5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Zegarek na jego nadgarstku wskazywał kilka minut przed osiemnastą, gdy usłyszał niski głos wołający jego imię. Na twarzy starszego szybko pojawił się szeroki uśmiech, wyglądający naprawdę przekonująco, chociaż w środku nie było mu do śmiechu. Najchętniej pożegnałby się z Taehyungiem i wrócił do domu, bo sam nie wiedział, dlaczego zaprosił go na drugie spotkanie. Może i poprzednie nie było złe, szatyn to w końcu rozgadany dzieciak, wesoły i słodki, jednak to nie z nim chciał randkować. Potrzebował Jungkooka, nie zaś chłopaczka, za którym tamten latał. Desperacja jednak wzięła górę, bo bezczynnie siedzieć nie mógł, a to było jedyne, co przyszło mu do głowy. Może Jeon zaproponuje zamianę i sam zacznie się z nim spotykać, byleby nie ruszał Tae? Każda droga była dobra, o ile pomoże mu osiągnąć cel.

— Cześć, hyung. Długo czekałeś? — Blondyn zagryzł wargę, przyglądając mu się z zafascynowaniem. Park pokręcił głową i zsunął się z poręczy. Otrzepał tyłek z niewidzialnego pyłu i stanął naprzeciwko młodszego, który z sekundy na sekundę wyglądał na jeszcze bardziej rozanielonego.

— Nie, niedawno przeszedłem — odparł, łapiąc zaskoczonego szatyna za nadgarstek. Posłał mu jeden ze swoich firmowych uśmieszków i pociągnął w stronę ulubionego baru. Jedzenie było najlepszym rozwiązaniem, bo czas mijał przy nim szybciej, więc i wyrwanie dzieciaka okaże się być łatwiejsze. Przez żołądek do serca. — Mam nadzieję, że jesteś głodny.

— Ja? Zawsze. Chyba nie ma pory, bym nie miał na coś ochoty.

Widać pomyślał Jimin, chociaż jego twarz nadal nie wyrażała pogardy. Taehyung nie był typem sportowca, jego ciało było delikatne, a brzuch przypominał raczej bułeczkę, aniżeli kaloryfer. Nie to, co jego i Jungkooka. Szatyn o siebie nie dbał, żarł tylko fast foody i daleko było mu do ideału, do którego on sam się zbliżał, o ile już nie zaliczał.

— Wybornie — mruknął tylko, popychając drzwi przed Tae. Weszli do środka i zajęli stolik w rogu. Zapewne młodszy na coś liczył, skoro wybrał najbardziej odosobnione miejsce.

Parka zawsze bawiło to, że każdy z nich wpadł w ten cholerny trójkąt. Od dawna wiedział, że drobniejszy do niego wzdychał. Często wyłapywał jego tęskne spojrzenie, czuł się podglądany podczas treningów. Prawdziwy paradoks, bo uczucia Jeona do gówniaka były równie oczywiste, a on sam ulokował swoją fascynację właśnie w wysokim brunecie. Takie dziwaczne relacje pasowały do romansów dla nastolatek, nie do jego przyjemnego życia. Teraz jednak byli w kropce. Wszyscy. No, może poza nieświadomym Kimem, który chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego przyjaciel go kocha, a obiekt jego westchnień woli wcześniej wspomnianego. Żył w niewiedzy i Jimin czasami mu tego zazdrościł. Chociaż nie, zazdrościł mu wszystkiego. Miał na wyciągnięcie ręki najseksowniejszego faceta, a latał za innym. Niby mu to schlebiało, bo został uznany za lepszego, jednak wiedział, że niechęć Jeona do niego będzie rosła, a tego nie chciał. Najchętniej wysłałby Tae do dżungli, by zeżarła go jakaś anakonda, czy inne dziwadło. Wszyscy byliby szczęśliwi.

Zamówili sobie jedzenie i napoje, a gdy opuściła ich kelnerka, Jimin zwilżył prowokacyjnie swoje wargi, wbijając przenikliwe spojrzenie w młodszego, na którego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Park uznałby to nawet za urocze, jednak nie wypadało tak myśleć o wrogu. Miał inne plany, nic nie mogło ich popsuć. Wykorzystanie chłopaka było priorytetem, a to, że był ładny, było dość sporym ułatwieniem. Przyjemniej podrywać kogoś ślicznego.


***


— Odwal się od niego Park. Mam tego dość. — Jungkook oparł się o szafkę, wpatrując się uważnie i władczo w niższego, który prychnął rozbawiony, poprawiając koszulkę ze swoim nazwiskiem. Jeonowi na ten gest zadrżała brew, jednak starał się panować nad emocjami. Nie mógł rozwalić mu głowy w szatni.

— Nie mogę mieć ciebie, to będę mieć twojego kochasia. Coś za coś.

— Przecież ty nic do niego nie czujesz, na co ta cała szopka? Zostaw go w spokoju.

— Ale ty go chcesz. Odrzuciłeś mnie, więc ktoś odrzuci ciebie. Twoje życie jest zbyt idealne, koteczku. Ktoś musi trochę w nim namieszać. — Chłopak wygiął usta w zaczepnym uśmieszku, chowając do szafki swoje ubrania. Zamknął ją i puścił oczko Kookowi, wymijając go. Młodszy jednak nie dał za wygraną. Zrównał się z nim krokiem, zdenerwowany zaciskając pięści.

— To bez sensu.

— Dla mnie nie. Tae mnie uwielbia, więc uwiodę go, przelecę, a potem zostawię. Poczuje to samo, co ja.

Brunet wciągnął powietrze, nie wierząc w to, co usłyszał. W środku aż go skręciło, nie rozumiał bowiem, jak można być aż takim skurwielem. Ranienie Tae było szczytem chamstwa i podłości. To niewinny, kochany chłopiec. Zasługiwał tylko na miłość i szczęście.

— Nie zrobisz tego.

— Jeżeli ze mną będziesz, to nie, masz rację. Odpuszczę mu.

— Nie bądź dupkiem, Park.

Jimin zatrzymał się i odwrócił w jego stronę, mrużąc swoje małe oczka. Jungkook uważał to za wyjątkowo nieatrakcyjny widok, jednak nie był to dobry moment, na analizowanie urody niższego, bądź jej braku. Liczyło się tylko, to by dał na wstrzymanie.

— Nie rób sobie jaj. To przez niego mnie nienawidzisz. Gdyby za mną nie latał, to miałbym jakiekolwiek szanse, a on tak sobie ciebie omotał, że jestem przegrany. Nie znałeś mnie, nic o mnie nie wiedziałeś, mimo to traktowałeś jak gówno. — Jimin warknął, robiąc krok w jego stronę. Jeon zacisnął wargi, wpatrując się w niego nierozumnie, co musiało starszego tylko rozjuszyć. Popchnął on go nieco, kontynuując. — Widziałem, że patrzysz na mnie z niechęcią. Czemu? Nic nie zdążyłem zrobić, a awansowałem na twojego wroga. To wina tego idioty, przez niego mnie nie chcesz.

— Tae nie ma z tym nic...

— Jasne. Oboje wiemy, że jest inaczej. Skoro tak mnie kocha, to przejmie i mój ból, bo tak, jak on obserwował mnie, tak ja leciałem na ciebie.

— To podłe.

— Czy cokolwiek na tym świecie takie nie jest? Bywa. Popłacze i przestanie. A teraz wybacz. — Starszy skłonił się lekko i ruszył za resztą drużyny, która zaczęła biegać dookoła boiska.

Jungkook wbił paznokcie we wnętrze swoich dłoni, starając się zapanować nad szalejącym oddechem. Nie miał siły, by oddać się znowu Parkowi, poza tym nie ratowałoby to w żaden sposób sytuacji jego i Tae. Z drugiej strony przekonywanie Kima do zostawienia Jimina, było dość bezsensowne. Szatyn był zafascynowany tym idiotą, a wspominanie mu o tym, że jego kochaś miał go gdzieś, byłoby zbyt podłe i Jungkook nie poradzi sobie z żalem, jaki opanowałby to drobne maleństwo.

Może i poprzednio sądził, że sprawa była skomplikowana, teraz jednak Park przegiął i nawet nie wyobrażał sobie, co jeszcze jest w stanie wymyślić. Musiał ustrzec Tae, szkoda tylko, że nie miał pojęcia jak. Mniejsza w końcu z nim samym, liczył się tylko jego ukochany.


***


— Nie myślałeś nigdy nad tym? — Jimin leniwie przeniósł ramię na oparcie fotela, obejmując tym samym Tae, którego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, niż dotychczas. Z każdym, nawet najmniejszym dotykiem, chłopak szalał, a jego urocza twarz zdradzała wszystko. Dało się z niego czytać jak z otwartej książki, co było starszemu na rękę. Nie musiał się aż tak wysilać, bo szatyn wpadał w jego sidła coraz bardziej, plącząc się i nie mając później szansy na wydostanie się.

— Hm, nie było chyba okazji... — odparł wyższy, nieśmiało przysuwając się do Parka. Oparł policzek o jego bark, uważnie wpatrując się w jego twarz, na co brunet zwilżył wargi językiem, by onieśmielić go po raz kolejny. Wzrok dzieciaka mówił wszystko. To, w jaki sposób zerkał na jego usta, jak nerwowo zaciskał palce na koszulce. Idealny moment, by go pożreć.

— Ale nie chciałbyś? Pomyśl, koteczku... — Park drugą dłoń przesunął na jego twarz, hacząc kciukiem o rozchylone usteczka. — Ty na łóżku, a obok dwóch seksownych facetów. Czy to nie brzmi świetnie? Każdy z nich całowałby inny skrawek twojego ciałka... — Pochylił się nad nim bardziej, zaczepnie trącając ustami kącik Tae, po chwili przesuwając się ku środkowi, by objąć pełne wargi swoimi.

Czuł, że Kim się spina, co tylko zmotywowało go ku dalszym działaniom. Szybko objął go w pasie, popychając na kanapę, samemu lądując nad nim, pomiędzy szczupłymi udami. Bez zbędnej delikatności rozchylił usta chłopaka, wsuwając się do środka energicznie, pogłębiając pocałunek.

Usta Tae były słodkie, delikatne. Jimin musiał przyznać, że całowało się je wybornie, a sama uległość młodszego w jakiś sposób go kręciła. Czuł się przy nim męski, seksowny i najlepszy. Miał przewagę w każdej kwestii. Szatyn na niego leciał, był podatny na dotyk, w dodatku nie wyczuł, że to wszystko tylko gra, podając siebie na tacy. Park byłby idiotą, gdyby nie skorzystał z okazji. Im szybciej, tym lepiej.

Potarł językiem o ten drobniejszego, palcami podciągając jego koszulkę, by móc zacząć badać jego gładką skórę. Najchętniej od razu by go przeleciał, jednak musiał być powolny, by go nie spłoszyć. Nie był jak pewny siebie i doświadczony Jungkook. To mała, nierozdziewiczona panienka, która nie wiedziała nawet, co teraz robić.

— J-jimin... — Młodszy jęknął, gdy palce Parka znalazły się na jego biodrach, nieco brutalnie się w nie wbijając. Ten przeniósł się z wargami na szyję szatyna, którą ukąsił.

— Nie sądzisz, że w trójkę byłoby ci jeszcze lepiej, Taehyung? Nie chciałbyś, bym pieścił twój brzuch, a ktoś inny całował uda? To podniecające, koteczku...

— Tak myślisz, hyung? — Kim zacisnął nogi na pasie bruneta, w duchu przybijającego już sobie piątkę. Ten idiota zrobi wszystko.

— Tak, ale musi być to ktoś, komu ufasz... Weźmy sobie jakiegoś twojego przyjaciela do kompletu. Bardzo chciałbym spróbować, a tylko z tobą byłoby to cudowne.

Wyższy zerknął niepewnie na Jimina, a jego wzrok był zamglony. Warto było upić go i niechcący uraczyć afrodyzjakiem, bo pięknie odpływał i nie myślał sensownie. Brunet dzięki temu mógł osiągnąć dwa cele za jednym zamachem - pójść do łóżka z Tae, raz jeszcze zabawić się z Jungkookiem i obu na raz złamać serce. Kim nie miał jak mu odmówić, jego ciało pragnęło seksu.


***


Jungkook zagryzł wargę, biegnąc w stronę domu Jimina. Ledwo łapał oddech, jednak nie było to w tej chwili istotne. Liczył się jego maluch, który bredził przez telefon, zapewne pod wpływem alkoholu. Był wtedy cholernie podatny na wszystko, a przy tym naiwny i głupiutki. Jimin zrobił mu papkę z mózgu i pewnie w tej chwili wykorzystywał. Nie mógł na to pozwolić. Obiecał sobie, że krzywda Tae nigdy się nie stanie. Choćby miał stanąć na głowie.

Skręcił w kolejną uliczkę, rozglądając się dookoła, nie zwolnił jednak przy tym tempa. Ciągle przebierał nogami tak, jak podczas najbardziej zaciętych wyścigów, w końcu ta walka była najważniejszą. Kim sam z siebie nie zaproponowałby trójkąta, był na to zbyt niewinny. Wszystko to wina tego wstrętnego, przebiegłego płaskoryjca. Nie dość, że ciągle odwalał, to teraz jeszcze chciał wkręcić ich w takie bagno, w jakim nigdy nie tkwili.

Po chwili dopadł drzwi do domu Jimina i wpadł do środka, cały czerwony ze złości. Nie zdejmując butów ruszył w stronę salonu, gdzie miał zamiar nawrzeszczeć na tego imbecyla, nie zdążył jednak, bo chwilę później ujrzał przed sobą rozczochranego Tae, który położył dłonie na jego policzkach, uśmiechając się rozkosznie.

— Potrzebujemy cię, Kookie. Nie chcesz... Kochać się ze mną?

Tego zdecydowanie było za wiele, jak na biedne, jungkookowe serce.   


/// No to kolejny! Mam nadzieję, że ktoś jeszcze na to czekał, bo akcja już zbliża się do punktu kulminacyjnego <3

Kocham Was <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro