantażował mnie, że wszystko ci powie. Przespałem się z nim w akademiku, by to zakończyć. Miał mi wtedy dać spokój. Niestety postanowił wtedy zabrać się za ciebie. Wolałem być z wami i sam cię pieścić, niż oddać mu ciebie. Gdy zaś go wziąłeś do ust... Po prostu nie dałem rady. Nie mogłem patrzeć, jak on cię wykorzystuje. Za mocno cię kochałem i choć byłem głupi, to starałem się. Niestety jak widać wyszło inaczej...

Brunet przesunął dłoń na policzek chłopca, czule go głaszcząc. Ta słodka twarzyczka przepełniona była teraz emocjami, których nie sposób rozszyfrować. Mimo to nadal stanowiła dla niego ideał.

— Ale Jimin mówił coś innego... — Starszy uroczo nadął swoje policzki, po raz kolejny pociągając nosem, z którego i tak trochę już wyciekło. Nie odrzucało to jednak Jeona w żaden sposób. Kochał w nim wszystko.

— Nie wiem, co ci powiedział, ale nienawidzę go z całego serca. Chciałem go nawet kilka razy pobić, ale przez wzgląd na ciebie tego nie zrobiłem. Nigdy nie spojrzałem na niego tak, jak na ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim, księżniczko. Kocham cię od chwili, gdy uświadomiłem sobie, że coś takiego jak miłość istnieje. I nie jak brata, a całym sobą. — Objął jego twarz rękoma, przyciągając ją do siebie. — Jeśli więc to, co powiedziałeś przed chwilą, to prawda, to może... — powiedział, zacinając się. Jego twarz niemal natychmiast stała się czerwona, a oczy znowu zaszły łzami. — Może będziesz mój?

Tae niepewnie wpatrywał się w większego, oczami latając na boki, jakby to wszystko go przerażało. Jungkook jednak nie puścił go, wręcz bardziej się do niego przysuwając. Nie pozwoli mu teraz uciec. Nie puści go już nigdy.

— Naprawdę mnie kochasz? Nie mówisz tego z litości?

— Kochanie... Nie widziałeś, że od dawna pragnę twojego dotyku? Że chcę być przy tobie i tylko wyczekiwałem chwili, by móc cię przytulić i pocałować? — zapytał, dotykając swoim nosem ten chłopca. — Gdy tylko nasze usta się ze sobą zetknęły, to ja brnąłem w to dalej, dopóki mnie nie powstrzymałeś. Nie potrafiłem ci nigdy odmówić i nie nauczę się tego do końca życia. Jestem od zawsze twój i kocham cię całym sobą.

— Jungkoooookie... — Mniejszy stęknął płaczliwie i niezgrabnie wgramolił się mu na kolana, by zaraz objąć rączkami szyję bruneta. Ten nie potrzebował niczego więcej. Sprawnie wtulił w siebie ukochanego, jakby chciał go ukryć przed całym światem, co w sumie było prawdą. Pragnął zatrzymać go dla siebie.

— Mogę to traktować jako przyzwolenie? Pozwolisz nam na miłość? — zapytał, muskając ramionko szatyna z czułością.

— Mam wrażenie, że to tylko sen, ale nawet jeśli, to chcę byś mnie w nim kochał, Kookie.

Jungkook uśmiechnął się, pozwalając swoim łzom spływać strumieniami. Teraz nic już go nie obchodziło. Jego największe marzenie w końcu się spełniło i miał dla siebie tego pięknego chłopca. Nikt mu go nie odbierze. 



// Proszę mnie za to kochać :D
Wracam do pizzy i czekam na Wasze reakcje B))))  

Co będzie w kolejnym? Jak myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro