23❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Louis*

Siedzę na białym, skórzanym fotelu. Wokół mnie unosi się zapach oceanu, który kształtem przypomina rybkę. Rusza się ona, jakby naprawdę pływała, chociaż daleko jej do prawdziwej ryby. Wisi na cienkim sznurku przy lusterku, w którym odbija się droga. Co jakiś czas delikatnie ją popycham i patrzę, jak się obraca. To odprężający widok, ale nie lepszy niż ten, który mogę zobaczyć za oknem. Widzę zielone polanki z lasami przy boku i domy z ciemnego drewna, zmieniające się jeden po drugim. I każdy jest inny. Słonce świeci, a w samochodzie Harry'ego jest zaduch.

Obracam się w jego stronę, przypatrując się temu jak kieruje. Jego opalone dłonie mocno trzymają czarną kierownicę z biało-niebieskim logiem na środku. Skupiony na drodze, co jakiś czas dociska pedał gazu.

-Czemu przyspieszasz?- pytam, widząc, jak wskaźnik przybliża się do coraz to większej liczby.

-Żeby jechać szybciej. Poza tym, przez dłuższy czas będzie prosta droga, więc mogę się rozpędzić.- odpowiada, nie odrywając wzroku od ulicy.

W takich momentach żałuję, że nie mogę widzieć jego myśli. Wiedziałbym wtedy o każdym jego sekrecie i o każdym odczuciu, którego doświadczył. Niestety nie zostałem obdarzony tym darem. Dlatego pozostaje mi tylko czekać aż dojedziemy. Odwracam wzrok i skupiam się na białych liniach na czarnym, jak to powiedział Harry, betonie.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Auto zjeżdża, by po chwili się zatrzymać. Odpinam pasy i sięgam po klamkę, jednak Harry zdaje się szybszy.

-Nie wychodź.- słyszę po chwili.

-Czemu?- pytam, obracając się w jego stronę.

-One nie mogą cię zobaczyć. Nie zrozumieją.- mówi, nie odrywając wzroku od kierownicy.

-Kto to te one?- nie rozumiem.

-Moja rodzina. Mama i starsza siostra. Nie mogą cię zobaczyć.- mówi, wyraźnie się spinając.

-Dobrze. Nie zobaczą mnie.- obiecuję.

-Schowaj się na tylnych siedzeniach.- mówi, wreszcie zaszczycając mnie spojrzeniem.- przykryj się kocem, też jest z tyłu.- rozkazuje.

-Dobrze.- mówię, chociaż tak nie myślę. Robię to, co mi każe, po czym ruszamy dalej.

-Nie wychodź.- mówi szybko Harry, po czym wjeżdża do przyciemnionego pomieszczenia i wychodzi z samochodu.

Przykryty kocem unoszę głowę do góry, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważy i przyglądam się rozgrywanej scenie. Harry właśnie przytula się z jedną z kobiet, kiedy druga z nich stoi obok i przygląda się temu wszystkiemu z uśmiechem. Po czym się zmieniają. Rozmawiają przez krótką chwilę, ale niestety nie udaje mi się nic usłyszeć. Znikają za potężnymi drzwiami.

Dopiero wtedy odwracam się na plecy i wparuję w górę. Do mojej głowy wlatują różne myśli i pytania, których nie jestem w stanie zatrzymać.

Ile mam tutaj zostać? Co mam robić? Czy Harry po mnie wróci?

Potrząsam głową na ostatnie pytanie. Przecież to oczywiste, że po mnie wróci, prawda?

♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️

Nie jestem pewien, ile czasu mija, ale Harry nadal nie wraca. Zaczynam się trochę obawiać o noc spędzoną tutaj. Może faktycznie mnie tu zostawił albo o mnie zapomniał. Chyba za szybko mu zaufałem. Czuję się czasem taki głupi, że odechciewa mi się oddychać.

Leżę przez kolejne parę minut, aż słyszę nieprzyjemny krępujący dźwięk pochodzący z mojego żołądka. Nabieram głęboko powietrza i pociągam za klamkę. Otwarta.

Bez wahania wychodzę z pojazdu i rozglądam się. Nawet nie umiem opisać tego co widzę. Może przedstawię to jednym słowem: "graciarnia". Multum nieznanych mi przedmiotów i narzędzi. Ale jedno w tym miejscu się wyróżnia. Na półotwarte, wielkie na całą ścianę wejście, a raczej w moim przypadku wyjście. Obracam się jeszcze raz w stronę auta z minimalną nadzieją, że zaraz skądś wyjdzie mi Harry. Ale jak to zazwyczaj bywa, zawodzę się. Nie obracając się już więcej za siebie, wychodzę i idę przed siebie. Na chwilę tylko zerkam, na średniej wielkości drewniany dom i zaczynam iść przed siebie.

Przez całe moje życie czuję się ograniczany, ale teraz idąc sam ulicą na jakimś osiedlu, czuję wolność i moc decyzji, która bije ode mnie z każdej strony. Pasuje poszukać odpowiedniej duszy.

♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️

Po wędrówce i zapoznaniu się trochę z tym miejscem, zdążyłem zauważyć, gdzie znajduje się jedna z biedniejszych dzielnic. Intuicja podpowiada mi, że tam z łatwością mogę znaleźć coś wartego mojej uwagi.

Przechodzę koło paru obskurnych bloków i dostrzegam potencjalną ofiarę. Jest to chłopak, dość wysoki, ale niezmiernie wychudzony i blady, nawet z tej odległości mógłbym powiedzieć, że wystają mu nienaturalnie kości, nawet czarny kaptur i bluza nie są w stanie tego ukryć. Zaczynam spokojnie do niego podchodzić, bez strachu, bez złości, dość przyjaźnie i ciekawsko. Jak jestem na tyle blisko, że słyszy moje kroki, od razu się obraca, ukazując swoje przekrwione oczy. Jest po dwudziestce, zestresowanym życiem człowiekiem, który zaspokaja swoją żądzę narkotykiem, a raczej rzekłbym, swoją nędzę. Idealny kandydat na pierwsze morderstwo. O ile ciężarnej sarny było mi szkoda, tak patrząc teraz trochę dokładniej na człowieka, wcale nie jest mi go żal.

-Co się gapisz pedale.- mówi, a wręcz wykrzykuje w moja stronę zdartym głosem.

-Co to pedał?- pytam, stając i lekko przekrzywiając głowę. Ten unosi brwi i zaczyna się drwiąco podśmiewać.

-Jak chcesz, to mogę ci pokazać.- rechocze obrzydliwie i odbija się od ściany budynku, podchodząc do mnie. Trochę ciężkawo chodzi, ale nie daje tego po sobie poznać. Jest coraz bliżej, a ja stoję w miejscu. Z widzianym w jego oczach zamiarem popchnięcia mnie na przeciwległą ścianę, ja wyprzedzam go i przyduszam, wyciągając z niego jęk. Ściana jest chropowata, a ja mocno na niego napieram, wbijając boleśnie w niego pazury. Kto, widząc mnie, powiedziałby, że drzemie we mnie siła? Raczej powiedzieliby, że dałbym się pobić temu mężczyźnie, albo zrobić rzeczy, o których jeszcze nie mam pojęcia.

Bez zastanowienia łapię go za szczękę i drwiąco pytam.

-To powiesz mi co to pedał, czy zostawisz mnie w niewiedzy.- uśmiecham się przy końcu.

-Złaź ze mnie kurwa popierdoleńcu jebany! Skądś ty się kurwa urwał!- pluje mi w twarz. Na co ja bez większego wysiłku kopię go w brzuch, uzyskując tym rozwarcie się ust i wysysam jego marną duszę. I tak nie była wiele warta, a ja przynajmniej jestem najedzony. Puszczam jego wiotkie już ciało i odchodzę, nie zostawiając żadnych śladów.

♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️♠️

Witam was serdecznie moje syrenki🖤

Na trochę mnie wcięło, ale postaram się pisać, w końcu tyle czasu wolnego teraz :D

Beta: Duh. Nudziło mi się bez tego sprawdzania ;P

Dziękuję za gwiazdki i komentarze🖤

Miłego dnia🖤

Nocy🖤

Do następnego🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro