13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Jungkook uśmiechnął się sam do siebie, wtulając twarz w pachnące włoski mniejszego. Leżeli już tak od jakiegoś czasu, ciągle jednak nie dochodziło do niego, że wszystko się wyjaśniło i jego mały, kochany aniołek odwzajemnia te wszystkie uczucia. Świadomość, że już nic im nie mogło przeszkodzić, była tak rozkoszna, że cieszył się jak głupi, chichrając pod nosem.

— Kocham cię, kocham, kocham, kocham... — zamruczał, cmokając jego głowę, przyciągając przy tym jeszcze mocniej do siebie. Szczęście wręcz z niego wypływało i nawet nie miał zamiaru nad nim panować. Przy Tae czuł się swobodnie i już nie krępował się, że chłopiec może odebrać to nieodpowiednio.

— Udusisz mnie, Jungkookie... — Taehyung zaśmiał się cicho, pocierając nosem o odsłoniętą szyję, która przyjemnie pachniała brunetem. Nie mógł się powstrzymać przed delikatnym muśnięciem lekko spoconej skóry, na co młodszy aż zamruczał, mocniej tarmosząc całe jego ciałko.

— Tylko troszkę, ale to z radości. Zawsze chciałem ci to powiedzieć, a teraz nareszcie mogę. Dałeś mi tyle szczęścia, maluszku.

— Sam jesteś maluszkiem, gówniarzu! — Szatyn nieco się uniósł, zmieniając ich pozycję. Delikatnie zawisł nad nim i potarł nosem o ten partnera. — W sumie cieszę się, że to wszystko tak się potoczyło. Może gdyby nie cała ta sytuacja, to ty nadal nic byś mi nie wyznał, a ja jak głupi nie potrafiłbym dostrzec, że mam obok siebie mojego ukochanego mężczyznę? — dodał, układając dłonie na policzkach młodszego. Czule je pogładził, by po chwili przysunąć swoją twarz do tej jego i z uczuciem ucałować wąskie, ale wyjątkowo cudowne wargi.

Jungkook na te słowa tylko lekko się zarumienił, jednak pocałunek uniemożliwił mu wypowiedzenie kolejnych ckliwych czułości. Nie było to jednak dla niego problemem. Smak tych zaróżowionych, ślicznych usteczek, doprowadzał jego ciało do niekontrolowanych dreszczy. Szybko więc zacisnął ramiona na talii mniejszego i naparł swoimi wargami na te słodsze.

Uczucia towarzyszące tej pieszczocie były nie do opisania. Porównywanie tego do jakiś śmiesznych motyli i fajerwerków stanowiłoby zwyczajnie zniewagę dla rozkoszy, jaką im te z pozoru nieśmiałe zetknięcia dawały. Całowanie ukochanej osoby to niebanalne zabawy, a coś, co Jeona doprowadzało do płaczu. Ostatkiem sił powstrzymywał się przed wybuchem, bo nie chciał odstraszyć swojego maluszka. Ciężko jednak było zapanować nad tak wielkim szczęściem, które niedaleko stało od niebiańskiej rozpaczy.


***


— Nie za szczęśliwy dzisiaj?

Jungkook westchnął i z niezadowoleniem na twarzy uniósł głowę, by spojrzeć na wyszczerzonego Jimina. Starszy ostentacyjnie pozbywał się ubrań, rzucając je na ziemię, jakby chcąc w jakiś sposób skusić bruneta do siebie, swojego ciała... Jeon sam nie wiedział i w zasadzie niezbyt go to interesowało. Żaden skrawek tego idioty nawet w jednym procencie nie odpowiadał perfekcji słodkiego Tae, do którego najchętniej pobiegłby już teraz, treningu jednak nie mógł opuścić. Księżniczka kategorycznie mu tego zakazała, a kim on był, by sprzeciwić się jego woli?

— Byłem taki, ale niestety zobaczyłem ciebie. Od razu humor trochę padł — mruknął, zawiązując sznurówki swoich butów. Lekko naciągnął skarpetki, po czym uniósł się, by zebrać wszystkie swoje rzeczy i wrzucić je do szafki.

— Nie bądź taki hop do przodu, Kookie. — Park zarzucił na siebie koszulkę i jak rzep ruszył za nim. — Może chcesz to coś uczcić szybkim numerkiem, hm? Po treningu jestem wolny.

Brunet przymknął na chwilę powieki, by uspokoić zarówno oddech, jak i nerwy. Nie chciał się wkurzać, był na to zbyt szczęśliwy. Żaden mops nie będzie psuł mu humoru. Nie teraz.

— Park, słuchaj... — Odwrócił się w jego stronę i z niewinnym uśmiechem odparł. — Musiałbym być idiotą, by zdradzić mojego maluszka z tobą. To jak jedzenie gówna, gdy chwilę wcześniej miało się okazję skosztować najlepszą czekoladę.

— On i tak cię nie chce. — Park zacisnął dłonie w pięści, a Jungkook był pewien, że nic z tej sytuacji nie rozumiał. Aż pozwolił sobie na dość donośny śmiech, taki widok bowiem był naprawdę cudowny. Pierwszy raz Jimin nie ogarniał życia, a to nowość.

— I tu się mylisz, bo Taeś dał mi szansę. Już nic tutaj nie spierdolisz, hyung.

To powiedziawszy poczochrał lekko jego włosy i zadowolony wyszedł z szatni, chociaż chętnie wyleciałby z niej na skrzydłach, które dzięki miłości chyba by mu wyrosły, gdyby tylko tego zapragnął.


***


Brunet szybko wybiegł z szatni, zanim reszta zdążyła się choćby przebrać. Nie chciał, by jego chłopak czekał nawet chwilę dłużej, zbyt mocno się za nim stęsknił. Poprawił więc tylko sportową torbę i udał się w stronę bramy, przy której stał już Taehyung, kopiąc w krawężnik. Widok ten był rozczulający, jednak nie miał ochoty na zbyt długie podziwianie cudowności starszego. Wolał mieć go już w ramionach.

— A kto to taki piękny tu stoi? — zamruczał, oplatając mniejszego ramionami w pasie. Niemal od razu wtulił twarz w jego kark, muskając go czule.

— Aj! Kookie! Przestraszyłeś mnie — zaśmiał się szatyn, odchylając lekko głowę do tyłu, by móc spojrzeć na większego. Posłał mu słodki uśmiech, zaraz jednak zmarszczył swój nosek zabawnie. — Nie chcę psuć chwili, ale śmierdzisz, kochanie.

Jeon tylko wzruszył ramionami i okręcił mniejszego tak, by był do niego przodem. Zwilżył swoje wargi językiem, opierając ich czoła o siebie. Prysznic w końcu nie był aż tak ważny, nie mógł marnować czasu na coś tak głupiego, skoro te kilka minut szybciej dotarł do Tae. Lepiej śmierdzieć przy nim, niż pachnieć samemu.

— Oj tam, wykąpię się u mnie. A może ty mnie wymyjesz, hmmm?

Kim pokręcił głową, odsuwając od siebie sportowca.

— O tym porozmawiamy w domu, teraz lepiej się stąd zmywajmy, bo biegnie w naszą stronę jakiś mały zabijaka.

Jungkook zmarszczył czoło i zerknął do tyłu, gdzie niczym dziki byk, szedł w ich stronę Park Jimin. Bardzo wkurwiony Park Jimin.

— No nie wierzę. Wielka, puszczalska pizda postanowiła wepchnąć się tam, gdzie nie powinna — warknął, w mgnieniu oka dopadając Tae, który zaskoczony potknął się o krawężnik i pewnie wywróciłby się, gdyby nie silne ramiona Jeona. Młodszy mocno go złapał i wyrwał z tych małych rąk, następnie chowając za sobą. Co jak co, ale ten idiota nigdy już nie dotknie jego chłopaka.

— Uważaj na słowa, Park, bo jedyną pizdą tutaj jesteś ty. Nie chcę przypominać, kto tutaj się wręcz nadstawiał.

— A ja nie będę wspominać, kto chętnie z tego korzystał, panie Jeon Cnotliwy Jungkook. Nie zgrywaj świętego, bo nie byłeś lepszy.

Jeon zacisnął wargi, starając się zapanować nad szałem, który w jednej chwili wypełnił jego umysł. Naprawdę miał ochotę zacząć dramę, jednak ściskający jego koszulkę Tae był hamulcem i nie miał zamiaru go wystraszyć.

— To było bliskie zmuszaniu, zresztą teraz to nieistotne. Twoje oszustwa wyszły na jaw i już nie odbierzesz mi Tae.

— Tae? Mam go gdzieś, od zawsze tak było. Kto by chciał taką pokrakę, w dodatku niepotrafiącą samemu cokolwiek załatwić — prychnął, wpatrując się uważnie w schowanego Kima. — Jedyny powód dla którego w ogóle się do ciebie spojrzałem, była chęć sprowokowania Jeona i zabawienia się. Śmianie się z twojej głupoty było najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

— Ja cię zaraz... — Jungkook wyrwał się do przodu, jednak przytrzymujący go Tae uniemożliwił mu atak. Brunet zagryzł wargę, zerkając na mniejszego, który niespodziewanie pojawił się przed nim.

Ani on, ani Park nie mieli czasu na reakcję, bo jedynym, co zarejestrowali, był upadający na boisko Jimin i szatyn, który potrząsał ręką, wyraźnie z siebie zadowolony.

— Zamknij się, Park Jimin. Mam dość twojego pierdolenia. Jeszcze raz tkniesz mojego Jungkooka, ba, jeżeli chociaż na niego spojrzysz, to obiecuję, że oberwiesz mocniej.

Jeon otworzył usta, wpatrując się w krwawiący nos Parka, następnie zaś zerknął na Tae, który nadął policzki i złapał go za rękę. Nie potrafił wydusić z siebie słowa, więc tylko posłusznie podreptał za nim, raz po raz zerkając przez ramię na równie zszokowanego starszego.

— Jeszcze raz na niego zerkniesz, a tobie też nos połamię — mruknął Kim, ciągnąc go mocniej, przez co niemal się nie wywrócił.

— Kocham cię, Taeś.

— Ukochasz mnie, jak się wykąpiesz, kochanie.

Cóż. Jego księżniczka miała temperament.


~~Koniec~~


/ Trolololo. Ja wiem, że większość obstawiała dramy, a że lubię zaskakiwać, to walnęłam happy end B)
Nie no, tak czy siak byłoby takie zakończenie. Seria nie miała być długa, ale pisałam ją chyba sto lat. Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podobała i miło spędziliście przy tym ficzku czas. 
Dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i za to, że po prostu byliście ze mną przez ten dłuuuugi czas. Kocham Was mocno i mam nadzieję, że następca tego opowiadania Wam się spodoba (zabieram się już teraz tak totalnie za ff z vkookiem, taegi i yoonseokiem, będzie się działo!). Do zobaczenia miśki! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro