Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pieprzony Wybraniec! - rozległ się głośny wrzask

- No, idioita znowu się gdzieś szlaja - rozległ się drugi głos, w którym wyraźnie pobrzmiewała dezaprobata i obrzydzenie - a potem to na nas spadnie wina, że go nie upilnowaliśmy

- Ale pieniądze i tak będą nasze, Dumbledore wyraził się jasno, a umowa to umowa - powiedział z satysfakcją tamten - rozumiesz Hermiono, całe skarbce Potterów i Blacków będą nasz - ekscytował się tamten.

- Wiem Ron i też się cieszę ale najpierw trzeba znaleźć tego nieudacznika, nie może jeszcze zdechnąć, ma zabić Voldemorta!

- Och chciałbym żeby to już się stało, bo jeszcze ten idiota zorientuje się, że tego nie przeżyje i nie będzie chciał się poświęcić!

- Spokojnie jest na to za głupi, z niczym nie poradzi sobie sam! - już po chwili w pomieszczeniu rozległ się obrzydliwy, piskliwy rechot. Niedługo dołączył do niego drugi, męski, brzmiący jak małpie szczeknięcia połączone z kwikiem świni.

Obydwie osoby - Ron Wesley i Hermiona Granger - tak zatraciły się w swoich marzeniach, że nie zauważyli uchylonej ramy od portretu chroniącego wejście do wieży Gryffindoru. A za nim stał czarnowłosy chłopiec, z którego oczu wylewały się łzy. Siedział wcześniej w pokoju życzeń płacząc po swoim ojcu chrzestnym. Kiedy wrócił do wieży Gruba Dama strzegąca wejścia specjalnie się uchyliła aby mógł to usłyszeć. A usłyszał dwa niepokojąco znajome głosy, i swoje nazwisko. Zajrzał do środka i zobaczył tam trójkę swoich najlepszych przyjaciół. Rona, Hermionę i Ginny. I usłyszał całą rozmowę. A teraz z łzami spływającymi po policzkach biegł korytarzem byle dalej bo nie mógł już tego słuchać.

Wpadł z powrotem do pokoju życzeń i zatrzasnął za sobą drzwi. Osunął się z płaczem na ziemię. Po stracie Syriusza to oni byli jedynymi bliskimi mu osobami. Ich zdrada była jak cios prosto w serce. Jego życie, porażka. Tyle bólu. Ale każdy ma swoje granice. A jego została przekroczona.

Jego ból, poczucie straty i samotność w jednej chwili zostały zmienione w wielką, gorejącą nienawiść. Nienawiść do fałszywych przyjaciół, do Dumbledora, do wszystkich, którzy go kiedykolwiek skrzywdzili. Tak się w niej zatracił, że nie zauważył magii wirującej wokół niego. Ale tylko przez chwilę. Kiedy ją wreszcie zauważył był zdumiony. Gęsta, czarna, wirująca chmura. To była jego magia. W stu procentach mroczna. A więc jednak dysponuje potęgą. Uwolnił ją.

W jednej chwili wszystko co znajdowało się w pokoju życzeń zmieniło się w pył i gruzy. Poczuł satysfakcję. Podobał mu się ten chaos i zniszczenie, które spowodował. W myślach rozkazał pokojowi się naprawić. Powoli podszedł do łóżka, które zmaterializowało się po środku pokoju. Położył się na nim machnięciem ręki zmieniając ubrania szkolne w pidżamę. Dopiero po chwili zrozumiał co zrobił. Magia bezróżdżkową i niewerbalna poszły mu równie łatwo co oddychanie. Zaśmiał się mrocznie, a ten śmiech poniósł się złowróżbnym echem po pokoju. Bój się czarodziejski świecie, bój. Bo oto nadchodzi Harry Potter, który wcale nie zamierza was ratować. I zasnął otoczony swoją magią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro