4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opadł na łóżko, starając się złapać oddech. Zdecydowanie narzucił zbyt intensywne tempo, przez co był wycieńczony, nie miał jednak innego wyjścia, bo chciał zakończyć wszystko jak najszybciej. Rozczulanie się nad tą wredną dziwką nie miało sensu. Sprawnie go przeleciał, ten dostał orgazmu, mógł zwijać manatki, bo marzył już tylko o ciepłym prysznicu, który zmyłby z niego zapach starszego.

Czuł do siebie nieopisane obrzydzenie. Każda kropla potu, spermy, każde westchnienie czy chwilowa przyjemność, napawały go wstrętem. Był na siebie wściekły, że śmiał w ogóle odczuwać z tego radość. Wypełnioną bólem czy poczuciem zdrady, ale jednak rozkosz, która winna być zakazana i w ogóle nieodczuwalna. To złe, że się w jakiś sposób poddał Jiminowi, kiedy kochał tylko i wyłącznie swoje maleństwo, teraz zapewne siedzące same w domu. Chora sytuacja.

— Było cudownie. Chyba się przyzwyczajam — zamruczał Park, muskając jego nagie ramię, zaraz próbując się przytulić, młodszy jednak odsunął się, siadając na łóżku.

— Nie radzę, to ostatni raz. Koniec tych zabaw.

— Nie sądzę — westchnął, okrywając swoje ciało kołdrą, podczas gdy Jungkook zaczął się ubierać, uprzednio wyrzucając zużytą prezerwatywę do kosza na śmieci. Naciągnął na pośladki spodnie, mocując się z paskiem, który jak na złość powyginał się w szlufkach.

— A ja owszem. Znajdź sobie kogoś innego do seksu. — Założył swoją bluzę i zgarnął z biurka portfel wraz z komórką, nawet nie oglądając się na zadowolonego z siebie chłopaka, który tylko przytaknął, wtulając nos w poduszkę, na której przed chwilą leżał brunet.

— Tak tylko gadasz, jeszcze sam do mnie przyjdziesz, zobaczysz.

— Znowu coś kręcisz? — warknął, odwracając się w jednej chwili. Park jednak pokręcił głową, wzdychając.

— W gruncie rzeczy dotrzymuję słowa. Nie będę cię już szantażował tym, że wygadam, ale są inne sposoby. Nie zrezygnuję z ciebie, w końcu zbyt smaczny kąsek z ciebie. Szkoda, by się zmarnował.

— Jesteś chory.

Jungkook zagryzł wargę i wyszedł z pokoju, a potem z samego akademika, kierując się od razu w stronę przystanku autobusowego. W międzyczasie wyciągnął telefon, marszcząc ze zdziwieniem brwi. Kilka nieodebranych połączeń i wiadomości. Szybko odblokował urządzenie i wszedł w skrzynkę.

Od: paskuda

Buuuuubuś <3 Czekam pod bramą, za ile będziesz?

Jungkook przełknął z trudem ślinę, zaraz odczytując kolejną wiadomość, a jego serce aż zabiło szybciej. Kompletnie zapomniał, że umówił się na dzisiaj z Taehyungiem, bo ten nie wziął kluczy i miał posiedzieć u niego do wieczora, aż nie wrócą jego rodzice. Pędem ruszył w stronę wspomnianej bramy mając nadzieję, że zastanie tam jeszcze chłopaka.

Od: paskuda

Jungkoooookie! Jak zaraz tu nie będziesz, to Cię wykastruję i się chyba osrasz z bólu ;<

Od: paskuda

Trochę zimno jest, nie wiem co mam robić. Nigdy się nie spóźniasz. Musiałeś zostać po zajęciach? Daj znać!

Od: paskuda

Ej, to już pół godziny... Coś się stało?

Od: paskuda

Odbierz, bo się martwię. Obraziłeś się?

Od: paskuda

Ok. To ja też się gniewam.

Od: paskuda

Jeżeli nie chciałeś mnie brać do siebie, to mogłeś powiedzieć, nie byłbym zły...

Od: paskuda

Um. To ja już idę. Godzina to chyba więcej niż trzeba. Przykro mi trochę, ale nie szkodzi. Pa.

Brunet sapnął ciężko, czując się jak skończony dupek. Przystanął przy wyjściu, nigdzie jednak nie dostrzegł Taehyunga. Szybko wykręcił jego numer, starając się uspokoić oddech. Szlag by to.

Jeden sygnał, drugi, trzeci... Nie odbierał, on jednak nie miał zamiaru odpuszczać, zaraz dzwoniąc raz jeszcze. Dopiero po kolejnym sygnale usłyszał dźwięk odbieranego telefonu.

— Tak?

— Cholera, Taeś! Przepraszam, że mnie nie było. Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? — Zagryzł nerwowo, przeskakując z nogi na nogę, by jakoś zapanować nad zdenerwowaniem, które przejęło kontrolę nad całym jego ciałem.

— Aaaa... Spoko, nie ma sprawy. Mogłeś tylko uprzedzić, nie sterczałbym jak idiota tyle czasu, a poszedł gdzieś indziej, bo ludzie patrzyli na mnie jak na debila. W dodatku byłem głodny, więc no...

— Jeju, naprawdę mi przykro, słoneczko. Gdzie teraz jesteś? Zaraz po ciebie przyjdę.

— A gdzie mam być? Pod domem. Nie wziąłem portfela, więc nawet do maka nie mogłem skoczyć. Zbyt wielu opcji nie miałem. Gdybym wiedział, to zabrałbym się z Namjoonem do akademika...

Młodszy westchnął ciężko i podbiegł na przystanek, sprawdzając rozkład autobusów, które jechały w stronę domu szatyna.

— Za piętnaście minut będę u ciebie, dobrze? Pojedziemy do mnie i zrobię ci jedzenie.

— Jak jesteś zajęty, to nie wysilaj się. Cztery godziny zostały do powrotu mamy, wytrzymam.

— Nie gadaj głupot, tylko czekaj na mnie, zaraz będę.

— Nigdzie się nie ruszam, pa.

Koniec rozmowy. Jeon zacisnął usta i odchylił głowę do tyłu, ze wściekłości wbijając wzrok w niebo.

Pieprzony Park. Nie dość, że zmusił go do zdrady, to jeszcze przez niego Tae siedział sam, głodny i pewnie zmarznięty. Jedynie kłopoty przez niego miał, musiał się w końcu odciąć i skupić na swoim słoneczku. Inaczej naprawdę może popsuć ich relacje, a wtedy chyba by się zabił, bo ten maluch był jego całym światem i nic nie miałoby sensu, gdyby go nie było obok.

Wsiadł do autobusu, niecierpliwie obracając w dłoni telefon. Był zły na cały świat, że wszystko szło nie po jego myśli, w dodatku odbijając się negatywnie na Kimie. Miał zapewnić mu bezpieczeństwo i szczęście, a póki co, to tylko robił go w chuja, chociaż tak bardzo tego nie chciał. W dodatku nie mógł się do niego teleportować i skazany był na powolny środek lokomocji, który dodatkowo doprowadzał go do furii. Dopiero po kilkunastu minutach zatrzymał się na odpowiednim przystanku, na który wybiegł. Kierował się w stronę bloku, gdzie na schodkach siedział starszy, bawiąc się patykiem, który nerwowo wbijał w ziemię.

— Taeś! Moje maleństwo! - stęknął, klękając zaraz przy szatynie, który wyglądał na wyjątkowo obrażonego, on jednak w ogóle się mu nie dziwił. Miał prawo. Byli przyjaciółmi, miał się nim zająć, nakarmić i zabrać do ciepłego miejsca, a biedak nie dość, że sterczał pod szkołą, to jeszcze teraz pod budynkiem.

— Hej. Obstawiałem, że przyjdziesz po dwóch godzinach, jest postęp - mruknął, uśmiechając się sztucznie, a Jeon wykrzywił usta w podkówkę, łapiąc za drobne dłonie starszego. Objął je swoimi, by nieco je ogrzać.

— Przepraszam cię, naprawdę. Wyciszyłem telefon i nie usłyszałem wiadomości.

— Spoko. Miałeś prawo zapomnieć. Co więc robiłeś przez ten czas?

Brunet rozchylił wargi czując, jak policzki zaczynają go piec. I co miał powiedzieć? "A ruchałem twojego kochasia, ale to nic takiego, bo kocham tylko ciebie"?

— Ja... Hm...

— Co robiłeś z Jiminem?

— Co? — Młodszy aż rozchylił usta zaskoczony, słysząc pytanie Tae. Nie, nie, nie. On nie mógł tego wiedzieć.

— Hoseok mi powiedział, że poszliście gdzieś razem. Jak nie chcesz, to nie mów, w sumie nie moja sprawa.

Jungkook objął dłonie chłopca odrobinę za mocno, jednak nie myślał o tym teraz. W jego głowie przewijały się coraz to różniejsze wymówki, żadna jednak nie wydawała mu się dostatecznie dobra, by starszy mógł ją łyknąć. Plus samo to, że chciał go okłamać, mocno go bolało. Nigdy nie oszukiwali się z niczym, szczerość była podstawą ich relacji, a on po raz kolejny musiał coś popsuć, prawdy przecież nie wyzna.

— Zgubiłem na jego imprezie rzemyk. Zabrał go tutaj, więc poszedłem odebrać i no... Gadaliśmy o zawodach i jakoś tak zeszło — mruknął, mając nadzieję, że szatyn uwierzy i nie będzie dalej drążyć niewygodnego dla niego tematu. Nic sensowniejszego nie odwiedziło jego pustej łepetyny, to musiało wystarczyć.

— O, nie wiedziałem, że się dogadujecie — westchnął niższy i wstał, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Jungkooka. Wysunął swoją dłoń spomiędzy jego obu, zaraz łapiąc tylko jedną, by pociągnąć go w stronę chodnika. Młodszy posłusznie ruszył za nim, ściskając gładkie paluszki swojego malucha.

— Bo nie dogadujemy. Jest strasznie irytujący, ale nie chciałem być aż tak niemiły. — Zerknął na mniejszego, który zagryzł wargę, wzdychając po raz kolejny.

— Niech będzie, ale nigdy więcej mnie tak nie zostawiaj, dobrze? Martwiłem się o ciebie i już myślałem, że wpadłeś pod samochód lub ktoś Cię porwał.

Jungkook zaśmiał się krótko i przysunął twarz do tej chłopca, by złożyć delikatny pocałunek na jego czole.

— Nigdy więcej już cię nie zawiodę, słońce. Jestem już tylko twój.

Starszy uśmiechnął się szeroko, wtulając w ramię bruneta, który nieco przyspieszył, by jak najprędzej dotrzeć do swojego mieszkania. Musiał wszystko mu wynagrodzić.


***


Wtulił nos w jasno-brązowe kosmyki starszego, który niemal na nim leżał, opierając całe swoje ciałko o jego tors. Powoli głaskał jego ramię, na co ten cicho mruczał, wyraźnie zadowolony z pieszczoty, którą mu właśnie serwowano. Było perfekcyjnie. On, jego maluch, jakiś głupi film i święty spokój. Mógł po ludzku go pomiziać, rozkoszować się słodkim zapachem i samą jego obecnością, bo to było dla niego najcudowniejszą przyjemnością. Nic nie mogło równać się z samym trwaniem przy Tae.

— Mogę na kolana? — mruknął szatyn i nie czekając na odpowiedź, sprawnie wgramolił się na uda większego, obejmując go rękoma w pasie. Ten rzecz jasna tylko bardziej się wyszczerzył, przytulając swojego chłopca czule, jak gdyby był największym, najcenniejszym i najdelikatniejszym skarbem, za którego w gruncie rzeczy go uważał. — Stopy mi zmarzły, musisz mnie ogrzać.

— Skoczyć po koc? — zapytał, przesuwając dłoń na kostki Tae. Zaczął je delikatnie gładzić, powoli dobierając się do palców, które ostrożnie masował, by nieco je ogrzać. Zerknął kątem oka na zadowolonego szatyna, kiwającego głową na boki.

— Nie, wystarczysz mi.

— A co dostanę w zamian? Hm? — pochylił się nad twarzą rozleniwionego Kima, puszczając mu oczko. Ten westchnął niezadowolony i nieco zaczepnie trącił nosem jego usta.

— Musisz znaleźć sobie faceta, Jungkookie. Jesteś ostatnio strasznie niewyżyty. — Na ustach starszego pojawił się delikatny uśmiech, chwilę później jednak zniknął on, zastąpiony przez miękkie wargi Jeona, z sekundy na sekundę napierające jeszcze mocniej na chłopaka.

Taehyung nie odsunął się, ba, odwzajemnił pieszczotę, jednak nie trwało to długo. Nim Jungkook choćby wsunął swój język do cieplutkiego wnętrza, młodszy na nowo wtulał nos w jego szyję, jak gdyby nigdy nic. Jeon miał ochotę wyć do księżyca po raz kolejny, jednak ostatkiem sił powstrzymał się. Nie miał prawa robić wyrzutów starszemu, w końcu niedawno pieprzył się z innym. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że zwodzenie szatyna raniło go coraz bardziej i tworzyło ono coraz większy śmietnik w jego już i tak zagraconym myślami mózgu.

— O, dostałem wiadomość — mruknął po chwili Kim, odblokowując telefon. Brunet zerknął na ekran, zaraz marszcząc czoło. Ten brzydki ryj na profilowym pozna wszędzie. — Jimin do mnie napisał!

Zawartość żołądka Jungkooka właśnie rozpoczęła rewolucję. Pochylił się jeszcze bardziej, by odczytać obrzydliwy tekst, na którego widok mniejszy tak się podjarał.

"Hej, Tae! Nie masz ochoty skoczyć ze mną jutro na obiad? Kończymy w tym samym czasie, więc idealnie się składa"

— Co mu odpiszesz? Chyba się nie zgodzisz, nie?

— Głupi jesteś. Oczywiście, że pójdę, to moja szansa! - Starszy zaśmiał się i szybko potwierdził wspólny wypad, doprowadzając Jungkooka do szału, który za wszelką cenę starał się ukryć, chociaż bez większego powodzenia. Jimin miał dać im spokój, a ciągle się mieszał. Już on nauczy go jutro pokory.


***


Jungkook należał raczej do osób pewnych siebie, które dostają to, czego pragną. Zawsze wychodziło na jego, czegokolwiek sprawa by nie dotyczyła, dlatego smak porażki był dla niego czymś, czego przetrawić nie mógł. Przegrywał na całej linii bez względu na to, czy działał, czy dawał działać innym. Pozwalał robić się w chuja non stop, nawet nie chroniąc resztek godności, która gdzieś tam mu pozostała, tylko narażał ją co rusz na nowe upokorzenia, a pewna osoba tylko na tym korzystała.

Zacisnął pięści, wpatrując się tępo w ścianę swojego pokoju. Dostawał szału. Nie spodziewał się, że Park był aż tak wprawiony w manipulacji, by nawet nie musieć kłamać, a i tak postawić na swoim. Przecież nie pomyślałby, że jego propozycja, by znalazł sobie inną ofiarę, tak mocno spodoba się temu płaskoryjcowi, że zacznie tego samego dnia zapraszać Taehyunga na randki, w dodatku twierdząc, że ma na to jego przyzwolenie. Szlag by to! Dawał się jak dziecko, Park podchodził go od każdej możliwej strony i ciągle wychodziło na jego, podczas gdy Jeon coraz bardziej zapadał się w gówno, w które świadomie, bądź mniej, wdepnął. Najgorsze, że niekoniecznie widział jakieś ścieżki, przed oczami miał bowiem tylko jedno. Wielkie, okropne słowo LOSER. Palant. Idiota.

Zerknął na telefon. Była już dwudziesta, a Tae ciągle nie odpisał na żadną z dwudziestu siedmiu wiadomości, które zdążył mu wysłać na każdym możliwym komunikatorze. No, może trzydzieści dwie, ale to nie jego wina, że ten dzieciak go stresował. Miał prawo się martwić tym bardziej, że prawie wymiotował z nerwów na myśl, że może zaliczyli jakąś bazę, w końcu Jimin to niewyżyty padalec i tylko czekał na tyłek jego chłopca. Nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby szatyn poszedł do łóżka z kimś takim. Tylko on, Jeon Jungkook, godny był, by zająć się tym słodkim ciałkiem.

Kolejne minuty mijały mu na zmienianiu pozycji na łóżku, od siedzenia bolał go już bowiem tyłek, leżenie działało mu na nerwy, stanie nie wchodziło w grę, bo rzucałby się po ścianach z żalu i tęsknoty. Nic więc dziwnego, że gdy tylko usłyszał dźwięk wiadomości, prawie spadł z łóżka, łapiąc za komórkę. Odpisał, nareszcie.

"Wracam już do domu, było super <3 Jestem taaaaaaaki szczęśliwy, Jimin kupił mi nawet kwiatka! Jutro wszystko Ci opowiem awwwww"

No. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.   



/ I'm back, czy coś :D Bad romance się skończyło, więc mam więcej czasu na to i motocykle, więc będzie lepiej, obiecuję. Chyba, że zawalą mnie egzaminami ;c

A teraz zapraszam na prawie-mikołajkowy part :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro