17❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Liam*

Nie kontroluję swojego ciała. Podnoszę się i napinam bolącą pięść, gotowy do przyłożenia mu w tę jego dziecięcą buźkę. Przez moje ciało przebiega teraz tyle gniewu, a on wydaje się idealnym celem. Louis, jak tylko to dostrzega, spada z hukiem z kanapy, płacząc jeszcze bardziej i zakrywa się dygoczącymi dłońmi, przygotowując się do uderzenia.

To jakby otrzeźwia mój umysł z nieznanego dotąd mi transu. Mrugam, nie będąc w stanie w to uwierzyć. Jakim cudem byłem w stanie pobić kogoś, kto niczym mi nie zawinił? Nie jestem agresywny.

-Louis... Przepraszam.- to jedyne słowa, które teraz przechodzą mi przez gardło. Jest mi tak wstyd za swoje prostackie zachowanie. Problemów nie powinno się rozwiązywać siłą. Naprzeciwko mnie słyszę ciche pociąganie nosem, które dołuje mnie jeszcze bardziej.

Siedzę na podłodze, pogrążając się w coraz to nowsze myśli. Ta cała sytuacja nie daje mi spokoju. Czuję miłe ciepło, spowodowane drugim ciałem. Na początku jestem w szoku i nawet nie oddaję uścisku, dopiero kiedy orientuję się, że należy ono do Louis'ego oplatam go moimi ramionami.

-T-to ja przepraszam. To p-przeze mnie.- płacze Louis.

-Nieprawda.- zacieśniam uścisk.

- Nie powinieneś wtedy dotykać moich zmienionych łusek.- mówi nagle, mając zapewne na myśli tą dziwną, żółtą maź.- One źle działają na człowieka. Mogę się założyć, że przez nie tak się zachowałeś.- spogląda na mnie zaczerwionymi oczyma.- widzisz? To przeze mnie.- ponownie spuszcza głowę, pociągając nosem.

-To ja nie powinienem ich wtedy dotykać... Czemu one źle działają na człowieka?

-Nie mogę ci powiedzieć.- ucina, ale ja nie daję za wygraną, coś jest na rzeczy.

-Dlaczego nie możesz mi powiedzieć? Dlaczego są niebezpieczne? Louis, ja muszę to wiedzieć!- trochę podnoszę głos, przez co syren tak jakby kurczy się w sobie.

-B-błagam nie n-naciskaj.- odpowiada ledwie słyszalnie.

-Ale to ważne, bo... Ja go spuściłem w kanale.

-Co?- wydobywa się z jego ust, gdy podnosi na mnie spojrzenie.

-Wypuściłem go. Co jeśli teraz przeze mnie się komuś coś stanie?!- nastaje cisza, przerywana co jakiś czas przez Lou, pociągającego nosem.

-Nic się nie stało.- odpowiada tylko.

-Nic się nie stało?!- prawie krzyczę, nie dowierzając z jaką prostotą mówi te słowa.- przecież to gówno prawie odgryzło mi kurwa rękę! A teraz może to zrobić każdemu innemu, a ty mi mówisz, że nic się nie stało?!- odpycham go od siebie i wstaję.

-Liam! To nie tak, daj mi dokończyć.- mówi błagalnie.

-To dokończ, proszę cię bardzo.- zatrzymuję się w pół kroku, obracając się do niego przodem. On niepewnie spogląda na mnie wstając i zrzucając przy okazji koc, który go okrywał.

Moim oczom ukazują się najprawdziwsze, ludzkie nogi. Na których stoi niepewnie. Nie mogę w to uwierzyć. Jakim cudem on ma nogi?!

-Ty masz nogi...- mówię jakby w transie.

-T-tak, mam nogi...- mówi niepewnie.- Harry ci nie powiedział?

-Nie.- w dalszym stopniu wpatruję się w jego gładkie kończyny, wydają się takie nierealne. Po chwili jednak zdaję sobie sprawę, że stoi przede mną całkowicie nagi. Speszony odwracam wzrok i mówię.

-Harry nie dał ci nic do ubrania?

-Yyyy nie wiem.- rozgląda się i sięga po koc, którym się okrywa.

-Tu są!- mówię z ulgą, gdy dostrzegam ubrania położone na oparciu kanapy. Biorę je w dłonie i podaję Lou, na co mi cicho dziękuje.

-To ja może pójdę do kuchni zrobić herbatę, co ty na to?- pytam spoglądając na niego.

-Dobrze.- posyła mi uśmiech, a ja znikam w kuchni nastawiając wodę na herbatę. Otwieram szafkę, wyciągając dwa kubki, które stawiam koło siebie. Po przesypaniu cukru do cukierniczki zaczynam szukać jasno szarego pudełka, w którym znajduje się herbata. Harry zawsze ją przenosi z miejsca na miejsce, tłumacząc sobie, że tak mu wygodnie. Jakby nie mógł znaleźć jednego miejsca na herbatę.

Otwieram znalezioną zdobycz i wkładam herbatę do kubków. Czajnik piszczy oznajmiając mi, że woda jest zagotowana. Tymczasem kroki dobiegające z salonu zbliżają się do kuchni, oznajmiając mi, że Louis już się ubrał.

-Ładnie pachnie.- odzywa się zza moich pleców.

-Lubisz herbatę?- pytam, obracając się przodem do niego i podając mu kubek.

-Bardzo.- mruczy, wdychając zapach ciepłego napoju.- chociaż nie próbowałem innych.

-Moja mama bardzo lubi niespotykane herbaty, dlatego mamy ich w domu całą szafkę. Jak chcesz kiedyś ci parę przyniosę.- posyłam mu uśmiech, biorąc kolejny łyk.

-Naprawdę? Dałbyś radę?- widzę w jego oczach szczęście.

-Pewnie, to żaden problem.- odpowiadam, patrząc w okno.

Przepływa przeze mnie pewna nostalgia, gdy patrzę na spokojne drzewa, które tak bardzo przypominają mi wypadek.

-Czemu jesteś taki smutny?- dobiega mnie głos Louis'ego.

-Po prostu... Martwię się o Zayna.

-Coś mu się stało?- przybliża się do mnie.

-Tak. Miał wypadek. Jest teraz w szpitalu.- opieram się o blat.- Harry do niego pojechał.

-Przykro mi... Co to szpital?

-To miejsce, gdzie mu pomogą.- mówię w skrócie.

-O, to dobrze. Mam nadzieję, że wyzdrowieje.- dotyka mnie niepewnie w ramię, chcąc dodać mi tym otuchy.

-Też mam taką nadzieję.- patrzę smutno w przestrzeń przede mną.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

*Niall*

Po telefonie Liama jestem roztrzęsiony. Rozglądam się po szpitalnym korytarzu, poszukując rozwiązania. Wchodzę na parking, odszukując wzrokiem mojego jeepa. Jak tylko dostrzegam czerwone auto, wygrzebuję kluczyki z lewej kieszeni i otwieram go za pomocą kliknięcia. Ledwie udaje mi się do niego wsiąść, a przed oczami migają mi światła BMW Harry'ego. Chcąc, czy nie chcąc wysiadam.

-Niall? Już jedziesz?- pyta zaniepokojony Harry.

-Wiesz, muszę coś pilnie załatwić.- mówię bardziej do drzewa, które jest za Harrym niż do niego.

-Okey... Myślałem, że będziemy tam razem.

-Jest tam wystarczająco dużo ludzi. On teraz potrzebuje odpoczynku, nie potrzeba mu tam tłoku.- mówię na odchodne, wsiadając do samochodu.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Wybiegam z auta, prawie wywracając się na śliskich kamieniach. Otwieram z rozmachem drzwi, szukając wzrokiem masakry, której nie dostrzegam. Wszędzie panuje całkowita cisza, a dom zdaje się jakby pusty. Wchodzę głębiej, coraz mocniej się niepokojąc.

-Liam? Jesteś tu?- wołam.

-Tutaj.- dobiega mnie głos, prawdopodobnie z kuchni. Gdy do niej wchodzę, zastaję Liama wraz z Louis'em, popijających herbatę.

-Louis?- patrzę na niego zdziwiony, bo wydaje się jakby stał, a przecież nie ma na czym. Obchodzę blat, o który się opierają.

-Co!?- nie dowierzam własnym oczom. Czy on do cholery ma ludzkie nogi?! Jak?

-Wszystko ci wytłumaczę.- od razu wtrąca się Liam, odkładając kubek i podchodząc dwa kroki do przodu.- Tylko się uspokój.

-Skąd on kurwa ma nogi?!

-Sam tego nie wiem...- patrzę w jego zakłopotane oczy, sam nie wiedząc co o tym myśleć. To robi się coraz bardziej popierdolone.

-Nie... Nie...- łapie się za głowę. To przechodzi wszelkie pojęcia. Przecież to wszystko jest niemożliwe.

-Czym ty do cholery jesteś?- mowie już bezpośrednio do Louis'ego.

-J-ja...- jak zwykle się jąka w takich sytuacjach.

-Ty co? Naprawdę czym ty jesteś!? To ani trochę nie jest zabawne! Trzymanie kogoś takiego jest szalone! On sam nie wie czym jest.- wybucham patrząc na Liama.- Do tego ten dziwny telefon. Liam czy on ci coś robił?

-Co... Nie.- mówi szybko Liam. Zdecydowanie zbyt szybko.

-Jakoś nie jestem w stanie ci uwierzyć.- mówię wprost.- Co mu zrobiłeś!- patrzę gniewnie na Louis'ego.

-N-nic, przysięgam...- w jego oczach dostrzegam strach, co mnie w sumie nie dziwi.

-Czemu miałbym ci uwierzyć.

-Bo ja tak mówię.- wtrąca się Liam.- Wyjaśnię ci wszystko, tylko się uspokój.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

-To te chujostwo cię zaatakowało?- obracam słoik w dłoni.

-Jak mam być szczery, to był chyba kontratak bo próbowałem to spuścić w kanale. Chyba się broniło.

-Aha, czyli mam rozumieć, że to coś jeszcze żyje?- pytam. Chyba już nic mnie zaskoczy.

-Nie wiem. Wolę o tym teraz nie myśleć. Ważniejsze jest to, że reaguje na domestos.

-Nie no super, bo domestos uratuje cię przed wszystkim.- odkładam słoik.- To co? Sprzątamy? Trzeba ogarnąć ten burdel.

-Taaa.- mruczy Liam, niechętnie wchodząc do łazienki.

-Mogę pomóc?- pyta niepewnie Louis. Obracam się w jego stronę, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Nie uchodzi mojej uwadze to, jak opiera się o ścianę, żeby się nie przewrócić. Wciąż jest niepewny w stosunku do swoich nóg, czemu się nie dziwię.

-Myślę, że będzie lepiej jak usiądziesz i dasz nam posprzątać.- odpowiadam, wchodząc do łazienki. Nie wygląda aż tak źle. Domestos zrobił swoje. Teraz, zamiast mazistego pokrycia, to dziwne coś przybrało wodnistą strukturę. Powiedziałbym, że wygląda jak martwe, ale trzymam się tego, że to nigdy nie żyło. Tak będzie zdecydowanie łatwiej.

-Ja zajmę się podłogą, a ty ogarnij wannę. Ja nie mam zamiaru się do niej zbliżać.- mówi od razu Liam.

-Dzięki...- mówię niezbyt entuzjastycznie.

Nie będę narzekał, ja na miejscu Liama miałbym prawdopodobnie jakąś fobię i unikałbym wszelkich wanien jak ognia. Nic, trzeba zabrać się do roboty samo się nie po sprząta. Wanna zdaje się obsmarowana glutami, ale to tylko pozostałości po tym czymś. Obrzydlistwo, dobrze, że znalazłem rękawiczki. Gołymi rękami bym tego nie umył, jak Liam mógł w ogóle to dotknąć. Rozumiem, że niektórych to nie rusza, ale dla mnie jest to po prostu obrzydliwe.

Po intensywnym szorowaniu, wanna wręcz lśni jak nowa, z czego jestem niesamowicie zadowolony. Nie ma śladu po masakrze, którą tu zastałem, chociaż to nic w porównaniu do zdjęcia Liama.

-Louis jest dziwnie cicho, nie sądzisz?- pytam, zdając sobie sprawę, że odkąd mu odmówiłem pomocy nam, jest tak jakby go nie było. To trochę niepokojące. Co jeśli uciekł, w końcu ma nogi, na których w miarę umie się poruszać.- Pójdę to sprawdzić. Co jeśli uciekł?- dzielę się moimi obawami.

-Louis uciekł? Nie bądź śmieszny, niby czemu miałby uciekać?- prycha, prawie wybuchając śmiechem z niedorzeczności mojego przypuszczenia.

-Nie wiem, jest teraz wolny, może robić co chce.-wzruszam ramionami.

-Niall, nie bądź śmieszny.- uśmiecha się Liam i kręcąc przecząco głową idzie do salonu. W dalszym ciągu zaniepokojony podążam za nim. Salon jest całkowicie pusty, tak samo jak kuchnia, przez co coraz bardziej zaczynam wierzyć w moje przypuszczenia, tym bardziej, że nikt nie reaguje na nasze nawoływania.

-I co, gdzie jest?- pytam poddenerwowany Liama.

-Znajdzie się. Louis! Louis, chodź tu!- w dalszym ciągu go nawołuje, nie otrzymując jednak odpowiedzi. Wchodzimy ponownie na korytarz, a Liam idzie w stronę drwi wejściowych.- Poza tym drzwi są...- Nie kończy, otwierając drzwi.- zamknięte.- szepcze przerażony patrząc na mnie.-O kurwa, Niall! On zniknął!- panikuje.

-Tylko spokojnie, spokojnie. Nie mógł uciec daleko, chodź ubieraj się, na pewno jest gdzieś niedaleko.-zakładam buty.

-A góra? Nie patrzyliśmy na górze.- przypomina.

-Liam, on ledwo chodzi, a co dopiero wchodzi po schodach.

-No tak...-zgadza się niechętnie.

-Poza tym, gdyby tu był, to chyba by nam odpowiedział.- zakładamy kurtki, wychodząc za drzwi. Nie mamy chwili do stracenia.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Hej syrenki🖤

Życzę wam wszystkim udanych świąt🖤 Mam nadzieje, że rozdział się spodobał, do zobaczenia.

Beta: Ode mnie będą trochę dłuższe życzenia, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że lubię się rozpisywać ;P

Życzę wam wszystkim wesołych świąt, spędzonych w najbliższym gronie. Niech wasze marzenia się spełniają. Życzę wam zdrowia, tego fizycznego, jak i psychicznego, miłości i przyjaźni, abyście mieli w kimś wsparcie. Szczęścia, którego niektórym brak. Powodzenia w życiu szkolnym/zawodowym/prywatnym. Udanego sylwestra i tego, aby rok 2019 był rokiem, który będzie należał do was. Trzymajcie się ciepło ❤🧡💛💚💙💜🖤

Dziękuję za gwiazdki i komentarze🖤

Miłego dnia🖤

Nocy🖤

Do następnego🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro